Rozdział 23. Niedługo poczujesz się lepiej


Ta pustynna droga
Którą nazywamy domem
To nasze przeznaczenie
Będziemy gonić zachodzące słońce
Kiedy przewyższymy
Życie w katuszach
Boże, jak my cierpimy by być wolnymi
Alter Bridge - Brand New Start


        Serce dygotało w jej piersi. Wraz z otwarciem drzwi w domu powstał przeciąg, który na jej oczach zdmuchnął kilka gazet z wysokiej komody. Po skórze przebiegł mroźny dreszcz, który nie opuszczał jej ciała przez kolejne chwile. Bacznie przyglądała się ciemności. Bała się swoich strasznych myśli, które pozorowały nagłe wyskoczenie psychopaty zza filara lub strzał prosto w głowę od bandyty ukrytego za zasłoną. Lecz nic takiego się nie stało. Zaczynała się uspokajać. Marszczyła niewyraźnie brwi, próbując sobie przypomnieć czy zamknęła te głupie drzwi, czy nie. Zacisnęła pięści i szybko przemknęła do kuchni. Chwyciła w dłoń największy nóż z szuflady, tak na wszelki wypadek. Sprawdziła pokoje i łazienkę na dole. W każdym pomieszczeniu świeciła światło. Bała się jak małe dziecko zejścia nocą do piwnicy, jednak zdołała i wejść na górne piętro. Najpierw zajrzała do drugiej łazienki, później do sypialni, na koniec zostawiając sobie pokój Jimi'ego. Nie miała odwagi pościelić łóżka odkąd mały wylądował w szpitalu. Podeszła do okna i otwarłszy je, wychyliła się maksymalnie, zerkając na ogród. Wrzasnęła. Wydało jej się, że ktoś przeszedł tuż za plecami, więc szybko się cofnęła, mierząc nożem w ciemność i głośno dysząc. Nikogo tu nie ma, powtórzyła sobie w myślach. Gdy tylko dotknęła niebieskiego prześcieradła, zaszlochała z niewiarygodnym cierpieniem wypisanym na twarzy. Runęła na niewielkie łóżko, zalewając się łzami.
        Silny wiatr smagał jej twarz, porzucając długie, brązowe włosy w nieproszonych miejscach. Oddychała spokojnie, wsłuchując się w narastający szum. Czuła dawno poszukiwaną błogość i pragnęła pozostać w tym stanie jak najdłużej. Nagle potężny grzmot uderzył z wielką siłą. Natychmiast otworzyła oczy i poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Z paniki chciała krzyknąć, jednak nie mogła wydusić z siebie żadnego dźwięku. Patrzyła na oszalałe morze ze źrenicami wielkości monet. Z przerażenia jej ciało stało się bezwładne. Nie miała pojęcia jak znalazła się w morzu, ani jak daleko był brzeg. Nie mogła odwrócić głowy. Po kilku chwilach morze zaczęło uspokajać się wraz z brunetką. Nieco rozluźniona zmrużyła oczy, aż nagle w szoku rozchyliła usta. Ciemna postać stała kilkanaście metrów dalej, lecz dobrze wiedziała kim była zjawa.
- Tata? – jedynie poruszyła wargami, lecz to wystarczyło by zjawa zwróciła się w jej kierunku. Mężczyzna stanął naprzeciwko niej. Znacznie oddalony patrzył prosto w jej oczy, co czuła silniej niż kiedykolwiek. Niemal do bólu rozrywał jej głowę tłoczącymi się myślami. W najmniej odpowiednim momencie uśmiechnęła się na widok jego twarzy. Chciała przedostać się choć trochę do przodu, lecz wydawało się, że musiałaby opuścić swoje ciało, a tego nie potrafiła. Nagle mężczyzna zaczął się oddalać. Fale zalewały jego ciało, zmoczyły włosy i całe ubranie, a on zdołał tylko wyciągnąć rękę w jej kierunku. Poczuła zimno morskiej wody i natychmiast odwróciła się w tył. Nikogo nie zobaczyła. Gdy jej wzrok powrócił do poprzedniego położenia, obraz ojca zniknął bezpowrotnie. Nagle szum fal przeistoczył się w dudnienie grzmotu. Krzyczała bezdźwięcznie, próbując uciec porywającym ją falom. Zupełnie przypadkiem zerknęła w stronę bladej plaży, która niemalże zlewała się w jedność z przedburzowym niebem. Mulat jej szukał. Wchodził coraz głębiej, a jego rozerwaną koszulę chciało pochłonąć rozszalałe morze. Nie miał siły, lecz był pewien, że ona wciąż gdzie tam jest, że może ją uratować i że zaraz tego dokona. I ona doskonale o tym widziała, a gdy już chciała dać mu znak, zrodziła się jedna, niepokorna myśl. Czy chciała by ją ocalił?
        Wielki grzmot wyrwał ją z burzliwego snu. Otworzyła oczy i zerwała się z łóżka, gdy tylko usłyszała hałas za drzwiami pokoju. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to tylko telefon. Upuściła nóż, który odruchowo ścisnęła zaraz po przebudzeniu i podniosła słuchawkę.
- Obudziłem cię?
Zawsze dzwonisz w najmniej odpowiednich momentach, pomyślała, wycierając pot z czoła.
- Nie. Burza była pierwsza – rzekła z małym przekąsem, lecz od dłuższego czasu nie potrafiła już z nikim normalnie rozmawiać.
- Co się dzieje?
Naprawdę dobre pytanie, panie Rose, pomyślała znów, jednak nie to chciała mu powiedzieć.
- Ja…chyba wariuję.
        Kolejne próby wyłudzenia informacji na temat czegokolwiek okazały się zbędne. Brunetka nie miała zamiaru otwierać się nawet przed najlepszymi przyjaciółmi. Jej myśli krążyły wtedy tylko wokół snu, którego interpretacji już zdążyła stworzyć przynajmniej 8.
        Dwa tygodnie musiały minąć, by uspokoiła swoje przeczucie o zbliżającym się niepowodzeniu. Dni przemijały w zaskakującym tempie. I ten dobiegał końca.
        Szybko przyszedł wieczór i musieli pożegnać się z Jimem. Odbębniwszy rytuał z ojcem, uściskał mamę i dał jej całusa w sam środek ust, co trochę zaskoczyło kobietę.
- Dobranoc... - wyszeptała. Gdy zamykała drzwi, na plecach czuła dotyk klatki piersiowej Saula. Błyskawicznie zalała ją fala gorąca, więc rychło wycofała się spod jego ramion. Gdyby nie wyglądało to niecodziennie, pewnie biegłaby, byle tylko wyprzedzić go na tyle, aby nie musieć czuć jego oddechu za plecami.
- Wrócę taksówką.
Spuściła wzrok, gdy otwierał drzwi od strony kierowcy.
- Mogę cię podwieźć, to żaden...
- Ogłuchłeś, do cholery?!
Wyrzuciła ręce w powietrze i po chwili mocno zmarszczyła czoło.
- Zrobiłem coś nie tak?
Zbliżył się o krok, będąc jednocześnie wstrząśniętym, zaskoczonym i zmieszanym.
- Wszystko robisz, kurwa, nie tak! - wrzasnęła. Zaczęła łapać powietrze, jakby zaraz miało zniknąć. - Nie chcę tu więcej przychodzić! Nie chcę patrzeć na twoją zapuszczoną gębę i... - rozpłakała się. Szeptała niezrozumiale, a on powoli, lecz zdecydowanie objął ją ramionami.
- Uspokój się - wyszeptał, tym razem nie mając zamiaru zbyt szybko jej puścić. Rozkleiła się na dobre i nawet objęła go w pasie rękami. Mocno przyciskała głowę do jego klatki piersiowej. Wyraźnie czuła jak szybko bije jego serce. W końcu podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
- Powiedz, że to się kiedyś skończy.
Wodził wzrokiem po jej twarzy, poszukując odpowiedzi. Od dawna nie miał okazji przyjrzeć jej się z tak bliska. Próbował zapamiętać wszystko. Tak na zapas. Każdą zmarszczkę, rzęsę i żyłkę na oku lustrował kilka razy.
- Wszystko będzie dobrze - dopiero po tych słowach ciężko westchnęła i ostrożnie, jakby z zawstydzeniem, przeniosła wzrok na budynek za plecami mężczyzny. W ich głowach rozbrzmiewał pusty huk wielkiego miasta. Stukot butów, szum rozmów, klaksony aut, syreny służb ratowniczych ani wszystko inne nie zdołały powstrzymać ich przed przywołaniem wspomnień.
- Pójdę już - brunetka nagle obróciła się i ruszyła przed siebie. Nie zareagował. Choć miał zamiar ją zatrzymać, nie zrobił tego. Po prostu stał i patrzył jak odchodzi, nie oglądając się ani razu. Zatrzymała taksówkę i odjechała, bezustannie czując na sobie jego spojrzenie. Jednak wtedy było jej zbyt głupio, by nawet przypadkiem zerknąć w tamtym kierunku.
Wróciła do domu i weszła pod prysznic. Tej nocy nie zadzwoniła do Mulata, przez kilka godzin oczekującego tej jednej, intymnej rozmowy, gdzie nikt inny nie miał wstępu.
Czuła się jak ostatnia idiotka. Miała serdecznie dość swojego rozkapryszonego i zranionego ego. Myślała, że będzie inaczej. I po raz kolejny się zawiodła.
        Przyszedł kolejny ranek. Deszczowy, idealny by zepsuć humor wszystkim naokoło.
- Wiesz o czym marzyłam jak byłam małą dziewczynką? – spytała nagle, przerywając trwającą od wyjazdu spod domu ciszę. Na jej twarzy widniał bolesny uśmiech, lecz z drugiej strony cieszyła się, że w końcu skupi się na innym wspomnieniu.
- Chciałam mieć wielki dom, psa, dużo małych dzieci i piękną zastawę na herbatę – zaśmiała się przez łzy, przez co i on nie pohamował się od uśmiechu – i miałam wielki dom, ładną zastawę na herbatę i dziecko, tylko jakoś zaraz potem wszystko się…rozjebało – znów się zaśmiała, lecz tym razem śmiech był dużo bardziej wymuszony. Nie przypuszczał, że tak bardzo zaboli go te kilka słów. To on był przecież winny i to on zniszczył marzenia małej dziewczynki.

        Chcę zobaczyć te światełka! Proszę, proszę, proszę, proszę! - maleńkie dłonie złożone jak do modlitwy rozczulały ich oboje. - Nie dostałem od was prezentu na urodziny!
Wyraz twarzy malca był pełen żalu. Zza błyszczących oczek biła nieposkromiona radość. W końcu znalazł to czego szukał. Dobry powód. Małe dłonie wróciły do ściskania katalogu z najpiękniejszymi miejscami w Los Angeles. Nie mógł oderwać oczu od pięknego widoku obok Hollywood Sign.
- Jim... przecież...
- ... od was obojga. Jeden prezent. Nie chcę tych głupich miśków i samochodów, wolę nie wychodzić ze szpitala, bo wtedy jesteście razem.
Popatrzyli po sobie. Ona z niepokojem, on z nieukrywaną radością. Wiedział jednak, że nie może postawić jej pod ścianą. Musiał wybronić ich tak, by nie kłamać, a jedynie lekko minąć się z prawdą. To nie to samo co kłamstwo, prawda?
- Jesteśmy tu razem, Jim - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
- Zaraz wrócę. Za cholerną minutę!
Uśmiechnął się, próbując opanować nagłą falę entuzjazmu.
Popatrzyli sobie w oczy. Oboje marszczyli brwi w zaskoczeniu.
- Czy tatuś zwariował?
Michelle całkiem poważnie potraktowała słowa małego. Wzruszyła ramionami w kompletnej bezradności.
        Trzaśnięcie drzwiami goniło go jak oszalałe, lecz zdążył już dobiec do Lori. Postawna, ruda kobieta zmierzyła go beznamiętnym wzrokiem i wróciła do przeglądanej gazety.
- Siostro, mam prośbę... a właściwie błaganie...
- ... bezustannie słucham, panie Hudson - mruknęła, poprawiając różowe oprawki okularów na nosie.
- Jimi, spod czternastki, dzisiaj musi wyjść ze szpitala.
- Słucham?
- Błagam - teraz to on składał ręce jak do modlitwy - tylko ten jeden raz. Potrzebuję trzech godzin. Nawet dwie wystarczą! Błagam!
- To surowo zabronione. Nie możemy wypuścić pacjenta w takim stanie.
Najwyraźniej nie wzbudził jej zainteresowania, bo nie popatrzyła na niego znad różowych okularów.
- Ma pani dzieci?
- A co to ma do...
- Ma pani? - spytał głośniej, podchodząc do stołka, na którym siedziała kobieta.
- Mam...
- Nie zrobiłaby pani dla nich wszystkiego, gdyby trafiły tutaj?
Miał łzy w oczach. Głęboko wierzył, że rodzic musi zrozumieć rodzica.
- Panie Hudson... - zaczęła, a on już szykował się na kolejną falę przekonujących argumentów - Regulamin zabrania takich... przedsięwzięć, ale... - na jeden moment wstrzymał oddech - za 5 minut pójdę na dół po kawę i nie będę pilnować Jimi'ego. Proszę w tym czasie nie narozrabiać.
Szczerze się uśmiechnął i w podskokach radości wpadł na pielęgniarza, który właśnie wychodził z sali nr 2.
- Przepraszam! - uśmiechnął się szerzej i wrócił do Jima.
- Ubieraj się, Jim.
Podszedł do małej szafki i wyciągnął z niej białą koszulkę z The Rolling Stones oraz jeansowe spodnie.
- Saul, co... - automatycznie zerknął na Michelle. Wydawała się tak oszołomiona, jakby co najmniej jeszcze raz się jej oświadczył.
- Jedziemy na wycieczkę.
Szeroko się uśmiechnął i przygotował buty dla małego.
- Jak...
- Nic nie mów. Nie mamy czasu. - Cmoknął kobietę w czoło i wyjrzał na korytarz. Lori nie było w pobliżu. - Ubierzesz się w aucie - podniósł Jima, który właśnie próbował zapiąć spodnie do końca i szybkim krokiem podszedł do drzwi - i zabierz kurtki, Chelle - dodał, wychodząc.
        Naprawdę to zrobili. Dla tego jednego uśmiechu porwali dziecko ze szpitala i śmiali się przez całą drogę z własnej głupoty. Wszyscy oni nabrali nadziei, szczerej nadziei. Mijali kolejne skrzyżowania, nie mogąc uwierzyć w swoje szaleństwo. Nawet ich zielony Challenger mknął zwężającymi się drogami jakoś radośniej. Znaleźli się poza zgiełkiem codzienności. Zmierzch zapadał szybciej niż kiedykolwiek, ale oni nie zwracali dużej uwagi na presję czasu.
- Jak pięknie! - oczy małego błyszczały zdrowo. Brunetka ciężko przełknęła i zerknęła w stronę Mulata. Siedzieli na masce samochodu, nie zwracając uwagi na to, że pobrudzą sobie ubrania.
- Dziękuję - wyszeptała, sprawiając, że Saul zminimalizował odległość pomiędzy nimi do minimum. Odpowiedział jej szczerym uśmiechem i zerknął na syna.
- Będę mieszkał na tym wzgórzu! - zawiadomił ich radośnie i oparł głowę o ramię kobiety. Mulat ostrożnie objął brunetkę, widząc jak po jej policzkach spływają łzy.

***
Wiem, że długo mi to zajęło, nie ma szału, nie ma reszty Gunsów, nie ma ślubu Grimsa, ani niczego innego niż tragedia Jima, jednak ten rozdział po prostu musi tu być. Z góry przepraszam za wszelkie rozczarowania.

Komentarze

  1. Znowu szok.
    Szok. Szok. Szok. Szok.
    Rzucam dla Ciebie urlop, Reverie, przeczytam i skomentuję.
    Ale komentarz dopiero jutro. ;____;
    Kocham Cię. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piekielnie się cieszę i nie mogę doczekać większej opinii! ♥
      Pozdrawiam, kocham, ściskam!

      Usuń
  2. To jest takie... No poryczałam się. Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem. Bardzo mi się to podoba. Niech na tej cholernej wycieczce się wszystko naprawi. Niech Michelle wybaczy Slashowi i znów będą kochającą się i szczęśliwą rodzinką mimo przeciwności losu. I Jimi wyzdrowieje i Gunsi wrócą do oryginalnego składu i będzie wszystko dobrze! Taak, marzenia. Pewnie wszystko jeszcze bardziej pokomplikujesz! Przy okazji mam do Ciebie prośbę. Mogłabyś wejść na mojego bloga i powiedzieć co o tym wszystkim sądzisz? Z góry dzięki. Duuużo weny i dodaj niedługo rozdział :3 Papa ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pięknie dziękuję, Lily!
      Muszę przyznać, że sama bardzo emocjonalnie podchodzę do pisania każdego kolejnego rozdziału u gdy tylko zaczynam tworzyć kolejne scenki, bardzo często zaczynam płakać.
      Wejdę na Twojego bloga! Obiecuję! Muszę się jednak ogarnąć, zarówno w szkole jak i w internetach.

      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję! :)

      Usuń
  3. Przepiękny rozdział. Tak mi szkoda tego Jim'a... Takie biedactwo. Mam nadzieję, że wyzdrowieje, chociaż nie wiem czy białaczka jest uleczalna. Dużo weny życzę!
    P.S Nigdy nie mów, że rozdział jest nudny! To jeden z moich ulubionych :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana Scarllet!
      Białaczka jest uleczalna, ale nie zawsze się udaje.
      Kłaniam się do podłogi i mam nadzieję, że kolejnych rozdziałów również nie uznasz za nudne.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Jestem!
    Serio to był tylko przeciąg? Seeeeeeeeeeeeeeeeeeerio? Ale ten sen był straszny, ło jej.
    Rose przynajmniej dzwoni. Good :D Panie Rose masz plusika.
    Oj tam, no. Mówiłam Ci to już Reverie. Czemu.Michelle.Ciągle.Ryczy. Wzięłaby się w garść, przecież potrafi, do cholery!
    Czyli Jimi wychodzi ze szpitala? Czy nie?
    Hahahhaha, rozmowa ze złą Lori. xDD LOOOOOORI! Hahaha. No to jedziemy.
    A TERAZ PORA JĘCZENIA:
    -Where's Izzy? (już wcześniej mówiłam, że bedę Cię o niego męczyć)
    -Where's Grims and his wedding? xD
    Czekam na kolejny.
    PS. Jak Ci idzie czytanie u mnie? Właśnie zaczęłam nowe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, plan odnośnie tej pierwszej scenki był zupełnie inny, ale ktoś w komentarzach tak pięknie opisał moje plany, że musiałam na szybko zaimprowizować i padło na przeciąg. :D
      Michelle weźmie się w garść. Ale chyba jeszcze nie teraz.
      Jimi nie wychodzi ze szpitala! Nie! Slash go tylko porwał na 2h. Wszystko powinno się wyjaśnić w następnym, tak w ogóle. Co ja tu będę gadać.
      Z Izzy'm i Grimsem to nie jest taka prosta sprawa, bo na razie ich życie nie łączy się z życiem Hudsonów. Ya know. Komplikacje.
      Czytam! Mam nawet specjalny plik, w którym kolekcjonuję myśli po przeczytaniu rozdziału. Dostaniesz go! Zobaczysz!
      Pozdrawiam cieplutko! :)

      Usuń
    2. Tak, tak, to ja opisałam Twoje plany xD
      To dobrze. Lepiej późno niż wcale.
      Znaczy, z Jimim chodziło mi o to, że on mówił, że nie chce wychodzić ze szpitala, jeśli rodzice mają się rozstać.Wywnioskowalam, że chyba wychodzi, ale nie wiadomo kiedy. Mój bląd.
      To czekam na kolejny.
      Ooooooo, to cieszę się!
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
    3. A właśnie! To Ty! Postanowiłam zaskoczyć :D
      Faktycznie tak to zabrzmiało, jak przeczytałam to teraz. Mój błąd! Naprawię go!
      Tylko z tym zajebiaszczym komentarzem to wiesz, że może potrwać, nie? xD Z natury jestem strasznie powolna w takich kwestiach.

      Usuń
  5. Haha, w końcu mam się do czego przyczepić! :D
    A tak najpierw to się przyznam, że ryczę. Tak to opisałaś, że nie mogłam się nie wzruszyć, kiedy Jimmy opowiadał o tym wyjeździe razem... No i mi nieźle w głowie namieszałaś, bo znowu mam nadzieję, że Chelle wybaczy Slashowi, który tego naprawdę żałuje. Reverie, no zlituj się kurwa... xD
    Słowem, rozdział zajebisty, ale...
    ... ale tłumaczenie piosenki do dupy, ściągnięte z tekstowo (specjalnie sprawdzałam! xD). Proszę, popraw to, bo strzelę focha xD trafiłaś akurat na jedną z moich ulubionych piosenek, nie odpuszczę Ci tego! Zobaczysz, będę spamować do skutku :P haha i pisz dalej, weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie słowa to dla mnie zaszczyt. Bardzo mi miło, że najwidoczniej udało mi się przekazać emocje. To w końcu jeden z ważniejszych punktów w pisaniu rozdziału. Muszę trochę pomieszać, no!
      Haha, no dobra, masz mnie! Przepraszam, że zraniłam Cię tym nie do końca dobrym tłumaczeniem. Nawet nie zwróciłam uwagi. Jak zwykle. Ale już poprawiłam, choć jest pewnie gorzej, bo sama się za to wzięłam. Jeśli ta wersja również jest beznadziejna, to wrzuć mi tu tą dobrą, jeśli możesz. :D
      Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz, za opinię jak i za upomnienie ;)

      Usuń
  6. Dobrze, że jesteś :) To tak na wstępie. Chciałam Ci powiedzieć, że ostatnio...czyli podczas przerwy świątecznej postanowiłam przeczytać całe opowiadanie od nowa. Wiesz jak miło to się czytało? Jak to ogarnęłam od samego początku do końca, widzę jakie to opowiadanie jest genialne. A poświęciłam na to dwie noce, ale było warto haha.
    A teraz do samego rozdziału. Uważam, że jest on tutaj bardzo potrzebny, bardzo i dobrze, że taki właśnie się pojawił. Daję mi trochę nadziei, że będzie trochę lepiej między Hudsonami. Taki promyczek, ale jeśli to mi to odwrócisz, a to miało być tylko przyćmienie uwagi to nie ręczę za siebie, haha.
    Tak bardzo mi go szkoda. Ten maluch nie zasłużył na to...Liczę na to, że niedługo będzie lepiej. Musi być!
    Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na nowy, bo chyba zwariuję...Za bardzo lubię twojego bloga...lubię- UWIELBIAM!
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię tu gościć, droga Haniu!
      Naprawdę zazdroszczę uporu. Też miałam zamiar to przeczytać i poprawić, ale wymiękłam przy 25 rozdziale. Bardzo się cieszę, że Ci się udało!
      'Daje mi trochę nadziei' - to mogłoby być w sumie podsumowanie, tak dobrze oddaje to, co chciałam przekazać. Bez nadziei to nie miałoby sensu. Dziękuję!
      Trzymajmy kciuki za Jima.
      Nie chcę straszyć, ale może zdarzyć się nawet tak, że kolejny rozdział dopiero w lutym. No chyba, że zdarzy się cud.
      Pozdrawiam, dziękuję i mocno ściskam! ♥

      Usuń
    2. Ja wierzę w cuda, także mam nadzieję, że pojawi się szybciej :) / Hania

      Usuń
  7. Zacznę tak absolutnie nijak, powinnam o tym napisać na końcu, ale obawiam się, że jak zacznę się wgłębiać w sam swój komentarz i analizować w nim to, co się stało w dwudziestym trzecim - zapomnę i będę Ci niepotrzebnie spamować osobno. Chodzi o to, że zostawiasz mi informacje na tacy-pozostaniecie, a że wiszący tam od października czy listopada, pal licho, rozdział jest zarazem i epilogiem, końcem, ja nie wchodzę już na tamtego bloga. Tam się nic nie dzieje. Funkcjonuję już tylko na fire-burnin-slow. W zasadzie ja nie potrzebuje informacji, gdyż bywam u Ciebie, tak przelotnie, średnio dwa razy w tygodniu, jak wszędzie, haha. Patroluję tak, nie przepadam za informacjami, staram się ich unikać. Cóż, chciałam Ci tylko powiedzieć, że możesz być i bez nich spokojna: ja na pewno się do Ciebie dotoczę, prędzej czy później!

    I teraz z czystym sumieniem mogę przejść dalej.
    Zanim zabrałam się za sam rozdział, przeczytałam wszelkie autorskie dopiski, jak to leży w moim zwyczaju. Padło sformułowanie ''tragedia Jima'', co mnie trochę przeraziło. Podczas gdy wcale źle nie było, albo ja nieczuła jestem, a to jest absolutnie niemożliwe. Powyższy rozdział był jednym z nielicznych ostatnio u Ciebie, przy których uśmiechnęłam się ze szczęścia, już nie z żalu, chorej litości. O nie. Chociaż do tego też jeszcze dojdę, nie mogę się coś pozbierać. Panikuję, może dlatego, że jutro już będę zdrowa i koniec dobrego, ugh. Mam mało czasu a jeszcze kupę roboty, nawet nie wiem, po co ja Ci o tym opowiadam.

    Michelle zaczyna mnie lekko wkurwiać, nie oszukujmy się. Jasne, ja jestem w stanie wiele zrozumieć. Jest jej ciężko, tego się nie da ominąć, opuścić i przymknąć na to oka też się nie da. Jest na zabój zakochana w swoim przecudownym synku, który umiera - nazywajmy i rzeczy po imieniu - na białaczkę i nie mamy żadnej pewności, że zostanie wyleczony, tutaj nie da się niczego przewidzieć. Aż przypomina mi się ta moja opowiastka o Bogu, grającym w ruletkę, którą Ci kiedyś przedstawiałam. Dalej, jestem w stanie i pojąć, że jest maksymalnie zła na Saula. Która by nie była, zachował się jak ostatni skurwiel, skończony kretyn. Nic niewart. Tylko tu pojawia się punkt zaczepny: miłość do dziecka. Ona kocha Jima równie mocno jak Hudson, czasem mam nawet wrażenie, że on bardziej, choć to tylko moje reakcje z pewnych względów osobistych.
    Idąc tropem zaczepnych punktów, on ją kocha. On i ją nadal kocha, on żałuje, on by cofnął czas, ja jestem pewna, tak czuję. Rozsadza mnie, kiedy czytam o ich kłótniach, a w zasadzie o jej wybuchach. Jej duma razi mnie równie bardzo jak ją samą. Niech coś z nią zrobi, ma dwa wyjścia. Jedno, pogodzić się ze Slashem, który nachodzi ją w (nie)najbardziej oczekiwanych momentach w traumatycznych snach i dać Jimowi to, czego on może tylko najbardziej pragnąć - normalną, zdrową już, rodzinę. Drugie: odciąć się od niego i zacząć żyć od nowa. Przestać się z nim widywać. Ja wiem, że żadne z tych wyjść nie jest ostatecznie idealnie, ale tak tkwiąc między tam a tym, jest po prostu tragedia. Tak się nie da, dla nikogo tak nie jest dobrze, zwłaszcza dla młodego.

    Zawsze chyba będzie mnie najbardziej rozkładał mój ulubiony argument, przy którym zawsze każdy mięknie: czy ma pan/pani dzieci? Tu już nawet nie trzeba nic kontynuować, każdemu miękną kolana. A ja nawet nie wiem, co mnie w tym takiego rozczula. Przecież nie znoszę i nie chcę nigdy żadnych dzieci, haha. I co jak co, ale Slash jednak jest negocjator i ojciec. Absolutnie nieodpowiedzialny, fakt, ale za to, co zrobił, ja bym dała mu medal, order, wszystko. To było niesamowite i właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Ja chyba czekałam na coś takiego, odkąd wyszło na jaw, że mały jest chory. Chciałam się z nimi wydostać z tych okropnych sterylnych pomieszczeń. Zobaczyć ich znów jako rodzinę.
    I usiąść na brudnej masce samochodu. Na jednym ze wzgórz, patrzących w spokoju na Los Angeles. Tak, tego mi brakowało. O Chryste...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana dëMärs! Bardzo miło Cię tu widzieć!
      Już stopuję z tym spamem! Obiecuję! Też nie lubię zaśmiecać ludziom blogów, ale skoro była chęć i zgoda to... nieważne. Przejdę dalej.
      'Tragedia' to faktycznie duża hiperbolizacja pewnych faktów. Przecież nikt nie umarł. Niejasno się wyraziłam.
      Przyznaję, miałam dość bezustannego pisania o tym, że ona płacze i on płacze i dziecko płacze, więc postawiłam w końcu na coś milszego. Choć wiem, że prędzej czy później znowu powrócę do tej emocjonalnie smutnej tematyki.
      Właśnie o to zrozumienie Michelle mi tutaj chodzi. Wyobrażam to sobie jako małe uchylenie ze swojego prawdziwego charakteru. Pamiętam dobrze na jaką dziarską kobietę była wystylizowana za czasów wojska i ale nie mogę jeszcze przewidzieć czy ona wróci, czy nie.
      Czuję, że lepiej potrafię wczuć się w rolę ojca niż matki w tym opowiadaniu. Na razie jednak nie mam pojęcia jak to można zmienić. Michelle bezwarunkowo kocha Jima, to pewne. Może to przez to, że próbuję pokazać uczucia ojca, będąc przekonana, że każda matka kocha dziecko jak nikt inny i nie czuję, żeby to trzeba było udowadniać.
      Żadne z przedstawionych przez Ciebie wyjść nie będzie idealne, trudno zaprzeczyć, ale jestem przekonana, że Chelle stanie przed takim wyborem. Nie Hudson i nie Jim, Chelle.
      Szczerze obawiałam się, że ten dialog z Lori będzie grubo przegadany. Jeśli tak się nie stało i udało mi się wdrożyć coś 'kultowego' w ten rozdział, to chwała Panu za to!

      Usuń
  8. Kiedyś tak zrobię, szczerze Ci powiem, Reverie. Mam życie tak rozłożone do samego końca, że gdybym tego nie zrobiła, to wszystko poszłoby się pieprzyć. I daję Ci teraz słowo, że zrobię tak, jak tutaj opisałaś. Jeszcze nie wiem, kim dokładnie będą Ci ludzie, co usiądą ze mną, ale będzie cudownie. Nie wiem, czy Ty mi wierzysz. Poza tatą chyba mało kto mi wierzy, haha. Ale obiecuję Ci, że powiem wtedy tym ludziom, że czytałam kiedyś opowiadanie jednej z trzech dziewczyn, na które blogi chciałabym z jakichś powodów zawsze wracać, silniejsze ode mnie. Przedstawiała nam się jako Reverie. I jej bohaterowie siedzieli tak jak my siedzimy teraz. To jest wizja, moja Kochana. Uwierz mi, proszę Cię.

    Nie powiem Ci chyba już nic więcej, poza tym, że odetchnęłam w końcu z ulgą. Chciałabym, by potrwała jeszcze chwilę. Mam nadzieję, że tak się stanie. Chwalić Cię już nie chcę, bo to brzmi płytko i rutynowo. Kiedyś napiszę Ci dokładnie, co myślę o wszystkim, co tu zrobiłaś, tylko muszę uzbierać słowa i siły, Tobie siły i wytrwałości też życzę, jeśli o tym mowa, haha.
    Dlatego póki co tylko Cię pozdrowię i powiem, że czekam na dwudziesty czwarty, Kochana moja ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój plan na życie! Ej! Haha!
      Nawet nie wiesz jak szeroko się uśmiechnęłam, czytając ten właśnie komentarz. Dokładnie tak to sobie wyobrażam. Gwiazdy, niewiele chmur i światełka Los Angeles. Myślami wciąż tam jestem. To takie moje własne niebo, gdzie wędrują wszystkie myśli.
      Będę się radować, jeśli swój zamiar uczynisz rzeczywistością! Stanę się częścią historii! Ale super!

      Bardzo pięknie dziękuję za ten prawdopodobnie najdłuższy komentarz w karierze tego rozdziału i może opowiadania! Bardzo wiele mi rozjaśniłaś i chyba mam już jakiś kierunek na oku, taki w który zbłądzę w następnych rozdziałach.
      Kłaniam się do podłogi!
      Dziękuję!
      Pozdrawiam i ściskam mocno ♥

      Usuń
  9. Reverie, patrzę na rozdział, a potem na mój komentarz pod nim. I kiedy już przestaję wpatrywać się w Santiago Cabrera, to spoglądam na datę i treść tego komentarza. Piąty, kurwa, stycznia, a mamy dzisiaj dziewiąty. Tak, skomentuję następnego dnia, mhm. To było tak zajebiście pewne... Ale skończę już lepiej, bo nie po to tu przyszłam. Jednak zrozumiem, jeśli będziesz chciała mnie teraz zabić, ja się dam zamordować, bo jestem naprawdę okropna. Ale przed samym rozdziałem - Czy przed chwilą ja i mój pies zjedliśmy zepsuty jogurt?! Bo jak teraz tak go jem to smak mi... Mi... Się popsuł, po prostu. XD
    Nie rozumiem o co Ci chodzi, jakie rozczarowania? Nie ma tu żadnego rozczarowania, ja mam wszystko czego chciałam, Reverie. Niczego tu nie zabrakło. Mamy Slasha i Michelle, którzy chyba są na dobrej drodze; szczęśliwego Jimi'ego i Lori, która MA DZIECI i się zlitowała nad Hudsonami. Ja się zastanawiam jak sobie te dzieci żyją, chyba że ona jest taka wredna tylko w pracy. Choć w sumie to najgorsza nie jest, może po prostu tak już ma. Zresztą, ja jakoś nigdy nie twierdziłam, że Lori jest zła i nadal tak nie twierdzę, no, ale trochę zdziwienie było, że ich puściła. Nie powinna, ale czego nie robi się dla takiego dziecka, jakim jest Jimi? Czego się nie robi dla uroku Hudsona? Och, no nie da się przejść obok tego z obojętnością.
    Ale przejdę teraz do mniej ogólnego tematu, bo jak na razie to nie skupiłam się na jednym, tylko gadałam o wszystkim. Zacznę od Michelle, bo chciałam wspomnieć o telefonach Rose'a, a to akurat u niej. XD Axl odznaczył się tu ogromną inteligencją i pokazał, że jednak matka go dobrze wychowała, ponieważ potrafił zadzwonić do Chelle i porozmawiać z nią. Tutaj jest taki inny, poza tym to właśnie Michelle była kiedyś jego miłością. Lubię tego Twojego Williama, a nie często zdarza mi się darzyć sympatią tego człowieka w opowiadaniach. Ale teraz zajmę się już Michelle, bo w końcu to do niej należy ten akapit - Ona kocha ich obydwóch, i Jimi'ego, i Saula. Już mówiłam, że ich nie kochać się nie da, więc nie napiszę tego znowu, powiem tylko, że nie łatwo jest się odkochać w Slashu. Nie łatwo jest zostawić taką osobę. Tutaj nic nie jest łatwe dla Chelle. I chyba nie będzie. Na pewno nie będzie, tak. Teraz on ma czas na to, aby pokazać jej, że nadal ją kocha, bardziej, mocniej, żeby utwierdzić ją w tym, że to co się stało już się nie powtórzy. A potem zostanie mu tylko czekanie. Będzie musiał na nią poczekać, może i długo, ale jeśli naprawdę ją kocha (a wszyscy jesteśmy tego pewni) to wytrwa... I wypadłam z rytmu. Nie wiem, co chciałam napisać przez osoby, które przed chwilą wpadły mi do pokoju. Ciągle się ktoś tu kręci i wybudza mnie z tego ,,transu". XD No, ale dobrze, miałam tu mówić o Michelle, a tymczasem temat zszedł na Saula, ale to dobrze. On też zalicza się do tego akapitu Axla i Chelle. Jednak ja muszę coś tu jeszcze napisać muszę...
    I będzie o Jimi'm. Ja nadal mam nadzieję na to, że on wyzdrowieje; że będzie żył, w ogóle. Jego choroba miała zbliżyć do siebie Slasha i Michelle, a ona chyba pogarsza sprawę, bo ona nadal się go boi. Musi go spotykać każdego dnia, a to jeszcze nie pora, raczej. Źle do tego podchodzą. On się stara, fakt, ale to nie tak. A na dodatek jeszcze Jimi, to już podwójny stres dla Michelle. Jestem z niej dumna, bo wytrzymuje z tym codziennym widywaniem Hudsona i jeszcze z chorobą dziecka... Przed chwilą pies wbiegł do pokoju, zabrał kredę i sobie poszedł... Jak widzisz, Reverie, nie tylko dziecko Chelle jest chore, moje również, ale trochę inną chorobę on ma. Psychiczną. Pójdę mu ją zabrać, na chwilkę się ulatniam... Także, jestem dumna z Michelle i ze Slasha również. Choć ja... Chyba wolałabym gdyby oni ułożyli sobie życie inaczej, bez siebie. Niech znajdą sobie innych partnerów, bo razem to już nie to, co kiedyś. Popsuło się i każdy wie, dlaczego i przez kogo. Dlatego osobno byłoby lepiej dla obojga, tylko co z Jimi'm? On raczej musi wychowywać się z dwójką rodziców, jest jeszcze mały. Sama już nie wiem, co byłoby lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nienawidzę dzielenia komentarzy...

    Na pewno związek Hudsonów nie zostanie odbudowany (jeśli w ogóle zostanie) tak samo jak wcześniej. Już tak nie będzie. Niestety. Jedyne o co mogę Cię prosić, to o to, aby Jimi przeżył. Żeby wyzdrowiał i mieszkał z Michelle. Żeby był szczęśliwy, tak.
    Teraz ja się muszę już żegnać, bo ostatnio komentarze mi nie wychodzą (tak, jakbym w ogóle ja pisała...) i ten również nie wyszedł. Dlatego przepraszam Cię za niego i - żebym nie wyszła na kompletną wariatkę - Brandi wylizał tylko opakowanie i wieczko od tego jogurtu. XD
    I tak, już naprawdę sobie idę, i daję Ci spokój, Reverie.
    Do następnego, świetnego rozdziału, który, mam nadzieję, będzie dosyć szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Faith!
      Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja cholernie kocham Twoje komentarze! Zawsze mogę liczyć na szczerą(przynajmniej odnoszę takie wrażenie) i praktyczną opinię. Nic nie szkodzi, że piszesz z małym poślizgiem, ja jak widać też niezbyt się śpieszyłam z odpowiedzią. Za co ja mam Cię mordować?! Czuję się naprawdę wyśmienicie od wczoraj, dokładnie od minuty, w której przeczytałam ten piękny komentarz!
      Mam nadzieję, że jogurt nie zaszkodził!

      Ja czułam się trochę rozczarowana, bo miałam nieco inne plany związane z rozdziałem, a wyszło jak wyszło i to chyba dlatego te przypuszczenia. Jednak jeśli jest inaczej, to nie pozostaje mi nic innego do roboty jak z wielkim wyszczerzem na twarzy zabrać się za pisanie kolejnego rozdziału. Dziękuję za przemiłe słowa!
      Właśnie to mnie u mnie wkurza, niby wykreowałam nową postać, weźmy taką Lori, ale tak skupiam się na głównym wątku, że nawet nie potrafię dobrze zaznaczyć jaki ma tak naprawdę charakter, ta Lori. Sama nie wiem czy to przez znikomą ilość fragmentów z nią czy przez moją nieumiejętność kreowania. No nie wiem! Strasznie chcę to zmienić. Jeśli tylko mi się uda - daj proszę znać!
      Rose został zauważony! Jak mnie to cieszy! Miałam niemały problem z przeczuciem, że on jakoś przepadnie w tym tekście i nie zostanie wyłapana jego troskliwość. A tu proszę - kolejne zaskoczenie!
      A uczucie Chelle i Slasha to z pewnością uczucie, które nie może zbyt łatwo zgasnąć. I w sumie przez to nie wiem jak miałaby się potoczyć dalsza akcja, bo ciężko byłoby mi się rozstać z opisywaniem ich razem.
      Jim musi wytrwać. O niczym tak nie myślę jak właśnie o tym dzieciaku. Bo choć dzieci nie znoszę, ten mi się udał (przypadkowy dobór słów, sprostowanie - w realu nie mam dzieci). Podoba mi się pisanie o takiej istocie i nie będę tego ukrywać! :)
      I kolejna porcja miłosna, czyli "Źle do tego podchodzą" - lepiej bym tego nie ujęła. Ale niedawno odkryłam, że nawet w opowiadaniu ludzie nie zawsze postępują słusznie. Co gorsza (a może wcale nie) podoba mi się pisanie o ich błędach. O słowach, których nie chcieli powiedzieć, a jednak je powiedzieli, o gestach, których nie przewidzieli, a jednak je wykonali. Pozdrów pieska! A ta wizja oddzielenia ich od siebie szczerze mnie przeraziła. To straszne, jak bardzo pokochałam rodzinę Hudsonów, jako autorka chyba nie powinnam. To nieprofesjonalne?
      Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Mam nadzieję, że zarówno Ty jak i ja wytrwamy w tym opowiadaniu do końca.
      Pozdrawiam najcieplej jak tylko potrafię i ściskam (najmocniej jak tylko potrafię) ♥
      Po tysiąc kroć dziękuję za opinię!

      Usuń
  11. Moja kochana Reverie! Codziennie wchodziłam na bloggera i patrzyłam w komentarze u mnie czy przypadkiem nie mam tego jakże super powiadomienia od Ciebie. Wreszcie nadszedł ten dzień i się doczekałam! Cholercia. Nawet nie wiesz jak się ucieszyła i wyszczerzyłam do tego monitora.
    Zakończyłaś słowami o rozczarowaniach. Ale ja jako czytelnik w żaden sposób się nie rozczarowałam, wręcz ucieszyłam, bo powróciłaś w wielkim stylu, moim zdaniem.
    Ja do cholery nie chcę żadnego Grimsa i reszty Gunsów!
    Zrozum moja droga, że dla mnie jako czytelnika (nie wiem jak dla innych, nie chcę mówić za wszystkich) to nie jest potrzebne, są to wątki poboczne, miło się je czyta, ale nie tak miło jak to. Powiem Ci, że nie lubię czytać ciągłej sielanki. Nie. Coś się musi dziać, bo życie nie opiera się na samych przyjemnościach i pozytywach, jest wręcz odwrotnie. A sytuacja Slasha i Michelle to idealnie obrazuje. Była sielanka, potem dramat rodzinny i teraz kolejny. Ale wiesz, ja wciąż widzę nadzieję dla nich. A te małe gesty, które tak szczegółowo opisujesz, kojarzą mi się z latami nastoletnimi i takim hmm, poznawaniem się, Z taką pierwszą miłością? Kurcze, chyba wiesz o co mi chodzi. I jeszcze może to głupio zabrzmi, ale czytając to skojarzyłam to z pewnym zapachem, który jakoś mi tam się wkradł. Jeju. Haha. Czasami mówię niedorzecznie.

    Bardzo się cieszę, że wróciłaś, bardzo. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały pojawią się szybciej i również Ty będziesz z nich zadowolona. Na temat Twoich umiejętności już się nie będę rozpisywać, bo pewnie dziewczyny na górze już to zrobiły, a Ty nam tu jeszcze w samozachwyt popadniesz!
    Czekam na kolejne.
    Pozdrawiam i życzę samych sukcesów w 2015. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caroline! Witaj!
      Cieszę się, że się cieszysz (serio nienawidzę tak pisać, ale tu nie umiem się lepiej wysłowić).
      A teraz serio. Wielkie, olbrzymie 'dziękuję' wędruje do Ciebie za ten piękny komentarz!
      No nie sposób się nie uśmiechnąć, czytając jedne z najpiękniejszych słów o jakich może śnić autor czegoś takiego 'powróciłaś w wielkim stylu'!
      Bardzo pocieszyły mnie słowa, że wcale nie wymagasz tych pobocznych wątków. Bo szczerze mówiąc, co widać, słabo mi idzie ich pisanie. Nie to że nie lubię tego robi, po prostu jeszcze nie nauczyłam się ogarniać tego wszystkiego w jednym opowiadaniu, a później pamiętać przez całą resztę rozdziałów. Zapominając o szczegółach, mam wrażenie, że całe opowiadanie traci sens i nie trzyma się kupy.
      Jak już pisałam w komentarzach wyżej, staram się nauczyć pisania w sposób bardziej 'życiowy'. Dobrze pamiętam długi okres pisania uroczych sielanek w życiu Chelle.
      Pierwsza miłość. To w sumie określa chyba całą emocjonalną stronę moich dwóch bohaterów. Ale czy taka miłość może przetrwać wieki?
      Jeśli kojarzysz zapachy z tym co piszę, to ja uznaję jak najbardziej za komplement!

      Po stokroć dziękuję i pozdrawiam!
      Udanego 2015!

      Usuń
  12. Nie wiem czy wciąż chcesz czytać mój blog. Ale tam właśnie coś się pojawiło.
    http://welcome-to-my-personal-hell.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział jest genialny, widać wyraźną poprawę w relacjach Michelle i Hudsona, więc..najpierw pocałunek w czoło, potem policzki, nosek, no a później to już idzie XDD
    Ale teraz na serio. Przeczytałam całe opowiadanie (tom I też) od początku, więc teraz te rozdziały powodowały u mnie jeszcze więcej łez. Pomimo tego, że to opowiadanie, chciałabym, żeby Michelle zaufała Slashowi chociaż troszeczkę - nie mówię o powrocie do niego, bo po tym co przeszła potrzeba duuuużo czasu żeby się pozbierać, ale o trochę większej swobodzie (??) w relacjach z nim. Opowiadanie jest świetne i przepraszam, że od dłuższego czasu nie dawałam znaku życia, ale czytam, czytam cały czas.
    Udanego 2015, pełnego weny przede wszystkim :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Forgotten!
      Właśnie nie wiem czy nie zagalopowałam się z tymi pocałunkami... ale to chyba po to by podkreślić ten potężnie radosny klimat.
      Zazdroszczę wytrwałości w czytaniu całości. Naprawdę o.o
      Bardzo dziękuję za miłe słowa i rady!
      Pozdrawiam i udanego nowego roku! ♥

      Usuń
  14. Hej <3 znowu mi się bardzo podobało co napisałaś. Jestem wierną fanką :P
    Mam jednak pytanio-proźbę. Mam z koleżanką bloga o gwiazdach rocka itp. Szuakmy w necie newsów i o tym piszemy. Chcemy jednak go jakoś rozkręcić i nie wiemy jak. Mogłabyś zajrzeć, a jakby ci się spodobało to może polecić innym ? Byłabym wdzięczna :)
    http://monkeybusiness.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć!
    Bardzo serdecznie zapraszamy na nowego bloga o tematyce Gunsowej. Blog ten jest pod pewnym względem inny od pozostałych. Dlaczego? Dowiedz się sama. Poniżej zostawiam link. ;)

    http://californiassounds.blogspot.com/2015/02/prolog.html

    ~Michelle.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow! Soł sed że Jimmi ma białaczkę, mam nadzieję że się wyliże☺
    Zapraszam do mnie też tak Gunsowo☺
    http://gunsitojuzjestkoniec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy można spodziewać się nowego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej! ;)
    Jako że mam akurat wolne, postanowiłam sobie, że przeczytam calusieńkie opowiadanie od pierwszego rozdziału (mimo, że zrobiłam to już ze 3 razy). I wiesz co ci powiem po prawie 3 dniach czytania? Że znowu jestem zachwycona całą tą opowieścią. I oczywiście twoimi zdolnościami pisarskimi! Serio. Czytałam, bo chciałam przypomnieć sobie parę szczegółów, ale i tak dosyć dobrze pamiętałam fabułę. A i tak przez te parę dni chodziłam praktycznie cały czas z nosem w telefonie, zachwycając się każdym poszczególnym rozdziałem raz jeszcze. Niektóre wywołały łzy, inne uśmiech, a jako efekt uboczny również zdziwione spojrzenia domowników, kiedy to na zmianę ryczałam, albo szczerzyłam się do ekranu xd
    A w dodatku tego czytania nadal mi mało ;o
    I szczerze ci powiem, że nawet jeśli chwilami wkurza mnie np. Michelle, to KOCHAM każdy z tych, jak na razie opublikowanych, 141 rozdziałów (jeśli dobrze liczę). I w tym miejscu chciałabym ci jeszcze podziękować za to, że chciało ci się poświęcić czas i stworzyć to DZIEŁO i oczywiście że mogłam je przeczytać!
    A jak już napisałam tyle dobrego to jeszcze pomarudzę ;p
    Jak tak czytałam wszystko po kolei natknęłam się też na pozostawione od ponad roku High Voltage Tatto... I chciałam zapytać, czy planujesz jeszcze do niego wrócić i kontynuować? Bo jeśli dobrze pamiętam, to akcja ucięła się tak nagle w środku wydarzeń...
    No i jeszcze jedno pytanie! Kiedy kolejny rozdział??

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
    (non stop czytająca, jak dotąd rzadko komentująca, ale odtąd się podpisująca)
    ~TacitKiller ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, BARDZO Ci dziękuję! Uff! Uratowałaś tego bloga. Znowu czuję sens w myśleniu nad fabułą (choć przyznam, że ostatnio jakoś tego nie robię, jest ciężko). Mam jednak szczerą nadzieję, że coś tchnie mnie do napisania rozdziału nr 24. Z jednej strony mam na to ochotę (co Twój komentarz jeszcze bardziej uwidocznił) a z drugiej wiem, że mogę wszystkich rozczarować, w tym samą siebie.
      Nie mam pojęcia jak zdołałaś przebrnąć przez te wszystkie rozdziały po raz kolejny. Mnie pewnie nigdy się nie uda choć czuję jakąś więź z tą historią. Gratuluję wytrwałości i niezmiernie się cieszę, że miałaś na to siłę!
      Co do HVT to sprawa się komplikuje. Nie jestem zawodowym pisarzem i przez to, że nie mam poczucia obowiązku dokończenia wszystkiego co zaczęłam, to opowiadanie stanęło, jak słusznie zauważyłaś w środku wydarzeń. To trochę trudne pozbierać myśli po półrocznej przerwie, ale wiem, że i tak kiedyś do tego wrócę. Choć nie wykluczone, że dopiero pod koniec pisania WSS (bo nic nie trwa wiecznie).
      Bardzo dziękuję za podniesienie mnie na duchu. Tego mi było trzeba.
      Gorąco pozdrawiam, kochana TacitKiller! ♥

      Usuń
    2. A! Zanim zapomnę. Nowy rozdział zaczął się pisać wczoraj, lecz nie mam pojęcia kiedy zdołam go opublikować. Moje ferie się kończą (a miałam tak ambitne plany pisarskie, ech...) i to trochę mnie przytłacza. Co nie zmienia faktu, że się nie postaram! Nie zostawię Was bez choć jednego rozdziału!

      Usuń
    3. Jejku! Zaskoczyło mnie, że aż tak cię zmotywowałam. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że moje słowa mają taką moc xd
      Ale oczywiścię się ciesze!
      Pisz chociażby i pół roku, ale pisz! My tu wszyscy, może nie do końca cierpliwie, ale będziemy czekać!
      Życzę Ci moja droga duuużo weny i cieplutko pozdrawiam
      ~TacitKiller ;*

      Usuń
  19. cześć kochana :) wczoraj przeczytałam wszystko co tu masz zarówno WSS jak i HVT, dosłownie wszystko, bo tak mnie wciągnęło. i muszę Ci powiedzieć że jesteś genialna! :) uwielbiam tego bloga ;3 tylko szkoda mi rodzinki Hudsonów, mój kochany Slash musi być taki niedobry. ale teraz się stara. szkoda Jima, biedactwo :( mam nadzieję, że pociągniesz fabułę w dobrym kierunku ;) że Chell wróci do Saula i mu wszystko wybaczy :D tyle się uryczałam czytając to wszystko xd okey, ale nie przynudzam xd tylko błagam dodaj kolejny rozdział jak najszybciej! :)
    /mrs. Hudson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Mrs. Hudson!
      Nie mam pojęcia jak to możliwe (ja wymiękam nawet przy 'Lśnieniu', nie mówiąc o czytaniu amatorszczyzny), ale szczerze biję pokłony za siłę na czytanie tego wszystkiego!
      Mam nadzieję, że nie spieprzę tego co mam zamiar napisać. Modlę się o to całym ciałem i duszą.
      Oby ta historia nadal nie przestawała nudzić.
      Dziękuję Ci przepięknie i pozdrawiam cieplutko! ♥

      Usuń
  20. kochana dodawaj szybciutko kolejny rozdział, bo doczekać się nie mogę:)
    i przestań gadać głupoty, bo uwielbiam ten blog! <3 również pozdrawiam:)
    /mrs. Hudson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę, rozdział mam w ogólnych planach, postaram się jak najszybciej wlać myśli w komputer, obiecuję! :)

      Pozdrawiam

      Usuń
  21. kochana kiedy coś dodasz? :c
    /mrs. Hudson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Święta! Czyli gdzieś w nadchodzącym tygodniu, pomiędzy czytaniem Zbrodni i kary oraz Pani Bovary. Nie wiem jak to zrobię, ale muszę coś w końcu dodać. Czuję taką potrzebę, tego nie będę ukrywać. Ani nie będę ukrywać tego jak głupio jest mi teraz, że tak piekielnie długo nic nie napisałam.

      Usuń
  22. bejbe już trzy miesiące :c mam nadzieję, że jutro coś dodasz bo jak nie to chyba Cię osobiście powieszę. Moje ulubione opowiadanie, ulubiona autorka i tak zaniedbane:/ błagam dodawaj! ;*
    /mrs. Hudson

    OdpowiedzUsuń
  23. Czekam jak ba smierc.. Kiedy cos dodasz?:( jak tam wogole u Ciebie? :*
    /mckaganteam

    OdpowiedzUsuń
  24. Kobieto uzależniłam się od tego, dzisiaj to znalazłam i już skończyłam, błagam dodaj coś szybko! Jesteś genialna!

    OdpowiedzUsuń
  25. Kurde nie mogę się doczekać nowego rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
  26. Zabiję!!!
    Tak naprawdę żartuję, bo rozumiem że jesteś zajęta, Kochana, ale dodaj cooooś :((

    OdpowiedzUsuń
  27. Boże kochany, nie wiem co się dzieje. Żadne dzieło literackie tak nie działało nigdy na moją wyobraźnię jak to opowiadanie, a zwłaszcza ten rozdział. Coś niesamowitego, naprawdę. Sen, czy halucynacje Michelle... Po prostu czuje się ten klimat, jakieś takie uniesienie czytając kolejne wersy, jakby po prostu stało się obok i wszystko dokładnie widziało. Strasznie mi się podoba, jak wszystko że sobą łączysz, przechodzisz do kolejnych scen tak płynnie. Potrafisz trzymać w napięciu, momentami bardzo umiejętnie rozbawić, co wydaje mi się trudne w takich okolicznościach, a nie mowa tu o jakimś płytkim żarciku. No i oczywiście wzruszasz do granic wytrzymałości, serio, koniec rozdziału mnie prawie zniszczył, naprawdę Cię podziwiam. Nie mam pojęcia, czym się inspirujesz, skąd się wzięły u Ciebie takie nieziemskie umiejętności, po prostu biję pokłony. I żadne 'szału nie ma'! Szał jest i jak dla mnie powinnaś skupiać się w 90% na pisaniu, jebać tam szkołę (XD). Wychodzi Ci to doskonale. Chciałbym kiedyś na półkach w księgarni zobaczyć Twoje dzieła, zrobiłbym tym książkom chyba specjalny ołtarz w domu. Pozdrawiam gorąco, życzę udanych wakacji i dobieram się do kolejnego rozdziału, póki emocje jeszcze trzymają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Dziękuję Ci, Adam! Za to niewyobrażalnie wielkie wsparcie jakiego właśnie mi udzieliłeś!
      Choć, jak pewnie już wszyscy zauważyli, nieśpiesznie pojawiają się jakiekolwiek rozdziały (delikatnie mówiąc). A ja jestem załamana tym, że przestałam myśleć o losach moich ukochanych bohaterów. Dałam się wciągnąć w trans pewnemu bardzo intensywnemu kursowi angielskiego i ni cholery nie mam czasu ;_;
      Bardzo Was wszystkich przepraszam! Nie lubię zawodzić...

      Stary, nawet nie wiesz jak bardzo cieszy mi się mordka od słów "jebać tam szkołę"! Królestwo za siłę do zrobienia tego!

      Pozdrawiam gorąco, ściskam mocno i całuję... bardzo mocno! ♥ Dzięki!

      Usuń
  28. Hej, jakiś czas temu zaczęłam pisac opowiadanie. Nie wiem, czy Cię zainteresuje, nie jest o Guns ‚n Rosses, ale o nowej ekipie Slasha, a najbardziej skupia się na Toddzie. Jeśli Cię zainteresuje będzie mi niezmiernie milo, a jeśli nie, to cóż… nie zawsze można mieć to co się chce. Niemniej jednak zapraszam
    http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com/

    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za Spam
    Konspiratorka

    OdpowiedzUsuń
  29. Tak sobie siedze i czytam,sluchajac przy tym piosenki The Calling-Wherever You Will Go. Przy ostatnicj wersach zaczelam plakac. Kacham caly sklad Gunsow, ale kocham to jak opisujesz w wiekszej ilosci sceny zwiazane ze Slashem i Michelle. Czytam dalej liczac na to ze sie zejda.Kochalam ich jako para. Jestes cudowna i rob to co robisz dalej. Strasznie szkoda mi Slasha, on sie tak strasznie martwi. Szkoda ze Michelke nie chce mu wybaczyc. Tak sie wczuwan w czytanie Twojego bloga ze, az sama zaczelam pisac.
    Pisz tak dalej😘 Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo mi się podobał ten rozdział :D chociaż, nie wiem czemu, ale wydawał mi się jakiś taki inny od pozostałych, ale absolutnie nie gorszy! Wręcz przeciwnie, był wspaniały. Ten dziwny sen Chelle mnie zaintrygował. Zastanawiam się teraz co mógł dokładnie oznaczać. Bardzo fajnie go opisałaś. :D
    Ale i tak najbardziej spodobało mi się to co Slash zrobił dla Jimiego <3 Nie spodziewałam się, że uda im się wyjść z małym ze szpitala. Ah ten Slash, nawet taką Lori potrafi przekonać do nagięcia zasad <3
    No i to jak cała rodzina Hudsonów spędzała razem czas, to było takie piękne, wręcz nie realne, że mimo tych wszystkich złych rzeczy, które spotykają i prześladują bohaterów niemal przez całe opowiadanie, oni jednak potrafią znaleźć w życiu jakąś radość <3 może to dziwnie zabrzmi, ale ta choroba Jimiego ma chyba jednak jakieś plusy, no bo jakby nie patrzeć, to zbliża do siebie Slasha i Michelle. Długi czas myślałam, że oni nie powinni być razem, ale choroba syna zbliża ich do siebie na tyle, że może nawet jak do siebie nie wrócą, to chociaż będą umieli utrzymać zdrowe, przyjacielskie relacje.
    Wciąż czekam na wieści co u reszty Gunsów, ale to przynajmniej motywuje mnie jeszcze bardziej do dalszego czytania Twojego pięknego bloga droga Reverie <3
    Pozdrawiam serdecznie i z wielką przyjemnością zabieram się za dalsze czytanie :*
    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć