Rozdział 111. What about love?


"Spróbuj zapalić maleńką świeczkę zamiast przeklinać ciemność."

              Piekielnie zdenerwowana wsiadłam do taksówki i podałam nazwę hotelu. W mgnieniu oka zwolniłam opiekunkę i napuściłam Jimiemu wody do wielkiej wanny. Mały grzecznie poprosił żebym sobie poszła, więc tak też zrobiłam. Wsłuchiwałam się w odgłosy wodnej bitwy dwóch dinozaurów.
- Psz! Pif! Paf! - Mroczny śmiech. - Giń kreaturo! - Uśmiechnęłam się pod nosem, czekając aż mały zawoła mnie żeby wyciągnąć go z przestygniętej wody. Zdjęłam buty na wysokim obcasie i zauważyłam, że flek jest dość zużyty. Drogie pantofle odsunęłam na bok i z ulgą położyłam się na miękkim łóżku. Rozpoczęłam walkę z ciężkimi powiekami, czułam się strasznie senna. - Mamo! - Zerwałam się z miejsca i nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Energicznie potrzepałam głową na boki i weszłam do łazienki. W myślach już liczyłam owieczki, marząc o szybkim zaśnięciu. Mały sam założył kraciastą piżamkę i z iście indiańskim okrzykiem wbiegł do pokoju. Wskoczył na łóżko, kiedy odrzucałam kołdrę na bok. Bez słowa wtulił się w moją klatkę piersiową, mocno obejmując rączkami w talii.
- Ładnie pachniesz - powiedział, delikatnie zwalniając uścisk.
- W takim razie twój tatuś ma dobry gust - mruknęłam, po czym uśmiech spełzł mi z twarzy. Mały, nie za bardzo wiedząc co robić, odwrócił się do tyłu, by po chwili z wielką mocą rzucić we mnie poduszką.
- Ała! A masz! - Kontratakowałam. Przez dłuższą chwilę chichocząc, prowadziliśmy wojnę na poduszki. - No, chodź tu, ty Indiana Jonesie.
Akurat przypomniał mi się ten nieustraszony bohater.
- Kto?
- Nie znasz historii Indiana Jonesa? - udałam ogromne zdziwienie, lekko wytrzeszczając oczy. Mały potrzepał niedługimi loczkami, a ja zaproponowałam żeby usiadł obok. Przytulony do mojego boku uważnie słuchał opowieści o znanym poszukiwaczu. W połowie mniej ciekawego fragmentu po prostu zasnął. Wcześniej kazał mi obiecać, że następnego dnia obejrzymy wszystkie trzy części Indiany Jonesa. Położyłam go na jednoosobowym łóżku przy oknie i szczelnie otuliłam kołderką. Cmoknęłam malca w czubek główki. Wzięłam w końcu ten upragniony prysznic. Nie wybrałam wanny w obawie przed zaśnięciem. Zrzuciłam z siebie wszystkie niewygodne ciuchy i wskoczyłam pod strumień ciepłej wody. Najbardziej dręczyło mnie pytanie czemu właśnie nie jestem w drodze dokądkolwiek, byle dalej od Hudsona. Nie zdążyłam wymyślić sensownej odpowiedzi, bo drzwi do łazienki rozpaczliwie zaskrzypiały.
- Jimi? Nie śpisz jeszcze? - zapytałam speszona. Nikt nie odpowiedział, więc wychyliłam głowę za purpurową zasłonę. Łobuzerski uśmiech na twarzy Slasha mógł oznaczać tylko jedno. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu i postanowiłam jak najszybciej wyjść z łazienki. Sięgnęłam po ręcznik i niedbale owinęłam ociekające wodą ciało.
- Już mówiłem, że dzisiaj się zabawimy... - mruknął, odpinając czarne jeansy.
- Jimi śpi za drzwiami – powiedziałam pod nosem, ale Slash puścił to mimo uszu. Próbowałam jak najszybciej zapiąć seledynową górę od piżamy, lecz dłonie Hudsona natychmiast zabrały się za odpinanie białych guzików. – Jestem zmęczona... - Obróciłam się twarzą do pijanego Mulata i na moment zatrzymałam jego ruchy.
- Zaraz się zrelaksujesz – wyszeptał i zaczął delikatnie całować moją szyję. Dokończył rozpinanie koszuli i luźno zsunął ją z moich rąk. Spuściłam głowę i lekko zmarszczyłam brwi. Nagle Saul uniósł mój podbródek nieco wyżej. Delikatnie musnął moje usta i zatrzymał dłonie na pośladkach. Podniósł mnie do góry i oparł o lodowatą ścianę pod prysznicem. Mocny strumień wody uderzał w nasze ciała. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy Saul wszedł we mnie znienacka i mocnymi pchnięciami wywoływał nieprzyjemne dreszcze.
- Przestań. Proszę. – Nie zareagował. Wpił się w moje usta i doszedł po raz kolejny, nie zwracając na mnie uwagi. Dopiero za trzecim razem zwolnił i pozwolił mi na odrobinę przyjemności.
- Chciałbym się umyć. Zaczekaj na mnie w łóżku, dobrze? – Kropelki wody zmieszały się z moimi łzami. Odwróciwszy się, założyłam piżamę. Po cichu wślizgnęłam się pod kołdrę i mocno zacisnęłam powieki. 
              Rano Slash zniknął bez wieści. Podczas śniadania do mnie i Jimiego dosiadła się Sharon. Z miejsca zaczęła wypominać mi wydarzenia z imprezy. Spuściłam głowę i wytrwale słuchałam jej zarzutów.
- Z nim tak nie można, przecież niczego ci nie zrobił, no zastanów się dziewczyno! - mówiła uniesionym tonem, żywo gestykulując. Jimi spokojnie jadł, starając się nie wsłuchiwać w rozmowę, a raczej monolog Sharon. - Do niektórych ludzi trzeba podchodzić inaczej - dodała spokojniej, zaraz potem uśmiechnęła się pocieszająco. - Nie martw się, początki zawsze są trudne. - Ciepła dłoń spoczęła na moim kolanie. Lekko uniosłam głowę. Przy stoliku po przeciwnej stronie sali siedział Hudson, Osbourne, Kilmister i jego manager, Ethan.
- Przeproszę go... - westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam w kierunku roześmianego towarzystwa.
- Mogę przeszkodzić? - mruknęłam, niepewnie patrząc na najstarszego muzyka z całej bandy. Zauważyłam, że Slash lekko uśmiechnął się pod nosem. - Ja chciałam pana przeprosić. To był taki odruch... - wcale nie miałam ochoty płaszczyć się przed wielką gwiazdą, jednak gdybym tego nie zrobiła, Hudson sam kazałby mi spakować manatki, powiedzieć papa Jimiemu i wyjechać w siną dal. Po radośnie przyjętych przeprosinach wcale nie było miło. Przez pół godziny siedziałam na kolanach nieprzewidywalnego basisty i zerkałam w stronę milczącego Saula. Wzrokiem błagałam żeby to przerwał, ale on małymi łyczkami sączył sok pomarańczowy i nie zamierzał niczego przerywać.
- Mamo! Chodźmy na spacer.
Szczerze się uśmiechnęłam i w ułamku sekundy zerwałam się z miejsca. Z radością złapałam malca za rękę i nie oglądając się za siebie, popędziliśmy na zewnątrz.

Slash
5 sierpnia, 1996r. Donington, Anglia.
              - Jak to jeden pokój?! Zarezerwowaliśmy dwa, rozumie pani? Dwa! - Nie dawałem za wygraną. Już kilka razy dałem się wkopać w spanie z małym w jednym pomieszczeniu.
- Proszę się uspokoić. Nie ma więcej wolnych pokoi - odparła spokojnie, przeglądając gruby segregator wypełniony po brzegi różnymi pierdołami.
- Kurwa - burknąłem pod nosem, obróciwszy się ze zdenerwowania wokół własnej osi. - A apartament?
- Tylko prezydencki - odparła obojętnie, nie podnosząc wzroku znad papierów. Wyciągnąłem otwartą dłoń nieco do przodu. - Klucz.
- Zwariowałeś...? - wyszeptała Chelle.
- Nie mam zamiaru kolejny raz gnieździć się w pokoju z dzieciakiem - warknąłem. Wystarczyło jedno pstryknięcie palcami, a obsługa już zabierała nasze walizki do windy. Jimi spał w ramionach brunetki. Kilku fotoreporterów próbowało dostać się do środka gmachu, więc gdy przechodziliśmy obok wielkich okien, czule objąłem Chelle ramieniem. W windzie panowała krępująca cisza, której nawet ja nie śmiałem przerwać.

              Z samego rana poszedłem na spotkanie z Ozzym i Lemmym.
- A ty coś taki zmarnowany? - zapytał Osbourne, patrząc na mnie znad okularów z iście ojcowską troską.
- Pewnie jego wojowniczka była niemiła... - mruknął leczący lekkiego kaca Kilmister. Zaśmiałem się pod nosem, lecz zaraz moja twarz powróciła do poważnego wyrazu.
- Ostatnio nie jest najlepiej... - mruknąłem pod nosem.
- Pierdolę, nie będę tego słuchał, bo się porzygam. - Lemmy wstał z kanapy. - Powodzenia chłopie. - Poklepał mnie po ramieniu i poczłapał w stronę wyjścia.
- On nigdy się nie ustatkuje - powiedział Ozzy i za jednym razem wychylił całego drinka i kontynuował.
- No to opowiadaj, z czym macie problem?
- Właściwie to ze wszystkim, ale najgorzej jest kiedy Chelle znajduje jakieś prochy - wyznałem otwarcie. Ozzy uważnie słuchał, podpierając brodę na splecionych palcach.
- Pewnie o seksie też możesz wtedy zapomnieć, co? - Zmarszczyłem czoło i popatrzyłem w pełne zrozumienia oblicze wokalisty. - Mam na to sposób: musisz być miły.
- Ta... I to wszystko? - zapytałem niepewnie, a on skinął głową.
- Michelle jeszcze śpi? - spytał po chwili.
- Prawdopodobnie.
- Kiedy ostatnio brałeś?
- Wczoraj.
- No to idź do niej i zrób jak ci mówię - wygonił mnie ruchem ręki.
- I co mam jej niby powiedzieć? - Osbourne patrzył na mnie jak na idiotę.
- Rozmów mu się zachciało... - zarechotał - Zrób jej dobrze, to się odwdzięczy. - Uśmiechnąłem się na jego słowa i pędem rzuciłem się w stronę windy, której drzwi właśnie się otwierały. Przed wejściem do pokoju powąchałem koszulkę. Nie śmierdziała, a nawet nie była zbytnio przesiąknięta dymem, więc śmiało przekręciłem klamkę i wszedłem do środka. Przechodząc przez salon, przypominałem sobie jej jęki, te ciche jak i te głośniejsze. Miałem ochotę wyobracać ją na wszelkie możliwe sposoby, ale z tym trzeba było jeszcze poczekać. Lekko uchyliłem drzwi i upewniłem się, że brunetka jeszcze śpi. Zamknąłem za sobą brązowe skrzydła i po cichu zdjąłem buty. Opuszkami palców musnąłem odsłonięte udo Chelle. Rozochocony oblizałem wargi, obserwując jak na jej rękach pojawia się gęsia skórka. Zerkając na twarz brunetki, zabrałem się do roboty. Składałem delikatne pocałunki na jej udzie i czekałem aż się obudzi. Kilka głębszych westchnięć z jej strony wystarczyło, żebym bez wahania zsunął dolną część jej bielizny kobiety. Jęknąłem pod nosem, zbliżając jednocześnie usta do rozpalonego ciała. Fale gorąca z coraz większą częstotliwością oblewały moje wnętrze. Michelle kilka razy głośno przeklęła, przez co jeszcze bardziej mnie podniecała. Leżałem już na plecach, a moja wojowniczka robiła to, w czym naprawdę była dobra. Poruszała biodrami, żarliwie mnie całując. Na końcu przykryłem nasze ciała cienką kołdrą i pozwoliłem Chelle wtulić się w moją klatę. Nagle drzwi do sypialni otworzyły się, a w progu stanęła sprzątaczka. Szeroko otworzyła oczy i zamarła.
- To może ja przyjdę później.
Uśmiech satysfakcji na twarzy Chelle był wart więcej niż wszystkie wspólne orgazmy razem wzięte. - I na zdrowie, jak to mówią, kto rano pieprzy ten ma dzień lepszy. 
Pokojówka zniknęła, a Michelle wybuchnęła głośnym śmiechem. Uciszyłem ją łagodnym pocałunkiem, a pod prysznicem. No cóż, wszystko można sobie wyobrazić.

Sharon
              - Rozmawiałem z kudłatym o jego żonie i wiesz co mi powiedział? - zapytał Ozzy, kiedy malowałam usta czerwoną szminką. - Że ona coraz rzadziej ma ochotę na seks - dodał, angażując się w rozczesywanie posklejanych kłaków.
- I co mu doradziłeś? - spytałam, zamykając szminkę w kosmetyczce. Osbourne uśmiechnął się zadziornie i zaszedłszy mnie od tyłu, pewnym ruchem objął na wysokości talii.
- A jak myślisz?
- Głupek.
Potarmosiłam jego włosy i uśmiechnęłam się.
- Kurwa! Dopiero co się uczesałem! - wrzasnął, a ja klepnęłam go w pośladek i popędziłam do jadalni na piętrze. Już w progu zauważyłam miziającą się przy stoliku parkę. Po wielu prośbach i groźbach udało mi się ich rozdzielić. Wraz z Jimim zdołałam zaciągnąć Michelle na zakupy.
- Rano wyglądałaś na szczęśliwszą... - mruknęłam niby od niechcenia, oglądając torebki na wystawie Louis Vuitton. Kątem oka wyłapałam uśmieszek na twarzy Chelle, więc kontynuowałam. - Twój kochaś w końcu się postarał, co? - Urocza brunetka zasłoniła uszy małemu kawalerowi i wywróciła o czami, mówiąc
- Tak, wiem, miałaś rację, łóżko wszystko zmienia. - Uśmiechnęłam się z satysfakcją i w końcu wybrałam idealną torbę. Ostatnim sklepem jaki odwiedziłyśmy był salon damskiej bielizny. Jimi z chęcią pokazał wzór, który najbardziej mu się podoba.
- Masz świetny gust, cwaniaczku! - powiedziałam, z uznaniem patrząc na seksowną panterkę.

Michelle
              Wróciłam do pokoju i zdjęłam najwygodniejsze w świecie trampki. Maszerując z Jimim przez cały apartament, przed wejściem do sypialni natknęliśmy się na wielki kosz kolorowych kwiatów. Niepewnie podeszłam bliżej. Moje nozdrza łapczywie zasysały słodki zapach róż, a oczy szukały tajemniczego liściku, który zwykle był dołączany do tego typu rzeczy.
- Tu jest! - Jimi z zaciekawieniem wpatrywał się w kopertę, szukając zaklejonej krawędzi. Wyciągnął poskładaną karteczkę z kremowego papieru i podał mi, zrezygnowawszy z przeczytania jej zawartości. - Mamusiu, nauczysz mnie czytać? - spytał po chwili nieśmiało. Z uśmiechem skinęłam głową. Karteczka zawierała tylko krótką informację dotyczącą cennej zawartości koperty. Mały z zainteresowaniem przyglądał się złotej karcie płatniczej.
- Chyba czekają nas kolejne zakupy... - westchnęłam, głaskając malca po rozczochranej czuprynie.
              Od luksusowego pobytu w Donington wymagania Hudsona odnośnie hotelu przeniosły się w zupełnie inny wymiar. Wcale nie czułam się dobrze w gronie najbardziej zamożnych. Nie podobało mi się to, lecz jako zdesperowana kobieta musiałam udawać elegancką damę z bogatej rodziny. Tylko podczas snu mogłam nie nosić kosztownych sukienek, butów na wysokim obcasie i wielkich kapeluszy ograniczających widoczność. Ale to nie miało znaczenia. Slash nie był w stanie wytrzymać bez prochów, mimo że Ozzy nauczył go doskonale się maskować. Jimi coraz rzadziej pytał o Rogera, Kate nie zadzwoniła ani razu, nie miałam już po co wracać do Los Angeles. Nie miałam też odwagi wykręcić numeru i porozmawiać z panią Rose jak za dawnych czasów. Sharon była znakomitym doradcą, razem z Osbournem próbowali naprawić małżeństwo moje i Slasha. Niestety coraz częściej przekonywałam się, że nie ma czego ratować.
              Szybko straciłam ochotę na wszelkie zakupy w najdroższych alejach wielkich miast. Wraz z Hudsonem zwyczajnie udawaliśmy, że jest dobrze. Nie rozmawialiśmy poza wszelkimi bankietami, imprezami, czy zwykłymi spotkaniami z ludźmi. W głębi serca miłość, którą kiedyś go darzyłam, była zastępowana przez coraz większą nienawiść. Wciąż kochałam Saula i starałam się stworzyć w miarę normalną rodzinę Jimiemu, ale uczucia brały czasem górę.
              Gdy mały smacznie spał w swoim pokoju, chodziłam po najwyższym piętrze ogromnego hotelu. Przyglądając się bogatemu wystrojowi wnętrza. Czułam się tam zupełnie obco. Nawet najdrobniejsze pierdółki były wystawne, piękne i zapewne kosztowały majątek. Bałam się dotykać delikatnych konstrukcji, dlatego ostrożnie usiadłam na miękkiej kanapie i wyciągnęłam walkmana z torebki. Czarne słuchawki nałożyłam na uszy i przymknęłam powieki przy smutnych dźwiękach gitary. Później próbowałam poprawić sobie humor czymś weselszym, jednak wcale nie było to takie proste.
- Czego słuchasz? - nagle Slash znalazł się tuż obok mnie i przysunął twarz bliżej, żeby cokolwiek usłyszeć.  - Sweet Child... - nie dokończył. Gwałtownie szarpnął za cienkie sznureczki i zaczął krzyczeć. - Nie będziesz słuchać tego gówna! Zapomnij o tym pierdolonym zespole, do cholery! - Na początku nie chciałam oddać urządzenia, jednak po chwili wyciągnął kasetę ze środka i rozerwał brązową tasiemkę.
- Przestań! No przestań, słyszysz?! - krzyknęłam, zrywając się z kanapy. Myślałam, że na tym się skończy, jednak on bez wahania roztrzaskał cały odtwarzacz na podłodze. Odłamki szarego plastiku zazgrzytały pod trampkami Mulata.
- Jest tyle innych zespołów, a ty musiałaś wybrać akurat TEN?! - krzyknął, bezradnie rozkładając przed sobą ręce.
- Dupek - powiedziałam pod nosem. Slash przyglądał mi się uważnie i z niedowierzaniem mrugał powiekami. Nerwowym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Nie oglądając się za siebie, mocno trzasnęłam drzwiami.
              Zaraz po powrocie do apartamentu wtargnęłam do sypialni. Hudson spał wyciągnięty na całym łóżku i cicho pochrapywał przez sen. Wzięłam długi, odprężający prysznic, po czym zepchnęłam Hudsona na jego połowę wielkiego łoża.

10 sierpnia, 1996r. Marseille, Francja.
              Stylista zaproszony przez Hudsona przyjechał z całą ekipą asystentów, którzy od progu zaczęli ubierać mnie w stroje najlepszych projektantów, dobierać kosmetyki i sposób uczesania. Za sobą targali mnóstwo oryginalnych pudełek ze sklepów.
              - Nie ciągnij mnie za włosy, kretynie! - krzyknęłam, nie mogąc dłużej znieść szarpania we wszystkie strony.
- Przepraszam, madame - mruknął blondyn z francuskim akcentem i powrócił do układania moich włosów.
- Masz szlugi? - zapytałam, zerkając w stronę strojącego gitarę Mulata.
- Jasne.
W mgnieniu oka przykucnął naprzeciwko i wpatrując się w mój biust, wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro. Odchrząknęłam pod nosem i wyciągnęłam jednego papierosa.
- A masz ogień? - Przed moim nosem jednocześnie zapaliły się trzy płomyczki. Saul z szerokim uśmiechem zapalił fajkę swoją zapalniczką i powrócił na miejsce.
               Przez kolejne kilkanaście minut zastanawialiśmy się nad wyborem sukienki. Po odrzuceniu siedemnastu, zostały tylko dwie.
- Przymierz obie - zaproponował Saul, a ja niezbyt chętnie podreptałam za drewniany parawan. Najpierw zaprezentowałam się w długiej, ciemnofioletowej kreacji z dużym dekoltem, następnie przyszła kolej na małą czarną.
- Czarna, ale zdejmij stanik - Saul, stanowczy jak nigdy, nie dawał za wygraną. - Proszę - podkreślił z grobową miną. Nie podobało mi się to, lecz nie zdobyłam się na odwagę, by zaprotestować.

12 minut przed rozpoczęciem koncertu...
              Starałam się nie spuszczać Hudsona z oczu, jednak spotkaliśmy się dopiero przed wyjściem chłopaków na scenę.
- Denerwujesz się? - zapytałam poprawiając kołnierz czarnej ramoneski.
- Tylko trochę. 
Unikał mojego wzroku.
- Wziąłeś? - spytałam półszeptem, Slash wywrócił oczami, szukając spokoju na czarnym niebie.
- Tylko trochę.
Uśmiechnął się zadziornie i ułożył dłonie na wysokości moich bioder. Natychmiast odepchnęłam go w tył i ruszyłam przed siebie. - No daj spokój...! - jęknął zrezygnowany, kiedy przechodziłam obok brzęczącego automatu z colą. Po drugiej stronie stała Caroline i Myles. Blondynka zawijała na swoim palcu jego włosy, a on cicho podśpiewywał pod nosem. - Michelle! - krzyknął znudzony Slash, a ja na koniec pokazałam mu środkowy palec. Tak cholernie zazdrościłam parce po lewej, że miałam wielką ochotę rzucić w te zakochane papużki moją ulubioną parą pantofli od Prady. Ciocia Sharon zaopiekowała się Jimim, więc miałam cały wieczór tylko dla siebie.
W opiętej sukience zasiadłam na drewnianym krześle przy okrągłym stoliku nakrytym gładkim obrusem i w blasku świec przywołałam do siebie kelnera.
- Czym mogę służyć, madame?  - zapytał z ogromną uprzejmością, nawet nie ośmielając się popatrzeć mi w oczy.
- Poproszę Château Le Rale, na rachunek pana Hudsona - odparłam, uśmiechając się z finezją. Brunet skiną głową i odszedł z gracją. Po krótkiej chwili subtelnym ruchem nalał czerwonego wina do mojego kieliszka; wina, o którym kiedyś mogłam tylko przeczytać w gazecie. - Butelka niech zostanie - dodałam, zabierając ją ze srebrnej tacy i stawiając przed sobą. Na wypolerowanym szkle pozostał odcisk jasnej szminki. Przymknęłam powieki, smakując tego wyjątkowego trunku. Po kilku kieliszkach chciałam o wszystkim zapomnieć. Nie zwracałam już uwagi na misterną konsystencję, drugą butelkę opróżniałam niczym sok owocowy. Ledwo powstrzymałam się przed piciem prosto z butelki. Kiedy czerwone Château się skończyło, zamówiłam kolejne, tym razem droższe, białe Château d'Yquem. Mimo niezbyt dobrego samopoczucia, zdołałam odróżnić te dwa zupełnie inne smaki.
- Już wystarczy... - mruknęłam, próbując wstać od stołu. Przystojny brunet odsunął krzesło i podał dłoń, kiedy wstawałam. Starając się utrzymać równowagę, dzielnym krokiem ruszyłam do drzwi restauracji. Zaśmiałam się pod nosem, zauważywszy palącego przed hotelem Hudsona. Nie czułam się zbyt pewnie na własnych nogach, ale w tamtym momencie było mi wszystko jedno. Chwiejnym krokiem pokonałam szeroki taras.
- Michelle? - zdziwienie, a zarazem zadowolenie w jego głosie nieco mnie rozbawiło.
- Tak, najdroższy? - spytałam, słodko się uśmiechając.
 - Jesteś pijana. Coś ty ze sobą zrobiła? - mruknął, udając troskliwego męża.
- Wiem, że chcesz mnie tylko przelecieć - zaśmiałam się, obdarowując go soczystym całusem w policzek.
- Cicho - syknął, gdy akurat przechodziliśmy obok jakieś eleganckiej pary.
- Dlaczego cicho? Porozmawiajmy! - mówiłam kilka tonów głośniej, wciąż się uśmiechając. Kiedy weszliśmy do windy bez namysłu wpiłam się w kuszące usta Mulata, nie pozwalając mu na odepchnięcie mnie. Na początku zszokowany Saul chciał się odsunąć, lecz gdy dłońmi wyczułam jego rozochoconą męskość nie miał nic przeciwko moim pieszczotom. Wtedy przestali go obchodzić ludzie w niewielkiej windzie i na ich oczach pozwolił sobie na namiętne pocałunki i dotykanie się w różnych miejscach. Wtargnęliśmy do pokoju i oszczędzając światło, przetoczyliśmy się przez salon.
- Zaczekaj, kupiłam coś fajnego.
Puściłam mu oczko i ostrożnie zamknęłam się w łazience. Szybko przebrałam się w panterkę i czarne pończochy, na koniec założyłam czarne szpilki. Spojrzawszy w lustro, zaśmiałam się pod nosem. Słodkim błyszczykiem musnęłam usta i lekko chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz i delikatnie pchnęłam je w przód. Szybko chwyciłam perfumy i przed samym wyjściem odrobina słodyczy spoczęła na mojej skórze. Wychodząc z łazienki, zauważyłam mężczyznę w samych bokserkach, który nalewał sobie Danielsa do szklanki z lodem. Słysząc kroki, odwrócił się w moim kierunku i po omacku odstawił trunek na poprzednie miejsce.
- Mogę spytać czym się tak upiłaś? - zapytał, a ja obdarowałam go niewinnym uśmiechem. Ruszyłam w kierunku łóżka i na czworakach zbliżyłam się do podnieconego Mulata.
- Zobaczysz, gdy dostaniesz rachunek - wyszeptałam, przejeżdżając językiem po jego policzku. Hudson chciał przenieść się na górę, ale zrezygnował.
- Ile wzięłabyś za noc? - zapytał, a ja nieco się zdekoncentrowałam.
- Pewnie dużo, ale teraz myśl o czymś innym - wymamrotałam, dotykając go tak jak lubił.
- Zrób to ustami - wyszeptał, kiedy jego męskość pokaźnie urosła. Nagle cały alkohol przestał przyćmiewać mój umysł, niestety tylko na moment. Z zadziornym uśmieszkiem pocałowałam go w usta i poprzez szyję, tors oraz lekko wyrzeźbiony brzuch dotarłam do celu...

***

Komentarze

  1. Jak nie zaczniesz wierzyć w cudowność swoich rozdziałów i talent to spuszczę na ciebie plagi komarów i szarańcze, przyrzekam!
    Genialne i cudowne... Elegancja i pijana Chelle *_* Szkoda, że Hudson to nadal dupek ;(
    A Mały najwyraźniej odziedziczył oko do gustownej bielizny po tatusiu.
    Nie wiem, co ty kombinujesz, ale czuję, że ta uległość Michy to tylko cisza przed burzą.

    Kocham
    Uwielbiam
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaj tam xD
      Podobało się? Ale tak naprawdę? *_*
      Dziękuję z całego serca i w takim razie już zabieram się za kolejny rozdział.

      Usuń
  2. Szkoda mi ich, a szczególnie Chelle, pogubiła się. Musi mu ulegać i spełniać każde jego zachcianki. Wydaje mi się też, że to jest prawdziwa miłość są ze sobą na dobre i na złe. Michy jakby naprawdę chciała to by go zostawiła i spokojnie od niego odeszła. Jaki sąd da prawa rodzicielskie ćpunowi? Dałaby radę jestem tego pewna.
    Ale pomimo wszystko mi samej jest ciężko z tym, że on ją tak zmusza do seksu, to jest okropne. Dlatego dziwię się, że ona czasem ma jeszcze sama ochotę.
    Biedny Jimi, dobrze, że chociaż nie wie, że oni mają ze sobą takie relacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu z tymi prawami rodzicielskimi się nie zgodzę xD Kto ma kasę, ten ma wszystko, a w tym wypadku to Hudson ją ma.
      Dziękuję pięknie za opinię! :)

      Usuń
  3. Czekałam, czekałam i wreszcie się doczekałam ;D
    Zajebisty rozdział!
    Tak strasznie szkoda mi Michelle ;C W sumie to nie wiem jak to jest w jej sytuacji, ale ja chyba nie pozwoliłabym na takie poniżanie(?)
    Już chyba na stałe przestałam lubić Sharon... Wydaje mi się, że daje Chelle niewłaściwe rady... Może Hudson ogarnąłby się, gdyby się zorientował, że wszystko co kiedyś było mu tak drogie teraz stracił...
    Nie chce nic sugerować, ani nic, ale Duff jeszcze żyje w twoim opowiadaniu? x'D Co u reszty Gunsów?
    Pozdrawiam, życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah dziękuję!
      Michelle daje się nieco wykorzystywać, ale miejmy nadzieję, że kiedyś jej się odmieni.
      McKagan! Wiedziałam, że zapomnę! No wiedziałam ;_; zaraz to naprawię, w kolejnym rozdziale NA PEWNO będzie coś o Duff'ie, a z resztą nie wiem jeszcze jak to będzie xD Żyją, tyle wiem.
      Dzięki jeszcze raz i również pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Mam dość Hudsona -,-
    Czemu Chelle musi być taka seksowna ja się pytam?
    I czemu musi być taka uległa...hmm?
    Co ty kombinujesz dziewczyno?
    Teraz za każdym razem, gdy widzę u Ciebie nowy rozdział mam atak serca i nie wiem czego się spodziewać.
    A to, że Slash zmusza ją seksu, jest straszne..jak on może....dupek jeden :/
    Powoli zaczynam go nienawidzić z całego serca :C
    Ale i tak kochałam, kocham i będę kochać to opowiadanie <3
    SZYBKO PISZ NASTĘPNY, BO COŚ OSTATNIO DŁUGO CIĘ NIE BYŁO ^.^
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten piękny komentarz! Nic się nie martw kochana, dużo się niedługo zmieni xD
      A ja będę kochać Ciebie i te Twoje komentarze, które zawsze podnoszą mnie na duchu *_*
      Przerwa była dłuższa, bo wakacje, ale już będę pisać xD

      Usuń
  5. Cudowny rozdział,naprawdę.Z Michelle dzieje się coś złego,jest coraz słabsza psychicznie,albo ja jakoś źle rozumiem,ale wydaje mi się,że to chciałaś przemycić między wierszami :D
    Czekam na kolejny rozdział,nie mogę się już doczekać..
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci kochana, że dobrze myślisz xD
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  6. Hej. :3
    Rozdział genialny! :3 Trochę mnie zasmucił przez wyżej wymieniane szczegóły, ale jest coś, a raczej ktoś, kto zawsze pozytywnie na mnie działa... Jimi. <3 Cudowne dziecko. ;) Szkoda tylko, że jego rodzice się tak wobec siebie zachowują. Mi również się wydaje, że ta drapieżna Michelle, to cisza przed burzą. W sumie mam taką nadzieję. ;3 No i Sharon mnie już trochę drażni. Już Ci to chyba mówiłam, ale kocham sposób Twojej narracji. ;3 Jest taki żywy i bardzo fajnie przedstawia sytuację. :) Jeśli dalej będziesz pisać takie cudne rozdziały, to mogą Ci zajmować tyle czasu, jednak mam nadzieję, że będą szybciej, bo normalnie nie mogę wytrzymać bez Twojego bloga. ;) Ale... (zawsze jest jakieś 'ale' xD) Duffa jak nie było tak nie ma. :c Smutno mi. xD
    Love, Mike. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu mówię, że będzie Duff! xD Już się zbieram do napisania o nim i Lise, ale COŚ mnie hamuje. Tym razem się postaram.
      Dziękuję pięknie za tą opinię! *_* Baardzo się cieszę, że są takie a nie inne odczucia!
      W takim razie nie będę się śpieszyć, tylko postaram się ładnie napisać kolejny rozdział.
      Dziękuję i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  7. Świetny rozdział, tyle w temacie. ;D Hm... jeśli chodzi o Slasha, to podejrzewam (albo raczej mam nadzieję), że już niedługo stanie się coś tak dla niego szokującego i traumatycznego (choć nie mam pojęcia co to mogłoby być), że się zmieni. A Michelle... no cóż, z jednej strony jest w beznadziejnej sytuacji i... wiadomo, można by mówić, że powinna coś zrobić, zostawić go czy coś, jednak z drugiej i tak nic nie może zrobić, bo to już zaszło za daleko, a takie toksyczne związki na takim etapie nie kończą się tak o, na klaśnięcie. No w każdym razie rozdział jak zwykle świetny, a ja zapraszam do mnie, już niedługo nowy rozdział ;)
    http://worst-obsession.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję *_* pięknie dziękuję i mam ogromną nadzieję, że w przyszłości nie zawiodę.
      Wolę nic nie mówić na temat planów, bo jak zwykle pewnie dużo się w nich pozmienia xD

      Na pewno wkrótce wpadnę, ale muszę nadrobić parę rzeczy ;c

      Usuń
  8. Rozdział wcale nie jest nudny! Jest zajebisty:p Jestem ciekawa jak to się wszystko między nimi potoczy... No i spełniasz moje erotomańskie sny dodając takie pikantne fragmenty hehhehe:P
    Już czekam na kolejny:) Pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Haha w takim razie śni nam się prawie to samo xD
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Rozdział nudny nie jest, bo coś się dzieję... ale źle się dzieje :/
    po raz kolejny powtórzę, że nie wiem, co Chelle jeszcze robi z Hudsonem :/ on wgl wie, że ma syna? Wie, że ma żonę? Czy dla niego to tylko dziwka, która nie potrzebuje uczuć? A to pod prysznicem był prawie gwałt!
    Rady Sharon, że "musisz być miła", "musisz przeprosić" to jakieś sranie w banie, bo to, że jej mężem jest Slash wcale nie znaczy, że Chelle musi robić wszystko, co on jej powie, bez przesady! Ta sytuacja jest coraz bardziej chora... Rozumiem, że jeżeli Michelle odejdzie on będzie chciał jej zabrać dziecko, ale myślę, że miałaby duże szanse wygrać tą walkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam inne zdanie, no ale dziękuję xD
      A co do treści to masz absolutną rację, dziękuję jeszcze raz!

      Usuń
  10. Kocham Cię za to, że Chelle wygląda jak moja ukochana Adriana Lima. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Też ją lubię, więc pomyślałam sobie...czemu nie? xD

      Usuń
  11. Oj Michelle, Michelle. Jesteś genialna, wiesz ? :* Uwielbiam czytać to co tworzysz. Nie ukrywam, strasznie mnie inspirujesz. Postanowiłam sobie, że w roku szkolnym wszystko jeszcze raz u Ciebie przeczytam i skomentuję. Czytalam Twojego bloga już pół roku temu, ale wtedy nie byłam blogerką. Teraz już jestem i zrealizuję ten mój plan na 100 %.
    Przechodzę do rozdziału ^^
    Michie wnerwia mnie swoim uległym zachowaniem. Ale tak z drugiej strony jak na to patrzeć, to jej mąż ma kase, co w tym przypadku oznacza również władzę. Coś czuję, że nasza bohaterka ma troszkę kłopoty z psychiką. Ale kto będąc w jej sytuacji by nie miał ?
    Jeśli chodzi o Slasha. No chuj i tyle. Wydaje mi się, że chciałby to naprawić, ale nie ma siły. Ciągle dragi, kłótnie z żoną, mały kontakt z Jimim. Wszysto podąża w złym kierunku.
    Jeszczę napisze krótko o Sharon. Na początku była to taka "ciocia dobra rada", ale w miarę upływu czasu te jej podpowiedzi nie były za dobre...
    Rozdział świetny <3
    Naprawdę bardzo Cię szanuję Michelle, za to co robisz. I nie próbuję lizać Ci tyłka. Serio sądzę, że jesteś utalentowaną i wytrwałą osobą. 111 rozdziałów ! To jest coś !
    Czekam na kolejny, życzę weny i serdecznie pozdrawiam :*

    PS sory, że tak krótko, ale na komórce jestem :)
    + zapraszam do siebie na bloga, pomimo chwilowego zawieszenia działalności :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *________________* jacieżpierdzielę...nie spodziewałam się takiego wyznania...dziękuję!
      Ja...ja...ja sama nie wiem co mam teraz napisać, bo tak mnie zatkało, że...cholera! xD
      Krótko?! Kobieto, rozpisałaś się jak mało kto! Jejciu...ja Cię inspiruję? Przez wszystkie lata mojej bytności na tej nędznej planecie, nigdy nie przeczytałam tak miłych słów. Jesteś chyba moją największą motywacją od początku pisania tych wszystkich wypocin xD
      Ogromnie Ci dziękuję, po raz kolejny zresztą. Pozdrawiam gorąco! ♥

      Usuń
    2. Nmzc ;* Chyba tylko dzięki Tobie odważyłam się sama założyć bloga, także to ja Ci dziękuje <3

      Usuń
    3. *_* ło matuchno, tak wiele miłości mnie otacza! To ja dziękuję!

      Usuń
  12. Hahah i 3/4 rozdziału o seksie, prawidłowo! XD Już chyba wiem co kombinujesz D: Michelle zacznie wkurwiać Slasha, on ogarnie jakim był skurwielem i wszystko będzie git, ha! Schreibuj częsciej, bo wakacje się kończą i później 100 osób będzie musiało czekać 100 lat na nowy rozdział xd Pozdrowienia ze słonecznych KSU-Bieszczad! :D (jeżeli komentarz wysłał się 2 razy, to dlatego, że za pierwszym razem brakło mi neta, wszystko chuj strzelił i musiałem napisać coś o podobnej treści XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! A już się bałam, że nikt nie zwróci na to uwagi... xD
      A co do Twoich przepowiedni to lepiej nic nie napiszę, żeby jeszcze więcej się nie wydało.
      Już mam sporo materiałów na nowy rozdział, więc postaram się jak najszybciej coś napisać.
      Bieszczady? W takim razie życzę jeszcze więcej słoneczka niż dotychczas *_*
      Pozdrawiam ze słonecznego Śląska, gdzie bez przerwy słychać zgniatarkę do metalu z najbliższej huty ;_;
      No i pięknie dziękuję za komentarz!

      Usuń
  13. niezalogowana parlay14 sierpnia 2013 20:45

    Echhh, mała, powiedz mi, kiedy ten przezajebisty i kochany człowiek znów będzie przezajebistym, kochanym człowiekiem? ;______; Dlaczego robisz ze Slasha takiego ostatniego dupka?
    znaczy nie no, dobra, rozumiem, dragi i te sprawy, ale... Ech, mam wrażenie (a może nawet nie tylko wrażenie), że on wcale jej już nie kocha, a wszystkie jego myśli i czyny, o ile nie są bardzo patologiczne i aroganckie - skupiają się dla odmiany na seksie... Kurcze, szkoda mi strasznie tego, bo dobrze pamiętam początek opowiadania, kiedy byli jeszcze zakochanymi nastolatkami...A Michelle... Hmm, niepotrzebnie mu ulega. Cholera, była taką fajną i niezależną dziewczyną a teraz stała się więźniem we własnym domu.
    Slash doprowadza mnie do kurwicy XDD przepraszam, musiałam :( Jebnij go butelką czy patelnią czy nie wiem wałkiem w łeb i niech się kochany otrząśnie, proszę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za szczerą opinię! xD
      Ze Slasha robię takiego dupka, bo czuję potrzebę stworzenia takiego właśnie dupka w tym opowiadaniu, a że wypadło na naszego Saula to już kwestia przypadku. Co do tych uczuć względem Michelle to różnie można rozumieć. Może w kolejnym rozdziale coś się rozjaśni. Michelle owszem, przestała być niezależną kobietą, choć przewiduję, że nie na zbyt długo ;D Szkoda patelni, kijem od szczotki i może się otrząśnie, spróbuję coś wykombinować, dzięki jeszcze raz!

      Usuń
  14. Ja ci mówię, zrób coś wreszcie, aby ona mogła w końcu od niego się uwolnić!!! A tak z innej beczki - rozdział świetny, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie, ale nie obiecuję, że prędko coś zdziałam xD

      Usuń
  15. oj Slash działa mi na nerwy... A Michelle daje sobą pomiatać..to też mnie drażni..
    Co nie zmienia faktu, że rozdział jest genialny :)
    Opłacało się czekać, teraz pozostaje mi wyczekiwać kolejnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrzymasz ;_; no może takie dłuższe trochę, ale obiecuję, że inne opowiadania już takie nie będą.
      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  16. No powiem szczerze, że po tym rozdziale nieco bardziej rozumiem Slasha. W sensie i tak uważam, że zachowuje się jak skończony kretyn, ale gdzieś tam w głębi zależy mu chyba na Chelle. No bo gdyby mu nie zależało to czy pytałby się Ozzyego o radę? On ją chyba wciąż kocha, tylko narkotyki na tyle przyćmiewają mu umysł, że nawet nie zauważa jak bardzo ją rani.

    Porady państwa Osbourne są cudowne. To jest serio zajebisty pomysł z tym, że oni tak razem doradzają Slashowi i Michelle co robić by było między nimi lepiej :D No zajebiści są! <3

    Chelle ostro zaszalała. W sumie co se będzie laska żałować jak i tak to idzie na rachunek Hudsona XD jak już płaci to warto wykorzystać.

    Tak trochę powróciły stare czasy podczas tej nocy, szkoda, że spowodowane to było głównie alkoholem, ale miałam takie miłe skojarzenia z tym jak to było w związku Slasha i Chelle jak wszystko było jeszcze dobrze, a oni kochali się namiętnie w każdym prawie rozdziale.

    Super był ten rozdział :D jeden z najlepszych moim skromnym zdaniem :D

    Lekko przeraża mnie myśl, że nieubłaganie zbliżam się do końca tego cudnego opowiadania. Czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały :D

    Pozdrawiam gorąco ;*

    Lady Stardust <3

    PS. Indiana Jones jest zajebisty :D mały Jimi ma gust <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki