Posty

Rozdział 29. Brother from another mother

Los Angeles, 05.08.1997 r.              Judy i Michelle znowu siedziały w gabinecie. Chelle przez chwilę zastanawiała się na czym ostatnio skończyła. - Niósł cię do taksówki - przypomniała Judy, zerkając w swoje notatki. Michelle popatrzyła na swoje paznokcie, wyprostowała się i kontynuowała swoją opowieść... Los Angeles, 31.05.1985 r.             Obudziłam się we własnym łóżku, więc dzień zapowiadał się dobrze. Co prawda nie miałam na sobie zbyt wielu ubrań, ale to jeszcze nie koniec świata. Może troszkę przesadziłam z alkoholem poprzedniego wieczoru, lecz wstałam z łóżka o własnych nogach. Ziewnęłam, idąc przez korytarz i założyłam pierwszą lepszą koszulkę wyciągniętą z szafy. Usłyszałam dwa męskie głosy z salonu. - Cześć - powiedziałam, niepewnie wchodząc do pomieszczenia. Slash i Kirk siedzieli na kanapie z nożyczkami w dłoniach. Kirk skądś wziął nożyce do mięsa, a Slash zadowolił się zwykłymi nożyczkami do papieru. - Będą kłopoty - powiedział Kirk, spuszczając wzrok.

Rozdział 28. Co dalej?

Poniżej prezentuję rozdział 28 opowiadania "My Michelle". Dla lepszego zrozumienia zachęcam do przeczytania rozdziału 21 z I tomu: https://one-rainy-dream.blogspot.com/2012/05/rozdzia-21.html Los Angeles, 29.07.1997 r.               Michael Jackson to osoba z bardzo napiętym grafikiem. Slash na szczęście o napiętym grafiku dawno nie słyszał, więc łatwo było mu się dostosować. Ich pierwsze spotkanie przebiegło zupełnie inaczej niż Slash to sobie wyobrażał. Został zaproszony na obiad, na deser podano lody i dopiero wtedy Jackson przeszedł do rzeczy. - Slash, chciałbym żebyś zagrał w mojej piosence. Brakuje mi dobrego gitarowego riffu i myślę, że twój styl pasowałby do tekstu. - Saul Slash Hudson marzył o takiej właśnie ofercie. A jeśli nie marzył, to i tak bez wahania ją przyjął. Taka współpraca mogła nie tylko dać światu znać, że nasz gitarzysta wciąż wie do czego służy gitara. Nagranie piosenki z MJ-em mogło utrzeć nosa chłopakom z Guns N' Roses. I utarło. Jesienią 1

Renowacja

Obraz
Witajcie! (Albo raczej: Witaj, Lady Stardust! Mój jedyny aktywny czytelniku! :D ) Opowiadanie przechodzi właśnie renowację. Część rozdziałów piszę od nowa, część tylko poprawiam. Przeinaczam niektóre fakty i dodaję barw charakterom bohaterów (pojawił się m.in. nowy, lepszy Axl zaraz na początku kariery Gunsów, pasywno-agresywny Slash i roztańczony Steven!) Te działania zawdzięczam sentymentalnym powrotom do losowo wybranych rozdziałów. Ilość błędów i niedociągnięć tak mnie przeraziła, że postanowiłam to jakoś naprawić. Jak do tej pory ogarnęłam pierwsze 16 rozdziałów, więc zachęcam do czytania :D  (protip: od rozdziału 9 wprowadziłam spore zmiany w fabule) Pozdrawiam Reverie.

Rozdział 27. Zaczynam jeszcze raz.

     Po prawej stronie stołu leżało czarne pióro. Slash wziął je do ręki i zdecydowanym ruchem podpisał się czarnym atramentem w zaznaczonych sześciu miejscach. Każdą stronę powoli przebiegał wzrokiem, jakby dawał Chelle i sobie czas do namysłu.      Niedługo przed zachodem słońca państwo Hudson skończyli jedno z wielu spotkań, które jeszcze ich czekały. Axl i Michelle przez chwilę stali w milczeniu przed bramą, patrząc jak Slash odjeżdża z drugiego końca ulicy. - Lubisz watę cukrową? – zapytał Rudy, kątem oka spoglądając na zamyśloną twarz kobiety stojącej obok, jednak na tyle daleko, żeby nawet nie czuć ciepła jego ciała. - Lubię – odpowiedziała odrobinę zdezorientowana. - A co powiesz na mały wypad na Santa Monica Pier ze starym kumplem? – mówiąc to, objął ją delikatnie ramieniem. Chelle zastygła w miejscu, tak dawno nie czuła takiego dotyku. Poczuła się nieswojo – Przepraszam. – Rose wyczuł napięcie i od razu się odsunął. Popatrzył na zażenowaną Chelle i szybko zmienił wy

Rozdział 26. Białe róże i naiwne sentymenty

Niech muzyka przemówi. 29.03.1997, Nowy York      Co to znaczy nie dał rady? Anthony nie dał rady? Czyli, że co...? Że on...? Ale jak to...? Przez kolejne kilka dni, aż do momentu kiedy ujrzała małą brązową trumnę w starej kapliczce w Tucson w Arizonie, nie potrafiła pozbierać myśli. Anthony przegrał walkę z rakiem. Janet opowiedziała jej jak jeszcze rano poprzedniego dnia potrafił rozbawić całe grono pielęgniarek swoim niezwykłym sposobem bycia i jak tysiąc razy zapytał o Jima. Zdążył nawet poukładać zabawki na metalowej półce, pogłaskać tatę po głowie, dać buziaka mamie. Jednak gdy przyszła pora obiadu jakoś nie miał ochoty na pachnące, gotowane warzywa. Może później. Podwieczorek przespał z grymasem na twarzy. Od kolacji szlochał w tę jego ulubioną poduszeczkę w niebieskiej poszewce, na której wymalowany był słonik. Potem bezustannie powtarzał, że wszystko go boli. Janet i Samuel wiedzieli co nadchodzi. Lekarz prowadzący dał im znać już na samym początku, że wyniki z tamt

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć

Rozdział dedykuję komuś, bez kogo ten nigdy by nie powstał. To dla Ciebie, D. *** W snach nie czuje się bólu; człowiek zawsze się budzi, zanim zacznie się prawdziwe cierpienie. ~ Stephen King - Zaczekaj tu. - z nieopisanym wyrazem twarzy, kulejąc na prawą nogę, brunet wrócił do swojej posiadłości. Michelle nerwowo szukała chusteczek w kieszeniach spodni. Łzy płynęły po jej policzkach za każdym razem, gdy w jej głowie pojawiała się myśl o Jimim. W ciągu trzech minut Lemmy znów zjawił się przed jej obliczem. - Weź to. - wręczył jej niezbyt dużą białą paczkę do ręki. - Weź to i nie waż się tego kiedykolwiek oddawać. Niech to będzie moje... odpuszczenie grzechów.  Dobrze wiedziała co jest w środku. Jeszcze lepiej wiedziała z czego chciał by go rozgrzeszyła. Nie oponowała. Szepnęła tylko dziękuję i odwróciła się w stronę bramy. Znów próbowała się skupić na żwirze chrupiącym pod jej stopami, tylko tak mogła spokojnie wsiąść na motocykl i nie oszaleć. Schowała obie paczki i