Rozdział 29. Brother from another mother

Los Angeles, 05.08.1997 r.
            Judy i Michelle znowu siedziały w gabinecie. Chelle przez chwilę zastanawiała się na czym ostatnio skończyła.
- Niósł cię do taksówki - przypomniała Judy, zerkając w swoje notatki. Michelle popatrzyła na swoje paznokcie, wyprostowała się i kontynuowała swoją opowieść...

Los Angeles, 31.05.1985 r.
            Obudziłam się we własnym łóżku, więc dzień zapowiadał się dobrze. Co prawda nie miałam na sobie zbyt wielu ubrań, ale to jeszcze nie koniec świata. Może troszkę przesadziłam z alkoholem poprzedniego wieczoru, lecz wstałam z łóżka o własnych nogach. Ziewnęłam, idąc przez korytarz i założyłam pierwszą lepszą koszulkę wyciągniętą z szafy. Usłyszałam dwa męskie głosy z salonu.
- Cześć - powiedziałam, niepewnie wchodząc do pomieszczenia. Slash i Kirk siedzieli na kanapie z nożyczkami w dłoniach. Kirk skądś wziął nożyce do mięsa, a Slash zadowolił się zwykłymi nożyczkami do papieru.
- Będą kłopoty - powiedział Kirk, spuszczając wzrok.
- Dobrze ci się spało? - zapytał Slash z niewinnym uśmieszkiem.
- To moje jeansy! - wrzasnęłam, robiąc krok do przodu. - Czy wy jesteście pijani? - zrobiłam jeszcze jeden krok i zobaczyłam dwie puste butelki wódki stojące przy stoliku. Dwa kudłate łby urządziły sobie kącik krawiecki. Śmiali się przy tym jak dzieci.
- Ulepszyliśmy ci spodnie, bo... - Slash popatrzył na Kirka. Kirk popatrzył na Slasha. Kolejne 20 sekund śmiechu.
- Bo teraz będziesz mogła pokazać się światu z najlepszej strony - dokończył Slash.
- Wypierdalajcie stąd. - Wcale nie było mi do śmiechu. Wyrwałam mu spodnie z ręki. - No już, zabierajcie swoje rzeczy i idźcie. - Nie żartowałam. Obaj wyszli z mieszkania w ciągu 2 minut. Popatrzyłam na swoje jeansy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Były pocięte na tyłku i do niczego się nie nadawały.
            Minęły 3 dni. Zaczynałam się zastanawiać, czy nie zareagowałam zbyt gwałtownie. Jednocześnie z uporem maniaka przypominałam sobie słowa Slasha, żeby wpędzić się w niewybaczający nastrój.
            Zaczęły się wakacje, więc szkoła językowa, w której pracowałam nie potrzebowała już tylu nauczycieli. Rodzice przesłali mi pieniądze na mieszkanie i jedzenie. Nie chciało mi się szukać pracy na wakacje. Tylko czekałam aż pojawi się kolejna impreza, ale ta nie nadchodziła. Zaczynałam się zastanawiać czy jeszcze kiedykolwiek Gunsi się do mnie odezwą. Tak, to były te czasy, kiedy opinia innych decydowała o moim poczuciu własnej wartości. Umówiłam się więc z Jackie na kilka drinków. Poszłyśmy trochę potańczyć, ale nie byłam w dobrym humorze. Było po 01:00 kiedy wróciłam do domu. Pod drzwiami siedział Slash. Gdy tylko mnie zobaczył, zerwał się na równe nogi i wyciągnął butelkę Night Traina w moją stronę.
- To na przeprosiny - powiedział, zerkając na mnie niepewnie. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. W głębi duszy cholernie się cieszyłam na jego widok.
- Dzięki - wzięłam butelkę do ręki i otworzyłam drzwi. - No właź.
Ponagliłam Slasha, a ten nie krył swojej radości. Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, a Slash uparcie milczał. Rzadko przepraszał. Ja zresztą też. Tym bardziej nie wiedziałam jak się zachować. Zdjęliśmy buty i przeszliśmy do salonu. Ta cisza była denerwująca.
- Wkurzyłam się wtedy - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Już wolałam być szczera niż znosić milczenie. Usiadłam w fotelu, a on na kanapie.
- Wiem. To co powiedziałem... nie to miałem na myśli... ja... - kudłacz się zestresował, chyba był nawet trzeźwy. Westchnął i zamyślił się na chwilę. - To miał być komplement. Chcieliśmy ci powiedzieć, że masz fajny tyłek - wyjaśnił. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w napięciu.
- W sumie to nie wyglądam tak źle w tych spodniach - odparłam. Slash szeroko się uśmiechnął.
- Czyli nie strzelisz focha na kilka tygodni? - zaśmialiśmy się. Próbowaliśmy jakoś ciągnąć rozmowę. Bez alkoholu czułam się strasznie niezręcznie. Saul najwyraźniej miał to samo, więc dość szybko opróżniliśmy butelkę taniego wina. Dopiero wtedy rozmowa zaczęła kleić się nieco bardziej. Slash zaczynał opowiadać historie, które wcale nie byłyby śmieszne bez alkoholu. Coraz lepiej się bawiłam.
- Posłuchamy muzyki? - zapytałam, kiedy na chwilę zapadła cisza.
- Jasne - odparł bez najmniejszego zawahania.
- Metallica?
- A masz Ride the Lightning?
- Mam.
Włączyłam płytę i wróciłam na swoje miejsce. Dźwięki Fight Fire with Fire wypełniły pomieszczenie. Po chwili musiałam trochę przyciszyć, bo sąsiedzi nie daliby mi żyć. Przy trzeciej piosence przenieśliśmy się na kanapę, a przy Fade to black zamilkliśmy na całe 6 minut i 55 sekund. Slash położył głowę na moich udach i zamknął oczy. Usiadłam wygodniej i delikatnie kiwałam się w rytm muzyki. To był jeden z tych momentów, kiedy każda nuta zdawała się przenikać moje ciało. Fade to black było chyba najbardziej emocjonującą piosenką jakiej wtedy słuchałam.
- To jest zajebiste - powiedział Slash z lekką chrypką w głosie, gdy tylko płyta przestała grać. Uśmiechnęłam się delikatnie i głęboko westchnęłam.
- To ich najlepsza piosenka - szepnęłam i nie spotkałam się z dezaprobatą. Jeszcze chwilę kontemplowaliśmy ciszę, by znowu powrócić do energicznych kawałków. Przesłuchaliśmy całą płytę 4 razy, aż w końcu zdecydowaliśmy, że lepiej pójdziemy spać. Za oknem czarne niebo zaczynało blaknąć.

Los Angeles, 05.06.1985 r.
           Kolejny koncert Gunsów miał się odbyć w jakimś nowo powstałym klubie. Nikt nie wiedział gdzie dokładnie się znajdował, jednak bilety i tak sprzedały się prawie w całości. Przywitałam się z Axlem. Obok stał Saul.
- Siema, pomożesz mi ogarnąć te kudły? - zapytał Slash, po tym jak przytuliliśmy się na powitanie.
- Ooo! Hudson, zostaliście przyjaciółmi? A co to się stało? - zawołał Axl, odrywając się od rozmowy z jakąś dziewczyną.
- Spierdalaj - mruknął Slash z lekkim uśmiechem i zaprowadził mnie do łazienki. Duff chyba właśnie brał prysznic, ale postanowiliśmy mu nieco poprzeszkadzać.
- Ej! Wynocha stąd! Teraz ja potrzebuję łazienki! - krzyczał, wystawiając mokry łeb zza zasłony prysznicowej.
- Mamy tu ważniejsze rzeczy do zrobienia - zaśmiał się Hudson. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Aż zaczęłam się zastanawiać czy czegoś nie brał. Wyglądał jednak zupełnie normalnie.
- To co chcesz z nimi zrobić? - zapytałam, wskazując podbródkiem na włosy.
- Nie wiem. Coś żeby wyglądały dobrze - powiedział. Przyjrzałam mu się i zwęszyłam coś podejrzanego.
- Skąd masz tę koszulkę? - zapytałam, mrużąc powieki.
- Sam nie wiem, znalazłem ją gdzieś - powiedział, jak gdyby nigdy nic.
- Znalazłeś? - Skinął głową od niechcenia. - Zajebałeś mi t-shirt - powiedziałam z poważną miną. Nie mogłam jej znaleźć a akurat dzisiaj chciałam ją założyć.
- Pożyczyłem tylko. Masz pełno z Led Zeppelin - odpowiedział, przyglądając się odżywkom do włosów stojącym na półce. Po chwili uśmiechnął się i zerknął w moją stronę.
- Chyba że... - Zdjął koszulkę. - Wolisz żebym był bez niej? - zapytał, uśmiechając się zadziornie i zarzucając sobie koszulkę na ramię. Uśmiechnęłam się mimo woli, odwróciłam głowę i zaczęłam szukać odżywki do kręconych włosów. Duff chyba się nas wstydził, bo kąpał się dopóki nie wyszliśmy z łazienki. A może był po prostu strasznie brudny?
          Po koncercie, jak nakazywała tradycja, poszliśmy na piwo. Skończyło się na sporej popijawie, ale z Gunsami nie dało się inaczej. Cliff, Kirk i Lars dołączyli do naszego grona, więc co chwilę wznosiliśmy jakiś toast. Wypiliśmy więcej whiskey niż można było sobie wyobrazić i w sumie nie wiedzieliśmy kto za to zapłaci, ale nie to się wtedy liczyło.
- Chcesz trochę? - Lars poczęstował mnie kreską. Nie za bardzo wiedziałam co robić, więc poprosiłam go o instrukcję. - Bardzo dobrze! - krzyknął uradowany, kiedy wciągnęłam dokładnie tak, jak mi pokazał. Poczułam się nieswojo, a moje serce zabiło mocniej. Siedziałam chwilę bez ruchu, czekając aż ten stan minie. Nic się nie zmieniało, więc postanowiłam iść do łazienki. Było mi trochę niedobrze, trochę słono w ustach, ale jeszcze miałam kontakt z otoczeniem. Zamknęłam się w jednej kabinie i czekałam. Moje serce zaczynało bić jeszcze mocniej. Przestraszyłam się i szybko otworzyłam drzwi. Podbiegłam do umywalki, puściłam wodę i zaczęłam przykładać mokre dłonie do czoła i policzków, tak żeby nie rozmazać oczu. Ktoś wszedł do łazienki, jednak nie byłam w stanie się odwrócić.
- Hej, wszystko w porządku? - To był Slash. Pokiwałam głową. - Pierwszy raz? - zapytał, opierając się o drugą umywalkę.
- Tak - odparłam. Chyba dało się wyczuć przerażenie w moim głosie.
- Nie bój się. Nic ci nie będzie. Po prostu się rozluźnij - powiedział spokojnie. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się. Slash patrzył na mnie z badawczym uśmiechem.
- To jakieś gówno - popatrzyłam na niego, a on wzruszył ramionami.
- Zaraz będzie lepiej - mówił z eksperckim wyrazem twarzy, jak na doświadczonego kolegę przystało. Oddychałam głęboko i czekałam. Milczeliśmy. Slash mi się przyglądał, a kiedy na mojej twarzy zaczął pojawiać się lekki uśmiech, stanął naprzeciwko.
- Zamknij oczy i powiedz mi co czujesz - powiedział, oparłszy dłonie na umywalce, przed którą stałam.
- Czuję twoje ciepło - powiedziałam szczerze, bo to właśnie czułam.
- Czy to przyjemne uczucie?
- Może być - szepnęłam, nie otwierając oczu. Hudson pewnie się wtedy uśmiechał. Powoli zbliżył usta do mojej szyi i złożył na niej soczysty pocałunek. Powoli się rozluźniałam.
- A teraz? - spytał zaraz po tym, jak pocałował mnie w usta.
- Też jest okej - odparłam, otwierając oczy. Po raz pierwszy od dawna mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Odgarnęłam mu włosy z czoła i dotknęłam jego policzka. Poczułam jego dłonie na pośladkach. Podsadził mnie trochę wyżej. Jeszcze chwilę na siebie patrzyliśmy, a później przeszliśmy do rzeczy. Siedziałam teraz na starym, drewnianym blacie i całowałam się ze Slashem. Po raz pierwszy naprawdę nic mnie nie obchodziło. Nie wiem co to było, ale działało dużo lepiej niż alkohol, chociaż i tego miałam w sobie co nie miara. Szybko się rozochociliśmy. Dłonie Slasha znalazły się pod moją koszulką i szukały zapięcia stanika. Rozpięłam jego spodnie i wsunęłam dłoń za bokserki. Przyspieszony oddech i coraz intensywniejsze pocałunki sprawiały, że miałam ochotę się zapomnieć. Tu i teraz. Nagle, na szczęście, do łazienki wszedł Steven.
- Nje przesz... nie przeszkadajzie sobie - wymamrotał i głośno beknął. Slash zastygł w miejscu. Dłonie zatrzymał na moich piersiach i patrzył mi w oczy. Steven sikał dłuższą chwilę, a my pod koniec zaczęliśmy się śmiać. - No co, kurwa? - wybełkotał Adler. - Odlać się nie można? - zapytał, nie przestając sikać. Kiedy wyszedł, nadal miałam rękę w spodniach Slasha i nie za bardzo wiedziałam co robić. Trochę się uspokoiliśmy. Sikający Steven ostudził atmosferę. Slash wyciągnął ręce spod mojej koszulki i odsunął się trochę. Zeskoczyłam z blatu. Popatrzyłam w lustro i poprawiłam kilka rzęs, kiedy Hudson zapinał spodnie.
- Napijmy się - zaproponował Slash i objąwszy mnie ramieniem, poprowadził z powrotem do stolika.
- Co tak długo tam robiliście? - zapytał Kirk, poruszając znacząco brwiami.
- Nie musisz być zazdrosny, Kirk - odparł Slash. - Wiesz, że to co jest między nami pozostaje bez zmian.
- No mam nadzieję - powiedział Kirk. Oboje mieli poważne miny. Popatrzyłam na Slasha ze zdziwieniem, a oni obaj wybuchnęli śmiechem. Chłopcy wymieniali się czułościami, byli już naprawdę pijani, ale w głębi duszy czułam, że mówili prawdę. Dało się to zauważyć, kiedy się na nich patrzyło. Hammett uwielbiał Slasha, a Slash uwielbiał Hammetta. Chwalili swoje solówki, przytulali się na powitanie i na pożegnanie. Nawet wyglądali podobnie. Kiedy wychodziliśmy z klubu, Kirk objął mnie ramieniem, a ja byłam przekonana, że to Slash.
- Nadal się złościsz o te spodnie? - zapytał, przytulając mnie mocniej.
- Spadaj na drzewo, Kirk! - odepchnęłam go i udawałam obrażoną. Slash zaśmiał się za moimi plecami i rzucił jakimś głupim żartem.
              Rano ból głowy nie dawał mi żyć. Miałam ochotę zanurzyć się w jakimś basenie. Ten sposób wydawał mi się świetny na ukojenie bólu. Nie otwierałam oczu. Podniosłam się tylko na rękach i policzyłam do dziesięciu. Ból nie mijał. Przy każdej zmianie pozycji tylko się nasilał.
- Ja pierdolę - syknęłam pod nosem. Usiadłam i wzięłam głęboki oddech. Było mi niedobrze i burczało mi w brzuchu. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Spałam z Duffem w łóżku. Slash był na podłodze obok. Na szczęście wszyscy byliśmy w ubraniach (a może niestety?). Nie miałam pojęcia co to za dom, co to za łóżko ani co to za kobiety na plakatach Playboya, które wisiały na wszystkich ścianach. Wstałam. Strasznie chciało mi się sikać, więc poszłam poszukać toalety. Na podłodze w łazience leżała gitara i jakiś koleś, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Spał, więc postanowiłam go olać. To znaczy, zignorować. Kiedy już grzecznie umyłam ręce i postanowiłam wyruszyć na poszukiwanie jedzenia, spostrzegłam zegar na ścianie. Tykał, ale wcale nie wskazywał porannych godzin. Jeśli się nie mylił, była już 15:00. Rozglądałam się po domu i napotykałam coraz dziwniejsze widoki. Największe zaskoczenie przeżyłam jednak widząc Letty i Stradlina całujących się w kuchni. Nie mogli się od siebie oderwać, dopiero kiedy Letty mnie zauważyła, zatrzymała Izzy'ego.
- Cześć - powiedziała speszona.
- Hej - odparłam z szerokim uśmiechem. Fajnie było widzieć tak szczęśliwego Izzy'ego. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby robili cokolwiek intymnego przy ludziach, więc starałam się znaleźć jakiś temat do rozmowy i nie znęcać się nad nimi dłużej.
- Wiecie gdzie jesteśmy? - zapytałam.
- To dom Jamesa - odparł Stradlin.
- Jak się tu dostaliśmy? - zapytałam. Izzy uniósł brwi ze zdziwieniem i zagwizdał pod nosem.
- Aż tak wczoraj poszalałaś? - spytał, najwyraźniej nie zamierzając mnie oświecić.
- Głównie szliśmy na nogach, ale kilka przystanków przejechaliśmy autobusem. Zanim kierowca nas wyrzucił - wyjaśniła Letty. Nie chciałam wiedzieć przez kogo nas wygonił. Zaraz potem pojawił się Kirk. Chyba nawet wciągnął brzuch, kiedy mnie zobaczył. Miał na sobie tylko jeansy i był totalnie w moim typie. Tak jak Slash.
- Ale jestem głodna - powiedziałam, patrząc na kuchenne szafki.
- Chcesz się napić? - zapytał Kirk, najwyraźniej rozglądając się za flaszką.
- Nie. Jestem głodna, nie spragniona - odparłam. Kirk zrobił poważną minę. Popatrzył przed siebie, potrząsnął głową i odszedł bez słowa. Izzy i Letty powrócili do przerwanej wcześniej czynności, więc postanowiłam wrócić do Slasha.
- Ups, sorry - powiedział James, kiedy wpadliśmy na siebie w korytarzu. - Znamy się? - zapytał, marszcząc brwi.
- Tak, poznaliśmy się wczoraj - odparłam, uśmiechając się niewinnie.
- Kurwa, nic nie pamiętam. No to jeszcze raz. James jestem.
Zaśmiałam się i zaraz tego pożałowałam, bo głowa znowu zaczęła mi  pękać.
- Michelle.
Podaliśmy sobie ręce.
- Jesteś od Gunsów?
- Tak, byłam wczoraj na koncercie.
- Podobało ci się?
- Jasne! - odparłam z entuzjazmem. - Uwielbiam ich muzykę.
- Są nieźli, ale musisz posłuchać też naszych kawałków. Kirk wymyślił ostatnio kilka dobrych riffów.
- Słuchałam ostatnio "Ride the Lightning" ze Slashem. Wymiatacie. Serio - James był zachwycony moimi słowami. Dobrze nam się gadało. Po chwili pojawił się Slash i objął mnie ramieniem.
- To twoja dziewczyna? - zapytał James, kiedy Hudson chciał pociągnąć mnie do wyjścia.
- Na pewno nie twoja - odparł Saul. Chyba nie do końca chciał odpowiadać na to pytanie. Uśmiechnęłam się zaskoczona. James uniósł brew i chciał o coś zapytać, ale zawołał go Lars. Imprezowanie z Gunsami zaczynało mi się podobać.

Komentarze

  1. Ahhh, aż nie wiem od czego zacząć, tyle tu wspaniałości! :D

    No to tak: Slash i Kirk są przezajebiści <3<3<3 No kurde, ta akcja z dżinsami wymiata :D chociaż na miejscu Michelle to bym ich chyba zabiła jak by dorwali się do moich ciuchów XD aż mi normalnie się przypomniało jak byłam mała i wróciłam do domu z zerówki i zobaczyłam jak moje młodsze siostry powycinały mi obrazki z książek o księżniczkach disneya, no myślałam, że je normalnie ukatrupie na miejscu XD

    Przechodząc dalej, wspólne słuchanie Mety ze Slashem przez całą noc i picie taniego wina musiało być zajeczadowe <3 aż się ciepło na sercu robi jak się czyta o tych czasach kiedy Chelle i Slash byli takimi szalonymi dzieciakami i uczucie się między nimi dopiero budziło. A potem Slash tak się zmienił i wyszedł z niego potwór... Ale o tym nie teraz!
    W każdym razie początki ich miłości są takie super i mega klimatyczne. Nosz normalnie czuje się te lata 80te, te szalone imprezy, beztroskie życie młodych rockmanów, pierwsze eksperymenty z narkotykami, nawiązywanie po pijaku znajomości z Jamesem Hetfieldem, a potem ponowne nawiązywanie jej następnego dnia na kacu, budzenie się w cudzych domach i bycie wywalanym z autobusu... wszystko to jest takie szalone, a jednocześnie dla bohaterów staje się codziennością i totalnie wierzy się w to wszystko i czuje się ten klimat <3

    No i te akcje typu wbijanie Duffowi do łazienki żeby zrobić włosy, bo czemu nie :D hihi, a ten tam biedny siedzi pod tym prysznicem i nie wychodzi, bo się wstydzi XDD

    Albo Steven przerywający jakże romantyczną chwilę między Slashem i Chelle, bo musiał się odlać XDD

    Nie no, ale Kirk i Slash wygrywają wszystko <3 best ship ever XDDD haha, jak oni po pijaku nie zaczną się do siebie dobierać to ja nie wiem co XDDD kudłate wariaty <3

    Cudnie czytało się ten rozdział <3 wspomnienia Chelle są świetne :D
    Czekam na kolejny :D

    Pozdrowionka, uściski i dużo weny <3

    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOOHOO! Dziękuję! <3
      Mega się cieszę, że czuć ten klimat, bo ja go czuję ostatnio cały czas jak słucham muzyki hahaha xD
      Noo ja też bym się wkurzyła jakby mi ktoś pociął jeansy. A księżniczki z książek jakby powycinał to by już leżał dwa metry pod ziemią!

      Dzięki Tobie mam fazę na Metallicę, więc musiałam wprowadzić i trochę Kirka, bo go uwielbiam, jak pewnie wiesz XD

      Slash i Kirk odpalą jeszcze kilka dobrych akcji. No przynajmniej jedną, bo mam ją teraz w głowie od rana haha

      Mega się cieszę! AAAA! <3 krzyczę ze szczęścia!
      Pozdrawiam cieplutko
      Reverie.

      Usuń
    2. Już nie mogę doczekać się by odkryć co też wymyśliłaś dla tych dwóch szalonych kudłaczy :D z nimi to wszystko jest możliwe XD

      Usuń
    3. Właśnie wleciał u mnie nowy rozdział :D

      Usuń
  2. Hejo, tak chciałam spytać jak tam z nowym rozdziałem, bo wprost się doczekać go nie mogę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Lady Stardust!
      Nowy będzie wkrótce, miał być jeszcze w czerwcu, ale na razie coś mi nie idzie pisanie. Czekam na wenę :D

      Usuń
    2. Znam to uczucie, u mnie też coś ostatnio z pisaniem nie idzie. Mam nadzieję, że jednak przypływ weny za równo u mnie jak i u Ciebie szybko nadejdzie :)

      Usuń
  3. Hejo, wiem, że długo mnie tu nie było, ale powróciłam z nowym rozdziałem, na który serdecznie zapraszam :D
    No i nie mogę się doczekać nowego u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć