High Voltage Tattoo 5.
Noc w lesie mogłaby wydawać się całkiem atrakcyjną ofertą, gdyby nie chrapiąca, ruda małpa śpiąca tuż obok. Nie każdy ma zdolności do całkowitego ignorowania odgłosów środowiska podczas snu.
- Bailey, pierdolcu, stul pysk i daj mi się wyspać! - jedno uderzenie traperem w łydkę wystarczyło, by Bill szeroko otworzył oczy.
- Spierdalaj - burknął, rozmasowując nogę. Nie zastanawiałam się zbyt długo. Gwałtownie zerwałam się z miejsca, ciągnąc za sobą śpiwór z rudą małpą wewnątrz.
- Przestań! Pożałujesz! Niech ja cię tylko, kurwa, dorwę! - wrzeszczał wniebogłosy, mocno trzymając się za boki przenośnej noclegowni - No kurwa! - wydarł się o jeden ton za głośno. Puściłam dwa końce zielonego śpiwora i pobiegłam kilka metrów dalej.
- Co tu się dzieje?! - do obozu wtargnął zwierzchnik sił zbrojnych i jednocześnie łącznik ze starszymi stopniem.
- Ta mała dziwka jest pojebana!
- Hej! Sam jesteś dziwką! - wrzasnęłam, nie potrafiąc znieść tej nieprawości.
- A wypierdalaj na drzewo!
- Sam wypierdalaj, rudzielcu! - rzuciłam się w jego stronę, nie potrafiąc pohamować się przed deformacją jego nosa. Draństwo! Nikt nie będzie mnie obrażał. Kilka pociągnięć za jego rude kłaki i nagle poczułam, że on wcale się nie szamota. Leżał spokojnie i zaciskał powieki, gdy ja niemalże wyrywałam jego kudły z głowy.
- Mmm...podoba mi się ta pozycja... - mruknął, ukazując żółć swoich zębów, w momencie gdy leżałam na jego mięsistym ciele.
- Świnia! - krzyknęłam, natychmiast zrywając się z rudego podłoża.
- Dokończycie kiedy indziej, a teraz spać - zarządził starszy, a następnie dwukrotnie głośno zagwizdał.
- Kiedyś cię zabiję... - mruknęłam do samej siebie, widząc, że cała zabawa dobiegła końca. Irytujący koniec dnia spowodował, że wcale nie chciało mi się spać. Przez pół nocy wpatrywałam się w jasno migoczące gwiazdy, które dopiero teraz były tak blisko mnie.
Z samego rana coś poszło nie tak. Ktoś bez pytania przegrzebywał mój plecak. Ostrożnie otworzyłam jedno oko, by już po chwili mocnym kopnięciem podciąć nogi kretyna, który odważył się na ten bezmyślny wyczyn.
- ALARM! GRUPA 4! - wrzasnęłam na całe gardło, przytrzymując twarz nieporadnego przeciwnika tuż nad ziemią. Sięgnęłam do paska i zauważyłam, że nie mam przy sobie broni. Osobnik, którego obezwładniłam wyrwał się spod mojego kolana, zwiewając z miejsca zbrodni. Nagle niespodziewanie zatrzymał się. Ruda małpa postrzeliła go w plecy co było równoznaczne z końcem gry dla trupa. Brunet spuścił głowę i przeklinając pod nosem, stanął pod drzewem. Ze skrzyżowanymi rękami zaczął obserwować toczący się bój. Zaskoczona spojrzałam na Williama. Dumnie uniósł brodę, patrząc z góry na moją osobę. Bez słowa ruszyłam na podbój grupy 4. Wzrokiem starałam się odnaleźć Jeffa, jednak nigdzie go nie było. Gdy nasze oczy się spotkały, bez wahania strzeliłam w jego stronę paintballem. Uśmiechnął się szyderczo gdy chybiłam i wycelował. Cholerka. Nie mam amunicji. Uniosłam ręce w geście obronnym.
- Padnij! - wrzasnęła ruda małpa. Gdy zorientował się, że nie mam najmniejszego zamiaru posłuchać jego rozkazu, rzucił się na moja osobę, cudem ochraniając mnie przed pędzącą kulą z zieloną farbą.
- Koniec czasu! - wrzasnął wysoki brunet ze stoperem w ręku.
- Złaź...złaź ze mnie...no kurwa! - wrzeszczałam, gdy rude cielsko przyciskało mnie do ziemi.
- Kurwa, już! - wstał i otrzepał dłonie z suchej ziemi. - Czego bym, kurwa, nie zrobił to i tak będzie źle! - wrzasnął, intensywnie gestykulując w powietrzu. Uniosłam lewą brew do góry i patrzyłam jak odchodzi.
- Stary, mówię ci, rozszarpię tą dziewuchę! Jak Boga kocham! - razem z Jeffem poszedł w kierunku zbierającej się grupy.
- Pierdoleni faceci...jacy faceci? To obok chłopa nie stało! - wrzeszczałam do samej siebie, licząc na to, że Isbell raczy się odwrócić. - Głupi fiut - warknęłam, już obmyślając plan zemsty.
Pozostałe dni naszej wędrówki minęły dość spokojnie. Bez większych problemów mogłam wyżywać się na rudej małpie.
- Santos!
- Tak, sir!
- Wystąp! - zrobiłam potężny krok w przód, dumnie unosząc głowę. - Reszta, rozejść się! - krzyknął Hawke. - Mam dla ciebie propozycję.
- Zamieniam się w słuch.
- Za kilka miesięcy wysyłamy grupę najlepszych bokserów z miasta na turniej, a w tobie widzę potężny potencjał - mówił piekielnie szybko. Po chwili przemyśleń doszłam do wniosku, że dobrze wyglądałoby gdybym zemdlała ze szczęścia. Jednak tego nie uczyniłam.
- Zastanowię się - odparłam, nie chcąc pokazać jak cholernie cieszyłam się w tamtej chwili. Po powrocie do domu zasnęłam w kilka minut. Tydzień spędzony w koszarach był bardziej męczący niż matka wrzeszcząca bez opamiętania gdy wracasz pijany z imprezy.
Wcześnie rano, kiedy niektórzy ludzie przygotowywali się do kolejnego, nudnego dnia w pracy, wpadłam do kuchni w starych, przetartych dresach.
- Cześć - uśmiechnęłam się krótko i mocno szarpnęłam drzwi lodówki. Mama mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, podczas gdy rozbijałam jajka na stole.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała zaniepokojona, gdy powąchałam surowe białko w szklance.
- Wypić - nie zdążyła powiedzieć niczego więcej. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zimna substancja szybko spłynęła w dół mojego przełyku. Z domu wybiegłam z niezwykle szerokim uśmiechem. Tego dnia miałam przejść test wytrzymałości. W kilka minut dotarłam do klubu. Torbę rzuciłam w kąt przebieralni i błyskawicznie zamieniłam czarną koszulkę na sportowy top.
- Jak tam, Santos, gotowa na zmianę twarzy?
- Ona nawet nie wejdzie na ring!
- Daj spokój...gdzie tam baba do takich zajęć...
- Ona jest bardziej męska niż 90% obecnej tu populacji - większość parsknęła śmiechem, a ja z zaskoczeniem popatrzyłam na trenera Hawke'a. - Skoro z chłopcami już się zapoznałaś, to możemy zaczynać - wyciągnął kartkę ze swojego notesu i kazał zrobić sobie rozgrzewkę. Po kilku minutach wpatrywania się w moje działania, powstrzymał mnie.
- To robisz źle. Nie można tak po prostu kręcić tyłkiem, musisz poruszyć stawy biodrowe a nie tylko kolanowe - każdy szczegół był ważny. Każde kolejne ćwiczenie wydawało mi się zupełnie inne niż dotychczas.
- Co zwykle jesz na śniadanie?
- Kanapki.
- Z czym?
- Z czym popadnie, nie wybrzydzam.
- To zaczniesz. Jam'ie przygotuje dla ciebie dietę - szeroko otworzyłam oczy. - Aha...jeszcze jedno. Koniec z alkoholem.
- Ale...!
- Żadnego ale. Bez dyskusji. Masz do tego smykałkę - lekko uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu rzadko kiedy ludzie mówią mi, że do czegokolwiek się nadaję. - Dobra, dość tego. Pokaż mi jak robisz brzuszki - milcząc położyłam się na podłodze, zmuszając mięśnie brzucha do ciężkiej pracy.
- Na początek może być. Teraz trochę poskaczesz i będziesz wolna na dziś - wbrew pozorom to ta ostatnia czynność sprawiła mi największe trudności.
- Nie dam rady... - jęknęłam, rzucając stalową linkę na podłogę po 15 minutach bezustannego podskakiwania.
- Santos, cholero! Masz kondycję nieboszczyka, do roboty! - pokręciłam przecząco głową, opierając dłonie na biodrach.
- Wolałabym powalić w worek - mruknęłam pod nosem.
- Nie masz na tyle siły. Jutro o 17 tamci z drugiego ringu biegają na czas, jak dasz radę do przyjdź.
- Będę przed 17.
- Akurat...rano nie wstaniesz z łóżka.
- A to niby dlaczego?
- Zakwasy, mała. A teraz zmykaj, zaraz przyjdą następni - czując, jak moje mięśnie pracują, dotarłam pod dom Isbella. Zapukałam do drzwi.
- Dobry, jest Dzwon?
- Witaj Angel, Jeff niedawno wyszedł.
- Kurwa...
- Dokładnie tak.
- Co? - zapytałam zaskoczona, zdając sobie sprawę z tego, że przeklęłam w obecności dorosłej kobiety.
- Więcej czasu spędza z prostytutkami zamiast w szkole - powoli przyzwyczajając się do bezpośredniej pani Isbell, pożegnałam się bokserskim uściskiem ręki, wyruszając na przeszukiwanie domów uciech w Lafayette. Po wielu zwiedzonych burdelach, natrafiłam na ślad Jeffreya. Jego kurtka wisiała na wieszaku widocznym w oddali.
- Dzwon! Jesteś tu?! - wrzasnęłam, spoglądając na półnagie ciała w oknach.
- Nie! - wrzasnął znajomy głos.
- Wyłaź! Musimy pogadać! - po wielu długich chwilach zarumieniony szatyn stanął przed moją zniecierpliwioną osobą.
- Dzisiaj nie przyjdę na imprezę. I jutro też nie.
- Co...no...czemu...że co?!
- Mam treningi i nie bardzo mogę chlać...
- Treningi? A może ty...masz raka?
- Przestań, kurwa, pieprzyć te panienki, bo mózg zaczyna ci zanikać. Czy ja wyglądam na chorą?
- No...nie?
- Nie, właśnie. Nie będę więcej z wami pić.
- Jesteś chora - przyłożył dłoń do mojego czoła - Masz gorączkę.
- Nie dotykaj mnie! Lepisz się... - nie posłuchał - Przestań! - nie podziałało - Weeeź się! - Jeffrey wystawił język i pomachał mi na pożegnanie.
- Jutro u Jamesa i bez gadania! - wrzasnął, znikając za rogiem. Nie przyszłam. Następnego dnia też nie.
Niedługo potem wszystko się zmieniło. Nie było już długich nocy spędzonych na piciu byle czego z tymi kretynami. Zaczęły się treningi i ścisła dieta. Nie trzeba było dużo czasu, żeby wszyscy w szkole omijali mnie jeszcze szerszym łukiem niż dotychczas. Dopiero teraz czułam się naprawdę dobrze.
Codzienne treningi na początku dawały mi w kość. Po miesiącu stały się czystą przyjemnością.
- Teraz sierpowy...bardzo dobrze! Jeszcze raz. Z drugiej! Świetnie!
- Zabiją mnie tam... - mruknęłam pod nosem, choć wcale nie chciałam powiedzieć tego na głos.
- Bailey, pierdolcu, stul pysk i daj mi się wyspać! - jedno uderzenie traperem w łydkę wystarczyło, by Bill szeroko otworzył oczy.
- Spierdalaj - burknął, rozmasowując nogę. Nie zastanawiałam się zbyt długo. Gwałtownie zerwałam się z miejsca, ciągnąc za sobą śpiwór z rudą małpą wewnątrz.
- Przestań! Pożałujesz! Niech ja cię tylko, kurwa, dorwę! - wrzeszczał wniebogłosy, mocno trzymając się za boki przenośnej noclegowni - No kurwa! - wydarł się o jeden ton za głośno. Puściłam dwa końce zielonego śpiwora i pobiegłam kilka metrów dalej.
- Co tu się dzieje?! - do obozu wtargnął zwierzchnik sił zbrojnych i jednocześnie łącznik ze starszymi stopniem.
- Ta mała dziwka jest pojebana!
- Hej! Sam jesteś dziwką! - wrzasnęłam, nie potrafiąc znieść tej nieprawości.
- A wypierdalaj na drzewo!
- Sam wypierdalaj, rudzielcu! - rzuciłam się w jego stronę, nie potrafiąc pohamować się przed deformacją jego nosa. Draństwo! Nikt nie będzie mnie obrażał. Kilka pociągnięć za jego rude kłaki i nagle poczułam, że on wcale się nie szamota. Leżał spokojnie i zaciskał powieki, gdy ja niemalże wyrywałam jego kudły z głowy.
- Mmm...podoba mi się ta pozycja... - mruknął, ukazując żółć swoich zębów, w momencie gdy leżałam na jego mięsistym ciele.
- Świnia! - krzyknęłam, natychmiast zrywając się z rudego podłoża.
- Dokończycie kiedy indziej, a teraz spać - zarządził starszy, a następnie dwukrotnie głośno zagwizdał.
- Kiedyś cię zabiję... - mruknęłam do samej siebie, widząc, że cała zabawa dobiegła końca. Irytujący koniec dnia spowodował, że wcale nie chciało mi się spać. Przez pół nocy wpatrywałam się w jasno migoczące gwiazdy, które dopiero teraz były tak blisko mnie.
Z samego rana coś poszło nie tak. Ktoś bez pytania przegrzebywał mój plecak. Ostrożnie otworzyłam jedno oko, by już po chwili mocnym kopnięciem podciąć nogi kretyna, który odważył się na ten bezmyślny wyczyn.
- ALARM! GRUPA 4! - wrzasnęłam na całe gardło, przytrzymując twarz nieporadnego przeciwnika tuż nad ziemią. Sięgnęłam do paska i zauważyłam, że nie mam przy sobie broni. Osobnik, którego obezwładniłam wyrwał się spod mojego kolana, zwiewając z miejsca zbrodni. Nagle niespodziewanie zatrzymał się. Ruda małpa postrzeliła go w plecy co było równoznaczne z końcem gry dla trupa. Brunet spuścił głowę i przeklinając pod nosem, stanął pod drzewem. Ze skrzyżowanymi rękami zaczął obserwować toczący się bój. Zaskoczona spojrzałam na Williama. Dumnie uniósł brodę, patrząc z góry na moją osobę. Bez słowa ruszyłam na podbój grupy 4. Wzrokiem starałam się odnaleźć Jeffa, jednak nigdzie go nie było. Gdy nasze oczy się spotkały, bez wahania strzeliłam w jego stronę paintballem. Uśmiechnął się szyderczo gdy chybiłam i wycelował. Cholerka. Nie mam amunicji. Uniosłam ręce w geście obronnym.
- Padnij! - wrzasnęła ruda małpa. Gdy zorientował się, że nie mam najmniejszego zamiaru posłuchać jego rozkazu, rzucił się na moja osobę, cudem ochraniając mnie przed pędzącą kulą z zieloną farbą.
- Koniec czasu! - wrzasnął wysoki brunet ze stoperem w ręku.
- Złaź...złaź ze mnie...no kurwa! - wrzeszczałam, gdy rude cielsko przyciskało mnie do ziemi.
- Kurwa, już! - wstał i otrzepał dłonie z suchej ziemi. - Czego bym, kurwa, nie zrobił to i tak będzie źle! - wrzasnął, intensywnie gestykulując w powietrzu. Uniosłam lewą brew do góry i patrzyłam jak odchodzi.
- Stary, mówię ci, rozszarpię tą dziewuchę! Jak Boga kocham! - razem z Jeffem poszedł w kierunku zbierającej się grupy.
- Pierdoleni faceci...jacy faceci? To obok chłopa nie stało! - wrzeszczałam do samej siebie, licząc na to, że Isbell raczy się odwrócić. - Głupi fiut - warknęłam, już obmyślając plan zemsty.
Pozostałe dni naszej wędrówki minęły dość spokojnie. Bez większych problemów mogłam wyżywać się na rudej małpie.
- Santos!
- Tak, sir!
- Wystąp! - zrobiłam potężny krok w przód, dumnie unosząc głowę. - Reszta, rozejść się! - krzyknął Hawke. - Mam dla ciebie propozycję.
- Zamieniam się w słuch.
- Za kilka miesięcy wysyłamy grupę najlepszych bokserów z miasta na turniej, a w tobie widzę potężny potencjał - mówił piekielnie szybko. Po chwili przemyśleń doszłam do wniosku, że dobrze wyglądałoby gdybym zemdlała ze szczęścia. Jednak tego nie uczyniłam.
- Zastanowię się - odparłam, nie chcąc pokazać jak cholernie cieszyłam się w tamtej chwili. Po powrocie do domu zasnęłam w kilka minut. Tydzień spędzony w koszarach był bardziej męczący niż matka wrzeszcząca bez opamiętania gdy wracasz pijany z imprezy.
Wcześnie rano, kiedy niektórzy ludzie przygotowywali się do kolejnego, nudnego dnia w pracy, wpadłam do kuchni w starych, przetartych dresach.
- Cześć - uśmiechnęłam się krótko i mocno szarpnęłam drzwi lodówki. Mama mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, podczas gdy rozbijałam jajka na stole.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała zaniepokojona, gdy powąchałam surowe białko w szklance.
- Wypić - nie zdążyła powiedzieć niczego więcej. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zimna substancja szybko spłynęła w dół mojego przełyku. Z domu wybiegłam z niezwykle szerokim uśmiechem. Tego dnia miałam przejść test wytrzymałości. W kilka minut dotarłam do klubu. Torbę rzuciłam w kąt przebieralni i błyskawicznie zamieniłam czarną koszulkę na sportowy top.
- Jak tam, Santos, gotowa na zmianę twarzy?
- Ona nawet nie wejdzie na ring!
- Daj spokój...gdzie tam baba do takich zajęć...
- Ona jest bardziej męska niż 90% obecnej tu populacji - większość parsknęła śmiechem, a ja z zaskoczeniem popatrzyłam na trenera Hawke'a. - Skoro z chłopcami już się zapoznałaś, to możemy zaczynać - wyciągnął kartkę ze swojego notesu i kazał zrobić sobie rozgrzewkę. Po kilku minutach wpatrywania się w moje działania, powstrzymał mnie.
- To robisz źle. Nie można tak po prostu kręcić tyłkiem, musisz poruszyć stawy biodrowe a nie tylko kolanowe - każdy szczegół był ważny. Każde kolejne ćwiczenie wydawało mi się zupełnie inne niż dotychczas.
- Co zwykle jesz na śniadanie?
- Kanapki.
- Z czym?
- Z czym popadnie, nie wybrzydzam.
- To zaczniesz. Jam'ie przygotuje dla ciebie dietę - szeroko otworzyłam oczy. - Aha...jeszcze jedno. Koniec z alkoholem.
- Ale...!
- Żadnego ale. Bez dyskusji. Masz do tego smykałkę - lekko uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu rzadko kiedy ludzie mówią mi, że do czegokolwiek się nadaję. - Dobra, dość tego. Pokaż mi jak robisz brzuszki - milcząc położyłam się na podłodze, zmuszając mięśnie brzucha do ciężkiej pracy.
- Na początek może być. Teraz trochę poskaczesz i będziesz wolna na dziś - wbrew pozorom to ta ostatnia czynność sprawiła mi największe trudności.
- Nie dam rady... - jęknęłam, rzucając stalową linkę na podłogę po 15 minutach bezustannego podskakiwania.
- Santos, cholero! Masz kondycję nieboszczyka, do roboty! - pokręciłam przecząco głową, opierając dłonie na biodrach.
- Wolałabym powalić w worek - mruknęłam pod nosem.
- Nie masz na tyle siły. Jutro o 17 tamci z drugiego ringu biegają na czas, jak dasz radę do przyjdź.
- Będę przed 17.
- Akurat...rano nie wstaniesz z łóżka.
- A to niby dlaczego?
- Zakwasy, mała. A teraz zmykaj, zaraz przyjdą następni - czując, jak moje mięśnie pracują, dotarłam pod dom Isbella. Zapukałam do drzwi.
- Dobry, jest Dzwon?
- Witaj Angel, Jeff niedawno wyszedł.
- Kurwa...
- Dokładnie tak.
- Co? - zapytałam zaskoczona, zdając sobie sprawę z tego, że przeklęłam w obecności dorosłej kobiety.
- Więcej czasu spędza z prostytutkami zamiast w szkole - powoli przyzwyczajając się do bezpośredniej pani Isbell, pożegnałam się bokserskim uściskiem ręki, wyruszając na przeszukiwanie domów uciech w Lafayette. Po wielu zwiedzonych burdelach, natrafiłam na ślad Jeffreya. Jego kurtka wisiała na wieszaku widocznym w oddali.
- Dzwon! Jesteś tu?! - wrzasnęłam, spoglądając na półnagie ciała w oknach.
- Nie! - wrzasnął znajomy głos.
- Wyłaź! Musimy pogadać! - po wielu długich chwilach zarumieniony szatyn stanął przed moją zniecierpliwioną osobą.
- Dzisiaj nie przyjdę na imprezę. I jutro też nie.
- Co...no...czemu...że co?!
- Mam treningi i nie bardzo mogę chlać...
- Treningi? A może ty...masz raka?
- Przestań, kurwa, pieprzyć te panienki, bo mózg zaczyna ci zanikać. Czy ja wyglądam na chorą?
- No...nie?
- Nie, właśnie. Nie będę więcej z wami pić.
- Jesteś chora - przyłożył dłoń do mojego czoła - Masz gorączkę.
- Nie dotykaj mnie! Lepisz się... - nie posłuchał - Przestań! - nie podziałało - Weeeź się! - Jeffrey wystawił język i pomachał mi na pożegnanie.
- Jutro u Jamesa i bez gadania! - wrzasnął, znikając za rogiem. Nie przyszłam. Następnego dnia też nie.
Niedługo potem wszystko się zmieniło. Nie było już długich nocy spędzonych na piciu byle czego z tymi kretynami. Zaczęły się treningi i ścisła dieta. Nie trzeba było dużo czasu, żeby wszyscy w szkole omijali mnie jeszcze szerszym łukiem niż dotychczas. Dopiero teraz czułam się naprawdę dobrze.
Codzienne treningi na początku dawały mi w kość. Po miesiącu stały się czystą przyjemnością.
- Teraz sierpowy...bardzo dobrze! Jeszcze raz. Z drugiej! Świetnie!
- Zabiją mnie tam... - mruknęłam pod nosem, choć wcale nie chciałam powiedzieć tego na głos.
***
Wybaczcie, ale trochę mi zajmie zanim przypomnę sobie jak pisałam, będąc w skórze Angie ;_;
O jeny! Jak ja długo czekałam na ten rozdział *o*
OdpowiedzUsuńI się nie zawiodłam ;) Jest zajebisty! To znaczy... Nie pogardziłabym dłuższym, ale.. ale nieważne! Najważniejsze to, że jest :D Angie.. Jezu, kocham tą dziewczynę xD Jakby tak kiedyś złamała nosek rudzielcowi.. nie narzekałabym :3 W ogóle to ubóstwiam ich kulturalne dialogi :D Tyle miłości!
A co do Jeffrey'a.. Kiedyś wydawało mi się, że między nim a główną bohaterką coś.. tak odrobinkę no.. iskrzy, ale chyba się jednak pomyliłam. Chociaż? Kto wie.. :D
No, także tego.. Mam nadzieję, że wkrótce się pojawi coś nowego, bo jeśli nie przyjmę w najbliższym czasie kolejnej dawki tego opowiadania moje życie może być zagrożone ;-;
Pozdrawiam i weny życzę :D <3
Ojeeej *_* Dziękuję za komentarz! Wiem, że powinien być dłuższy, ale chciałam tylko sprawdzić czy jest jeszcze dla kogo pisać to opowiadanie.
UsuńNie będę jeszcze ujawniać swoich planów, bo mogą zaskoczyć xD
Również mam nadzieję, że wkrótce uda mi się napisać rozdział 6.
Dziękuję pięknie!
Okurwa zapomniałam już że to istniejee...aleee nie obraź się ale pisz mi tutaj kurwa tamto opowiadanie ;____;
OdpowiedzUsuńHahaha piszę, spokojnie xD
UsuńJakoś tak tamto pisze mi się znacznie łatwiej...
DZWOOOOOON HAHAHAHAHAHA O KURWA JEBUT.
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHAAH ROZJEBAŁAŚ MNIE TYM ,REVERIE.
nIE WAŻNE,ŻE ZAPOMNIAŁAŚ JAK SIĘ PISZĘ , BO TEN ROZDZIAŁ JEST KURWA WYKURWISTY!!!!!!!!!!!!*.*
KOCHAM CIĘ :*
NAJZAJEBITSZE BYŁO PRZEZWO DZWOOOON
HAHAHAHAH
JEBŁAM HAHAHAHAHAHAHA
LEŻĘ HAHHAHAHAHA
KOCHAM I NAPISZ MOŻE NA ŚWIĘTA JAKIŚ DODATEK DO TAMTEGO ;D
ESTRANGED
Dziękuję! 8D
UsuńDzwon jest aż taki chwytliwy? Szczerze to nawet nie zwróciłam na to zbytniej uwagi.
Mam niby jakiś tam plan, ale co z tego wyjdzie...? Nie mam pojęcia ;_;
Tak, tak, tak :3 W końcu się doczekałam :**
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny i nie ogarniam czemu nas przepraszasz O.o TO JEST ZA-JE-BIS-TE! Naprawdę! Czytam, czytam i mam banana na ryjcu :) Cholerna nie wiem jak ty to robisz, ale zawsze gdy wchodzę na tego bloga, to przenoszę się do innego świata. Tak jakbym uciekła nagle z tej pojebanej Polski..
Bardzo spodobał mi się ten fragment z Axlem i Angie na początku. Coś czuję, że ta parka pomimo nienawiści się połączy, aleee to tylko takie moje przypuszczenia :D
Jestem ciekawa co nam zaprezentujesz . Na stówkę coś cudownego. To pewne. Ciekawi mnie to cholera, tak.... intryguje? Tak, to odpowiednie słowo :D
Aa i zapomniałabym dodać, a to byłoby straszne! Uwielbiam Cię za te wspaniałe teksty, dzięki którym śmieję się aż do kolki! :D W takie inteligentny sposób mnie rozbawiasz, to jest wspaniałe.
Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :*
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu :)
PS AAAAAAAA ! DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKIE TAK DŁUGIE I ZAJEBISTE KOMENTARZE NA MOIM BLOGU :****
Uciekniemy stąd razem, o nic się nie bój, mała <3
UsuńDziękuję Ci za komentarz! Twe słowa są tak miłe, że aż zaczynam w nie wierzyć *_*
Mam nadzieję, że napiszę kolejny rozdział nieco lepiej.
♥
O matko, to ja się już boję. Ten ocieka zajebistością, a co dopiero kolejne *O*
UsuńPS Zapraszam na rozdział pierwszy opowiadania "Paradise City" :)
Zajebiste :D cóż jak zawsze , dodasz bohaterów bo jakos nie mooge se Angie wyobrazic
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie! Jasne, że dodam xD Choć Angie może zostać różnie odebrana...no ale spróbuję.
UsuńPrzepraszam że dopiero teraz komentuje. Przeczytałam już w piątek, ale nie mogłam wejść na komputer a na telefonie strasznie mi się piszę komentarze.
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny. Bardzo długo czekałam na ciąg dalszy tego opowiadania. Bardzo fajnie opisałaś ten dalszy ciąg czasu na poligonie. Jak tak obie teraz myślę, to i mimo że nie jestem typem wojskowego, to pojechałabym na taki poligon x'D
Troszkę szkoda, że Angie skończyła z dotychczasowym życiem. Miałam nadzieję, że będzie tak jak było... Ale cóż...
I tak pewnie w końcu wróci jakoś do chłopaków, ale później się z nimi w niespodziewany sposób spotka ;D A przynajmniej mam taką wielką nadzieję, no i cieszyłabym się żeby to nastąpiło jak najszybciej.
No to ja już będę kończyć.
Pozdrawiam Cię, życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;D
Ależ nie ma za co przepraszać, mała! xD
UsuńDziękuję, że w ogóle chce Ci się komentować!
Sama nie wiem co wymyślę, więc oszczędźmy sobie gdybania.
Również serdecznie pozdrawiam i nawzajem!
REVERIE BOSKA KOBIETO <3 Znalazłam to cudo niedawno, a dopiero wczoraj zaczęłam czytać ;3 I to jest naprawdę jeden z najlepszych blogów jakie miałam okazję poznać. Piszesz świetnie, uwielbiam cię po prostu! No nic, lecę nadrabiać zaległości, dam znać jak skończe xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wielu ciekawych pomysłów!
PS Bardzo serdecznie zapraszam do mnie, niedawno zaczęłam pisać bloga i zależy mi na opiniach ;D
*_* witam serdecznie i dziękuję!
UsuńNa pewno zajrzę jak tylko znajdę chwilkę czasu.
odsvijmxieg3kfnmcbfxgfxbc!!!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to jak cholera, awwww!
*____*
Mówiłam Ci już, że jesteś genialna?
Nie mówiłam...?
NO TO MÓWIĘ!
Haha ależ nie jestem genialna xD
UsuńNie potrafiłam za bardzo napisać tego rozdziału i dlatego wyszedł taki krótki i niezbyt ciekawy ;_;
Rozdział jest cudowny! Czytałam go dwa razy bo tak mi się spodobał. xD
OdpowiedzUsuńKocham to jak piszesz, kocham oba Twoje opowiadania, ale mimo, że to jest takie cudowne to historia Michelle jakoś bardziej mnie intryguje. ;_; Więc przepraszam, że tak zapytam, ale kiedy mogę spodziewać się kolejnego rozdziału? :3
Dziękuję! Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział z Michelle, tak na święta, lecz nie o tematyce świątecznej ;c
UsuńProszę o cierpliwość <3
Zapraszam Cię serdecznie na mojego bloga, gdyż pojawił się na nim nowy rozdział opowiadania "It's so easy" :)
OdpowiedzUsuńappetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/12/its-so-easy-rozdzia-15.html
Koooocham to opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy to podoba mi się dużo bardziej od tamtego (bez urazy) ;*** pisz szybko :D
Dziękuję! To bardzo miłe xD
UsuńKażdy ma inny gust i cholernie się cieszę, że akurat to się podoba *_*
Zapraszam serdecznie na świąteczny rozdział "It's so easy" :)
OdpowiedzUsuńhttp://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/12/its-so-easy-rozdzia-16.html
Cześć czytam twojego bloga od dłuższego czasu pierwszy raz komentuje dobra przechodzę do rzeczy blog genialny nawet zajebisty rozdział cud-miód i maliny najlepsze kłótnie Axla i Angie a i mogłabyś mnie powiadamiać o rozdziałach na zwariowany-swiat-lily-i-gunsow.blogspot.com ? I wyszedł komentarz pojebany bardziej niż mój zacny mózg -.-
OdpowiedzUsuńWitam i od razu pięknie dziękuję! O następnym rozdziale oczywiście już Cię powiadomię xD
UsuńGDZIE JEST DO CHOLERY MÓJ KOMENTARZ???? No kuźde niedodało-.- oki więc rozdział jest zajebiście genialny ciekawy i zajebisty kłótnie Axla i Angie *___________* rzygam tęczą i jak możesz powiadamiaj mnie na zwariowany-swiat-lily-i-gunsow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMam ustawioną moderację, więc trzeba trochę poczekać aż komentarz się ukaże ;_;
Usuńmimo wszystko, po raz kolejny już, dziękuję! *_*
Hej! :3
OdpowiedzUsuńWidać, że dawno nie pisałaś jako Angie, bo ta narracja jakoś trąca mi postacią Michelle. Myślę, że w następnym rozdziale będzie lepiej. Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana Angie, to że jest gotowa tak wiele zrobić dla swojej nowej pasji. Dość szybko się to wszystko stało, mam wrażenie, że teraz ona nie będzie utrzymywać tak bardzo kontaktów z Axlem i Izzym, a szkoda ;_:
Dziwnie mi się pisze ten komentarz, dawno żadnego nie pisałam.
Czekam na następny rozdział (raczej tego opowiadania).
I jeszcze jedno! Kilka razy użyłaś wyrażenia ,,moja osoba", to dość pretensjonalne i raczej nie powinno się używać takich słów. Wystarczy zwykłe: ja, mnie, mi itp.
Pozdrawiam i już życzę szalonego Sylwestra :D
Bardzo dziękuję za opinię!
UsuńWłaśnie o to mi chodziło, zawiewa Michelle czego nie potrafię się pozbyć. Chyba muszę więcej pisać w innych postaciach.
Zwrócę uwagę na ten zwrot "moja osoba" i zacznę go unikać.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam :)
A ja już życzę szczęśliwego Nowego Roku! xD
Witam :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na 19 rozdział mojego opowiadania.
http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/
Zapraszam na kolejny oderwany od wszystkiego dodatek (na marginesie wspomnę, że jest duuużo tego, co lubisz XD)
OdpowiedzUsuńhttp://ispreadyourwingsandflyaway.blogspot.com/2013/12/the-first-true-date-in-my-fuckin-life.html
Czeeść. Zaczęłam czytać twojego bloga, i stwierdzam że jest baardzo zajebisty. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału High Voltage Tatoo;). A tymczasem zapraszam na bloga mojego i mojej koleżanki. Jeśli ci się spodoba może dodać się do powiadamianych, bądź obserwatorów. Oczywiście tylko jeśli ci się podoba ;DD
OdpowiedzUsuńhttp://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com
kiedy nowy? :)
OdpowiedzUsuńDobre pytanie!
UsuńNie mam jednak obecnie jak pisać HVT, głowę zbyt zawaloną mam WSS :c
Kiedy nowy? :)
OdpowiedzUsuńzajebiste! :D
Dziękuję!
UsuńJak coś wymyślę to wstawię ;)