Rozdział 115. Baby, please don't go
Z dedykacją dla Marry ♥
"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić
komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem."
Taksówka przyjechała w kilka minut. Jimi bez przerwy zadawał pytania, lecz jego mama na niektóre wolała nie odpowiadać. Kierowca zapakował torby do bagażnika i szybko ruszył w kierunku lotniska. Chelle mocno ściskała rączkę Jimiego, jakby bojąc się, że ktoś mógłby go jej odebrać. Z drugiej strony wiedziała, że na to nie pozwoli. Mijając kolejne budynki, czuła coraz większe nerwy. Słońce padało na drzewa, których cienie przysłaniały ludzi krążących po ulicach.
- Należy się 16$ - zakomunikował kierowca, zatrzymawszy auto na pasie dla taksówek. Brunetka zapłaciła, a mężczyzna pomógł jej wyciągnąć torby - Polecam się na przyszłość - dodał miłym tonem i odjechał.
Według rozkładu, samolot miał odlecieć za nieco ponad trzydzieści minut. Chelle nie śpieszyła się więc zbytnio. Jak to zwyczajni pasażerowie, ona i Jimi popędzili do hali odlotów. Zdali bagaż i zasiedli w poczekalni, niecierpliwiąc się z każdą kolejną minutą.
- Szanowni pasażerowie, ze względu na zbliżający się huragan wszystkie loty zostają zawieszone. Przepraszamy za utrudnienia i prosimy o cierpliwość.
- Cholera... - mruknęła brunetka. Komunikat młodej kobiety, siedzącej za wielką szybą zdenerwował wszystkich pasażerów. Korzystając z wolnego czasu, Chelle podeszła z małym brunetem do telefonu. Wrzuciła kilka drobniaków i wykręciła numer Lise.
- Tak? - zapytał zaspany głos.
- Obudziłam cię?
- No...ale nie szkodzi, co się dzieje?
- Przepraszam - wyszeptała - Jestem na lotnisku i...mogłabym zatrzymać się u twojej mamy na jakieś dwa dni?
- Jasne, że tak. Zabieraj Jimiego i uciekaj od tego dupka. Przyjadę po ciebie na lotnisko, o której będziecie?
- Nie wiem, lot jest opóźniony, ale około czternastej powinniśmy być na miejscu.
- Uważajcie na siebie - nawet krótka rozmowa z Lisą zawsze potrafiła poprawić humor brunetce.
Mamusiu, chcę spać - mały wtulił główkę w ramię mamy, która nerwowo skubała kant swojej koszuli. Kobieta lekko cmoknęła go w czółko i zaczęła wpatrywać się w dwa bilety dla klasy turystycznej. Nie potrafiła skupić się na niczym innym niż myślenie o zbliżających się chwilach. Wciąż bała się odejść. Nie chciała, żeby Slash został teraz sam, bo doskonale wiedziała jak bardzo jej potrzebuje. Czasem jednak każdy powinien pomyśleć o sobie. Nawet w najskrytszych marzeniach nie widziała już przyszłości dla jej dotychczasowego związku.
Trzy godziny po tym jak brunetka zabrała małego i pewnie była już w drodze do Chicago, Slash zaczął dochodzić do siebie. Otworzył oczy, lecz obraz był zbyt zamazany, by mógł cokolwiek zobaczyć.
- Budzi się - usłyszał gdzieś z boku.
- Slash? W porządku? Słyszysz mnie? - nachylony nad Mulatem Todd patrzył jak jego kolega nieporadnie próbuje wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Leniwie pokiwał głową i nieco szybciej zatrzepotał powiekami. Głośne grzmoty skomponowały się z równie głośnym trzaskiem drzwi.
- I co? Dzwonimy po karetkę, czy czekamy? - tym razem udało mu się zidentyfikować głos Myles'a.
- Nie trzeba... - wymamrotał, łapiąc szatyna obok za rękę. Dammit pomógł mu usiąść. Slash złapał się za głowę i potrzepał nią na boki.
- Slash...gdzie jest Michelle? - zapytał wokalista, siadając obok niego na łóżku.
- Skąd mam, kurwa, wiedzieć? - spytał cichym, lecz wyraźnie rozdrażnionym tonem.
- Zabrała dzieciaka i spierdoliła - zaśmiał się Lemmy i wtedy Slash uświadomił sobie co właśnie mogło się stać. Powoli wstał, z niechcianą nienawiścią wpatrując się w czerwoną suknię na oparciu krzesła.
- Co za suka... - dodał Kilmister, a Slash wciąż z niedowierzaniem patrzył na sukienkę. Nagle zerwał się z miejsca i rozejrzał się naokoło. Chwycił za swój portfel i spostrzegł, że cała gotówka zniknęła. Miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy, jednak wtedy odwiedziła go ostatnia myśl mogąca go uratować. Założył kowbojki i lekko zawracając się przy drzwiach, dobiegł do windy. Z recepcji hotelu obdzwonił wszystkie lotniska w Amsterdamie. Nikt nie zarezerwował biletu na jego nazwisko, jednak jeszcze jeden samolot wylatywał tego dnia do Ameryki. Postanowił szukać na własną rękę.
- Taxi! - na dworze lało jak z cebra. Podstarzała taksówka zatrzymała się tuż przed dwoma zdenerwowanymi mężczyznami. Gdy starszy blondyn dotknął czarnej klamki, Slash lekko popchnął go w bok i przemoczony wsiadł do auta.
Na największym lotnisku w mieście roiło się od brunetek z dziećmi. Hudson wkurzonym krokiem pokonywał kolejne metry, aż w końcu ją zauważył. Siedziała ze spuszczoną głową, delikatnie głaskając jego syna po policzku. Przykryty płaszczem maluch z podkurczonymi nóżkami spał na kolanach mamy. Hudson wtopił się w tłum i usiadł na plastikowym krześle. Gdyby nie oparcia, stykaliby się plecami. Brunetka poczuła znajomy zapach perfum i papierosów. Na elektronicznej tablicy ogłoszeń wyświetliła się informacja, która zapraszała pasażerów lotu numer 816 linii lotniczych Delta Air Lines do Chicago na pokład samolotu. Chelle zabrała płaszcz i po cichu obudziła Jimiego. Mały wolał iść o własnych siłach, więc brunetka nie musiała taszczyć dziecka w ramionach. Z bagażem podręcznym w jednej dłoni i łapką synka w drugiej, brnęła pomiędzy innymi ludźmi, ostrożnie rozglądając się po ich twarzach.
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania? - zapytał, nagle zaciskając dłoń na jej przedramieniu. Chelle szeroko otworzyła oczy i głośno przełknęła ślinę.
- Nie zasługujesz na pożegnanie - w końcu zdobyła się na odwagę by popatrzeć mu w oczy.
- Nigdzie nie pojedziesz - warknął, przybliżając się o krok.
- Daj mi w końcu spokój! - krzyknęła, przez co wszyscy wokoło zaczęli wpatrywać się w Hudsona. Mulat przez chwilę nie wiedział co robić. Chelle w tym czasie zaczęła iść w stronę ciężkich drzwi, prowadzących na zewnątrz. Mulat szedł za nią i mówił to, co wypowiedział już kilka razy. Jimi był przerażony słowami ojca, nie do końca je rozumiał, jednak potrafił wyciągnąć kilka istotnych wniosków. Gdy weszli na pas startowy, burza nie ustawała. Ludzie wchodzili do małego samolotu, witając kapitana.
- Nie będziemy się tutaj kłócić. Nie rób cyrków, tylko grzecznie wracaj ze mną.
- Zostaw mnie, do kurwy nędzy! - wrzasnęła. Jimi jeszcze nigdy nie słyszał jak mama przeklina, więc spojrzał na nią nieco innym wzrokiem - Czy ty nie widzisz co zrobiłeś?!
- Zamknij się, bo zabiorę ci Ji...
- Nikogo mi nie zabierzesz. Znalazłam pracę, jeśli cię to ciekawi - warknęła ciszej, patrząc na Hudsona, który bez przerwy próbował operować tymi samymi argumentami. Dla Jimiego w jednej chwili już nie tylko tata był tym złym.
- Nie poradzisz sobie beze mnie... - Slash był zbity z tropu, a ona postanowiła to wykorzystać.
- Żegnaj - mruknęła, chwytając Jimiego za rączkę - No chodź - dodała, gdy mały zaczął zapierać się nóżkami.
- Chcę zostać z tatą.
- Nie. Chodź szybciutko - wiedział, że mama zaraz zacznie krzyczeć, więc mocno wyszarpnął rękę i podbiegł do swojego ojca, oplatając jego nogę rączkami.
- Proszę bardzo. Teraz możesz wracać - drwiący uśmiech na twarzy Hudsona, wyprowadził ją z równowagi - No dalej, droga wolna - ponaglał. Ze smutkiem popatrzyła na małego bruneta, bez którego nie mogła odejść. Mulat z uśmiechem podszedł bliżej i przytulił ją ostrożnie - Grzeczna dziewczynka - wyszeptał do jej ucha. Chelle szybko się odsunęła i wzięła Jimiego na ręce. Nerwowym krokiem szła z powrotem do budynku.
- Pójdę po wasze torby! - krzyknął Hudson, w ostatniej chwili zatrzymując załogę przed odlotem.
Musisz mnie słuchać, wiesz? - zapytała półszeptem, na co Jimi skinął głową. Dobrze wiedziała, że malec patrzy na kroczącego za nią Mulata. Wrócili do hotelu i razem ułożyli Jimiego do łóżka. Chelle ani razu nie odezwała się do Slasha. Była najbardziej zdenerwowaną kobietą na ziemi, a mimo wszystko chciała ukryć to przed swoim synem. Gdy brała prysznic, Mulat przeszukiwał jej rzeczy. Zabrał wszystkie pieniądze i położył na łóżku kolejną seksowną koszulkę nocną. Ku jego niezadowoleniu, brunetka wróciła do pokoju w długich spodniach od piżamy i zwykłej koszulce na cienkich ramiączkach. Usiadła na łóżku i sięgnęła po tabletki z szafki. Hudson powstrzymał ją przed wysypaniem ich z opakowania i usiadł tuż za nią. Dłonią zsunął jedno ramiączko, a ona zaraz je poprawiła. Gdy chciała wstać, Hudson mocno ją przytrzymał, chcąc złożyć pocałunek na jej ustach.
- Przestań! - wrzasnęła, gdy jego dłoń mocno ścisnęła jej pierś. Złapała się za bolące miejsce, odskakując od niego na drugą stronę łóżka.
- O nie, nie kotku... Nie po to zapierdalałem na lotnisko, żeby teraz po prostu iść spać.
- Mam okres - te słowa ostatecznie zdołały go powstrzymać.
- Naprawdę? - pokiwała głową w odpowiedzi, zakładając ręce na piersi - Zdejmij bluzkę - zażądał, a ona popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Nie jestem twoją dziwką - warknęła, przykrywając się kołdrą.
- Rób co mówię albo...
- Albo co? Nie rozumiesz, że to koniec? Mam pracę - ostatni wyraz dodatkowo przeliterowała, zerkając na wkurzonego gitarzystę.
- Tak? Przy której latarni będziesz stała? Chętnie skorzystam - te słowa zabolały najbardziej.
- No przestań ryczeć...ja pierdolę - Hudson odpalił papierosa, patrząc jak po policzkach brunetki płyną łzy.
- Dlaczego nie pozwalasz mi wrócić do domu? - zapytała, pociągając nosem - Ja nic nie rozumiem... - mówiła to, co chciała powiedzieć mu od dawna.
- A dlaczego ty ciągle do mnie wracasz? Może gdybyś chciała to już dawno byś mnie zostawiła? - sam nie wierzył w swoje słowa. Nigdy nie chciał jej tego powiedzieć.
Z samego rana pojechali do kolejnego miasta. Przed południem Chelle kupiła kolejną paczkę tabletek na uspokojenie. Kiedy wróciła, Caroline zaciągnęła ją w zacisze swojej sypialni.
- Dzwoniła jakaś Lise i pytała gdzie jesteś - Michelle ciężko westchnęła i zaczęła od początku opowiadać blondynce o wydarzeniach z minionego dnia. Dopiero potem zadzwoniła do Lizzy i wszystko jej wyjaśniła.
- Nie mam już siły...wczoraj Jimi wolał zostać z tym idiotą. Przez chwilę miałam ochotę zostawić mu dziecko i spieprzyć na drugi koniec świata - cała złość szybko z niej upływała. Gdy pani McKagan usłyszała o ostatniej szansie dla Slasha, poczuła nagły skok ciśnienia.
- Wiesz co...rób co chcesz, to przecież twoje życie. Mnie wystarczy uderzyć tylko raz - warknęła przez telefon i zdenerwowana odłożyła słuchawkę na swoje miejsce.
- Lise? Lise! Halo? - Chelle głośno przeklęła i dopiero wtedy zauważyła Jimiego przy drzwiach.
- Jimi... Podsłuchiwałeś? - zapytała przerażona, idąc w kierunku dziecka, którego oczka błyszczały jak maleńkie gwizdki na niebie. Gdy chciała go przytulić, mały biegiem ruszył przed siebie. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Slash. Dziecko wskoczyło w jego ramiona i cicho łkało, mocząc łzami rękaw jego koszulki.
- Cii... Coś ty mu zrobiła? - myślała, że zaraz zwariuje. Miała nadzieję, że na hotel spadnie bomba atomowa i nie będzie musiała więcej popełniać tylu błędów naraz.
- Nic. Muszę się przewietrzyć - mruknęła, zabierając cienki sweter i wychodząc z pokoju. Ukryła się w spokojnej dzielnicy i przechodząc kolejnymi ulicami, wypalała paczkę papierosów. Usiadła na ławce w uroczej alejce otoczonej kwiatami i zamknęła oczy. Była najgorszą matką na świecie. Tego dnia posypało się coś innego. Coś znacznie ważniejszego.
Tymczasem na drugim końcu świata Rose i Stradlin pisali nowe piosenki, Steven uczył się perfekcyjnego ojcostwa od dwójki wspomnianych przyjaciół i powoli powracał do swojej ukochanej perkusji. Cała trójka bezustannie starała skontaktować się z Duff'em, jednak ten nie miał czasu nawet na krótką rozmowę. Każdego dnia rozmawiał z Lise, ale ona co dzień ucinała rozmowę w najważniejszym momencie. O Slasha nikt nie pytał. Wiedzieli, że bez niego zespół nie będzie do końca prawdziwy, ale w trójkę próbowali reaktywować swoją ukochaną kapelę.
Ostatni europejski koncert Slash'a, Myles'a i The Conspirators przebiegł nadzwyczaj dobrze. Mimo że Chelle, Caroline i Jimi zostali w hotelu, Hudson wiedział, że nie wyjadą w tym czasie.
- A jak tam układa się z szanowną małżonką? - zapytał Lemmy, gdy w barze cała ekipa opijała zakończenie trasy po Europie.
- Ta wariatka myśli, że zgodzę się na rozwód - zaśmiał się w głos, a wszyscy popatrzyli na niego z lekkim zaskoczeniem - Nie mówiłem wam? Truje mi dupę od początku trasy - Myles wolał nie słuchać co jeszcze Hudson powie na temat swojej żony. Dla bezpieczeństwa jego i Slash'a szybko się pożegnał i wrócił do hotelu.
- Co oni tam robią? - Chelle, zdążyła już z nerwów obgryźć paznokcie.
- Kiedy wychodziłem tylko pili - odparł Myles i objął Carrie, ułożywszy głowę na jej ramieniu.
Brunetka niedbale pakowała swoją torbę i ani myślała dłużej zwlekać ze swoim odejściem.
- Zostań chociaż do końca trasy... - głos Saula był zupełnie inny niż przez ostatnie miesiące. Nie wyrażał nakazu, nie był przepełniony nienawiścią.
- Mieliśmy umowę, której jak zwykle nie dotrzymałeś. Prosiłam cię żebyś przestał brać to gówno, ale skoro nie my jesteśmy ważni, to nie będziemy ci dłużej przeszkadzać - patrzył na nią swoim żałosnym wzrokiem, a ona przez długą chwilę milczała jak grób.
- A może...
- Daj sobie spokój. I tak nic z tego nie będzie - mimo że tego nie okazał, te słowa cholernie go zabolały. Sam nie wiedział co powinien zrobić - Jimi pośpiesz się, bo samolot odleci bez nas - pociągnęła małego za rączkę. Myślała, że znów będzie krzyczał, ale on tylko patrzył jak niepewnie kroczy w wybranym kierunku - Mogę chociaż pożegnać się z synem? - zapytał, doganiając ich gdy wchodzili do krótkiego korytarza. Chelle westchnęła ze zniecierpliwieniem i nawet nie spojrzała na to jak mały brunet ze spuszczoną główką robi krok do przodu. Hudson delikatnie oplótł go ramionami i popatrzył na dłoń Chelle, która nie puściła go nawet na chwilę. W końcu musieli się rozstać. Jimi pomachał tacie z daleka. Brunetka, którą tak cholernie kochał nawet na niego popatrzyła. Dopiero wtedy było mu naprawdę głupio. Wcisnął dłonie do kieszeni jeansów i przez kilkanaście minut błąkał się po apartamencie. Bez celu wpatrywał się w pustkę przed sobą. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otrząsnął się z transu, podbiegł do nich i mocno szarpnął za klamkę.
- A...to ty... - cała nadzieja ulotniła się z kolejnym wydechem.
- Gdzie ona jest? - Caroline bez pytania weszła do apartamentu i rozejrzała się wokoło.
- Co jej znowu zrobiłeś?! - wrzasnęła, mając przed oczami najgorsze wizje.
- Wróciła do domu! - krzyknął w odpowiedzi, patrząc na blondynkę, której mina zmieniała się z każdą kolejną sekundą.
- W końcu - mruknęła, uspokoiwszy się.
- Slash czy...a co ty tu robisz? - zapytał Myles, wpatrując się w swoją dziewczynę.
- Właśnie wychodziłam.
- Czego chcesz? - Hudson wyraźnie nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.
- Chcieliśmy trochę pograć, przyjdziesz do 202? - Myles nie chciał zbytnio naciskać.
- Dacie sobie radę beze mnie - burknął, trzaskając drzwiami sypialni. Kennedy jeszcze przez chwilę stał jak słup soli, po czym dołączył do kolegów z zespołu.
Wciąż nie wierzyła w to co robi. Powoli wchodziła po schodach na niewielki, drewniany taras. Jimi spał w jej ramionach jak zabity. Z początku lekkie torby teraz były największym utrapieniem. Potworne zmęczenie dawało się we znaki. Zapukała do drzwi, nie chciała się wpraszać. Dopiero po długiej chwili usłyszała jak ktoś się do nich zbliża. Odczekała jeszcze moment i zapukała po raz kolejny. Przed jej oczami stanęła Lise. Obecność spóźnialskiego gościa sprawiła, że z niedowierzaniem odsunęła się od drzwi.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś? Przyjechałabym po ciebie na lotnisko! - brunetka wciągnęła Chelle do środka i mocno ją przytuliła. Zupełnie zapomniała o tym, co powiedziała jej kilka dni wcześniej.
- A kto to? - z kuchni wyłoniła się postać starszej kobiety, która miała w zwyczaju farbować włosy na czarno.
- To moja przyjaciółka, Michelle - wyjaśniła dziewczyna, zerkając na Jimiego.
- Pamiętasz ciocię Lizzy? - zapytała Chelle, głaskając malca po główce.
Obie brunetki siedziały na kanapie i rozmawiały przy kubku gorącej herbaty.
- Kiedy złożysz pozew?
- W tym tygodniu. Wystarczy jeden podpis i sprawa trafi do sądu. No i na jakiś czas muszę wrócić do LA - odparła pani Hudson, popijając łyk gorącego napoju.
- Zrobicie to?
- Co?
- Rozejdziecie się na dobre?
- A ty zostawisz w końcu McKagan'a?
- My to zupełnie inna sprawa. Poza tym nie zmieniaj tematu - pani McKagan sama nie wiedziała jak potoczą się losy jej małżeństwa.
- Chcę rozwodu.
- A co potem? - Michelle mogła zastanawiać się nad odpowiedzią tak długo, jak tylko chciała.
- Wyjadę i zacznę wszystko od nowa - odparła po chwili namysłu i uśmiechnęła się zupełnie nieszczerze.
- Wciąż go kochasz? - wyszeptała brunetka, patrząc na przyjaciółkę. Nawet nie zdążyła dodać słowa, a pani Hudson już przytulała się do jej ramienia - Pomogę ci, będę zeznawać jeśli chcesz.
- Ja...ja chcę żeby on wrócił, żeby znowu było dobrze - nie umiała dłużej powstrzymywać łez. Gdy kobieta chciała mocniej ją przytulić, Chelle zerwała się z miejsca. Przeprosiła i zniknęła za drzwiami tymczasowego lokum.
- Należy się 16$ - zakomunikował kierowca, zatrzymawszy auto na pasie dla taksówek. Brunetka zapłaciła, a mężczyzna pomógł jej wyciągnąć torby - Polecam się na przyszłość - dodał miłym tonem i odjechał.
Według rozkładu, samolot miał odlecieć za nieco ponad trzydzieści minut. Chelle nie śpieszyła się więc zbytnio. Jak to zwyczajni pasażerowie, ona i Jimi popędzili do hali odlotów. Zdali bagaż i zasiedli w poczekalni, niecierpliwiąc się z każdą kolejną minutą.
- Szanowni pasażerowie, ze względu na zbliżający się huragan wszystkie loty zostają zawieszone. Przepraszamy za utrudnienia i prosimy o cierpliwość.
- Cholera... - mruknęła brunetka. Komunikat młodej kobiety, siedzącej za wielką szybą zdenerwował wszystkich pasażerów. Korzystając z wolnego czasu, Chelle podeszła z małym brunetem do telefonu. Wrzuciła kilka drobniaków i wykręciła numer Lise.
- Tak? - zapytał zaspany głos.
- Obudziłam cię?
- No...ale nie szkodzi, co się dzieje?
- Przepraszam - wyszeptała - Jestem na lotnisku i...mogłabym zatrzymać się u twojej mamy na jakieś dwa dni?
- Jasne, że tak. Zabieraj Jimiego i uciekaj od tego dupka. Przyjadę po ciebie na lotnisko, o której będziecie?
- Nie wiem, lot jest opóźniony, ale około czternastej powinniśmy być na miejscu.
- Uważajcie na siebie - nawet krótka rozmowa z Lisą zawsze potrafiła poprawić humor brunetce.
Mamusiu, chcę spać - mały wtulił główkę w ramię mamy, która nerwowo skubała kant swojej koszuli. Kobieta lekko cmoknęła go w czółko i zaczęła wpatrywać się w dwa bilety dla klasy turystycznej. Nie potrafiła skupić się na niczym innym niż myślenie o zbliżających się chwilach. Wciąż bała się odejść. Nie chciała, żeby Slash został teraz sam, bo doskonale wiedziała jak bardzo jej potrzebuje. Czasem jednak każdy powinien pomyśleć o sobie. Nawet w najskrytszych marzeniach nie widziała już przyszłości dla jej dotychczasowego związku.
Trzy godziny po tym jak brunetka zabrała małego i pewnie była już w drodze do Chicago, Slash zaczął dochodzić do siebie. Otworzył oczy, lecz obraz był zbyt zamazany, by mógł cokolwiek zobaczyć.
- Budzi się - usłyszał gdzieś z boku.
- Slash? W porządku? Słyszysz mnie? - nachylony nad Mulatem Todd patrzył jak jego kolega nieporadnie próbuje wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Leniwie pokiwał głową i nieco szybciej zatrzepotał powiekami. Głośne grzmoty skomponowały się z równie głośnym trzaskiem drzwi.
- I co? Dzwonimy po karetkę, czy czekamy? - tym razem udało mu się zidentyfikować głos Myles'a.
- Nie trzeba... - wymamrotał, łapiąc szatyna obok za rękę. Dammit pomógł mu usiąść. Slash złapał się za głowę i potrzepał nią na boki.
- Slash...gdzie jest Michelle? - zapytał wokalista, siadając obok niego na łóżku.
- Skąd mam, kurwa, wiedzieć? - spytał cichym, lecz wyraźnie rozdrażnionym tonem.
- Zabrała dzieciaka i spierdoliła - zaśmiał się Lemmy i wtedy Slash uświadomił sobie co właśnie mogło się stać. Powoli wstał, z niechcianą nienawiścią wpatrując się w czerwoną suknię na oparciu krzesła.
- Co za suka... - dodał Kilmister, a Slash wciąż z niedowierzaniem patrzył na sukienkę. Nagle zerwał się z miejsca i rozejrzał się naokoło. Chwycił za swój portfel i spostrzegł, że cała gotówka zniknęła. Miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy, jednak wtedy odwiedziła go ostatnia myśl mogąca go uratować. Założył kowbojki i lekko zawracając się przy drzwiach, dobiegł do windy. Z recepcji hotelu obdzwonił wszystkie lotniska w Amsterdamie. Nikt nie zarezerwował biletu na jego nazwisko, jednak jeszcze jeden samolot wylatywał tego dnia do Ameryki. Postanowił szukać na własną rękę.
- Taxi! - na dworze lało jak z cebra. Podstarzała taksówka zatrzymała się tuż przed dwoma zdenerwowanymi mężczyznami. Gdy starszy blondyn dotknął czarnej klamki, Slash lekko popchnął go w bok i przemoczony wsiadł do auta.
Na największym lotnisku w mieście roiło się od brunetek z dziećmi. Hudson wkurzonym krokiem pokonywał kolejne metry, aż w końcu ją zauważył. Siedziała ze spuszczoną głową, delikatnie głaskając jego syna po policzku. Przykryty płaszczem maluch z podkurczonymi nóżkami spał na kolanach mamy. Hudson wtopił się w tłum i usiadł na plastikowym krześle. Gdyby nie oparcia, stykaliby się plecami. Brunetka poczuła znajomy zapach perfum i papierosów. Na elektronicznej tablicy ogłoszeń wyświetliła się informacja, która zapraszała pasażerów lotu numer 816 linii lotniczych Delta Air Lines do Chicago na pokład samolotu. Chelle zabrała płaszcz i po cichu obudziła Jimiego. Mały wolał iść o własnych siłach, więc brunetka nie musiała taszczyć dziecka w ramionach. Z bagażem podręcznym w jednej dłoni i łapką synka w drugiej, brnęła pomiędzy innymi ludźmi, ostrożnie rozglądając się po ich twarzach.
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania? - zapytał, nagle zaciskając dłoń na jej przedramieniu. Chelle szeroko otworzyła oczy i głośno przełknęła ślinę.
- Nie zasługujesz na pożegnanie - w końcu zdobyła się na odwagę by popatrzeć mu w oczy.
- Nigdzie nie pojedziesz - warknął, przybliżając się o krok.
- Daj mi w końcu spokój! - krzyknęła, przez co wszyscy wokoło zaczęli wpatrywać się w Hudsona. Mulat przez chwilę nie wiedział co robić. Chelle w tym czasie zaczęła iść w stronę ciężkich drzwi, prowadzących na zewnątrz. Mulat szedł za nią i mówił to, co wypowiedział już kilka razy. Jimi był przerażony słowami ojca, nie do końca je rozumiał, jednak potrafił wyciągnąć kilka istotnych wniosków. Gdy weszli na pas startowy, burza nie ustawała. Ludzie wchodzili do małego samolotu, witając kapitana.
- Nie będziemy się tutaj kłócić. Nie rób cyrków, tylko grzecznie wracaj ze mną.
- Zostaw mnie, do kurwy nędzy! - wrzasnęła. Jimi jeszcze nigdy nie słyszał jak mama przeklina, więc spojrzał na nią nieco innym wzrokiem - Czy ty nie widzisz co zrobiłeś?!
- Zamknij się, bo zabiorę ci Ji...
- Nikogo mi nie zabierzesz. Znalazłam pracę, jeśli cię to ciekawi - warknęła ciszej, patrząc na Hudsona, który bez przerwy próbował operować tymi samymi argumentami. Dla Jimiego w jednej chwili już nie tylko tata był tym złym.
- Nie poradzisz sobie beze mnie... - Slash był zbity z tropu, a ona postanowiła to wykorzystać.
- Żegnaj - mruknęła, chwytając Jimiego za rączkę - No chodź - dodała, gdy mały zaczął zapierać się nóżkami.
- Chcę zostać z tatą.
- Nie. Chodź szybciutko - wiedział, że mama zaraz zacznie krzyczeć, więc mocno wyszarpnął rękę i podbiegł do swojego ojca, oplatając jego nogę rączkami.
- Proszę bardzo. Teraz możesz wracać - drwiący uśmiech na twarzy Hudsona, wyprowadził ją z równowagi - No dalej, droga wolna - ponaglał. Ze smutkiem popatrzyła na małego bruneta, bez którego nie mogła odejść. Mulat z uśmiechem podszedł bliżej i przytulił ją ostrożnie - Grzeczna dziewczynka - wyszeptał do jej ucha. Chelle szybko się odsunęła i wzięła Jimiego na ręce. Nerwowym krokiem szła z powrotem do budynku.
- Pójdę po wasze torby! - krzyknął Hudson, w ostatniej chwili zatrzymując załogę przed odlotem.
Musisz mnie słuchać, wiesz? - zapytała półszeptem, na co Jimi skinął głową. Dobrze wiedziała, że malec patrzy na kroczącego za nią Mulata. Wrócili do hotelu i razem ułożyli Jimiego do łóżka. Chelle ani razu nie odezwała się do Slasha. Była najbardziej zdenerwowaną kobietą na ziemi, a mimo wszystko chciała ukryć to przed swoim synem. Gdy brała prysznic, Mulat przeszukiwał jej rzeczy. Zabrał wszystkie pieniądze i położył na łóżku kolejną seksowną koszulkę nocną. Ku jego niezadowoleniu, brunetka wróciła do pokoju w długich spodniach od piżamy i zwykłej koszulce na cienkich ramiączkach. Usiadła na łóżku i sięgnęła po tabletki z szafki. Hudson powstrzymał ją przed wysypaniem ich z opakowania i usiadł tuż za nią. Dłonią zsunął jedno ramiączko, a ona zaraz je poprawiła. Gdy chciała wstać, Hudson mocno ją przytrzymał, chcąc złożyć pocałunek na jej ustach.
- Przestań! - wrzasnęła, gdy jego dłoń mocno ścisnęła jej pierś. Złapała się za bolące miejsce, odskakując od niego na drugą stronę łóżka.
- O nie, nie kotku... Nie po to zapierdalałem na lotnisko, żeby teraz po prostu iść spać.
- Mam okres - te słowa ostatecznie zdołały go powstrzymać.
- Naprawdę? - pokiwała głową w odpowiedzi, zakładając ręce na piersi - Zdejmij bluzkę - zażądał, a ona popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Nie jestem twoją dziwką - warknęła, przykrywając się kołdrą.
- Rób co mówię albo...
- Albo co? Nie rozumiesz, że to koniec? Mam pracę - ostatni wyraz dodatkowo przeliterowała, zerkając na wkurzonego gitarzystę.
- Tak? Przy której latarni będziesz stała? Chętnie skorzystam - te słowa zabolały najbardziej.
- No przestań ryczeć...ja pierdolę - Hudson odpalił papierosa, patrząc jak po policzkach brunetki płyną łzy.
- Dlaczego nie pozwalasz mi wrócić do domu? - zapytała, pociągając nosem - Ja nic nie rozumiem... - mówiła to, co chciała powiedzieć mu od dawna.
- A dlaczego ty ciągle do mnie wracasz? Może gdybyś chciała to już dawno byś mnie zostawiła? - sam nie wierzył w swoje słowa. Nigdy nie chciał jej tego powiedzieć.
Z samego rana pojechali do kolejnego miasta. Przed południem Chelle kupiła kolejną paczkę tabletek na uspokojenie. Kiedy wróciła, Caroline zaciągnęła ją w zacisze swojej sypialni.
- Dzwoniła jakaś Lise i pytała gdzie jesteś - Michelle ciężko westchnęła i zaczęła od początku opowiadać blondynce o wydarzeniach z minionego dnia. Dopiero potem zadzwoniła do Lizzy i wszystko jej wyjaśniła.
- Nie mam już siły...wczoraj Jimi wolał zostać z tym idiotą. Przez chwilę miałam ochotę zostawić mu dziecko i spieprzyć na drugi koniec świata - cała złość szybko z niej upływała. Gdy pani McKagan usłyszała o ostatniej szansie dla Slasha, poczuła nagły skok ciśnienia.
- Wiesz co...rób co chcesz, to przecież twoje życie. Mnie wystarczy uderzyć tylko raz - warknęła przez telefon i zdenerwowana odłożyła słuchawkę na swoje miejsce.
- Lise? Lise! Halo? - Chelle głośno przeklęła i dopiero wtedy zauważyła Jimiego przy drzwiach.
- Jimi... Podsłuchiwałeś? - zapytała przerażona, idąc w kierunku dziecka, którego oczka błyszczały jak maleńkie gwizdki na niebie. Gdy chciała go przytulić, mały biegiem ruszył przed siebie. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Slash. Dziecko wskoczyło w jego ramiona i cicho łkało, mocząc łzami rękaw jego koszulki.
- Cii... Coś ty mu zrobiła? - myślała, że zaraz zwariuje. Miała nadzieję, że na hotel spadnie bomba atomowa i nie będzie musiała więcej popełniać tylu błędów naraz.
- Nic. Muszę się przewietrzyć - mruknęła, zabierając cienki sweter i wychodząc z pokoju. Ukryła się w spokojnej dzielnicy i przechodząc kolejnymi ulicami, wypalała paczkę papierosów. Usiadła na ławce w uroczej alejce otoczonej kwiatami i zamknęła oczy. Była najgorszą matką na świecie. Tego dnia posypało się coś innego. Coś znacznie ważniejszego.
Tymczasem na drugim końcu świata Rose i Stradlin pisali nowe piosenki, Steven uczył się perfekcyjnego ojcostwa od dwójki wspomnianych przyjaciół i powoli powracał do swojej ukochanej perkusji. Cała trójka bezustannie starała skontaktować się z Duff'em, jednak ten nie miał czasu nawet na krótką rozmowę. Każdego dnia rozmawiał z Lise, ale ona co dzień ucinała rozmowę w najważniejszym momencie. O Slasha nikt nie pytał. Wiedzieli, że bez niego zespół nie będzie do końca prawdziwy, ale w trójkę próbowali reaktywować swoją ukochaną kapelę.
Ostatni europejski koncert Slash'a, Myles'a i The Conspirators przebiegł nadzwyczaj dobrze. Mimo że Chelle, Caroline i Jimi zostali w hotelu, Hudson wiedział, że nie wyjadą w tym czasie.
- A jak tam układa się z szanowną małżonką? - zapytał Lemmy, gdy w barze cała ekipa opijała zakończenie trasy po Europie.
- Ta wariatka myśli, że zgodzę się na rozwód - zaśmiał się w głos, a wszyscy popatrzyli na niego z lekkim zaskoczeniem - Nie mówiłem wam? Truje mi dupę od początku trasy - Myles wolał nie słuchać co jeszcze Hudson powie na temat swojej żony. Dla bezpieczeństwa jego i Slash'a szybko się pożegnał i wrócił do hotelu.
- Co oni tam robią? - Chelle, zdążyła już z nerwów obgryźć paznokcie.
- Kiedy wychodziłem tylko pili - odparł Myles i objął Carrie, ułożywszy głowę na jej ramieniu.
Brunetka niedbale pakowała swoją torbę i ani myślała dłużej zwlekać ze swoim odejściem.
- Zostań chociaż do końca trasy... - głos Saula był zupełnie inny niż przez ostatnie miesiące. Nie wyrażał nakazu, nie był przepełniony nienawiścią.
- Mieliśmy umowę, której jak zwykle nie dotrzymałeś. Prosiłam cię żebyś przestał brać to gówno, ale skoro nie my jesteśmy ważni, to nie będziemy ci dłużej przeszkadzać - patrzył na nią swoim żałosnym wzrokiem, a ona przez długą chwilę milczała jak grób.
- A może...
- Daj sobie spokój. I tak nic z tego nie będzie - mimo że tego nie okazał, te słowa cholernie go zabolały. Sam nie wiedział co powinien zrobić - Jimi pośpiesz się, bo samolot odleci bez nas - pociągnęła małego za rączkę. Myślała, że znów będzie krzyczał, ale on tylko patrzył jak niepewnie kroczy w wybranym kierunku - Mogę chociaż pożegnać się z synem? - zapytał, doganiając ich gdy wchodzili do krótkiego korytarza. Chelle westchnęła ze zniecierpliwieniem i nawet nie spojrzała na to jak mały brunet ze spuszczoną główką robi krok do przodu. Hudson delikatnie oplótł go ramionami i popatrzył na dłoń Chelle, która nie puściła go nawet na chwilę. W końcu musieli się rozstać. Jimi pomachał tacie z daleka. Brunetka, którą tak cholernie kochał nawet na niego popatrzyła. Dopiero wtedy było mu naprawdę głupio. Wcisnął dłonie do kieszeni jeansów i przez kilkanaście minut błąkał się po apartamencie. Bez celu wpatrywał się w pustkę przed sobą. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otrząsnął się z transu, podbiegł do nich i mocno szarpnął za klamkę.
- A...to ty... - cała nadzieja ulotniła się z kolejnym wydechem.
- Gdzie ona jest? - Caroline bez pytania weszła do apartamentu i rozejrzała się wokoło.
- Co jej znowu zrobiłeś?! - wrzasnęła, mając przed oczami najgorsze wizje.
- Wróciła do domu! - krzyknął w odpowiedzi, patrząc na blondynkę, której mina zmieniała się z każdą kolejną sekundą.
- W końcu - mruknęła, uspokoiwszy się.
- Slash czy...a co ty tu robisz? - zapytał Myles, wpatrując się w swoją dziewczynę.
- Właśnie wychodziłam.
- Czego chcesz? - Hudson wyraźnie nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.
- Chcieliśmy trochę pograć, przyjdziesz do 202? - Myles nie chciał zbytnio naciskać.
- Dacie sobie radę beze mnie - burknął, trzaskając drzwiami sypialni. Kennedy jeszcze przez chwilę stał jak słup soli, po czym dołączył do kolegów z zespołu.
Wciąż nie wierzyła w to co robi. Powoli wchodziła po schodach na niewielki, drewniany taras. Jimi spał w jej ramionach jak zabity. Z początku lekkie torby teraz były największym utrapieniem. Potworne zmęczenie dawało się we znaki. Zapukała do drzwi, nie chciała się wpraszać. Dopiero po długiej chwili usłyszała jak ktoś się do nich zbliża. Odczekała jeszcze moment i zapukała po raz kolejny. Przed jej oczami stanęła Lise. Obecność spóźnialskiego gościa sprawiła, że z niedowierzaniem odsunęła się od drzwi.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś? Przyjechałabym po ciebie na lotnisko! - brunetka wciągnęła Chelle do środka i mocno ją przytuliła. Zupełnie zapomniała o tym, co powiedziała jej kilka dni wcześniej.
- A kto to? - z kuchni wyłoniła się postać starszej kobiety, która miała w zwyczaju farbować włosy na czarno.
- To moja przyjaciółka, Michelle - wyjaśniła dziewczyna, zerkając na Jimiego.
- Pamiętasz ciocię Lizzy? - zapytała Chelle, głaskając malca po główce.
Obie brunetki siedziały na kanapie i rozmawiały przy kubku gorącej herbaty.
- Kiedy złożysz pozew?
- W tym tygodniu. Wystarczy jeden podpis i sprawa trafi do sądu. No i na jakiś czas muszę wrócić do LA - odparła pani Hudson, popijając łyk gorącego napoju.
- Zrobicie to?
- Co?
- Rozejdziecie się na dobre?
- A ty zostawisz w końcu McKagan'a?
- My to zupełnie inna sprawa. Poza tym nie zmieniaj tematu - pani McKagan sama nie wiedziała jak potoczą się losy jej małżeństwa.
- Chcę rozwodu.
- A co potem? - Michelle mogła zastanawiać się nad odpowiedzią tak długo, jak tylko chciała.
- Wyjadę i zacznę wszystko od nowa - odparła po chwili namysłu i uśmiechnęła się zupełnie nieszczerze.
- Wciąż go kochasz? - wyszeptała brunetka, patrząc na przyjaciółkę. Nawet nie zdążyła dodać słowa, a pani Hudson już przytulała się do jej ramienia - Pomogę ci, będę zeznawać jeśli chcesz.
- Ja...ja chcę żeby on wrócił, żeby znowu było dobrze - nie umiała dłużej powstrzymywać łez. Gdy kobieta chciała mocniej ją przytulić, Chelle zerwała się z miejsca. Przeprosiła i zniknęła za drzwiami tymczasowego lokum.
O kurde fajny rozdział!Zajebisty!Już myślałam że Michelle nie uwolni się od tego idioty.I Adlerek spotkał się z resztą.Hahaha fajnie i dobrze ,że wróciła i mieszka u Lizzy.
OdpowiedzUsuńProszę o 116 szybciutko moze w następny weekend?
PIOSIE
Estranged
Dziękuję za komentarz, a co do publikacji kolejnego rozdziału to nie jest niestety takie proste ;_; Przyszły tydzień mam zajęty po brzegi i nie dam rady zajrzeć na bloga. Ale cierpliwości proszę ;c
UsuńKocham cię kurde kocham!
OdpowiedzUsuńEstranged
Ja Ciebie również ♥.♥
UsuńTak! Wyrwała się nareszcie! Ale... skąd nagle w Slashu taka zmiana? Bo chyba nie doczytałam tego. Czekam na kolejny i niesamowicie się cieszę, że jednak zdecydowałaś się dodać rozdział! Trzymaj się kochana i pisz jak najwięcej! <3
OdpowiedzUsuńK8
W Slashu "zmiana" nastąpiła po tym, jak zrozumiał, że Chelle już nie zostanie, przynajmniej o to mi chodziło xD
UsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa!
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie ;)
UsuńPrzeżyłam 3 zawały z rzędu czytając ten rozdział ! Serio ! Omg ! To było takie cudowne. Miałam takiego stracha, gdy Slash ich złapał na lotnisku, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Kurde nie wiem co pisać. Po prostu aż mi mowę odjęło. Michelle jednak odeszła. I to jest najważniejsze. Teraz musi sobie ułożyć życie od początku :3 Tylko zastanawia mnie, czy da sobie radę żyć bez Saula. Niby skurwiel, ale mogę się założyć, że dalej go kocha.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Lizzy to mam cholerną nadzieję, że da sznanse McKaganowi. W sumie był pijakiem, ale nie robił takich strasznych rzeczy jak Hudson. Teraz widać, że mu zależy.
A i zapomniałabym o Izzym, Axlu i Stevenku. Jak ja się cieszę, że znowu ze sobą zaczęli grać :)
To jest coś cudownego, czytać takie miłe wiadomości :* Jej !
Kocham to Reverie <3 Jesteś cudowna :3 Mam nadzieję, że będziesz miała troszkę czasu no bloga :) Pamiętaj my zawsze czekamy ze zniecierpliwieniem :D
Największa Fanka ~ Michelle Rose :*
Haha ♥ Kocham Cię Michelle. Szczerze!
UsuńDziękuję z całego serduszka i mam nadzieję, że w przyszłości sprostam wszystkim wymaganiom oraz że więcej nie wystąpi zagrożenie zawałem. Chyba że tego chcesz, to inna sprawa... xD
Takie zawały to ja mogę mieć częściej :3
UsuńNie mam nic przeciwko <3
Zapraszam na nowy rozdział "It's so Easy" :*
OdpowiedzUsuńhttp://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/09/its-so-easy-rozdzia-7.html
Świetne, super, zajebiste. W końcu jej się udało, cieszę się. Tylko trochę mi szkoda Michelle...
OdpowiedzUsuńMódlmy się, aby wszystko było już okej.
Dziękuję! Nie chcę za dużo zdradzać, ale...kto wie czy cokolwiek jej pomoże?
UsuńHej. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam nowy rozdział! Taka jakaś radość mnie ogarnęła, że znowu mogę poczytać swojego ukochanego bloga i że jesteś. ;) Dziękuję.
Kurcze. Miałam taką wielką nadzieję, że Michie ucieknie za pierwszym razem. Tak bez pożegnania, bez słowa... Ale z drugiej strony fajnie, że Saul ich znalazł. To dało mi takie uczucie, że może jednak oni dla niego coś znaczą. Ale to było bardzo ulotne, bo po chwili w hotelu znowu to samo... Jimi złamał mi serce mówiąc, że woli zostać z tatą. Ostatecznie wyjechali i myślę, że będzie lepiej. :) Cieszę się, że Michelle zatrzymała się u Lizzy. Może przekona ją, żeby wróciła do Duffa. :3 Ja naprawdę taaaak bardzo bym chciała... ;3 Może powinnam poprosić o to w przyspieszonym liście do Mikołaja? xD Tak czy inaczej Duffy chyba dostał już nauczkę i widać, że naprawdę się stara. Może coś z tego będzie? :) Och, no i Steve, Izzy i Axl się razem trzymają. :3
Przepraszam za ten swój koncert życzeń, ale no rozumiesz... ;D Ogółem rozdział cudowny. Chyba cierpliwie wytrzymam do następnego, o ile będzie Duff. ;D Mam nadzieję, że dasz sobie radę z tą gonitwą w szkole. Trzymaj się i duuużo weny, jak zawsze. ;*
Love, Mike. :)
Dziękuję *__________*
UsuńNie spodziewałam się aż tylu komentarzy! Ludzie, wchodzę na bloggera, a tu czeka 14 do publikacji *_*
Bardzo, bardzo dziękuję za opinię i również mam nadzieję, że poradzę sobie w szkole ;_;
Wena jest - czasu nie ma.
Pewnie weźmie rozwód. :/ A Slash trochę przystopowal ,ale i tak odeszla. Miejmy nadzieję że np. spotka Letty , Katrin , Kate i dołączą do nich razem z Lizzy.Ale tak żeby się spotykać. I wtedy może Michelle opowie o wszystkim i dadzą jej wsparcie , poradzą co ma zrobić . Spotkają się z Gunsami a niech Lizzy wybaczy Duffowi.Oj plis....
OdpowiedzUsuńEstranged
Pewnie część Twych przewidywań się sprawdzi, choć nie jestem pewna czy tak do końca xD
UsuńDzięki za komentarz!
/aha i pytanko. Czy to ty prowadzisz stronę Miłości nie ma ale są Gunsi?
OdpowiedzUsuńEstranged
Nie, to nie ja xD
UsuńObecnie nie posiadam facebook'a.
Jak Michelle się nie udało uciec za pierwszym razem, to już myślałam, że nigdy tego nie zrobi. Mogła przecież wziąć ryczącego Jimiego pod pachę i spierdalać. Bez przesady, dzieciaki nie mogą rządzić rodzicami XD I w ogóle to nic takiego się nie stało, trochę pokrzyczała, coś tam powiedziała, ale chyba ma do tego prawo w takiej sytuacji, niech się nie przejmuje, Jimi nie będzie miał trwałego urazu z przeszłości, a ona nie jest najgorszą matką. Za to Slash jest najgorszym ojcem, wcale nie widzę żeby żałował tego co zrobił, jest chyba tylko w szoku że Michelle wreszcie wyjechała. Mam nadzieję, że nie wrócą do siebie, nawet jesli Slash by się poprawił, ona mu już nigdy w pełni nie zaufa. Ciekawe, jak będzie.
OdpowiedzUsuńCo do Duffa... chyba się stara, no to Lizzie powinna mu dac kolejną szansę... chyba że go nie kocha, w co wątpię.
Cieszę się, że Chelle w końcu pojechała. Jestem ciekawa co będzie dalej. Pisz powoli następny, gdy będziesz mieć czas, ale pisz! <3
Dziękuję pięknie! ;*
UsuńTyle opinii, a wszystkie tak cholernie pozytywne *_* toż to najlepsza motywacja pod słońcem!
Zabieram się za kolejny, póki mam chwilkę oddechu xD
O jejku jejku jejku <3 coś wspaniałego, serio :D
OdpowiedzUsuńMichelle nareszcie się udało :) tylko szkoda że Jimi musi to wszystko znosić.. Mały nie rozumie. A ta zmiana w Slashu to jest chyba na dobre, prawda? Bo może ( taką mam nadzieję) on pójdzie na odwyk i zrozumie swoje postępowanie i jak bardzo ich skrzywdził a Michelle w głębi serca chyba go kocha więc może kiedyś znów będą szczęśliwą, kochającą się rodziną.
A Izzy i Stevean z Axlem, fajnie że znowu komponują, to podbudowuje :)
Adler ojcem <3
Kurde, kocham twojego bloga :D wchodziłam codziennie i mam nadzieję że uda Ci sie pogodzić bloga z nauką :)
I dziękuje za dedyka :D ;*
A propos gdzie chodzisz do liceum? ( bo może się tam wybiore jeśli w Warszawie)
Pozdrawiam, Marry :)
Jakimś cudem pamiętałam o dedykacja, serio! xD
UsuńDziękuję z całego serduszka i obiecuję jak najprędzej coś napisać.
Do LO chodzę na Śląsku ;c niestety W-wa to nie moje tereny, a chciałabym ;_;
No więc tak.
OdpowiedzUsuńSiedzę chora przed kompem....i czytam nowy rozdział.
I Matko Bosko Kochano.....jak on ją złapał na tym lotnisku, to zakichałam monitor i przy okazji się zasmarkałam.
I ogłuchłam na lewe ucho, bo coś mi strzeliło.
A potem zawał.
Ale spokojnie.....przeżyłam xD
Jak dobrze, że wreszcie się od niego uwolniła :D
Slash chyba wreszcie zrozumiał, że ona już nie wróci.
Ich związek już chyba raczej nie będzie dalej istniał.
Nadzieja matką głupich, ale ja nadal ją mam <3
Czekam na następny.
Taki nijaki ten komentarz, ale ważne, że jest :D
(Magda)
Hahaha! Przepraszam w takim razie xD
UsuńA nadzieja się przyda, oj tak.
Dziękuję za ten wcale nie nijaki komentarz ♥
JAK JA SIĘ UCIESZYŁAM JAK ZOBACZYŁAM EN WPIS. <3
OdpowiedzUsuńA ja jak zobaczyłam tyle komentarzy *_*
UsuńOjeja ojeja... Ale się pokręciło wszystko... Genialnie Ci to wyszło, ale jak tak dalej pójdzie, to zapraszam na mój pogrzeb, bo tylu zawałów jeszcze nie miałam xDDD Pozdrawiam cieplutko i weny życzę :****
OdpowiedzUsuńJak to pogrzeb?! ;_; to ja już nic nie piszę, bo będę miała połowę czytelników na sumieniu ;c
UsuńRównież pozdrawiam i życzę weny <3
ONIENIENIE! Jak przestaniesz pisać to...to....to....e.... to wtedy też przyjedziesz na pogrzeb ;____; więc lepiej pisz, bo wolę zdednąć przez wydarzenia w rozdziale niż dlatego, że nie piszesz ;)
UsuńHahaha jak ja Cię uwielbiam... xD
UsuńTAK <3 jejku kocham to, kocham to :D uwielbiam, uwielbiam. Nareszcie Michelle zdobyła sie na to na co czekałam już od dłuższego czasu. UWOLNIŁA SIĘ I BĘDZIE ZACZYNAŁA WSZYSTKO OD NOWA:D wiem, piszę ten komentarz, tak jakbym chciała Ci streścić to co sama napisałaś XD
OdpowiedzUsuńAle tak bardzo się cieszę. Sama rozumiałam bardzo wiele rzeczy ostatnio, więc cieszę się, że tak potoczyły się sprawy Michelle. Każdy potrzebuje akceptacji i szczęścia i czasami chce zachować się egoistycznie, żeby do tego dotrzeć. ALE NIE MICHELLE, która oficjalnie stała się moją idolką. Wiem, że jest wytworem Twojej wyobraźni, ale dla mnie będzie prawdziwa. Dobra, kończę bo pomyślisz sobie, że jestem walniętą psychofanką :) Pozdrawiam M.
Michelle istnieje. Ja ją widzę, często rozmawiamy i opowiada mi o tym wszystkim co później opisuję xD
UsuńPiekielnie dziękuję za ten komentarz i nie mam nic przeciwko psychofankom ♥
Jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Michelle w końcu się od niego uwolniła, ale szczerze mówiąc teraz jest mi go trochę szkoda :( Ja już nie wiem czego chcę :(
Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu i napiszesz kolejny świetny rozdział! <3 Życzę miłego tygodnia w szkole :<
Ja? Niesamowita? *_* po stokroć dziękuję! To bardzo miłe!
UsuńRównież mam taką nadzieję.
Ach...szkoda gadać o szkole ;_; ja chcę święta/ferie/wakacje/kolejny weekend/cokolwiek ;_;
Kurwa, kurwa, kurwa,kurwa! Zajebiste! Współczuję Michie i nienawidzę Slasha. Teraz powinna odpocząć poukładać sobie wszystko i odbudować zaufane Jimmy'ego. Mam nadzieję że Lisa jej w tym pomoże...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny powodzenia ;)
Dziękuję o.o takich emocji to dawno tutaj nie było xD
UsuńUwielbiam twojego bloga. <3 Znalazłam go wczoraj na internetach. Dzisiaj olałam szkołę żeby tylko przeczytać wszystkie rozdziały. A teraz twierdzę że warto było olać szkołę. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny.
~Marlena~
Jeeeej *_*
UsuńBardzo mi miło w takim razie! Toż to zaszczyt czytać takie komentarze. Ale szkoły nie olewaj, bo to ważne. Naprawdę.
Również pozdrawiam ♥
Jezu, mam doła jak cholera. Weszłam tu i zobaczyłam ten rozdział. Ogromna radość, ale czytanie nie obyło się bez łez. Szkoda mi Cheele. I Slasha. On ja kocha, ale niepotrzebnie ją upokarza i traktuje jak szmatę. Dlaczego i w żuciu i nawet tu się nie układa.
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział ;D
To ja dziękuję za komentarz ;)
UsuńPowraca moja wiara w ludzką wrażliwość ;_; dziękuję Ci.
Nowy rozdział u Ciebie *____* No dosłownie cudo <3
OdpowiedzUsuńWreszcie Michelle udało się wyrwać od Slash'a. Tylko to jest takie troszkę dziwne, że dal jej w końcu, po tym wszystkim tak po prostu odejść... Ale mam nadzieję, że tylko się niepotrzebnie doszukuje... ;D
Steven, Izzy, Axl zaczynają coś robić, żeby Gunsi powrócili ;D Może i Duff i Slash w końcu też tego będą chcieli i Guns N' Roses znowu będzie najzajebistrzym zespołem świata ;D
Mam nadzieję, że będziesz częściej dodawać rozdziały ;D
Jak tam szkoła?
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział <3
Z całego serca dziękuję. W kolejnym rozdziale postaram się napisać coś o reszcie, bo chyba Was, drodzy czytelnicy, nudzi ciągle ten sam wątek, czyż nie?
UsuńSzkoła to istna masakra piłą mechaniczną. Nie sądziłam, że można od człowieka aż tyle wymagać. Chcę wrócić do przedszkola... ;_;
Gorąco pozdrawiam w tenże chłodny, wrześniowy dzień, lecz kiedy nowy rozdział się ukarze...? Tego nie wie nikt.
Wow. Nie będę Ci już mówić jak bardzo Cię podziwiam, bo to jest wręcz oczywiste. Rozdział jest genialny, aż boli ta zależność Michelle wobec Slasha. Jednak mimo tego tak bardzo chciałabym Cię prosić, abyś go zmieniła, a opowiadanie zakończy się happy endem ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, lecz co do Twojej prośby to chyba nic już nie pomoże ;c
UsuńPrzepraszam
Boże, jest mi tak cholernie przykro. Tak źle, że to co było między nimi się posypało. Jednak dalej się kochają, może nie będą już ze sobą, ale to, że Chelle go nie znienawidziła jakoś tak mnie pociesza. Sama nie potrafię pozbierać myśli. Wzruszyłam się, bardzo. W dodatku Slash też tak mocno ją kocha, nie mogę tego pojąć, bo kiedyś myślałam, że żeby być razem wystarczy tylko miłość, a jednak nie. Bardzo mi się rozdział podoba i to jak ukazałś te ich realia w nim. Biję pokłony i dziękuję Ci za to opowiadanie, które zawsze dostarcza mi tyle emocji. Uwielbiam je.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda mi się jeszcze nie raz Cię wzruszyć xD
UsuńBardzo dziękuję za komentarz!
Nosz japierdziele!!! Wspaniały rozdział! Ty to masz talent *,* Ciekawe co będzie dalej xD
OdpowiedzUsuńDzięki *_* sama jestem ciekawa cóż to się wydarzy xD
UsuńAaaa nie! Już się załamałam na początku jak jednak na lotnisku pojawił się Slash. Już miałam takie o nie, o nie, o nie, O NIE! Już było tak blisko, tak niewiele brakowało by Chelle była w końcu wolna i wszystko się zjebało. Ale potem jeszcze miałam iskierkę nadziei, jak jednak już była na pasie startowym i wtedy kolejny szok - Jimi jednak mimo wszystko chce zostać ze Slashem :O no ale później byłam z Michelle mimo wszystko dumna. Nie dała się Slashowi z nią zabawiać, była bardziej stanowcza i nie przyszła na koncert. A potem to już pękałam z dumy, że jednak Chelle wzięła się w garść, spakowała i w końcu wyjechała. TAK, TAK, TAK!
OdpowiedzUsuńAż dziwne, że Slash nie protestował aż tak ostro jak to miał w zwyczaju, ale bardzo dobrze! Chelle zwiała, spotkała się z Lizzy i no w końcu udało się! Matko, jak dobrze!
Emocji było co niemiara w tym rozdziale no i w sumie komentarz wyszedł mi bardzo chaotyczny, ale mam nadzieję, że udało wyrazić mi się swój podziw dla tego rozdziału, bo był świetny :D
Smutno mi że tylko 3 do końca zostały, ale będę z niecierpliwością czekać na dalsze rozdziały drugiego tomu :D i więcej Kirka i Slasha XD <3
Pozdrawiam bardzo serdecznie i zabieram się za następny rozdział :D
Lady Stardust <3
Lady Stardust, marry me! Normalnie tak mnie motywujesz do pisania, że szok haha XD
UsuńTak, udało się opisać emocje jakie Ci towarzyszyły, aż sama je poczułam :D
Ej sama się jaram tym Slashem i Kirkiem teraz xD to jest świetny duet.
Pozdrawiam cieplutko i ściskam mocno!
Reverie.
Cieszę się bardzo, że Cię motywuję :D serio kocham to opowiadanie <3
UsuńNo a Kirk i Slash są duetem idealnym <3 i to że są tak podobni sparwia, że mogą wplątać się w różne śmieszne sytuacje XD aż mi to przypomina jak w biografii Mötley Crüe było, że Tommy czasem odwalał jakieś szalone rzeczy typu latanie nago po całym hotelu, zaczepianie staruszek w windzie itp XD no i później cała wina spadała na biednego Micka bo mieli czas, że byli dość podobni XDD i później Mick zbierał opieprz albo nawet za kratki trafiał XD
Wow! Szalone Mötley Crüe! Ich też więcej dzięki Tobie słucham XD
UsuńBiedny Mick :(