Rozdział 105. Love wounds.
Z dedykacją dla
Dion Adler, która dopiero co wróciła do świata wirtualnie żywych
oraz Diany, która po prostu zasługuje na wszelkie dedykacje ♥
Dion Adler, która dopiero co wróciła do świata wirtualnie żywych
oraz Diany, która po prostu zasługuje na wszelkie dedykacje ♥
Slash
Michelle rozgniatała w popielniczce jednego peta za drugim, czym wzbudzała we mnie coraz większy podziw i niedowierzanie zarazem.
- Wiesz co...w Chicago będzie taka dość ważna impreza i wypadałoby żebyś miała jakąś elegancką sukienkę, więc może pójdziesz sobie coś kupić zanim wyjedziemy w trasę? - zapytałem niepewnie, jednak mimo to nie otrzymałem odpowiedzi. - Mała, co się z tobą dzieje? - dodałem, bo zaczynało mnie to irytować.
- Nie mów do mnie mała. - mruknęła pod nosem, a ja zmarszczyłem czoło i usiadłem naprzeciwko niej.
- Ej...okres masz? - zapytałem, opierając dłonie na jej kolanach. Chelle natychmiast je strąciła i spojrzała na mnie z politowaniem. Chyba się wkurzyła, bo dość mocno popchnęła mnie do tyłu i wyszła z sypialni. Jakąś godzinę później postanowiłem wziąć prysznic. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, Michelle owinięta cienkim ręcznikiem, stała tyłem do mnie i nuciła pod nosem jakąś piosenkę. Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem bliżej. Objąłem ją w pasie i pocałowałem w szyję.
- Nie dotykaj mnie...- mruknęła niezadowolona i wyrwała się z moich objęć. Albo miała te dni, albo...cholera wie co tym razem wpadło jej do głowy. Nie chciałem tak łatwo odpuścić, próbowałem ją przytulić, jednak na marne. - Zostaw mnie! - krzyknęła.
- Co się z tobą dzieje?! Czemu ze mną nie rozmawiasz?! Dlaczego w ogóle nie chcesz się ze mną kochać?! - zapytałem dość donośnie i zmniejszyłem dzielącą nas odległość do minimum.
- Nie będę się więcej pieprzyć z ćpunem. - burknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Wiesz co...w Chicago będzie taka dość ważna impreza i wypadałoby żebyś miała jakąś elegancką sukienkę, więc może pójdziesz sobie coś kupić zanim wyjedziemy w trasę? - zapytałem niepewnie, jednak mimo to nie otrzymałem odpowiedzi. - Mała, co się z tobą dzieje? - dodałem, bo zaczynało mnie to irytować.
- Nie mów do mnie mała. - mruknęła pod nosem, a ja zmarszczyłem czoło i usiadłem naprzeciwko niej.
- Ej...okres masz? - zapytałem, opierając dłonie na jej kolanach. Chelle natychmiast je strąciła i spojrzała na mnie z politowaniem. Chyba się wkurzyła, bo dość mocno popchnęła mnie do tyłu i wyszła z sypialni. Jakąś godzinę później postanowiłem wziąć prysznic. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, Michelle owinięta cienkim ręcznikiem, stała tyłem do mnie i nuciła pod nosem jakąś piosenkę. Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem bliżej. Objąłem ją w pasie i pocałowałem w szyję.
- Nie dotykaj mnie...- mruknęła niezadowolona i wyrwała się z moich objęć. Albo miała te dni, albo...cholera wie co tym razem wpadło jej do głowy. Nie chciałem tak łatwo odpuścić, próbowałem ją przytulić, jednak na marne. - Zostaw mnie! - krzyknęła.
- Co się z tobą dzieje?! Czemu ze mną nie rozmawiasz?! Dlaczego w ogóle nie chcesz się ze mną kochać?! - zapytałem dość donośnie i zmniejszyłem dzielącą nas odległość do minimum.
- Nie będę się więcej pieprzyć z ćpunem. - burknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie jestem ćpunem! - odparłem pewnym siebie tonem.
- Czy ty naprawdę jesteś aż taki głupi? Doskonale wiesz, że przez to gówno omal nie umarłeś! Nie mam ochoty po raz kolejny patrzeć jak się wykańczasz.- dodała spokojniej i wyszła z łazienki w samym ręczniku.
- Kobiety...- powiedziałem do siebie i zaśmiałem się pod nosem. Kiedyś nie przeszkadzało jej, że byłem naćpany. Ba...wtedy sama brała, a teraz bawi się w świętą Teresę z Kalkuty. Chociaż z drugiej strony...mamy syna. Jimi na pewno nie chciałby oglądać swojego ojca na głodzie. Ale tym razem jest inaczej, ja nad tym panuję. Mogę w każdej chwili przestać brać tylko jeszcze nie chcę. Czasami nie umiem sobie poradzić z pewnymi rzeczami. Wziąłem prysznic i w zamyśleniu wróciłem do sypialni, gdzie zobaczyłem Chelle, czytającą książkę. Wyglądała tak jakoś...mądrze. Położyłem się obok niej i przyjrzałem się smutnej minie mojej brunetki. - Co czytasz? - zapytałem niepewnie, ale ona całkowicie mnie zignorowała.
- Nie twój gówniany interes... - odburknęła po około minucie.
- Ty to masz zapłon. - zaśmiałem się pod nosem i chciałem objąć ją ramieniem, jednak Michelle zerwała się z miejsca i odłożyła książkę na stolik.
- Dlaczego...kurwa mać! Myślisz, że nic się nie stało? Że tym razem znowu przymknę oko na branie?! Mam gdzieś te twoje jebane problemy! Ja potrzebuję faceta, który potrafi wziąć się w garść!- krzyczała tak dosadnie, że przez chwilę zrobiło mi się głupio.
- To nie twoja sprawa... - co się będzie baba wpieprzać?
- Nie moja?! Wiesz co...wypieprzaj stąd. Od dzisiaj śpisz na kanapie, podłodze, czy gdziekolwiek ci się, kurwa, podoba! - po tych słowach wypchnęła mnie z sypialni. Stałem przed brązowymi drzwiami jak kołek i powoli przetwarzałem jej słowa w umyśle. Spuściłem głowę i podniosłem z podłogi poduszkę, która wyleciała z sypialni razem ze mną. Byłem wkurzony, ale postanowiłem jakoś wytrzymać tą jedną noc.
- Czy ty naprawdę jesteś aż taki głupi? Doskonale wiesz, że przez to gówno omal nie umarłeś! Nie mam ochoty po raz kolejny patrzeć jak się wykańczasz.- dodała spokojniej i wyszła z łazienki w samym ręczniku.
- Kobiety...- powiedziałem do siebie i zaśmiałem się pod nosem. Kiedyś nie przeszkadzało jej, że byłem naćpany. Ba...wtedy sama brała, a teraz bawi się w świętą Teresę z Kalkuty. Chociaż z drugiej strony...mamy syna. Jimi na pewno nie chciałby oglądać swojego ojca na głodzie. Ale tym razem jest inaczej, ja nad tym panuję. Mogę w każdej chwili przestać brać tylko jeszcze nie chcę. Czasami nie umiem sobie poradzić z pewnymi rzeczami. Wziąłem prysznic i w zamyśleniu wróciłem do sypialni, gdzie zobaczyłem Chelle, czytającą książkę. Wyglądała tak jakoś...mądrze. Położyłem się obok niej i przyjrzałem się smutnej minie mojej brunetki. - Co czytasz? - zapytałem niepewnie, ale ona całkowicie mnie zignorowała.
- Nie twój gówniany interes... - odburknęła po około minucie.
- Ty to masz zapłon. - zaśmiałem się pod nosem i chciałem objąć ją ramieniem, jednak Michelle zerwała się z miejsca i odłożyła książkę na stolik.
- Dlaczego...kurwa mać! Myślisz, że nic się nie stało? Że tym razem znowu przymknę oko na branie?! Mam gdzieś te twoje jebane problemy! Ja potrzebuję faceta, który potrafi wziąć się w garść!- krzyczała tak dosadnie, że przez chwilę zrobiło mi się głupio.
- To nie twoja sprawa... - co się będzie baba wpieprzać?
- Nie moja?! Wiesz co...wypieprzaj stąd. Od dzisiaj śpisz na kanapie, podłodze, czy gdziekolwiek ci się, kurwa, podoba! - po tych słowach wypchnęła mnie z sypialni. Stałem przed brązowymi drzwiami jak kołek i powoli przetwarzałem jej słowa w umyśle. Spuściłem głowę i podniosłem z podłogi poduszkę, która wyleciała z sypialni razem ze mną. Byłem wkurzony, ale postanowiłem jakoś wytrzymać tą jedną noc.
Obudziłem się ze strasznie obolałym karkiem. Podniosłem tyłek z kanapy i spojrzałem przed siebie. Usłyszałem znajome kroczki na schodach.
- Tatusiu, zawieziesz mnie do Rogera? - zapytał Jimi, siadając tuż obok mnie.
- Jasne, jesteś gotowy? - zapytałem z uśmiechem i pogłaskałem go po łebku. Jimi pokiwał twierdząco głową, a ja rozprostowałem kości. - A mama co robi? - zapytałem, niby od niechcenia, jednak cholernie mnie to ciekawiło.
- Mówiła, że źle się czuje i kazała poprosić, żebyś mnie zawiózł. - odparł z uśmiechem, a ja poszedłem na górę pod pretekstem zabrania kurtki. W sypialni nikogo nie było, więc ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i zajrzałem do łazienki. Michelle stała przed lustrem, a gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, odwróciła głowę w drugą stronę. Chyba płakała i to przeze mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytałem niepewnie, wyciskając białą pastę na szczoteczkę.
- To nie twoja sprawa. - czyli tu ją boli. Chelle wyszła i nic więcej nie powiedziała. Zawiozłem Jimiego do Rose'a i wróciłem do domu. Michelle nie odezwała się do mnie ani słowem.
- Tatusiu, zawieziesz mnie do Rogera? - zapytał Jimi, siadając tuż obok mnie.
- Jasne, jesteś gotowy? - zapytałem z uśmiechem i pogłaskałem go po łebku. Jimi pokiwał twierdząco głową, a ja rozprostowałem kości. - A mama co robi? - zapytałem, niby od niechcenia, jednak cholernie mnie to ciekawiło.
- Mówiła, że źle się czuje i kazała poprosić, żebyś mnie zawiózł. - odparł z uśmiechem, a ja poszedłem na górę pod pretekstem zabrania kurtki. W sypialni nikogo nie było, więc ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i zajrzałem do łazienki. Michelle stała przed lustrem, a gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, odwróciła głowę w drugą stronę. Chyba płakała i to przeze mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytałem niepewnie, wyciskając białą pastę na szczoteczkę.
- To nie twoja sprawa. - czyli tu ją boli. Chelle wyszła i nic więcej nie powiedziała. Zawiozłem Jimiego do Rose'a i wróciłem do domu. Michelle nie odezwała się do mnie ani słowem.
Michelle
Nie dość, że Jimi nie widział się ze mną odkąd wykręciłam się ze spotkania z panią Rose, to jeszcze Hudson udawał obrażonego na cały świat. Wielkimi krokami zbliżała się impreza ze Slashem w roli
głównej. Nie chciałam iść, ale musiałam go przypilnować. Do opieki nad Jimim Hudson zaangażował Kate i Hondo, o czym nie miałam zielonego pojęcia, aż do godziny przed rozpoczęciem przyjęcia.
Od dłuższej chwili siedziałam na brzegu łóżka, zakładając czarne pończochy na nogi.
Od dłuższej chwili siedziałam na brzegu łóżka, zakładając czarne pończochy na nogi.
- Idziesz?! Nie możemy się spóźnić! - krzyknął z
dołu. Miałam do wyboru dwie opcje: doprowadzić do kolejnej kłótni albo iść. - No słyszysz?! - wrzasnął zdenerwowany.
-
Już idę! - odparłam równie głośno i dopięłam suwak czarnej sukienki do
końca. Delikatnie wsunęłam stopy w czarne szpilki i wyszłam z pokoju.
Hudson wyglądał tak jak zawsze. Miał tylko dokładniej ułożone loczki, a na
sobie coś, co kiedyś mogło być garniturem. Teraz było jego rockową
przeróbką.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział z lekkim uśmiechem, kiedy stałam przed lustrem i paznokciem rozdzielałam sklejone rzęsy.
-
Dziękuję. - odparłam zaskoczona. W końcu dawno mi tego nie mówił. Po
kilku minutach siedzieliśmy w aucie. Milczeliśmy, przecież nie było o
czym rozmawiać. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, tłumy paparazzich czekały
na zewnątrz z błyszczącymi fleszami. Drzwi otworzył mi gość z obsługi, po czym Hudson
oddał mu kluczyki i kazał zaprowadzić auto na parking.
- Slash! Jak układa ci się w życiu osobistym?! - przekrzykiwali się ludzie w tłumie. Hudson mocno złapał mnie za dłoń i wpił się w moje usta. Chciałam się od niego oderwać, ale nie pozwalał mi na żaden ruch. Dopiero wtedy zrozumiałam po co zabrał mnie ze sobą. Uśmiechnęłam się teatralnie, susząc zęby chłodnym powietrzem. Saul objął mnie dłonią na wysokości talii i tak weszliśmy do dużego budynku. Jeszcze kilka razy Hudson miażdżył moje wargi swoimi, zaznaczając czyją jestem własnością.
- Myles! - krzyknął nagle i już go nie było. Westchnęłam pod nosem i lekko wygięłam szyję w tył, przymykając tym samym powieki. Stałam pośrodku wielkiej, słabo oświetlonej sali. Po chwili opanowałam napływające do oczu łzy i ruszyłam w stronę pustego stolika. Usadowiłam się przodem do sceny, szukając wzrokiem jakiejkolwiek znajomej postaci.
- Mogę się przysiąść? - zapytała niepewnie jakaś kobieta i popatrzyła mi w oczy z lekkim uśmiechem.
- Jasne, proszę.... - odparłam cicho, a ona delikatnie odsunęła krzesło i zachowując wszystkie elementy etykiety dworskiej, usiadła na nim jak na królewskim tronie.
- Jestem Sharon. - przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Nic mi to nie mówi. - odparłam w zamyśleniu, a w tym czasie kelner postawił przed nią szklankę z barwnym drinkiem.
- Sharon Osbourne. - dodała, a ja dopiero po chwili załapałam o co chodzi.
- Przepraszam...- mruknęłam pod nosem, ciężko wzdychając. - Jestem Michelle. - dodałam i tym razem to ja wyciągnęłam dłoń do przywitania.
- Wiem, kilka razy widziałam cię w gazecie z tym przystojniakiem. - zachichotała uroczo i nachyliła się nad stołem, zatapiając żółtą słomkę w swoich bordowych ustach. - Nie masz ochoty gadać ze starą, zrzędliwą babą...? - zapytała, patrząc na mnie z głową lekko przekrzywioną w bok.
- Nie, nie! Nie o to chodzi...naprawdę. - odparłam, przysuwając się do stolika.
- Mąż? - zapytała, a ja mocno przygryzłam dolną wargę, nie chcąc dać po sobie niczego poznać.
- Macie dzieci? - zapytała niedługo potem.
- Tak, synka. Ma na imię Jimi. - uśmiechnęłam się na myśl o małym.
- Gratuluję. - podziękowałam uśmiechem. - Jak długo jesteście razem? - dodała, a ja poczułam się jak na przesłuchaniu.
- Prawie 5 lat. - odpowiadałam bez żadnych przeszkód. I tak w 30 minut Sharon stała się moim osobistym doradcą małżeńskim. - Pierdolony ćpun. - mruknęłam pod nosem, nie zwracając uwagi na coraz większą liczbę osób gromadzących się wokoło. Sharon zaczęła się cicho śmiać, a na mojej twarzy zawitał krótkotrwały uśmiech.
- Pieprzony, niewyżyty seksualnie pasożyt, ale go kochasz. - dodała, a ja głośno przełknęłam ślinę, kiwając twierdząco głową.
- Dam sobie radę. - powiedziałam, patrząc w bliżej nieokreślony punkt na podłodze.
- Kochanie, mogę cię prosić na minutkę? - głos Hudsona był tak przesłodzony, że aż zrobiło mi się niedobrze.
- Nie. - burknęłam niezadowolona. - Zajęta jestem. - dodałam, nawet na niego nie zerkając i wtedy poczułam kopnięcie pod stołem. Zmarszczyłam brwi, kątem oka patrząc na Sharon, która bezdźwięcznie mówiła "bądź miła".
- Nalegam. - dodał, a ja po dłuższej chwili zastanowienia niechętnie wstałam ze swojego miejsca, przepraszając na moment kobietę.
- Tylko zachowuj się kulturalnie, najlepiej w ogóle nic nie mów. - powiedział wprost do mojego ucha, gdy tylko zniknęliśmy z oczu zebranych.
- Ani mi się śni... - mruknęłam, wyrywając swoją rękę z jego uścisku. Slash obejrzał się za siebie i przez ułamek sekundy uśmiechał się jak na idiotę przestało. Nagle błyskawicznym ruchem przyparł mnie do ciemnobrunatnej ściany, obezwładniając nadgarstki. - Bądź grzeczna. - warknął przez zaciśnięte zęby, a kiedy próbowałam się uwolnić, wsunął swoje kolano pomiędzy moje nogi. Przymknęłam powieki, przełknęłam ślinę i popatrzyłam na niego swoim uwodzicielskim spojrzeniem.
- Seksownie wyglądasz, kiedy się złościsz. - wyszeptałam, starając się zagrać pewną siebie, dokładnie tak, jak przed chwilą radziła mi Sharon. Hudson przez chwilę wydawał się nieco zdezorientowany, lecz zaraz z całą swoją mocą wpił się w moje usta, miażdżąc klatkę piersiową swoim ciałem. Kiedy tylko oderwał się od moich obolałych warg, chciałam wymierzyć mu siarczysty policzek. W porę jednak obronił się przed ciosem, łapiąc moją dłoń.
- I co teraz zrobisz? - zaśmiał się szyderczo i puścił mnie z wielką niedbałością. Szybko oddychałam i rozmasowując nadgarstki, analizowałam wydarzenia sprzed paru sekund. - No chodź, nie będą czekać przez wieczność. - dodał, a ja ze strachem w oczach popatrzyłam w jego źrenice. - Długo będę tak stał? - zapytał ponaglająco, lecz ja zaczęłam się cofać. - Słuchaj, jeszcze chwila, a się zdenerwuję.- warknął, grożąc mi ręką. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Hudson nagle podszedł i złapał mnie za nadgarstek. Już po chwili stałam w progu jasnego pomieszczenia, a wszyscy zebrani wbijali we mnie swój wzrok.
- Jesteśmy. Poznajcie moją Michelle - przedstawił mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
- No to w zasadzie możesz już wracać do tych babskich pogaduszek z Osbourne'ową. - Saul zaśmiał się dość sztucznie, a mimo to całe męskie grono mu zawtórowało. Popatrzyłam na nich z przekąsem i postanowiłam jak najszybciej wyjść.
- Slash! Jak układa ci się w życiu osobistym?! - przekrzykiwali się ludzie w tłumie. Hudson mocno złapał mnie za dłoń i wpił się w moje usta. Chciałam się od niego oderwać, ale nie pozwalał mi na żaden ruch. Dopiero wtedy zrozumiałam po co zabrał mnie ze sobą. Uśmiechnęłam się teatralnie, susząc zęby chłodnym powietrzem. Saul objął mnie dłonią na wysokości talii i tak weszliśmy do dużego budynku. Jeszcze kilka razy Hudson miażdżył moje wargi swoimi, zaznaczając czyją jestem własnością.
- Myles! - krzyknął nagle i już go nie było. Westchnęłam pod nosem i lekko wygięłam szyję w tył, przymykając tym samym powieki. Stałam pośrodku wielkiej, słabo oświetlonej sali. Po chwili opanowałam napływające do oczu łzy i ruszyłam w stronę pustego stolika. Usadowiłam się przodem do sceny, szukając wzrokiem jakiejkolwiek znajomej postaci.
- Mogę się przysiąść? - zapytała niepewnie jakaś kobieta i popatrzyła mi w oczy z lekkim uśmiechem.
- Jasne, proszę.... - odparłam cicho, a ona delikatnie odsunęła krzesło i zachowując wszystkie elementy etykiety dworskiej, usiadła na nim jak na królewskim tronie.
- Jestem Sharon. - przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Nic mi to nie mówi. - odparłam w zamyśleniu, a w tym czasie kelner postawił przed nią szklankę z barwnym drinkiem.
- Sharon Osbourne. - dodała, a ja dopiero po chwili załapałam o co chodzi.
- Przepraszam...- mruknęłam pod nosem, ciężko wzdychając. - Jestem Michelle. - dodałam i tym razem to ja wyciągnęłam dłoń do przywitania.
- Wiem, kilka razy widziałam cię w gazecie z tym przystojniakiem. - zachichotała uroczo i nachyliła się nad stołem, zatapiając żółtą słomkę w swoich bordowych ustach. - Nie masz ochoty gadać ze starą, zrzędliwą babą...? - zapytała, patrząc na mnie z głową lekko przekrzywioną w bok.
- Nie, nie! Nie o to chodzi...naprawdę. - odparłam, przysuwając się do stolika.
- Mąż? - zapytała, a ja mocno przygryzłam dolną wargę, nie chcąc dać po sobie niczego poznać.
- Macie dzieci? - zapytała niedługo potem.
- Tak, synka. Ma na imię Jimi. - uśmiechnęłam się na myśl o małym.
- Gratuluję. - podziękowałam uśmiechem. - Jak długo jesteście razem? - dodała, a ja poczułam się jak na przesłuchaniu.
- Prawie 5 lat. - odpowiadałam bez żadnych przeszkód. I tak w 30 minut Sharon stała się moim osobistym doradcą małżeńskim. - Pierdolony ćpun. - mruknęłam pod nosem, nie zwracając uwagi na coraz większą liczbę osób gromadzących się wokoło. Sharon zaczęła się cicho śmiać, a na mojej twarzy zawitał krótkotrwały uśmiech.
- Pieprzony, niewyżyty seksualnie pasożyt, ale go kochasz. - dodała, a ja głośno przełknęłam ślinę, kiwając twierdząco głową.
- Dam sobie radę. - powiedziałam, patrząc w bliżej nieokreślony punkt na podłodze.
- Kochanie, mogę cię prosić na minutkę? - głos Hudsona był tak przesłodzony, że aż zrobiło mi się niedobrze.
- Nie. - burknęłam niezadowolona. - Zajęta jestem. - dodałam, nawet na niego nie zerkając i wtedy poczułam kopnięcie pod stołem. Zmarszczyłam brwi, kątem oka patrząc na Sharon, która bezdźwięcznie mówiła "bądź miła".
- Nalegam. - dodał, a ja po dłuższej chwili zastanowienia niechętnie wstałam ze swojego miejsca, przepraszając na moment kobietę.
- Tylko zachowuj się kulturalnie, najlepiej w ogóle nic nie mów. - powiedział wprost do mojego ucha, gdy tylko zniknęliśmy z oczu zebranych.
- Ani mi się śni... - mruknęłam, wyrywając swoją rękę z jego uścisku. Slash obejrzał się za siebie i przez ułamek sekundy uśmiechał się jak na idiotę przestało. Nagle błyskawicznym ruchem przyparł mnie do ciemnobrunatnej ściany, obezwładniając nadgarstki. - Bądź grzeczna. - warknął przez zaciśnięte zęby, a kiedy próbowałam się uwolnić, wsunął swoje kolano pomiędzy moje nogi. Przymknęłam powieki, przełknęłam ślinę i popatrzyłam na niego swoim uwodzicielskim spojrzeniem.
- Seksownie wyglądasz, kiedy się złościsz. - wyszeptałam, starając się zagrać pewną siebie, dokładnie tak, jak przed chwilą radziła mi Sharon. Hudson przez chwilę wydawał się nieco zdezorientowany, lecz zaraz z całą swoją mocą wpił się w moje usta, miażdżąc klatkę piersiową swoim ciałem. Kiedy tylko oderwał się od moich obolałych warg, chciałam wymierzyć mu siarczysty policzek. W porę jednak obronił się przed ciosem, łapiąc moją dłoń.
- I co teraz zrobisz? - zaśmiał się szyderczo i puścił mnie z wielką niedbałością. Szybko oddychałam i rozmasowując nadgarstki, analizowałam wydarzenia sprzed paru sekund. - No chodź, nie będą czekać przez wieczność. - dodał, a ja ze strachem w oczach popatrzyłam w jego źrenice. - Długo będę tak stał? - zapytał ponaglająco, lecz ja zaczęłam się cofać. - Słuchaj, jeszcze chwila, a się zdenerwuję.- warknął, grożąc mi ręką. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Hudson nagle podszedł i złapał mnie za nadgarstek. Już po chwili stałam w progu jasnego pomieszczenia, a wszyscy zebrani wbijali we mnie swój wzrok.
- Jesteśmy. Poznajcie moją Michelle - przedstawił mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Cześć, mnie chyba już znasz. - delikatnie uśmiechnęłam się
do Myles'a, który właśnie ściskał moją dłoń na powitanie.
- Ale mnie nie znasz. Mów mi Lemmy, dobrze ślicznotko? -
szerzej otworzyłam oczy, lustrując mężczyznę przede mną, który zdawał się być basistą
i wokalistą jednego z najbardziej wpływowych zespołów na świecie. Byłam zbyt
oszołomiona, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Hej...- wydusiłam w końcu, spoglądając na
Hudsona.
- No chodź, nie ma się czego wstydzić, nie tylko ty mnie uwielbiasz. - dodał po chwili i wyrwał mnie z uścisku Slasha, rechocząc w głos. Już po chwili byłam obejmowana przez samego Kilmistera, który nagle stał się wyjątkowo pobudzony seksualnie i bez krępacji dotknął moich pośladków. W tym samym momencie wróciłam w objęcia Hudsona, który był nieco zaskoczony zachowaniem swojego nowego znajomego. Jeszcze trochę mu na tobie zależy pomyślałam, jednak to i tak nie zdołało przyćmić jego zachowania przed garderobą. Nastała krępująca cisza.- No to w zasadzie możesz już wracać do tych babskich pogaduszek z Osbourne'ową. - Saul zaśmiał się dość sztucznie, a mimo to całe męskie grono mu zawtórowało. Popatrzyłam na nich z przekąsem i postanowiłam jak najszybciej wyjść.
I to jest rozdział :D!
OdpowiedzUsuńNo to tak, po kolei. Michelle chyba jednak przejrzała na oczy i nie jest taka ugięta. Ale na imprezę pojechała, może i dobrze. Wybuchłaby inaczej kolejna kłótnia i dalej nie wiadomo. Bylibyśmy w sumie w tym samym miejscu...ale tak, pojechała na imprezę. Ba, galę wręcz! Dziennikarze i te wszystkie inne pierdoły.
Sharon...czemuż to ja od razu skojarzyłam to imię z panią Osbourne? Ona to jest naprawdę pojechana, strasznie ją lubię. Ją i to jak potrafiła się uporać z Ozzy'm, haha :D Taka...Ciocia Dobra Rada? Czy coś w tym stylu, hah.
Lemmy! Matko, cóż za gala. Chciałabym na takiej być i spotkać takich ludzi, pogadać i...wiesz, sama chyba rozumiesz co Isbell ma na myśli.
I w sumie to chyba tyle, ciekawa bardzo jestem jak te sprawy małżeńskie Hudsonów potoczą się dalej, bo póki co to jest dziwnie. Wzloty, upadki. Co nie zmienia faktu, że Slash mnie...po protu WKURWIA. Kropka.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;*
Wooohooo! xD Cieszę się niezmiernie! Dziękuję najpiękniej jak potrafię, bo chyba w końcu nie było tak źle. Co do Sharon to też ją tak widzę! Bardzo ją lubię, więc postanowiłam ją tutaj wkręcić xD
UsuńDzięki jeszcze raz!
Slash zaczyna mnie coraz bardziej wku......rzać, ale właśnie przez to, że jest takim, że tak powiem "cynicznym draniem" nakręca mnie coraz bardziej *____________*
OdpowiedzUsuńKiedy się w końcu polepszy....??
Osbourne........fajna babka....nic więcej nie powiem xD
Czemu Michelle chwilowo od Hudsona nie odejdzie i nie zabierze ze sobą małego.......ja bym tak zrobiła.....może by debil przejrzał na oczy :)
W końcu musi być źle, żeby było dobrze......takie jest moje zdanie i cały czas wieże w to, że właśnie będzie dobrze :D
I co tu dużo mówić............czekam na następny ♥
(Magda)
Michelle nie odejdzie chwilowo od Hudsona, bo to by było raczej zbyt przewidywalne xD a ja szykuję taką małą bombę atomową, o! Dziękuję za komentarz :)
UsuńJaką znowu bombę atomową......ty weź mnie nie strasz O_O
Usuń(Magda)
Jejku coś Ty narobiła.:D Widzę, że Michelle za niedługo nie wytrzyma swojego "cudownego i ułożonego życia rodzinnego", każe Saulowi brać dupę w troki i wywali go z domu. I GENERALNIE DOBRZE ZROBI!!! Kurczę myślałam, że on jednak myśli trochę, a tu niespodzianka- TYPOWY SAMIEC KUR**. Proszę Cię, spraw żeby Slash przejrzał na oczy, bo popisując się swoją żonką przed kolegami i ogarniając tylko życie towarzyskie nie naprawi związku z Michelle... :( Powtórzę się tylko (po raz kolejny) że kocham Twoje opowiadanie. Mam nadzieję, że jutro napiszesz jakiś rozdział :D
OdpowiedzUsuńM.
" TYPOWY SAMIEC KUR**." - hahahahaha! Wielbię takie teksty xD
UsuńJutro...no...hm...raczej ciężko będzie. Obawiam się, że nowy to dopiero gdzieś koło soboty, no może piątku, ale raczej nie wcześniej ;c
dziękuję za komentarz
Nienawidzę... Po prostu nienawidzę Hudsona. Zabrał ją tam tylko po to, by pokazać jej, że nie może mu zagrozić, ani niczego zabronić, bo to on jest tutaj "samcem alfa" problem w tym, że może sie na tym nieźle przejechać. Dobrze by było, gdyby Michell na prawdę pokazała mu, kto tu rządzi. Żaden mężczyzna nie ma prawa poniżać w ten sposób kobiety. Myślę, że bardzo dobrze by było, gdyby Hudson usłyszał "przypadkiem" jak bardzo ona się go boi, a najlepiej, żeby taka rozmowa odbyła się z Mylesem. W sensie, że Mylesa i Michy. Może chłopak zobaczyłby, że to wcale nie jest taka "miłość wzorowgo małżeństwa" może nwet zyskałaby w nim przyjaciela. Myślę, że jej by się przydało mieć po swojej stronie, kogoś, kto ma częsty kontakt ze Slashem, by go trochę ogarniać.
OdpowiedzUsuńI wciąż jestem zdania, że ona powinna dokończyć to pakowanie, ale powinna to robić stopniowo. Kupić mieszkanie, powoli przenosić tam swoje rzeczy... Aż w końcu Hudson przyszedłby do domu, a tam nie ma łóżka w sypialni, nie ma szafy, rzeczy które należą do Michy, połowy dokumentów, bark kasy, a pokój Jimmiego, stoi zupełnie pusty. Najlepiej tak bez żadnej wiadomosci, albo, że nie zamierza narażać syna i siebie na kontakt z kimś takim, że obydwoje boją się kogoś, kto powinien być najlepszą osobą w ich życiu, że to ociera się o patologię, a ona chce, żeby jej syn dorastał w normalnym otoczeniu. I daje mu jakiś czas na poprawę, inaczej wnosi pozew rozwodowy, może Hudsonem by to wstrząsnęło. A nawet jeśli nie to przynajmniej mieli by jako taki spokój, nie było by kłótni i wgl.
O matko o.o wstrząsnął Tobą ten rozdział, bo widzę, że z klawiatury się dymi. Dziękuję za te słowa, bo się przydadzą i część moich skromnych planów już odkryłaś z tego co widzę xD
UsuńNo to ten...dziękuję :)
Ehh Michelle jak ty to robisz ?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny (jak zawsze). Michelle teraz taka nieugięta się zrobiła, ale to dobrze. Slash taki skurwiel mały, ale i tak go kocham. Sharon dodałaś no no ;) Dobrze, bo ją bardzo lubię. Hahaha i pobudzony seksualnie Lemmy ;D
Zazdroszczę ci talentu ! Jak mi trochę nie oddasz to naślę na ciebie mafię xD
Jak ja co robię? xD No bez przesady, ja tu się staram jakoś ulepszać, ale mi nie wychodzi i ciągle szukam pomysłów jak zastąpić to ciągłe "mój, moje, mojego, moim, swoim, swojego" itd... xD
Usuńale dziękuję pięknie za komentarz, a z tą mafią...tatuś uczy mnie karate! :D
Och, dziękuję kochana 8D Zajebisty rozdział. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńProszę, obiecałam to jest i dziękuję xD nowy zacznę może jutro pisać
UsuńNie no....nie mam weny na komentarz, ten bd beznadziejny więc musisz mi wybaczyć...:)
OdpowiedzUsuńCzy zachowanie Slasha nie podchodzi czasem pod molestowanie?! Napaść seksualną to na pewno! Kurczę, jak tak dalej będziesz posuwała tą akcję, to już sobie wyobrażam: ''Slash przyspieszył, prawie już dochodząc, a Michelle tylko leżała bez ruchu przyciśnięta ciężarem jego ciała, z łzą w oku wgapiając się pusto w punkt na suficie'' Oczywiście ty byś to ujęła o wiele lepiej:P Nie no... czekam co się wydarzy dalej .......:)
Paulina :3
Molestowanie? Napaść seksualna? No...może tak troszkę xD
Usuńo bojdziu o.o niee, no bez przesady!
dziękuję za komentarz i tą dramatyczną wizję również <3
Coraz bardziej mnie to twoje opowiadanie stresuje (oczywiście w pozytywnym sensie)... Agresywny Slash? To jest sprzeczne z moją prywatną wizją jego osoby ale może właśnie ten kontrast mi się tak bardzo podoba... Whatever:) Ten rozdział jest chyba jednym z najfajniejszych po twoim powrocie naprawdę..:) Oby więcej takich perełek jak ten. Podoba mi sie że dodałaś animację czasem miło jest czytając z wizualizować sobie jakiś fragmencik hehe:)Tak więc życzę weny i czekam na 106.
OdpowiedzUsuńKarolina
Nie dziękuję za tą wenę, żeby nie zapeszyć, ale za komentarz baaaardzo jestem wdzięczna xD
UsuńTutaj Slash jest jeszcze całkiem młody (w końcu mamy w opowiadaniu rok 1996), a jak wiadomo wtedy miał problemy z narkotykami,a ludzie na głodzie spokojni na pewno nie są :D
Dzięki jeszcze raz!
Ojeju, zajebiste! Czyżby Slash wreszcie zrozumiał, co robi źle?
OdpowiedzUsuńSharon, Ciotunia dobra rada, Doradca od wszystkiego, zawsze pomoże XD Zajebista jest C:
Ahaha! Chyba mi się udało z tą Sharon xD
UsuńDziękuję za komentarz, a Slash...to się jeszcze okaże :D
Hej!
OdpowiedzUsuńJaka zajebista Sharon <3 Doradca do spraw wszelakich, Ciotunia dobra rada, ogółem fajna, równa babka xD
Pokładam wielkie nadzieje w zdaniu 'Czyli tu ją boli.' Czyżby pan Jestem-gwiazdą-rocka-więc-wolno-mi-rozjebać-własną-rodzinę wreszcie się skapnął, jak bardzo ich krzywdzi?
Michelle stała się twardsza, bardziej nieugięta :D i dobrze!
Trzymaj się!
Kolejna wielbicielka Sharon? xD
UsuńNadzieja matką głupich...nie no, powaga - W DALEKIEJ PRZYSZŁOŚCI będzie dobrze, ale to bardzo dalekiej i nie dla wszystkich xD
Dziękuję za komentarz, pozdrawiam!
Clarissa ma zajebisty pomysł z tym Mylesem i rozmową między nim a Michy, domagam się wprowadzenia go w życie, bo jest genialny!!!
UsuńA jeśli o rozdział... Kurczę, nie mam weny na super komentarz, więc wyjdzie, co wyjdzie :/
To tak. Michelle w końcu się postawiła, nareszcie, nareszcie! To jest to, jak zresztą już ci mówiłam xD Hudson starszy mnie wkurwia totalnie! Co to za szpanowanie żonką przed kumplami? I co to za krzywdzenie Michelle też w pewnym sensie... fizycznie? Już nie tylko psychicznie - swoim braniem, ale i fizycznie - zachowuje się agresywnie i robi rzeczy, których nie powinien. Chce pokazać, że on tu rządzi na zasadzie "rób co mówię inaczej wpierdol". Ale robi się, mówiąc potocznie "wielki" tylko na osobności, sam na sam z Michy, jak jest z kumplami zgrywa słodkiego, czułego męża - zakłamany idiota. Cudownie operujesz słowami, nawet taka fanka forever, wielbiąca Slasha zawsze i wszędzie jak ja potrafi się na niego nieźle wkurzyć - a to wszystko dzięki tobie!
Poza tym, wracając do Saula, on już się przestał hamować całkowicie! Jak kiedyś jeszcze nie brał przy dziecku, to teraz, hulaj duszo! Lepiej wypieprzyć Jimmiego z łazienki, żeby tylko spokój mieć! To tak ogólnie do ostatnich rozdziałów. Szkoda mi Michelle, przecież ona się wykończy przez Slasha! Trzyma się mocno, ale ileż można, no halo! A napięcie robi się coraz większe, momentem kulminacyjnym będzie twoja obiecana "bomba" jak myślę... Kurcze, ja do tego czasu chyba... No nie wytrzymam, nie ma szans xD
Także ten... mam nadzieję, że Myles pojawi się tak jak to sobie myślimy, ja i Clarissa... :)
A, skleroza nie boli, chciałabym ci bardzo podziękować za dedykację, jejku... Za co? Co ja takiego zrobiłam? :3 W każdym razie dziękuję bardzo, miło mi <3
P.S. Lemmy i Sharon - zajebiście pozytywne postacie, super <3
Pozdrawiam i do napisania ;)
Diana... tfu. Już nie Diana, ale jakbyś zapomniała :P
O________________________O matko jedyna ♥
UsuńDziękuję! Baaardzo dziękuję, z Myles'em to się jeszcze okaże xD
Bożeniu, ja to wszystko tak emocjonalnie przeżywam, no. I powiem Ci, że uwielbiam Hudsona u Ciebie, no wielbię. Michell tak samo, pomimo swoich słabości naprawdę daje radę i się trzyma. No i nawet nie pozwala mu się w domu dotknąć, bardzo dobrze. No i wydaje mi się, że Sharon może jej trochę pomóc, w końcu z Ozzy'm też ma trochę doświadczeń. Oby wszystko się zaczęło układać. Mam tylko nadzieję, że chociaż Jimi nie będzie cierpiał przez ojca. No i oczywiście zajebiście to wszystko napisałaś.
OdpowiedzUsuńI ta Adriana na gifie awww.
Spokojnie hahah xD
UsuńDziękuję pięknie!
Mam takie wrażanie, jakby on miał ją w przyszłości bić. A przecież tak... nieee przecież chociaż w fikcji może się czasami coś układać. Chociaż śmiesznie by było jakby biedną Michelle przygarnęła pod swoje skrzydła troskliwa ciocia Sharon. Naprawdę nie wiem dlaczego Sharon mi się kojarzy z taką ciepłą, sympatyczną ciocią. I w sumie dobrze, że Lemmy zachował się tak jak się zachował. Może panu ja-przecież-jeszcze-moge-przestać-tylko-mi-się-nie-chce wreszcie się rozjaśni w główce. Powtórzę to co pisałam kilka tygodni temu, lubię jak opisujesz życiowe dramaty :)
OdpowiedzUsuńI szalony pomysł, niech Myles pojawia się częściej. Nie wiem dlaczego ale moja niezrównoważona wyobraźnia podsuwa mi go jako piewce pokoju i miłości w familii Hudsonów ;)
Dzięęękuję! xD
UsuńMyles i Myles...dobra, zobaczymy xD
Szczerze powiem że na miejscu Michelle nie słuchałabym Sharon tylko walnęła Slash'a w gębę i sobie poszła...
OdpowiedzUsuńJebany Slash... Piękny mąż. Przytulanie, całowanie przy aparatach a potem w odstawkę.
A potem nie ma to jak przedstawić (pochwalić się) swoja żoną i powiedzieć że może już sobie iść...
Czekam na następne takie rozdziały i pozdrawiam Cię ;*
Ciekawie to ujęłaś! Nawet nie patrzyłam na ich związek z takiej perspektywy xD
UsuńDziękuję za komentarz, również pozdrawiam, nowy zacznę zaraz pisać xD
Jaram się, bo najlepszy rozdział ever!! AAA, zajebisty. Ogólnie to Sharon idealnie się teraz wpasowała, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej aktualną, prawdziwą sytuację z Ozzym. ;ccc Ogólnie to załamka, tak samo jak z Adlerem, który też wrócił na odwyk ;ccc
OdpowiedzUsuńDobra, czekam na następny, ale chyba będzie trudno przebić ten rozdział :D
Zapraszam do mnie na http://worst-obsession.blogspot.com/ - rozdział 5.
*_* dziękuję! Teraz to się muszę starać podwójnie xD
UsuńHahahah. Under pressure.
UsuńJust a little xDDD
Usuńlubię gadać po angielsku, czasem rozmawiam sama ze sobą o.o ale właściwie kogo to obchodzi...?
też tak mam. we're all mad here ;D
UsuńCzy Slash traktuje ją jak zabawkę? Zaczynam go ostro nienawidzić :D Jeszcze się pyta, o co jej chodzi...no idiota do kwadratu. Taaa, mogę przestać kiedy chce...jasne, każdy tak mówi a to gówno prawda. Slash zupełnie się zmienił i to niestety na gorsze. Jak można nie poznać Sharon? :D Powiedzmy, że to szok wywołany wydarzeniami ze Slashem :P Nie ma to jak dobre rady od starszej "koleżanki"...nienawidzę i kocham Hudsona jednocześnie :D W sumie to kocham ich kłótnie, ale zaczynają brnąć coraz głębiej....wyczuwam jakieś większe problemy :P
OdpowiedzUsuńHuhu co ja robię z ludźmi xD dziękuję za komentarz! Bardzo mi się przyda ;*
UsuńA tak btw może umieściłabyś proszę przy następnym rozdziale żeby wszyscy widzieli jakieś małe słówko dla mojego niedawno zmarłego guru Jeffa Hannemana ze Slayera umarł 2 maja a był wielki wiec może coś pocieszającego dla wszystkich cierpiących z tej straty:(
OdpowiedzUsuńKarolina
No tak! Szkoda gościa ;c coś naskrobię, obiecuję!
UsuńHudson przegina... gruuuubo przegina :/ Ja już nawet przestałam rozumieć, o co on się wkurza i denerwuje... Michelle rozumiem, bo dragi, ale Slash? No dobra, jestem tylko blondynką xD
OdpowiedzUsuńAle podobała mi się Sharon :D Tak ją właśnie sobie wyobrażam haha :P
Chodziło mi bardziej o to, że ludzie na głodzie, szczególnie heroinowym, są naprawdę nerwowi i mogą zrobić praktycznie wszystko dopóki nie wezmą (tak czytałam, nie żeby coś o.o)
UsuńHahah uff, bałam się, że jej nie polubicie, ale skoro jest dobrze to się cieszę xD
U mnie nowy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013_05_01_archive.html
O BORZE XD
OdpowiedzUsuńNO KURWA MAM DOŚĆ MÓWIENIA JAKIE TO GENIALNE ;__;
ano borze o.o to mów jakie to przerysowane, proszę! To nie ma tak wyglądać, znaczy nie dokładnie tak :c
UsuńOj, Hudson, przegiąłeś!
OdpowiedzUsuńKurde, co on odwala! Jest koszmarny! Jasne... panuje nad tym nałogiem. Widać. Czy naprawdę trzeba tego, żeby Chelle i Jimmi wyprowadzili się z domu, by przejrzał na oczy?
Rozdział oczywiście zajebisty, bo jest akcja, jest smutek i jest napięcie,a ja lubię momenty ;P Wybacz, to już taka moja mini obsesja :D
Dobrze, wybaczam, bo sama mam taką obsesję...chyba o.o
Usuńdzięki za komentarz ;*
Wreszcie... Wreszcie coś normalnego. Nie jakieś cudowne, nierealnie idealne życie. Nie rozumiem tylko czemu Michelle nie potrafi się mu postawić, ale podejrzewam że jest to częścią twojego planu. xD
OdpowiedzUsuńCo jeszcze mogę napisać...?
Zajebiste! Czekan na następny!
No wiem wiem, przesadzałam z tymi poprzednimi rozdziałami, przepraszam ;c Ale skoro teraz jest lepiej to dobrze. Co do Michelle to każda mówi "czemu ona nie potrafi mu się postawić?", a pewnie gdyby były na jej miejscu to jakoś nie wydaje mi się, żeby zwyczajna kobieta była aż taka odważna... xD
UsuńDziękuję za komentarz! ;D
Nowy u mnie :P zapraszam
OdpowiedzUsuńOto i rozdział trzeci z Orzeszkeim, Izzym, Edith i innymi McKaganami!
OdpowiedzUsuńhttp://highway-to-wherever.blogspot.com/2013/05/one-rozdzia-3.html
Izzy po nieudanym odwyku wychodzi w miasto, zostaje zgwałcony, dostaje po mordzie, a Debbie bierze najbardziej pracowity urlop w karierze.
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
http://highway-to-wherever.blogspot.com/2013/05/rock-n-roll-love-story-rozdzia-4.html
Cześć :D Serdecznie zapraszam na 14 roział na moim blogu.
OdpowiedzUsuńhttp://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/
Więc tak...
OdpowiedzUsuńZaczęłam od SAMEGO początku czytać twojego bloga i skończyłam dzisiaj. Muszę ci powiedzieć, że masz niezwykle wiele pomysłów na to jak rozwinąć wątki. Od samego początku wiedziałam, że w końcu będzie ze Slashem ale gdy czytałam przed chwilą ostatnie rozdziały zrobiło mi się strasznie żal Michelle. Slash zmienił się nie do poznania! Po prostu byłam zaszokowana widząc jak zachowuje się w stosunku do swojej ukochanej żony. Liczę na to, że sytuacja się jak najszybciej wyjaśni i znów będzie tak jak dawniej.
Możliwe, że dzisiaj dodam coś u siebie. Informuj mnie o nowych rozdziałach :)
105 rozdziałów? xD przepraszam, że tak dużo, ale jakoś tak samo wyszło, w życiu tyle nie planowałam! Dziękuję pięknie i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię w przyszłości :)
UsuńBędę informować na blogu ;]
No i stało się! Jest czwarty rozdział, jest napięcie i jest więcej! :D
OdpowiedzUsuńhttp://marynowana-lasica.blogspot.com/
Ciocia Sharon i napalony (chyba) Lemmy... to lubimy. pojebane pomysły Slasha... tego nie lubimy. Ale samego Slasha lubimy. Ciekawa jestem co u Chada? A jeszcze bardziej co u Adlerów? A państwo Stradlin? (-: hmmmm doradca małżeński... chora wyobraźnia podsuwa mi obraz Michelle siedzącej w fotelu w wyciągniętym swetrze z kubkiem kawy, a naprzeciwko Sharon, która udziela jej rad, żywo gestykulując... i tak przez kilka miesięcy, takie niby sesje jak u psychologa. W końcu może odniosłyby jakiś skutek... Obgryzam z nerwów paznokcie, czekając na następny ;D
OdpowiedzUsuńHahah ciekawa wizja, nie ma co xD Chętnie bym to przeczytała, ale czy tak napiszę...? Nie wiem, szczerze mówiąc :]
UsuńDziękuję za komentarz, następny już się pisze xD
Obgryzłam paznokcie do łokci (także komentarz piszę nosem xD ), a rozdziału nadal nie ma...:( nie chcę nic mówić, ale zabieram się za ramiona...
UsuńJuż jest ;D
UsuńWiem, już nawet przeczytałam :D W złym momencie mnie na komentarz naszło xD
UsuńMiałam informować o nowych xD http://here-today-gone-to-hell.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSiema Michie C:
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, wieeeem... Ale tym razem radosny powód, bo może Cię to zainteresuje:
http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/2013/05/niespodzianka-3.html
W sumie w końcu nie dałam dedykacji, ale możesz poczuć się motywacją do napisania tego, jeśli Cię to nie obrazi xD
Mnie też u Ciebie w sumie dawno nie było także jesteśmy kwita ;D
UsuńAle że...czemu ma mnie to obrazić? o.o z ciekawości aż zajrzę! xD
Ehhh co ten Slash robi... Może w końcu przejrzy na oczy i przestanie być takim dupkiem xD
OdpowiedzUsuńA takk wgl to kocham Twojego bloga, piszesz cudownie i masz prawdziwy talent ;)
Ooo dziękuję! xD
UsuńJest szansa ze jeszcze dziś coś dodadasz?;))
OdpowiedzUsuńRaczej nie, bo jutro szkoła ;c przepraszam.
Usuńhttp://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/ ZMIANA ADRESU ! KAZAŁAŚ SIĘ POINFORMOWAĆ :)
OdpowiedzUsuńhttp://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ zapraszam na nowy :)
OdpowiedzUsuńNowy u mnie ....zapraszam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział u mnie ;)
OdpowiedzUsuńNowy u mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/05/rozdzia-15.html
Bardzo, bardzo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!!
OdpowiedzUsuńCholerka ;c przepraszam, ale mam jakąś blokadę i nie umiem napisać sensownego rozdziału D: napisałam już kilka wersji i żadna mi się nie podoba, więc poczekam jeszcze troszkę na lepsze pomysły, wybaczysz mi? ;c
UsuńPisz jakikolwiek! Nawet bezsensowny. Choć znając Ciebie to pewnie będzie dobry,tylko Ty doszukujesz się arcydzieła, że kapcie spadają... Podobno szykujesz małą bombę atomową, a ja baaardzo lubię bomby ;) Jest szansa na rozdział w ten weekend? Pozdro! :D
Usuń*___* przekonałaś mnie xD zabieram się za pisanie i tak, rozdział w ten weekend! ;*
UsuńDZIĘKUJĘ! :)
UsuńSpędziłam 3 tygodnie na przeczytanie tych 105 rozdziałów i to jest kurwa zajebiste! Strasznie wciąga , więc życzę ci natchnienia i przy okazji zapraszam do mnie na...coś co miało być opowiadaniem , ale niekoniecznie wyszło http://my-mental-illness-x.blogspot.com/ ;]
OdpowiedzUsuń3 tygodnie? o.o oh shit, szczerze podziwiam za wytrwałość i nie dziękuję za to natchnienie, żeby nie zapeszyć. A Ciebie też odwiedzę, ale to dopiero w wolnej chwili ;c
Usuń3 tygodnie? Ja mówiąc szczerze zaczęłam wczoraj i tak dotrwałam do 105 rozdziału. Jestem pod wrażeniem :D. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Poza tym jestem pod wrażeniem twojego talentu pisarskiego. Rzadko się zdarza żeby coś mnie aż tak wyciągnęło. Na prawdę jestem oszołomiona :) Czekam z niecierpliwością i życzę jeszcze więcej pomysłów ;)
UsuńNa prawdę wspaniale piszesz!
ojejku! dziękuję! *_* no to teraz muszę się postarać xD
UsuńAmbitnie poleciałam i postanowiłam odejść na moment w świat schizy z dziećmi w roli głównej.
OdpowiedzUsuńWiem, że niektórzy na to czekali, więc...
Zapraszam na prolog Made in Guns II!
http://highway-to-wherever.blogspot.com/
Zapraszam na 10 rozdział "Just ride baby." http://breath-of-memories.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - nowy :)
OdpowiedzUsuńMischelle, tak dawno cię nie było, chyba o nas nie zapomniałaś?:-)
OdpowiedzUsuńNie zapomniałam! Wchodzę na bloggera co kilka minut i nie mogę wymyślić niczego co byłoby godne opublikowania ;_;
UsuńBędzie coś jeszcze w ten weekend bo umieram z ciekawości? Proszę...;)
OdpowiedzUsuńNo wkurwia mnie ten Slash i wkurwia, potem gdzieś na chwilę jest moment, że robi mi się to żal i potem znowu mnie wkurwia!
OdpowiedzUsuńChelle w końcu jednak zaczęła mu choć trochę się przeciwstawiać i pokazywać, że nie da sobie w kasze dmuchać. To zawsze coś.
O, a spotkania z panią Osbourne to się nie spodziewałam :D ale fajnie! Sharon to świetna babka. Zawsze imponowało mi to jak twarda jest. Łatwo to ona z tym Ozzym nie miała. To co on odwalać potrafił. No gdyby nie ona to by pewnie w życiu po odejściu z Sabbathów nie zmotywował się do solowej karirey a nawet jeśli to pewnie prędko zaćpałby się albo zapił na śmierć. Kto jak kto ale Sharon wie jak z takimi postępować, super, że dała kilka rad Michelle <3
No jak chwalić się żoną przy kolegach to Slash wie. Gdyby jej tak jeszcze nie tylko przy ludziach szacunek okazywał to byłoby fajnie.
O! No i mamy Lemmyego! :D hah ten to od razu za tyłek łapie, a co se będzie żałował XD uu, w Slashu jakaś nutka zazdrości się pojawia, no ciekawe co z tego dalej wyniknie.
Pozdrawiam cieplutko i zabieram się za dalsze czytanie ;*
Lady Stardust <3
Pięknie dziękuję, droga Lady Stardust!
UsuńPani Osbourne jest super, to prawda. Strasznie ją polubiłam po przeczytaniu biografii Osbourne'a.
Aż nie poznaję tego Slasha, kiedy sobie czytam te rozdziały i poprawiam te początkowe XD co ja z niego zrobiłam...
Pozdrawiam
Reverie <3