Rozdział 27. Zaczynam jeszcze raz.


     Po prawej stronie stołu leżało czarne pióro. Slash wziął je do ręki i zdecydowanym ruchem podpisał się czarnym atramentem w zaznaczonych sześciu miejscach. Każdą stronę powoli przebiegał wzrokiem, jakby dawał Chelle i sobie czas do namysłu.
     Niedługo przed zachodem słońca państwo Hudson skończyli jedno z wielu spotkań, które jeszcze ich czekały. Axl i Michelle przez chwilę stali w milczeniu przed bramą, patrząc jak Slash odjeżdża z drugiego końca ulicy.
- Lubisz watę cukrową? – zapytał Rudy, kątem oka spoglądając na zamyśloną twarz kobiety stojącej obok, jednak na tyle daleko, żeby nawet nie czuć ciepła jego ciała.
- Lubię – odpowiedziała odrobinę zdezorientowana.
- A co powiesz na mały wypad na Santa Monica Pier ze starym kumplem? – mówiąc to, objął ją delikatnie ramieniem. Chelle zastygła w miejscu, tak dawno nie czuła takiego dotyku. Poczuła się nieswojo – Przepraszam. – Rose wyczuł napięcie i od razu się odsunął. Popatrzył na zażenowaną Chelle i szybko zmienił wyraz twarzy. – Chodź, chciałbym z tobą pogadać. Potrzebuję tego – powiedział - Maksymalnie za dwie godziny będziemy z powrotem. To jak, zgadzasz się? – jego oczy były pełne nadziei. Michelle nie miała wyjścia. W głębi duszy przyznała, że dla odmiany chciałaby porozmawiać z kimś innym niż Kate, która nic nie mówiła, ale na pewno miała już dość jej ciągłego żalenia się. Wsiedli do starego bordowego Pontiaca, którym teraz wozili się państwo Rose i kilkanaście minut później wysiedli z auta w nieco oddalonym miejscu z widokiem na Santa Monica Pier. Axl ukrył włosy pod czapką z dużym daszkiem i założył okulary, tak na wszelki wypadek. Milcząc, stali w kolejce po watę cukrową.
- Dla mnie różowa – powiedział Rose, głosem niższym niż zwykle.
- Dla mnie też – odparła brunetka, starając się nie patrzeć na dwie nastolatki, sprzedające słodycze. Powoli szli w stronę auta i chwalili lekkość kultowego przysmaku.
- Żałuję, że rzuciłam dla niego wszystko – zaczęła Chelle. Po chwili kontynuowała, ku uciesze Axla. – Chciałabym nie być taka naiwna, wiesz?
- Znam to twoje „wiesz”, wiesz? – zaśmiał się Rose. – Doskonale wiem. Rozumiem jak się teraz musisz czuć. Nie rozumiem jak to robisz, że jesteś taka opanowana w jego obecności. Ja mam go ochotę rozszarpać, kiedy go widzę. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym… - Axl wziął głęboki oddech i rozluźnił zaciśnięte pięści.
- Jak ci idzie w roli podwójnego tatusia? – zapytała Chelle z lekko kpiącym uśmiechem. Nie chciała ciągle mówić o sobie.
- Spełniam się – odpowiedział, zdejmując okulary. – Mam wory pod oczami, palce poparzone przez podgrzewanie mleka, a moje ubrania i żona pachną oliwką dla dzieci, ale i tak jest zajebiście – Michelle po raz pierwszy od dawna głośno się zaśmiała.
- Nigdy nie sądziłam, że będziemy mieli taką konwersację – powiedziała, szeroko otwierając oczy.
- A myślisz, że ja to planowałem? Jeszcze parę lat temu nie byłbym zainteresowany takimi obowiązkami, ale chyba stary się robię. – Patrzyli na siebie uśmiechnięci i niemalże jednocześnie westchnęli. - Dlaczego Slash zachowywał się tak dziwnie jak wychodziliście? – zapytał Axl. Odpowiedź Michelle wprowadziła go w takie zdumienie, że przez przynajmniej minutę nie mógł wydusić z siebie słowa. Slash się zaszył? To brzmiało tak mało realistycznie! – Czyli jeśli Slash wypije alkohol to co się stanie? – zapytał Axl.
- Szybko poczuje jakby był na kacu. A jeśli wypije naprawdę dużo to może nawet dostać zawału. – Rose zamyślił się na chwilę.
- Mimo że nie mogę teraz na niego patrzeć, to jednak mój gitarzysta prowadzący! – Axl wyglądał na zdezorientowanego. Nie do końca wiedział czy się cieszyć czy płakać. Wata się skończyła, tematów do rozmowy było mnóstwo, jednak czas gonił i trzeba było wracać.
- Dawno nie gadaliśmy – rzucił Axl w przelocie, z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Czy ja wiem, pięć lat to nie tak dużo. – Brunetka uśmiechnęła się.

     Ostatni dzień, kiedy ich stopy mogły legalnie wkroczyć na teren tego konkretnego ogrodu i domu w Los Angeles, nadszedł niebywale szybko. Kupiec postanowił zostać anonimowy. Już tydzień wcześniej pojawiło się kilka pudełek z mniej cennymi rzeczami nowych właścicieli. Dom zapewne kupiła jakaś rodzina. Z większości kartonów wystawało dużo piłek, frisbee, kije hokejowe, sporo kolorowych dmuchanych kół ratunkowych. Michelle nie mogła się już doczekać aż ta sprawa zostanie zakończona. Slash natomiast przez ostatni tydzień codziennie przychodził do domu i pakował stare rzeczy do wielkich pudeł. Stał się dość sentymentalny, chociaż próbował to ukryć. Rzeczy Jima spakował na samym początku i jeszcze tego samego dnia zawiózł je do swojego wynajmowanego domu. W jego pokoju zostawił tylko meble i dywan. Nie do końca wiedział co zrobić z rzeczami Chelle, więc spakował wszystkie, nawet ich nie przeglądając. Kiedy brunetka przy następnej okazji zapytała o swoje rzeczy, przyniósł jej gotowe pudełko, za co nieco speszona grzecznie podziękowała. Większość swoich rzeczy wyrzucił, co miało go symbolicznie odciąć od przeszłości. Jego drugi dom był teraz pełen wielkich szarych paczek zaklejonych przeźroczystą taśmą klejącą i bardziej przypominał magazyn, jednak Slash miał w planach jeszcze w bieżącym tygodniu przejrzeć wszystko co zabrał i poddać dalszej selekcji.

     Michelle większość czasu spędzała teraz na układaniu sobie życia od nowa. Na drugi dzień od powrotu do Los Angeles odwiedziła sklep papierniczy, w którym kupiła najgrubszy notes w zielonej okładce i z gładkimi kartkami jaki znalazła. W ciągu kilku dni zapisała niemalże jedną trzecią stron. Axl polecił jej dobrego prawnika, który służył jej radą. Kate pomagała jej przebrnąć przez wszystkie rozwodowe dokumenty. Michelle odwdzięczała się im na wszelkie możliwe sposoby. Przez cały czas miała oko na Jima i Rogera, a popołudniami spełniała się w roli cioci, dając rodzicom małej Betty szansę na odespanie przynajmniej części nieprzespanych nocy. 
     Nasza bohaterka, mimo tak dobrej organizacji czasu, czuła pustkę, ale ta pustka napełniała ją spokojem. Jednocześnie zastanawiała się co robić dalej. Gdzie iść, od czego zacząć. Czuła w rękach chęć działania. Z każdym dniem coraz bardziej chciała wszystko poukładać. Wiesz jak to jest? Wstajesz rano i zaczynasz wszystko robić szybciej i więcej. Coś pcha cię do przodu, robisz śniadanie, bierzesz prysznic, ubierasz się i działasz, żeby tylko nie siedzieć i nie myśleć o problemach. Tak właśnie się czuła.
     Wróciła do domu państwa Rose. Jim bawił się z Rogerem jak za dawnych czasów. Tego dnia czytała chłopcom książkę przed snem, a później czekała aż obaj zasną w pokoju na górze, w którym Jim miał chwilową bazę. W końcu zgasiła światło, ostrożnie zamknęła drzwi, owinęła sweter nieco szczelniej wokół ramion i z książką „The Westing Game” w rękach zeszła na dół po drewnianych schodach.
- Chelle, zrobiłam ci herbatę - Brunetka szczerze się uśmiechnęła i podziękowała Kate.
- Jesteś dla mnie za dobra – szepnęła Chelle, kiedy obie dopijały herbatę na tarasie. Siedziały na miękkiej ogrodowej huśtawce z podkurczonymi nogami i patrzyły w dal.
- Przesadzasz, nic takiego nie robię – odparła Kate, uśmiechnąwszy się pod nosem.
- Kate, dajesz mi dach nad głową, jedzenie i darmowe wsparcie psychologiczne. Nie mam pojęcia jak mam ci się za to odwdzięczyć. – Tym razem Chelle ujęła dłoń Kate i mocno ją ścisnęła. Kiedy Kate spojrzała na Chelle zauważyła, że ta ma łzy w oczach.
- Przytul się – wyszeptała Kate. Przez dłuższą chwilę siedziały przytulone w bezruchu. Chelle w końcu pociągnęła nosem i odsunęła się odrobinę. Rękawem wytarła wilgotne oczy i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Nie chcę zakłócać wam rodzinnego życia. Już wystarczająco długo siedzimy tu z Jimem.
- Ani mnie, ani Axlowi, ani tym bardziej Rogerowi to nie przeszkadza. Naprawdę – zapewniła Kate.
- Wiem, ale… postanowiłam wynająć coś w okolicy. Tak żeby się powoli ogarnąć. Poza tym Jim na pewno chciałby mieć swój pokój, tyle go ominęło przez tę chorobę.
- Jasne. Rozumiem. Pomożemy ci się przeprowadzić.

     A co z losami Guns N’ Roses? Czy zespół jeszcze kiedykolwiek zagra razem? Takie pytania wciąż zadawali sobie fani zespołu. Ostatni koncert na żywo zagrali w 1995 roku. Cała piątka stała wtedy razem na scenie. Nie było przekleństw ani kłótni. Grali przez prawie trzy godziny, bo tak strasznie chcieli odwlec ten znaczący dla muzyki moment. Steven szedł wtedy na odwyk. Wszyscy obiecali sobie, że wrócą, ale czy naprawdę była na to jeszcze nadzieja? Grali razem przez 10 lat i byli nierozłączni, ale czy dzisiaj także nazwaliby się rodziną?
    Steven Adler pracował nad sobą bezustannie od 1995 roku. W ośrodku leczenia narkomanii przebywał dokładnie 13 miesięcy. Miewał lepsze i gorsze chwile, ale zawsze wspierała go Katrin. Odwiedzała Adlera, kiedy tylko było to możliwe. Leczenie jej bezpłodności było trudne, jednak po kosztownej terapii pojawiła się nadzieja. Kiedy Steven wrócił do domu, zaczęli myśleć o dziecku i o powrocie do Gunsów. Tylko że nie było już żadnych Gunsów. Slash był w rozsypce i zapytany o zespół, od razu milknął. Axl tworzył do szuflady. Duff i Izzy zajęci byli wychowywaniem dzieci i wydawaniem zarobionych pieniędzy. Kiedy Adler zadzwonił do Axla ten niezmiernie się ucieszył. Spotkali się w studio i wymienili się pomysłami na piosenki, jednak reszta zespołu nie była zbyt zainteresowana współpracą.
- Nie mamy gitarzysty, Axl – mówili.
- Nie zagramy bez Slasha.
     Rose zaczął rozglądać się za nowym gitarzystą, a Steven przygotowywał się do ojcostwa. Był dobrym mężczyzną. Robił wszystko, żeby tylko mały Ryan mógł spokojnie kształtować się w brzuszku Katrin. Steven zaczął nawet uczyć dzieci sąsiadów gry na perkusji. Chwilami zastanawiał się czy nie otworzyć szkoły muzycznej. W dzień sprzedaży domu Hudsonów do Axla odezwał się stary znajomy, gitarzysta Paul Huge. Rose bił się z myślami. Nie wiedział czy zaproponować chłopakom z zespołu tymczasowe zastąpienie Slasha Paulem. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie zapytać o to samego Slasha. Następnego dnia Rose pojechał do domu Kudłatego, adres podała mu Chelle. Slash przeglądał właśnie karton z numerem 42, kiedy pod jego domem zaparkował znajomo wyglądający Pontiac. Po chwili do drzwi zapukał sam Axl Rose.
- Cześć – powiedział Axl i zmierzył Hudsona wzrokiem.
- Cześć – odpowiedział Slash.
- Mogę wejść? – Slash przesunął się, milcząc.
- Jak dzieciaki? – spytał Slash.
- Dobrze, Kate spisała się przy porodzie – odpowiedział Rose. W jego głosie słychać było zaskoczenie.
Patrzyli na siebie badawczo, aż w końcu Slash podszedł do skórzanego fotela i zestawił stojące na nim pudełko. Sam usiadł w miejscu, gdzie siedział już wcześniej. Axl zdjął swoją ramoneskę i również usiadł.
- Co cię tu sprowadza? – spytał Slash.
- Guns n’ Roses – odpowiedział Rose i wtedy spotkali się wzrokiem.
- Chcesz mnie wyrzucić z zespołu? – zapytał gitarzysta.
- Co? – spytał Axl.
- Inaczej byś tu nie przyszedł.
Zapanowała chwila milczenia, w której oboje mierzyli się wzrokiem.
- Czy chcesz wrócić do Gunsów? – zapytał Axl.
- Teraz? Mam w sobie pierdoloną truciznę i dość sporo problemów do rozwiązania – odparł Slash.
- Wiem, że to nie najlepszy moment, ale chłopaki powoli myślą o powrocie – dodał Axl.
- Nie napisałem żadnej piosenki, nie mam żadnego zajebistego solo ani czasu na myślenie o muzyce. Rozwodzę się z żoną, sprzedałem dom i… – Slash nie dokończył myśli. Brzmiał ostro, chociaż wcale nie chciał tak brzmieć. Nie sposób jednak było przyznać się głośno do tego, o czym już od dawna myślał. – Nie wiem. Chyba straciłem pieprzoną wenę. – Axl zmarszczył czoło i przyglądał się gitarzyście.
- Przyszedłem tutaj, żeby cię o coś zapytać – ciągnął dalej Axl. Slash poczuł niepokój. Kiedy dowiedział się, że Axl wcale nie chciał zaciągnąć go do studia, lecz przedstawić nowy plan i wizerunek zespołu, poczuł jak żołądek mu się ściska. Guns n’ Roses było jego zespołem. Jakiś Paul Huge miał go rzekomo tylko tymczasowo zastąpić. Poczuł się zdradzony.
- To po to przyszedłeś? Czekałeś aż ci powiem, że nie będę grał. A teraz co? Mam się zgodzić na wyrzucenie mnie z Gunsów?
- Nie, Slash, to nie tak! – Axl zerwał się na równe nogi.
- A jak? – Slash podniósł głos. – Tak się nie robi w zespole, Axl – powiedział Slash, wyciągając palec w geście groźby i jednocześnie próbując opanować emocje.
- A robi się tak własnej żonie? – Rose poczuł ból z lewej strony twarzy. Slash rzucił się na niego z pięściami. Zaczęli się szarpać i w końcu Rose odpłacił się tym samym.
- Wypierdalaj – warknął Slash, szybciej oddychając. Po chwili usłyszał tylko głośne trzaśnięcie drzwiami i pisk opon Pontiaca, którym Axl odjeżdżał spod jego domu.
- Skurwiel – wymamrotał Slash, uderzając pięścią w blat w kuchni.
            Axl w ciągu kilku godzin ściągnął wszystkich do studia. Na miejscu pojawili się Duff, Izzy, Steven i Paul. Po krótkim i niezręcznym wstępie Axla, zapanowała cisza. Nikt nie wiedział co robić. Iść do domu? Zagrać chociaż jeden kawałek? Zapytać o zdrowie żony i teściów kolegi? Rzucić gitarę w kąt i zażądać Slasha? Strajkować?
- Paul, dziękujemy, że przyszedłeś, ale czy mógłbyś teraz wyjść? – powiedział Izzy, zdjąwszy swoje okulary przeciwsłoneczne. Axl nie zaprotestował. Huge stał przez chwilę zdezorientowany, aż w końcu uścisnął dłoń Axla i wyszedł, pozostawiając za sobą silny zapach fajek i wody kolońskiej.
- Rose, pojebało cię? – zapytał Stradlin, głosem tak spokojnym jak zawsze.
- Wiem, że to trochę co innego niż ten… niż Slash, ale jeśli chcemy razem grać to nie widzę powodu, żeby uniemożliwiał nam to jeden członek zespołu – odpowiedział Rose w obronnym tonie.
- Ale tak się, kurwa mać, nie robi… - rzucił Steven, patrząc w podłogę i mocno ściskając pałeczki perkusyjne w pięściach.
- Paul może chwilowo zastąpić Slasha! Nie jedziemy z nim w trasę, nie nagrywamy z nim płyty, nie musimy nawet nikomu o tym mówić! Możemy po prostu zobaczyć czy jeszcze potrafimy razem grać! – Axl niemalże krzyczał.
- Axl, syn Slasha dopiero się wyleczył, Michelle mówiła, że są w trakcie rozwodu, jak do chuja pana on ma teraz przyjść i robić jam session? To nie jest fair – odezwał się Duff.
- A czy było okej, kiedy on się na nas wypiął i grał z Kennedy’m? Wtedy mówiliście co innego. Izz, nigdy nie słyszałem, żebyś wypowiedział więcej przekleństw w jednym zdaniu, kiedy dowiedziałeś się, że Slash gra z Lemmy’m. – Wszyscy spojrzeli po sobie i spuścili wzrok. Wiedzieli, że Rose miał rację.
- Slash wie? – zapytał Duff.
- Aż za dobrze. – Rose poczuł przypływ gniewu na samo wspomnienie przedpołudnia.
- Ustalmy zasady – zaczął Stradlin – Huge gra część Slasha, ale robimy wszystko, żeby nie czuł się zbyt mile widziany. Duff ma rację, Slash potrzebuje czasu, ale jestem pewien, że wróci. Poza tym trzeba wymyślić jakąś bajkę dla gazet. Te szmatławce na pewno coś w końcu zwęszą.
- Może powiemy prawdę? – powiedział Steven. – Powiemy, że chwilowo Slasha zastępuje Huge, bo ma sprawy rodzinne do załatwienia?
- O to trzeba zapytać Slasha, – powiedział Rose. – Ale ja z nim nie gadam. Duff, Steven i Izzy spojrzeli na siebie. Axl opowiedział kolegom z zespołu o całym zajściu. Poczuł się lepiej, gdy zgodnie przyznali, że dobrze zrobił, najpierw pytając o jego zdanie.
      Chłopcy siedzieli razem i dyskutowali. Co jakiś czas ktoś się zaśmiał, innym razem słychać było krzyk. Nikt nie chciał tego przyznać, ale to małe zebranie przypominało atmosferę dawnych lat.

     Czy Slash załamał się po wizycie Axla? Ani trochę. Miał w sobie teraz tyle energii, że nie wiedział co z nią robić. Z jednej strony, chciał udowodnić, że wciąż jest świetnym gitarzystą i potrafi stworzyć taką muzykę, o jakiej stworzeniu Rose może pomarzyć. Z drugiej strony, wciąż nie mógł się zebrać w sobie i skutecznie zniechęcał się do wzięcia gitary do ręki. Potrzebował bodźca.
     Usłyszał telefon. Pewnie to Duff po raz kolejny będzie się nagrywał na sekretarkę. Nie chciał z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć. Wyjątek zrobiły tylko dla Jima. Czyścił właśnie swoje ulubione Conversy, kiedy głos w telefonie sprawił, że zerwał się na równe nogi.
- Cześć Slash, tu Bill Bottrell, poznaliśmy się kiedyś na imprezie, chociaż tego możesz nie pamiętać. – Dzwonił sam producent Michaela Jacksona! – Michael ma dla ciebie pewną propozycję. Oddzwoń jak będziesz miał chwilę czasu. - Slash nie mógł się poruszyć. W głowie zrodziło mu się tysiąc różnych myśli. Czy to nie najlepszy moment w jakim mógł zadzwonić? Hudson wziął kilka głębokich oddechów i zebrał się w sobie. Poszedł do pokoju na górze, zerknął na przykurzony czarny skórzany futerał ze złotym napisem Gibson. Jakiś czas później Hudson wrócił do salonu, spokojnym krokiem podszedł do telefonu, chwycił za słuchawkę, odsłuchał wiadomość jeszcze raz, zapisał numer i delikatnie się uśmiechnął, gdy usłyszał energiczny głos Billa.
- Halo?
- Cześć. Tu Slash, pamiętam tę imprezę.

Komentarze

  1. Siema! Szalejesz, Reverie!
    To cieszy i oby tak dalej. Zarąbiście czytało mi się ten fragment, gdzie (prawie) wszyscy Gunsi się spotkali. Tak dawno nic tu nie mówili! Izzy jest taki och! Moja ulubiona oaza spokoju!
    Wata cukrowa z Axlem! Ale ja jej zazdroszczę! Ma też super przyjaciółkę, Kate, bez której coś tak czuję, że nie byłaby taka silna.
    Sprzedaż domu to musiał być cios dla Slasha. Ale może co go nie zabije to go wzmocni i wktótce zobaczymy i jego przemianę.
    O boże! Oni się prawie pobili! Trochę nie rozumiem jak Slash i Axl zdołali się opanować, byłam przekonana, że to się skończy w szpitalu!
    Fajnie, że użyłaś człowieka imieniem Paul Huge! Fajne puszczenie oczka do największych fanów :D
    No i ta bomba z MJ! REVERIE, ja chcę więcej!
    Kocham,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pięknie dziękuję za ten komentarz. Cieszę się, że dobrze Ci się czytało. Przyznaję, że miałam niemałą frajdę wymyślając jak sobie chłopcy tak razem siadają i rozmawiają :D
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję <3

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że niezmiernie się cieszę, że to nie jest ostatni rozdział, bo brakowałoby mi tego opowiadania. Od razu nasuwa mi się pytanie: kiedy ciąg dalszy? Nie chcę Cię pospieszać ani nic, ale trochę czasu już minęło od wstawienia tego rozdziału, no a opowiadanie jest tak cudne, że szkoda by było nie dociągnąć go do końca.

    A co do samego rozdziału to chyba zostanie moim ulubionym. Podobała mi się w nim każda dosłownie każda scena <3
    Chelle i Axl jedzący watę cukrową- no po prostu cudo!
    No Gunsi się reaktywują ❤❤❤❤❤
    Szkoda, że bez Slasha, no ale i tak super! Poza tym Slash ma widać plany na współpracę z Jacksonem <3 to będzie czysta wspaniałość!

    Rozdział przewspaniały! CHCĘ WIĘCEJ!

    Gorąco pozdrawiam i życzę weny :*

    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mnie cieszy i uderza sentyment kiedy widzę te blogi i to jeszcze aktywne W TYM ROKU. Cieszę się. Keep on going. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć