Rozdział 24. It's good to die in good company

             Następnego dnia obudziło mnie przyjemne łaskotanie na twarzy. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam Saula, który cicho się śmiał. Namiętnie pocałował mnie w usta. Kiedy się ode mnie oderwał, zaczął cicho nucić pod nosem, w końcu zaczął śpiewać równo z radiem, które chyba było włączone przez całą noc.
- I gotta tell you what I'm feelin' inside, I could lie to myself, but it's true
There's no denying when I look in your eyes, girl I'm out of my head over you
I lived so long believin' all love is blind
But everything about you is tellin' me this time

It's forever, this time I know and there's no doubt in my mind
Forever, until my life is thru, girl I'll be lovin' you forever - z każdym forever całował mnie w usta. 
- Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha i zwlekłam się z łóżka. Slash również wstał i oparł się tyłem o parapet. Przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Kiedy nie mogłam do końca zapiąć suwaka w spodniach, Saul podszedł do mnie i bez słowa pomógł mi je zasunąć. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i musnęłam jego usta. - Saulie... a tak w ogóle to po co tak wcześnie wstałeś? - zapytałam, bo wydawało mi się niesamowicie dziwne, że Hudson o 7 rano był już na nogach. 
- Chciałem cię jeszcze rano zobaczyć - powiedział z uśmiechem i miną niewinnego szczeniaczka. Przytuliłam go mocno. Po jakichś 20 minutach zeszliśmy na dół. Saul trzymał mnie za rękę i prowadził do kuchni. Letty już wyszła, a ja chciałam wyjechać około 8, żeby nie dać po sobie czegoś poznać. Miałam być w pracy dopiero o 15, więc postanowiłam pojechać na kilka godzin do mojego dawnego mieszkania i tam w spokoju przejrzeć wszystkie papiery dotyczące sprawy. Pożegnałam się ze Slashem i wyszłam z domu. Stał oparty o futrynę i przetrzepywał włosy palcami. Uśmiechnęłam się i kątem oka widząc, jak próbuje odgarnąć swoje niesforne loki z twarzy, wsiadłam do auta. Ruszyłam przed siebie i na pierwszym skrzyżowaniu zawróciłam w stronę mieszkania. Nie chciałam ich okłamywać, ale przecież nie mogłam nikomu powiedzieć o tak ważnej akcji FBI. Dojechałam na miejsce i szybko weszłam do budynku. Wjechałam windą na górę i wtargnęłam do mieszkania. Usiadłam na kanapie i przez chwilę wpatrywałam się przed siebie. Zaśmiałam się, sama nie wiem z czego i wstałam z kanapy. Z uśmiechem na twarzy otworzyłam torbę i zaczęłam przeglądać papiery. Starałam się jak najdokładniej zapamiętać wszystkie twarze. Informacje przepływały przez moją głowę w zawrotnym tempie. Ani się obejrzałam, a była już 14:30. Zerwałam się z miejsca i wybiegłam z mieszkania. W pośpiechu zamknęłam drzwi i kilkakrotnie wcisnęłam guzik sprowadzający windę. Trwało to jednak za długo, więc wybrałam schody. Szybko je pokonałam i wybiegłam z budynku. Wsiadłam do auta i ruszyłam z piskiem opon. O 15 większość ludzi kończyła pracę, więc wolałam się pośpieszyć, żeby nie stać w korkach. Za 15 trzecia byłam pod biurowcem. Spokojnie wjechałam windą na 12 piętro i poszłam w kierunku biura Mike'a. Bez pukania weszłam do środka i przywitałam się krótkim "Jestem."
- O, Michelle, cześć. To jest słuchawka kontaktowa. Nie wykrywają jej żadne radary ani czujniki, także będziesz bezpieczna. Tu masz broń. Tak na wszelki wypadek. Zabrałaś dokumenty i zapoznałaś się trochę z tym wszystkim? - zapytał z miłym uśmiechem.
- Tak, zabrałam wszystko i zapoznałam się z papierami - odparłam, jak mi się wydawało, równie życzliwym tonem.
- Świetnie. No to teraz idziemy się przebrać - dodał i podał mi pokrowiec z ubraniem. Skinęłam twierdząco głową i wyszłam do wyznaczonego wcześniej pokoju. Odsunęłam suwak od pokrowca i moim oczom ukazała się piękna, granatowa, długa suknia. Uśmiechnęłam się do siebie, bo od razu mi się spodobała. Nie nosiłam zbyt często ubrań tego typu, a do tego sukienka była wyjątkowo piękna. Zapięłam ją i popatrzyłam w ogromne lustro. Podobało mi się, nie zaprzeczę. Postanowiłam upiąć włosy. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - powiedziałam i w tym momencie do pokoju weszła drobna kobieta w średnim wieku. Z jej oczu biło tyle ciepła, a jej uśmiech był tak szczery, że mimowolnie też się uśmiechnęłam.
- Jestem Amanda. Mam panią uczesać i umalować - powiedziała miło i podeszła bliżej.
- Jestem Michelle - powiedziałam wesoło i podałam kobiecie rękę.
- Miło mi - odpowiedziała jeszcze szerszym uśmiechem. Po chwili usadowiła mnie na fotelu i zaczęła delikatnie, lecz z ogromną pasją rozczesywać kolejne kosmyki moich włosów. Ułożyła je w ogromny kok. Po około 1,5 h pracy fryzura była gotowa. Został jeszcze makijaż. Amanda mocno podkreśliła moje oczy granatowym cieniem i kredką. Rzęsy pomalowałam sama, bo nie lubiłam jak ktoś robił to za mnie. Dodała jeszcze odrobinę pudru i różu na policzki. O 18 byłam gotowa. Ponownie stanęłam przed ogromnym lustrem i z niedowierzaniem patrzyłam w swoje odbicie.
- Ale jestem... kobieca - mruknęłam pod nosem.
- Pięknie wyglądasz! - powiedziała wesoło Amanda i po chwili pożegnała się ze mną. W momencie gdy opuszczała pomieszczenie, w drzwiach stanął Mike. Wszedł z uśmiechem do pokoju i zatrzymał się przede mną.
- Wyglądasz świetnie - powiedział po chwili zamyślenia.
- Ty też dobrze się trzymasz - powiedziałam rozbawiona i zmierzyłam go wzrokiem. Miał na sobie biały garnitur, błękitną koszulę i czarno białą muszkę. Był przystojnym facetem, a w tym ubiorze wyglądał naprawdę dobrze. Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut i postanowiliśmy już jechać. Thompson kazał nam pojechać limuzyną. Posłusznie wsiedliśmy do auta i usiedliśmy naprzeciwko siebie.
- Twój facet to szczęściarz - powiedział po chwili milczenia.
- Czemu tak uważasz? - zapytałam rozbawiona.
- Jesteś spoko - zaśmiał się uroczo, a ja poczułam jak się rumienię.
- Przesadzasz. Ty nikogo nie masz? Jakoś w to nie wierzę... - powiedziałam, przekrzywiając głowę.
- Jestem sam... znowu... ktoś po prostu za dużo udawał i przez to... a nie ważne... nie chcę się nad sobą użalać - powiedział i wymusił na swojej twarzy uśmiech. Wolałam o więcej nie pytać. - Wyjmij słuchawkę, dzisiaj jesteśmy zdani tylko na siebie - szybko zmienił temat, a ja posłusznie wyjęłam urządzenie z ucha. Po jakiś 15 minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu, Mike wziął mnie pod rękę i weszliśmy do budynku. Rozejrzeliśmy się po sali. Kiedy Mike zobaczył moją ofiarę, szturchnął mnie lekko w bok, tak żeby nikt tego nie zauważył. Brunet miał zlikwidować jakąś kobietę, jednak nie wiedziałam praktycznie niczego o jego ofierze. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo i rozeszliśmy się w tłumie. Przeszłam tuż obok stolika przy którym siedział ten facet. To jego miałam zabić. Popatrzyłam na niego prowokująco, zauważyłam, że mu się spodobałam. Zaczęłam iść dalej. Chłopak podążał za mną. Weszłam na dach i rozglądałam się wokoło.
- Pięknie tu. Zawsze lubię tu przychodzić, kiedy jest mi ciężko, ale dzisiaj dużo bardziej mi się poszczęściło. Tak pięknych kobiet nie widuję na co dzień - powiedział i przybliżył się do mnie. Zawsze denerwowało mnie coś takiego, jednak musiałam stwarzać chociaż pozory, że jestem nim zainteresowana. Po chwili rozmowy koleś okazał się kompletnym kretynem. Nawet nie można było z nim normalnie porozmawiać, bo zaraz zaczął rzucać dwuznaczne propozycje. Po upływie kilku minut, łączących się z patrzeniem sobie w oczy, brunet przysunął się do mnie. Wstałam i mocno chwyciłam go za szyję.
- Tak mi przykro... przynajmniej zginiesz w miłym towarzystwie - powiedziałam najwredniejszym tonem, jakim kiedykolwiek się posługiwałam i rozbiłam na jego głowie butelkę drogiego wina, które miało okropny smak. Ostry koniec główki znalazł się w jego gardle. Przekręciłam go kilka razy i oddaliłam się. Zdjęłam moje rękawiczki i zauważyłam, że nawet nie pobrudziłam się krwią. Nie zostawiając żadnych śladów, wróciłam na salę. Nie zastałam na niej jednak Mike'a. Usiadłam przy barze i wypiłam jakiegoś słabego drinka. Zaczynałam się niecierpliwić, więc poszłam w kierunku, w którym wcześniej zmierzał Mike, kiedy ostatni raz go widziałam. Weszłam na dach od drugiej strony i ujrzałam Mike'a, w którego była wymierzona broń. Stał przodem do mnie, a przed nim znalazła się jakaś kobieta. Była młoda, szczupła, miała długie blond włosy rozpuszczone niedbale na ramionach. Nie widziała mnie. Po cichu do niej podeszłam i podcięłam tak, że wylądowała na ziemi. Kopnęłam ją mocno, czego skutkiem był głośny jęk dziewczyny. Przykucnęłam przy niej, wyciągając jedną nogę w bok, żeby mieć lepszą równowagę
- Znajdź sobie innego frajera - powiedziałam i skręciłam jej kark. Mike popatrzył na mnie z ogromną wdzięcznością, ale i wstydem.
- Jezu... gdyby nie ty to... - zaczął mówić niepewnie.
- Przestań - przerwałam i poklepałam go po ramieniu. Nagle Mike wyszeptał krótkie "Dziękuję". Chłopak uparł się, że ze mną zatańczy, więc nie protestowałam za długo. Rozbrzmiewały właśnie dźwięki tanga,które umiałam tańczyć. Mój tata wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że dziewczyna musi umieć tańczyć. Na początku mi się to nie podobało, ale potem zmieniłam zdanie. Po skończonym tańcu, postanowiliśmy wrócić do biura. Szybko się pozbieraliśmy i kilkanaście minut później byliśmy na miejscu. Szybkim krokiem weszliśmy do biura i od razu natknęliśmy się na Thompsona.
- O jesteście! Świetna robota! - powiedział wesoło i pozwolił nam się przebrać. Zmyłam makijaż i ubrałam się w swoje normalne ubrania. Thompson kazał nam wrócić do domów. Nie chciało mi się za bardzo tego robić, więc na parkingu zapytałam kilku kolegów z wydziału
- Kto idzie na piwo?
- Jest 11, jeśli wrócę przed północą to może coś dostanę - powiedział Ethan ze znaczącą miną.
- Charlie? - zapytałam, kierując wzrok na blondyna.
- Jeżeli ja wrócę przed północą, na pewno coś dostanę - powiedział wesoło i wsiadł do swojego auta.
- Leon?
- Ja wiem, że nic nie dostanę, ale jeśli nie wrócę przed północą to moja żona zwariuje - dodał i wsiadł do swojego samochodu.
- Do dupy z wami! - krzyknęłam zdezorientowana i wtedy moim oczom ukazał się Mike.
- To może ja cię uratuję? - zapytał rozbawiony. Poszliśmy do najbliższego baru i zamówiliśmy po jednym piwie. Spędziliśmy jakieś 2h miło rozmawiając, potem pożegnaliśmy się i każde z nas udało się do swojego domu. Była już pierwsza w nocy, więc starałam się jak najszybciej wrócić. Taksówka zatrzymała się na podjeździe. Pobiegłam do domu, bo właśnie zaczęło padać. O dziwo nikogo nie było w środku. Światło się nie świeciło i drzwi były zamknięte. Gunsi raczej nie spaliby jeszcze o tej porze. Przekręciłam klucz i od razu skierowałam się do kuchni w celu zaparzenia sobie owocowej herbatki. Nalałam przegotowanej wody do mojego ulubionego zielonego kubka. Wypiłam gorący napój i poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i założyłam tylko długą koszulkę i damskie bokserki. Położyłam się w zimnym łóżku i w tej samej chwili usłyszałam głośny grzmot. Rozpadało się na dobre. Uwielbiałam burze, ale tylko kiedy Saul był przy mnie, wtedy czułam się dużo bezpieczniej. Po kilkunastu minutach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Jako pierwszy do domu wszedł Slash, tylko on ma taki charakterystyczny styl chodzenia. Zerwałam się z łóżka i szybkim tempem powędrowałam na dół. Gunsi osiedlali się właśnie w salonie i skarżyli się jak to ich męczą w studiu. Steven najbardziej ubolewał nad tym, że nawet nie może się porządnie najebać. Po chwili rozmowy, postanowiliśmy iść spać. Okazało się, że Letty była w domu jeszcze przede mną, ale spała, ponieważ jutro musi iść wcześniej do pracy. Saul poszedł na 10 minut do łazienki i z mokrymi kłakami wepchał się do łóżka.
- Ej no! Tylko mnie nie dotykaj tymi włosami! - powiedziałam rozbawiona, a Saul z ogromnym uśmiechem przytulił się do mojej klatki piersiowej. - Nosz kurwa... - dodałam zrezygnowanym głosem i zaczęłam głaskać go po głowie. Slash zaczął mruczeć jak kot i po chwili zaczął mnie całować. Robił to cholernie namiętnie, a jego ręka zmierzała coraz niżej.
- Saulie... nie dzisiaj - powiedziałam, kiedy dotknął mojego podbrzusza.
- Te dni? - zapytał niepewnie. Mruknęłam tylko twierdząco i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. - Poczekamy - dodał po chwili. Milczeliśmy przez dłuższy czas. - Mała, śpisz?- zapytał szeptem.
- Ta, a co? - spytałam sarkastycznie.
- Dlaczego jak masz okres to nigdy nie jesteś wkurwiona? - tego się nie spodziewałam, wybuchłam śmiechem.
- To źle? - zapytałam.
- Nie! Właśnie każdy mi zazdrości! - powiedział wesoło i delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Kocham cię - powiedziałam i przywarłam do jego ust. Po chwili pocałunku mocniej mnie do siebie przyciągnął i tak już zasnęliśmy.

Komentarze

  1. Ogólnie to zajebiście, ALE.! zapomniałaś o takim szczególe, że jak ma słuchawkę w uchu, to przy spiętych włosach ją widać. :D Ajm fakin genius ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Człowiek, nawet nie wiadomo jak silny, nie potrafiłby skręcić karku innej osobie xd Tak o tylko napisałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam, że Chelle byłaby zdolna tak kogoś po prostu zabić 😦 w sensie nie mówię, że mi to przeszkadza, bo jak już wspominałam - uwielbiam ten kryminalny wątek! Tylko po prostu nie pomyślałabym, że jest do tego zdolna. Może po prostu jest niezwykle oddana pracy? Kurde, ale ja ją usprawiedliwiam XD
    A w ogóle to skradłaś moje serce tym "Forever" KISSów! Boże, jak ja kurewsko uwielbiam ten utwór! Zresztą jak prawie całą twórczość KISS! Aż sobie przypomniałam jak miałam 13 lat i ryczałam po nocach do tej piosenki XD to były czasy XDDD
    Dobra lecę dalej, bo mi się tu na wspominki zbiera XD
    Pozdrawiam Cię baaardzo serdecznie <3<3<3
    Lady Stardust :***

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki