Rozdział 19. Zakamarek


"Cierpienia tego, kogo się kocha, są moralnie bardziej nieznośne od własnych."
~ Emil Cioran

1
          Za wszelką cenę próbował otulić ją ramionami. Tak niespodziewanie poczuł ogromną potrzebę przytulenia tej drobnej zrozpaczonej brunetki.
- Zostaw mnie... zostaw! - mamrotała niewyraźnie, odpychając go od siebie - Chcę zostać sama! - krzyknęła, a on odpuścił. Tonęła we łzach. Chciała uspokoić oddech, lecz chronicznie zaciągała się powietrzem. Rozpacz przenikała przez każde słowo, które wypływało z jej bladziutkich ust.
- Myślisz, że... że mnie nie jest ciężko? - spytał z żalem w głosie, po czym rozstali się w połowie drogi na zewnątrz. Brunet bezceremonialnie wyszedł, zostawiając zapłakaną kobietę przy pustej ścianie.
          Patrzyła jak odchodzi. Ciemne kontury skontrastowały z blaskiem światła, wpadającym przez wielkie drzwi. Skwaszony wyraz jej twarzy niepokoił wszystkich wokoło. Patrzyli ze współczuciem, a jednocześnie modlili się, żeby oni nie musieli przechodzić czegoś podobnego. Dobrze o tym wiedziała. Polowali na takich jak ona i łopatami dorzucali problemów do okropnego życia. Wyobraziła sobie jak wdrażają jej w żyły wszelkie światowe nieszczęścia. Za szybko straciła poczucie jakiegokolwiek sensu istnienia. Powoli podniosła się z podłogi i, nie patrząc na nikogo, wyszła.
          Wróciła taksówką i dopiero pod domem zorientowała się, że zapomniała o torebce.
- Może pan chwilę zaczekać? Pieniądze mam w domu - kierowca wyraźnie się zdenerwował i wygonił brunetkę gestem ręki. Szła na tyle szybko, na ile pozwalały jej dygoczące nogi.

          Przyszła ciemna noc. Niebo wydawało się czarniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Gwiazdy chowały się za gęstymi kłębami chmur napędzanymi przez porywisty wiatr. Gdy mocno przytulała dziecko do piersi, z całej paskudnej świadomości nie potrafiła wykurzyć obrazu zawiedzionego Slasha, którego za wszelką cenę odtrącała. Nawet wtedy gdy był jej najbardziej potrzebny. Jeszcze za wcześnie by mogła przyznać się do tego przed samą sobą. Potrzebowała więcej czasu, a ten gonił ją nadzwyczaj gorliwie. Było za 15 pierwsza gdy ułożyła Jimiego pod kołdrą i ucałowała na dobranoc. Później zrezygnowała z nocy na kanapie. Po raz drugi od powrotu do tego domu położyła się na względnie twardym materacu w sypialni. Właśnie tego pragnął jej kręgosłup. Przez dłuższą chwilę nie wykonywała żadnych ruchów. Później pośpiesznie sięgnęła po czerwoną słuchawkę telefonu.
- Tak? - zmarszczyła czoło. Znów zebrało jej się na płacz. Słysząc nieszczęśliwy ton mężczyzny, na moment odwróciła głowę w przeciwną stronę. Poczuła gorące łzy na wyziębionej skórze.
- Saul, ja... - głośno zapłakała. Po drugiej stronie usłyszała pociągnięcie nosem. - Co teraz będzie? - dopiero wtedy spostrzegła jak mocny ścisk czuje w gardle. Szmer w słuchawce był dość oddalony. Oczami wyobraźni widziała telefon w wyciągniętej ręce Slasha skulonego gdzieś pomiędzy kuchnią a salonem przy wolnym skrawku ściany. Drugą ręką zasłaniał twarz. Bał się, że nawet w ciemności ktoś dostrzeże jego łzy. Ktoś inny niż ona.
- Wyleczymy go z tego gówna - spojrzała w górę, a zaraz potem spuściła głowę, podpierając ją o podciągnięte kolano - Wyleczymy go. Słyszysz? - otarła nos i pokiwała głową przy mocno zaciśniętych powiekach.
- Tak - wyszeptała, mając świadomość, że nie mógł dojrzeć ani jednego gestu. - Saul... tak bardzo się boję... - odpowiedziała jej cisza, trwająca nadzwyczaj długo.
- Będzie dobrze... maleńka - zawahał się, lecz chciał wiedzieć jak zareaguje.
          Chłonęła każde słowo z łomoczącym sercem. Zapamiętywała każdy szept, westchnięcie, jej umysł odnotowywał każdą łzę, która głucho rozbijała się i zasychała na powierzchni jej odsłoniętych nóg.
- Przyjedziesz jutro rano? - Starała się myśleć jak najbardziej trzeźwo.
- Jasne. Będę o ósmej. - Mimowolnie się wyprostował. W głębi siebie czuł niewytłumaczalną ulgę.
          Wziął jeden ciężki oddech i odłożył słuchawkę, w której od dłuższej chwili rozbrzmiewał sygnał zakończonego połączenia. Nogą odsunął butelkę whiskey, z której zdołał wziąć tylko jeden łyk. Po powrocie do domu uznał, że to świetna pora by się upić. Wszystko jednak zmieniało się z kolejnymi godzinami.

2
          Nadszedł ranek. Ten lodowaty, niechciany ranek. Wstała na dwie godziny przed zaplanowanym przyjazdem Slasha. Dokładnie umyła włosy, użyła nawet perfum, o których świat prawie zapomniał. Przewidziawszy potoki łez, nie spojrzała na przybory do makijażu. W ciemnozielonej koszuli i niebieskich jeansach patrzyła na malucha, delikatnie głaszcząc go po policzku.
- Jimi..., obudź się... - szeptała mu do ucha, patrząc jak spokojnie się wybudza.
- Co? - mruknął, przeciągając się niewyraźnie.
- Pamiętasz co ci wczoraj mówiłam? - szerzej otworzył oczka i przytaknął. Uśmiechnęła się słabo i spojrzała na śpiącego na poduszce misia. - Zabierz ze sobą Baksa - dodała, po czym wyciągnęła niewielki plecak z dna szafy. Serce jej pękało, gdy wkładała kilka wyprasowanych koszulek do niebieskiego plecaczka. Ding. Dong.
- To pewnie twój tata - wyszeptała bardziej do samej siebie niż do małego.
          Ponownie przybrała maskę samolubnej suki i rozmawiała z nim tak, jakby nocna rozmowa nigdy się nie odbyła. Widziała jak bardzo był zaskoczony, jednak nie powiedział słowa. Głośno wypuścił powietrze z płuc i przywitał się z Jimim.
          Szła za Slashem i małym. Musieli założyć coś pokrewnego do chirurgicznego fartucha. Nie mogli wnieść absolutnie niczego, buty musieli zmienić na zastępcze kapcie. Sterylne warunki stresowały prawie tak samo jak świadomość choroby. Mężczyzna z bólem w klatce piersiowej niechcący zerkał za niemal każdą wielką, szklaną szybę, za którą widać było smutek i cierpienie. Dotarli do gabinetu lekarza.
- Proszę spocząć - doktor odsłonił żaluzję w oknie i do środka wpadł oślepiający blask słońca - Świetnie, że już jesteście - prawdopodobnie nadaremnie wysilał się na uśmiech. - Na początek poproszę państwa o podanie grup krwi.
- AB Rh− - powiedziała pod nosem, dyskretnie  wyciągając chusteczkę z kieszeni spodni.
- Jeszcze jedno, proszę nie płakać przy dziecku. To bardzo źle wpływa na samopoczucie pacjenta - natychmiast pokiwała głową ze zrozumieniem i zerknęła na wzdychającego Slasha.
- Pana grupa krwi? - Mulat spojrzał na brunetkę, lecz ona długo nie podnosiła wzroku. Zmarszczył czoło i pokręcił głową.
- Chyba nigdy nie była określana - wyjąkał, opierając łokcie o biurko.
- B Rh− - mruknęła pod nosem. Obaj mężczyźni uważnie jej się przyjrzeli. Mulat przysunął krzesło nieco bliżej biurka, a jednocześnie bliżej brunetki. Kobieta jedynie ciężko westchnęła, kryjąc twarz w dłoniach.
          Zostali odesłani do sali z numerem 14. Dzieci biegające po korytarzu wcale nie przypominały chorych, które z bliska spoglądają śmierci w oczy. Idąc u boku Saula, czuła coraz większy strach. Brakowało jej sił. Zawroty głowy jeszcze długo nie zamierzały ustąpić.
          Jedyną salą, z której dochodziły głośne śmiechy była właśnie ta z numerem 14.
Na moment oczy Slasha i Michelle spotkały się. Wiedzieli, że po przekroczeniu progu tej sali ich życie zmieni się pod przymusem. Nie będzie innej drogi i będą musieli znaleźć sposób na choćby chwilowe porozumienie. Mulat pewnie nacisnął klamkę i pchnął drzwi do środka. Przepuścił Michelle. Czuła jego ciepły oddech tuż za plecami.
- Dzień dobry - wykrztusiła z siebie, szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w rodzinę tak podobną do obrazu, który zapamiętała sprzed kilku lat. Z małą różnicą. Wtedy nikt nie sądził, że kiedykolwiek znajdą się w miejscu, w którym właśnie byli.
- Dzień dobry - trójka zaskoczonych odpowiedziała niemal jednocześnie. Para podeszła do łóżka po przeciwnej stronie sali i rozejrzała się wokoło.
- Anthy, chyba będziesz miał towarzystwo - przyjazny głos mężczyzny zabrzmiał w wyczyszczonym na błysk pomieszczeniu. Zapanowała niezręczna cisza. Slash i Michelle byli wytrwale obserwowani przez gospodarzy sali. Grobową ciszę przerwał widok Jimiego prowadzonego przez okrąglutką pielęgniarkę. Skwaszona mina małego bruneta prawdopodobnie poprzedzona była potokiem łez przy zakładaniu wenflonu. Bez słowa podbiegł do Michelle i wtulił głowę w jej pierś.
          Slash kątem oka zauważył jak kobieta z drugiego końca sali szepcze coś małemu na ucho. Ten tylko westchnął i spojrzał na blondyna średniego wzrostu. Mulat słabo się uśmiechnął i pogłaskał Jima po główce, gdy blondyn uśmiechał się w odpowiedzi.

2
          Siedzieli naprzeciwko siebie na dwóch wysokich łóżkach. Chłopiec w kraciastej piżamie uporczywie wpatrywał się w Jimiego. Nagle zeskoczył na podłogę, by po chwili usiąść na łóżku małego bruneta.
- Jestem Anthony - wyciągnął rękę tak energicznie, że mały Jim mocniej przytulił Baksa do ciała.
- Jimi - niepewnie potrząsnął zimną dłonią i spojrzał na czubek głowy chłopca. - Jesteś łysy.
- Ty też będziesz - Jimi rozchylił usta z gigantycznym strachem w oczach. Po chwili usłyszał chichot małego pacjenta - Wyglądasz jak Lori - nie przestawał się śmiać.
- Kto?
- Lori. Najważniejsza pielęgniarka na oddziale - Jimi nieco się rozluźnił, wciąż jednak ściskał w dłoni Baksa. - Wiesz... - zbliżył się do niego, jakby chciał zdradzić straszny sekret - Lori ma naprawdę na imię Carla, ale jest strasznie gruba i nazywamy ją ciężarówką*. - Anthony wybuchnął gromkim śmiechem, a Jim ostrożnie się uśmiechnął.
- Masz jakieś zabawki? - brunet zapytał nieco odważniej, powoli przyzwyczajając się do otoczenia.
- Jasne! - Razem usiedli na zielonej podłodze i zatopili się w rozmowach na temat miniaturowych wyścigówek.

3
          Patrzył jak rodzice Anthony'ego zbliżają się do niego i Chelle. Brunetka stała w niewielkiej odległości od szeroko otwartego okna. Chłodny wiatr smagał jej zapłakaną twarz, osuszając strumienie łez, których nie zdołała otrzeć chusteczką.
- Samuel Reyes - mężczyzna przyjrzał się Slashowi. Mulat szybko wyjął dłoń z kieszeni i gładko uścisnął szorstką rękę. 
- Saul Hudson - odparł, zerkając na kobietę obok.
- To moja żona, Janet - ruda, farbowana Janet. 
- A to moja... - zawahał się, nie wiedząc czy wciąż ma prawo nazywać ją swoją żoną.
- ... po prostu Michelle - obojgu podała rękę i ponownie się odwróciła.
- Przypominasz mi kogoś, Saul - Janet zmrużyła oczy, starając się wyostrzyć obrazy z pamięci.
- Jestem, a właściwie byłem gitarzystą Guns N' Roses - mówił tak monotonnie, jakby właśnie ogłaszał, że zmienił sobie portki dwa dni wcześniej.
- Slash! Jak mogłam cię nie rozpoznać! - szeroko się uśmiechała, po czym na jej twarzy pojawiło się małe zawstydzenie.
- Ona was uwielbia - powiedział Sam, niby to szeptem, jakby miała niczego nie usłyszeć. Slash zdołał się szerzej uśmiechnąć, lecz zaraz potem ciężko westchnął i spuścił głowę.
          W porządku? - spytała ruda, farbowana Janet, gdy mężczyźni oddalili się o kilka kroków.
- Czy tutaj może być w porządku? - odparła, patrząc na przyjaźnie nastawioną kobietę.
- Pierwsze dwa tygodnie na pewno nie. Później zaczniesz się przyzwyczajać. A kiedyś może nawet się z tym pogodzisz. - Teraz to ona wpatrywała się w widok za oknem. Michelle błyszczącymi oczyma lustrowała Janet. Miała w głowie tyle pytań, a nie potrafiła wypowiedzieć nawet słowa. Pogodzić się z czymś takim? Nieosiągalne.

* ang. lorry - ciężarówka

Komentarze

  1. Na samym początku zaznaczam, iż komentarz będzie chujowo krótki, bo mam zły humor, jednak te na innych blogach wyszły długie, więc sama już nie wiem jak to będzie. Czy krótki czy długi? Oto jest pytanie.
    Po pierwsze zmieniłam profilowe. :D Haha, zastanawiam się czy Slash czasem nie był lepszy... Po drugie rozdział jest strasznie krótki, ale wybaczam Ci to, ponieważ dodałaś całkiem szybko i jest cudny. Smutny, ale cudny.
    Właśnie... Biedny Jimi. Nadal nie mogę przyjąć do wiadomości tego, że ma białaczkę. No, ale może ta sytuacja zbliży do siebie Slasha i Michelle. A może już trochę "przełamała"? W końcu Chelle zadzwoniła do Hudsona, to już coś.
    Ale... Ale to raczej nie jest najważniejsze. Dlaczego? Bo jak dla mnie związek Michelle i Saula już od dawna nie istnieje i raczej powinno tak zostać. Ale to Twoje opowiadanie, zrobisz z nim co chcesz. W sumie to w pewnym sensie byłoby dobrze, jeśli by do siebie wrócili. Jimi miałby normalną rodzinę.
    A co w tym czasie dzieje się u innych? Rose'ów? Stradlin'ów? Adler'ów? McKagan'ów? Stęskniłam się za nimi. Dlatego proszę Cię bardzo, Reverie, daj ich w następnym rozdziale. I co jeszcze? Sama już nie wiem o czym mam pisać.
    Jak już mówiłam, cudny rozdział.
    Weny!

    A autka nadal nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tą długość. Następny rozdział będzie obszerniejszy.
      Fakt, w Chelle zaszła chyba jakaś maleńka zmiana. Ale bardzo maleńka.
      Zrobię co zechcę - ale ja nie wiem czego chcę. W tym problem.
      Oczywiście nie zapomniałam o reszcie. Pojawią się w najbliższych postach.
      Bardzo dziękuję za opinię i pozdrawiam. :)

      Autko będzie!

      Usuń
  2. Ponad pół godziny po publikacji, ha! Może będę pierwsza. ;_;

    Po nocnej rozmowie Michelle i Hudsona myślałam, że coś się między nimi ułoży i serce Michy trochę zmięknie. Całe szczęście, że nic takiego się nie stało. Od jakiegoś 110 rozdziału miałam wielką nadzieję, że Slash'a spotka w życiu wielkie nieszczęście, ale nigdy bym nie podejrzewała, że będzie to tak ciężka choroba jego syna. Mimo to nie potrafię mu współczuć. Po prostu nie potrafię, w przeciwieństwie do Michelle, którą nadal uwielbiam i podoba mi się to, że zazwyczaj jest taka zimna w stosunku do Hudsona.
    I najważniejsza osóbka, czyli Jimi. Boże, co on musi przeżywać... najpierw torturują go wenflonami, później jakiś dzieciak mu mówi, że wyłysieję, na domiar złego ma zepsute dzieciństwo. Co go w tym życiu fajnego spotkało? Okresu wielkiej miłości Slash'a i Chelle nie pamięta, później, gdy nieco podrósł między jego rodzicami zaczęło się psuć, następnie była ta nieszczęsna trasa koncertowa, gdy musiał słuchać tego jak jego matka błaga swojego męża o litość, później mieszkał z rozchwianą emocjonalnie kobietą, myślał, że najważniejsza osoba w jego życiu umrze, a jakby tego było mało to jeszcze ta nieszczęsna choroba. Matko, jak ja mu współczuję.
    Strasznie mnie ciekawi reakcja Kate, Axl'a i całej reszty na wieść o tym, że Jimi jest chory, o ile Hudsonowie mają zamiar im przekazać tę nowinę. Co do Rose'ów to nie mam wątpliwości, ale Letty, Izzy, Katrin i reszta to inna sprawa. Na dobrą sprawę to ostatni raz widzieli się chyba przed tą trasą... chyba, że coś mi umknęło.
    A! I reakcja rodziców Hudsona. Oni chyba nawet o rozwodzie nie wiedzą.

    Czekam za kolejny rozdział (jak zwykle) z wielkim zniecierpliwieniem. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugie miejsce, lecz wciąż na podium!
      Bohaterka ma w końcu zwolenniczkę. W sumie prywatnie (o ile może być bardziej prywatnie niż autorsko) popieram jej zachowanie.
      Jimi to okaz nędznego życia. Choć zawsze mogło być jeszcze gorzej, prawda?
      Reakcje są już w drodze do publikacji. Zarówno reszty Gunsów jak i rodziców Slasha.

      Bardzo dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  3. I znowu w szpitalu. Mam jakieś dziwne wrażenie, że ostatnio większość akcji toczy się w szpitalu. Najpierw Michelle była w szpitalu, teraz Jimi.
    Ale no nie! Przecież Jimi M U S I wyzdrowieć! Czy ten mały nie przeżył już zbyt wiele? Chyba lepiej byłoby dla niego, gdyby od razu zmarł. Na początku musiał przeżywać sypanie się małżeństwa swoich rodziców, którzy okłamywali go, że wszystko jest w porządku. Potem mama zabiera go i wyjeżdża za granicę, byleby z dale od ojca. A tym samym z dala od znajomych. I teraz jeszcze okazuje się, że musi odtąd zamieszkać w szpitalu, pod obserwacją lekarzy, z dala od rodziców. A za każdym razem, kiedy ich widzi są załamani i zapłakani. Naprawdę lepiej by było dla niego, gdyby się w ogóle nie urodził. Takie życie, to co to za życie?
    Na co wyczekuję na razie z niecierpliwością w tym opowiadaniu? Na moment kiedy Chelle otworzy prezenty od Slash'a, które zostawił pod choinką na Boże Narodzenie. Tam chyba było coś dla Michelle...
    I wciąż zaskakuje mnie fakt, że Izzy, Duff, Axl i Steven nie odwiedzili Slash'a i nie kazali mu wziąć się do roboty i wrócić do gry na gitarze. Aha, i kiedy pomyślę o ostatnim spotkaniu Steven'a i Slash'a (kiedy Slash chciał mu dać list, który ten miał przekazać Jim'owi) to sądzę, że Steven chyba zainteresuje się Hudson'em.
    Życzę weny. :)
    P. s. Będzie coś o Izzy'm i jego pociechach? Proszę... Oni są tacy słodcy... Cała ich rodzinka! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że przed wtłoczeniem w życie planu z chorobą Jima zastanawiałam się, czy nie za dużo działo się w szpitalach, pomijając porody, to w sumie osiowymi zdarzeniami są te w szpitalach. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
      A słowa o Jimim szczerze mną wstrząsnęły. Jednak najgorsze jest to, że są w pełni prawdziwe. Gdyby się nie urodził wszystko zapewne potoczyłoby się zupełnie inaczej.
      Słuszne spostrzeżenie. Wszystko już niebawem wyjdzie na jaw.
      Wena zawsze się przyda :)
      Dziękuję pięknie i pozdrawiam.

      Stradlinowie oczywiście wystąpią!

      Usuń
  4. WOW
    WOW
    WOW
    MICHELLE ZADZWONIŁA DO SAULA
    OJ JAK SŁODKO
    SZKODA, ŻE NA NASTĘPNY DZIEŃ
    ZACHOWAŁA SIĘ JAK...
    DZIWNIE MI TO MÓWIĆ...
    ALE JAK ZIMNA SUKA.
    BIEDNY JIMI
    TAK CHOLERNIE MI GO SZKODA
    NO I JESZCZE BARDZIEJ MI GO JEST SZKODA
    BO CHELLE I SLASH SIĘ ROZWODZĄ
    CZY TO MUSI SIĘ TAK KOŃCZYĆ?!
    NO BŁAGAM CIĘ!
    NA KOLANACH
    NIECH SIE POGODZĄ!
    DLA JIMI'EGO
    PROSZĘ
    PROSZĘ
    PROSZĘ
    BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!
    CIEKAWA JESTEM KIEDY POWIEDZĄ RESZCIE,
    ŻE JIM JEST CHORY
    MIEJMY NADZIEJĘ, ŻE BĘDĄ JAKIEŚ PLUSY TEJ JEBANEJ CHOROBY
    I BĘDĄ ZNOWU SZCZĘŚLIWĄ RODZINĄ
    ŚWIETNY ROZDZIAŁ I CZEKAM NA WIĘCEJ :D

    zapraszam do mnie http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/

    sorki za ta "reklamę"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :)
      Wciąż zastanawiam się jak to dalej popchnąć.
      Zobaczymy co da się zrobić.
      Dzięki za miłe słowa!
      Wpadnę i do Ciebie.

      Usuń
  5. Wiesz, szczerze, to oprócz drobnych szczegółów zgadza się wszystko :) Potrafisz opisać pewne rzeczy tak, że czytając wydaje się jakby stało się obok. To nie dotyczy tego rozdziału, ale wszystkich, choć pewnie już kiedyś ci to napisałam ;) Czekam na kontynuacje!!
    P.S. na oddziale nie panuje aż taka sterylność- w sensie zmiana butów oczywiście jest, ale cała reszta wygląda normalnie ;) Dopiero w momencie kiedy wyniki są mega niskie trafia się na izolatkę i jest sterylność.. No i na oddziale transplantologii trzeba zakładać specjalne stroje, są okropne, i nie wolno nic wnosić, tablet, komórka zafoliowane i zdezynfekowane.. To takie szczegóły, wiem, ale stwierdziłam że ci napiszę ;)

    Wera (kaminska.weronika.1998@wp.pl)

    P.S.2 Jesteś super, mega, świetną pisarką! Także nawet nie mogę oderwać się od tej historii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Miło słyszeć/widzieć ;)
      Przyznam szczerze, że miałam małą styczność z oddziałem chemioterapii i tam rygor był straszny. Ale skoro mogę trochę odpuścić te warunki to nawet dobrze. Dziękuję jeszcze raz!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. To zależy która część onkologii, im mniejszy rygor tym łatwie ci się będzie pisać (chyba xD) :)
      Wera

      Usuń
    3. A możliwe. Spróbuję coś naskrobać xD

      Usuń
  6. Spóźniona Asia nadeszła!
    A ja już myślałam, że po tej nocnej rozmowie, coś się poprawiło. Że na drugi dzień będzie lepiej. A tu dupa, przeliczyłam się.
    Skoro "chłonęla każde słowo" to niech kurde pogodzi się ze Slashem i będzie dobrze. To już problem nie leży w Hudsonie tylko w Michelle. Zrobiła się strasznie wkurzająca, no. Jak już widać, nie może bez niego żyć, ale też przez to, co zrobił, nie może z nim żyć. Najlepiej jakby zostawiła przeszłość i szla ciągle do przodu. Niech da Slashowi jeszcze jedną szansę. No cholera jasna, Reverie, bo tak mnie Michelle wnerwia. Widać, że jej go brakuje, to niech zapomni o przeszłości i się pogodzi. Wiem, że będzie jej trudno, ale cholera jasna, bariery trzeba przełamywać! No ile można?! Dziewczyna była w wojsku, była jedną z najtwardszych osób, musi się podnieść! Ja mówię, że musi!

    Ło Jimi przynajmniej będzie miał jakieś towarzystwo. Tylko szkoda, że mu (chyba) zgolą włosy. Przecież on taki śliczny.
    LORI HAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHHAHHAA
    I Ci rodzice Anthony'ego. Janet poznała Slasha xD
    Reverie, błagam Cię zrób coś z tym, żeby Michelle w końcu pogodziła się ze Slashem. Ja wiem, że to trudno, ale cholera jasna mnie bierze, jak ja czytam, że najpierw z nim rozmawia, jak kiedyś, a potem jak zimna suka. Nosz kurwa mać!
    Biedny Jimi. Tak mi jest szkoda tego dziecka. Pięć lat chyba ma (lub 4 wybacz, nie pamiętam), a takie zmiany w krótkim życiu. Najpierw szczęśliwa rodzinka, potem odpały Slasha, załamanie Michelle i to wszystko, a teraz dekodują go w szpitalu!

    WHERE'S IZZY? :OOOOOO
    I oczywiście nadal czekam na naszego genialnego Grimseya!
    Weny! :**************

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz! Jest doprawdy piękny!
      To bardzo motywujące słowa. Mam na myśli, motywujące dla bohaterki Tak byłoby najprościej, ale czy się uda...?
      Szkoda włosów. Ich wypadanie to chyba największy szok dla dziecka.
      Postaram się o jak najlepsze rozdziały! Obiecuję.
      Jim ma 4 lata (skończone). Sama długo tego nie wiedziałam, także wrzuć na luz, Asiu!
      Izzy będzie na pewno. Już niebawem!
      I Grims oczywiście!
      Dziękuję i pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Reverie komentuje pierwszy raz choc przeczytalam cale opowiadanie (niektore fragmenty wielokrotnie :)). Jestem pod ogromnym wrazeniem Twojej tworczosci i talentu... wbrew najbardziej popularnej grupie jestem po stronie Slasha... wiem ze zrobil zle, ale zrobil tez wszystko by to naprawic... a Chelle dobrze wiedziala,ze nie jest swiety... coz nice boys don't play rock'n'roll :) Co do Jimiego to mam nadzieje ze wszystko dobrze sie skonczy.... jedna kwestia nie daje mi spokoju... hmm grupy krwi... obawiam sie ze znow szykujesz dla nas jakas bombe :) choc moge sie mylic :) duuuuuzo weny zycze, pozdrawiam i dziekuje za to co robisz :) Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Pola!
      Szalenie miło mi gościć Cię w mych skromnych progach! To cudowne, że się ujawniłaś!
      Bardzo dziękuję za przemiłe słowa!
      Wszyscy popełniają błędy. Tak samo jak bohaterowie opowiadania. Chyba właśnie to, że nie podejmują wyłącznie słusznych decyzji czyni tę historię bardziej realistyczną.
      Dziękuję za obecność tutaj oraz za opinię!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Czytając rozdział słuchałam akurat I'll Be Waiting Lenny'ego Kravitza, w ogóle jakoś mi cholernie podpasowało...
    Cholernie mi smutno, biedny Jimi. Boże, ja naprawdę nie rozumiem czemu takie tragedie spotykają malutkie, niewinne dzieciątka. A przy tym ich najbliższych, to jest straszne, naprawdę. Zdrowie w życiu jest najważniejsze.
    Ta nocna rozmowa. Kurcze, po tym wydaje mi się, że widać po prostu, że między Michelle a Slashem, zawsze coś będzie, zawsze będzie jakieś uczucie, pozytywne uczucie. Bo pomimo wszytko przeżyli piękne lata ze sobą i piękne chwile. Wiesz, tak sobie teraz myślę, że tak naprawdę to jeden facet jest przypisany jednej kobiecie, na całe życie. Może to takie oczywiste i dziecinne myślenie, ale ja jakoś w tym temacie wierzę w przeznaczenie. Tyle alkoholików, ćpunów i innych typów spod ciemnych gwiazd miało/ma kobiety, które wszystko trzymają w garści, są silne i po prostu ich nie opuszczą, bo za bardzo kochają, nawet ze względu na krzywdę, na marnowanie sobie życia. I wiesz, jak to piszę to jest mi coraz smutniej, bo zdaję sobie sprawę z pewnych moich błędów nawet. Jej, ale ja dzisiaj z tematu zbaczam... Przepraszam.
    Widzisz, cały czas we mnie tli się nadzieja, że między Slashem a Chelle znów odrodzi się uczucie, które jak mi się wydaje nigdy nie wygasło, tylko zostało przygaszone na pewien czas. Bo jednak prawda jest taka, że jak Saul robił te wszystkie paskudne rzeczy, to nie był tak na prawdę sobą, na trzeźwo by pewnie nawet mu przez myśl takie coś nie przeszło. Niby ktoś powie, że żadne usprawiedliwienie, ale jednak. Tak, to straszne co jej robił, nie dziwię się, że nie chce mu wybaczyć, że go nienawidzi w pewien sposób, ale wydaje mi się, że czas leczy rany i takie coś też można w pewien sposób wybaczyć, bo też jakby nie było to nie był jakiś przypadkowy facet, który tak krzywdzi kobietę, tylko jednak mężczyzna, z którym chciała dzielić życie, któremu przysięgała miłość i wierność, więc wydaje mi się, że to też w jakiś sposób łagodzi to. Nie wiem, może źle myślę, ale ostatnio sama jestem w opłakanym stanie (po raz kolejny, a jak), że mam właśnie takie życiowe rozkminy.
    Jeszcze to jak ją nazwał maleńką, a ona nie sprzeciwiła się. W tym momencie poczułam po prostu wielki ścisk w gardle. Inaczej tego nie opiszę.
    Dziękuję Ci za to całe opowiadanie, które czytam już naprawdę szmat czasu, a Ty tak pięknie się przez ten czas rozwinęłaś w kwestii pisania, że nie wyobrażam już sobie, że mogłabym nie czytać już Twoich dzieł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy wcześniej nie słuchałam Lenny'ego i chyba właśnie się do niego przekonałam. Dzięki Tobie!
      Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem 'zdrowie w życiu jest najważniejsze'. W końcu żadne pieniądze nam tego nie kupią.
      Przebaczenie po czymś takim z pewnością nie należy do łatwych. Choć słusznie zwróciłaś uwagę na ich wspólną przeszłość. Pomiędzy tą parką z pewnością panują strasznie dziwne relacje. Lecz z jednej strony zrozumiałe.
      To ja dziękuję!
      Za komentowanie, czytanie i pisanie swoich dzieł!
      Pozdrawiam i kłaniam się do samej podłogi. :)

      Usuń
  9. Kurcze nie masz mi nawet za co dziękować, bo ja czuję się zobowiązana do pisania komentarzy u Ciebie, chociaż i tak robię to rzadko. :( Ale postaram się to zmienić.
    Co do Lenny'ego, to jakoś mnie wciągnęły jak na razie jego 4 piosenki, ale może być tego więcej, bo to dopiero jakieś kilka dni, a ja na nowe rzeczy jestem dość oporna. Oj co do tych moich "dzieł", okropny jest taki półroczny zastój, okropny. Sama czytam od wczoraj te moje wypociny od samego początku, żeby się na nowo wdrożyć w tę historię i zacząć pisać, bo mi tego brakuje, naprawdę, ale boję się, że już nie potrafię. I właśnie wczoraj jak czytałam te moje pierwsze 10 rozdziałów, to wierz mi, załamałam się, ale czego się spodziewać od niespełna 14 latki. I jednak muszę przyznać sama przed sobą, że to trening czyni mistrza, to jest najświętsza prawda, bo jednak z tych ostatnich rozdziałów powiedzmy, że jestem zadowolona, ciekawe w sumie jak mi teraz pójdzie, o ile zdołam coś wystukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko dziękuję :)
      Miałam to samo kiedy wracałam do moich pierwszych rozdziałów. Były tragiczne. Zaczęłam je poprawiać, bo po dwóch latach różnica w stylu jakim operujesz jest ogromna.
      Całym sercem jestem z Tobą i liczę na rychły powrót do aktywności u siebie! Bardzo chciałabym znów przeczytać kilka słów o związku Slasha.

      Usuń
  10. Przeczytałam już wcześniej, jednak miałam dużo na głowie i komentuję dopiero teraz. Nie wiem dlaczego, ale coś czuję, że ciężko będzie mi skomentować ten rozdział. Jest wspaniały i taki... trochę ciężki. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego jak śmiertelna choroba (I mam nadzieję, że nie doświadczę) i trudno jest mi wyobrazić, jak bym się czuła. Co prawda dzięki Tobie kochana Reverie mam dokładny obraz, jednak zawsze wcielam się w bohaterów i myślę, jak bym na ich miejscu się zachowywała. Zazwyczaj przychodzi mi to łatwo, a tym razem... No cóż.

    Jestem cholernie wzruszona, kiedy myślę o Jimim i tym co ten maluch przeszedł. On jest po prostu dzieckiem idealnym, chciałabym mieć takiego synka. Szkoda, że tyle złego jeszcze przed nim. Życie jest cholernie niesprawiedliwe, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie mamy na to wpływu. To boli, cholernie boli, kiedy jesteśmy bezradni. Tak jak rodzice Jima. No oczywiście, można powiedzieć że mają jakiś tam wpływ na życie dziecka, bo mają kupę forsy. Jednak jak wiadomo, to jest tylko niewielki procent na wyleczenie malucha. Nie zawsze kosztowne terapie pomagają... Mam nadzieję, że małemu mulatowi jednak pomogą. Nie wyobrażam sobie co by było gdyby... Brr.. Koniec!

    Zaczęłam temat Slasha i Michelle. Właśnie... Ta para zaczyna mnie powoli coraz bardziej intrygować. Pomimo smutku, jaki przejawiał się w rozdziale, ja kilka razy się uśmiechnęłam. Właśnie dzięki tej parze. Powoli się do siebie zbliżają. Ta ich rozmowa nocna. To był najpiękniejszy fragment, jaki czytałam w przeciągu dwóch tygodni. Coś cudownego. Widać było jak bardzo ich to wszystko boli, a jednak starają się wspierać (przynajmniej tak jest w przypadku Saula). Kolejne scenki jednak sprowadziły mnie na ziemię. Tak jak napisałaś, Chelle przybrała twarz zimnej suki i wszystko wróciło do normy. Szkoda... Mogłaby zostać tą kobietą z nocnej rozmowy, która tak bardzo potrzebuje teraz wsparcia. No cóż, mam nadzieję że niedługo tak się stanie.

    I na koniec ten szpitalny fragment. Aż mnie ciarki przechodziły, kiedy go czytałam. Ta rozmowa dwóch małych chłopców... Przecież oni mają całe życie przed sobą, a chorują. Po raz kolejny się powtórzę. Świat jest niesprawiedliwy. Takie małe, słodkie dzieci siedzą w szpitalu, nie mając nawet świadomości tego co ich czeka. Teraz to rodzice tylko o tym myślą... Chociaż jak już genialnie napisałaś, z biegiem czasu da się z tym oswoić. To straszne, jednak prawdziwe...

    Tyle ode mnie. Z góry przepraszam za tak dupną opinię. Napisałabym coś bardziej kreatywnego, dłuższego, jednak muszę już uciekać.

    Love,
    Chelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Jakbyś miała ochotę to wpadnij do mnie na:
      living-on-the-edge-with-aerosmith.blogspot.com

      Usuń
    2. Witaj, Chelle!
      Nie powiedziałabym, że rozdział jest wspaniały. A ciężki - fakt, ale tylko troszkę. To wciąż nie jest ten 'dołek', do którego, przyznam otwarcie, w pisaniu dążę.
      Nie mam doświadczenia, tak samo jak Ty, ale moja głowa stara się pracować na wysokich obrotach, by jak najlepiej wyobrazić sobie coś takiego.
      Już wyżej o tym pisałam, ale znów przytoczę tą myśl - pieniądze nie kupią zdrowia. Od strony czytelnika, bo czasem czytam własne rozdziały, Jim wydaje mi się spoiwem tej zabłąkanej dwójki. Każdemu z osobna uszkodziłam życie. I cholernie ciężko teraz się z tego wyplątać.
      'Nocna rozmowa' została chyba najlepiej zapamiętana. Takie odnoszę wrażenie.
      Do tej pory nie znosiłam dzieci, więc i Jima było w fabule tyle co kot napłakał. Powiedzmy, że co nieco się zmieniło i chyba stąd ta rozmowa 'dwóch małych chłopców'.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i autograf!
      Za moment do Ciebie zajrzę i napiszę choć dwa słowa!
      Kocham, pozdrawiam, całuję ♥

      Usuń
  11. Reverie, ja wiem, że jestem beznadziejna i w ogóle, ale bardzo serdecznie chciałabym Cię zaprosić na moje nowe opowiadanie. Jest ono o niewidomej dziewczynie i jej przyjacielu Jeffrey'u. No i jeszcze o... Aerosmith.
    Bardzo chciałbym Cię prosić, abyś tam zajrzała i przeczytała, bo bardzo chciałabym poznać Twoje zdanie.
    Oto link:

    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/08/prolog.html

    Przepraszam za spam :c

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Reverie!
    Nadszedł czas by pewna utęskniona duszyczka się ujawniła.
    Otóż opowiadanie zaczęłam czytać gdzieś w środku lipca i także od pierwszego rozdziału czekało mnie wiele zarwanych nocek, które przepłakałam albo zadziwiająco turlałam się po ziemi
    Bez dwóch zdań jest to najlepsze opowiadanie jakie mogłam znaleść późnym wieczorkiem, który szykował mnie do bezsennej nocy właśnie z Twoim dziełem u boku.
    Przedwczoraj dotarłam do oficjalnego zakończenia Twojej twórczości i zwyczajnie się załamałam. Dorwałam się do HVT i było naprawdę świetne, jednak brakowało mi Slasha i Michy.
    Sądziłam, że dalsze rozdziały, to jakieś nowe opowiadanie, ale gdy w końcu zetknęłam się z pierwszym rozdziałem zapalił się we mnie płomyk nadziei.
    Byłam tak rozradowana, że przeczytałam wszystkie aktualne rozdziały dzisiaj w nocy i bez przerwy zalewałam się łzami wraz z cierpieniem Michy i Saula.
    Skoro już tu jestem Droga Reverie, to chciałabym prosić Cię o informowanie mnie o nowych twórczościach na GG (50860376). Chciałabym również z Tobą porozmawiać na temat tego cudeńka. Mam ochotę osobiście skomentować wszystkie multum rozdziałów, które napisałaś.

    Ps. Nigdy się nie poddawaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duszyczko utęskniona! Dziękuję Ci z całego serducha za te przemiłe słowa! A przede wszystkim podziwiam za wytrwałość. Ponad 100 rozdziałów w tak krótkim czasie to nie lada wyczyn.
      Bardzo się cieszę, że aż tak spodobały Ci się moje rozdziały! Nabrałam jeszcze większej ochoty na dalsze pisanie.
      Skaczę ze szczęścia!
      Pozdrawiam i oczywiście dopisuję do powiadomień :)

      Usuń
  13. U mnie nominacja dla Ciebie. :)
    http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award-i-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Przysięgam że niedługo nadrobię rozdziały u Ciebie, teraz serdecznie zapraszam na 21 rozdział mojego opowiadania!
    http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/2014/08/rozdzia-21.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Reverie, jesteś absolutną inspiracją i to co publikujesz na blogu jest tego najlepszym dowodem. :) Żałuję, że Cię nie znam lepiej, bo wtedy mogłabym "wyciągnąć", z tego opowiadania więcej. (Mam nadzieję że wiesz o co mi chodzi.:D Często jakiś tekst, który się napisze dla samej własnej przyjemności, dla siebie podświadomie odzwierciedla to co się dzieje w naszym życiu.) Generalnie , wracając do rozdziału, a raczej rozdziałów, bo pod tymi 3 ostatnimi nie napisałam nic, ze względu na brak wifi na wakacjach, chciałabym powiedzieć, że teksty na twoim blogu są naprawdę poruszające. ( Hahahaha, wcale nie piszę tego po raz setny XD). Zwykle historie o Gunsach kończą się wraz z brakiem pomysłów na kolejne: imprezy, dziewczyny i koncerty chłopaków. Tutaj, piszesz o zwyczajnym życiu, człowieka który jest utalentowany, był niesamowicie popularny ( Dobrze, że ta Janet zobaczyła w nim gitarzystę, bo chyba Slash już by się totalnie załamał. Chociaż właśnie zwraca się do rudowłosej znudzonym tonem, bo w obecnej sytuacji to, że był gitarzystą Guns N' Roses nie jest w ogóle istotne.), ale potem popełnił tysiące błędów i się pogubił i w zasadzie nie może już wrócić do normalnego życia. On w pewnym sensie przestał być częścią życia Chelle, Jimiego i swoich przyjaciół. Ta smutna wigilia, pierwsza spędzona w samotności zarówno u Slasha, jak i u Michelle.(Przypomniałam sobie tą wigilię kiedy Michelle urodziła synka, padał śnieg, byli wszyscy razem i wgl <3) A teraz kilka lat później, w wigilię pędzą do szpitala w zgoła odmiennej sprawie. To bardzo smutne, że czasami życie nie układa się tak jakbyśmy sobie tego życzyli i sytuacje, z którymi ciężko sobie poradzić, "spadają" na nas w najmniej oczekiwanej chwili. Bardzo podobało mi się to, że chyba 2 rozdziały wcześniej napisałaś o odwiedzinach Rose'ów u Slasha, żeby pomóc rodzinie Hudsonów. Każde z nich zrobiło to w inny sposób ( AXL TWARDZIEL :D), ale widać, że chcą nie tylko szczęścia Michelle, ale i Slasha. Im szybciej wezmą rozwód, tym szybciej zaczną nowy rozdział. Oboje. Tylko, że teraz ta cała choroba Jimiego... Proszę, nie każ mu cierpieć zbyt długo.
    Życzę weny i jak zwykle podziwiam Cię :D
    M.
    P.S. Widzę, że teraz robią się coraz większe podziały -(odkąd Saul zaczął myśleć o swojej rodzinie i zmienia swoje postępowanie) - między czytelnikami : TEAM SLASH i TEAM MICHELLE :D Kurde, a ja nie wiem po której teraz jestem stronie. Chyba dalej stoję twardo za Chelle. I nie dziwię się jej zachowaniu. Jak nie ma komu zaufać, a nie chce obarczać tym wszystkim swoich przyjaciół, to sama musi dać sobie radę. I doskonale o tym wie, a przebłyski Saula, żeby pomóc, żeby się zmienić nic nie zmienią i nigdy nie wystarczą. Tylko szkoda, że to czego sobie życzyła Michelle, czyli żeby Saul trochę pocierpiał jak ona wcześniej, pojawiło się w taki sposób, w postaci ciężkiej choroby ich dziecka.
    P.S. 2 Ej, w komentarzach pisze się P.S? Hahaha, ja taka bardzo inteligentna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga M.!
      Jak miło znów widzieć Twój komentarz i to taki komentarz! To piekielnie przyjemne dla pisarza mieć taki kontakt z czytelnikami. Uwielbiam Cię!
      Jeśli chodzi o lepsze poznanie mnie, od tej prywatnej strony, to raczej niczego ciekawego nie przegapiasz, bo straszna ze mnie nudziara o czym doskonale wiem. Niech pozostanę w tajemniczej otoczce.
      Faktycznie, było kilka blogów, które skończyły niezbyt wytwornie, ale większość wcale nie ma nudnej fabuły, hej! Czuję się zaszczycona tymi słowami, ale nie przesadzajmy, bo na pewno są lepsi ode mnie (taka ABC, na przykład).
      Cholernie spodobała mi się Twoja interpretacja Slasha. Jest jakby wyjęta z mojej głowy!
      Przyznam szczerze, że nawet nie zwróciłam uwagi na narodziny i chorobę Jima w tym samym dniu. Inny rok, ale dzień ten sam. To ciekawe!
      Podziwiam Cię i zazdroszczę tej chęci na czytanie/komentowanie. Straszliwie!
      Dziękuję, kłaniam się do ziemi i zabieram się za kolejne rozdziały.

      Z tym 'P.S.' to zawsze mam problem. W sumie komentarz nie musi być aż tak ściśle wykwintny, bo to nie list do prezydenta, więc chyba używanie 'P.S.' nikogo nie zraża. Przynajmniej nie mnie.
      A TEAM Slash i TEAM Michelle to świetne określenie, haha!

      Usuń
  16. I przybywam ja. Pełnia księżyca nie sprzyja mojej śpiącej połowie, więc jestem.
    Szczerze powiem, że nudzi mnie ta cnotliwość, bojaźń i przerażenie Michelle względem Slasha. Jej wahania nastrojów mnie dobijają, przysięgam. Na miejscu Saula walczyłabym o odebranie praw rodzicielskich matce,która po tragicznych wydarzeniach (okej, rozumiem ją, nie jestem taką zimną suką) lata na tabletkach.
    Najbardziej szkoda mi dziecka. Bidulek. Rozwód rodziców, choroba, matka na prochach, ojciec gwałciciel.
    Za poprzednimi Gunsami nawet nie tęsknię. Niech sobie matkują w szczęściu.
    Ciekawi mnie Chelle i Slash. Po cichu powiem, że kibicuję im. Chciałabym, by się zeszli. Kurcze no, pasują do siebie i tyle.

    Weny, weny, weny i czasu na pisanie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedstawiłaś tu chyba najszczerszy obraz tej wyimaginowanej rodziny Hudsonów z opowiadania. Trudno nie zgodzić się z Twoją opinią. Choć stwierdzenie, że główna bohaterka 'lata na tabletkach' jest trochę wyolbrzymione, to reszta jest boleśnie prawdziwa.
      Czasu! Tego mi potrzeba!
      Dziękuję pięknie. :)

      Usuń
  17. Chryste Panie, ile tu jest uczucia z emocjami. Reverie kochana, wracałam z lotniska, czytając dwa najnowsze Twoje rozdziały i jak zawsze jestem...och, padam przed Tobą na olankolana, na twarz. Później skrobnę Ci wylewne kilka zdań i coś opowiem, chcę byś ze mną płakała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie, kochana deMars!
      To ja powinnam padać na kolana w podzięce za tak dodające otuchy słowa.
      Dziękuję i niecierpliwię się na te kilka zdań :)

      Usuń
    2. Cóż...zacznę od tego, co chciałam Ci opowiedzieć. Wiesz, będąc w Turcji przez poprzednie dwa tygodnie (och, darujmy sobie narzekania, jak bardzo mozolnie mijał mi tam czas...), zwróciłam uwagę na pewnego chłopca. Miał z cztery lata. Patrzyłam z tatą na niego przez chwilę, aż zaczęliśmy się śmiać i spojrzeliśmy sobie w oczy, myśląc o tym samym. Ten chłopiec...ciemniejsza karnacja, wielkie, brązowe ślepka i burza ciemnych loków na głowie. Wiesz już, o kim pomyśleliśmy, prawda? Boże Drogi, on wyglądał kropka w kropkę jak młody Slash, to było chyba najpiękniejsze dziecko...jakie kiedykolwiek w życiu widziałam, z całym szacunkiem dla mojego brata. Po prostu cały ostatni tydzień spędziłam na dyskretnym łażeniem za małym ,,Slashem'' i jego rodziną, to już była obsesja, jego mama, tata, bracia mnie ignorowali, ale młody zwrócił uwagę na mnie i tatę i potem zaczepiał nas w restauracji, a my dosłownie szaleliśmy ze szczęścia, ignorując zażenowanie mojej mamy, oj ludzie... I wiesz, dlaczego Ci o tym napisałam? Czytając ten i poprzedni rozdział widziałam tamtego chłopca w roli syna Slasha i Michelle i po prostu myślałam, że poryczę się na dobre. Zagięłaś mnie tą historią, podejrzewać mogłam wiele, ale w życiu cos takiego beznadziejnego, w życiu nie takie podłe okropieństwo, jakim jest białaczka. Boże, przecież on jest taki mały, taki młody. I dlaczego. Boże, no dlaczego tak? Kieruję to pytanie do Ciebie, ponieważ Ty jesteś tutaj Bogiem i Ty ich tak urządziłaś! To jest okropne, jestem załamana...ale i podekscytowana, cała ta sytuacja, to zajście...czy ono może zbliżyć w jakiś sposób Hudsona i Chelle? Może w tym wszystkim jest jakiś ukryty zamiar? Tak sobie tylko myślę i zakładam, ale nigdy nic nie wiadomo, bo wiem, że i tak mnie zaskoczysz. Zawsze mnie zaskakujesz, zawsze pozytywnie. Litości no, jakiekolwiek potworne zdarzenie by tu nie zaistniało i niezależnie od tego, co by się wydarzyło - piszesz tu, że ja połykam to z największą fascynacją i zachwytem. To opowiadanie jest piękne, jestem w stanie powiedzieć, że jest najlepszym, przynajmniej dla mnie.
      Droga Reviere, czarujesz i mącisz tak bardzo, że ja sama jestem zaskoczona tym, jak to do mnie trafia, haha. Czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy, och, tylko obiecaj, że Jimi dotrwa i przetrwa jakoś to wszystko...?
      Liczę, że uda mi się Ciebie złapać w Krakowie w listopadzie (wtedy gra Slash?).
      Póki co życzę Ci weny i...i czekam, jak zawsze! ❤️

      Usuń
    3. O matko, uwielbiam to jak go opisałaś! Ten chłopiec naprawdę w wyobraźni właśnie teraz przypomina mi Slasha.
      To pytanie, do mnie, Boga tego opowiadania (skąd w ogóle takie określenie przyszło Ci do głowy?), jest świetne. Ale istnieje niewielki problem... za żadne skarby nie znam na nie odpowiedzi. To przyszło nagle. Może filmy, może powieści, które czytam tak na mnie wpłynęły. Zapragnęłam uwikłać w chorobę nieszkodliwą osobę. I nie mam bladego pojęcia jak potoczą się losy tego uroczego Loczka.
      Czaruję i zaginam tą historią? Dziękuję po tysiąckroć za tak pokrzepiające słowa.
      Jest mi niezmiernie miło zaskakiwać Cię od tylu miesięcy. W pozytywnym sensie!
      Postaram się jeszcze w tym tygodniu dodać kolejny post.
      20 listopad! To wtedy będę się szlajać z grupką długowłosych ludzi wokół Kraków Areny.
      A Ty jesteś z Krakowa?
      Pozdrawiam cieplutko! ♥

      Usuń
    4. I ja CI dziękuję za miłe słowa, haha! + tak, mieszkam sobie w Krakowie, istotnie!

      Usuń
    5. W takim razie codziennie możesz mnie tu dorwać! Haha!

      Usuń
    6. A jednak! Już od ponad pół roku, jeśli dobrze liczę.

      Usuń
  18. Serdecznie zapraszam na 25 rozdział na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
    Wreszcie! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Od razu powiem, że po tej nocnej rozmowie Slasha i Michelle myślałam, że się pogodzą. W sumie to teraz będą musieli się zacząć jakoś dogadywać, albo chociaż udawać przy Jimim. Właśnie, biedny mały Jimi! Kurde, dobrze, że w tym wszystkim chociaż ma na oddziale fajnego nowego kolegę. Myślę, albo raczej mam nadzieję, że chłopcy się zaprzyjaźnią i razem wyzdrowieją i jak wyjdą ze szpitala to będą się dalej razem przyjaznić :)
    Dobrze, że Chelle i Slash również znaleźli wsparcie w rodzicach Anthonego. Opisałaś ich jako takich ciepłych i pozytywnych ludzi, którzy mimo choroby dziecka się nie poddają. Myślę, że właśnie tacy ludzie potrzebni są Slashowi i Michelle żeby oni również dali sobie jakoś radę.
    Rozdział muszę przyznać bardzo mnie urzekł <3 Świetny!
    Pozdrawiam serdecznie i zabieram się za kolejne :*
    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć