Rozdział 21. Wyścig do poranka

"Błyszczące diamenty
Jak oczy kota, czarne i niebieskie
Coś nadchodzi po ciebie.

Wyścig do poranka
Możesz kryć się w słońcu dopóki nie zobaczysz światła
Oh, będziemy się modlić by wszystko było w porządku."
~ Dio Holy diver'


1
28.12.1996r. 

             Upewnił się, że brunetka weszła do domu i spokojnie ruszył w kierunku Laurel Ave 5206. Dojechał do pierwszego skrzyżowania cichych uliczek i przypomniał sobie drogę do parku, gdzie tak często niegdyś chodzili. Głęboko westchnął i przywołał zamyślone spojrzenie Michelle. Potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek, a ona wciąż uciekała. Nie miał zamiaru jej popędzać. Wiedział, że czas potrafi zdziałać cuda. Nie mógł jednak wyrzucić marzenia o ujrzeniu jej uśmiechu. Uśmiechu, którym obdarowywała go za każdym razem gdy sprowadzał ją na ziemię, wyrywając ze smutnego zamyślenia. Pamiętał jak cholernie dużo potrafiła myśleć. Sądził, że to przez ciążę, później spostrzegł, że przez wszystkie lata, które było im dane spędzić razem, patrzył pod niewłaściwym kątem. W szczęściu czy nie, liczyło się, że byli razem. Kochał ją całym sercem i myślał o niej każdej samotnej nocy. Nie śnił. Po prostu zasypiał, myśląc o niej i budził się, myśląc o niej. Był facetem, który oddałby wszystko, by móc znów pogrążać się we śnie z tą kobietą u boku. Ale skok w rzeczywistość zawsze był bolesny. Upadek na twarde, kalifornijskie chodniki prosto z nieba. Pozostały już tylko wspomnienia.
             Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia właśnie tego dnia. Skręcił w kierunku przeciwnym do Laurel Avenue i odsunął szybę, by schłodzić umysł. Po zaledwie czterech minutach znalazł się pod domem samego Axl'a Rose'a. Przez dłuższą chwilę patrzył w okno na dole. Tylko tam wciąż świeciło się światło. Zaciągnął ręczny i niedbale trzasnął drzwiami. Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie.
- Cześć, Axl - Rudy rozchylił usta, nie mając pojęcia co powiedzieć na widok tak nieoczekiwanego gościa. Powitał go w białej koszulce z napisem 'Zjedz dżdżownicę' i krótkich luźnych spodenkach.
- Slash? Co ty tu...
- ...masz może wolne 5 minut? - Mulat zerknął na samochód, jakby wyraźnie gdzieś się śpieszył.
- Jasne, możemy iść do ogrodu z tyłu? Muszę schować kosiarkę, bo w nocy ma padać... - Slash skinął głową i lekko się uśmiechnął. Prawdopodobnie sikałby ze śmiechu, słysząc tak absurdalnie beztroskie słowa z ust rockmana, gdyby nie... gdyby nie coś o czym chciał w końcu komuś powiedzieć. I chwilowo ani trochę nie obchodził go fakt czy Michelle życzyłaby sobie nagłaśniania sprawy wśród przyjaciół i rodziny.
- Więc... co tak nagle cię tu przywiało? - Mulat od początku wydawał mu się dziwnie nieobecny.
- Zazdroszczę ci. - Saul uśmiechnął się po raz ostatni tego dnia i popatrzył w oczy rudzielca, zamykającego szopę na narzędzia. Rose przypiął kłódkę, nie spuszczając oczu z gitarzysty.
- O co chodzi? - Oparł dłoń na biodrze, w drugiej podrzucając grzechoczące klucze, którymi przed momentem wyswobodził rdzewiejące klamki z ciężkiego łańcucha.
- Axl, czy mógłbyś... - Z tarasu odezwał się głos Kate. Obaj mężczyźni zerknęli w jej stronę, a Rose jeszcze na moment powrócił wzrokiem do podejrzanie cierpliwego gitarzysty. - Hej... Slash - mruknęła, zidentyfikowawszy postać. Po chwili spotkali się na środku zielonego trawnika. Zapach skoszonej trawy wciąż unosił się w powietrzu, a migoczące lampki w ogóle nie pasowały do ciepłego otoczenia. Liście przyozdobionych lampkami palm powiewały na wietrze. Grudniowe, mdłe powietrze gryzło w gardła. - Co się stało? - Spytała zaniepokojona zachowaniem mężczyzny. Długiej chwili ciężkiego milczenia żadne z nich nie odważyło się przerwać, mimo że ciekawość zżerała ze wszystkich stron.
- Jim jest chory. - W jego oczach zgromadziły się łzy i nie wstydził się tego. Miał prawo płakać, kiedy chciał. Miał prawo ryczeć ile wlezie, bo powód był wystarczająco poważny.
- Jak to... chory?
- Na co? - Kate, trzymała dłoń na policzku. Wydawała się bardziej przejęta tym, czy choroba jest zaraźliwa i czy jej syneczek nie przejął czegoś od Jima, pomyślał. Lecz zaraz mentalnie uderzył się w twarz, wiedząc, że instynkt macierzyński nie może inaczej.
- Jimi ma... - przez kilka dobrych chwil myślał, że już nie będzie w stanie mówić - Ma Białaczkę. - Szept był wystarczająco głośny, żeby wprawić serca Rose'ów w palpitacje.
- Białaczkę... - Axl ciężko westchnął, jakby dźwigając ciężki kamień na sercu. Kate nie mrugając wpatrywała się w brązowe oczy Slasha. Nagle bez żadnej krępacji przytuliła jego żądne bliskości ciało. Mimo że był nieco wyższy, zdołał ułożyć głowę na jej ramieniu tak, by mogła otulić go ramionami. Rozkleił się jeszcze bardziej gdy dołączył do niej Rose. I mimo że widok był pewnie komiczny, w głowach trójki ludzi malował się obraz małego Jima, który tej nocy spał tak samo niewinnie jak każdej innej. W zimnej sali, na zimnej poduszce i z zimnymi stópkami, które wesoło wyglądały spod nieco krótkiej kołdry, którą nakrywał się po same uszy.
- Tak mi przykro... Saul... - Wyszeptała przez łzy, które samoczynnie spływały w kierunku jej drżących warg.
- Jeśli potrzebujecie czegoś... nie wiem... pieniędzy, to możecie na nas liczyć. - Rose czuł ścisk w gardle, jednak wiedział, że jeśli i on zacznie wylewać bezsensowne łzy, ta płacząca orgia może się nie skończyć.
- Dzięki - Mulat mruknął niskim głosem, odchrząknąwszy wyraźnie.
- Co z Michelle? - Bała się zadać to pytanie. Michelle była dyskretnym tematem, jednak w takiej sytuacji zmieniały się reguły gry.
- Jest dzielna. Na pewno bardziej niż ja. - Próbował się uśmiechnąć, jednak nie było go stać nawet na drobny grymas kształtem zbliżony do uśmiechu.

2
             Stojąc po środku szerokiego korytarza wsłuchiwała się w pustkę. Tykający w kuchni zegar zrównał się z biciem jej serca. Z zamkniętymi oczami, znieruchomiała jak posąg, oddychała miarowo. Mocno zmarszczyła czoło i westchnęła z bólem w klatce piersiowej. Serce przyśpieszało z każdym krokiem. Zaniosła się szlochem, przyjrzawszy się zdjęciu Jimiego nad kominkiem. Podeszła do barku i zerknęła na wystające główki butelek. Z wściekłości zacisnęła zęby i chwyciła pierwszą z brzegu. Trzask kruszonego szkła zmącił błogą ciszę. Po kamiennym kominku ciekło kilka strumyczków czerwonego wina. Wszystko aż do obrzydliwości było martwe. Nagle zadzwonił telefon. Kiedy nie odpuszczał po kilkunastu sygnałach, nerwowo podniosła słuchawkę, pociągając nosem.
- Michelle? - Katie. To była Katie. - Mała, jesteś tam? - Jej głos drżał tak straszliwie, że przez moment Michelle obawiała się najgorszego.
- T-tak. - Mruknęła, ocierając policzki wierzchem wolnej dłoni.
- Ja... Slash... powiedział mi co się stało... - Chelle mocniej ścisnęła słuchawkę, pozwalając łzom powrócić na przesuszone policzki. - Dlaczego nawet raz nie zadzwoniłaś? - Spytała jakby z wyrzutem, martwiąc się o kobietę po drugiej stronie.
- Nie mam na to siły... przepraszam, Kate. - Szepnęła, odkładając słuchawkę na miejsce.
              Niebo było tak samo ciemne jak podczas poprzednich kilku nocy, lecz co jakiś czas blask księżyca przebijał się przez mknące chmury. Pozornie spokojna, siedziała na drewnianym tarasie z papierosem w dłoni i wsłuchiwała się w brzęk miasta w oddali. Słyszała szum dochodzący z bulwaru Zachodzącego Słońca. Była jak wielkanocny króliczek z czekolady - pusty w środku. Tylko tak potrafiła to opisać. Nie czuła już nic. Dym przyprawił ją o zawroty głowy. Dopiero gdy zrobiło się naprawdę zimno, wróciła do środka.
- Tak? - Obudziła go. Znowu.
- Saul... to ja. - Nie miał jej tego za złe, chciał z nią rozmawiać nawet do rana. - Powiedziałeś Kate.
- Nie mówiłaś żebym nie...
- ... w porządku. - Mruknęła. Znów zapanowała cisza. - Chyba musimy powiedzieć reszcie.
- Myślą, że mamy ich w dupie. - Nie wiedział czy westchnęła na myśl o całej bandzie, czy nie spodobały jej się te słowa.
- Brakuje mi tu Jima. - Szepnęła. A on poczuł ukłucie w sercu. Mówiła o nim tak, jakby zmarł co najmniej trzy lata temu.
- Za kilka godzin będziesz obok niego. - Odetchnął z lekkością na tę myśl i opadł z powrotem na poduszkę. Wpatrując się w sufit, starał się szerzej otworzyć zaspane oczy.
- Może gdybym wcześniej...
- Daj spokój. - Zaczynała zadręczać się myślami. Nie było innej drogi powrotu do rzeczywistości. Znów poczuła ten paraliżujący strach.
- Przepraszam, że cię obudziłam. - Chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę, przeczuwając nadchodzącą falę zmęczenia.
- Nie ma sprawy. - Odłożyła słuchawkę, a on jeszcze długo myślał nad tym czego nie zdążył jej powiedzieć.

              Styczniowe, ostre promyki słońca uderzyły w kalifornijską ziemię. Minął tydzień odkąd Jim przebywał w szpitalu. Na urodziny Rogera wysłał paczkę z życzeniami. Choć tak bardzo chciał przynajmniej zadzwonić.
Dla niej było za wcześnie.
Wskazówki zegara ustawiły się na 5 minut po szóstej. Zielony Challenger właśnie odjeżdżał spod wielkiej willi.
- Myślisz, że już wstał? - Mulat wydawał się znacznie bardziej rześki niż poprzednio. Brunetka siedziała z zamkniętymi oczami jedynie kręcąc głową w odpowiedzi.
- Raczej nie. - Znów nie rozmawiali aż do wejścia na oddział.
- Cześć! - powitał ich przyjazny głos Reyes'a.
- Hej... - mruknęła Chelle, a Saul słabo się uśmiechnął.
- Pamiętam jak wyjeżdżając o ósmej chcieliśmy z Janet zdążyć tu na dziewiątą... - zaśmiał się pod nosem - Wy jesteście o tyle mądrzejsi - dodał. Był jakby wyrwany z innej rzeczywistości. Nie zwracał uwagi na ich przygnębienie i, w pewnym sensie, działał jak lekarstwo. - Ej... powiedziałem coś nie tak? - Uśmiech spełzł mu z twarzy. Nie mógł oderwać wzroku od wielkich, ciężkich łez brunetki.
- Ćśś... - Saul tym razem dziękował Bogu, że bez oporu pozwoliła mu się objąć. Zaczęła głośno oddychać, starając się opanować.
- Wszystko w porządku - mruknęła, odsuwając się od Mulata.
- Na pewno? - Sam niepewnie zmrużył oczy. Wciąż nie wiedział czy jego słowa w jakiś sposób jej nie uraziły. Pokiwała głową, a nawet zmusiła się do uśmiechu.
              Saul i Michelle na palcach wemknęli się do sali, gdzie dwaj mali chłopcy pogrążeni byli jeszcze w głębokim śnie. Usiedli naprzeciwko siebie. Kobieta znów szukała jakiegokolwiek innego obiektu do patrzenia, byleby tylko minąć się ze wzrokiem Hudsona. A on za wszelką cenę próbował utrzymać jej uwagę. Maleńką dłoń Jima trzymał pomiędzy szorstkimi palcami, co chwilę głaskając gładką skórę. Lecz myślami był gdzieś 5 lat wcześniej. Patrzył na kobietę, która wolała wpatrywać się w zieloną wykładzinę niż w niego. Uciekała. I on też kiedyś uciekał. Ona uciekała przed nim. I on uciekał przed sobą samym. Przynajmniej tyle wciąż ich łączyło.
- Straszny z niego śpioch. - Mulat słabo się uśmiechnął, licząc, że brunetka na moment podniesie wzrok.
- Jest jeszcze wcześnie. Wczoraj miał męczący dzień. - Odparła szeptem, patrząc na twarz chłopca. Później zerknęła na połączone dłonie, by wreszcie sen Mulata mógł się ziścić. Przez kilka długich sekund nie spuszczała wzroku z błyszczących oczu. Jego serce zabiło znacznie szybciej. Znów słabo się uśmiechnął, próbując pocieszyć nieugięcie smutną brunetkę.
- Mógłbyś przynieść mi kawę? - Spytała, sprawiając, że mężczyzna wreszcie zamrugał.
- Jasne. Z cukrem czy bez? - Zdał sobie sprawę, że nawet tego o niej nie wiedział. I ta myśl całkowicie go przybiła.
- Bez - Szepnęła, głaskając policzek malucha. Wstał po chwili bezczynności i przypomniał sobie poranny pośpiech. Oczywiście, że zaspał. Ale poduszka była tak wyjątkowo miękka, a łóżko tak wygodne... Zorientował się, że nie ma przy sobie niczego.
- Chyba... zapomniałem portfela... - Nieporadnie patrzył jak kobieta sięga do torebki. Podała mu małą portmonetkę i wróciła do Jimiego. Odgarniała włosy z czoła chłopca, myśląc jak długo jeszcze będzie musiał żyć poza domem. 
              Wyszedł na korytarz i otworzył portfelik. Dwoma palcami próbował wydostać kilka drobnych. Brakowało 50-ciu centów, więc ponownie zagłębił palce w brzęczących monetach. Jego oczom, oprócz 50-ciu centów, ukazało się pogniecione zdjęcie. To samo, które stało obok łóżka. To samo, które tej feralnej nocy było w szklanej ramce tuż obok nich. To, które strącił dłonią, przygniatając jej ciało do łóżka, by przestała się wiercić. Nie mógł widzieć tego w swojej głowie. Nie pamiętał niczego, poza ogromnym kacem następnego ranka.

3
              Mamusia...? - Słaby uśmiech na twarzy chłopca rósł z każdą chwilą gdy szerzej otwierał zaspane oczy. Brunetka pocałowała go w czoło i uśmiechnęła się szczerze. - A gdzie tata? - Jej uśmiech przygasł na moment.
- Zaraz przyjdzie - Jim wyciągnął ręce, a już po chwili spokojnie przysypiał w ramionach kobiety. Gdzieś w korytarzu zbliżające się kroki zabrzmiały znajomo. Głośne i szybkie.
- Automat się zepsuł i musiałem iść na dół. - W prawej ręce przeliczał pozostałe drobne, w lewej dzierżył dużą kawę bez cukru. - I jeszcze, cholera, pożarł mi piątaka! - Zbulwersowany wciąż szeptał, wpatrując się w drobniaki. Gdy odpowiedział mu znajomy śmiech, gwałtownie podniósł wzrok. - Cześć, Jim! - Podszedł do siedzących na krześle i poczochrał małego po włosach.
- Jestem głodny.
- Zaraz dostaniesz śniadanie, głodomorze. - Brunetka uśmiechnęła się do chłopca, posadziwszy go na łóżku.
- Kiedy zobaczę się z Rogerem? - Wzdrygnęła się na samą myśl o kontakcie z innymi. Po prostu nie chciała. Nie potrzebowała tego cholernego wzroku Kate, który jeszcze nie tak dawno mówił "będziesz gorzko żałować, że go nie zostawiłaś". A jednocześnie marzyła, by ktoś mocno ją uściskał, by była to właśnie jej najbliższa przyjaciółka (która właściwie nie poznała jej od prawdziwej strony, ale to nie było ważne).
- Niedługo. Obiecuję. - Wiedziała, że nie składa fałszywej obietnicy. Wszystko inne mogło pójść nie tak, ale dla tego małego szkraba była gotowa do poświęceń. Zamierzała odsunąć swoje uczucia na bok, pozbyć się niewytłumaczalnej niechęci do świata i zadzwonić do niej, wiedząc, że nie będzie musiała tłumaczyć się ze swojego zachowania. Było jej wolno. Chociaż tyle było jej wolno. Mogła użalać się nad sobą tak długo, jak tylko potrzebowała.
              Zrobiła to. Zacisnęła zęby i zadzwoniła do wszystkich po kolei. Żadne z nich nie uwierzyło od razu. Ani Letty, ani Duff, o Stevenie nie mówiąc. Ten ostatni potrafił się roześmiać. To wtedy było jej najbardziej przykro. Słyszała śmiech niczego nieświadomego Stevena, gdy ona przeżywała psychiczne męki. W sposób jasny tylko dla siebie, czuła się poniżona.
- Ja nie żartuję, Stev... - wyszeptała. Jej głos zadrżał i nie potrafiła dłużej utrzymać słuchawki w dłoni. Zakończyła połączenie jeszcze zanim Adler zdążył przeprosić.
              Odeszła od budki telefonicznej tak szybko, jakby zaczynała robić się gorąca. Skórzane trzewiki w odcieniu ciemnego brązu nie zdradzały ani jednego jej kroku. Szła cicho, jak mgła wlewająca się na plażę o deszczowym zmierzchu. Przeszła obok doskonale sobie znanego plakatu mówiącego "badam się, więc mam pewność" i zadzwoniła na oddział. Usłyszawszy brzęknięcie w głośniku interkomu, śmiało pchnęła białe skrzydło i po raz kolejny przybrała lekki uśmiech matki, gotowej poświęcić wszystko by ratować swoje dziecko.

Komentarze

  1. Eh Reverie.
    W końcu nie dodałaś w środku nocy! Kary nie będzie! xDDD
    Reverie, lubisz szczerość? To Ci szczerze powiem, że nudzi mnie już trochę Michelle. Michelle, Michelle, Michelle, Jimi, Slash, Jimi, Michelle, Slash, Michelle...
    Wiem, że tu był Rose, ale chodzi mi o coś...więcej. O to, żeby np była akcja z samym np Stevenem, bez Slasha i Michelle.
    Czy w następnym rozdziale byś mogła dorzucić kogoś innego? Na przykład genialnego Izzy'ego? xD
    Okej, koniec marudzenia.
    Slash powiedział Axlowi i Kate. Nie dziwię mu się, czuł potrzebę wygadania się komuś, a Rose jest jego najlepszym kumplem.
    Ta akcja z kosiarką była świetna. Axl, wzorowy pan domu, kosi sobie trawnik, ale musi schować kosiarę, bo będzie deszcz. xD Zjedz dzdżownicę? :O ;D
    Miał prawo się wygadać. Jest mu cholernie ciężko. Stracił Michelle, a teraz może stracić Jimiego i to...na zawsze.
    Reverie, powiem Ci, że jeżeli zabijesz Jimiego, to ja Cię zabiję! A wspomniana w poprzednim rozdziale szubienica może powstać!
    Cieszę się, że Axl mimo wszystko i tak oferuje pomoc. To się nazywa przyjaciel. Przykro mi to mówić, ale...tak wychodzi jakby reszta miała ich w dupie. Wiem, że to Hudsonowie się do nich nie odzywali, ale jako przyjaciele Stradlinowie, McKaganowie, Adlerowie powinni się ciut zainteresować, prawda?
    O i widzisz. Kate od razu zadzwoniła, kiedy tylko się dowiedziała i znalazła chwilkę, żeby zadzwonić! To się nazywa przyjaciółka!
    Ja się nie dziwię, że Michelle odłożyła słuchawkę. Nie ma na to siły...też bym nie miała.
    A w ogole zauważyłam coś. xD Za PRAWIE każdym razem, kiedy z Rose'em gada Slash lub Michelle pojawia się Kate! xD
    Oj, tam po co dzwoniła do Hudsona? Ale myślał o tym, o czym nie zdążył jej powiedzieć.
    Tak ogólnie to podobno wspólne nieszczęście jednoczy ludzi, więc może i tak tu będzie?
    Tydzień Jimi jest w szpitalu? Biedne dziecko. Może nie do końca zdaje dlaczego go tu trzymają. Jak miałam pięć lat, miałam zapalenie oskrzeli chyba i nie chcieli mnie przyjąć do szpitala (nie pamiętam dlaczego). W końcu mnie przyjęli dzięki cioci, bo miala jakąs znajomą w szpitalu i do dzisiaj pamiętam, jak mnie tam z mamą wiozła, a ja nie wiedziałam po co i dlaczego.
    Kawa. :3 Slash zobaczył to zdjęcie? Mam nadzieję, że myśli, że może Michelle mu...
    "Tata zaraz przyjdzie". Dobry znak.
    Letty, Duff...
    Tak, Steven wiem, że lubisz się śmiać i jesteś szczęśliwy, ale w takiej sytuacji (nawet jeśli to byłby żart) nie wolno się śmiać. Ty jesteś szczęśliwy, a kobieta, którą znasz od iiiiiiilu lat przeżywa psychiczne męki, a ty się śmiejesz.
    "Przybrała lekki uśmiech matki, gotowej poświęcić wszystko by ratować swoje dziecko.".
    Przybrała.
    Słowo "przybrała" wszystko zmienia.
    Reverie.
    Pisz.
    Szybko.
    Kolejny.
    Proszę.
    :c




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Estranged!
      Bardzo cenię sobie szczerość. W końcu przyjdzie taki czas, kiedy ktoś powie 'daj sobie z tym spokój' i nie będę musiała się głowić.
      I właśnie nadszedł moment, którego się obawiałam. Zator. Ciągle Michelle. I kompletny brak pomysłów na coś innego. Choć epizodyczne pojawianie się bohaterów tutaj mogłoby uratować sytuację, to martwię się, że nie potrafię tego opisać.
      Jest kosiarka, jest zabawa, ha!
      A 'Zjedz dżdżownicę' to odrobinkę przerobiona autentyczna koszulka Axla: http://media-cache-ak0.pinimg.com/736x/ca/43/db/ca43db867b2d686274dc1b0bf68b2bb0.jpg
      I chyba popełniłam błąd odcinając Hudsonów od całej reszty. Ale człowiek uczy się na błędach, prawda?
      Spostrzegawcza jesteś! Faktycznie, mam dziwną tendencję do jednomyślności u Rose'ów.
      Dziękuję pięknie!
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
    2. Tak, pod spodem wysłałam Ci moją moc. xD
      Aha i no, to ja, tylko mam dopisane :"Isbell" w nazwie. xD

      Usuń
  2. Ojeku
    wydaje mi się czy Michelle zaczyna przełamywać lody ze Slashem :)
    No i nareszcie wszyscy się dowiedzieli
    jejku jak mi jest szkoda Jima
    Ha!
    Czyli nadal trzyma ich zdjęcie w portfelu
    ona go kocha
    na pewno :)
    może jeszcze parę miesięcy i pozwoli mu się bardziej zbliżyć do siebie... :)
    Cudowny rozdział! :D
    Czekam na kolejny i mam nadzieję, że dodasz szybko ;)
    zapraszam do mnie http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i coś zaczyna się przełamywać... sama nie wiem jakby to ugryźć. Na razie zapętlam ich uczucia. I to chyba jedyne co jestem w stanie teraz z nimi zrobić.
      Bardzo dziękuję za komentarz! ;)

      Usuń
  3. Przepraszam Cię, Reverie, ale nie mam pojęcia kiedy skomentuję. /Faith

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz bardziej jest mi żal Hudsona. Sama nie wiem czemu w tym wszystkim jest mi bardziej żal jego niż Michelle, chociaż jest dupkiem po tym co jej zrobił to...gdy mam przed oczami mulata ze łzami w oczach mówiącego, że Jimi jest chory. Ugh. Aż mam dreszcze i sama mam ochotę się rozpłakać.
    Tak bardzo mi szkoda Jimiego. Aż chce mi się ryczeć jak o tym wszystkim myślę. Piszesz tak, że człowiek zaczyna tym żyć. Cudownie piszesz!
    Ale proszę niech mały wyzdrowieje. Niech szybko znajdzie się jakiś dawca. Proszę :(
    Eh. Do następnego- mam cichą nadzieję, że następny pojawi się jeszcze w te wakacje. Chyba nie wytrzymam dłużej :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hudsona w opowiadaniu zawsze widzi się przez pryzmat naszego uroczego Slasha. Przynajmniej ja go tak widzę. Nie wiem jak to się dzieje. Po prostu.
      Slash jest po prostu słodki i tego nie potrafię przezwyciężyć, pisząc o nim. Już nie.
      Bardzo dziękuję za miłe słowa!
      Postaram się w miarę szybko coś napisać. ;)

      Usuń
  5. Niech on wyzdrowieje. No błagam. To takie cudowne, kochane dziecko. Ma przed sobą całe życie... I jeśli umrze, no to, no to co z Michelle i Slashem? Przecież wiem, że oni się załamią. Ale tak nie może być! Jimmi musi wyzdrowieć, seryjnie! W ogóle to takie okrutne, gdy małe dzieci są piważnie chore, prawda? No, okej, kiedy ktokolwiek jest chory to jest to smutne, ale dzieci są szczególnie wzruszające. Błagam, niech ten Mały ma się dobrze. :c W ogóle to przez tę całą sytuację jest mi szkoda Hudsona, chociaż okazał się być wielkiem skurwysynem (za przeproszeniem). Zresztą trzymam kciuki za Michelle i Slasha, żeby ona mu wybaczyła, ale głównie po to, aby Jim nie cierpiał... Takie tam życzonko. :3
    Najśmieszniejszy moment? Kosiarka i Axl. Pomimo smutnej sytuacji to cichutko zachichotałam, bo wyobraziłam sobie, jak Rudy wkurwia się na maszynę, bo mu nie chce działać. No, wiem, nieogarnięcie totalne... Tak, czy inaczej, czekam na kolejny :)) Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choroba to chyba najgorsze co może spotkać człowieka. Nawet jak ma pieniądze to nic nie kupi mu zdrowia. A jeszcze kiedy to dotyka małe dziecko...
      Jasne, że nic nie wymaże przeszłości i tego co Slash zrobił Michelle.
      A kosiarka miała spełnić właśnie tę funkcję!
      Dziękuję pięknie!
      Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  6. Nie wiem już co tu napisać, jest mi strasznie przykro, że jest tak źle. Cieszę się, że dodałaś, nawet bardzo, czekałam na tę informację.
    Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to to, że Steven zachował się beznadziejnie? Tak. Jak mógł pomyśleć, że Chelle robi sobie jaja? Jeszcze w dodatku chodzi o jej dziecko. I raczej kobieta w tak ciężkim stanie, nie łapałaby za telefon i dzwoniła po ludziach... Ehh. Jakoś mnie to tak poraziło trochę.
    Szkoda mi I Slasha i Chelle. I w sumie rozumiem nienawiść czytelniczek do niego, bo zrobił coś strasznego. Ale ja jakoś dalej go uwielbiam, zabij, ale naprawdę. Po prostu chyba jestem już na takim poziomie w uwielbianiu go w świecie rzeczywistym, że wybaczę mu wszystko w opowiadaniach. Albo po prostu nie zapominam jaki jest naprawdę, w sensie, że w opowidaniu nie po prochach.
    Przepraszam, za beznadziejny komentarz, ale po prostu dzisiaj mam cholernie dziwny dzień i gadam jak jakaś opętana...
    Mam nadzieję, że będziesz w miarę często wstawiać w roku szkolnym. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj się przyznaję. Wymyśliłam ten fragment na szybko. Coś mi nie szło z pisaniem tego rozdziału. Dlatego ze Stevena zrobiłam kretyna. Choć może i niektórzy tak by właśnie zareagowali.
      Ten telefon do innych miał chyba spełnić funkcję próby powrotu do życia. Ludzie potrzebują kontaktu z innymi i starałam się zrobić to samo z Chelle. Chyba nie wyszło.
      Ej, sama go uwielbiam! I piszę jakieś małe historyjki na boku, kiedy tak strasznie chcę zrobić z niego słodkiego sukinsyna o lwim sercu.
      Mamy ten sam syndrom slashomanii.
      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Jak zwykle z lekkim opóźnieniem, ale przeczytałam.
    Tak strasznie szkoda mi Michelle, tak strasznie szkoda mi Slasha, a oczywiście najbardziej Jimiego. Strasznie niesprawiedliwe jest to że nawet takie małe, bezbronne, niewinne dzieci mogą zachorować na takie straszne choroby.
    W momencie gdzie Slash powiedział państwu Rose o chorobie Jimiego miałam szczere łzy w oczach dosłownie jakbym się dowiedziała o chorobie dziecka bliskiej mi osoby.
    Miło że Michelle i Slash się do siebie zbliżają, ale w sumie rzeczywiście bardzo dobrze że to następuje tak powoli. Dzięki temu, to opowiadanie jest na prawdę realistyczne.
    A co do stylu pisanie i w ogóle, to nie dawno przeczytałam parę pierwszych Twoich rozdziałów (tak, czasami łatwiej przeczytać jakieś opowiadanie jeszcze raz, niż nadrobić inne) i Twój styl pisania się na prawdę diametralnie zmienił - oczywiście na lepsze.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny (która może pozwoli na dodanie kolejnego rozdziału jeszcze w te wakacje) i czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie opóźnienie? Wszystko jest na czas!
      Jestem wdzięczna, że w ogóle chce Ci się komentować!
      Nie spodziewałam się, że aż tak silne oddziaływanie emocjonalne będzie miał fragment z rozmową Slasha i Rose'ów. To zaskakujące! W pozytywnym sensie, oczywiście.
      Cholerka, same pochwały!
      Dziękuję, kłaniam się nisko i pozdrawiam ;)
      Kolejne rozdziały w drodze, ale skoro kilka osób chce reszty Gunsów, to pisanie zajmie nieco więcej czasu.

      Usuń
  8. Ech, no kurde, Reverie, przepraszam! Nawet jeszcze nie przeczytałam całego rozdziału, ale będę komentować czytając. To może najpierw zacznę od tego co przeczytałam. Tylko ten, no... Od razu mówię, nie będzie to taki piękny, długi komentarz.
    Zacznę od mojego ukochanego tematu, czyli od związku - znaczy się, byłego związku - Michelle i Slasha. Nie miałam nic przeciwko ich małżeństwu na początku opowiadania, w środku również, kiedy się pobrali. Jak już pewnie kiedyś mówiłam, bardzo chciałam, aby byli oni razem. A teraz? Teraz najbardziej pragnę tego, aby Jimi wyzdrowiał i tego, aby Chelle i Saul do siebie nie wracali. Albo czekaj... Mają do siebie wrócić. W końcu już są na dobrej drodze. Tylko czy Michelle tak łatwo zapomni o tym co zrobił jej Hudson?
    Tak jak Estranged, muszę powiedzieć, że brakuję mi tu reszty Gunsów i ich rodzin. No tak, był Axl i w ogóle, ale czekaj! Ja jeszcze nie wiem czy oni tam są, czy nie. Idę czytać. :D
    Dobra, już wiem. Zajęło mi to pięć minut, bo tylko ostatnia część rozdziału została mi do przeczytania. Kurwa, za dużo tego "mi". Więc... Kurwa, nie "więc".
    Nie mogę się wyrazić, pomocy! I na dodatek ciągle zjadam jakieś literki.
    Tak, więc proszę o to, aby w następnym było trochę więcej reszty Guns N' Roses. A co do tego roześmiania się Stevena... Nie dziwię mu się. Też bym na pewno nie uwierzyła.
    Mówiłam? Mówiłam, kurwa! Komentarz za krótki, cholera jasna, no.
    Weny!
    Albo nie. Duuuuuuuużo weny, Reverie!

    A na koniec jeszcze jedno - czy zamierzasz czytać to moje gówniane opowiadanie o ociemniałej dziewczynie? Bo jeśli tak, to nie wiem czy mam Cię informować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się wymyślić jak najrozsądniejsze wyjście z całej tej sytuacji, ale co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia.
      Staram się pokazać ich w świetle jakby przeszłość nigdy nie istniała. Nie wiem, czy to nie głupie?
      Twój komentarz jest świetny! Przestań gadać głupoty!
      Dziękuję serdecznie! ;)

      Tak, tak, tak! Informuj mnie, jeśli tylko możesz.

      Usuń
  9. A zatem witam znów, Kochana Reverie. I cóż ja Ci tutaj mogę takiego powiedzieć? Powiedziałabym Ci coś, czego nie wiesz, ale Ty już dobrze znasz mój stosunek do tego, o czym tu piszesz. Co nie zmienia faktu, że i tak postaram się zostawić tu dla Ciebie komentarz, bardzo ładny, w miarę swoich możliwości.
    Cały dzień rozsadza mnie dziwnie pozytywna energia, przychodząc do Ciebie i czytając ten rozdział trochę udało się ją okiełznać, za co Ci dziękuję, ale skoro tak wyszło...to znaczy, że znów mnie coś dobiło. Owszem, dla podtrzymania tradycji - czuję się dobita. Ale to mnie zaatakowało dopiero na końcu, także spokojnie (spokojnie?).
    Po kolei, mój kochany związek Slasha i Michelle. Znowu się zastanawiam, co z nimi będzie. Obydwoje są teraz zagubieni, tak naprawdę cokolwiek by się nie wydarzyło, to zawsze będą ze sobą związani, ponieważ Jim. On ich złączył na zawsze, nie mam racji? Poza tym, kiedy spytano Slasha o Chelle...on tak ślicznie o niej powiedział. Urzekło mnie, silniejsza od niego. Śmiem twierdzić, że nie każdego byłoby na to stać. Jednak on to powiedział w towarzystwie Kate i Axla, nie mylę się? I co do tego... Kocham Cię za fragment z kosiarką, on dodaje humoru w tym wszystkim, co się dzieje. Naprawdę chciałam się śmiać, to jest piękne. Troski życia rockmana, haha! Ale nie dane jest nam się długo nad tym rozczulać, bo spadamy znów w otchłań zadręczonej psychiki biednej Michelle. Chryste, jak mi jest jej szkoda. I rozumiem ją, rozumiem, że nie ma siły rozmawiać. To jest chyba normalne, myślę, że bliscy zrozumieją.
    Jim nadaje takiego słonecznego i ciepłego blasku temu wszystkiemu. On wie, że coś się z nim dzieje, ale nie wie co. Tata powiedział mu, że go wyleczą i on tym żyje. To jest niesamowicie niesamowite, podziwiam. Dzieci, chore dzieci, zawsze są najbardziej skore do walki. Walki z chorobą, ja...ja nie wiem, jak to działa, ale mnie to tak strasznie szokuje, wzbudza respekt. Taki jest Jim. Uwielbiam go. Mam nadzieję, że spełni się jego marzenie, dotyczące spotkania z Rogerem.
    I jestem jeszcze zaskoczona Adlerem. Śmiech. Śmiał się? Poważnie? Jeszcze bardziej chce mi się ryczeć nad żałosną wręcz sytuacją Chelle. Czy to nie jest najgorsze uczucie na świecie, kiedy chcesz komuś pomóc za wszelką cenę, a nie możesz? Tragedia, po prostu.
    Chyba tutaj zakończę swój wywód, chciałam Ci podziękować raz jeszcze za kosiarkę, tego mi chyba tu brakowało...ha.
    Wiesz, tak pomyślałam jeszcze. Mam nowe dziecko, chciałabyś się może z nim zapoznać? - http://fire-burnin-slow.blogspot.com/ - dziś wstawiłam prolog.
    Dobrze, już nie truję, nie zapraszam - koniec. Życzę Ci weny, życzę wszystkiego najlepszego dla Jima i...i czekam, moja Droga. Czekam jak zawsze.
    Dziękuję, pozdrawiam! ♥
    JESZCZE JEDNO. Cudowny wstęp. DIO! Holy Diver. Mój wspaniały Ronnie, jestem...czuję się znokautowana, że go tutaj znalazłam. Cudowne dopełnienie, uwielbiam, haha! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana deMars!
      Uwielbiam Twoje komentarze! Naprawdę!
      Nie wiem czy to tak dobrze, że dobijam rozdziałami... może kiedyś będę nimi bawić? Nie chcę doprowadzać do depresji.
      'Są zagubieni' to chyba jedyne rozsądne stwierdzenie w tej dziwacznej sytuacji. Nie widzę tu związku. I nie chcę rozsiewać złudzeń. Nic już nie powiem.
      Fragment z kosiarką nie byłby ani trochę zabawny, gdyby reszta nie była aż tak 'dobijająca', jak to słusznie ujęłaś. Tak mi się wydaje.
      Jim to złoty dzieciak. Polubiłam go. W końcu.
      Próbowałam sobie wyobrazić jak beznadziejnie czuła się Chelle, gdy Steven się roześmiał. To było straszne.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Zajrzę! Muszę w końcu przeczytać coś Twojego. Bo pamiętam tylko stare 'Civil War'. Tęsknię za tym stylem, więc zajrzę na pewno.
      Pozdrawiam ;)

      A Ronnie'ego uwielbiam ponad życie! Mistrz. ♥

      Usuń
  10. Aha, Faith przyjęła informację do mózgu. XD
    W takim razie zapraszam c:

    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/08/show-me-heaven-1-jestem-axl.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten rozdział wzniecił totalną rewolucję w mojej głowie. Zaczęłam postrzegać pewne sprawy inaczej, z innego punktu widzenia. Dlaczego zaczęłam tak dziwacznie swój komentarz? Bo najważniejszą kwestię, chciałam umieścić na początku. Naprawdę Reverie, jestem pod wrażeniem. Piszesz tak dojrzale, skłaniasz do myślenia, rozpatrywania wielu spraw. Za to darzę Cię ogromnym szacunkiem. Widać jak na przestrzeni lat rozkładałaś skrzydła, które teraz unoszą Cię nad światem bloggera. Jesteś jedną z najlepszych, jak nie najlepszą pisarką w świecie blogów o Guns N' Roses, ale nie tylko. Poruszasz wiele spraw, które klasyfikują się do innych dziedzin niż tylko GNR. Piszesz o ludziach, zwykłych ludziach, którym udało się coś tam osiągnąć w życiu. Nie idealizujesz ich, nie tworzysz im bajkowego świata. Pokazujesz brutalną rzeczywistość w której jest wiele niesprawiedliwości, smutku i zimnych stosunków międzyludzkich. Cieszę się, że mam przyjemność czytać takie dzieło. Prawdziwe dzieło, mające przekaz. Zobacz sama, ile nasuwa się na myśl człowiekowi podczas czytania, ale i pisania. Posłużyć się mogę teraz zwykłymi powiedzeniami ludzi. "Doceniasz to co miałeś, w chwili kiedy to straciłeś" - chyba wiadomo o kogo mi teraz chodzi. "Przyjaciele przytomny lepszy niż brat oodległy." - w sumie tutaj też widzę pewne powiązanie. Axl może okazać się takim pomocnym ogniwem.
    No cóż, zobaczymy jak to się potoczy. Mam nadzieję, że jak najlepiej dla Jima. Szkoda by go było, gdyby biedaczek musiał cierpieć. Swoje i tak już cierpiał. Podobnie jak Chelle i Slash. Cała rodzina Hudsonów wiele przeszła i coś czuję, że jeszcze wiele przejdzie, bo to nie koniec. No nic, pozostaje mi czekać na ciąg dalszy, który zapewne będzie tak wspaniały jak obecne.

    Love,
    Chelle :)

    PS Przypomniało mi się coś. Całuję Cię po rączkach, za te wspaniałe opisy, które jeszcze bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że masz prawdziwy talent. Sama chciałabym pisać takie wspaniałości. Zwykłemu opisowi dodajesz takiego uroku, klimatu. Zauważyłam to już na samym początku, jednak teraz jakoś tak mnie to urzekło. Szczególnie po przeczytaniu, jak Chelle szła cicho w tych swoich trzewikach, będąc cicha jak mgła wlewająca się na plażę o deszczowym zmierzchu. Poezja Reverie, poezja! Jesteś wielka, całuję Ci rączki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! Dziękuję, droga Chelle! Twój komentarz jest pięknym prezentem akurat na moje urodziny!
      Kłaniam się nisko w podzięce za te pokrzepiające słowa. Sprawiłaś, że jakoś tak lepiej się poczułam. Dziękuję!
      Jesteś wielka. Czytałam to może z 10 razy i wciąż nie mogę się nadziwić, że to naprawdę o mnie. Piekielnie mi miło, mała!
      Postaram się jak najszybciej podrzucić tu kolejny rozdział. Jeszcze zanim na dobre utonę w książkach.

      No i strasznie się cieszę, że dostrzegłaś 'mgłę wlewającą się na plażę'! Taki szczegół, a tak cieszy!

      Pięknie Ci dziękuję i to ja całuję po rączkach!
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. HAPPY BIRTHDAY BABY! :***

      Usuń
  12. Kiedy można spodziewać się nowego rozdziału, Droga Riverie? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapomniałam Cię poinformować. ;_;
    Ja pierdolę, trzeba sobie uzupełnić listę z informowanymi...

    Zapraszam c:
    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/09/show-me-heaven-2-grzejesz-po-pomoc.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak bardzo tęsknie za tym opowiadaniem! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuję, Haniu. Naprawdę właśnie teraz próbuję coś napisać, ale nie wiem czy jeszcze potrafię. Coś we mnie pękło i... no nie wiem. Próbuję.

      Usuń
    2. Tak bardzo trzymam kciuki, żeby się udało! Nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania już teraz. Trzymam za Ciebie mocno kciuki kochana! Pamiętaj, że masz przeogromny talent i wszyscy czekamy na coś nowego od Ciebie! Trzymaj się :)

      Usuń
  15. O Mój Boże, Reverie, mam zawał.
    Jak to w Tobie coś pękło?!
    PISZ ROZDZIAŁ!!! WIESZ ILE OSÓB NA NIEGO CZEKA?! NIE?! TO SIĘ DOMYŚL, ŻE DUŻO! DLATEGO PISZ! OCZEKUJĘ ROZDZIAŁU! PISZ GO, DO CHOLERY!!! BO JAK NIE, TO JA I MÓJ TŁUCZEK ZŁOŻYMY CI WIZYTĘ!!!

    Takie trochę brutalne przekonanie. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja chcę coś napisać! Bardzo chcę! Tylko jednocześnie nie mogę wstawić byle czego, bo nie będzie mi się podobało i już kompletnie się załamię.
      Taka sytuacja bez wyjścia ;_;
      No chyba, że coś mnie w końcu natchnie.

      Ale dzięki za znaki życia! Przynajmniej wiem, że ktoś wciąż tu jest.

      Usuń
    2. Oj, Reverie, Reverie...
      Byle czego nie chcesz wstawić, tak? Zobacz sobie tylko, ja ciągle wstawiam byle co. A Ty? A Ty jesteś świetna, dlatego nie martw się - Wszystko, co wstawisz będzie wspaniałe!

      Usuń
    3. Nie mam napisanego nawet beznadziejnego rozdziału. Ten 22 jeszcze nie istnieje. I problem w tym, że nie wiem czy w ogóle powstanie. :c

      Usuń
    4. Powstanie, kurde no. ;_; Musisz go napisać.
      Chciałabym Ci jakoś z nim pomóc, ale boję się, że nie mogę ani nie potrafię. :c

      Usuń
    5. Złotko, wyślij mi siłę, a napiszę rozdział. Telepatycznie, pocztą, jak tylko chcesz. ;_;

      Usuń
    6. WŁAŚNIE WYSYŁAM CI JĄ TELEPATYCZNIE!!!
      Kurwa, no. ;_;
      Przepraszam, ale:
      Chciałabym Cię zaprosić na nowy rozdział. ;_;
      http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/10/show-me-heaven-3-tik-tak-kasy-brak.html

      Usuń
    7. Dołączam! Z moją mocą napiszesz już niedlugo!

      Usuń
    8. Chyba do końca maja nic z tego całego pisania ;_;

      Usuń
  16. kiedy coś nowego? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym wiedzieć. Okropnie opornie idzie mi pisanie nowego rozdziału.

      Usuń
  17. Reverie, nie wiem jak to się stało, że nie skomentowałam tego rozdziału. Naprawdę. Miałam déjà vu, kiedy czytałam fragment o tym, że Michelle jest zamknięta w emocjonalnej pustce, nie jest w stanie odczuć już zupełnie nic, jest jak króliczek z czekolady.Czułam, jakbyś Ty sama mi o tym powiedziała, jakbyś ze mną o tym wcześniej rozmawiała. ( Mam nadzieję, że nie weźmiesz mnie za kretynkę). Bardzo podobają mi się te pogodne "wstawki" o Axlu ogrodniku, o jego ułożonym życiu rodzinnym. To jest umiejętność, Reverie - pokazać taki kontrast między dwoma rodzinami, które tak podobne , są zgoła od siebie odmienne. Mam nadzieję, że jednak zaczerpniesz jakiejś inspiracji i napiszesz rozdział, ale mam świadomość, że czasem ciężko jest napisać satysfakcjonujący tekst. Trzymam za Ciebie kciuki. Przepraszam, że w sumie nie jestem w stanie napisać nic bardziej konstruktywnego, ale jestem w takim okresie nawału obowiązków, że czasem nie wiem jak się nazywam.
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga M,
      dobrze zajrzeć tu jeszcze czasem i zobaczyć tak podbudowujący komentarz. Bardzo, naprawdę bardzo chciałabym podzielić się z Tobą jeszcze kilkoma pomysłami właśnie w ten sposób, tajemnicze déjà vu. Trudno mi się jednak psychicznie pozbierać przez tak wiele rzeczy, na które nie mam czasu. A co dopiero mówić o blogu...
      Cierpimy na tę samą przypadłość, z tego co widzę - nawał obowiązków.
      Jednak spróbuję.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  18. ROZDZIAŁ 20 (KONIEC PIERWSZEGO TOMU!) OPOWIADANIA O GUNS N' ROSES. SERDECZNIE ZAPRASZAM DO ZAJRZENIA NA BLOGA I SKOMENTOWANIA NOWEGO WPISU.
    LOVE,
    CHELLE <3

    http://november-rain-story.blogspot.com/2014/10/rozdzia-20.html

    OdpowiedzUsuń
  19. ROZDZIAŁ PIERWSZY DRUGIEJ CZĘŚCI OPOWIADANIA "NOTHING LASTS FOREVER"! ZAPRASZAM :)
    http://november-rain-story.blogspot.com/2014/11/prolog-part-ii.html

    REVERIE, ŻYJESZ TY DZIEWCZNO? BOJĘ SIĘ TROCHĘ O CIEBIE ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję, kochana Chelle... ♥
      I obiecuję kiedyś w końcu u Ciebie nadrobić :*

      Usuń
  20. Żyjesz? Tęsknimy.
    To opowiadanie stalo sie moim zyciem
    Potrzebuje nowego rozdzialu by zyc
    Plz gdzie jestes?:(
    /mckaganteam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję! I pracuję nad rozdziałem. Postaram się go niedługo opublikować, spokojnie ;_;
      I jestem tu cały czas.

      Usuń
  21. "Żyję! I pracuję nad rozdziałem. Postaram się go niedługo opublikować"
    Nawet nie wiesz jak ucieszyłaś mnie tą informacją! Będziemy na niego czekać, chociażby wieczność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym tylko dotrzymała słowa!
      Dzięki za wsparcie ♥♥♥

      Usuń
  22. Heeej. Kurde, znów nie było mnie całe życie i nie wiem od czego zacząć.
    W zajebisty sposób opisujesz uczucia. Wczesniej tego aż tak nie odczuwalem, ale teraz przechodzą mnie ciarki czytając to ze świadomością, jakie to jest znajome. Zwłaszcza moment, gdy Saul przypomina sobie o swoich błędach, jest kompletnie bezradny i chciałby zmienić przeszłość. Nie chcę się głupio zwierzać, ale przez moje błędy straciłem bardzo ważną osobę, z którą od pewnego czasu czytałem Twoją historię. To jest powodem, dlaczego tak długo się tu nie pojawiałem. I piszę o tym tylko dlatego, że te rozdziały i wszystkie słowa są bardzo prawdziwe. I jeszcze wracając do momentu, gdzie wszystko się u nich posypało... Naprawdę straszne jest przekonanie się o tym na własnej skórze, jak szczęście może się w każdym momencie skończyć. Nie chciałem czytać sam, długo się zbierałem, żeby wrócić tu samemu, bez możliwości podzielenia się wrażeniami z tej cudownej lektury. Dzisiaj mi się udało i naprawdę dostrzegam w tym jeszcze większe piękno. Myślę, że naprawdę masz talent, a to jest zdecydowanie najlepsze fan fiction, jakie kiedykolwiek powstało. Czuję, że znów piszę chaotycznie, ale mam milion myśli na sekundę. Z jednej strony pięknie jest tak dobrze odczuć sens tego opowiadania, a z drugiej boli fakt, że jakiś czas temu nawet nie można było dopuścić do myśli, że trzeba będzie utożsamiać się z bohaterem, który przeżywa najgorsze chwile w swoim życiu. Nie wiem co jeszcze chciałem tu pisać. Te ponad sto rozdziałów naprawdę stało się częścią mojego życia, kocham to opowiadanie. Nie myśl, że jestem egoistą, ale ze względu na to, że mi się nie udało, chociaż niech Michelle i Slash znów się zejdą. Nie chcę ingerować w Twoją wizję, jednak byłoby niesamowicie miło. Dzięki, że mogę przyjemnie spędzać czas czytając Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Adam!
      To dla mnie niemały zaszczyt gościć tu faceta, więc proszę, nie bądź przerażony moją ekscytacją, jeśli chodzi o Twoje komentarze.

      Nie wiem jak Ci podziękować za te wszystkie słowa. AAAAAAAAA! Mam ochotę piszczeć z radości!
      A z drugiej strony chcę Ci powiedzieć, żebyś mocno się trzymał, chłopie. Jeśli chcesz się zwierzyć - pisz na michellehudson611@gmail.com
      służę wysłuchaniem. To niesamowite, że pokonałeś to wewnętrzne coś, co odciągało Cię od tego opowiadania. Trzeba nie lada siły żeby czego takiego dokonać, więc wielki szacunek!

      Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć... może dziękuję? Jestem z Tobą? Delikatny temat...

      Ściskam mocno i kłaniam się do samej ziemi! :)

      Usuń
    2. Hahah, miło mi, że tak działa na Ciebie moja opinia! :D Dzięki za miłe słowa. Generalnie daję sobie radę, musiałem po prostu o tym wspomnieć, żeby dać jakąś podstawę zwiększonemu zachwyceniu opowiadaniem. Jeszcze raz dzięki za troskę i widzimy się przy następnym rozdziale :)

      Usuń
  23. Zacznę od samego początku,czyli cytatu z piosenki Dio <3 No kochana, powiem szczerze myślałam, że po Sabbatah w poprzednim rozdziale już nic lepszego być nie może, a tu proszę! Dio <3
    A teraz przejdźmy do tresci rozdziału. Podobała mi się i to bardzo, zwłaszcza, że pojawił się Axl. Ten moment gdy Slash powiedział mu i Kate, że Jimi jest chory, był serio wzruszający i skradł moje serce <3
    Ale dalej było troszkę, hmmm, nie wiem jak to powiedzieć, na pewno nie nudno, ale treść była nieco zbyt podobna do poprzednich rozdziałów. Oczywiście nie mówię, że mi się nie podobało. Bo na przykład opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów, były ŚWIETNE :D
    I scena z telefonem Michelle do reszty przyjaciół też mnie urzekła <3 to, że Adler wybuchł śmiechem jestem w stanie w pełni zrozumieć, bo sama często tak reaguję na niewesołe sytuacje.
    Bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej o tym co dzieję się w życiu pozostałych Gunsów, bo ostatnio straszenie dużo Slasha i Michelle, a reszta jak się pojawia to na chwilę. No ale nie narzekam, lecę dalej, bo liczę, że coś się tam o nich pojawi w kolejnych rozdziałach :D

    Pozdrowienia i całuski :*

    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć