Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2013

Rozdział 114. This is not for me

"Czy tylko oszukuję siebie, że ona przerwie ból? Żyjąc bez niej, oszaleję."                Nie mogły długo rozmawiać, bo obecność Slasha w tym samym budynku była krępująca. Michelle obiecała, że zadzwoni jak najszybciej będzie to możliwe. Brunetka odłożyła telefon na miejsce w chwili, gdy owinięty ręcznikiem Slash wrócił do sypialni. - Z kim rozmawiałaś? - zapytał, susząc włosy drugim ręcznikiem. - Z Kate - warknęła, chcąc by jak najszybciej dał jej spokój. - I co jej powiedziałaś? - Usiadł na skraju łóżka, gdy naciągała na siebie kołdrę. - Nic - wyszeptała, odwracając wzrok - Jest w ciąży - mruknęła po chwili. Hudson nie chciał wiedzieć nic więcej. Wstał i szybko się ubrał. - O siedemnastej wychodzimy na bankiet. Idź do fryzjera i kup sobie jakąś kieckę - mruknął, rzucając jej nieduży plik pieniędzy na łóżko. - Mam swoje... - odparła, zapalając papierosa. - Nie masz - Uśmiechnął się z drwiną - Już nie masz - dodał, wzruszając ramionami. - Gdzie i

Rozdział 113. Owner of a broken heart

Gorąco zapraszam do odwiedzenia dwóch świetnych blogów, które znajdziecie pod poniższymi adresami: onbrokenwingsimfalling.blogspot.com howcoulditbeshemightbemine.blogspot.com Wielbiciele Queen, Slasha i młodego Guns N' Roses z pewnością znajdą tam coś dla siebie. Czytajcie, komentujcie, wyrażajcie opinię! A rozdział, choć w niektórych fragmentach dość...brutalny, dedykuję kochanej Michelle Rose , która motywuje mnie do pisania jak nikt inny ♥.♥ *** "Ci, których najtrudniej kochać, najbardziej potrzebują naszej miłości."   13.08.1996 r. Los Angeles, CA, 17:36                Dryń! Dryń! Jęknął pod nosem, zasłaniając głowę kocem. Dryń! Dryń! Co jest...? pomyślał, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego kto dzwoni. Zerwał się z łóżka i zbiegł na dół, potykając się o swoje długie nogi. Szarpnął za słuchawkę i usłyszał monotonny męski głos. - Pan McKagan, zgadza się? - Tak, to ja. - Zgłaszał pan kradzież karty kredytowej? - Tak, wiadomo już coś

Rozdział 112. Don't damn me.

Obraz
"Każdy się czegoś boi. Dzięki temu wiemy na czym nam zależy, boimy się to stracić." 11 sierpnia, 1996r. Marseille, Francja. Sharon                 - Nie możesz tak po prostu zostawić człowieka w takim stanie. Sama mówiłaś, że nie chcesz żeby zaćpał się na śmierć. - Tu nie chodzi o mnie, tylko o Jimiego. A co jeśli ten kretyn coś mu zrobi? Dobrze wiem do czego jest zdolny na głodzie. - po tych słowach zamyśliłam się na moment. Michelle, widząc że milczę, kontynuowała. - Gdyby nie było dziecka, byłoby zupełnie inaczej... - Kochasz go? - Chyba muszę skoro jeszcze tu jestem... - W takim razie pokaż mu, że tobie naprawdę zależy. - Ale jak? Ja nie mogę tak dłużej udawać. - Seks. Chyba wiesz co on lubi, przynajmniej się postaraj. Sama też na tym skorzystasz...- ostatnie zdanie wyszeptałam jej na ucho. - Nie wiem czy to dobry pomysł... - Spróbuj. - głęboki wdech i piękna brunetka ruszyła w kierunku drzwi. - Dziękuję. - powiedziała na koniec i zniknęła w ciemnym kor