Rozdział 112. Don't damn me.
"Każdy się czegoś boi. Dzięki temu wiemy na czym nam zależy, boimy się to stracić."
Sharon
- Nie możesz tak po prostu zostawić człowieka w takim stanie. Sama mówiłaś, że nie chcesz żeby zaćpał się na śmierć.- Tu nie chodzi o mnie, tylko o Jimiego. A co jeśli ten kretyn coś mu zrobi? Dobrze wiem do czego jest zdolny na głodzie. - po tych słowach zamyśliłam się na moment. Michelle, widząc że milczę, kontynuowała. - Gdyby nie było dziecka, byłoby zupełnie inaczej...
- Kochasz go?
- Chyba muszę skoro jeszcze tu jestem...
- W takim razie pokaż mu, że tobie naprawdę zależy.
- Ale jak? Ja nie mogę tak dłużej udawać.
- Seks. Chyba wiesz co on lubi, przynajmniej się postaraj. Sama też na tym skorzystasz...- ostatnie zdanie wyszeptałam jej na ucho.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
- Spróbuj. - głęboki wdech i piękna brunetka ruszyła w kierunku drzwi.
- Dziękuję. - powiedziała na koniec i zniknęła w ciemnym korytarzu.
- John! - cisza. - Johnny!
- Jestem Ozzy, do kurwy nędzy! - wydarł się z łazienki, jednak ja nie chciałam jeszcze rezygnować z tej znakomitej zabawy.
- Jesteś ze mną i masz na imię John - kiedy wyszedł z turbanem na głowie, dodałam - chyba że wolisz Michael. - Osbourne rzucił się w moją stronę i bez wahania rozerwał kraciastą koszulę, w którą byłam przyodziana. - Kretyn... - zaśmiałam się pod nosem, podczas gdy Ozzy zachłannie całował mój biust. Przerwały nam śmiechy zza ściany.
- Chyba dobrze się spisaliśmy. - mój brunet był bardzo zadowolony z realizacji naszego wspólnego planu.
- Skoro tak...to należy nam się jakaś nagroda, prawda? - dodał szeptem, pocałowawszy mnie w usta.
W tym samym czasie, Los Angeles, CA.
Duff
Wiedziałem, że muszę sprowadzić Lise i Joan z powrotem do domu, jednak za cholerę nie wiedziałem jak to uczynić. Zadzwoniłem do wszystkich znajomych; pomijając fakt, że połowa nie kojarzyła mnie już po głosie; jednak nie mieli pojęcia gdzie mogła pojechać. Musiałem się nieźle wysilić, żeby nikt nie dowiedział się, co tak naprawę zaszło. W akcie desperacji udałem się na policję, zgłaszając kradzież karty do bankomatu.- Pana godność...?
- Kurrrr....de, gościu, po raz trzeci mnie pytasz...
- Raz powiedział pan Duff, drugi raz Michael, a później Andrew, więc jak?
- Duff McKagan. - wybrnąłem po głębszym zastanowieniu.
- TEN Duff McKagan? - zapytał, patrząc na mnie znad swoich grubych okularów.
- Ta...to co z moją kartą?
- Spróbujemy namierzyć bankomat, z którego ostatnio dokonywana była wypłata pieniędzy, jeśli coś znajdziemy, damy panu znać. Mick, odprowadź pana do drzwi. - dobrze zbudowany glina stanął naprzeciwko mnie, jednak to ja byłem wyższy.
- Nie trzeba, sam trafię. - wyszedłem z budynku. Ręce wcisnąłem do kieszeni ciemnej bluzy, której kaptur nieco przysłaniał moją twarz. Od rana lał deszcz, więc i temperatura była niższa. Zmarznięty maszerowałem przez dobrze mi znane ulice, obserwując każdy przejeżdżający samochód. Zatrzymałem się przy budkach telefonicznych i zadzwoniłem do domu - Tu Lise i Duff McKagan, nie ma nas teraz w domu albo jesteśmy zajęci... wiadomo czym - mówiłem.
- Cicho, zepsułeś...! - szept, a później chichot Lizzy - Zostaw wiadomość jeśli chcesz. - moim największym marzeniem było spotkanie jej i Joan za rogiem, czy chociażby w supermarkecie, w którym kupiłem osiem wielkich bułek. Na pierwszy rzut oka wydawało się nierealne, ale ja głęboko w to wierzyłem. Wróciłem do domu i wstawiłem wodę na herbatę. Gdy czajnik zagwizdał, otworzyłem szafkę. Wzdychając, ominąłem kubek Lise i zalałem ziarenka wrzątkiem. Z utęsknieniem spojrzałem na pluszowego misia pod komodą w korytarzu.
- Kurwa mać...- moja bezsilność z dnia na dzień stawała się coraz bardziej uciążliwa.
Chicago, IL.
Lise
Slash
Siedziałem na skraju łóżka i próbowałem zagrać nowy riff, jednak moje
dłonie chciały czegoś zupełnie innego. Starałem się podążać za radą
Osbourne'a i samemu sobie udowodnić, że wcale nie muszę brać tego
świństwa. Jednak już wtedy wiedziałem, że długo tak nie pociągnę...
Od pamiętnego incydentu minęło sporo czasu. Joan przestawała pytać gdzie jest jej tatuś, a ja starałam się ułożyć życie od nowa, po raz kolejny zresztą. Bałam się wrócić do matki, nie chciałam żeby znów widziała moją porażkę. Ojciec praktycznie dla mnie nie istniał. Jako nieszczęśliwa kobieta czułam się fatalnie, jednak wreszcie byłam wolna. Nie musiałam już zbierać z podłogi puszek czy butelek po piwie. Pragnęłam o nim zapomnieć, ale nie mogłam. Za każdym razem, gdy popatrzyłam w lustro, brakowało mi tego kretyna, który czasem obejmował mnie czule, łaskocząc długimi włosami w policzek.
Patrząc za okno wynajmowanego mieszkania, zignorowałam telefon, który dzwonił chyba po raz setny tamtego dnia.
Ciągle miałam przy sobie kartę McKagana, ale bałam się jej używać. Wypłaciłam trochę pieniędzy, przejeżdżając do sąsiedniego stanu. W Michigan karta zadziałała po raz ostatni. Później została zablokowana i musiałam wziąć kilka tysięcy z banku.
- Czy mogę zobaczyć dowód osobisty? - poprosiła kobieta mniej więcej w moim wieku. Podałam jej małą książeczkę i cierpliwie czekałam z Joan na kolanach. Blondynka z odrostami wklepała moje dane do komputera i zwróciła dokumenty. - Proszę zaczekać, zaraz dostanie pani potwierdzenie pobranej kwoty.- cała trzęsłam się z nerwów, ale nie miałam innego wyjścia.
Następne dwa miesiące minęły nadzwyczaj szybko. Starałam się oszczędzać pieniądze, lecz mimo to nie wystarczyłoby mi na zbyt długo.
- Mamo, możemy obejrzeć Myszkę Miki? - zapytała słodkim, dziecięcym głosem mała dziewczynka.
- Jasne, włącz telewizor. - ta blondynka była moim jedynym wsparciem i pocieszeniem. Dla niej byłam gotowa zrobić naprawdę wszystko.
Przez dwa tygodnie starałam się o jakąkolwiek pracę, żeby tylko móc spłacać kredyt, wynajmować opiekunkę dla Joan i wiązać koniec z końcem. Niestety nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki z dzieckiem. Nie mając wyboru zadzwoniłam do mojej mamy.
- Lizzy? Gdzie jesteś? Duff powiedział, że wyjechałaś. Co się dzieje, kochanie? - pytała z niepokojem, gdy ja długo zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Mamo...pomożesz mi?
- Mówiłam ci żebyś nie wiązała się z tym całym...rockmanem.
- Proszę cię. Wiem, masz cholerną rację, ale ja go kocham...to znaczy kochałam.
Patrząc za okno wynajmowanego mieszkania, zignorowałam telefon, który dzwonił chyba po raz setny tamtego dnia.
Ciągle miałam przy sobie kartę McKagana, ale bałam się jej używać. Wypłaciłam trochę pieniędzy, przejeżdżając do sąsiedniego stanu. W Michigan karta zadziałała po raz ostatni. Później została zablokowana i musiałam wziąć kilka tysięcy z banku.
- Czy mogę zobaczyć dowód osobisty? - poprosiła kobieta mniej więcej w moim wieku. Podałam jej małą książeczkę i cierpliwie czekałam z Joan na kolanach. Blondynka z odrostami wklepała moje dane do komputera i zwróciła dokumenty. - Proszę zaczekać, zaraz dostanie pani potwierdzenie pobranej kwoty.- cała trzęsłam się z nerwów, ale nie miałam innego wyjścia.
Następne dwa miesiące minęły nadzwyczaj szybko. Starałam się oszczędzać pieniądze, lecz mimo to nie wystarczyłoby mi na zbyt długo.
- Mamo, możemy obejrzeć Myszkę Miki? - zapytała słodkim, dziecięcym głosem mała dziewczynka.
- Jasne, włącz telewizor. - ta blondynka była moim jedynym wsparciem i pocieszeniem. Dla niej byłam gotowa zrobić naprawdę wszystko.
Przez dwa tygodnie starałam się o jakąkolwiek pracę, żeby tylko móc spłacać kredyt, wynajmować opiekunkę dla Joan i wiązać koniec z końcem. Niestety nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki z dzieckiem. Nie mając wyboru zadzwoniłam do mojej mamy.
- Lizzy? Gdzie jesteś? Duff powiedział, że wyjechałaś. Co się dzieje, kochanie? - pytała z niepokojem, gdy ja długo zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Mamo...pomożesz mi?
- Mówiłam ci żebyś nie wiązała się z tym całym...rockmanem.
- Proszę cię. Wiem, masz cholerną rację, ale ja go kocham...to znaczy kochałam.
Za trzy godziny mieliśmy wyjść na scenę i dać kolejny świetny koncert. Odłożyłem gitarę na bok i kątem oka zerknąłem na Michelle, która wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Odwróciłem głowę i sięgnąłem do szufladki koło łóżka.
- Co robisz? - wyszeptała, znienacka przytulając się do moich pleców.
- Nic. - mruknąłem, bezustannie grzebiąc we wszystkich szpargałach. - Odpuść sobie. - warknąłem, zerwawszy się z łóżka, w momencie gdy Michelle zaczynała delikatnie całować mój kark.
- Zostaw to, proszę cię. - jej błagalny ton już nie robił na mnie tak dużego wrażenia jak kiedyś. Cmoknąłem ją w czoło. Gdy ruszyłem w stronę drzwi, ona dotrzymywała mi kroku.
- Za chwilę gramy. - mruknąłem, chwytając za klamkę.
- Hudson! - wrzasnęła, odciągając mnie w tył.
- Czego chcesz?! - krzyknąłem coraz bardziej roztrzęsiony. - W portfelu jest karta, kup sobie kolejną parę butów i zamknij się w końcu. - powiedziałem nieco spokojniej.
- Myślisz, że siedzę tu z tobą tylko dla głupiej forsy?! - wrzasnęła, a ja próbowałem trzymać nerwy na wodzy. Nie odpowiedziałem, więc chwyciła porcelanową figurkę z komody i rzuciła w moją stronę. W ostatniej chwili udało mi się uratować głowę przed zderzeniem z białym słonikiem, który roztrzaskał się w drobny mak o ścianę za mną.
- Nie zostawisz mnie, bo nie masz za co utrzymać dziecka, więc wybacz, ale tak właśnie myślę. - Chelle przestała mnie zatrzymywać, lecz ja nie chciałem teraz wyjść. Wolałem patrzeć, jak nieporadnie próbuje wymyślić jakąkolwiek sensowną odpowiedź.
- Ja chcę ci pomóc! Kocham cię, ty idioto! - załkała zupełnie nieszczerze, rzuciwszy we mnie twardym zagłówkiem zabranym z łóżka.
- Ta...Swoją drogą, byłabyś świetną aktorką. - zacząłem obracać woreczek między palcami, patrząc jak drobinki pyłku przesypują się z jednego końca na drugi.
- Zostaw to! - krzyknęła nagle, rzucając się w moją stronę i próbując wyrwać opakowanie z mojej dłoni. Wyciągnąłem rękę wysoko do góry, tak żeby brunetka nie mogła dosięgnąć. - Dlaczego nawet nie chcesz spróbować?! - dodała równie głośno, a ja popatrzyłem jej w oczy.
- Bo nie. - warknąłem stanowczo. Wywiązała się kolejna szarpanina. Gdy Chelle już prawie miała w ręce mój towar, mocno chwyciłem ją za włosy i odciągnąłem w bok, a to że po drodze zahaczyła o pokrowiec od gitary to już nie moja wina. Pisnęła, uderzając bokiem tułowia o kant szafki. Nieco się przestraszyłem, lecz gdy upewniłem się, że nic jej nie jest, zacząłem szukać otwarcia woreczka, chcąc jak najszybciej wciągnąć.
- Błagam, zostaw to... - niestety zapłakana brunetka skutecznie mi to uniemożliwiła. Mocno uderzyłem ją w policzek, w chwili gdy woreczek wymsknął się z mej dłoni. Zastygłem w miejscu, patrząc jak Michelle z zaciśniętą pięścią powoli osuwa się na podłogę i łapie oddech w spazmach płaczu. - Ja...nie chciałem... - spróbowałem odgarnąć jej włosy z twarzy, lecz moja ręka natychmiast została odrzucona. Usiadłem na tyłku tuż obok niej i ukryłem twarz w dłoniach. Doskonale wiedziałem, że teraz na pewno nie uda mi się zatrzymać jej przy sobie. Postanowiłem zupełnie zmienić kilka istotnych rzeczy. Bez słowa wstałem i wyszedłem wraz z głośnym trzaskiem drzwi.
Co powiecie na wszechwiedzącego narratora?
Wstrząsały nią gigantyczne fale płaczu. Starała się wyrównać oddech, jednak nic nie pomagało. Nagle drzwi po prawej otworzyły się. Mały Jimi wyszedł ze swojego pokoju i powoli, stawiając drobne kroczki, zbliżał się do skulonej pod ścianą kobiety.- Mamusiu...co ci się stało? - spytał półszeptem, przyklękając tuż obok. Nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Przelotnie popatrzyła mu w oczy i przytuliła przestraszonego chłopca. Mały brunet mocno ją trzymał, dodając odrobinę otuchy. Po paru minutach wyplątał się z jej ramion i zaczął wpatrywać się w usta. - Bardzo cię boli? - zapytał troskliwie, a ona z bólem serca pokręciła przecząco głową.
- Nic mi nie będzie, obiecuję. Kocham cię. Bardzo, bardzo mocno. - cmoknęła go w czoło, pociągnęła nosem i ponownie mocno się przytulili.
- Michelle...? - głos stłumiony przez drzwi najwyraźniej należał do Caroline.
- Otworzymy cioci? - spytała, a w odpowiedzi mały skinął głową. Razem wstali z podłogi. Brunetka przekręciła klamkę i spuściła głowę, starając się ukryć twarz za rozczochranymi włosami.
- Cześć, macie jakieś plany na wieczór? - było ciemno, więc miała ułatwione zadanie. - A co wy tak po ciemku siedzicie? - zapytała wesoło i nacisnęła biały pstryczek na ścianie.
- Zaraz wrócę. - mruknęła Michelle, szybkim krokiem idąc w stronę łazienki. Oparła dłonie na umywalce. Ostatnie łzy spłynęły po jej policzkach. Dopiero po dłuższej chwili odważyła się spojrzeć w lustro.
- On ci to zrobił? - ostry głos Caroline znów pobudził jej gruczoły łzowe do pracy.
- Nie...po prostu...warga mi pękła. - postarała się o uśmiech i obmyła twarz wodą.
- A to? - Carrie wskazała na niedużą ranę po lewej stronie tuż pod żebrami. - Wpadłaś na drzwi i zahaczyłaś o klamkę? - Chelle spuściła głowę i głośno pociągnęła nosem.
- Bo...bo on sam sobie nie poradzi...nie chcę żeby się zaćpał. - przyspieszony oddech, utrudniał jej mówienie.
- Ty jeszcze się nim martwisz?! Przecież on cię wykończy! - blondynka krzyczała, a Michelle zalewała się łzami.
- Ciii... no już nie płacz. - wyszeptała nagle, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na jej łopatce. Załamana kobieta powoli obróciła się i ostrożnie ułożyła głowę na ramieniu przyjaciółki, chyba mogła ją już tak nazywać. - Co powiesz małemu, kiedy cię o to zapyta?
- Że jego pierdolony ojciec zrobi wszystko żeby wziąć. - mruknęła, odsuwając się od dziewczyny. Poprawiła roztrzepanego koka i razem wróciły do salonu.
- Jimi, chciałbyś iść ze mną i wujkiem Myles'em na spacer? Twoja mama chce się przespać...
- Tak! A wujek Frank też będzie? - zapytał, z uśmiechem spoglądając na blondynkę.
- Może uda się to jakoś załatwić. - odparła, czekając na pozwolenie smutnej mamy. Ta kiwnęła głową i w pomieszczeniu na dłuższą chwilę zapanowała grobowa cisza. Brunetka postanowiła wziąć długi prysznic, więc zabrawszy świeżą koszulę z torby, powędrowała do wielkiej łaźni. Odkręciła kurek z gorącą wodą i zaczęła się rozbierać. Gdy w pomieszczeniu zaczynała unosić się para, weszła do środka i zasłoniła krwistoczerwonym materiałem. Szampon, który spływał po jej ciele, podrażnił rozciętą skórę pod żebrami, przez co głośno syknęła. Błyskawicznie spłukała pianę i owinięta ręcznikiem szukała apteczki. Przemyła draśnięcie wodą utlenioną i nakleiła plaster. Wchodząc do sypialni, zatrzymała się w połowie kroku.
- Co ty robisz? - zapytała niepewnie, mierząc wzrokiem Hudsona, który grzebał w jej torbie.
- Po co ci 10 tysięcy dolców w gotówce? - zapytał, podnosząc się do góry z paczką pieniędzy w dłoni.
- Na zakupy. - odparła, zakładając ręce na piersiach.
- Czyżby? Masz przecież kartę.
- W niektórych sklepach można płacić tylko gotówką. - Hudson uśmiechnął się wzdychając, po czym podszedł do jej persony.
- Nie wziąłem. - wyszeptał do jej ucha, lecz dolna warga kobiety zaczęła drżeć jeszcze bardziej.
- Świetnie. - odparła, odsuwając się o krok w tył. Tak naprawdę czuła się bezpieczniej, kiedy Slash był dalej.
- Idę wziąć prysznic. - mruknął, zamykając za sobą drzwi do łazienki. Kobieta schowała całą sumę do małej torebki i założyła elegancki czarny kombinezon z brązowym paskiem na wysokości talii.
Bardzo proszę o komentarz co do powyższej części. Jeśli większości się spodoba, będę tak dalej pisać.
Michelle
Z samego rana mieliśmy lecieć do Włoch. Na podróż założyłam ostatnią parę jeansów, których Slash nie kazał mi wyrzucić. Błyskawicznie nałożyłam warstwę pudru na twarz, by choć trochę przykryć i tak widoczną ranę.- No chyba żartujesz, wyjeb te brudne trampki do kosza! - wrzasnął, mknąc w moim kierunku. Nawet nie zamknął za sobą drzwi. Nie zdążyłam powiedzieć słowa, bo Slash wyrwał mi buty sprzed nosa i mocno cisnął nimi wprost do małego kosza. - W tych ładnie wyglądasz. - cmoknął mnie w czoło, podając do ręki sandały na koturnie.
- Są beznadziejne.
- Nie wkurwiaj mnie, dobrze? - spytał, zaciskając dłoń na moim nadgarstku i uśmiechając się uszczypliwie. Spuściłam wzrok i skinęłam głową, wyrywając rękę.
- Za ile będziecie gotowi? - po szybkim trzykrotnym zapukaniu w drzwi, do pokoju wpadł Myles.
- Już idziemy. - ton Slasha był miły, aż do mdłości. W samolocie nastąpił podział na grupę męską i żeńską, jednak Jimi wolał zostać ze mną, co bardzo mnie ucieszyło.
13 sierpnia, 1996r. Milan, Włochy.
Po kilku godzinach wylądowaliśmy na niedużym lotnisku. Względne ciepło wzbudziło we mnie pozytywne emocje. Gdy przechodziliśmy przez halę odlotów, Jimi mocno ściskał moją dłoń. Wzięłam go na ręce, widząc jak Hudson i jedna ze stewardess śmieją się podczas rozmowy. Popatrzyłam na Sharon, a ona wyciągnęła ręce po Jimiego.
- Chodź do cioci, a ty pokaż tej pindzie gdzie jest jej miejsce.
- Saulie! - zawołałam. Szłam w jego kierunku, seksownie kołysząc biodrami. Hudson uniósł brew do góry i uciszył wysoką szatynkę gestem ręki. Zmierzyłam dziewczynę nieprzyjemnym wzrokiem i zbliżyłam twarz do Mulata. - Mam ochotę poczuć cię głęboko, głęboko w sobie. - wyszeptałam mu na ucho i cmoknęłam w usta. Slash na początku nie dowierzał, później jednak szeroko się uśmiechnął i objął mnie ramieniem, odpowiadając
- A ja chętnie bym ci go tam wsadził. - z uśmiechami na twarzach, powędrowaliśmy do białej limuzyny. Jimi bawił się autkiem, które poprzedniego dnia otrzymał od tatusia, gdy ten wodził palcem po moim udzie. Rozmawiając z Sharon czułam się nadzwyczaj dobrze. Caroline ani razu na mnie nie spojrzała.
- Ej...coś się stało? - zapytałam dyskretnie, gdy przyjechaliśmy na miejsce.
- Nie. - odpowiedziała, zabierając swoją torbę do środka. - Sama poniosę. - warknęła na mężczyznę z obsługi, który chciał jej pomóc.
Późnym wieczorem zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Slash. Wszystkie nadzieje, że nie wróci do rana rozpłynęły się, w momencie gdy drzwi do sypialni zostały otworzone. Udawałam, że śpię. Spowolniłam oddech i lekko rozchyliłam usta. Czułam na sobie spojrzenie Mulata. Wiedziałam, że jest pochylony dokładnie nad moją twarzą. Ciepłe powietrze, które wydychał nosem, zaczynało mnie irytować. Znienacka musnął moje usta.
- Kotku...obudź się...- wyszeptał, ponawiając całusa.
- Co jest, do cholery...- wymamrotałam, jak to na zaspaną przystało.
- Kupiłem ci coś i musisz to teraz przymierzyć. - leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek.
- O dwunastej w nocy? - twierdząco kiwnął głową. - Ani mi się śni. - dobrze wiedziałam, że właśnie go rozzłościłam.
- Jimi śpi w pokoju obok, chyba nie chcesz żeby kolejny raz słyszał jak się kłócimy.
- Dlaczego bez przerwy mnie szantażujesz? - Saul delikatnie się uśmiechnął.
- Paczka jest w łazience. - lekko musnął moje usta i wyszedł z sypialni. Wkurzona zwlekłam się z łóżka i wpadłam do łazienki. Miałam ochotę wyrzucić cały pieprzony prezent do kosza, ale coś podkusiło mnie, żeby zajrzeć do środka. Kremowa bielizna i biała róża ze słabo rozwiniętym kwiatem - taki prezent oznaczał to co zwykle. Denerwowało mnie wszystko co związane z Hudsonem, a w szczególności te jego nieme propozycje seksualne. Z nerwów wykrzyczałam jego imię, wchodząc do salonu.
- Tak, kotku? - odparł, nawet się nie obracając.
- Nie będziemy więcej urządzać tych przebieranek.
- Ale dzisiaj mamy specjalną okazję.
- Tak? Ciekawe jaką...
- Od sześciu minut masz 31 lat. - zmarszczyłam brwi, by po chwili lekko się uśmiechnąć na widok małego, okrągłego tortu z zapalonymi świeczkami. Wskazówki zegara pokazywały sześć minut po północy.
- Wszystkiego najlepszego. - nie poruszyłam się nawet o milimetr. W końcu wzruszona podeszłam do Saula i pocałowałam go w policzek, po czym wtuliłam się w jego ciało.
- Przepraszam...ja zapomniałam o twoich urodzinach. - ostatnie słowa wyszeptałam, wstydząc się powiedzieć je na głos.
- W takim razie spóźniony prezent dostanę dzisiaj. - soczysty całus był dopiero wstępem do pracowitej nocy. - Kupiłem ci coś jeszcze. - dodał, odrywając się od mojego pragnącego czułości ciała. Moim oczom ukazało się duże pudełeczko z napisem Tiffany & Co. Saul otworzył pokrywkę. Ujrzałam mieniący się w świetle słabych lamp naszyjnik z mnóstwem białych kamyczków.
- Przecież...musiał kosztować fortunę... - nie mogąc wyjść z podziwu, odsunęłam włosy na bok, czekając aż kosztowna biżuteria spocznie na mojej szyi. Usatysfakcjonowany Slash zapiął łańcuszek i uśmiechnął się.
- Jesteś warta każdych pieniędzy. - powiedział wprost do mojego ucha, po czym przylgnął do moich pleców. Jego usta spoczęły na mojej szyi.
- Zaczekaj. Zdejmij go, bo się uszkodzi. - Saul szybko odpiął maleńki zameczek i odłożył łańcuszek na miejsce. Później zrezygnowaliśmy z delikatnych całusów, a namiętne pocałunki z języczkiem powróciły do łask.
- Przebierzesz się? - zapytał nagle z nadzieją.
- Przyjdź dopiero jak cię zawołam.- musnęłam jego usta i pobiegłam do łazienki. Nie wiedziałam po co się ubierać, skoro i tak zaraz miałam być naga, jednak Saul lubił zdejmować całą zmysłową część mojej garderoby. Poczochrałam włosy, miętowym płynem wypłukałam usta i wskoczyłam na łóżko. Już miałam go wołać, jednak przypomniałam sobie o róży. Popędziłam po kwiat i wraz z nim ułożyłam się na miękkich poduszkach.
- Saul! - zawołałam najseksowniejszym głosem, jaki potrafiłam z siebie wydobyć. Mulat otworzył drzwi i przyjrzał się mojej sylwetce. Z zadziornym uśmiechem podszedł do łóżka i zabrał mi różę z dłoni. Odłożył ją na szafkę nocną. Dokładnie obserwowałam każdy jego ruch. Ułożył dłonie na moich biodrach i mocno pociągnął w dół, przez co cicho pisnęłam. Później odgarnął moje włosy z szyi i zaczął całować. Westchnęłam, gdy dłońmi pieścił mój biust. Cicho mrucząc, czekałam aż zębami zdejmie wszystkie części mojej garderoby.
Po przyjemnym wstępie nadszedł czas na jeszcze przyjemniejszą kontynuację.
- Saul... - wydyszałam, mocno przyciskając do siebie mężczyznę wyjątkowo miłego tej nocy.
- Jeszcze raz...- wyszeptałam, lecz on położył się obok i założył ręce za głowę.
- A co z moim prezentem? - zapytał, gdy patrzyłam na niego z wyrzutem. Po chwili zastanowienia usiadłam okrakiem na jego męskości. Opuszkami palców przejechał po moich ustach i zaczął mówić dokładnie to co miałam z nim zrobić.
- Ja nie chcę...
- Rób co mówię. - syknął przez zaciśnięte zęby i chwycił mnie za włosy.
- Puść...to boli! - powiedziałam nieco głośniej, lecz on tylko przyciągnął mnie w dół. Dłońmi nakierował moją głowę i kazał wziąć go do ust. Ze łzami w oczach ujęłam go w dłonie.
- No dalej... - był coraz bardziej zniecierpliwiony. Mocno zacisnęłam powieki i powoli wsunęłam go pomiędzy wargi. - Szybciej. - nakazał, ale ja nie posłuchałam. Nagle cicho przeklął pod nosem i docisnął moją głowę. Zaczęłam się krztusić, a on szybko poruszał biodrami, jęcząc przy tym jak nigdy wcześniej. Po czerwonych policzkach spływały słone łzy, wydawało mi się, że wraz z nimi upływają ostatnie strzępki szacunku do samej siebie.
Kurdeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa dłużej już tego nie wytrzymam ! Zrób coś, żeby pomiędzy Michelle a Hudsonem było już dobrze ! Tak, jak dawniej ! Błagam! Proszę!!!
Ajajaj...nie może być tak słodko przez cały czas ;_; przepraszam! Może kiedyś, może w innym opowiadaniu ;_;
UsuńDziękuję za komentarz!
Mam pytanie, która narracja bardziej Ci odpowiada? ;D
Podoba mi się ta nowa narracja, którą wprowadziłaś, aczkolwiek podczas czytania nie zauważyłam gruntownej zmiany ;)
UsuńOkej, czyli nie będzie przeszkadzało jeśli zmienię to i owo? xD
UsuńNosz zdecyduj się w końcu Michelle. czego chcesz dla swoich bohaterów, bo ja tu zaraz zawału dostanę. Albo Chelle robi tak, jak żona Duffa, albo udaje głupią i siedzi z Hudsonem dalej. Bardzo podobała mi się wersja z narratorem wszechwiedzącym. Sama, jak wiesz, od jakiegoś czasu piszę właśnie w ten sposób i jest to bardzo wygodne. Wydawało mi się także, że ten fragment czytało się płynniej.
OdpowiedzUsuńSharon głupio doradza Chell i to jest moje zdanie na ten temat.
Oczywiście mimo mojego sceptycznego spojrzenia na tę sprawę, rozdział bardzo mi się podoba. Uwielbiam to, jak piszesz i chcę ciągle więcej i więcej :)
A powiem Ci, kochana Ninde, że przed chwilą zdecydowałam i już nie będzie takich rozdziałów, że w jednym jest nadzieja, że będzie lepiej, kolejny nic nie wnosi, a jeszcze w następnym dzieją się straszne rzeczy. Tego nie będzie, to mogę obiecać.
UsuńBałam się opublikować ten rozdział, także skoro nie jest aż tak źle, to zabieram się za kolejny :)
Z całego serca dziękuję za tak szczerą opinię!
No to teraz będę gryzła się do następnego, jaką decyzję podjęłaś. Sobie tak teraz pomarzę, dobra? :D Jaaaaa to bym chciałaaaaa, żeby Chelle zabrała Małego i zaszyła się gdzieś far far away, najlepiej na Alasce, bo uwielbiam tę część świata ;) Do Hudsona nareszcie coś by dotarło i po małej podłamce i spędzeniu kilku nocek z przyjacielem Danielsem, poszedłby na odwyk. Michy mogłaby od kogoś się o tym dowiedzieć, jak on już zdążyłby z niego wrócić i przylecieć na małe spotkanie z nim w restauracji, czy czymś na podobę tego.
UsuńO kurdełę *_* piękne te przepowiednie!
UsuńEj! Też wielbisz Alaskę? To może kiedyś będziemy sąsiadkami? xD
Ale decyzja już podjęta ;_;
i nie będzie ani troszku, troszeczkę po mojej myśli? ;___; Ale mam nadzieję, że dobrze to rozwiązałaś.
UsuńTaak Alaska i Skandynawia <3
Jak mi się podobają takie drewniane chaty. Chcę mieć wielką sypialnię na strychu i kominek... i chcę się przedzierać w glanach przez śnieg i zaspy do cywilizacji ;)
Jak byśmy były sąsiadkami, to robiłybyśmy weekendowe nocne zloty spiskowania nad dalszymi losami naszych bohaterów ;)
Może tak odrobinkę, ale to tak tyci tyci ;_;
UsuńRozwiązanie pewnie się nie spodoba, ale już za późno na zmianę decyzji.
Taaak! Marzę o drewnianej chacie w śniegu, gorącym kakałku, kominku i swetrze w reniferki *______*
Haha już to widzę przed oczyma!
Strasznie fajny rozdział, ale naprawdę żal mi Michelle... i Duffa też, ale on był świnią i sobie zasłużył. Co do Slasha... szkoda gadać, wiadomo jaki z niego cham, prostak, debil, ciota, ćpun itp. ( mogłabym wymieniać w nieskończoność :) ) A tak z innej beczki - ale fajnie, będę pierwsza!
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz! Może następnym razem będziesz pierwsza xD
UsuńA co do Slasha...dupkiem jeszcze pozostanie, kto wie czy nie do końca opowiadania...?
A nie, jednak nie będę pierwsza :(
OdpowiedzUsuńHejka, Michelle <3 Baardzo piękny, fajny rozdział, narracja wrzechwiedząca to moja ulubiona, świetnie się czytało :3 Slash osiągnął już chyba granicę bycia skurwielem, nie wiem, czy da się bardziej O.O Niech Chelle w końcu zbierze dupę i się od niego wynosi! Bo w końcu źle się to skończy, o wiele gorzej niż zawsze...
OdpowiedzUsuńA tak btw. jeśli lubisz Queen, to u mnie pojawiło się nowe opowiadanie o nich, zapraszam :D
Hej słonko! Jak na razie przeważają głosy ZA, tak więc prawdopodobnie od przyszłego rozdziału narracja się zmieni xD
UsuńDziękuję za komentarz!
Nie ma za co i mam pytanko... Z racji naszej znajomości... Mogłabym liczyć na małą reklamę w następnym poście? (mina typu :3 )
UsuńOf kors! Zaraz coś skrobnę i już xD
UsuńTylko powiedz mi, słonko, co dokładniej ma zawierać ta 'reklama'? Chodzi o konkretne opowiadanie, blog czy wszystko naraz?
Dziękuję <3 No, myślałam o blogu i parę słóweczek, wiesz, że opowiadania o Slashu i o Queen, no wieeesz :D
UsuńOkej, żaden problem xD
UsuńCO TY ROBISZ KOBIETO.....JAKI MASZ CEL?
OdpowiedzUsuńNIENAWIDZĘ HUDSONA :/
Co się z nim stało...?
Te narkotyki, to chyba mu już doszczętnie wyssały ten i tak już mały móżdżek :/
Może gdybyś zabiła Michelle, to by się w końcu opamiętał i by zobaczył co stracił.
Przecież nie wszystko musi się kończyć tym pierdolonym Happy End'em (czy jak to się tam pisze)
Co do wszechwiedzącego narratora...spoko :)
Ale ja wolę, tak jak jest teraz xD
Haha...rozjebała mnie akcja z Sharon i Ozzym xD
Chce więcej xD
A co do Duffa...trochę mi go żal :)
Niech oni się pogodzą :D
Wracając do Slasha i Michelle.....to ja wole starą dobrą sielankę :)
Ja nie wiem co ty masz w tej ślicznej główce (nieważne, że nie wiem jak wyglądasz, ale na pewno tak jest) ale błagam wróć sielankę, bo mi serce pęka i za każdym razem gdy skończę czytać rozdział, to mi jest cholernie smutno i mam zjebany dzień :C
Strasznie przeżywam twoje opowiadanie i się okropnie w nie wczuwam, a oczywiście to zasługa tego, że tak genialnie piszesz <33
Czekam na następny xD
(Magda)
Łaaał *_* popadam w zachwyt, widząc jak chętnie komentujecie!
UsuńDziękuję za opinię i postaram się choć odrobinę do niej odwołać, lecz niczego nie obiecuję.
Zjebany dzień? ;_; przepraszam! Mimo że prędko nie uśmiechniesz się po kolejnym rozdziale to i tak myślę, że nie będzie tak źle.
Pozdrawiam i zabieram się za kolejny ;*
Podoba mi sę ta narracja, pasuje tu :)
OdpowiedzUsuń***
No Slash drażnisz mnie coraz bardziej... Michelle jest uległa i źle! Kocha go, to zrozumiałe ale...ale to co roi pan Hudson przechodzi wszelką granicę...
Co i tak oznacza, że rozdział jest zajebiście napisany :)
Czekam na następny.
Dziękuję za komentarz, a nowego rozdziału już około połowa także niebawem się ukaże xD
UsuńKurde jestem w szoku. Wszystko opisujesz tak gładko i pięknie. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńCo do całego związku mojej ulubionej pary, to błagam, nie zniszcz ich do końca i zrób ten pieprzony happy end.
Hehe kochanie, nie ma czego zazdrościć, bo Ty piszesz równie 'gładko i pięknie' :D
UsuńHappy End? Może w innym życiu? ;_;
Nie umiem spać. To pomyślałam, że poczytam.
OdpowiedzUsuńGłupia, głupia Michelle! Dostaje prezencik i już leci do łóżka w seksownej bieliźnie. No dobra, może nie sam prezent ale to że pamiętał, tak na nią wpłynęło. Ale bez przesady! Niech dalej próbuje od niego uciec czy coś! Niech walczy! I to nie o ich miłość, bo tego już nie ma. Aż ciężko uwierzyć że to te same opowiadanie, w którym tak się kochali. Moim zdaniem już tego nie odbudują. Narracja trzecioosobowa wyszła ci chyba dobrze, chociaż trochę ciężko stwierdzić bo nie cały rozdział był tak pisany.
Może teraz Duff się zmieni? Mam nadzieję że tak.i że Lizzy i Joan wrócą do niego.
Pewnie, po co spać, jak można czytać? xD
UsuńDziękuję za komentarz i postaram się poprawić na przyszłość :)
rozdział fajny, jednak, tak jak wcześniej to się już pojawiło w komentarzach, mogłabyś być bardziej konsekwentna w tym, czy michelle jest laleczką Slasha czy też w końcu ogarnie swoją dupę ;c poza tym robi się Slash skurwiel i cała ta sytuacja jest już trochę męcząca, bo jest niemalże tak samo od paru ostatnich rozdziałów (wierz mi, ta uwaga jest tak tylko dodana, ponieważ jeśli chodzi o twój styl pisania to nic nie mam do zarzucenia, zwłaszcza jak sobie przypomnę pierwsze rozdziały ;D ). Jeśli chodzi o narrację, to zdecydowanie 3. osobowa, ja sama piszę w niej od początku i tak jest zdecydowanie łatwiej, poza tym podział na role jest trochę bardziej... nie wiem jak to nazwać... dziecinny? no dobra, nieważne. czekam na kolejny :D + zapraszam do siebie, nie wiem czy czytasz, ale już niedługo kolejny
OdpowiedzUsuńhttp://worst-obsession.blogspot.com/
Tak, wiem, święta racja, w kolejnym rozdziale myślę, że zauważycie pewną zmianę. Co ja gadam, jej raczej nie będzie się dało nie zauważyć. Przeeeeepraaaaaszam ;_; nie obiecuję szybkiej poprawy, bo potrafię się cholernie rozpisać, jeśli coś mi przyjdzie do głowy, a ostatnio jest tego aż za dużo. No i narrację, z tego co widzę, też muszę zmienić xD
UsuńDziękuję za opinię!
Michie wybacz mi za zapewne krótki komentarz, jaki zaraz stworzę, ale nie mam laptopa, a na prehistorycznej komórce nie poszaleję ;__;
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że jeszcze nigdy, ale to przenigdy nie czytałam tak genialnego opowiadania. Na widok nowego rozdziału cieszę się jak debilka. Dostarczasz niesamowitych emocji. I teraz nie przesadzę pisząc, że podczas tego rozdziału płakałam. Zresztą ja już kilkanaście razy przez Ciebie płakałam. Dodatkowo puszczam nastrojowe piosenki typu "Don't Cry" , "Gotten" czy "Dream On" i się rozklejam. Normalny człowiek spojrzałby na mnie jak na idiotkę, ale co ja kurwa zrobię, że jestem uczuciowa oraz, że mam okazję podziwiać geniusz zajebistej autorki podpisującej się "Michelle" ?! Czasami mam ochotę wskoczyć do Ciebie do domu ( choć nie wiem gdzie mieszkasz ) i wręczyć kwiaty i podziękować za to, że po prostu jesteś i piszesz dla nas tą historię. Kiedyś koleżanka powiedziała mi " Przestań, to tylko blog. Mogę się założyć, że za pół roku zapomnisz o nim". Ten czas minął, a ja dalej Cię czytam i będę czytać. Takiego czegoś się nie zapomina ! Może jestem jakaś psyhiczna, ale naprawdę kocham tą historię. Od początków, czyli uczuciu nastoletniej Michelle i Izzy'ego, poprzez zdradę fałszywej Megan, aż po toksyczną miłośc Hudsonów. Każdy następny rozdział coraz mocniej uzależnia. Jak narkotyk i to dosłownie ! Może moje słowa wydają się Ci być przesadzone, ale są mega szczere. Poleciłam Twego bloga około 8 koleżankom i każda się nim podnieca ;) Kiedyś spojrzyj na całokształ swojej twórczości i śmiało powiedz " odwaliłam kawał dobrej roboty ! ". Wiedz, że poprę każde Twoje działanie. Wkońcu jesteś moją ukochaną bloggerką. Co do przedstawionej narracji, to jestem na TAK ! Zresztą, jakbyś nie pisała, zawsze wypadałoby to zajebiście :*
Co do rozdziału, to tak jak już szybciej napisałam, popłakałam się. Kocham Saula, ale zarazem nienawidzę. Jak on mógł ją uderzyć ?! Pieprzony chuj ! I to o zasrane dragi poszło ! Szkoda mi Jimiego. Niewinne, słodkie dziecko musi cierpieć ;____;
Wiesz na czym mi skoczyło ciśnienie ? Na tym jak jebany loczek zmusił ją do robienia loda ! Skurwiel wszystko popsuł, a było tak "dobrze". Mam nadzieję, że Michie wykorzysta te 10 tysi na ucieczkę od Hudsona. Chociaż lepiej nie, bo on zabrałby jej Jimiego. Jestem w rozsypce, bo z jednej strony chciałabym aby Slash cierpiał za swoje czyny, a z drugiej aby się pogodzili i wszystko było git ;) Zrobisz jak zechcesz, tylko proszę nie trzymaj nas dłużej w niepewności xD
Jeśli chodzi o Duffa, to mi go szkoda. Zrobił źle, ale tego żałuje. Mam wielką nadzieję, że Lizzy do niego wróci kiedyś. Mała Joan musi mieć tatusia.
Czekam na na następny rozdział i gorąco pozdrawiam <3
O maaaaatko! Po stokroć DZIĘKUJĘ! Jejku, takiej pochwały, takiego komentarza to jeszcze nie otrzymałam, choć każde Twoje słowo zawsze cholernie mnie motywuje! Jestem w szoku i dopiero po tym jak kilka razy przeczytałam Twój komentarz, odważyłam się w ogóle odpisać. Otóż poszalałaś na tej 'prehistorycznej komórce', nawet nie potrafię sobie wyobrazić co by to było gdybyś była na laptopie o.o
UsuńNowy dziś lub jutro, a ja serdecznie dziękuję i równie gorąco pozdrawiam! ♥
Bardzo fajny rozdzial lecz smutno mi ze ten Slash wykorzystuje tak Chelle.
OdpowiedzUsuńA Michelle sie cieszyla ze nie zapomnial o urodzinach ;(
Szkoda mi jej ;(
Zrob cos aby bylo juz pomiedzy nimi dobrze! ;)
Pozdrawiam ;)
-Melisse.
Dziękuję za opinię, a co do Twojej prośby to muszę Cię chyba rozczarować ;_;
Usuńpotem komentne do koonca ale o kurwa *----* KOCHAMNO
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję! <3
UsuńMi również się podobała ta część z narratorem wszechwiedzącym ;D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny ;D Znasz już moja opinie na temat Michelle i Hudsona. Powinna go zostawić... Uciec gdzieś z Jimi'm. (Nie będę reszty, tutaj pisać, bo pisałam to już pod 3 ostatnimi rozdziałami x'D)
Jak ja bym dostała w swoje ręce Sharon... To nie ręczę za siebie. Nie lubię jej, po postu nie lubię.
Nareszcie napisałaś coś o pozostałych Gunsach i ich rodzinach. Tzn w tym rozdziale o Duff'ie, ale mam nadzieję, że w następnych będzie coś o reszcie Gunsów.
Biedny ten Duff... Widać, że kocha Lisie i Joan i za nimi strasznie tęskni. Mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach odnajdzie je i będzie już wszystko dobrze u nich.
Tak samo coraz częściej chcę, żeby wszystko było już dobrze pomiędzy Michelle i Saul'em, ale coś widzę, że się chyba nie doczekam.
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następne rozdziały ;D
Planuję wspomnieć coś o Stevenie, ale nie wiem czy zdołam wymyślić coś sensownego. Sprawa Duffa i Lise wyjaśni się w najbliższych kilku rozdziałach, także do końca opowiadania raczej zdążę xD
UsuńDziękuję za komentarz :)
Duff! xD Doczekałam się. :3 Jest mi go tak strasznie szkoda. :c Jednak sam sobie na to zasłużył, więc niech jeszcze trochę porozpacza. ;D Ale mam nadzieję, że się między nimi ułoży, chociaż tym 'ja go kocham... to znaczy kochałam' prawie zabiłaś tą nadzieję. ;D
OdpowiedzUsuńDalej... Sharon. Chyba ją zaraz rozszarpię... Niech ona te swoje rady lepiej zachowa dla siebie.
Myles, Caroline, Jimi <3 Uwielbiam ich. Są tacy pozytywni i wspierają Michelle w tym całym bagnie. :3 Tak po cichu liczę, że jak Myles i Caroline się o wszystkim dowiedzą, to zrobią Saulowi taką awanturę, że się idiota nie pozbiera. ;D O ile oczywiście się dowiedzą... To jest bardzo nieprzewidywalne.
Bardzo mnie cieszy to, że nie ma co liczyć na happy end u Chelle i Slasha. (Wiem, to okropne xD) A niech ona się wreszcie od niego uwolni i żyje szczęśliwie. Pan Gitarzysta ostro przegiął. Jemu już na niczym nie zależy. Wydaje mi się, że jak Michelle od niego odejdzie, to nawet sobie nie zda sprawy z tego, co właśnie zrobił.
A wszechwiedzący narrator to mój idol. <3
Przepraszam za ten bałaganiarsk komentarz, ale mam 38 stopni gorączki i niesamowicie się cieszę, bo Duff i ogólnie nie umiem ogarnąć myśli. xD Weny dużo i żeby następny rozdział był jeszcze lepszy niż poprzedni. :3
Love, Mike. ;*
Przepraszam, że tak długo to trwało z Duffem, po prostu nie umiem już pisać o niczym innym niż Hudsonowie ;_;
UsuńDziękuję za komentarz i dołączam cię do grona osób, pragnących rozszarpania Sharon. Chociaż Ty jedna mnie (chyba) nie zabijesz za zakończenie! uff xD
Zdrowiej szybciutko ;*
Wszystkie czytelniczki się już wyżaliły o dobre zakończenie, poprzeklinały na Hudsona ( i dobrze swoją drogą, DOKOPAĆ MU!) i wgl. dziewczyny powiedziały już WSZYSTKO (włącznie z pochwałami, należą Ci się:)) Ja tylko od siebie dodam, że Chelle powinna kupić gnata i jak Hudson będzie ją powstrzymywać przed wyjazdem (czytaj:krzyczał, szarpał, bił i groził zabraniem Jimmiego) pokazać mu wycelowaną prosto w jego twarz spluwę, a następnie patrząc mu w oczy bez żadnego współczucia, na jego oczach odstrzelić mu jaja (tą jego pożal się Boże pojebaną "męskość". Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPauline :3
Kocham cię za te ostatnie słowa, nie wiem czy powinny, ale do tej pory mnie bawią xD
UsuńDziękuję za komentarz i spróbuję choć odrobinę tego Twojego planu wcisnąć do opowiadania.
Również pozdrawiam! ;)
Osobiście uważam ostatnią scenę za przegięcie, ostre przegięcie. No i ogólnie ja rozumiem, że nie może być cały czas słodko i muszą się zdarzyć jakieś kryzysy. Ale to już nie jest kryzys, a ja nawet nie wiem, jak to nazwać. I moim skromnym zdaniem robią się już nudne te ciągłe groźby, zmuszania do seksu itd. itp.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu się pojawił Duff! Tylko, że u niego też źle się dzieję...
A ja tam jestem ciekawa co u Stevena i Axla :3
To ja coś czuję, że utracę Cię jako czytelniczkę jak już zobaczysz kolejny rozdział ;_;
UsuńMimo wszystko, dziękuję za szczerą opinię! Tego mi potrzeba xD
Steven, Duff, Izzy i Axl będą już kolejnym rozdziale ;*
Komentuję późno,ale mam nadzieję,że mi wybaczysz :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny,nowa narracja również ;)
Dziewczyny u góry powiedziały już wszystko,a ja sobie znowu pozgaduję,w jakim stanie psychicznym jest Michelle XDD Kocha go i boli ją to,że on myśli,że ona jest z nim dla kasy.Boże,jak to zabrzmiało.I ogólnie ma już wszystkiego dość,on traktuje ją jak szmatę i ma rozdwojenie jaźni (to tylko moja opinia xd),i wie,że powinna jak najszybciej wyjechać z Jimim.Czyli jest baaardzo słaba psychicznie i ma już dość egzystencji ogólnie,a najbardziej koegzystencji z Hudsonem...Mój komentarz jest porąbany,ale generalnie kibicuję Michelle żeby była szczęśliwa,i tak baaardzo,bardzo chcę żeby było jak wtedy,gdy mieli bodajże 17 lat xd Dziwi mnie to,jak Slash może zakopać tak po prostu te wszystkie lata,on ją naprawdę kochał,a teraz???Po tym długim wyrażeniu swojego zbulwersowania pozdrawiam i czekam bardzo niecierpliwie na następny rozdział <3
/Cincilla,która nie może się zalogować.
To żadne przewidywania, tylko w większości moje myśli, które towarzyszyły mi podczas pisania rozdziału! o.o ty zła kobieto, jak to zrobiłaś?! Twój komentarz wcale nie jest porąbany xD
UsuńDziękuję pięknie i pozdrawiam :)
to już nie jest miłość tylko współuzależnienie. To co się dzieje u Hudsonów, to hm... tyrania, rzeźnia, masakra? Nie wiem. Piszesz coraz wznioślej, widać że praktyka czyni mistrza. Tylko pozazdrościć
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńA co do Hudsonów to oczywiście masz rację, może w końcu coś się zmieni.
http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/2013/08/kroniki-peg-czesc-iii-czyli-poznajemy.html
OdpowiedzUsuńDaj znać, czy jeszcze Cię informować, dobra? Przepraszam, tak bardzo przepraszam, że nie komentuję :C Nigdy nie myślałam, że to może tak wyjść, bo kocham tego bloga! Po prostu dawno temu gdzieś się zgubiłam i nie tak łatwo się znaleźć z powrotem... Może jeszcze spróbuję, bo strasznie za Tobą tęsknię ;____;
Pis joł <3
Ja wolę starą narrację ;D A co do rozdziału, to niezły rozpierdol, raz jest dobrze, raz źle, raz zajebiście, raz znów zjebanie, Boże, jak ta Michelle tak wytrzymuje XD Teraz już nie wiem co planujesz, oby się tylko wszystko ułożyło, bo mnie tu chuj strzeli hahah :D Ciekawe co dalej będzie z Letty i Żyrafoludem, oby też się wszystko udało c:
OdpowiedzUsuńJa tam wolę narrację w pierwszej osobie. A co do rozdziału to jest jak zawsze super, tylko ten Slash skurwiel (SS, hehe, beka)...
OdpowiedzUsuńSharon jak zwykle pomocna i cudowna <3 fragmenty z nią mogłabym czytać w nieskończoność :D i ten dialog:
OdpowiedzUsuń"John! - cisza. - Johnny!
- Jestem Ozzy, do kurwy nędzy!
- Jesteś ze mną i masz na imię John" XDD cudo!
Żal mi Duffa. Ale coś czuję, że dość prędko odzyska swą wybrankę. Lizzy to super babka. A jakby Duffy odwalił jakiś super romantyczny gest jak wtedy gdy jej szukał po całym mieście gdy dopiero się poznali to myślę, że by mu wybaczyła. Tylko musiałby z piciem przystopować.
A co stało się Caroline? Czyżby jakaś kłótnia z Mylesem? :O czy po prostu jest nie zadowolona, że Michelle ciągle daje kolejne szanse Slashowi mimo tego co jej zrobił?
Urodzinki zapowiadały się nawet całkiem miło. Slash wydawał się przez moment jakby zrozumiał, że pora się ogarnąć, ale nagle jeb! Czar prysł. No cóż...
Zabieram się za dalsze czytanie :)
Pozdrowionka ;*
Lady Stardust <3
PS. Super są te zdjęcia co tu powstawiałaś <3
Droga Lady Stardust, bardzo dziękuję! <3
UsuńMega się cieszę, że Sharon wypada wiarygodnie XD Serio, zawsze się stresuję jak wprowadzam nowe postacie.
Dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam <3
Reverie.