Rozdział 18. Owca

"Jeśli nie masz dokąd pójść,
Zawieś swą głowę i weź mnie za rękę
To jedyna droga, jaką znam"

 
~ Lonely is the word Black Sabbath

1
              Nadciągający wschód słońca spędził sen z powiek na wpół zdrętwiałej brunetki. Biały korytarz co parę minut przemierzała znudzona życiem istota. Co druga zerkała w stronę kobiety rozmasowującej obolały kark. Tyłem oparta o kamienny parapet czuła nieprzyjemne pocieranie powiek o niewyspane oczy.
- Przepraszam! - udało jej się zatrzymać jedną z kobiet w pielęgniarskim kitlu. - Gdzie tu można kupić jakąś kawę? - spytała, z trudem pokonując chęć ziewnięcia.
- Na końcu korytarza jest automat - odparła naturalna blondynka, wskazując palcem kierunek, po czym pośpiesznie ruszyła w swoją stronę.
              Ujrzała swoje odbicie w połyskujących drzwiach oddziału pediatrii i skrzywiła się na widok beznadziejnie ułożonych włosów. Z niewielkiej torebki wygrzebała kilka drobniaków. Po kilku sekundach o ściany pustego korytarza odbiło się echo zderzających się monet. Stuknięcie. Plastikowy kubeczek zaczął wypełniać się gorącą cieczą, która tylko z zapachu przypominała kawę. Nie pamiętała czy kiedykolwiek wcześniej była tak skupiona. Wyraźnie słyszała każde bicie zegara, każdy krok, nawet uderzenia serca we własnej piersi. Jej instynkt przeczuwał niebezpieczeństwo. Stresujący ścisk w dole brzucha na moment osłabł, jakby tonął w gorącej kawie. Powolnym krokiem sunęła wzdłuż korytarza w drodze powrotnej. Podeszła do sali gdzie dwa łóżka zajmowali dwaj mali chłopcy. Jeden w niebieskiej piżamie wtapiał się w otoczenie. Blada cera i nieco sine  usta. Drugi spał w luźnych dżinsach i żywo-czerwonej koszulce. To Jimi tam nie pasował. Chelle głęboko westchnęła. Wskazówki tykającego zegara nie wybiły jeszcze ósmej. Czuła nieokreślony niepokój. Delikatnie nacisnęła klamkę i weszła z powrotem do sali. Rzuciła niechętne spojrzenie na krzesło, które w ciągu kilku godzin bez wstydu unieruchomiło jej szyję i plecy. Podeszła nieco bliżej i pogłaskała małego po główce. Spokojny sen dziecka dał ukojenie jej oczom. Sięgnęła do kieszeni bluzy i z paczką cienkich Marlboro wyszła przed szpital. Jej dłonie drżały niespokojnie, a w głowie szumiało z niecierpliwości. Po trzecim papierosie zorientowała się, że wcale nie czuje się lepiej. Zacisnęła zęby i wróciła na oddział pełen dzieciaków.
              8:49. Wyniki powinny być już w drodze do gabinetu lekarza, z którym umówiła się przed kilkoma godzinami. Teoretycznie miała odebrać te kilka świstków o 10:00, kiedy lekarz zacznie swoją zmianę, jednak uparcie czekała przed gabinetem z wielkim wyprzedzeniem. Ludzi wokoło wciąż przybywało, a dzieci coraz donośniej płakały lub śmiały się.
              Siedziała w tej samej niewygodnej pozycji, zastanawiając się kiedy ostatnio przespała całą noc. Czuła gigantyczne wyczerpanie, jednocześnie wiedząc, że nie ma nawet cienia szansy by zamknęła oczy i po prostu zasnęła.
- Doktorze! Czy już coś wiadomo? - przechodzący w zamyśleniu krągły brunet zatrzymał się w połowie kroku i zwrócił w stronę Michelle.
- Pani...Hudson? - skinęła głową podchodząc bliżej.
- Miałam odebrać wyniki badań mojego syna. - Jego wzrok był niepewny. Widocznie coś gryzło go od środka, lecz walczył by nie dać po sobie niczego poznać. Rzucił okiem na kartki papieru przed sobą i niewyraźnie wymamrotał pod nosem kilka skomplikowanych słów.
- Na razie wypiszemy bohatera do domu. Jeszcze raz zrobimy badania i porównamy je z tymi z wczoraj. - Posłał jej słaby uśmiech, a ona odwdzięczyła się tym samym. - To powinien być tylko jakiś paskudny wirus. Nazajutrz o tej samej porze proszę zjawić się w gabinecie piętro wyżej, jestem tam ordynatorem - dodał i pożegnał ją ruchem głowy. Westchnęła z fałszywą ulgą i poczuła maleńkie ukłucie w sercu. Wstrzymała oddech i wyrzuciła z głowy najgorsze wizje. Zamyślona odebrała Jimiego i razem wyszli na ulicę. Zapomniała sprawdzić jaki oddział jest na górze, a nie chciało jej się wracać do tego okropnego miejsca.
              Nie było łatwo zabrać małego do domu, wiedząc, że dużą część świąt spędzi w fatalnym humorze. Nie mógł zbudzić się rankiem i pobiec do salonu by wreszcie odpakować prezenty. Coś zabrało mu nawet tak niewielką, a ważną przyjemność.
              Po powrocie niedługo pozostali sami. Jimi zaraz po rozerwaniu niebieskiego papieru z największego pudła zażądał skontaktowania się z Rogerem. I tak wraz z mamą spędził niewinne popołudnie w przytulnym domu Rose'ów, przy gorącej czekoladzie, ciastkach i miłej dla ucha muzyce. Mimo że brunetka nie czuła się zbyt komfortowo, przezwyciężała chęć nakrycia się kocem po samą szyję i dzielnie trwała u boku małego. Jim przez cały wieczór chwalił się największym zdalnie sterowanym samochodem na świecie.

              Słońce wstało za dziesięć dziewiąta i w ciągu kilku godzin schowało się za szarymi chmurami. Michelle zwlekła niewyspane ciało z łóżka po kolejnej męczącej nocy. Nie przywiązywała zbytniej wagi do tego co zakłada. Smętne kolory odzwierciedlały jej gówniane samopoczucie. Bez większych chęci do życia spojrzała na kalendarz w kuchni i z przekąsem stwierdziła, że jest zbyt zmęczona by przesunąć kilka zaległych okienek z 19 na 26 grudnia. Wypiła mocną kawę i taksówką oddelegowała Jimiego do państwa Harrelson, mając na głowie stresującą wizytę u dr Hargove'a oraz jutrzejszą rozprawę z kretynem, którego prawdopodobnie zbyt pochopnie oskarżyła o użycie przemocy.
              Paliwa w dodge'u niespodziewanie szybko ubyło. By nie ryzykować nieprzewidzianego postoju gdzieś na autostradzie, wybrała podróż taksówką. Z nerwów miętosiła w rękach kilka ulotek mówiących, że palacze nie są jedynymi ofiarami palenia tytoniu jak i odżywiaj się zdrowo, zrób to dla bliskich. Po kilkunastu rundach na całej długości korytarza oparła się plecami o ścianę. Tykanie zegara jakby się nasiliło a oczekiwanie sprawiało, że w głowie tykał znacznie wolniej niż powinien. Nagle przed jej obliczem stanął starszy mężczyzna z dość rzadko spotykanym kształtem nosa. Oczy miał mocno zapadnięte, a sińce tuż pod nimi zdradzały niejedną nieprzespaną noc.
- Pani Hudson? - znów zapytał tym samym mętnym tonem, a ona znów przytaknęła. - Proszę za mną - powiedział, zmęczonym krokiem wchodząc do gabinetu naprzeciwko. Przełknęła ślinę i zamknęła za sobą drzwi. - Niech pani usiądzie - dodał, rozpinając ostatni guzik lekarskiego kitla, który mocno opinał jego okrągły brzuch. - Jak zapewne pani zauważyła, dwukrotnie przeprowadziliśmy badanie krwi - zaczął, dokładnie obserwując mimikę jej twarzy - Zrobiliśmy to, by upewnić się, że pierwsze wyniki badań nie były błędne.
- Co chce pan przez to powiedzieć? - znów zaczynała się denerwować.
- Czy syn miewał częste krwawienia z nosa lub dziąseł? - wzdychając potwierdzała ruchem głowy słowa doktora - A choroby? Przeszedł kilka pod rząd w ostatnim czasie? - skinienie utraciło całą pewność siebie.
- Podejrzewacie coś? - spytała niepewnie. Dr Hargove wydał się dość zakłopotany tym pytaniem. Miał nadzieję, że kobieta sama się domyśli. Lecz ona za wszelką cenę próbowała wygonić te najbrzydsze myśli.
- Nie zauważyła pani, że syn ma zwiększoną podatność na powstawanie siniaków? - jej dolna warga zadrżała. Kobieta przymknęła powieki, nie mając pojęcia co powiedzieć. - Nie wyraziłem się jasno, - przeprosił, prostując się na krześle - podejrzewamy ostrą białaczkę limfoblastyczną.
- Czy to już pewne? - wyszeptała, omal nie zadławiwszy się haustem powietrza.
- Nie chcę wysuwać pochopnych wniosków, ale proszę przygotować się na najgorsze - patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Białaczka? - wyszeptała, czując narastający uścisk strachu w żołądku.
- Naprawdę bardzo mi przykro - zabrała wyniki i poderwała się z miejsca. Wyszła na korytarz z lekko rozchylonymi ustami i dwa razy obróciła się wokół własnej osi. Zobaczyła ciemność, a w jej głowie rozbrzmiał przytłumiony dźwięk. Za szybko wstała. Wzięła dwa głębokie oddechy, dłonią opierając się o ścianę. Nic do niej nie docierało. Zdołała z siebie wydusić ledwie jedną nazwę ulicy. Taksówkarz żył własnym życiem. Ani trochę nie obchodziła go przerażona mina brunetki na tylnym siedzeniu.

2
              Drżała jak jesienny liść na umierającym drzewie. Mżawka w połączeniu z silnym wiatrem dawały uczucie kłucia tysięcy igieł w niezauważalnych odstępach czasu. Jej włosy kochały tę pogodę. Kosmyki pozwijały się w delikatne loczki i zakryły większą część twarzy. Wystarczyło te kilka chwil, podczas których szukała domu z numerem 5206. Zatrzymała się naprzeciwko ścieżki. Ominęła dwie palmy. Pusty trawnik żądał wizyty ogrodnika, a okna domu odrobiny czystej wody. Zapukała do drzwi. Nigdy wcześniej nie miała odwagi tu przyjść. Przez chwilę nie była pewna czy dobrze trafiła. Zerknęła na harleya na podjeździe i ponowiła poprzednią czynność. Dopiero gdy z całej siły waliła w drzwi, usłyszała krzyk mężczyzny.
- Już idę, do kurwy chodzącej! - głos się przybliżał - Czego, cholera?! - był wyraźnie zdenerwowany. Szarpnął za klamkę tak energicznie, że odsunęła się w tył. Zastygł w miejscu, widząc niespodziewanego gościa - To ty... przepraszam. Myślałem, że to...
- ...mogę wejść? - zapytała, patrząc mu prosto w oczy. Najwyraźniej właśnie brał prysznic, bo wystąpił przed nią owinięty ręcznikiem wokół pasa i z włosami mocno związanymi do tyłu. Zrobiwszy krok w prawo, przepuścił kobietę w drzwiach, a ona spuściła wzrok. Niby jak miała mu powiedzieć? Ja tylko na chwilę. Twój syn umiera. To cześć?
- Coś się stało? - spytał, a ona tak cholernie zazdrościła mu błogiego stanu niewiedzy. Gdyby mogła powiedziałaby, że wszyscy na których kiedykolwiek mu zależało odeszli. Chciała widzieć jak się załamuje. Od dłuższego czasu pragnęła by spotkało go najgorsze. Życzyła mu czegoś znacznie nędzniejszego niż to co dotknęło ją. Nie uwzględniła jednego. To nie miało dotyczyć jej własnego syna. Blady uśmiech towarzyszył jej, gdy przechodziła obok pachnącego kokosowym żelem pod prysznic Mulata - Usiądziesz? Napijesz się czegoś? - wyrwana z zamyślenia zlustrowała jego zaangażowanie. Odwróciła się na pięcie i podeszła do szarej kanapy, siadając na miękkiej poduszce. W milczeniu wpatrywała się przed siebie - Możesz chwilę poczekać? Ubiorę się i wrócę - spiorunowała go wzrokiem, po czym niechętnie skinęła głową, zdejmując apaszkę z szyi. Mulat zniknął na wyższym piętrze, by powrócić w swoim rockowym stylu. Niebieskie, poprzecierane na kolanach jeansy jak zwykle skomponował z czarną koszulką - Może zrobię jakiejś herbaty... - nie miał pojęcia dlaczego tak nagle przyjechała. Łudził się, że chciała w jakikolwiek sposób odbudować ich relacje.
- Nie mam czasu. Przyszłam ci tylko powiedzieć o... jednej rzeczy - podszedł bliżej. Usiadł w fotelu obok i popatrzył w jej szeroko otwarte oczy. Dostrzegł strach. Jeszcze nie wiedział, że to nie on był jego powodem.
- Coś z Jimim? - na te słowa wyciągnęła z małej torebki kartkę z wynikami badań. Choćby bardzo chciał, nie potrafił wykorzystać biologicznej wiedzy, którą posiadł jeszcze w szkole - Co to znaczy? - spytał z niepokojem, patrząc jak kobieta z każdą kolejną chwilą mięknie. Wiedział, że będzie twarda jak najdłużej się da. Tak bardzo wstydziła się znów przy nim płakać.
- Białaczka - wyszeptała, po czym w zdenerwowaniu dotknęła ust palcami. Głowę ułożyła na rękach podpartych na kolanach. Przez dłuższą chwilę nie tracili kontaktu wzrokowego.
- Jak to...białaczka? - jego oczy momentalnie się zaszkliły. Patrzył na brunetkę wzrokiem tak smutnym, że aż serce się krajało.
- To nie była wina obiadu, na który go zabrałeś. - Wiedział jak wiele kosztowały ją te słowa. Przycisnął dwa palce do kącików oczu, później dłońmi przejechał po swojej twarzy, by w końcu odważyć się na zadanie nurtującego pytania.
- To już pewne? - musiał chwilę zaczekać. Kobieta nerwowo ocierała policzki, nie mogąc powstrzymać łez. W końcu pociągnęła nosem i szybko zamrugała powiekami.
- Nie. Jeszcze nie, - chciała pocieszyć samą siebie - ale...lekarz kazał przygotować się na najgorsze - nie udało się.
- Gdzie teraz jest Jim? - spytał z szeroko otwartymi oczami.
- U Kate i Hondo - wyszeptała, po czym powoli spuściła głowę w dół. Grobową ciszę przerywały tylko wielkie krople deszczu, który nagle przybrał na sile.
- Ja pierdole... - po kilkunastu minutach usłyszała jego szept. Mocniej zacisnęła powieki, starając się stłumić wstrząsające nią fale płaczu. Brunet wstał i założył kurtkę na ramiona. Nie musiał nic mówić. Ona zrobiła to samo i na nogach jak z waty wyszła na zewnątrz. Taksówkarz wciąż czekał. Tak, jak się umówili. Rzuciła adres Harrelsonów i trzasnęła drzwiami. Niechcący skupiła uwagę na silnym zapachu jego wody kolońskiej. Miał świetne wyczucie zapachów. Tego akurat nie mogła sobie przypomnieć. Jednak nowa woń nawet na moment nie zdołała odwieść jej od najgorszej myśli.

3
              Chelle...co się stało? - uśmiech zniknął z twarzy kobiety, która właśnie otworzyła drzwi. Ściągnęła brwi, mierząc spojrzeniem wchodzącego tuż za Chelle bruneta.
- Cześć...Kate - mruknął, starając się zabrzmieć dość miło.
- Saul? - szepnęła, gdy jej oczy nie kłamały. To nie był duch, a Hudson z krwi i kości. Dotknęła jego ramienia, by jeszcze raz się upewnić. Przyjechali razem. Usiedli obok siebie na kanapie i niemal w tym samym momencie spytali o Jimiego.
- Namówił Hondo na spacer w parku. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko... - oboje zaprzeczyli ruchem głowy. - Czy wyniki już są? - spytała, lecz ku zdziwieniu Mulata, Chelle bardzo zwinnie zaczęła kłamać.
- Dopiero jutro czegoś się dowiemy. Na razie chcę zabrać Jima do domu. Musimy ustalić kiedy będzie spotykał się z ojcem - Hudson zmarszczył brwi i spuścił wzrok.
- Wuuujkuuu, a nauczysz mnie strzelać? - prośba wypowiedziana tym słodkim dziecięcym głosem rozbrzmiała zaraz po trzaśnięciu drzwi.
- Jasne, kiedyś zabiorę cię na strzelnicę.
- Suuuper! - gdy tylko obaj wkroczyli do salonu, ich twarze przybrały wyraz głębokiego zaskoczenia.
- Tatuś? - mały natychmiast wskoczył na kolana ojca. Mocno objął mężczyznę za szyję, gdy Slash wstawał by przywitać się z Hondo.
- Dzień dobry, Saul - mężczyźni podali sobie dłonie i obaj zajęli swoje miejsca.
- Mieliśmy mały wypadek w parku - zaczął Hondo, przez większość czasu przyglądając się Saulowi.
- Podobno wyglądałem jak bokser po walce! - zaśmiał się mały, odwracając w kierunku reszty słuchaczy. Chelle zerknęła na Kate, dobrze wiedząc, że kobieta zaczyna podejrzewać jej najświeższe kłamstwo. Ostatnie dwa tygodnie tak nagle zaczęły pokrywać się w jedną całość. To nie były przypadkowe sygnały.
- Będziemy się zbierać. Czeka nas kilka kwestii do omówienia, jutro o 9 kolejna rozprawa. - Brunetka w kraciastej koszuli wstała na równe nogi. Gdy Slash chciał odstawić Jimiego na ziemię i pójść za nią, mały mocniej się w niego wtulił.
- Nie chcę iść - wyszeptał na ucho Mulatowi.
- Musimy popracować nad twoją kondycją, żołnierzu - zaśmiał się Hondo, a Jim pokiwał głową z niewielkim zapałem.
- Mogę przyjść jutro? - spytał, przytulając wujka i ciocię jednocześnie.
- Jasne, jeśli tylko rodzice się zgodzą. - Pewnie, że by się zgodzili, gdyby tylko nie musieli spakować rzeczy i zawieźć syna do szpitala.
              Krople deszczu mocno uderzały w metalowy parapet. W gabinecie o jaskrawobiałych ścianach powietrze wibrowało z napięcia i smutku. Do samego końca wierzyli w cud. Hargove mówił monotonnym tonem i nie wydawał się być zbyt przejętym słowami, które zmroziły krew w żyłach dwójki zagubionych. Siedzieli obok siebie na twardych drewnianych krzesłach. Nie minęła minuta, a brunetka już załamała twarz w dłoniach. On za to poczuł gigantyczną falę wściekłości pomieszaną z czarną rozpaczą. Skubał koniec biurka, wpatrując się w niedbale rzucone kartki papieru przed doktorem.
- Leczenie rozpoczniemy od chemioterapii, u dzieci przynosi najlepsze efekty, więc nie mamy z czym zwlekać. - Gdy lekarz powiedział ostatnie słowo - nadzieja zgasła. Puk. Puk. Puk.
- Doktorze, jest pan potrzebny w zabiegowej - kobieta w chirurgicznej, niebieskiej masce na twarzy najwyraźniej piekielnie się śpieszyła.
- Państwo wybaczą. Byłoby dobrze, gdybyście jutro rano przywieźli syna na nasz oddział. - Dr Hargove wstał, zostawiając oszołomioną parę w spokoju. Parę? Czy kiedykolwiek jeszcze będzie można ich tak nazwać?
              Brunetka wstała jako pierwsza, zasłoniwszy większą część twarzy włosami. Zaraz za nią podążał Slash. Nie podążał. Prędzej ociężale powłóczył nogami, co paręnaście sekund bezsilnie wzdychając. Bezdźwięczna pustka towarzyszyła im dopóki nie zatrzymali się przez nagły wybuch płaczu brunetki.
- Chelle... - Mulat jęknął bezradnie i otwartą dłonią uderzył w ścianę korytarza. Potem mocno szarpnął swoje włosy, robiąc wszystko byleby tylko zapomnieć o ostatnich 20 minutach życia. Pogrążali się w rozpaczy, z każdą chwilą rozklejając coraz bardziej.
- Damy sobie radę... - wyszeptał, podszedłszy z boku. Kobieta opierała się rękami o elewację, intensywnie pociągając nosem. Nagle zaczęła głośno dyszeć, jakby brakowało jej powietrza.
- Jacy my?! Jacy, kurwa, my?! - wrzasnęła, odskakując w tył. Nienawidziła go całym sercem, a teraz miała tak po prostu dać sobie radę? - Nie ma żadnych nas i jeśli mam sobie z tym poradzić to sama. Nikt mi nie pomoże.

Komentarze

  1. Byłabym wcześniej, ale miałam małe (chciałam rozpierdolić za to wszystko) problemy z internetem. Ale teraz już jestem i przestaję marudzić.
    Czytałam to sobie i zdecydowałam, że będę komentować tak, że jak trochę przeczytam to napiszę o danym fragmencie. Może przez to napiszę coś dłuższego? Nie wiem.
    Biedny Jimi, biedna Michelle. Takie Święta to... No po prostu raczej najgorsze. Ale oby był to tylko wirus, tak jak powiedział ten lekarz. No i wypisują go do domu. A jak coś mu się stanie? Jak...? Nie mam pojęcia, co mogłoby się stać, ale mam złe przeczucia. A może nie potrzebnie? Kurde, idę to przeczytać, a nie zastanawiać się czy coś się stanie, czy nie.
    Zdalnie sterowany samochód? Największy na świecie? Pierdole, zawsze taki chciałam mieć, ale oczywiście nigdy nie dostałam. Ale wracając do rozdziału... No właśnie, zbyt pochopnie Saul został oskarżony. I to o pobicie własnego syna! Wątpię, żeby Mulat był do tego zdolny, tym bardziej, że skończył z narkotykami.
    I teraz nadszedł moment, którego najbardziej się obawiałam. Czemu zrobiłaś to małemu?! Michelle?! Slashowi?! Białaczka. Teraz to dopiero mają przejebane. Kiedy czytałam ten moment, w którym lekarz pierdoli o tej chorobie, to normalnie czułam, że coś mnie rozniesie. I mówię prawdę.
    Dobiłaś mnie tym rozdziałem. Tylko tyle mogę powiedzieć. Komentarz pewnie jak zawsze za krótki. Chciałam, żeby był dłuższy, ale jak widać nie wyszło. Tylko jeszcze coś: Czy Michelle myśli, że Slash tego nie przeżywa? Czy ona uważa, że jako jedyna załamała się po dowiedzeniu się, że Jimi ma białaczkę? Saul zapewne przeżywa to tak samo, jak ona.
    No nic, na tym zakończę swój komentarz. Wiedz, że rozdział był zajebisty.
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak jesteś pierwsza, Faith! :)
      Dziękuję z całego serduszka za komentarz.
      Mam pytanko autorskie, czy udało mi się wprowadzić chwilę grozy?
      Kupię sobie taki zdalnie sterowany samochód, ha!
      Chyba zbyt mało sprawnie wprowadziłam tą chorobę. Chciałam żeby to wyglądało lepiej, a wyszło jak zwykle.
      Nie chciałam Cię dobić. Przepraszam.
      Chyba właśnie o to mi chodziło. Ale o odczuciach Chelle więcej w kolejnym poście.
      Dziękuję jeszcze raz!

      Usuń
    2. Udało Ci się!
      Wszystko wyszło wspaniale, jak zawsze.
      Gadasz głupoty, że wyszło źle.

      Ja chyba skoczę zaraz do jakiegoś sklepu po ten samochodzik! XD

      Usuń
    3. Ja mam zdalnie sterowany samochodzik :3 Jeszcze...xD

      Usuń
    4. Dziękuję, Faith!
      Kup i mnie jakieś autko!

      Albo pożyczmy coś od Estranged :D

      Usuń
  2. R
    E
    V
    E
    R
    I
    E
    WIESZ CO? PRZECZYTAŁAM TEN ROZDZIAŁ O 1 W NOCY Z MINUTAMI I NIE MOGŁAM PRZEZ CIEBIE SPAĆ!!!!!!!
    BO
    JAK
    TO
    SIĘ
    STALO
    ŻE
    JIMI
    TEN SŁODKI MALUCH
    MA BIAŁACZKĘ?
    NO JAK?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    MYŚLALAM NAJPIERW, ŻE TO WINA SLASHA- WYBACZ SLASH, ŻE CIĘ PODEJRZEWAŁAM :C
    A TU MICHELLE STOI MA ODEBRAĆ WYNIKI, A ONI JEJ MÓWIĄ, ŻE MUSZA PONOWIĆ. NO WIĘC JA MYŚLĘ "O CO KURWA CHODZI" I CZYTAM DALEJ.
    NO DOBRA, PREZENTY WIELKI SAMOLOT OD SLASHA I SPĘDZILI JE U ROSE'ÓW. JIMI PEWNIE BYŁ CHOLERNIE UCIESZONY, A MICHELLE MUSIALA SIĘ CHOLERNIE ZAMARTWIAĆ :C
    I JAK JEJ TEN LEKARZ POWIEDZIAŁ. ŻEBY SIĘ SAMA DOMYŚLIŁA. W SUMIE TEN LEKARZ GADA, JAKBY NIESPECJALNIE SIĘ PRZEJĄŁ, BO PRZECIEŻ TO KURWY NĘDZY TO NIE JEGO DZIECKO
    !!!!!!!!!!!!!!!
    ALE JAK CZYTAŁAM MÓWIĘ "OBY TO NIE BYŁO NIC PEWNEGO"
    CZYTAM NIŻEJ
    I
    SZOK...
    MICHELLE ODWAŻYŁA SIĘ POJECHAĆ DO SLASHA.
    A ON TAK BLUZGAŁ XDDDDDDDDDDD
    I SLASHEM TEŻ TO WSTRZĄSNĘŁO. NIBY MÓWIŁAM PODCZAS CZYTANIA "NIC PEWNEGO", ALE WIEM, JAKIM WIELKIM SZOKIEM DLA RODZICA JEST FAKT, ŻE ICH DZIECKO MOŻE UMRZEĆ PRZEZ CHOROBĘ.

    I JIMI WYSZEDŁ Z HONDO DO PARKU
    OOOOOOOOOOOOOOO- W SENSIE CZUŁYM XD
    JIMI TAKI SŁODKI-OOOOOOOOOOOOOO
    A TEN LEKARZ. DOBRZE WIE, ŻE DLA RODZICÓW TO BĘDZIE WSTRZĄS.A GADA 'MONOTONNYM" GLOSEM I NIE BYŁ PRZEJĘTY!!!!!!!!!!!!!
    A MICHELLE I SLASHOWI ZMROZIŁO TO KREW W ŻYŁACH!!!!!!!
    I SLASH JUŻ TAK MÓWI, JAKBY Z POWROTEM MIELI BYĆ RAZEM. A MICHELLE KRZYCZY, ŻE NIE MA ICH.
    TO TROCHĘ SMUTNE, ALE ZWAŻYWSZY NA TO, CO JEJ ROBIŁ...
    I JAK TO CZYTAŁAM TO MÓWIĘ: JAK TO KURWA BIAŁACZKA? SKĄD? DLACZEGO? REEEEEEEEVERIE ZABIJĘ CIĘ, BO CHCESZ ZABIĆ JIMIEGO!!!!!!!!!!
    ALE POTEM MYŚLĘ I MÓWIĘ: "MOŻE TO PO TO, ŻEBY MICHELLE I SLASH ZJEDNOCZYLI SIĘ WSPÓLNYM NIESZCZĘŚCIEM, ALE TO OSTATNIE ZDANIE ROZWALIŁO TĄ MYŚL...

    NO ALE BIAŁACZKA LIMCOŚTAM JEST WYLECZALNA U DZIECI, A PODOBNO LECZY SIĘ JĄ 5 LAT...-.- 5 DŁUGICH LAT JIMI MA BYĆ PRZYPIĘTY DO ŁÓŻKA? :CCCCCCCCC


    REEEEEEEEEEEEVERIE!
    JA CIĘ ZABIJĘ! ZABIJĘ CIĘ!ZABIJĘ NO! ZABIJĘ!!!!!
    BO TERAZ ZACHOROWAŁ NASZ MAŁY BOHATER, KTORY (POZA RODZINKĄ STRADLINÓW) JEST MOIM ULUBIONYM W TYM OPOWIADANIU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AND HE LIVING ON THE EDGE!!

    A TAK POWAŻNIE TO SUPER ROZDZIAŁ, TYLKO CHOLERNIE SMUTNY I MI SIĘ CHCE PŁAKAĆ, BO JIMI JEST CHORY I NIECH W KOŃCU:

    1. MICHELLE I SLASH SIĘ ROZWIODĄ.
    2. JIMI MA WYZDROWIEĆ....
    3...A JAK UMRZE TO ONI I TAK SIĘ ROZWIODĄ I TO BĘDZIE THE END...
    4. ALBO PRZEZ CHOROBĘ JIMIEGO SIĘ POGODZĄ I BĘDZIE HAPPY END
    5...ALE Z DRUGIEJ STRONY ONA NIGDY NIE ZAPOMNI, CO ON JEJ ZROBIŁ...
    6 I TAK CIĘ ZABIJĘ REVERIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam! Postaram się wstawiać rozdziały nad ranem, abyś więcej nie musiała tego przechodzić.
      Chyba za słabo zasygnalizowałam, że coś jest nie tak. Mój błąd. Ale już chyba za późno by to naprawić.
      Nie pisałam niczego o samolocie, więc podejrzewam, że chodzi o autko.
      Staram się wyobrazić co przeżywają takie osoby, a owoce tego będzie można już niebawem przeczytać.
      Nie wiem skąd masz informacje o leczeniu trwającym 5 lat, ale ja mam nieco inną wiedzę. Spórbuję to skorygować.
      Nie zabijaj ;_;
      Dziękuję za miłe słowa i ten długaśny komentarz! Postaram się w przyszłości pisać tak, byś mogła spokojnie w nocy spać :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Aaaa...mój błąd. W nocy czytałam i przeczytałam samolot, a teraz patrzę- jest samochód.
      Ja mam info z neta! Bo ja nie lubię bioli, co się równa temu, że jej się w ogóle nie uczę, wiec nic nie wiem. xD Weszłam na jedną stronę, a tam było, że leczenie trwa 5 lat. Wiesz pewnie lepiej ode mnie. xD
      Nie no, możesz dodawać w nocy. xD

      Usuń
  3. NAPISAŁAM JUŻ, ŻE CIĘ ZABIJĘ?

    OdpowiedzUsuń
  4. A TAK TO SIE ZAPYTAM- NA KTÓRYM ROZDZIALE ESTEŚ U MNIE? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero rozdział 25 ;c
      Trochę cierpliwości proszę!

      Usuń
    2. Łooo już 25? Nie no, szybko lecisz. Zostały Ci jeszcze 28 rozdziałów opowiadania o Gunsach i 15 o Metallice oraz 5 dodatków :3 xDDD

      Usuń
    3. Pocieszenie...jak cholera! :D
      Na początek jeszcze tylko te 28 rozdziałów i przerwa na innego bloga - niestety mam mnóstwo zaległości ;_;

      Usuń
    4. Okej, okej. xD
      Mamy jeszcze miesiąc. xD

      Usuń
  5. Reverie nie wiesz co się stało! Napisałam komentarz, który nawet mi się podobał, bo był długi i w miarę sensowy, ale się usunął! Japierdzielę, zaraz coś rozwalę... Normalnie rozpierdolę w drobny mak! Pisałam pół godziny komentarz! Kuźwa...
    Przepraszam, ale skomentuję jutro. Teraz nie mam ani siły, ani humoru. Idę odreagować na Woodstock.
    Wiedz jednak, że rozdział mnie zaskoczył. Jesteś MISTRZEM! ♥

    Love,
    Chelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znoszę kiedy komentarze znikają! Wrr! Nerwicy można dostać!
      Oczywiście rozumiem Twoje rozgoryczenie i cierpliwie zaczekam na jutrzejszy komentarz ;)
      Udanego pogo, taniego wina i dużo miłości na Woodstocku! :D
      Dziękuję! Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Załapałam wifi i znowu wpadłam obczaić co nowego u Ciebie :3
      Dziękuję za życzenia, moje koleżanki obok też :D
      Masz pozdrowienia kochana od jakiegoś kolesia obok i od nas :*
      Swoją drogą, to nie chcesz może autografu od jakiegoś członka zespołu Skid Row, bo dzisiaj będę na backstage? :D Wysłałabym Ci pocztą. Zastanów się mała xD (prawie jak te telezakupy Mango :D)
      Dobra, bo zaraz wifi stracę.
      Miłego dnia! ;*

      Usuń
    3. EEEEEJ! TEŻ CHCĘ TAM BYĆ *_*
      Pozdrów wszystkich i ucałuj/wyprzytulaj!
      Jeśli zdobędziesz dla mnie autograf Scottiego Hilla albo Rachela Bolana to będę Cię na rękach nosić! Obiecuję! BOOOOJDZIU <3
      To byłoby wspaniałe!
      Miłego dnia! ♥

      Usuń
    4. Chelle! Ja chcę autograf Dejwa i Scottiego <3 <3

      Usuń
    5. Właśnie przez Cb Chelle słucham teraz Skidów ale tych z Sebą i Robem

      18 and life you got it
      18 and life you know.
      Your crime is time and it's
      18 and life to go.

      Tequila in his heartbeat, his veins burned gasoline.
      It kept his motor running but it never kept him clean.
      They say he loved adventure, "Ricky's the wild one."
      He married trouble and had a courtship with a gun.
      Bang-Bang, shoot'em up, the party never ends.
      You can't think of dying when the bottle's your best friend
      And now it's:

      18 and life you got it,
      18 and life you know.
      Your crime is time and it's
      18 and life to go.

      Usuń
    6. Kocham grzywę Dave'a z 18 And Life <3
      Chyba zaraz zacznę pisać opowiadanie o Skidach. xD

      Usuń
    7. Boże, gadałam z nimi! I mam autografy od każdego! I mnie Scotti przytulił! Jezu, nie mogę ochłonąć! A I NAJWAŻNIEJSZE XDD
      Werble proszę...
      Proponowali, abym poszła na afterparty do nich do busu xD Ale nie poszłam... Bałam się... No nieważne! Było genialnie!

      Usuń
    8. *______________*
      A dla mnie znajdzie się jakiś jeden? *_* Prrroszę!
      Ale Ci zazdroszczę! Ty szczęściaro!

      Usuń
    9. Coś się znajdzie :D Tylko na twitterze daj mi znać :)

      Usuń
    10. Steven już nakurwia na werblu. xD
      DEJW <3 JA AUTOGRAF DEJWA<3
      Gadać ze Snake'em i Hillem *.* Aww...
      Przytulas Scotti'ego, mmmmmmmm <3
      Zaprosili Cię na afterparty? :OOOOOOOO Też bym się bała xD Bo chyba wiadomo, jakie u nich są after party. xD
      DEEEEEEEEEEJW <3

      Usuń
    11. NOMINOWAŁAM CIĘ DO LBA I VBA!

      Usuń
  6. JAKIM KURWA CUDEM?!
    CO?!
    TAK TO MOŻLIWE?!
    CHOCIAŻ...
    TO MOŻE BYĆ DOBRY PRETEKST,ŻEBY SIĘ POGODZILI CZY COŚ...
    BIEDNY JIMI!!!!!
    JAK MNIE GO JEST SZKODA...
    JJJEEEEJJUUUUU
    MICHELLE ZACZYNA MNIE WKURWIAĆ...
    SAUL PRÓBUJE JĄ POCIESZYĆ ITD.
    A TA ZNOWU SIĘ DRZE I ROBI Z IGŁY WIDŁY
    NO NIESTABILNA PSYCHICZNIE JEST...
    DOBRA...DUŻO PRZESZŁA PRZEZ SLASHA
    NO ALE LUDZIE!!!
    ON CHCE JEJ TYLKO POMÓC
    EEHHH
    SZKODA GADAĆ
    TERAZ ZNOWU SIĘ POKŁÓCĄ I BĘDZIE ŹLE

    ŚWIETNY ROZDZIAŁ!!!
    CUDOWNY!!
    KOCHAM!!!!
    CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ
    I ŻYCZĘ WENY!!! :D

    Ps. Zmieniłam nazwę z "Arletta H" na "Illusion" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz więcej osób uważa, że Michelle jest wkurzająca. Chyba się udało!
      Bardzo dziękuję za komentarz i słowa otuchy!
      Postaram się szybko napisać coś sensownego. Mam już nawet plan!

      Usuń
    2. Uuuuu juz nie moge się doczekać!!! :-D
      Czekam ze zniecierpliwieniem :-*

      Usuń
  7. Czytając to popłakałam się.. Przypomina mi to sytuację sprzed 1,5 roku.. wtedy ja i moja rodzina dowiedzieliśmy się że moja młodsza siostra choruje na białaczkę.. dokładnie ten rodzaj na który choruje Jimmi w twoim opowiadaniu.. Nie wiem czy wiesz jaka to tragedia, szczególnie kiedy po 1,5 roku, 2 wznowach dowiadujesz się że twoja siostra nigdy nie wyzdrowieje, że nie ma szans na przeżycie, nikt nie wie ile czasu jej zostało.. Dlatego wybacz, nie wiem czy będę w stanie czytać dalej to opowiadanie i przeżywać tego wszystkiego jeszcze raz.. Ale powiadamiaj mnie dalej, na pewno jeszcze tutaj zajrzę
    Wera (weronika.kaminska.1998@wp.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde...przepraszam jeśli jakoś rozgrzebałam przez to przeszłość. To niechcący.
      Nie mam pojęcia jaka to tragedia, dlatego boję się tego wyzwania i nie wiem czy dam radę coś takiego opisać.
      Oczywiście, że nie musisz tego czytać. Na Twoim miejscu wyrzuciłabym pewnie komputer za okno, czy coś takiego.
      Będę powiadamiać, wedle życzenia.
      Dziękuję za komentarz! Wiele dla mnie znaczy.

      Usuń
    2. Świetnie piszesz, pamiętaj o tym ;) Naprawdę zajebiście, też bym tak chciała ;))
      Wera

      Usuń
    3. Dziękuję pięknie *_*

      Usuń
  8. PS. Nie wiem czy się dodało, bo coś kliknęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się nie udało ;c

      Usuń
    2. To ja spróbuje jeszcze raz.
      Więc, Reverie. Przeczytałam twój każdy post i jest genialny. Jesteś zajekurwabistągenialnąiorginalną autorką zajekurwabistegogenialnegoiorginalnego bloga, więc jak wydasz książkę to ja poproszę egzemplasz z autografem.
      A teraz przejdę do rozdziału.
      JAK TY TAK MOŻESZ?! Ja Cię tu wielbię jak Mort stopę Juliana, a Ty... Ty... Ty POTWORZE! Jak możesz? Mały Jimi... Przez Ciebie się poryczałam jak czytałam ten rozdział.
      Michelle jest meeega wkurzająca.
      Oni mają się pogodzić! Nie tak od razu chop siup i po kłopocie, bo to by było sztuczne.
      Co mogę Ci jeszcze napisać? Informuj mnie proszę na blogu o WSZYSTKIM.
      No Cię po prostu kocham <3 (Ale nie jestem lesbijką, czy coś. Piszę tak dla jasności xD )
      Pozdrawiam i życzę weny ;**

      Usuń
    3. Dziękuję! Po tysiąckroć dziękuję! Takie słowa to najpiękniejszy prezent dla pseudo-pisarza jakim chyba jestem :D
      Przepraszam! Ale taka wizja przetoczyła się przez moją głowę i już została.
      Będę informować o wszystkim.
      Dziękuję, kocham i pozdrawiam ♥

      Usuń
    4. Kiedy nowy rozdział? Już nie mogę się doczekać. Ty biedna istoto, będę Ci teraz spamować w komentarzach. <3

      Usuń
    5. Haha! Nie za szybko z tym nowym? Może tak dasz mi jeszcze 1 dzień? ♥

      Usuń
    6. No dobrze. Ale niech ten rozdział będzie taki... taki... No sama wiesz jaki xD <3

      Usuń
    7. Niczego nie obiecuję. Będę się starać :)

      Usuń
    8. Dziękuje <3 Dobra lece czytać wszystko od nowa ;*

      Usuń
  9. Jestem w takim szoku że nie wiem co mam napisać. Po prostu szok. Jimmi...nie tylko nie on.
    Zgadzam się. Michelle mnie wkurza. Liczyłam na to że Saul przytuli ją, postara się pocieszyć i oni się pogodzą...Ale nie tak nie było! Wkurzyła mnie na tym końcu! Ale cóż. Błagam niech to będzie pomyłka. Proszę. Albo niech Saul będzie dawcą. Chemia zniszczy tego maluszka. No nie mogę. Aż mi tak cholernie smutno i przykro i chce mi się ryczeć.
    Rozdział jest fantastyczny! Napisany tak że...no ah zazdroszcze talentu. Świetnie jest i nie mogę doczekać się na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Sama, to dziwne, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału o.o
      Wiem, że postawa Michelle nie jest najlepsza i nie zamierzam jej teraz bronić, powiem tylko, że postaram się nieco zmienić Wasze nastawienie w kolejnych rozdziałach :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Jestem straszna... Miałam skomentować, ale dzisiaj nie mam już siły. Jutro przysięgam skomentować jak należy :)

    love,
    Chelle

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć Reverie, znowu ja.
    Nie udało mi się kupić zdalnie sterowanego samochodu :(
    Może to dlatego, że nie byłam w żadnym sklepie?
    Ale mniejsza z tym, przybyłam, aby oznajmić Ci o tym, że nominowałam Cię do Versatile Blogger Award i Liebster Blogger Award.

    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/08/i-dont-want-to-miss-thing-16-nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś nominowana do Liebster Avards oraz Versatile Avards
    Szczegóły na http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć Reverie :)
    Mam nadzieję, że jeszcze co nieco mnie kojarzysz.
    Nie pamiętam już nawet kiedy ostatni raz komentowałam, ale wiedz, że zawsze wszystko czytam na bieżąco (ewentualnie z kilku dniowym opóźnieniem) i przeżywam wszystko tak samo jak bohaterowie, bo tak dobrze potrafisz opisać ich emocje. Jestem w lekkim szoku, co do choroby Jimi'ego, bo naprawdę nie spodziewałam się, że na Slasha i Chelle spadnie jeszcze większy ciężar bólu i rozpaczy. Przykro mi to trochę pisać, ale od kilku rozdziałów przestaję rozumieć Michelle, a dlaczego? Rozumiem, rozumiem, że Hudson ją niesamowicie skrzywdził, bo to chyba jedna z najgorszych rzeczy jaka może spotkać kobietę. Ale nie rozumiem przede wszystkim jej zachowania pod koniec tego rozdziału. Jimi jest dzieckiem Slasha tak samo jak Chelle. Póki co oboje mają do nie takie same prawa, a Saul staje na głowie, żeby to dziecko czuło się normalnie w tej chorej sytuacji. Ona tak po prostu wyjeżdża pod koniec tego rozdziału, jakby jego choroba zapewne najważniejszej osoby w jego życiu, w ogóle nie dotyczyła...
    Czekam na kolejny rozdział, bardzo niecierpliwie i serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Caroline! Oczywiście, że o Tobie pamiętam! I cholernie tęsknię za opowiadaniem, które pisałaś.
      Dziękuję za opinię!
      I rozumiem Twoje nastawienie do głównej bohaterki. To jest właśnie ten minus wypuszczania rozdziałów raz na ruski rok. Kiedyś napiszę całą powieść i opublikuję jednorazowo.
      Bardzo dziękuję i postaram się opublikować kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu :)

      Usuń
    2. Kurde, nawet nie wiesz jak mi miło. :) Chciałabym coś napisać jeszcze, ale nic nie obiecuję. Nie masz za co dziękować. Ja Ci dziękuję za ten rozdział i wszystkie inne. :)
      Czekam oczywiście.

      Usuń
  14. Zacznę może dość... nietypowo. Ostatnio jestem bardzo sentymentalna i wzięło mnie coś na powroty do przeszłości. Nie da się ukryć, że Twój blog ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Przeczytałam go jako pierwszego i jest dla mnie totalnym dziełem. Pamiętam, że już pierwszy rozdział był jak piorun, który nieźle mnie poraził, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Każde słowo, zdanie, rozdział było czymś niesamowitym. Mogłam czytać o swoich idolach, nie koniecznie prawdziwe fakty. To było takie wspaniałe. Nie czułam się nimi rozczarowana. Piękne.
    Szczerze pokochałam tego bloga. To dla niego zarywałam nocki, aby dowiedzieć się co będzie dalej. Jak potoczy się życie Michelle i spółki. Cudownie było tak czytać coś, co naprawdę mnie interesowało. Z tego miejsca chciałabym Ci bardzo serdecznie podziękować za te ponad 100 rozdziałów, które tutaj napisałaś. Stworzyłaś niezwykłą historię, która mnie urzekła. Podziwiam Cię całą sobą. Jesteś moim wzorem do naśladowania, autorytetem jeśli chodzi o blogowanie. To dzięki Tobie zaszłam do tego miejsca, w którym właśnie jestem. To Ty mnie zainspirowałaś do napisania własnych opowiadań. Serdecznie Ci za to DZIĘKUJĘ! :*

    A teraz może przejdę, do tego rozdziału o bardzo wdzięcznej nazwie "Owca". Mam wrażenie, że to taka trochę mała, biedna, czarna owca. Biedny Jimi... Tym co tutaj napisałaś i co zresztą jest wspaniałe, wbiłaś mnie w fotel . Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji... Chociaż... Powinnam się tego spodziewać, po tak znakomitej autorce. No cóż... Co ja mogę powiedzieć więcej? Jestem zaskoczona i jednocześnie lekko smutna. Szkoda mi tego dziecka. Naprawdę szkoda. Jimi nic nie zrobił złego, a cierpi biedak.. To niesprawiedliwe.
    Najpierw rozpadła mu się rodzina, a teraz najprawdopodobniej jest chory na białaczkę. Normalnie płakać się chce.
    Niech teraz Michelle przestanie się użalać nad sobą i pomoże temu dziecku. Wiem, dużo przeszła, ale powoli mnie już wkurwia. Radziłabym jej zapomnieć, chociaż będzie ciężko i razem ze Slashem pomóc maluchowi. przecież razem go kochają. To ich mały synek. Nie mogą dopuścić, aby coś złego mu się stało!
    Widać, że para to nieźle przeżywa. Chociaż w tym momencie bardziej szkoda mi Slasha. Chce pomóc, a jak zwykle jest odpychany. Ja bym kurwicy dostała, bo ile można... Okey zrobił źle, bardzo źle, ale już to odpokutował wystarczająco! Mam nadzieję, że Michelle to w końcu zrozumie. Musi, bo inaczej będzie krucho.
    Życzę im pogodzenia się i wspólnej pracy nad dzieckiem. Niech każde z nich zapomni o sobie i jako priorytet ustawi sobie Jimiego, a wtedy wszystko będzie dobrze :)
    Może nawet uda im się do siebie zbliżyć. Kto wie? Zobaczymy :D

    Czekam na kolejny rozdział Reverie ;*

    Love,
    Chelle

    PS Wejdź na twittera :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Chelle! Nie wiem jak mam Ci dziękować za ten komentarz. Zawiera tak wiele dobrych słów. Jeszcze nikt nie dał mi w życiu tylu pochwał na raz.
      Nie dziękuj mi za pisanie, to ja biję pokłony za to, że masz siłę by to czytać.
      Miła memu sercu jest również wiadomość, że to ja byłam/jestem Twoją inspiracją! Skaczę ze szczęścia!

      Świetnie rozszyfrowałaś tytuł. Owcą jest Jimi. Taki był przynajmniej początkowy zamysł.
      Choroby nie są sprawiedliwe. Odnośnie tego nie mam wątpliwości.
      Główna bohaterka wkurza już wszystkich. Reakcja prawidłowa. Staram się jak mogę przywrócić jej dawny umysł.

      Dziękuję Ci za ten komentarz! Po tysiąckroć dziękuję!
      Pozdrawiam gorąco i już zabieram się za kontynuację.

      Usuń
  15. Nie! Nie zabijaj Jimi'ego, aby poprawic relacje miedzy Chelle, a Slash'em!
    Ale to niemozliwe ... Jim NIE MOZE byc chory. :C
    Mam kompletna pustke w glowie. Zaskoczylas mnie. Jestem w szoku. Serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie osiągnęłam swój cel. Zaskoczenie wciąż jest możliwe.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  16. Nie wierzę, że to się stało. Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Napisałabym Ci tutaj jakiś wstęp o tym, że jesteś wspaniała i Cię uwielbiam, ale chyba tylko napiszę, że podzielam zdanie Chelle, które wyraziła na początku swojego komentarza.
    To niewiarygodne, że można posiadać tak wielki talent. Sytuacja z wizytą u lekarza, otrzymanie wiadomości o tym, że Jimi jest chory na białaczkę - tak nieziemsko realistycznie to opisałaś. Czułam się jakbym to ja siedziała na fotelu i jakbym to ja dowiadywała się o tym, że moje dziecko jest tak poważnie chore.
    Mam szczęście, że jestem w szpitalu, jakkolwiek to brzmi, ale przynajmniej mogłam zebrać informacje o tej chorobie z wiarygodnego źródła. Gdybyś widziała minę mojego lekarza, gdy podczas obchodu poprosiłam go kilka słów na temat białaczki. W każdym razie wiedza zdobyta, więc chociaż trochę jestem obeznana w temacie.
    Powiem Ci szczerze, że mnie Michelle nie denerwuje ani trochę. Tak cholernie jej współczuję, życie kazało jej się zmierzyć z pasmem nieszczęść. Z całym rzędem najgorszych scenariuszy jakie można sobie wyobrazić.
    Gdybym była na jej miejscu podejrzewam, że chciałabym tylko świętego spokoju. Możliwości zaszycia się w jakimś cichym miejscu, w którym miałabym możliwość przemyślenia swoich problemów i podjęcia decyzji. Myślę, że nawet obecność przyjaciół by mnie irytowała... Ale my tu nie o mnie więc już kończę.
    Kolejna sprawa - Slash. On mnie tak strasznie denerwuje, Jezu. Najlepiej by było, gdyby poszedł do więzienia i nigdy więcej się nie pojawił, o. Szkoda, że to niemożliwe. W każdym razie mógłby sobie darować to nachodzenie Chelle, jakieś różne, dziwne gesty. Rozumiem, że on ją kocha, marzy o powrocie do niej - chociaż ostatnio coraz częściej dochodzi do sporów między nimi, ale czuję, że w głębi serca nadal jest dla niego najważniejszą osobą w życiu, na równi z Jimem, albo zaraz po nim.
    Co by tu jeszcze... Napiszę jeszcze raz, że mnie zaskoczyłaś z tą białaczką. Nie brałam pod uwagę takiego obrotu sprawy w Twoim opowiadaniu. Mam nadzieję, że wszystko skończy się jak najlepiej. Nie oczekuję tutaj szczęśliwego zakończenia, ale mam nadzieję, że będzie ono jak najlepsze dla tej całej Gunsowej sfory. :)
    I chciałam Ci jeszcze z całego serca podziękować za komentarz u mnie pod Chmurkowym Mordercą. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam na swoim blogu kilka zdań od kogoś tak... wspaniałego? To chyba najlepsze słowo jakim mogę Cię opisać. Po raz drugi bardzo dziękuję... za komentarz i za to, że po prostu jesteś (podziękuj rodzicom xD).
    No, uwielbiam Cię, Reverie. I czekam na ciąg dalszy. :3

    P.S. Czy mogę liczyć na jakiś mały wątek z Caroline i Myles'em czy raczej nie planujesz ich ponownego pojawienia się w opowiadaniu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nigdy w życiu nie będę pisać wystarczająco realistycznie o rzeczach, które mogę sobie wyobrazić, lecz których nie przeżyłam (i mam nadzieję - nie przeżyję). Jeśli wyszło w miarę realnie to bardzo mnie to cieszy.
      Zapewne masz większą wiedzę o tej chorobie ode mnie. Cholerka...

      Teraz to Ty mnie zaskoczyłaś. Czyli jednak Chelle nie musi wszystkich denerwować! Ha! Dziękuję!
      I kolejne zaskoczenie. Slash. To świetne, że tak odbierasz zachowania bohaterów.
      Chciałabym stworzyć jakąś historię. Ale o zakończeniu nie mam pojęcia.

      Postaram się zabrać za Twojego bloga. Znajdę tą cholerną wewnętrzną siłę! Obiecuję.
      I oczywiście podziękuję rodzicom! Haha!

      Kłaniam się nisko i pozdrawiam cieplutko :)

      Myślę, że jeśli Carrie i Myles się pojawią to w odleglejszej przyszłości.

      Usuń
    2. Witam ponownie. :3
      Przybywam z okrutną prośbą. Otóż powstało coś nowego, całkiem innego w moim wykonaniu. COŚ jest nieco lepsze od mojego starszego opowiadania i na COSIU jak na razie jest tylko prolog więc przeczytanie to maksimum trzy minutki. ;_;
      Wiem, wiem, że brak czasu, brak chęci i te sprawy, ale mimo to prosiłabym Cię o zaglądnięcie, na http://amantes-amenstes.blogspot.com/ które dotyczy Led Zeppelin. :)

      Usuń
  17. Znowu minęło trochę czasu odkąd ostatnio czytałem opowiadanie. Rozdział świetny, wszystkiego bym się spodziewał, ale nie choroby małego, ciekawy pomysł, zobaczę później co z tego wyszło. Swoją drogą, jak tam wrażenia po koncercie Hudsona z kozą i bandą? XD Miałem się odezwać wcześniej, ale liceum nieźle daje po dupie, nawet jeśli się kompletnie nie uczysz, hahah. Pozdrawiam i postaram się czytać częściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Adam! Faktycznie dawno Cię tu nie było, tęskniłam! ;)
      Niezmiernie się cieszę, że mimo wszystko wciąż tu wracasz. To dla mnie najpiękniejsza nagroda!
      A Hudson z kozą i bandą (HAHAHAHA) tak mnie oszołomili, że do tej pory ciężko mi wrócić do rzeczywistości!
      Na szczęście niedługo skończymy to zasrane liceum i będziemy wolni!
      Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia na następnym koncercie! :*

      Usuń
  18. Zacznę od tego, że kocham Cię za ten cytat z Black Sabbath!<3 <3<3

    A teraz przejdźmy do smutniejszych rzeczy: Jimi ma białaczkę! Kurde, ja się pytam, dlaczego?! Dlaczego akurat on?!
    Biedny maluch,wszystko w jego króciutkim życiu się wali! Rozwód rodziców, święta w paskudnej atmosferze i jeszcze białaczka!
    Powiem szczerze, nie spodziewałam się tego absolutnie.
    Oh, Reverie, nawet nie wiesz jak bardzo rozkleiłam się na tym rozdziale! Leżę na łóżku w ciemnym pokoju i ryczę jak bóbr!
    Co to za piekielny talent w Tobie drzemie, że Twoje opowiadanie aż tak działa na ludzi!

    Nie wiem jak jeszcze mogę wyrazić mój zachwyt nad tym rozdziałem!
    Jednym słowem: CUDO! <3<3<3

    Wiem, że jakiś taki trochę zbyt emocjonalny ten mój komentarz, ale co zrobisz...

    Pozdrawiam gorąco i biegnę do kolejnego rozdziału <3

    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć