Rozdział 22. Balonowa wstążka



Żyjemy, aby walczyć jeszcze jeden dzień.
~ Stephen King Lśnienie


          Po nocnym huraganie pozostało tylko zimne wspomnienie. Czas nieubłaganie płynął i nie miał zamiaru się zatrzymać. Noc ustępowała miejsca wschodzącemu słońcu. Coraz to jaśniejsze barwy gościły nad głowami zaspanych Kalifornijczyków.
          Budzik zadzwonił punktualnie o 6:31. Siedząc przy śniadaniu, milczeli. Nie po raz pierwszy. Lecz tym razem to milczenie było wyjątkowo ciche. Brunetka powoli poruszała łyżeczką w kubku gorącej herbaty, tak by nie zagłuszać swoich myśli. A on siedział przy stole i zrezygnowawszy z codziennego chlipania kawy, pił ją spokojnie, rozkoszując się przyjemnym zapachem. Marmurowy blat błyszczał jak zawsze, ale nawet on wydawał się jakiś inny. Samo powietrze było martwe. Oboje czuli wewnętrzny niepokój niewiadomego pochodzenia.
          Trzymając się za ręce, wyszli z domu. Ona zamknęła drzwi, a on bramę garażową. Zerknęli na siebie i uśmiechnęli się promiennie, choć ten dobry humor miał się zaraz rozpłynąć. Roger nie wiedział o niczym. Po prostu został odwieziony do wujka Randy’ego i cioci Peny, tak jak to bywało w niektóre weekendy. Starali się zachować wszelkie pozory normalnego życia. Gdy uporali się z kiepskim samopoczuciem po okłamaniu dziecka, gdzieś wewnątrz wyczuli tremę. W końcu niecodziennie jeździli w takie miejsca. Mijali kolejne przecznice, czując się coraz mniej komfortowo. Nie wiedzieli czy można zadawać trudne pytania, a na takie szukali odpowiedzi.
- Może do niej zadzwonisz? Skąd będziemy wiedzieli gdzie jest...
- Michelle! - Kate zignorowała Axla i pomknęła w stronę znajomej brunetki, która okupowała automat z kawą nieopodal wejścia.
- Hej, Chelle - wyraźnie się uśmiechnęła, jednak nijak się to miało do obrazu jaki zapamiętali z czasów gdy szczerzyła zęby przez cały dzień.
- Cześć... - niepewnie uścisnęła każdego z osobna i zabierając kubeczek kawy, poprowadziła ich do windy. Unikała ich wzroku. Nie sądziła, że po tak długiej rozłące nie będą mieli o czym rozmawiać. Stanęli naprzeciwko sali. Michelle raz jeszcze zerknęła na parę i uśmiechając się słabo, przekroczyła próg.
- Jim, masz gości – mruknęła niezbyt żywo - choć próbowała zabrzmieć wiarygodniej - i szeroko otworzyła drzwi.
- Ciocia Kate! Wujek Axl! Co tu robicie?! - radość w oczach małego chłopca nie miała granic. Choć w jego dziecięcej główce błyskawicznie zrodziła się myśl gdzie jest Roger, postanowił zaczekać z tym pytaniem. Pozwolił nawet pocałować się w policzek i przygładzić loczki na czole. Wszystko po to by w końcu zaspokoić ciekawość i bez ogródek zapytać
- A czemu Roger nie przyjechał? – zobaczył jak twarze Rose’ów zastygają w nieznających odpowiedzi minach i na moment przeniósł wzrok na czerwone Ferrari – którym właśnie ścigał się z wujkiem i jego Plymouth’em – lecz i ten gest nie zdołał wydusić z nich słowa w kolejnej sekundzie. Wpatrywali się w dzieciaka, zastanawiając się czy on naprawdę tak wiele rozumie i czy w jego wieku potrafiliby myśleć podobnie. Wiedzieli jedno - nie będzie łatwo zamydlić mu oczy.

          Szpitalny obchód zaczął się tak jak zawsze. Niedługo po dziewiątej lekarz prowadzący zajrzał do sali chłopców, pielęgniarka zmierzyła temperaturę i ciśnienie każdego malucha, zanotowała wszystko na karcie pacjenta i odwiesiła ją na miejsce. Łysawy doktorek w tym samym czasie wygłaszał plan dalszego leczenia i wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie jego ostatnie słowa
- No, teraz pozostało tylko zrobić pamiątkowe zdjęcie i przyciąć te loczki - uśmiechnął się słabo i ujrzawszy minę małego, zrezygnował z dalszych przemówień. Gdy wyszedł w oczach malca zebrały się łzy. Przez chwilę, która trwała tysiąc lat, milczeli wszyscy. Dopiero nagły szloch małego Jima rozbroił ciszę na dobre.
- Mały... ej, ej... nie płacz... - Slash drżącymi dłońmi złapał ramiona Jima i przykucnął naprzeciwko niego. Próbował patrzeć mu w oczy, ale mały brunet wciąż uciekał wzrokiem w przeciwną stronę. Zaskoczona i słowami doktora, i nagłą reakcją Slasha kobieta musiała kilka razy zamrugać żeby twardo stanąć na ziemi. Jednocześnie w głowie malucha dźwięczały słowa ojca: prawdziwi faceci nie płaczą.
- Ja nie płaczę - wydusił z siebie, próbując pokazać tacie, że jest tak twardy jak powinien być.
- Założę się, że kiedyś będą dłuższe niż moje - Slash uśmiechnął się promiennie, ale maluch nie był zbytnio przekonany do jego słów.
- Ale... ja chciałbym wyglądać tak jak ty. A ty nie masz krótkich włosów - zawył już nieco teatralnie, a na twarzy Mulata pojawił się cichy uśmiech. Próbował go ukryć przed Michelle. W końcu wiedział, że zawsze marzyła o tym, by to z niej brał przykład.
- Zluzuj majty, Jim - mały Anthony, chcąc nie chcąc, wsłuchiwał się w rozmowę obok i nie potrafił nie wtrącić słówka - Tata mówi, że dziewczyny wolą łysych - Hudsonowie popatrzyli po sobie i omal nie parsknęli śmiechem.
- Mnie na przykład łysi bardzo się podobają - nieśmiało wtrąciła Chelle. Wzrok Slasha przeraził ją bardziej niż słowa, które wypowiedziała. Tak naprawdę nikt do końca nie wiedział czy Hudson następnego dnia nie pojawi się w szpitalu bez włosów.
          Chłopcy w spokoju jedli obiad, a Rose'owie postanowili w tym czasie wyciągnąć Chelle poza mury zimnego, paskudnie przytłaczającego szpitala. W najbliższej kawiarni kupili kawę - choć brunetka zupełnie niczego nie chciała zamówić - i przez kolejne minuty próbowali rozmawiać o czymkolwiek, co odbiegałoby od tematu Jima. Ten zabieg się nie udał. Kobieta, której dziecko być może nie poradzi sobie z chorobą, nie myśli o niczym innym niż o byciu blisko tego malucha. Chelle rozpłakała się w ciągu kilkunastu minut. Siedząc i patrząc za okno, gdybała co będzie jeśli...
- Będzie dobrze, prawda? - Kate mocno ściskała brunetkę, energicznie głaskając jej ramię - Axl, powiedz coś. - Zażądała, obracając się przodem do mężczyzny. Rose rozchylił usta, starając się wydobyć z siebie choć jedno słowo.
- Dzieciak za kilka miesięcy wróci do domu i będzie jak daw... - za późno ugryzł się w język. W tak niefortunnej sekundzie zapomniał o tak istotnej rzeczy. Chelle westchnęła ciężko. Właśnie... jeśli wyzdrowieje, to gdzie pójdzie, pomyślała. Co z rozwodem. Mieli tyle rzeczy do zrobienia. I gdyby nie choroba, już dawno byłoby po wszystkim.

          Pierwszą chemię Jim miał dostać za dwa dni. Zamknął oczy i kazał mamie ściąć włosy jak najszybciej się da. Brunetka cicho płakała i cudem nie pokaleczyła sobie palców, odcinając kolejne loczki zza łzawej zasłony.
          W tym samym czasie Mulat szwendał się bez celu po najbliższym placu obok szpitala i z rękami w kieszeniach kurtki zerkał w stronę słońca, szukając... sam w zasadzie nie wiedział czego. Mijał maleńkie sklepiki, kawiarnie, punkty z grami hazardowymi, aż wreszcie w zamyśleniu zderzył się z jakimś człowiekiem. Obracając wzrok w jego kierunku, spodziewał się gwałtownego naskoku, lecz nic takiego nie miało miejsca. Mężczyzna wręczył mu jedynie średnich rozmiarów czerwonego balonika z zieloną wstążką. Mulat wręczył mężczyźnie parę groszy i oszołomiony niespodziewanym zakupem podążał w kierunku powrotnym. Co chwilę zerkał na czerwony balonik i nie mógł oprzeć się wrażeniu jakby znowu miał 5 lat. Miał głęboko gdzieś to, że ludzie patrzyli na niego jak na wariata, gdy wsiadał do windy z balonem tuż obok głowy, chciał tylko zobaczyć uśmiech na twarzy dzieciaka, na którym tak piekielnie mu zależało.
          Po drodze nie spotkał żywej duszy. Bez problemów przemycił więc balonik na oddział. Nie mógł znaleźć Chelle. Wszyscy gdzieś się rozpłynęli. W sali był tylko Anthony i Jim. Mały chłopiec na łóżku obok okna leżał zawinięty w kołdrę i nie do końca wiadomo było czy śpi, czy tylko udaje. Anthony zaś postanowił odnaleźć rodziców, gdy tylko zobaczył Saula. Mulat delikatnie nachylił się nad łóżkiem, by zobaczyć twarz chłopca. Jak wielkie było jego zdziwienie gdy ujrzał świeże łzy na policzkach Jima. Jima w krótkich włosach. Pogłaskał go po głowie i przywiązał balonik do łóżka. Jeszcze chwilę spędził wpatrując się w małego. Nagle usłyszał cichy szloch dochodzący z okolicy. Rozejrzał się ze zmrużonymi powieki, jednak nikogo nie zauważył. Przeszedł kilka kroków i zauważył, że drzwi do łazienki są otwarte.
          Od kilku długich minut siedziała oparta o zimną ścianę i wpatrywała się w sufit. Sama nie wiedziała kiedy łzy zaczęły strugami napływać do jej oczu. Saul niepewnie podszedł bliżej.
- Ćśś, w domu możemy płakać, ale nie tutaj - popatrzyła mu w oczy, jakby nie wiedziała co ma na myśli używając słowa dom. Złapał jej twarz w dłonie i kciukami otarł łzy. Odtrąciła jego ręce i sama mocno wytarła oczy. Bezustannie na nią patrzył. Było mu żal, że nie umie tak po prostu jej pocieszyć. Za wszelką cenę go unikała. Robiła wszystko byleby nie zostali tylko we dwoje. I mimo że czasem dzwoniła do niego późno w nocy, nie dawała po sobie poznać, a raczej rozszyfrować, tego co kryło się w jej wnętrzu. A kryło się niemało. Ogromnie bała się, że zdradzi ją spojrzenie. Kobieta czuje, kiedy coś się zmienia. A ta zmiana była wyjątkowo niechciana. Na pewno nie w tym czasie.

          Niedługo potem zostali sami. Powoli zaczynali przyzwyczajać się do codziennego widywania swojej twarzy od świtu do zmierzchu, lecz to wciąż była uciążliwa obecność.
          Powrót do domu od początku można było sklasyfikować na pierwszej pozycji listy największego napięcia w nieokreślonej relacji Slasha i Michelle.
- Wsiadasz? - zapytał Saul, gdy brunetka chciała przejść na drugą stronę ulicy.
- Pojadę taksówką.
- Daj spokój - wygrał. Nie miała ochoty patrzeć na zapuszczonego taksówkarza.
Gdy oboje zatrzasnęli drzwi, Mulat bez słowa ruszył z warkotem przyjaznym uszom koneserów starych silników.
- Nie powinniśmy zostawiać go tam samego - poczuła ból w gardle i nie zdołała powiedzieć już niczego więcej. Slash spojrzał na nią, gdy błyskawicznie zmieniał bieg. Wyglądała tak nieszczęśliwie, że widok ten niemal i jego wprawił w całkowitą depresję.
          Mulat denerwował się na każdym skrzyżowaniu. Wyzywał kierowców, którzy jechali zbyt wolno lub ruszali na zielonym po dłużej niż sekundzie. Uderzał w kierownicę, popędzając każdego kto nawinął mu się przed nos.
- Przestań - jęknęła, łapiąc się za skronie.
- Nie przestanę, bo jakiś burak zawalił całą drogę! Jak mam, kurwa, skręcić?! – nie wytrzymując wewnętrznego napięcia dała upust negatywnym emocjom – jak sama uważała – w najbardziej prymitywny sposób we wszechświecie, inaczej mówiąc, rozpłakała się. Lecz nie wyła jak wilk do księżyca ani jak porzucona przez miłość swego życia 13-latka. Ona płakała inaczej, bardziej wewnętrznie, indywidualnie. Zamykała się w swojej własnej klatce ze swoim własnym demonem, którego od dawna próbowała otumanić elavilem. Lecz same pigułki tylko pogarszały jej samopoczucie. Nie potrafiła skupić się już na niczym. A by przespać 6 godzin musiała łyknąć tabletkę nasenną.
- Jutro spotkamy się w szpitalu - warknęła i szybko zniknęła mu z oczu. Biegła cienką dróżką do drzwi i o mały włos nie skręciła kostki na śliskim kamieniu. - Ał... - wydała z siebie obolały jęk i wolniej doszła do drzwi.
          Wsunęła klucz i otarła łzę spod oka. Dotknęła klamki, a jej serce zaczęło bić szybciej. Obejrzała się za siebie, lecz Slasha już nie było. Starała się nie oddychać zbyt gwałtownie, jednak w jej głowie powstawały najstraszniejsze wizje. Usłyszała trzask i omal nie podskoczyła. Wyjęła klucz z zamka i mocno ścisnęła pęk w dłoni by nie zabrzęczał. Drzwi były otwarte...

***
Wracam po bardzo długiej przerwie i strasznie mi głupio. 
Nie umiem zebrać się w sobie żeby robić coś systematycznie. Przepraszam. 
Wrócę z kolejną falą pomysłów.

Całuski.

P.S. Z kim widzę się na Slash'u?

Komentarze

  1. O Boże, jesteś!
    Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię!
    Ale daj mi jakieś półgodziny. Zrobię dla Ciebie wyjątek i postaram się przeczytać jeszcze dzisiaj, jak i skomentować. Ale pół lub godzinka, Reverie. ;___;
    Wybacz za spam. ;____;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha jestem!
      Mogę czekać nawet tysiąc lat :D
      (Taki spam to ja lubię)

      Usuń
  2. Trochę czekaliśmy i nie zawiodłaś nas jak zawsze! Wyjaśnij mi coś moja droga- jak ty to robisz, że ja zawsze płaczę. Przez przypadek włączyło mi się Bent To Fly- to wina Spotif no i do tego to...
    Wyobraziłam sobie Jimm'ego. Jak się uśmiecha a potem ten uśmiech powoli znika z jego twarzy, bo dowiaduje się, że jego loczki znikną. Wyobraziłam sobie jak płacze, a później jak Michelle płacze gdy obcina mu włosy i to ja zaczęłam płakać jak dziecko. Tak jakbym była Michelle. Matko...Ja nie mogę wytrzymać z myślą, że ten maluch tak cierpi. Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz...Oby.
    Rozumiem Michelle i wybuch Slasha mógł ją przestraszyć, ale jak widzę, że on się stara (bo stara) to jego też mi jest szkoda. Czasem nawet bardziej niż Michelle. Sama nie wiem czemu. Facet zawsze powinien być twardy, udawać, że wszystko okej, a on? Szkoda mi go.
    Jak zawsze pięknie. Warto czekać. Kocham to twoje opowiadanie no...Nie mogłabyś chociaż raz na jakiś czas napisać coś źle, żeby nie musiała samych komplementów pisać? Hahaha.
    Już czekam na następny!
    PS: Kurde genialnie by było spotkać Cię na Slashu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuśku, kamień z serca, droga Haniu!
      Ja nie wiem co robię, chyba tak samoistnie się dzieje, że ludzie płaczą czytając - tu będzie narcystycznie - o jakby na to nie patrzeć kruchych tematach.
      To obcinanie włosów strasznie mnie dobiło. Sama ta czynność jest dobijająca. Ale jeśli wyszło wiarygodnie to się cieszę.
      Czy mam to rozumieć jako naganę dla zbyt miękkiego Slasha?
      Dziękuję po stokroć za przemiłe słowa!
      Postaram się w końcu wrzucić coś totalnie beznadziejnego, haha!

      A czy będziesz na GC? :D

      Usuń
    2. Nie. To nie nagana...Tak szczerze mówiąc (ale cii) uwielbiam go takiego. Delikatnego. Nie wiem, ale pałam do niego większą sympatią, gdy ukazuje swoje uczucia i jest taki...delikatny. Serio, uwielbiam go takiego. To dziwne, bo facet powinien być twardy, ale ja nie lubię jak się zgrywa, wolę go takiego uczuciowego- także to raczej pochwała :)
      GC niestety nie- najwyższe trybuny :(

      Usuń
    3. W takim razie pięknie dziękuję :)
      (i przyznaję się bez bicia - też go takiego kocham)
      Kurdełę, szkoda ;c
      Może spotkamy się w kolejce po autograf!

      Usuń
    4. Albo gdzieś przed areną!

      Usuń
    5. Przed areną to tak około 13, bo później siedzę w kolejce :D

      Usuń
  3. Przeczytałam! Zeszło więcej niż godzina, ale okazało się, że komentowanie zaległych rozdziałów zabiera więcej czasu niż się wydaje, niestety. Wiesz, tak bardzo chciałam tu już w końcu przyjść, zobaczyć co się wydarzyło, co się zmieniło. Ale zajęło mi to dużo czasu i z każdym komentarzem jaki zostawiałam u innych, nie mogłam się doczekać, kiedy zostawię coś u Ciebie. Teraz, kiedy mam ten rozdział za sobą, nie wiem, co napisać. Właśnie w tym momencie stoję w miejscu z palcem na Shift'cie i zastanawiam się od jakiej literki zacząć zdanie. Nieciekawie, prawda? Ja wiem, że teraz właśnie zaczynam nowe zdania, ale nie ma pojęcia od jakiego zacząć rozmowę o rozdziale. Może od...?
    Michelle - już, zaczęłam. Proszę o brawa. Michelle i Slash, ten temat zawsze muszę poruszyć, ale chcę go poruszać i za każdym razem mówić o tym, co się zmieniło przez ten czas. I w ich uczuciach, i w moich odczuciach. A zmienia się powolutku, ale zmienia. Raz są bliżej, raz dalej. Raz w tą, raz w tamtą. Raz się nienawidzą, raz się powoli do siebie przekonują - w przypadku Chelle, jeśli chodzi o ostatnie zdanie, bo tak naprawdę stary Slash wrócił. Wrócił dla wszystkich, ale nie dla Michelle. Ona nadal go nienawidzi i stara się pokazywać, że wcale go nie potrzebuje. Ale wszyscy wiemy, ze to nieprawda, wiemy, że ona coś tam do niego jednak czuje. Ale nie okazała do tej pory i raczej nie okaże w ogóle, chyba.
    Obydwoje są trudnym tematem, na który mam już niby wyrobione zdanie, ale sama nie jestem pewna, czy ono się czasem nie zmieni. Bo zmienić to się ono może, wraz z przebiegiem niektórych wydarzeń. Oby szczęśliwych, oby korzystnych dla Saula. I oby... Oby Jimi wyzdrowiał. Wszystko musi być kiedyś w porządku, prawda? Kiedyś wszystko wróci do takiego stanu, w jakim było? Zawsze tak powtarzam. Przeważnie kiedy nic się nie układa - mówię sobie, ze wróci kiedyś to co było i znów będzie normalnie. I przeważnie... Przeważnie wraca. I mam nadzieję, że tu też wróci. Tylko czy Michelle będzie potrafiła wrócić? Znów się uśmiechać, być z Hudsonem?A czy będzie potrafiła się z nim rozwieść? Są dwie strony i kiedy o którejś z nich myślę, nasuwa mi się pytanie czy Michelle jest zdolna do tego, aby to zrobić. Czy jest zdolna, aby wrócić do Slasha? I czy jest zdolna rozwieść się z nim? - To dwa pytania, na które nie znam odpowiedzi, choć jeszcze niedawno byłam za tym, aby wzięli ten rozwód i się nie męczyli. Ale teraz jest inaczej. Przekonałam się jakoś do Hudsona i mam nadzieję, ze Chelle również to zrobi. Mam nadzieję, ze wiele dobrych rzeczy się tu wydarzy, i oby tak było.
    Dziękuję Ci, Reverie, że wróciłaś i błagam Cię, aby następny był szybciej. Rozumiem, że teraz mniej czasu, przez pogodę się może nie chcieć (bo mi samej się nie chce), ale proszę Cię - szybciej!
    Weny, dużo weny, Reverie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Faith!
      Dziękuję - od samego początku - za te pokrzepiające słowa.
      Co do Slash'a i Michelle to genialnie ubrałaś ich relację w słowa. Co do finału tej...hm znajomości to chyba jeszcze nie do końca jasne w jakim kierunku pójdą.
      Szczególnie ucieszyły mnie słowa "stary Slash wrócił". W sumie na to czekałam.
      Bardzo dziękuję za jasną analizę! Tego potrzebowałam. Rozwód czy powrót? Brzmi jak dobry tytuł na rozdział!
      Postaram się napisać coś szybciej. Obiecuję!
      I od razu zapowiem - bo jak nie zapowiem to nie będzie dla mnie motywacji - że szykuję jakiś słodziutki dodatek na święta (tak naprawdę mam go dopiero w planach).
      Dziękuję i ja, za ten wspaniały komentarz i za mentalne wsparcie, za wszystko!

      Usuń
  4. Reverie, w końcu jesteś! :) Bałam się, że nie wrócisz, a tu patrzę... BUM! Powiadomienie o nowym u Ciebie. Aż przetarłam oczy, haha. Jejku, naprawdę się ucieszyłam. Ale dobrze, już dobrze... Powoli przejdę do fabuły.
    Po pierwsze: bardzo szkoda mi tego Malca. Och, mówię prawdę! Biedactwo musi tyle wycierpieć i... nienawidzę Cię za to, jednocześnie Cię kochając. Bo serce mi się kraje, kiedy czytam o łzach i smutku Jima (zresztą nie tylko, ale to za chwilkę). Nie rozumiem losu, jaki spotkał tego poczciwego chłopca, dlaczego to on musi przeżywać tyle bólu, a nie jego ojciec, co? Boże, fragment o obcięciu włosów wywołał u mnie dwie skrajne rzeczy: gorycz w sercu i uśmiech na twarzy. To dziwne, ale... wszystko wewnątrz człowieka ściska, jak takie dzieciątko płacze, nawet przez tak błahą sprawę, ale jednocześnie słowa: "Ale... ja chciałbym wyglądać tak jak ty. A ty nie masz krótkich włosów", skierowane do ojca wywołują ciepło w duszy, bo to po prostu miłe. :) Jednakże szkoda mi go, cholernie szkoda i trzymam kciuki, aby z Jimem wszystko było w porządku, w końcu to cudowny dzieciak.
    Kolejnym zagadnieniem są Michelle, Slash i relacja między nimi. Kobiety mają pierwszeństwo, tak? Tak. Chelle jest drugą osobą, której mi żal. Nie potrafię wyobrazić sobie męczarni, jakie musi przechodzić matka śmiertelnie chorego dziecka. Ponadto jest ona skrzywdzoną kobietą, zmuszoną do przebywania ze swym oprawcą-ojcem jej dziecka. Ugh, kiedy płakała w szpitalnej łazience i Slash chciał jej pomóc, pomyślałam, że może mu wybaczy i znów stworzą tak świetną rodzinę... Ale to byłoby zbyt piękne, prawda? W takim razie go odepchnęła, a mi przypomniały się te wszystkie złe chwile. Nie wiem, co mogłabym jeszcze o niej napisać, więc wyznam tylko, że smutno mi z jej powodu (ale to już wiesz).
    Natomiast Hudson... Oj, człowieku, co ja z tobą mam? Raz cię nienawidzę, raz mi cię szkoda... Pieprzony egoisto! Slash to bardzo kontrowersyjna postać, zwłaszcza w tej części opowiadania. Z jednej strony jest dobrym, troskliwym ojcem i... mężem(?), a z drugiej okropnym i złym człowiekiem. Tyle, że również i jemu współczuję. Jest ojcem Jima- to chyba wszystko wyjaśnia. Tytułowa wstążka także wywołała u mnie uśmiech, haha. :)
    A to, co jest pomiędzy Michelle a Saulem? Wydaje mi się, że do siebie nie wrócą, że kobieta by tego nie wytrzymała i na to nie pozwoliła, ale... No właśnie, zawsze jest jakieś "ale"! ALE, nie ukrywam, chciałabym, żeby może jeszcze raz spróbowali. A to wszystko wina ich wspólnego cierpienia, które ewidentnie ich do siebie zbliżyło, wtórnie. Sama nie wiem, co o tym myśleć, wiesz?
    Cieszę się, że w końcu Kate i Michelle się tam spotkały. Axl to inna sprawa, chociaż też fajnie. Ogólnie bardzo lubię ich związek w tym opowiadaniu. Wyjątkowo. Znowu jest mi kogoś żal, tym razem Kate. No, bo przecież Michy to jej przyjaciółka i... wiadomo, kto chciałby patrzeć na płaczącą, bliską Ci osobę, nie wiedząc z resztą, jak ją pocieszyć? Chyba nikt. Nie zdziwiłam się, że Roger nie pojechał w odwiedziny do Jima. W końcu to dziecko, a dzieci muszą mieć kolorowe dzieciństwo, bez smutków i płaczu. Tylko szkoda, że Jim był przez to podwójnie smutny, ale w końcu to mądry chłopiec.
    I końciwa część. Matko, musiałaś skończyć w tym momencie?! Musiałaś?! O co chodzi?! Nie mam nic do powiedzenia, bo to tak tajemnicza sytuacja. Znowu nie będę mogła spać, a miałam się wyspać. :c
    Reverie, już kończąc, jesteś świetna i nie przepraszaj za nieobecność, przynajmniej nie mnie, bo ja mogłabym na kolejny rozdział latami. :) Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Suicide,
      jakże mogłabym to tak po prostu rzucić? No dobra... miałam chwilami takie myśli. Wydawało mi się, że jak przychodzi pewien wiek to uznaje się coś takiego za dziecinadę, ale jednak wcale tak nie jest.
      Cieszę się z powrotu.
      Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję!
      W sumie to jestem na siebie zła, bo miało być więcej całej reszty Gunsów, ale no co ja poradzę, że właśnie teraz mi tu nie pasują?
      Wracam. Wizyta Axla i Kate była tu chyba jedynym z góry zaplanowanym zdarzeniem, a mimo to nie jestem zadowolona z tej części. Straszliwie.
      Michelle i Slash to chyba najdziwniejsze o czym w życiu pisałam. Tak strasznie chcę wepchnąć do tego związku wszystkie moje wizje, że pewnie pod koniec wyjdzie z tego jakiś chłam. Nie wiem co zrobić z Hudsonem. I czuję tak samo jak ty. Raz go kocham, raz nie i tak na okrągło.
      Ta soczyście naciągana końcówka wpadła mi do głowy na 10 sekund przed publikacją. Może coś się tam wykluje? Kto to wie...

      Biję pokłony w podzięce i pozdrawiam gorąco!
      Dziękuję! :)

      Usuń
  5. Reverie... Spojrzałam na datę, w pierwszej kolejności, co zobaczyłam? Zobaczyłam, że mamy listopad, a poprzedni rozdział czytałam jeszcze w sierpniu. I wydało mi się, że było to tak niedawno. Ja pamiętam, kiedy opowiadałam Ci o Mulacie z mojego tureckiego wypoczynku, który wyglądał na prawowitego syna Saula Hudsona i Michelle. Pamiętam, że dopiero co powiedziałam Ci, że jesteś jak Bóg w tamtym świecie. Ty w ich, ja w swoim, w swoich dziełach. Nie boję się nazywać ,,dziełami'' pewnych treści, Kochana, bo niektórym się to należy. A Tobie na pewno. O Panie, ja nie wiem, co powinnam...jak zacząć...od czego... Rzecz w tym, że czekałam na ten rozdział - i nie. Wchodziłam do Ciebie średnio co dwa, trzy dni. Patrzyłam, czy nic nie pojawiło się przez ten czas. I nie zareagowałam zupełnie, że w końcu coś. Bo co ja powinnam zrobić? Powinnam się ucieszyć? Z czego, nie oszukujmy się. Że znów dostanę kulką między oczy, czytając o tym, jak Bogu ducha winne dziecko, którego śmiech zastąpiłby energie, gdyby to było możliwe, umiera? Za nic. Ono jeszcze nigdy tak nie żyło. Skoro nigdy nie żyło, jak ma umrzeć. I dlaczego ma w ogóle...
    Tak naprawdę ja cały czas trwam w przekonaniu, że to u Jima zdiagnozowano białaczkę, ale to Michelle ze Slashem ją noszą w sobie. Ich serca mają białaczkę. A ja mam zasłonę z łez w oczach. Nie potrafię, nie chcę, Reverie. Nie pojmuję. Nie umiem składnie napisać Ci tego, o czym myślę. Przepraszam.
    Cudownie jednak, że jest ktoś taki jak Kate i Axl. Już dawno miałam wspominać, jak bardzo niesamowity jest tutaj Rose. Ja mam wrażenie, że czytam o kimś zupełnie zwyczajnym, normalnym i... O kimś, kto tylko nazywa się Axl Rose. On nie jest tym, którego my znamy z jakiegoś durnego życia realnego, które jest koszmarnie nudne, rutyna. Chciałabym takiego Axla nawet, och. Chelle ma ogromne szczęście, że w swoim życiu napotkała się na taką kobietę, jaką jest Kate. I tego jej zazdroszczę.
    Boli mnie psychika. Bolała mnie, kiedy młodemu należało ściąć piękne loczki. Bolało mnie, kiedy chłopiec zaczął z bezradności płakać. Ponieważ chciał wyglądać jak tata, chciał mieć długie włosy. Bolało mnie, kiedy matka musiała mu je obciąć, choć gdyby mogła, a to by coś dała, pewne obcięłaby sama sobie wszystko, co można i jeszcze więcej. Ukuło mnie to, kiedy powiedziała, że uważa łysych za bardzo przystojnych i padło stwierdzenie, że bardzo prawdopodobne okazało się być, że Hudson odwiedzi jutro szpital bez swojego głównego atrybutu, tak to nazwę. Kogo ona próbowała oszukać? Syna? Siebie? Przyjaciół? Saula...?
    Młody jest taki odważny. Chciałabym wiedzieć, ile on sam wie z tego, co się wokół niego dzieje. Ile rozumie, na pewno widzi, że coś jest nie tak. Że ta choroba jest znacznie poważniejsza, niż wszyscy, z koszmarnie sztucznym uśmiechem, mu wmawiają. Ja myślę, że on naprawdę wie...ale sam gra. Że wierzy w ich kłamstwa. Jim jest tylko i aż dzieckiem. Dzieci widzą więcej, niż mili dorośli myślą, prawda? A co wie Jim? Którego matka jest martwa odkąd zdiagnozowano u niego tego potwora?
    Nie wiem już sama, co sądzić o końcu. Michelle żyje od pewnego czasu w takim świecie, że mogłaby zastać w domu Jezusa, siedzącego na jej kanapie w salonie, i pewnie nie wywarłoby to na niej większego wrażenie, mogłaby zignorować i pójść się położyć. Albo podjeść do tego, dając mu prosto w twarz, po czym obrzucić wiązanką wyszukanych epitetów, pytając, co oni takiego zrobili. Dlaczego Jego ojciec bawi się w jakąś chorą ruletkę, która wskazuje kolejno nowe dzieci na świecie, mające zapaść na nieuleczalne choroby. Kto wie, jak działa ten...świat.
    Och, co mi więcej zostało? Nie powiem Ci nic więcej o tym rozdziale. Nie piszę od dawna, czy podobał mi się, czy nie. Czy tego nie widać po moich komentarzach, Kochana? Czy tego nie widać po moich słowach, Reverie? To widać najlepiej po moich wszystkich łzach, Miła. Nic nie poradzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana dëMärs! Przez 4 minuty siedziałam i wpatrywałam się w ten komentarz bez mrugnięcia okiem. To naprawdę cudowne kiedy tak dokładnie przekaz trafia do publiki.
      Czuję jakbym świetnie pisała (choć tak nie jest), bo każde jedno przedstawione zdarzenie odczytałaś w 100% tak, jak chciałabym żeby to było.

      Świetnie to ujęłaś, Axl w tym opowiadaniu ma tylko imię i nazwisko pana którego znamy. Ale czy ta sielankowa wizja nie jest cudowna?
      Slash też jest tak naprawdę zupełnie inny. Wszyscy są inni i to lubię w pisaniu najbardziej.
      Dzieci często dostają niesłusznego kopa od życia. Czasem też zastanawiam się dlaczego tak jest. I wiesz jakie są wyniki moich przemyśleń? Nijakie. Nie potrafię powiedzieć czy Bóg istnieje i czy to on jest takim wielkim fanem cierpienia. A może Boga już dawno nie ma i teraz to jakiś potworek objął stanowisko prezesa?
      Pozostało nam tylko gdybać.

      Po tysiąckroć Ci dziękuję, kochana! Mam nadzieję, że w końcu napiszę i jakiś komentarz u Ciebie, bo wewnętrzne rozdarcie nie pozwala mi na takie traktowanie ludzi. A jednak wygrywa lenistwo... eh.

      Kłaniam się niziutko i pozdrawiam!

      Usuń
    2. O! Co do tych Twoich spekulacji o istnieniu Boga, Reverie, to tez się zastanawiam, dlaczego Ci, którzy przykładnie chodzą do kościoła, modlą się, są wierzący itd. mają tyle nieszczęść w życiu? Dlaczego Ci niewierzący jakoś lepiej żyją i nie mają tylu problemów? Jakoś łatwiej im idzie. A co do spekulacji na ten temat dëMärs, dlaczego, że tylko dzieci? To dotyczy wszystkich ludzi!

      Usuń
    3. To słuszne spostrzeżenie! Choć czasem niektórzy chodzą do kościoła i dobrze im się powodzi, inni znowu nie chodzą i myślą, że wiedzie im się źle, bo się nie modlą. A tego w sumie się nigdy nie dowiemy.
      Oczywiście, że dotyczy to wszystkich, ale w sumie dzieci są słabsze psychicznie i wydaje mi się, że ich dotyka to bardziej, tracą młodość i beztroskę, w ogóle stają się inne.

      Usuń
  6. Chcę się z Tobą zobaczyć w czwartek. Wybieram się na spotkania pod Areną. Nie wiem tylko, jak się złapiemy, ale to jest do ustalenia.
    Witaj wśród żywych, o ile to jeszcze możliwe. I wracaj kiedy chcesz. Będę, uwielbiam - chcę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy, co, jak, gdzie, jakie spotkania?
      Będę pod areną około 13. Jakby co, krzycz Ola.

      Usuń
    2. Masz jakiegos twittera albo facebooka? Sama sobie muszę wymyślić jakiś charakterystyczny znak, haha :D

      Usuń
    3. Ja się podłączam do tego spotkania! / Hania

      Usuń
    4. A GG wchodzi w grę? :D
      Ja będę w warkoczykach i glanach!

      Usuń
  7. Dawno mnie tu nie było, jak zresztą wszędzie. Jednak taka nieobecność ma też plusy, bo jeszcze raz, na czysto widzę talenty wielu blogerek i Ty jesteś wśród nich. Nie zawsze mi się podobało to, w jaki sposób piszesz, ale teraz jestem pod wrażeniem, myślę, że dobrze oddajesz emocje i uczucia, potrafisz pisać o rzeczach trudnych. Ja sama zetknęłam się ostatnio z białaczką i ta świadomość, że ktoś, kto żył normalnie, teraz walczy o każdy dzień jest strasznie przytłaczająca. Zresztą... co tu mówić, każdy jest w stanie to sobie wyobrazić i chociaż wierzę, że każde przeżycie nasz wzbogaca, to nikomu nie życzę zetknięcia z chorobą. Ale chyba odeszłam od tematu. Podoba mi się i czekam na kolejny rozdział. Jestem ciekawa Michelle i Slash będą sobie dalej radzić (albo raczej nie radzić, sierotki ;_;) i mam nadzieję, że Jimmy będzie silny. Czekam na rozwój akcji i do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fever! Kochana!
      Jak to mówią, dobry gość to rzadki gość.
      Bardzo Ci dziękuję za tę pochwałę! Nie spodziewałam się - przyznaję.
      Choroba to najgorsze a zarazem najbardziej pouczające doświadczenie jakie można zdobyć. Przynajmniej w wypadku dzieci.
      Dziękuję, biję ukłony i pozdrawiam! :)

      Usuń
  8. Reverie.
    Ty wiesz, że Cię uwielbiam i naprawdę nie ma drugiej tak dobrej bloggerki. Powiem Ci, że kiedy wchodzę na jakiś blog, którego jeszcze nie czytałam i widzę, że to kolejny z beznadziejnych romantyków to mam ochotę zwymiotować. Przy romantykach trudno mówić o oryginalności. Właściwie nie da się "stworzyć czegoś czego nie było". Romantyki są już, że tak to ujmę, okrojone. Ale ty masz jakiś taki magiczny dar, że Twoje opowiadanie przyciąga i zapiera dech w piersiach. Po prostu jest cudowne! Czytając nie można nie pomyśleć, że świetnie piszesz. Twój blog jest idealnym potwierdzeniem na to, że jeśli ma się talent do pisania, to wszytko co się napisze jest dobre. Ty potrafisz stworzyć coś, co już było, ale w pewien sposób stwarzasz to na nowo. Tak spopularyzowanej akcji romantyka dajesz drugie życie. No, bo zawsze romantyki (mam tu na myśli romantyki z Gunsami, jako bohaterowie) opowiadają historię jakiejś dziewczyny/dziewczyn, która spotyka Gunsów (lub jednego z nich) i zakochuje się. Potem biorą ślub, mają dzieci, a w końcu i tak kończy się rozwodem. No oczywiście te wszystkie historyjki różnią się szczegółami i każda jest napisana trochę w innym stylu (niektórzy zaczynają od tragedii, niektórzy zaczynają od komedii), ale we wszystkich jest ten sam schemat. Może się mylę, ale taki jest mój odbiór. Ty masz właśnie taki dar, że czytając nie zwraca się uwagi, na to "że to już kiedyś było". Po prostu się czyta i zachwyca, A zachwyt z każdym kolejnym słowem przeradza się w uwielbienie. Ja czytając Twoje rozdziały za każdym razem dochodzę do takiego samego wniosku: Reverie to jedna z najlepszych bloggerek. I nie zaprzeczaj! Po prostu przyjmij ten fakt do wiadomości! xD
    Dobra, wystarczy chwalenia, przejdźmy do rozdziału.
    Mam pytanko, bo jednej rzeczy nie rozumiem. Dlaczego Jimiemu lekarz kazał obciąć włosy? Przecież miały mu wypaść, tak? Chciał uniknąć powolnego wypadania włosów? To mnie zastanawia...
    I kiedyś już pisałam: NIE ZABIJ JIMIEGO, TYLKO PO TO, ŻEBY POGODZIĆ MICHELLE I SLASH'A! Jeśli nie da się tego zrobić [ich pogodzić] nie kosztem Jima, to nie rób tego w ogóle! No proszę!!!!! Tak ślicznie!
    A ten balonik odegra jakąś ważniejszą rolę, czy jest tak po prostu dla urozmaicenia? (Obstawiam pierwszą opcję. Tak mi podpowiada intuicja, a ona się rzadko myli... ;P)
    Także wiesz... Uwielbiam Cię i czekam na kolejne.
    Mnie nie będzie na Slash'u...
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana Roxy!
      To dla mnie gigantyczny komplement słyszeć, że "spopularyzowanej akcji romantyka daję drugie życie"!
      Chyba spłonęłam rumieńcem. Dziękuję!
      A co do Twojego pytania: kiedy byłam na takim oddziale obcinali włosy żeby wolniej wypadały. Im dłuższe tym bardziej osłabione są cebulki włosów. Dobrze to rozgryzłaś.
      Z balonikiem to sama do końca nie wiem. Nie będzie jakimś przełomem, ale będzie z czymś związany, że tak to ujmę.
      Bardzo Ci dziękuję za przemiłe słowa i obecność tutaj!
      Następnym razem na pewno uda Ci się być na Slash'u!
      Pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  9. Jasne, że masz mnie informować! Ty... Ty mi tu nic nie rób głupiego! Jak coś jej się stanie to po prostu... Bój się! Przez Ciebie wyobraziłam sobie łysego Slash'a. To jest przekomiczny widok. To takie słodkie, jak Slash kupił dla Jima balonik. I niech oni wreszcie się pogodzą! Pisz, pisz nowy, bo ja tu napięcia nie wytrzymam i będziesz mnie miała na sumieniu. I pójdziesz do więzienia! I będziesz siedzieć dłuuuuuuuuuuugie lata! Więc, pisz szybciutko nowy :D
    Dawna Lily Adler-Morrison

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę więc informować, tylko na którym blogu? :D
      Dziękuję serdecznie za miłe słowa! To bardzo miłe widzieć takie komentarze od starych znajomych!
      Mam nadzieję, że nie zawiodę w kolejnych rozdziałach...
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Na nowym, oki? Bo, stary usuwam (jak tylko ogarnę jak to się robi xD)

      Usuń
    3. Nie ma sprawy!
      Jeśli jednak powiadomienia by się nie zjawiały to najprawdopodobniej wysyłam je na zły adres :)

      Usuń
  10. Na początek slowa wyjaśnienia:
    Wybacz Reverie, że dopiero teraz komentuję, ale zalany laptop i spieprzony router wifi uniemożliwiał mi komentowanie i pisanie.
    Zostawiłam sobie Ciebie na koniec "listy blogów, w których muszę nadrobić na razie/tylko jeden rozdział". Druga lista to "nowe blogi, które muszę zacząć czytac i nadrobić je w ten weekend". Dlaczego na koniec? Bo chcę Ci walnąć dobry komentarz, bez spieszenia się. Ale mam kaca, więc może wyjść do dupy.
    Po pierwszych zdaniach myślałam, że opisujesz Michelle i Slasha, ale potem była wzmianka o Rogerze, więc Rose'owie. Miło, że ruszyli dupy, żeby odwiedzić Jimiego i jego rodziców.
    No. Ale reakcja Michelle. Denerwuje mnie ona i jednocześnie wzbudza współczucie. Dużo przeżyła, ale poradziłaby sobie, gdyby tak porzadnie wzięła się w garść. Wspierałaby Jimiego (ale i tak to czyni, ale mogłaby mocniej) i byłaby silna, a nie wiecznie zapłakana, wychudzona, ciagle na kawie i lekach, zniszczona. Była w wojsku! Niech to sobie przypomni.
    Ta jej wieczna niepewność mnie irytuje. Nie bierz mi tego za złe, droga Reverie, po prostu piszę swoje odczucia.
    To spotkanie. A w sumie to dobrze, że nie wzięli Rogera. Nie było by to przyjemne, bo Roger na pewno by się pytal co jak i dlaczego.
    Podciąć wloski? Śliczne Slashowe włoski? No, ale skoro ma to pomóc chłopcu, to trudno.
    Chelle woli łysych? Wierzyć mi się nie chce. A teraz się zastanawiam, czy Slash przyjdzie bez włosów. I widzę dwa powody:
    -żeby wesprzeć Jimiego
    -i żeby teoretycznie przypodobać się Chelle.
    W pierwszym przypadku (mówię to z bolem serca) niech ścina, przynajmniej jego dziecko poczuje się lepiej.
    Ale w drugim szkoda wlosów. xD
    Ehhh, Rose. Jak zwykle nieogarnięty xDD
    Balonik. To takie słodkie. *.*
    I ta jazda w samochodzie. Ja demona nie wiąże. Ja go wypuszczam,on poszaleje i wróci. Niech Michelle się nie zamyka, bo "wybuchnie od wewnątrz". Btw, a to to co to było? Najpierw ryczy, a potem na niego warczy.
    REVERIE! :o CO TO ZA OSTATNIA AKCJA? DRZWI OTWARTE? WIDZĘ KILKA OPCJI:
    -albo się ktoś włamał
    -ktoś się włamał i będzie chciał zabić Michelle
    -ktoś się wlamał i będzie chciał zabić Michelle, jakieś stare porachunki
    -a może to oddział przyjechał, z Grimsem na czele
    -a może to Izzy, Letty, Duff, Lise, Steven, Katrin, którzy zrobili niespodziankę?
    A teraz dwa pytania:
    -Where's Izzy? (tak, będe Cię o niego dreczyć) cieszyłabym się bardzo, jakbyś napisala, co u niego w nastepnym rozdziale.
    -No i kiedy rozdział ze ślubem Grimsa z dedykacją dla mnie? xD
    Rozdział mega! A ja idę po Apap. Nie myśl że jestem pijaczką. Po prostu imieniny były i się najebałam. xD
    Lots of love!
    Estranged (Isbell)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam! Cholera, coś poszło nie tak i z 1 dnia zrobił się prawie tydzień zapomnienia. To ta szkoła! Wszystko jej wina!
      Ale wracając. Czuję się zaszczycona, jeśli zostawiasz mojego bloga na deser! To wielki komplement!
      Sama myślałam, żeby tak napisać o Slashu i Michelle, przyznaję, ale to był chwilowy przejaw radości. Przeszło mi i zmieniłam zdanie, jak widać.
      Michelle też mnie zaczyna wkurzać i jeśli szybko nie zmienię jej charakteru to skończy się to źle. Dla niej źle.
      Z obcięciem włosów to chodziło o to, żeby dłużej pozostały na głowie. Może uda mi się to rozjaśnić w kolejnych rozdziałach.
      Chelle nie woli łysych, nie! :) To miało być jedynie jej miłe stwierdzenie, na pocieszenie Jima, a że Slash poczuł się w obowiązku...to przypadkowo zamierzone.
      Każdą z Twoich propozycji odnośnie kontynuacji dokładnie przemyślałam! Naprawdę. Ale skoro jest to tak przewidywalne, to stworzę coś innego. Przynajmniej się postaram.
      Bardzo dziękuję za komentarz, droga Estranged!
      Izzy wróci, ale nie wiem kiedy. Teraz nie przeżywa swoich pięciu minut.
      Grims to już na pewno będzie! Ale potrwa zanim to nastąpi.
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
    2. Tak jeszcze dopiszę...
      Może jakby Chelle spotkała Grimseya i resztę, to by sobie przypomniała i wzięłaby się w garść.
      Tak, tak, chcę Izzy'ego.
      BTW. Słyszałaś o AC/DC? MOŻE POJADĘ! <3

      Usuń
    3. Jasne, że słyszałam! Czekam na to od dłuższego czasu!
      Pojadę na pewno! Choćbym miała sprzedać gitarę. ♥

      Usuń
  11. A ja codziennie tu wpadam i czekam, aż pojawi się coś nowego! I będę czekać dalej,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie następny post, który się ukaże, będzie dopiero świątecznym dodatkiem ;c

      Usuń
  12. Łobożeeeee, nareszcie znalazłam to opowiadanie, które czytałam rok temu, płakałam jak bóbr, śmiałam się jak opętana, czasem na mnie to tak działało... Dziewczyno, masz ogromny talent, jeśli potrafisz kogoś doprowadzić do płaczu historią... która się nawet nie wydarzyła. Musisz sama przyznać. Jeszcze nie doczytałam do tego rozdziału pod którym piszę, ale napewno do niego dotrę. Co by tu więcej pisać. Strasznie mi przykro jak pomyślę, że Slash jej to wszystko zrobił... Mam nadzieję, że w Michelle jest jeszcze cząstka, która go kocha. Mimo tego, co jej zrobił... Potrafię ich zobaczyć razem, choć to głupio brzmi. No nic... :) Pozdrawiam, życzę wesołych świąt i weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie się cieszę, droga Scarllet, że w końcu mnie odnalazłaś! Witam z powrotem!
      Ta historia pewnie się nie wydarzyła, ale mogła się wydarzyć. A może jeszcze się wydarzy? Bohaterowie mogą się zmienić, ale sens pozostanie ten sam. Co Ty na to? Takie wyjaśnienie mnie osobiście dużo bardziej odpowiada. Choć oczywiście nikomu nie życzę takiego życia. Ale to jest w sumie najfajniejsze w opowiadaniach, nigdy nie wiesz na 100% czy nie spisujesz czyjejś historii.
      Pozdrawiam gorąco i również życzę wesołych Świąt! ♥

      Usuń
  13. Planujesz kiedy dodasz dodatek albo rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję! Ale ta operacja może potrwać nawet do Sylwestra ;_;

      Usuń
  14. Well, well, well, my Michelle... Ja... Rozumiem przez co ona przeszla z Slashem, ale prosze, niech ona sie w koncu ogarnie. Jest dla niego wredną suką. Co do jej sytuacji, jest mi strasznie przykro, ze Biedny Jimi ma bialaczke... Czekam na kontynuacje. Ale nie zabijaj jej teraz. Pozdrawiam i zycze weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. 'Tak naprawdę nikt do końca nie wiedział czy Hudson następnego dnia nie pojawi się w szpitalu bez włosów.' Chyba nie muszę mówić, że kończę się ze śmiechu. Bardzo fajny, pozytywny akcent.
    Wszystko jest takie autentyczne, no narkotyzuję się tym dziełem. Nie wiem co jeszcze pisać, każda linijka jest perfekcyjna.
    Może wystarczy takiego chwalenia, bo wydaje mi się, że sztucznie to wygląda, a brakuje mi słów, żeby opisać jak bardzo mi się podoba opis tych wydarzeń, hah.
    Tak z ciekawości jeszcze spytam, udzielasz się na tumblrze? Jest tam masa blogów o rockowej tematyce i tak jakoś pomyślałem, że może też masz swój internetowy kąt z toną zdjęć gunsów i podobnych stworów XD Z chęcią przyjmę link, jeśli trafiłem, a jak nie, to zapraszam w wolnej chwili do siebie: lock--up--your--daughters.tumblr.com (szczyt arogancji z taką reklamą, ale mam pokojowe zamiary!)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Znowu świetny wstęp :D W ogóle bardzo podobają mi się cytaty, które dajesz na początek każdego rozdziału <3 fajnie oddają charakter poszczególnych rozdziałów :D
    Od razu powiem, że scena Slasha z balonikiem była boska! Nie wiem czemu, ale normalnie widziałam przed oczyma Saula z tym balonem w ręku, wsiadajacego do windy i tych ludzi co sie na niego dziwnie patrzą <3 to było jak z jakiegoś filmu <3 cudownie to opisałaś. No a później Michelle szlochająca w łazience. Kurde no, niech ten Jimi już wyzdrowieje, bo ona się w końcu wykończy psychicznie. Mam nadzieję, że chemioterapia przyniesie skutki i maluszek wyzdrowieje. On serio nie zasłużył na cierpienie. Liczę też, że i Anthony wyzdrowiej.
    W ogóle super, że Axl i Kate odwiedzili Jima w szpitalu, tylko szkoda, że nie wzięli Rogera. Na pewno chciałby zobaczyć się z Jimim.
    No i na sam koniec: CZEMU DRZWI OD DOMU MICHELLE SĄ OTWARTE?! Czyżby ktoś się włamał? Albo to jakieś nie zapowiedziane odwiedziny? Dobra, nie zgaduję, tylko lecę dalej, by to sprawdzić.

    Pozdrowiam serdecznie :*

    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jakoś tak kojarzę, że też pewnego razu zobaczyłam takiego Slash'a przed oczami wyobraźni i tak mi się spodobało, że aż postanowiłam go napisać xD
      Bardzo dziękuję za komentarz! <3
      Całuski ;*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć