Rozdział 114. This is not for me

"Czy tylko oszukuję siebie,
że ona przerwie ból?
Żyjąc bez niej, oszaleję."

               Nie mogły długo rozmawiać, bo obecność Slasha w tym samym budynku była krępująca. Michelle obiecała, że zadzwoni jak najszybciej będzie to możliwe. Brunetka odłożyła telefon na miejsce w chwili, gdy owinięty ręcznikiem Slash wrócił do sypialni.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał, susząc włosy drugim ręcznikiem.
- Z Kate - warknęła, chcąc by jak najszybciej dał jej spokój.
- I co jej powiedziałaś? - Usiadł na skraju łóżka, gdy naciągała na siebie kołdrę.
- Nic - wyszeptała, odwracając wzrok - Jest w ciąży - mruknęła po chwili. Hudson nie chciał wiedzieć nic więcej. Wstał i szybko się ubrał.
- O siedemnastej wychodzimy na bankiet. Idź do fryzjera i kup sobie jakąś kieckę - mruknął, rzucając jej nieduży plik pieniędzy na łóżko.
- Mam swoje... - odparła, zapalając papierosa.
- Nie masz - Uśmiechnął się z drwiną - Już nie masz - dodał, wzruszając ramionami.
- Gdzie idziesz? - zapytała niby nieśmiało.
- Pograć - Spakował gitarę i wyszedł z pokrowcem na plecach, mimo że była dopiero trzecia w nocy. Kobieta rzuciła zegarkiem z szafki we właśnie zamykane drzwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Była wkurwiona. Sama nie potrafiła tego inaczej określić. Prawie odgryzła kawałek szluga. Nagle chwyciła za telefon i zadzwoniła do pani McKagan.
- Gdzie jesteś, Lizz...? - zapytała, gdy smutny głos w słuchawce mruknął ciche halo?
- U mamy, a ty?
- W Europie. Za cztery dni wracamy do Stanów.
- A kiedy kończy się trasa?
- Mają zagrać jeszcze 8 koncertów - później Lise ze wszystkimi szczegółami opowiedziała Chelle co przeszła. Gdy brunetka po drugiej stronie zaczęła opowiadać swoją historię, spostrzegła, że Duff przy Slashu to prawie anioł.
- Muszę szybko znaleźć pracę - dodała na koniec, ciężko westchnąwszy.
- Może... a nie, nic.
- Co?
- No bo...kiedyś mieliśmy rodzinny biznes, dwa salony muzyczne w Arizonie i... po tym jak wyjechałam to ojciec został tam sam, ale...
- No mów! - Płomyk nadziei zapłonął w jej sercu.
- Chodzi o to, że bardzo dawno z nim nie rozmawiałam. Ostatnio widzieliśmy się w święta - wyznała w końcu, lecz płomyczek wciąż płonął. - Przepraszam.
- Jasne, nie ma sprawy, rozumiem.
- Naprawdę chcę ci pomóc... - Gdyby rozmawiały twarzą w twarz, Lise właśnie mocno trzymałaby Chelle za rękę.
               Z samego rana Myles chciał objąć swoją dziewczynę i miło ją powitać. Zamiast niej otoczył ramieniem skulonego malca, który chętnie wtulił główkę w ramię wokalisty. Caroline wyszła z łazienki i uśmiechnęła się szeroko na widok śpiących chłopców. Wyglądali tak słodko, że bała się nawet poruszyć, by przypadkiem ich nie obudzić i móc dłużej wpatrywać się w uroczy obrazek. Po chwili postanowiła poważnie porozmawiać z matką Jimiego. Tymczasem Myles leniwie podniósł powieki i ostrożnie się przeciągnął.
- Jak ci się spało, kocha...A! - krzyknął, wybudzając malca ze snu.
- Cicho! No i widzisz co narobiłeś? - blondynka błyskawicznie podbiegła do łóżka i pogłaskała rozespanego chłopca po policzku. Oboje śmiali się pod nosami, gdy Jimi mamrotał przez sen i ssał kciuk jak te wszystkie urocze dzieci w nudnych filmach.
- Fajnie byłoby mieć własne... - mruknęła blondynka, kątem oka patrząc na młodego mężczyznę.
- Można nad tym popracować - odparł Myles i złożył namiętnego całusa na nieco wąskich ustach.
               Późnym popołudniem Slash wrócił do apartamentu, by odnaleźć swoją spóźnialską żonę.
- Michelle! Gdzie ty do cholery jesteś?! Miałaś być już gotowa! - krzyczał, lecz gdy wszedł do sypialni, niespodziewanie zamilkł. Długa do samej ziemi, czerwona suknia uwydatniła absolutnie wszystkie walory jego kobiety.
- Już idę - mruknęła, wybierając buty ze sterty pudeł. W ostatniej chwili przypomniał sobie o naszyjniku.
- Jeszcze to - Pomachał jej przed oczami biżuterią. Podkreślone na czerwono usta i upięte w kok włosy sprawiły, że mimowolnie się uśmiechnął. Wyciągnęła dłoń przyodzianą w jedwabną rękawiczkę, lecz Slash tylko prychnął pod nosem. Obrócił ją przodem do lustra i sam założył mieniące się w świetle kamyczki na jej smukłą szyję.
- Jesteś tylko moja - wyszeptał wprost do odsłoniętego ucha i zobaczył jak zamyka oczy. Po przypudrowanym policzku płynęła mała łza, którą zaraz musiała zetrzeć. Hudson ścisnął chudą rękę i razem ruszyli na bankiet w wynajętej sali konferencyjnej.
- Mamo! Gdzie idziesz?
- Masz też ojca, wiesz? - wtrącił Slash, nie chcąc puścić kobiety. Smutek na twarzy jego własnego syna w końcu rozbudził w nim jakiekolwiek uczucia.
- Niedługo wrócę - przytuliła przestraszone dziecko i złapała za rączkę.
- Ciocia Sharon się tobą zajmie - dodała, przechodząc obojętnie obok Mulata. Zwiewny materiał sukni łaskotał ją z każdym postawionym krokiem. Jimi patrzył na piękną mamę i nie mógł wyjść z podziwu, że to ta sama kobieta, która zaledwie parę dni temu gorzko płakała.
               Przyjęcie niczym nie różniło się od poprzednich. Scenę zajmował nieznany jeszcze zespół z pobliskiego miasteczka. Muzyka, którą grali, idealnie nadawała się do tańca. Znikąd na horyzoncie pojawił się Kilmister. Blondynka szturchnęła Michelle pod stołem, a ta spotkała się z niezupełnie przystępnym uśmiechem basisty.
- Zechcesz ze mną zatańczyć? - zapytał, a ona niepewnie zaprzeczyła, wtedy Slash popatrzył na nią z miejsca naprzeciwko i ruchem powiek nakazał przyjąć propozycję. Piękna brunetka zmarszczyła czoło i z ukrywaną odrazą ułożyła zgrabną dłoń na ręce wokalisty Motörhead. Nie patrzyła mu w oczy, bezustannie wpatrywała się w stanowczego Saula, który ani drgnął pod wpływem przepełnionego smutkiem spojrzenia. Razem weszli na parkiet i zaczęli kołysać się w dwóch zupełnie różnych kierunkach.
- Ja prowadzę, ślicznotko - powiedział zachrypniętym głosem, mocno przyciągnąwszy ją do swojego ciała. Miała nieznacznie przyspieszony oddech, pragnęła by piosenka jak najszybciej się skończyła.
            Myles doskonale wiedział co zaszło pomiędzy Lemmym a Michelle. Kilmister bowiem za żadne skarby nie chciał przepraszać brunetki. Nie słuchał nikogo, nawet Hudsona. 
              Kennedy przez kilkanaście sekund obserwował Slasha. Mulat nieobecnym wzrokiem patrzył jak jego żona próbuje delikatnie wyplątać się z objęć postawnego mężczyzny. Na chwilę zacisnął pięść, widząc jego dłoń na pośladku swojej żony. Caroline skinęła na swojego ukochanego, a ten błyskawicznie zerwał się z krzesła i szybkim krokiem wtargnął na parkiet.
- Odbijamy - powiedział z niewielkim uśmiechem.
- Może później... - mruknął starszy brunet.
- Chętnie zatańczę już teraz. - Michelle wyglądała jak prawdziwa dama. Z gracją i wielką przyjemnością znalazła się w ramionach Mylesa. Spokojnie wypuściła powietrze i popatrzyła w oczy prawie o głowę wyższego mężczyzny.
- Dziękuję - wyszeptała, spuszczając wzrok.
- Myślałem, że Slash się ruszy, ale gdzie tam. Nie podniósłby tej swojej ciężkiej dupy. - Oboje cicho się zaśmiali i piosenka nagle się skończyła. Wrócili do stolika i razem z Caroline oddali się rozmowie. Slash popijał szampana z długiego kieliszka i spode łba obserwował towarzystwo.
               Chelle choć na moment mogła zapomnieć o swoich problemach. Myles poprosił również Carrie do tańca, jednak ta odmówiła pod pretekstem bólu głowy. Tak naprawdę nie chciała zostawić brunetki samej. Ni stąd ni zowąd Slash usiadł tuż obok swojej żony. Uniosła tylko brodę i popatrzyła na kelnerów, którzy właśnie wnosili gorące danie. Stygnąca kaczka znalazła się przed każdym przybyłym gościem. Nozdrza nieco głodnej Chelle rozszerzyły się i z rozkoszą zidentyfikowały miłą woń. Widelec i nóż poszły w ruch.
- Nie jedz w nocy takich rzeczy. Nie chcę żeby ci się przytyło - wyszeptał Saul i cmoknął ją w policzek, zabierając się za jedzenie. Michelle posłusznie odłożyła sztućce i przeprosiła wszystkich, wychodząc do łazienki. Carrie po chwili do niej dołączyła.
- Co się stało? - zapytała troskliwie, odgarniając włosy z jej zapłakanej twarzy.
- Ja już nie wytrzymam... - wydukała, zdejmując białe rękawiczki z rąk. Po chwili podwinęła suknię i zza pończochy wyciągnęła płaski liść z maleńkimi tabletkami.
- Na co to?
- Na uspokojenie - odparła, połykając dwie pigułki i popijając wodą z kranu. Przymknęła powieki i głęboko odetchnęła. Na salę wróciły dopiero po upływie kilku minut, kiedy lek zaczynał działać, a makijaż powrócił na swoje miejsce.
               Niedługo potem impreza się skończyła. Wszyscy wrócili do pokoi. Michelle popędziła po Jimiego do pani Osbourne. Kiedy przyprowadziła małego, Slash milczał.
- Poczekasz na mnie kilka minut? Muszę tylko gdzieś zadzwonić - powiedziała neutralnym tonem, wyjmując kolczyk z ucha i przechodząc przez sam środek salonu.
- Jasne - odparli jednocześnie. Chelle delikatnie się uśmiechnęła i zniknęła w sypialni, a oni zachodzili w głowę, do kogo były skierowane jej słowa.
- Tato, przeczytasz mi bajkę? - zapytał nieśmiało, stojąc w tym samym miejscu, w którym zostawiła go mama. Slash poruszał ustami, chcąc coś odpowiedzieć. Zmarszczył czoło i spuścił wzrok.
- Bajkę...? Ja? - Jim skinął głową i z uśmiechem podbiegł do wąskiej kanapy. Wdrapał się na miejsce obok taty i spod koszulki wyciągnął małą książeczkę.
- Od tego obrazka! - Wskazał radośnie, zaszklonymi oczkami patrząc w oblicze ojca.
               Podczas gdy Slash mozolnie czytał dziecku kolejne opowiadanie, Michelle szeptem rozmawiała z Lisą. Pani McKagan zdradziła jej, że Duff odwiedził ją w domu matki. Niestety został odesłany z kwitkiem. 
- Proszę cię... daj mi drugą szansę. Ja się zmieniłem. Od dwóch miesięcy nie tknąłem tego świństwa - powiedział, denerwując się na samego siebie - Byłem głupi... nadal jestem, ale kocham cię.
- Posłuchaj, doceniam to, że chcesz się zmienić, ale tacy ludzie... tego nie da się wyleczyć - wyszeptała, spuszczając wzrok i powstrzymując wybuch płaczu.
- Ja... - Ciężko westchnął. Im obojgu było teraz bardzo źle. Nie każdy potrafi tak szybko przystosować się do zupełnie nowej sytuacji.
- Co on tu robi?! Wynoś się stąd! - Z górnego piętra dostrzegła ich starsza kobieta, która doskonale wiedziała co blondyn zrobił jej jedynej córce.
- Lizzy, proszę... - Miał łzy w oczach, ale wiedział, że nie podda się tak łatwo.
- Ona ma rację. Może kiedyś zadzwonię, ale na razie... Żegnaj, Duff. - Szybkim krokiem powróciła do niewielkiego domu. Z płaczem przekręcała wszystkie zamki. Oparła się czołem o potężne dębowe drzwi i głęboko odetchnęła. Niedbale przetarła twarz i odważnie pociągnęła nosem. - Odejdź od okna Joan, proszę - powiedziała nerwowo, patrząc jak córeczka wpatruje się w tatę odchodzącego żółwim tempem w kierunku, gdzie zwykle zachodzi słońce.
- Nie masz pojęcia ile bym dała, żeby cofnąć czas - wyznała pani McKagan. Po paru minutach skończyły wyczerpującą rozmowę. Michelle zaczęła wyjmować wsuwki z włosów. Była cholernie ciekawa jak Hudson radził sobie z małym, ale nie chciała im przeszkadzać. Cierpliwie czekała, aż jej małżonek wróci do sypialni.
- Zasnął. Zaniosłem go do pokoju. - Był widocznie podekscytowany, bo dobrze wiedział, że zdobył pierwszego porządnego plusa, zarówno u swojej żony, jak i dziecka. Brunetka skinęła głową i rozpuściła włosy, roztrzepując je na ramiona. Hudson wyciągnął dłonie z kieszeni i zaszedł ją od tyłu. Mocno objął i z miejsca zaczął obcałowywać jej dekolt oraz szyję. Dygoczącymi palcami zdjął naszyjnik.
- Źle się czuję...
- Zaraz poczujesz się lepiej - mruknął, odsuwając srebrny suwak jej sukni. Po chwili wpił się w czerwone usta i dłońmi wodził po całym jej ciele. Znów poprosił o zawiązanie oczu chustą, lecz tym razem miał poważniejsze zamiary. Przykuł ją do łóżka i powoli zdejmował bieliznę. Szybko przycisnął dłoń do jej ust, żeby nie mogła krzyczeć. Jedną ręką wstrzykiwał heroinę do cienkiej żyłki i patrzył jak powoli się uspokaja. W końcu miał wolną rękę i nie musiał jej uciszać. Zsunął opaskę z przymkniętych oczu i pocałował w usta. Cicho mruknęła i błogo się uśmiechnęła. Tak niedawno zdobyty plus bardzo szybko przestał mieć znaczenie.
               Kiedy po raz kolejny w niej dochodził. Jej ciało poruszało się tylko przez jego pchnięcia. Mógł robić to tak szybko jak chciał, a ona nawet nie pisnęła. Po dwóch godzinach cała zabawa mu się znudziła. Patrzył jak jej piersi unoszą się w górę i w dół. Szybko wyswobodził ręce Chelle i położył jej rozpalone ciało na boku. Niedbale naciągnął kołdrę, zakrywając chude nogi i połowę brzucha, po czym sam zniknął w łazience.
               Gdy Myles próbował uspokoić i rozluźnić swoją blondynkę, ta zachodziła w głowę co właśnie dzieje się w apartamencie naprzeciwko.
- Tam jest za cicho, mówię ci! - krzyknęła, zmuszając bruneta do nagłego złożenia wizyty u państwa Hudsonów. Na palcach wyszli na korytarz. Naciskając klamkę starali się cicho oddychać. Caroline wyprzedziła niezadowolonego bruneta i na gołych stopach popędziła do ich sypialni. Cholernie martwiła się o drobną brunetkę, której tak strasznie współczuła. Ostrożnie otworzyła drzwi i jednym okiem zajrzała do pomieszczenia. Przestraszona wkroczyła do środka i podeszła do łóżka. Rozejrzała się wokoło, ale nigdzie nie było Hudsona.
- Myles! - krzyknęła, widząc pustą strzykawkę tuż obok szafki.
- Co się stało? - Gdy ujrzał blade ciało, odruchowo odwrócił się tyłem - Może...weź ją ubierz, co? - blondynka szybko okryła kobietę i zaczęła rozglądać się za jakimikolwiek ubraniami. Po krótkiej chwili coś nakazało brunetowi zajrzeć do łazienki. Oparty o ścianę Hudson w towarzystwie kilku strzykawek najprawdopodobniej spał. Jedna z nich była opróżniona tylko do połowy. Myles rzucił okiem na to jak zdenerwowana blondynka zakłada dużą koszulkę na bezwładne ciało. Później wyciągnął igłę, a gdy upewnił się, że z rany nie leci krew, pobiegł do pokoju. Chwycił nieprzytomną kobietę w obie ręce i szybko wyniósł ją z ciemnej sypialni. Caroline patrolowała drogę przed brunetem, a gdy tylko przekroczył próg ich pokoju, szczelnie zamknęła drzwi.
- Połóż ją na łóżku. - Caroline była cała roztrzęsiona. - Obudź się. No słyszysz?!
- Spokojnie... Przecież widzisz, że jest nieprzytomna.
- Zadzwoń po karetkę. - Jak rozkazała, tak też się stało. Lekarz zjawił się w dość krótkim czasie.
- Miarowo oddycha, nic jej nie będzie. Teraz już tylko śpi.

Hultsfred, Szwecja.
               Tego dnia Slash nie był w stanie opanować pożądania i nie chodziło mu już o seks. To było za mało. Chciał znowu poczuć się wolny, nawet na chwilę, jednak nie był w stanie utrzymać głupiej strzykawki w dłoni. Po paru eksperymentach powrócił do starej przyjaciółki, która jeszcze nigdy go nie zawiodła. Mocno zacisnął pięści i wziął trzy potężne oddechy. Nie pomogło. Zdenerwowany złapał się za głowę i oparł łokcie na zgiętych kolanach.
                Za oknem szalała burza. Michelle w ostatniej chwili zdołała złapać taksówkę. Chwilę później lunął deszcz. Dotarłszy do hotelu, odwiedziła Carrie. Sharon zaczęła unikać obu kobiet od kłótni z Caroline, więc mijając się na korytarzu, wymieniły tylko sztuczne, czysto grzecznościowe uśmiechy.
- Jesteś wariatką! Przestań jej mówić, że nie może zostawić tego idioty! Ostatnio wstrzyknął jej jakieś gówno i cholera wie jakby się to wszystko skończyło, gdybyśmy jej nie pomogli!
- Sama wybrała bycie jego żoną, każda z nas musi się przystosować!
- Sharon, nie wiem czy zauważyłaś, ale czasy niewolników już dawno się skończyły - warknęła blondynka i głośno trzasnęła drzwiami, zostawiając obie kobiety w pokoju z atmosferą tak gęstą, że można było ciąć ją tasakiem na sześcienne figury.
- Idziesz, czy dalej będziesz słuchać tej stukniętej baby? - krzyknęła z korytarza, a Chelle w okamgnieniu opuściła pokój.
Brunetka próbowała wepchnąć klucz do odpowiedniej dziurki, lecz najwyraźniej ktoś zamknął się od wewnątrz.
- Jimi! - Puk. Puk. Puk. - Jim, otwórz, to ja!
- Mama? - zapytał cichutko.
- Tak, otwórz proszę. - Mały niepewnie otworzył drzwi, a zaraz potem rzucił się w ramiona kobiety.
- Cześć. Stęskniłeś się za mamą? - zapytała, mocno przytulając dzieciątko do piersi. W odpowiedzi usłyszała ciche mruknięcie i z synkiem na rękach zajrzała do sypialni. Dwie niewielkie torby z zakupami spoczęły na twardym, skórzanym fotelu.
- Twój tata gdzieś poszedł? - zapytała, rozglądając się za rzeczami Hudsona, które miał w zwyczaju zawsze ze sobą zabierać.
- Nie. Powiedział tylko, żeby nikt mu nie przeszkadzał - odparł, wtulając główkę w rozmierzwione przez wiatr włosy swojej mamy.
- Zaczekaj tu, tylko coś sprawdzę. - Gdy mały usiadł na łóżku, Chelle gwałtownie obróciła się w tył. Nagle stanęła oko w oko ze zdenerwowanym Hudsonem.
- Czego? - mruknął w miarę cicho. Chelle wzruszyła ramionami i nerwowo wyminęła Slasha.
                Niecierpliwy gość głośno dobijał się do zamkniętych drzwi. Brunetka ruszyła w ich kierunku, zaprzestając składania ostatnich wygodnych koszulek, które miała w swojej walizce.
- Kochanie, gdzie twój mę...mę...męszuś? - Chciała zamknąć drzwi, lecz pijany Lemmy zablokował je butem.
- Slash! - krzyknął zza jego pleców równie pijany Osbourne.
- Hudson, jesteś tam?! - wrzasnął ponownie Kilmister.
- Wynoście się stąd! - krzyknęła, lecz zaraz potem poczuła mocny uścisk dłoni Mulata na swoim przedramieniu.
- Już idę.
Wyszedł, puszczając jej rękę. Zarzucił sobie kurtkę na ramiona. Głośno się śmiali i wymieniali uszczypliwe komentarze na temat stanowczej kobitki Slasha. Ale ona wiedziała, że jest tak stanowcza jak sześcioletnie dziecko, które staje przed wyborem batonika z czekoladą lub karmelem. Nie potrafiła podejmować szybkich decyzji, lecz gdy już zdecydowała się na którąkolwiek z opcji, zazwyczaj było za późno. Po kilku minutach wraz z Jimim wyruszyła na umówione spotkanie z Carrie. Zeszli na dół. Chelle zapytała w recepcji czy nie ma żadnej wiadomości na nazwisko Hudson. Później przeszli do baru, w którym było tego dnia nadzwyczaj tłoczno. Caroline już czekała na swoich dwóch ulubieńców, a jej instynkt kazał ich pilnować. Rozmowa jak zwykle zaczęła się luźno. Zamówili soczki pomarańczowe i dopiero gdy szklanki były opróżnione do połowy, kobiety zaczęły rozmawiać na temat, dla którego całe spotkanie było zaaranżowane. Praca.
- Możesz spróbować w policji. - Blondynka szukała naprawdę wszędzie.
- Nie wiem czy zdałabym jakiekolwiek testy.
- Przecież jesteś dość szybka i... w ogóle. - Zaśmiała się pod nosem, widząc, że ten pomysł wcale nie odpowiada jej towarzyszce. - Masz rację... to głupie.
- Nie o to chodzi. Musiałabym zdać testy psychologiczne i sprawnościowe, a z tym na pewno byłby problem. Zresztą nie chcę ryzykować.
- Mogłabyś siedzieć za biurkiem.
I tak konwersacja trwała i trwała. Pewnie ciągnęłaby się dalej, gdyby w pewnej chwili nie spostrzegły, że Jimi śpi na kolanach Caroline.
- Powinniście sprawić sobie własne - wyszeptała Chelle. Na jej słowa blondynka szeroko się uśmiechnęła. Dokończyły sok i ruszyły w drogę powrotną.
- Dobranoc - wypowiedziały jednocześnie i pożegnały się przyjacielskim uśmiechem.

18.08.1996r. Amsterdam, Holandia.
                Myles i Caroline byli poważnie zaniepokojeni zachowaniem Slasha względem Michelle. Gdy wychodziła z Jimim, widzieli, że jest bardzo słaba. Zabrali ją na porządny obiad i patrzyli jak elegancko kroi wielkiego kurczaka.
- Michelle, nie chcę być nieuprzejma, ale tutaj nie obowiązuje etykieta dworska - powiedziała uśmiechnięta Caroline. Brunetka milczała, podparłszy czoło na dłoniach.
- Nawet nie mam siły tego zjeść - wyznała, uśmiechając się blado do swojego synka.
- Jedz mamusiu, bo nie urośniesz! - zachichotał maluch i schrupał kolejną frytkę. Brunetka przez dłuższą chwilę wpatrywała się w dziecko, które miało apetyt większy niż ona i ciocia Carrie razem wzięte. Wiedziała, że musi go chronić i że zrobi wszystko, aby tylko ten dzieciak był szczęśliwy.
                 Gdy wrócili do hotelu, Jimi pobiegł do swojego pokoju. Michelle w końcu nie czuła wilczego głodu. Z niewielkim uśmiechem wtargnęła do sypialni.
- Slash? - zawołała niepewnie, lecz gdy nikt nie odpowiedział, ujrzała jego portfel i futerał z gitarą. Doskonale wiedziała gdzie szukać Hudsona. Tak jak podejrzewała, leżał na podłodze w łazience. Gdy chciała odgarnąć włosy z jego twarzy, zadzwonił telefon. Ciężko westchnęła i pokonując kolejne metry na palcach, chwyciła za słuchawkę.
- Tak?
- Rozmawiałam z ojcem.
- I co powiedział? - Niecierpliwiła się, zniżając ton do szeptu.
- Chętnie przyjmie cię do pracy. - Te słowa były wybawieniem. Chelle podziękowała z całego serca i wróciła do łazienki. Gdy Saul się poruszył po cichu zamknęła drzwi, chcąc jak najszybciej opanować szargające jej ciałem emocje. W okamgnieniu złapała za telefon.
- Amsterdam Schiphol, słucham? - Z nerwów zapomniała języka w ustach, jednak zaraz otrząsnęła się ze szczęśliwego szoku.
- Dzień dobry, o której wylatuje jakikolwiek samolot do Stanów? - Wewnątrz duszy czuła gigantyczną ulgę, mimo że jeszcze się od niego nie uwolniła.
- Za 15 minut do Nowego Jorku, proszę pani - odparła kobieta, a Chelle przygryzła wargę.
- A następny?
- O szesnastej pięć odlatuje samolot do Chicago, to ostatni w tym tygodniu. - Odetchnęła z ulgą.
Zarezerwowała bilety na swoje nazwisko panieńskie i odłożyła słuchawkę. Przeszukała wszystkie rzeczy Slasha, lecz nigdzie nie mogła znaleźć prochów. Wróciła do łazienki i obgryzając skórki z palców, starała się improwizować. Błyskawicznie przeszła do salonu. Chwyciła butelkę whiskey i nabrała trunku w usta. Kilka razy przepłukała zęby, a resztę wypluła do szklanki. Delikatnie odsłoniła dekolt i podbiegła do drzwi. Uszczypnęła się w policzki, nadając im zarumieniony odcień.
- Zaraz wrócę! - krzyknęła, sądząc, że usłyszy ją Jimi i sztucznie chwiejnym krokiem ruszyła pod drzwi Ozzy'ego Osbourne'a. Wystukała ciekawy rytm, a gdy miała zakończyć ostatnią nutką, przed jej obliczem stanął były wokalista Black Sabbath.
- Tak? - zapytał podejrzliwie. Brunetka wybuchła śmiechem, odruchowo zasłaniając usta. Po chwili objęła się rękoma, uwydatniając swój biust i zbliżając twarz do zdziwionego bruneta.
- Slash potrzebuje... no wiesz... mówił, że masz coś dla niego. - Kolejny raz zaśmiała się czarująco. Ozzy pociągnął nosem i zmierzył kobietę wzrokiem.
- Masz, tylko nie zgub po drodze. - Wyciągnął z kieszeni strzykawkę i dyskretnie wsunął pod jej rękaw. Cmoknęła go w policzek. Osbourne uszczypnął ją w pośladek i zniknął za drzwiami. Chelle głośno wypuściła powietrze i normalnym chodem wróciła do apartamentu. Wyciągnęła wypełnioną po brzegi strzykawkę i przyjrzała się jej z bliska. Hudson wyraźnie się rozbudzał, więc musiała działać szybko. Czerwoną bandanę zawiązała wokół jego ramienia. Poklepała wewnętrzną część jego łokcia i wkuła igłę w niebieskozieloną żyłkę. Gdy skończyła, Hudson zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Brunetka wystraszyła się nie na żarty. Patrzył jej w oczy, gdy jego organizm po raz kolejny reagował na tę samą, dobrze przez siebie znaną, substancję. Warga drżała jej ze zdenerwowania. Ze stresu zapomniała odwiązać chustę. Wyrwała rękę z silnego uścisku i wybiegła z łazienki. Na podłodze leżała nawet nie rozpakowana torba, więc bez wahania ujęła ją w dłoń.
- Jimi, chodź szybciutko. Zabierz Baksa, autka i kurteczkę - zarządziła, wchodząc do pokoju malca.
- Gdzie idziemy? - Nie odpowiedziała na to pytanie. Mały brunet wzruszył ramionami i posłusznie zebrał swoje autka.
- Załóż buciki i poczekaj na mnie, dobrze? - zapytała, a gdy skinął główką, wróciła do sypialni. Trzęsącymi się palcami wyciągnęła kartę bankomatową z portfela swojego męża. W przegrodzie na banknoty było jednak wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapłacić za bilety i na kilka dni zatrzymać się w byle jakim motelu. Nagle z łazienki dobiegł głośny trzask. Prawie wypuściła portfel z dłoni i odruchowo popatrzyła w stronę brązowych drzwi. Przełknęła ślinę i postanowiła to sprawdzić. Nacisnęła klamkę, ostrożnie zaglądając do środka. Najwyraźniej Hudson próbował wstać. Mulat mamrotał pod nosem, starając się chwycić jakikolwiek przedmiot, który pozwoliłby mu wzbić się do góry. Był jednak zbyt otumaniony, żeby uświadomić sobie, że jego żona właśnie rozwiązuje bandanę, która delikatnie hamowała obecność narkotyku w całym jego ciele. Później poczuł już tylko przyjemne ciepło i nagle podłoga stała się strasznie wygodna...

Komentarze

  1. OMÓJBOŻE! Strasznie nie mogłam się doczekać tego rozdziału i chce następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. WRESZCIEEEEEEEEEEEEEEEE xD
    Kocham Cię <3
    Szczerze Ci powiem, jak zobaczyłam, że u Ciebie jest nowy rozdział, to STRASZNIE bałam się go przeczytać :)
    Jakoś odetchnęłam z ulgą :)
    Powiem Ci, że trochę żal było mi Slasha pod koniec :)
    Ale w sumie dobrze mu tak :)
    Lemmy mnie wkurza xD
    Chwała Caroline i Myles'owi <3
    Ja Ci z całego serca dziękuje, że piszesz to opowiadanie <3
    Czekam na następny xD
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahh *_* ja również darzę Cię wielkim uczuciem!
      Nie jest źle? Nie jestem co do tego przekonana ;_;
      A ja z całego serca dziękuję Ci za komentarz ;*

      Usuń
  3. Tak! Chelle nareszcie zdecydowała się to zrobić! I na pewno jej się uda. Nawet nie wiesz, jaka jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy.
    To jest cudowne, że nareszcie ucieka od tego sadysty! Już nawet nie liczę na happy end, chodź bardzo bym takowy chciała. Może to okaże się tylko snem, a tak naprawdę Michelle obudzi się w łóżku dwa lata wcześniej, kiedy Jimmi był jeszcze malutki? Prooooooszę ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff! Twojej reakcji zawsze najbardziej wyczekuję, zawsze! A jeszcze kiedy piszesz, że jesteś 'zadowolona' to skaczę po pokoju ze szczęścia ;D
      dziękuję!

      Usuń
  4. ŚWIETNE!!! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to dobrze, że Michelle wreszcie postanowiła się uwolnić. Ha! ale Slash będzie miał wkurwioną minę jak zobaczy, że jego niewolnica uciekła...:) na dodatek załatwiła go jego WŁASNĄ bronią. ..czekam na więcej :)
    Pozdrawiam

    Pauline :3

    A i jeszcze jedno. Reverie?! WHO THE FUCK IS REVERIE?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz!
      Ahaha Reverie...no...tak jakoś wyszło xD po prostu mi się podoba
      Również pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. No na reszcie! Tak się cieszę, że jej się uda. Mimo to coś czuję, że to nie koniec jej przygód z mężem... Rozdział świetny, jak zawsze C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A co do Twoich przypuszczeń to...kto wie...? Może jednak koniec xD

      Usuń
  7. YES!W końcu Michelle uwolni się od Slasha , który traktuje ją jak niewolnicę!Ha!Poleci do Nowego Jorku do Lizzy , będzie mieć pracę i na dodatek Slash nie będzie wiedział dokąd się udała.
    Dobrze ,że Myles i Caroline zareagowali bo byłoby źle.Nie sądzę ,żeby Michelle się uzależniła- jedna dawka i z przymusu.
    Dobrze ze uciekła - nikt oprócz Slasha nie będzie jej miał to za złe. Może przekona Liz żeby wróciła do Duffa.I Jimi będzie miał się z kim bawić- z Joan.
    Zajebisty rozdział!Aż mi się ręce trzęsą jak piszę.
    Czekam niecierpliwie na następny i mam nadzieję że niedługo się pojawi-w tym ostatnim tygodniu proszę o 2 rodziały!!115 , 116 albo nawet 117 . No weź pliska.
    Kończysz zawsze rozdział w najciekawszym momencie!
    Aha i Slash nie może zabrać Jimiego nawet jakby znalazł Michelle.NIE MOŻE I CHUJ.

    ZAJEBISTY ROZDZIAŁ I CZEKAM NIECIERPLIWIE NA NASTĘPNY
    AXEAS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie! Ale nie wiem czy wyrobię się z tyloma rozdziałami ;_;
      Pozdrawiam i proszę o cierpliwość xD

      Usuń
    2. Spoko spoko ale chociaż 115 i szybko bo umrę z ciekawości.I Slash nie może nic jej ani Jimiemu zrobić.
      Axeas

      Usuń
  8. i miejmy nadzieję że Chelle zdąży na lotnisko i Slash jjej nie przyłapie ale zanim się obudzi to ona już będzie w NY
    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej. :)
    Yeah! Kocham Cię i Twoje opowiadanie. :3 Wreszcie Chelle wzięła sprawy we własne ręce i ucieka. Mylesa i Caroline zacznę nosić na rękach. :3 Wtedy, kiedy Myles 'odbił' Michelle od Klimstera, to normalnie miałam ochotę go z wdzięczności przytulić. :) Teraz mogę przytulić Ciebie, za to cudowne opowiadanie. ;) Tylko... Duff i Lisa. :c Było mi tak przykro, kiedy ona kazała mu sobie iść. Czy naprawdę Lizzy już nigdy nie zaufa Duffowi? No nie wierzę, że już wszystko skończone... :c
    Ogółem rozdział mega, jak zawsze. :3 Dużo weny życzę. ;)
    Love, Mike. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaha! Dziękuję! Tak świetnie przekazujesz swoje emocje, że zawsze a to szczerzę się jak idiotka, a to biję się po twarzy za swoją własną głupotę xD
      Wena oczywiście się przyda!
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Och, to całkiem miłe, dziękuję. :3 Myślałam, że moje komentarze w sumie nic nie dają, tylko sobie są. xD Ja się zawsze cieszę jak głupia, kiedy mi na nie odpowiadasz. ;) W ogóle się strasznie cieszę, kiedy jest nowy rozdział. :) Oj tam, za głupotę od razu... xD
      Weny ma być mega dużo, żeby rozdział był cudowny. ;*

      Usuń
  10. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie mojej radości gdy zobaczyłam ten rozdział. Za nim go wstawiłaś zaglądałam tu tak często jak zahaczałam myślą o takiego jednego, o którym zbyt często myślę. Ten wpis mnie na chwilę od tego oderwał <3
    A co do rozdziału. Jak zawsze fantastycznie. Może Michelle wreszcie ucieknie od tego dupka ( żeby nie powiedzieć inaczej ). Chociaż z drugiej strony mi ich szkoda. Tak mocno się kochali, a przecież miłość potrafi wszystko znieść. Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz.
    Z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejny.
    Dziękuję, Ania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Bardzo mi miło wiedzieć takie komentarze!
      No i masz rację, sama żałuję, że zniszczyłam ich związek ;_; nie taki był plan, szczerze mówiąc, ale cóż...tak wyszło ;c

      Usuń
  11. Kompletnie nie wiem co mam Ci napisac, bo chyba to, że jesteś genialna już wiesz. Muszę się przyznać, że prawie się rozpłakałam jak Slash podczas seksu wstrzyknął Michelle to świństwo. Błagam niech on nie przestaje jej kochać :( Z jednej strony cieszę się, że od niego odeszła, ale z drugiej tak cholernie mi smutno, bo ich uwielbiałam. Mam nadzieję, że nie rozstaną się na dobre, chcę żeby wróciły te sielankowe chwile w ich związku. Aż się o siebie boję, bo chyba za bardzo się zżyłam z tym opowiadaniem, skoro myślę o tym ciągle i przeżywam jak chora :D Więc czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o.o nie płacz Ty mi tutaj, bo ja też zacznę ;C
      Dziękuję za komentarz i postaram się w przyszłości nie zawieść ;*

      Usuń
  12. heej :) dopiero 3 dni temu trafiłam na to opowiadanie i praktycznie nic innego nie robiłam, tylko czytałam i w końcu dotarłam tutaj :p powiem tak, JEST ZAJEBISTE!! Tylko szokiem dla mnie była taka zmiana w Slashu, z kochającego męża i ojca do sadystycznego skurwiela.. Widać co narkotyki robią z ludźmi. Troche ciężko było mi sie pogodzić z takim obrazem mojego idola ( niektórzy zaczynają twierdzić że jestem psychofanką ;p ) ale mam nadzieje że przejrzy on na oczy jak Michelle mu ucieknie z Jimim. Małego jest mi najbardziej szkoda w tym wszystkim.. :(
    Uważam że Michelle powinna pomóc Slashowi jeśli on zdecyduje sie na odwyk, bo przeciez kochali sie naprawdę i to raczej coś znaczy, ale to niee moje opowiadanie, więc nie wpływam :)

    No i co do autorki - piszesz bardzo szczerze i czytałam to wszystko z wielkimi emocjami ;) nie przestawaj i szybko pisz kolejny rozdział bo nie wytrzymam normalnie :D <3 wgl ciesze sie że są ludzie z taką pasją jak moja i kochają GnR :D wszystkich was kocham :D

    Pozdrawiam, marry :) ( może być w następnym rozdziale dedyk dla mnie? :p to byłoby spełnienie marzeń bo to takie super ;p )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze podziwiam za wytrwałość xD mnie samą często odstrasza duża ilość rozdziałów.
      Dziękuję za te wszystkie pochwały, to cholernie motywuje!
      Dedykacja na 100% będzie!
      Dzięki jeszcze raz :)

      Usuń
  13. Pogodziłam się już chyba nawet z tym, że szczęśliwego zakończenia nie będzie, co mnie trochę jeszcze dobija, ale człowiek żyje nadzieją. Wiesz, to jest takie w chuj przykre, bo mieli ze sobą tyle wspólnego, tak się kochali, wszystko było w porządku, każda z przedstawicielek płci pięknej, chciałaby taką miłość przeżyć, a tu jebudu. Nie ma. Po miłości, i to mnie tak naprawdę dobija, że z tak pięknego uczucia zrobiło się takie coś, Boże, aż mam humor zjebany. Jeszcze wakacje się kończą...
    Ale rozdział jak zwykle napisany świetnie, mam nadzieję, że Chell da radę i wszystko pójdzie po jej myśli i ucieknie od tego idioty. Dobrze, że w końcu się na to zdobyła.
    Jednak ja dalej mam nadzieję, że Slash się ogarnie i o nią jeszcze będzie walczył...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadzieja jest potrzeba!
      Nawet mnie nie dobijaj z tymi wakacjami ;_; już sama mam taki humorek, że aż boję się pisać rozdział, żeby nie odstraszyć czytelników drastycznymi scenami...swoją drogą może zrobię coś na Halloween...no nieważne, w każdym razie dziękuję za komentarz xD

      Usuń
  14. Zajebisty rozdział ;D
    Michelle wreszcie podjęła właściwą decyzję i chwała jej za to ;D
    W sumie to mi nawet nie jest szkoda Slash'a... Ma to, na co zasłużył.
    Bardzo się cieszę, że Michelle i Jimmi mieli kogoś takiego jak Myles i Carrie ;D
    Nie za bardzo mam pomysł na ten komentarz, więc go kończę ;D
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następne rozdziały ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff! Jak dobrze, że wszyscy zgodnie popierają decyzję Chelle!
      Ślicznie dziękuję i również pozdrawiam ;*

      Usuń
  15. 1. Rozdział genialny, zresztą jak wszystkie. :) 2. Ciesze się, ze Michelle uciekła od Slasha 3. Bladam cie zrób HAPPY END *_* proszę. Ja tak bardzo chcę zeby oni wszyscy byli szczęśliwi..... No wiesz, Jimmi był by juz buntującym się nastolatkiem i wogóle..... No ja cię błagam.... A tak wogóle to jestes moim pisarskim autorytetem, na prawdę jestes dziewczyno genialna!!! ;) Więc zyczę ci połamania klawiatury podczas pisania następnego roadziału xp anonim Aga PS. Sory, ze czcionka czy cos moze się dziwnie ułożć ale jestem na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi ciśnienie z tego szczęścia skacze jak widzę takie piękne komentarze!
      Dziękuję serdecznie i już zabieram się za kolejny rozdział :)

      Usuń
  16. jejcu jakie zajebiste :Dv Dodasz jeszcze rozdział przed rozpoczeciem roku? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i myślę, że tak, dodam przed tym piekielnym dniem xD

      Usuń
  17. Reverie kocham Cię ;D Napisałaś zajebisty rozdział. Byłam bliska załamania przez Hudsona, a tu jeb i Michie podjęła jakieś kroki *__* Strasznie podobał mi się fragment gdy podawała Slashowi kolejną dawkę heroiny. Zmroziłaś mi krew w żyłach. Serio. Myślałam, że Saul jej coś zrobi. Uff...
    Jeszcze ten fragment rozmowy Carrie z Sharon był świetny. Caroline to taki anioł *__* Natomiast Sharon, to ehh no ma po prostu swoje poglądy xD
    Co do McKagana to aż mi go szkoda się zrobiło. Chłopak się stara, no ale cóż. Lizzy trochę się nacierpiała przez niego i ciężko tak po prostu zaufać.Rzeczywiście to pikuś w porównaniu do problemów naszej głównej bohaterki. Jeszcze wracając do niej to mam nadzieję, że uda jej się ułożyć normalne życie.
    Czekam na kolejny cudowny rozdział i gorąco pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahh *_* twe słowa to najsłodszy miód na moją duszę!
      Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tą obecną formę jak najdłużej xD
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  18. Nareszcie zdecydowała się na ucieczkę i bardzo dobrze Michelle bardzo dobrze!
    Slash pozwolił sobie na zbyt dużo.
    Rozdział genialny, teraz czekam aż dodasz coś nowego, bo muszę wiedzieć co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w przyszłości decyzje bohaterów będą przyjmowane równie przychylnie xD
      Dziękuję za opinię!

      Usuń
  19. Ostatni rozdział "Nothing Lasts Forever" ;___;
    Zapraszam :)

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/08/nothing-lasts-forever-epilog.html

    OdpowiedzUsuń
  20. kurwa no jak zwykle super :D nie moge się doczekać nowego rozdziału <: NIECH CHELLE MU SPIERDOLI DO INNEGO KRAJU MOSZE SLASZ OPRZYTOMNIEJE;-;

    OdpowiedzUsuń
  21. Super!
    114 rozdział? Powdziwiam :D
    U mnie dopiero 4, ale zapraszam :)
    http://never-too-young-to-die.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Nowy rozdział "It's so easy"
    Zapraszam :)
    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/08/its-so-easy-rozdzia-4.html

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetne!! Zapraszam również do siebie: http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Nominowałam Twojego bloga do 'Libster Blog Award'.
    Więcej informacji znajdziesz u mnie na blogu http://mygnrstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Odziewczyno :O dosłownie przedwczoraj wpadłam na Twojego bloga i po prostu się zakochałam!!!!!!! BŁAGAM PISZ DALEJ!!!
    Żałuję tylko strasznie tego co się porobiło między Slashem a Chelle :C
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  26. U mnie zupełnie inna historia bardzo, osobista zapraszam na prolog:)
    http://there-s-no-difference.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. DZIEWCZYNO DODAWAJ TEN ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM!! ;* <3 Wchodze po kilkanascie razy dziennie zeby sprawdzic czy juz jest bo mial byc przed poczatkiem roku szkolnego :(
    czekam niecierpliwie, marry ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Ja też się niecierpliwię , ale pewnie musi być jakiś powód dla którego piszesz. :)
    Czekam
    Axeas- od teraz Estranged
    Estranged

    OdpowiedzUsuń
  29. Zapraszam na nowy rozdział "It's so easy" :)

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/09/its-so-easy-rozdzia-5.html

    OdpowiedzUsuń
  30. Matko, ale emocje! Czyżby tym razem się uda i Chelle ucieknie?! Czy to właśnie teraz?! :D dzielna kobitka, w końcu to zrobiła! :D
    To była najwyższa pora, bo Slash już ostro przeginał. Teraz tylko dostać się na lotnisko i modlić się by Slash nie wybudził się zbyt szybko.

    Jak to dobrze, że Michelle udało skontaktować się z Lizzy. Nikt tak nie zrozumie kobiety z problemami jak druga kobieta, której również życie nie rozpieszcza.

    Swoją drogą to smuteczek, że między Lizzy a Duffem tak się nieciekawie potoczyło, ale Duff przynajmniej nie jest aż tak podły jak Slash no i w porę zrozumiał błąd i zaczął walczyć o drugą szansę.

    Będzie brakować mi Mylesa i Caroline. Tak dbali o Michelle i Jimiego, a teraz to pewnie kontakt im się urwie... Bo z tego co pamiętam to chyba nie powracają oni w drugim tomie, co nie? Chyba, że coś mylę.

    Sharon i jej porad też mi będzie brak. No, ale najważniejsze, że Michelle się już prawie udało uwolnić z toksycznego związku.

    Na prawdę ten rozdział był mega emocjonujący :D i po prostu świetny!

    Lecę dalej :D

    Pozdrowionka ;*

    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki