Rozdział 20. It's a small world

             Rose był bardzo kreatywny, a ja bardzo wygimnastykowana. Nie narzucaliśmy sobie żadnych granic w sypialni. W ciągu dwóch miesięcy zaliczyłam prawdopodobnie więcej orgazmów niż ze wszystkimi swoimi poprzednimi partnerami. Chodziliśmy czasem pobiegać, a później kochaliśmy się pod prysznicem. Axl lubił związywać mi ręce a ja lubiłam, gdy rozwiązywał sznur, kiedy było już po wszystkim. Zazwyczaj robiliśmy to wtedy na łóżku, choć zdarzyło się kilka razy przy ścianie i raz w samochodzie.
             Wróćmy jednak jeszcze do tego pamiętnego koncertu. Axl, mimo naszego wspólnego dopieszczania Rocket Queen w studio, nie spóźnił się na koncert. Zdążył się jeszcze przebrać i rozgrzać struny głosowe. Chłopcy trochę się na niego wkurzali, jednak wszyscy byli podekscytowani występem i Rose koniec końców nie dostał wielkiego ochrzanu.
- Za pół minuty możecie wchodzić  - powiedział Jake, jeden z technicznych klubu. Chłopcy zebrali się razem, poprawiali gitary, włosy i podciągali spodnie. Steven podniósł rękę i by sprawdzić zapach swojej bluzki pod pachą. Odsunął się z grymasem i zakłopotany spuścił wzrok, kiedy nasze oczy się spotkały. Rose mruczał sobie coś pod nosem. Ole chuchnął w dłoń i najwyraźniej doszedł do wniosku, że lepiej będzie wziąć jeszcze łyk piwa na odświeżenie oddechu. Slash zdawał się najbardziej zdenerwowany, choć próbował to ukryć za swoimi okularami przeciwsłonecznymi. Rozciągał palce i strzelał z kostek na wszelkie możliwe sposoby. Izzy stał z boku, jakby nic go nie obchodziło i palił papierosa.
- A teraz przed wami... po raz pierwszy w the Troubadour... Guns... N'... Roses! - krzyknął Mike, wodzirej tej rock n' rollowej siedziby. Chłopcy szybkim krokiem weszli na scenę i zajęli swoje miejsca. Rose dał mi jeszcze klapsa w tyłek, gdy nikt nie patrzył i wbiegł za nimi. Zagrali pierwsze kilka taktów z "Reckless Life" i tłum oszalał. 
             Nigdy wcześniej nie słyszałam takiej muzyki. Gunsi byli dzicy. Axl ruszał się jak szalony, Slash kręcił głową w rytm muzyki, Steven energicznie podskakiwał za perkusją, Izzy skupiał się na riffach a Ole... no cóż. W pewnym momencie nie wytrzymał i zwymiotował gdzieś z boku sceny. Gunsi grali dalej i udawali, że wszystko jest w porządku. Tylko ludzie w pierwszych rzędach byli nieco zniesmaczeni. Zespół wynagrodził im to jednak kolejną dawką nieziemskiej energii z "Out Ta Get Me", "Welcome to the Jungle" czy "It's So Easy". Przy tym ostatnim zapragnęłam znaleźć się w tłumie i szaleć bez końca. Szybko przedostałam się więc zza kulis na koniec sali i wtopiłam się w tłum. "Move to the City", "Nightrain" i "My Michelle" sprawiły, że zakochałam się w ich muzyce. Podobały mi się już ich nagrania, które Axl kilka razy mi przyniósł, jednak to do czego byli zdolni na scenie przeszło moje wszystkie oczekiwania. Kiedy Slash zagrał swoje solo w "Sweet Child O' Mine", zastygłam w zachwycie. Nie miałam pojęcia, że jego styl tak bardzo wyewoluował. Na dokładkę było jeszcze "Rocket Queen", przy którym Axl wypatrzył mnie w tłumie i uśmiechał się radośnie. Próbował się powstrzymać, jednak nie było to takie proste. Uśmiech nie znikał mu z twarzy. "You're Crazy" oraz cover Rose Tattoo "Nice boys" ostatecznie przypieczętowały moją miłość do Guns N' Roses.
             Podczas bisowego "Paradise City" Ole był już nieobecny. Coś musiało się stać podczas krótkiej przerwy. Coś, co sprawiło, że basista nie był w stanie dalej grać. Przez chwilę żałowałam, że nie było mnie za sceną, jednak kiedy Izzy opowiedział mi później jak Axl potraktował Beicha, cieszyłam się, że nie musiałam na to patrzeć. Rose potrafił być okropny. Beich przesadzał z kokainą. Miał problem, ale nie mógł liczyć na wsparcie nikogo, oprócz Stradlina. Chłopcy byli ambitni, nie chcieli wlec za sobą chodzącego trupa, który prędzej wywoła skandal niż oklaski. Ole miał długi u większości dealerów w okolicy. Izzy kilka razy próbował mu pomóc, jednak Beich za każdym razem wracał do tego gówna i za każdym razem schodził o jeden poziom niżej. Axl się wkurzył. Nie miał zamiaru nikogo niańczyć. Na oczach całej ekipy wyrzucił Beicha z zespołu zanim jeszcze koncert się skończył.
- Rose chciał też ostrzec mnie i Stevena - powiedział Izzy, kiedy piliśmy pierwsze shoty po koncercie.
- Jak to "ostrzec"?
- My możemy być następni. Rose wie, że ćpamy i wcale mu się to nie podoba - odparł, patrząc mi prosto w oczy. Nigdy wcześniej nie był ze mną tak szczery. Zmarszczyłam brwi. Miał piękne ciemne tęczówki i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek bierze.
- Przecież nie wyrzuciłby połowy zespołu - zaśmiałam się, próbując go pocieszyć. Spotkałam się z chłodnym wyrazem twarzy Stradlina.
- Ty jeszcze go nie znasz - odparł, podnosząc kieliszek w górę. - I obyś go od tej strony nigdy nie poznała - wypiliśmy do dna i jednocześnie uderzyliśmy kieliszkami w stół.
             Kiedy do pomieszczenia zaczęli przychodzić inni członkowie ekipy, Izzy zamilkł i znowu kontemplował życie, patrząc w dal. Steven był wulkanem energii, znów chciał porwać mnie do tańca, jednak tym razem nie było miejsca na najmniejszy ruch. Cała ekipa the Troubadour świętowała z Gunsami. Gratulowali występu. Axl gadał z kilkoma poważnie wyglądającymi facetami, prawdopodobnie producentami muzycznymi, którzy szukali młodych, nieoszlifowanych diamentów, które mogliby wziąć pod swoje skrzydła. Slash wpadł nieco później z dziewczyną, która miała na szyi jego identyfikator i skórzaną kurtkę zarzuconą na ramiona. To nie była jednak ta sama dziewczyna co wtedy w klubie. Patrzyła na Slasha jak cielę na malowane wrota i co jakiś czas dotykała jego uda, niby to opowiadając jakąś pasjonującą historię. Po kilkunastu minutach dziewczyna zerwała się na równe nogi, wyzwała Slasha od "najgłupszych chujów", oblała go drinkiem i wyszła z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Slash popatrzył na Stevena i oboje wybuchnęli śmiechem.
- Już się z nią zabawiłeś? - zapytał Adler, posyłając Slashowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Tak! - odparł uradowany Slash - Za łatwe laski!
Wzniósł toast, a ja lekko uniosłam brwi do góry, nie dowierzając, że mogłam kiedyś być z kimś tak niedojrzałym. Slash wstał i zaczął rozpinać przesiąkniętą whiskey koszulę, patrząc mi prosto w oczy. Kąciki moich ust drgnęły, przymierzając się do uśmiechu, jednak zanim Slash rozpiął wszystkie guziki, Rose wskoczył na miejsce pomiędzy nami.
- Masz nową dziewczynę, Slash? - zapytał Axl, starając się zabrzmieć naiwnie.
- Spierdalaj, głupi chuju - odparł rozbawiony Hudson i rzucił swoją koszulę za siebie. Miał nienagannie zbudowane ręce i barki, jednak do mojego typu jeszcze trochę mu brakowało.
- Rzuciła cię? - Axl najwyraźniej chciał się trochę podroczyć.
- Nie. Pojechała do swojej matki - odparł Slash i razem ze Stevenem wybuchnęli śmiechem. - Axl, a ta laska, którą teraz pieprzysz - wstrzymałam oddech, słysząc te słowa - Nie przyszła na koncert? - zapytał Hudson, powoli zbliżając się do Axla - Pewnie ci smutno, co? - mówił, robiąc smutną minę - Chodź, pocieszę cię - chwycił twarz Rose'a w dłonie i próbował polizać, jednak Axl szybko wyszedł z opresji i koniec końców wszyscy się roześmiali.
- Pedał... - mruknął rozbawiony Axl.
- Michelle, a ty nie pijesz? - zapytał Adler, podsuwając kolejny kieliszek w moją stronę.
- Za Guns N' Roses! - krzyknął ktoś w drugim końcu sali. Opróżnione kieliszki prawie równocześnie uderzyły w stół. Do stolika dosiadła się jeszcze jedna dziewczyna. Była jednak tak normalnie ubrana i tak pospolicie ładna, że chłopcy zdawali się jej nie zauważać. Tylko Izzy co jakiś czas na nią zerkał. Przedstawiła się jako asystentka managera i chciała zapytać frontmana zespołu, czy mógłby ponownie wystąpić w klubie z Gunsami w najbliższy weekend. Rose był doskonałym obserwatorem i od razu rozgryzł Izzy'ego. Wystarczyło, że raz przyłapał go na spoglądaniu w stronę dziewczyny.
- Daj mi swój numer to do czwartku dam ci odpowiedź. Na razie szukamy basisty i możliwe, że w kilka dni nikogo nie znajdziemy - dziewczyna była na to przygotowana i wyciągnęła z kieszeni wizytówkę.
- Jest na niej twój prywatny numer? - upewnił się Axl. Pokiwała przecząco głową.
- Zapiszę na odwrocie - powiedziała, delikatnie się uśmiechając.
- Dzięki - Axl przyjrzał się otrzymanemu numerowi - Ładny charakter pisma - powiedział neutralnie i zwrócił się w stronę Stradlina - Prawda, Izzy?
- Tak. Ładny - potwierdził Izzy, rzucając Rose'owi zabójcze spojrzenie.
- Jak masz na imię? - ciągnął dalej Axl.
- Letty.
- Letty, napijesz się z nami?
- Muszę wracać do pracy.
- Rozumiem. W takim razie dzięki za propozycję. Dam ci znać do czwartku - powiedział Axl.
- Doskonale - Letty uśmiechnęła się, ukradkiem spojrzała na Stradlina i z pogodnym wyrazem twarzy odeszła od stolika. Rose wygodniej rozsiadł się na ciemnozielonej kanapie i schował wizytówkę do kieszeni. Nagle ktoś poklepał rudego po ramieniu.
- Siema. Axl, sorry, że przeszkadzam, ale szefa od godziny męczy jakiś koleś. Mówi, że jest basistą i chciałby dołączyć do zespołu - Jake mówił bardzo szybko i co jakiś czas oglądał się za siebie, jakby bał się, że tamten koleś zaraz wbiegnie do pomieszczenia i zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze. - Mówiłem mu, że macie basistę, ale on mówił, że basista był chujowy i...
- Stradlin, chodź ze mną. Zobaczymy co to za koleś - Axl wstał i pociągnął za sobą Izzy'ego. Obaj wyglądali na zmęczonych, jednak na ich twarzach widoczna była ciekawość. Przy stoliku zostałam tylko ja, Steven i Slash. Hudson próbował gadać z Adlerem, jednak ten był zbyt pijany, by zrozumieć nawet najprostszy żart.
- Steven, ile masz lat? - Hudson przeszedł do nieco prostszych pytań.
- Sto...czterdzieźźźci czy - odpowiadał Adler, a my zwijaliśmy się ze śmiechu.
- Steven, co to? Plama? - Slash tym razem wskazał na jego koszulkę.
- Gźźźie? - mamrotał Adler, spoglądając na swój t-shirt i rozciągając go we wszystkie strony. - Nje widzę.. kurwa... - nagle głowa Stevena opadła mu na ramię i przestał się ruszać.
- Czy on zemdlał? - zapytałam, nieco poważniejąc. Steven w odpowiedzi wydał z siebie tylko głośne chrapnięcie. Slash i ja roześmialiśmy się i przez kilka chwil nie mogliśmy się opanować. Oparłam rękę o jego ramię i wtedy odsunęliśmy się od siebie. Zapanowała niezręczna cisza. Slash przez chwilę patrzył mi w oczy albo w cycki. Ciężko stwierdzić na co patrzył, bo włosy zasłaniały mu prawie całą twarz.
- Podobało mi się twoje solo w "Sweet Child O' Mine" i mówię to tylko dlatego, że jestem już trochę pijana.
Slash zmierzył mnie wzrokiem i niechcący uśmiechnął się pod nosem.
- Ja nie jestem jeszcze na tyle pijany, żeby ci podziękować - odburknął i chwycił za kolejny kieliszek. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Już zbierałam siły na kolejną konfrontację, gdy do pomieszczenia wrócił Axl i Izzy.
- Siema. Musicie kogoś poznać. Chyba znaleźliśmy nowego basistę - powiedział Axl i przesunął się w bok. - Poznajcie Duffa! - powiedział radośnie, gdy w jego miejsce wkroczył wysoki, dobrze zbudowany i dobrze mi znany blondyn.
- Duff?!
- Michelle?!
Duff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia. Gunsi byli nieco zdezorientowani, gdy ja i Duff witaliśmy się jak dobrzy znajomi.
- Znacie się? - zapytał Axl, marszcząc brwi.
- Tak, my... tak - odparł Duff, patrząc mi w oczy.
- Dobra, kurwa, do rzeczy, bo mam coś jeszcze do zrobienia - przerwał nam Slash - Co umiesz zagrać? - zapytał Duffa.
- Dużo rzeczy. Dajcie mi gitarę to pokażę - McKagan wyglądał na zdeterminowanego.
Slash zaproponował, żeby znaleźć nieco cichsze miejsce i po kilku sekundach siedziałam sama ze śpiącym Stevenem przy wielkim stole. McKagan wychodząc zerknął w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Adler powoli zaczynał się wybudzać, więc szybko wypiłam ostatniego shota i podeszłam do ledwo przytomnego perkusisty.
- Steve, chodź. Zaprowadzę cię do domu. Tam będziesz sobie mógł spać w spokoju - powiedziałam, mając świadomość, że Adler i tak nie wie co się dzieje.
                   Nie wiem w jaki sposób, ale udało mi się z niego wyciągnąć adres, pod którym mieszkał. Taksówkarz nie był zbyt zadowolony, kiedy zobaczył w jakim stanie jest Steven. Uległ jednak mojemu wdziękowi i nawet pomógł mi wyciągnąć go z auta, gdy dojechaliśmy na miejsce. Była gdzieś czwarta nad ranem, kiedy położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona, ale i podekscytowana. Nie mogłam zasnąć, bo ciągle myślałam o koncercie. Czułam jak Gunsi wkradali mi się do głowy. Pochłaniali coraz więcej mocy przerobowych mojej pamięci. Myślałam o Axlu i zastanawiałam się, kiedy znowu się spotkamy. Myślałam o Duffie i próbowałam przypomnieć sobie zapach jego pianki do włosów. Zastanawiałam się czy Slash naprawdę mnie nienawidzi, czy chodzi mu o coś innego. O świcie udało mi się zasnąć, lecz już po pięciu godzinach musiałam wstać na zajęcia. Rzadko wypijałam takie ilości alkohol. Gdy ma się dwadzieścia lat, człowiek czuje się niezniszczalny a organizm pozwala mu tkwić w tym złudzeniu. Około 9:00 zjadłam owsiankę, wzięłam prysznic i pobiegłam na autobus. Poranny wykład z prawa międzynarodowego przepadł, jednak na zajęcia z historii dyplomacji mogłam jeszcze zdążyć. Byłam trochę śpiąca, więc na zajęciach nie zarobiłam plusa za aktywność.
                  Po południu miałam dokończyć sprawozdanie z ostatniego projektu do jednego upierdliwego prowadzącego. Nie zdążyłam nawet napisać słowa, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Westchnęłam zrezygnowana i poprawiając ramiączko koszulki, pobiegłam otworzyć.
- Cześć, mogę wejść? - Axl nie czekał na zaproszenie. Nieco zdziwiona zamknęłam drzwi na klucz i uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy odwróciłam się w stronę Rose'a, ten stał z poważną miną i opierał dłonie na biodrach.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie, myślałem tylko... - zawahał się. - Duff dołączył do zespołu - odparł.
- Świetnie, to dla niego szansa - uśmiechnęłam się lekko.
- Mówił, że... - Rose nie do końca chyba wiedział co chce powiedzieć.
- Tak? - ponaglałam go, bo nie podobała mi się ta niepewność.
- Byliście razem, prawda? - zapytał w końcu.
- Tak, ale to skończone.
- Czyli nie zamierzasz do niego wrócić? - zapytał, a ja uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- Skąd ten pomysł?
- Chcę mieć pewność. Lubię mieć rzeczy na wyłączność - skrzyżował ręce i lekko się uśmiechnął, unosząc lewy kącik ust. Postanowiłam nie czepiać się już tych "rzeczy". Wiedziałam co miał na myśli.
- Czyli nie wolno mi się umawiać z innymi? - zapytałam, podchodząc bliżej.
- Jeśli to dla ciebie nie problem. - Rose wyszczerzył zęby i potarł mój policzek w pieszczotliwy sposób.
- Jeśli działa to w dwie strony to okej.
- Choćbym chciał to nie mam czasu na inne kobiety - odparł, idąc w głąb mieszkania.
                  Uparłam się, że muszę skończyć sprawozdanie, więc kazałam Axlowi trenować cierpliwość. Z początku nie mogłam się skupić, bo co jakiś czas czułam na sobie jego wzrok. Po dwóch godzinach raport był gotowy, a ja byłam podniecona na samą myśl o tym co zaraz będziemy robić. Kiedy odwróciłam się od biurka, Rose leżał na łóżku z ołówkiem w dłoni i pisał piosenkę. Wskoczyłam na łóżko i zajrzałam mu przez ramię. Oprócz kilku rysunków kobiecych pośladków w rogu, na górze strony znalazł się napis "Patience".
- Teraz to napisałeś? - zapytałam, próbując rozczytać tekst.
- Wymyśliłem już wcześniej melodię. Teraz mam też tekst. - Uśmiechnął się, kładąc się na boku. Zaczął śpiewać:

Shed a tear 'cause I'm missin' you
I'm still alright to smile
Girl, I think about you every day now

Was a time when I wasn't sure
But you set my mind at ease
There is no doubt you're in my heart now.


To był najbardziej romantyczny wieczór jaki spędziłam z Axlem. Wiedziałam, że słowa piosenki były kłamstwem, ale rozkoszowałam się tymi chwilami niepewności, że może to było coś więcej, kiedy jego język sprawiał mi więcej przyjemności, niż byłam w stanie sobie wyobrazić, a ciało drżało pod wpływem jego dotyku. Nigdy wcześniej i nigdy później nie był dla mnie tak czuły. 
- Nigdy wcześniej nie traktowałem tak kobiety - wyznał późną nocą, dzieląc się ze mną papierosem, kiedy staliśmy przy oknie.
- Dobrze ci poszło - uśmiechnęłam się smutno i westchnęłam. Rose popatrzył mi w oczy, dopalił papierosa i otoczył mnie ramieniem.
- Zasługujesz na kogoś zajebistego - powiedział, a ja wyplątałam się z jego uścisku.
- Nie musisz mi tego mówić. Wiem, że nie masz na myśli siebie. - Odeszłam od okna, zgasiłam lampę i położyłam się do łóżka. 
- Wpadniesz na koncert? - zapytał, zakładając kurtkę na ramiona.
- Tak - odparłam, opierając się na przedramionach.
- Do zobaczenia - podszedł do łóżka, pocałował mnie w policzek i wyszedł. 
                  Rozczarowana? To mało powiedziane. Tamtej nocy zaczęłam kwestionować całą naszą znajomość. Czułam się potwornie, bo z jednej strony zgadzałam się na wszystko, a z drugiej pragnęłam, by Rose się we mnie zakochał, chociaż było to wysoce nieprawdopodobne. Wyobrażałam sobie jak mówi swoim kolegom, że jesteśmy razem. Jak to wszystko przestaje być tajemnicą, a on i ja chodzimy ulicami trzymając się za ręce. Podobały mi się te myśli, choć wiedziałam, że sprawiają mi ból. Ten masochizm musiał jednak jeszcze trochę trwać, bo nie dotknęłam jeszcze moralnego dna.

                 Następnego dnia spotkałam się z Izzym. Potrzebowałam się komuś wygadać, a Stradlin był wtedy jedynym facetem, któremu, przynajmniej tak mi się wydawało, mogłam ufać. W naszej rozmowie ani razu nie padło imię "Axl". Izzy rozumiał moje aluzje.
- Może zacznij robić to co on?
- Czyli?
- Zbuduj sobie pancerz. Dlaczego masz się w nim niby zabujać? Przecież nie jest miłym i dobrym facetem. - Byłam zaskoczona jego słowami choć nieco rozjaśnił moje zagmatwane myśli. To właśnie dlatego był taki pociągający. Był niegrzecznym chłopcem, który kazał wierzyć, że jest niedostępny. Im częściej mówił, że nie mogę go mieć, tym bardziej go pragnęłam. Postanowiłam więc przestać go prowokować i przenieść tę relację na inny poziom. Stradlin, poza pomaganiem mi w przygotowaniu tego piekielnego planu, wyznał w sekrecie, że umówił się na randkę z tą dziewczyną, która po koncercie podeszła do Axla. Letty chyba nawet nie wiedziała, jak bardzo spodobała się Stradlinowi.
- Myślisz, że powinienem kupić jej kwiaty? - zapytał Izzy, patrząc w stół, przy którym siedzieliśmy od kilku godzin.
- Może lepiej najpierw się poznajcie.
- Racja, nie chcę jej wystraszyć. - Westchnął i położył dłonie na twarzy. - A co jeśli mnie wystawi? - zapytał z przerażniem w głosie.
- A dlaczego miałaby to zrobić? - Uśmiechnęłam się lekko i poklepałam Stradlina po ramieniu. - Będzie dobrze. Bądź sobą.
- Jak to sobą? - wyszeptał, przysuwając się bliżej.
- Jesteś słodki, kiedy jesteś taki zakłopotany, więc po prostu nie udawaj kogoś innego.

Komentarze

  1. Przeczytałam ... W końcu ;P No i ten tego Teraz jebnę poemacik:
    Nie wiem czy jesteś świadoma tego, że jakby Puszak nie był Puszakiem, to w kilku momentach by się rozkleił, a to już wyczyn O.O.!
    Śmieję się praktycznie ze wszystkiego u każdego, więc to mi musisz wybaczyć ;]
    Nie zdajesz sobie sprawy jak mi się to dobrze czytało ;D I wiesz co .? ];> Jak będziemy przeprowadzać prywatną rozmowę, to napiszę Ci jaki koniec tej historii przewiduję, bo jeśli to co dumam się sprawdzi, to nie chcę Ci psuć planów (o ile je masz, bo ja nigdy nie mam) ;P
    A propos rozmowy, to napisz jak możesz na gg czy tam na e-mail'a, bo ja twojego nie mam, a może być ciekawie ^^
    Dobra... nie piszę więcej bo przynudzam ;D Z Szatanee wszystkich Punk'ów na ziemi
    \m/ (^^) |mL

    OdpowiedzUsuń
  2. ojej jak dobrze że wróciła. i chuj z tym że nie spałam pół nocy bo czytałam od początku wszystko. Nie marnuję czasu i biegnę dalej nadrabiać zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *_* nowa czytelniczka!? Jaram się Tobą Słonko xD
      Mam nadzieję, że się podoba... :)

      Usuń
  3. Też jestem nowa, ale ja jaram się Tobą, a raczej tym co piszesz :** Wróciła, hurra! No i co tu więcej pisać? Nic dodać, nic ująć, ta historia jest zajebista więc spadam czytać dalej, pa!
    ;**
    ~Your-Sweet-Child

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Cię Reverie !
    Kiedyś już pisałam komentarz na tym blogu, chyba pod drugim opowiadaniem. Pisałam wtedy, że kiedyś się zbiorę , żeby wszystko nadrobić. Ten moment właśnie nadszedł xD
    Wybacz, że piszę tutaj, ale na razie doszłam do tego miejsca i...
    Jestem pełna podziwu. Historia jest niesamowita! Kurde, jest pełna wzruszeń i po prostu... piękna :')
    Postać Slasha jest boska. Serio. Mega.
    Michelle również! Bardzo mi się podoba jak wszystkich przedstawiłas i skacze z radości na myśl, że jeszcze przede mną tyyyyle rozdziałów tego cuda :))
    Serdecznie pozdrawiam ;)

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje serce wypełnia radość, gdy widzę, że ktoś jeszcze ma siłę na czytanie takiej ilości rozdziałów! Dziękuję za przemiłe słowa i poświęcony czas, droga Rocky! Mam nadzieję, że i reszta przypadnie Ci do gustu ;)
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
  5. Fajny rozdział przyznam, dobrze się czytało :)

    Super, że Michelle wróciła, Ale nie ukrywam poczytałabym sobie jeszcze trochę o jej przygodach w Afganistanie.

    Podoba mi się też to, że Gunsi powoli osiągają sukces i sławę. Chelle wiedziała kiedy wrócić XD

    No i jej noc że Slashem była BOSKA ❤ świetnie się to czytało! Umiesz zajebiście opisywać sposób w jaki bohaterowie się kochają czy całują.

    Co to ja jeszcze miałam napisać? XD A no tak: Letty i Kate! Świetne są :D teraz nie mogę się doczekać pojawienia reszty dziewczyn :)

    Pozdrawiam serdecznie i lecę czytać dalej <3

    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A w szczególności za to zdanie " Umiesz zajebiście opisywać sposób w jaki bohaterowie się kochają czy całują"! Lepszego komentarza nie mogłam otrzymać :D
      Do tej pory żałuję, że tak mało rozdziałów poświęciłam na Afganistan :c

      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki