Rozdział 28. Co dalej?

Poniżej prezentuję rozdział 28 opowiadania "My Michelle". Dla lepszego zrozumienia zachęcam do przeczytania rozdziału 21 z I tomu: https://one-rainy-dream.blogspot.com/2012/05/rozdzia-21.html


Los Angeles, 29.07.1997 r.
              Michael Jackson to osoba z bardzo napiętym grafikiem. Slash na szczęście o napiętym grafiku dawno nie słyszał, więc łatwo było mu się dostosować. Ich pierwsze spotkanie przebiegło zupełnie inaczej niż Slash to sobie wyobrażał. Został zaproszony na obiad, na deser podano lody i dopiero wtedy Jackson przeszedł do rzeczy.
- Slash, chciałbym żebyś zagrał w mojej piosence. Brakuje mi dobrego gitarowego riffu i myślę, że twój styl pasowałby do tekstu. - Saul Slash Hudson marzył o takiej właśnie ofercie. A jeśli nie marzył, to i tak bez wahania ją przyjął. Taka współpraca mogła nie tylko dać światu znać, że nasz gitarzysta wciąż wie do czego służy gitara. Nagranie piosenki z MJ-em mogło utrzeć nosa chłopakom z Guns N' Roses. I utarło. Jesienią 1997 roku* MJ wydał singiel promujący album "Dangerous".
            Axl Rose wszedł do sali nagrań z słuchawkami w uszach. Był zamyślony i zdawał się nie zauważać pozostałych chłopaków w pomieszczeniu. Dopiero gdy Izzy pomachał mu dłonią przed oczami, Rose się odezwał.
- Kurwa, dobry jest ten kawałek - mruknął, rzucając słuchawki na bok. Usiadł na kanapie i zaczął wycierać czerwone jabłko swoją koszulką.
- Give in to...
- Nie wypowiadaj przy mnie tego tytułu! - wrzasnął, kiedy Izzy chciał się upewnić, że chodzi o piosenkę MJ feat. Slash.

              Tego samego dnia, a nawet o tej samej godzinie, Michelle po raz kolejny szła krętymi schodami do niewielkiego pomieszczenia na półpiętrze. Na ścianach wąskiego korytarza, tak jak zwykle, widniały dyplomy oprawione w metalowe ramki. Ciężkie drzwi zamknęły się wraz z głuchym stukotem obcasów za ścianą - jak co tydzień. Ciemnozielone ściany, duże okna ze szprosami i tapicerowane meble w wiktoriańskim stylu wciąż były na swoim miejscu.  Michelle siedziała na fotelu po lewej, terapeutka - po prawej.
- Gotowa? - zapytała Judy. Michelle pokiwała głową i zaczęła mówić o tym co działo się 12 lat wcześniej...

Los Angeles. 28.05.1985 r.
              Wyszliśmy z klubu i zaczęliśmy głośno się śmiać. Slash zaszedł mi drogę, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nie wierzyłam w to co się właśnie działo. Myślałam, że już nigdy więcej nie będę całować tych ust, lecz Slash naprawdę tam był. Zrobiło się bardzo namiętnie, więc chcieliśmy jak najszybciej dostać się do mojego mieszkania. Wsiedliśmy do taksówki i zaczęliśmy urządzać sobie jakąś drobną grę wstępną na tylnym siedzeniu. Po kilku minutach taksówkarz stracił jednak cierpliwość, zahamował z piskiem opon i kazał nam wypierdalać.
- Won z mojego wozu! Zero wstydu! Obleśne, kurwa, obleśne! - krzyczał, kiedy roześmiani wysiadaliśmy z auta. Za darmo dowiózł nas do połowy drogi. Idąc zygzakiem, zeszliśmy z drogi.
- A widziałaś jego minę? - zapytał Slash. Kolejna salwa śmiechu. Bardzo chciało mi się sikać. Pociągnęłam Slasha w stronę jakiś krzaków przy drodze.
- Pomóż mi - powiedziałam, ściągając spodnie. Trzymał mnie za ręce, kiedy opróżniałam pęcherz i aż trząsł się ze śmiechu. Ledwo trzymałam się na nogach.
- Poczekaj, bo muszę się podrapać - powiedział.
- NIE! - wrzasnęłam, gdy chciał zabrać jedną rękę. Znowu się roześmiał, a ja szybko wskoczyłam z powrotem w spodnie. Slash doszedł do wniosku, że w sumie to by się jeszcze napił, więc wszedł do sklepu, żeby kupić jakiś alkohol. Wystarczyło na najtańszego Night Traina. Szliśmy jakieś 15 minut.
- Daleko jeszcze?
- To tutaj - odparłam, a Slash jakby się trochę ożywił. Posyłaliśmy sobie ukradkowe spojrzenia. Hudson wypił już połowę butelki i chyba był w jeszcze gorszym stanie niż ja. Potykając się na schodach, wbiegliśmy na piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Było cicho i ciemno.
- Ćśśś!
- Ćśś! - uciszaliśmy się nawzajem, co wcale nie pomogło nam się uspokoić. Nie mogłam znaleźć kluczy w kieszeni, więc użyłam zapasowego klucza spod wycieraczki. Nie mogłam nawet trafić do zamka, więc trochę to trwało zanim dostaliśmy się do środka. Nie zamieniliśmy już żadnego słowa. Slash zostawił Night Traina w korytarzu, zrzucił kurtkę i buty i podszedł do mnie. Znowu całował, tym razem jednak poważniej, trochę jakby za tym tęsknił. Ostatnia rzecz jaką pamiętam to ja poruszająca biodrami i on nadający nam rytm.
              Rano obudziłam się z potworną suchością w ustach. Gdybym miała akwarium a w nim rybkę, to rybka nie miałaby już gdzie pływać. Przyniosłam więc z kuchni cały dzbanek lodowatej kranówki. Slash spał jak zabity. Słońce jakby dopiero wschodziło. Wzięłam szybki prysznic, nie mogąc już dłużej znieść lepiącej się twarzy. Zasnęłam ponownie. Dopiero jakieś smyranie po plecach mnie wybudziło.
- Która godzina? - zapytałam, dziwiąc się jednocześnie dlaczego miałam taki zachrypnięty głos.
- Nieważne. - Slash chyba nie spał od dłuższej chwili. Przestał dotykać moich pleców palcem, więc odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechał się, patrząc na moje ciało.
- Co się tak cieszysz? - wymamrotałam, przeciągając się leniwie.
- Wkurwiłem Axla - odparł, ukazując zęby z radości.
- O nie... - wymruczałam, chowając głowę w poduszkę. - To dlatego się ze mną przespałeś? Żeby go wkurwić?
- Nie! - zaśmiał się. - Axl to tylko wisienka na torcie - odparł, obejmując mnie. - Ty i ja, byliśmy samotnymi ludźmi i tyle... - Slash złapał mój pośladek. Zaśmiałam się. Chciałam się do niego przytulić, ale trochę się krępowałam. Może uznałby to za zbyteczną czułość? Przez chwilę pozostaliśmy w tej pozycji. Ciszę przerwało burczenie w brzuchu.
- Zrobię śniadanie - zaoferowałam, a Slash nie oponował.
            Kiedy siedzieliśmy przy stole, Hudson milczał, pochłaniając omleta z owocami w tempie błyskawicy.
- Od dwóch lat nie jadłem owoców - przyznał, kiedy skończył. Popatrzyłam na niego podejrzliwie, a kiedy nasze oczy się spotkały, zaśmialiśmy się. Brzmiało to co najmniej tak, jakby ktoś więził go przez ten czas w piwnicy i karmił resztkami.
- To co jadłeś?
- Pizzę. Głównie.
Chyba mówił poważnie.
- Cholera... strasznie przypominasz mi dom, wiesz? - powiedział po chwili. Patrzyłam mu w oczy, nie do końca wiedząc co miał na myśli.
- Mama robiła ci śniadanie? - zapytałam.
- Nie takie. - odparł. - Odkąd przyjechaliśmy tu ze Stevenem, nie było czasu na myślenie o jedzeniu. Przez pierwsze kilka miesięcy mieszkaliśmy z kumplem w jakimś zapyziałym mieszkaniu. Później go wywalili, bo nie płacił czynszu i zostaliśmy na ulicy - mówił przejęty. Wtedy zaczynał mi przypominać Slasha, którego dość dobrze znałam. Wyluzował, nie był nadętym dupkiem i nie dogryzał mi na każdym kroku.
- Graliście już wtedy w jakimś zespole?
- Tak, ale i tak nie było nas stać na czynsz. Striptizerki dawały nam jedzenie i czasem pozwalały u siebie spać - dodał, uśmiechając się pod nosem. Chyba sprawdzał jak zareaguję na te opowieści.
- Prawdziwe szczęściary - zaśmiałam się pod nosem.
               Następnego wieczora zadzwonił do mnie Slash. Szykowała się kolejna, gruba impreza. Z chęcią pojawiłam się pod Starwood o umówionej godzinie. Izzy i Slash mieli właśnie przerwę na papierosa.
- Cześć, Chelle! - Stradlin poczęstował mnie szlugiem. Slash uśmiechnął się i zmierzył mnie wzrokiem.
- Co słychać u Letty? - zapytałam Izzy'ego, a ten wzruszył ramionami.
- Jakoś leci.
Jak zwykle rozmowny.
- Kirk i Lars będą dzisiaj na imprezie - powiedział Slash.
- Z Metalliki? - zapytałam ożywiona i dmuchnęłam dymem prosto w twarz Slasha.
- No, czasem wpadają.
              Po tym jak ucięliśmy sobie miłą pogawędkę przy papierosach, w trójkę weszliśmy do budynku. Izzy prowadził, a Slash szedł za mną. Kiedy szliśmy schodami do góry, Slash złapał mnie za tyłek. Zaśmiałam się na tyle głośno, że Izzy się odwrócił. Wzruszyłam wtedy ramionami i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Cześć - powiedziała Letty, przechodząc obok nas.
- Zaraz do was przyjdę - powiedział Izzy i poszedł za dziewczyną.
- Zostaniesz na imprezę? - zapytał Slash, zanim jeszcze poszliśmy przywitać się z innymi.
- Może - odparłam, dotykając jego policzka wierzchem dłoni. Pokręcił głową i wziął swoją gitarę do ręki.
               Gunsi dali wtedy świetny koncert. Oglądałam ich zza sceny, aż tu nagle Kirk Hammett pojawił się przede mną, zasłaniając mi widok.
- Dobrzy są, skubani - krzyknął do Larsa, który przyglądał mi się od kilku sekund.
- Czy my się skądś znamy? - zapytał mnie Lars, kiedy Gunsi skończyli grać Rocket Queen. Swoją drogą Axl powinien mnie chyba zaprosić na scenę w trakcie solówki...
- Michelle - przedstawiłam się chłopakom z Metalliki i razem dopingowaliśmy Gunsów do końca koncertu.
             Po koncercie poszliśmy do tego samego miejsca co ostatnio. Tym razem nie graliśmy jednak w butelkę. Duff chyba pomagał Slashowi mnie upić, bo był wyjątkowo chętny do zawodów w kto wypije więcej. Tym razem Axl siedział obok, jednak nie był zainteresowany rozmową. Kirk i Lars próbowali namówić go do zaśpiewania "My Toot Toot", lecz ten był nieugięty. Axl co jakiś czas mówił coś po cichu do Stradlina, jednak Izzy nigdy nie odpowiadał w więcej niż 3 słowach:
- Tak.
- Nie.
- Nie wiem.
- Kogo to obchodzi?
             Impreza trwała w najlepsze. Zbliżała się druga w nocy. Slash siedział po przeciwnej stronie stołu i rzucał sprośnymi żartami lub opowiadał jakieś historie z Kirkiem i Larsem. Kirka traktował jak kudłatego brata. Po nie-wiadomo-którym drinku nawet go przytulał i całował.
- Michelle, chodź, usiądź z nami! - zawołał Slash, kiedy muzyka w klubie stała się głośniejsza. Wstałam, próbując przepchać się na drugą stronę. Nagle dziwnym trafem siedziałam na kolanach Axla.
- Ups... - Niewinnie zatrzepotałam rzęsami. Rose wcisnął mi w dłoń kieliszek i przełożył swoją rękę tak, że były skrzyżowane.
- Na trzy. 1... 2... 3.
Wypiliśmy. Roześmiana chciałam ruszać dalej, jednak Axl dorzucił jeszcze soczysty pocałunek do kompletu.
- Poklepałam go po ramieniu i przedostałam się w końcu do kącika kudłaczy. Slash patrzył na Axla z zadziornym uśmiechem i kręcił głową. Mina Axla mówiła - wygrałem. Ten sposób na podryw spodobał się Duffowi, więc poszedł zagadywać dziewczyny przy barze. Były nawet chętne, szczególnie kiedy chwalił się, że gra w zespole. Na pewno to robił, bo wskazywał kilka razy w kierunku chłopaków. Siedziałam teraz pomiędzy Slashem i Kirkiem i słuchałam niestworzonych opowieści o początkach obu zespołów. Slash ciągle szukał okazji, żeby mnie dotykać, więc co jakiś czas obejmował mnie ramieniem. Po kolejnej godzinie zaczęłam robić się śpiąca, więc oparłam głowę na jego ramieniu. Obudziłam się na chwilę, kiedy niósł mnie do taksówki. Na zewnątrz było już jasno.


* W rzeczywistości MJ wydał "Give in to me" w lutym 1993 r.

Komentarze

  1. No Reverie powróciłaś w wielkim stylu! :D nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam gdy zobaczyłam Twój komentarz z informacją o nowym rozdziale :)

    Współpraca Slash z Michaelem to istna wspaniałość. No i ten obiad i lody! MJ to ma gest :D

    Fajnie, że kudłacz pokazał na co go stać! :D

    Oj, Axl powinien opracować jakiś dobry plan by Hudson chciał wrócić do zespołu. Bez niego Gunsi to nie to samo, a jak widać on bez nich radzi sobie naprawdę nieźle :D

    Wizyta Chelle u psychologa i jej wspomnienia też prezentują się wspaniale. Trafiłaś w mój gust tym opisem imprezy w klubie i powrotu Slasha i Michy do domu :D akcja z migdaleniem się w taxówce i opieprz od kierowcy XDD cudo! No i to sikanie w krzakach XDD

    Ahh, no i jeszcze Metallica! <3 ich to nigdy za wiele :)

    Już nie mogę doczekać się dalszego ciągu :D

    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny ;*

    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz!
      Już się obawiałam, że będzie trochę odgrzewany kotlet, ale mega się wciągnęłam w pisanie tego rozdziału, szczerze mówiąc.
      Zawsze się powstrzymywałam przed opisywaniem imprez, bo nie za bardzo wiedziałam jak to zrobić, żeby nie wyszło idiotycznie, więc to moje drugie podejście :D

      Czyli bardziej w Twoim guście jest jednak Lexi? (to nie jest lesbijskie pytanie xD)

      Pozdrawiam gorąco!
      Reverie.

      Usuń
    2. Wyszło Ci na prawdę super! :D i tak XD Lexi jest mi zdecydowanie bliższa choć w życiu bym się nie spodziewała, że tak będzie XD kiedy zaczynałam pisać byłam pewna, że to z Lotti będę nieco bardziej się utożsamiać a tu proszę! Gdy piszę nowy rozdział z perspektywą Lexi zawsze jakoś tak łatwiej mi idzie :D

      Usuń
    3. Wow! Tego się nie spodziewałam :D czyli jednak zbuntowana duszyczka!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć