Rozdział 69. Wicked world.

Inspiracją do rozdziału, po części, był teledysk November Rain...

***

Michelle
                   Rano obudziły mnie hałasy dochodzące z dołu. Slash obudził się zaraz po mnie, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest pogrzeb moich własnych rodziców. Moje wewnętrzne cierpienie było nie do opisania. Postanowiłam sobie, że nie będę płakać od samego rana. Pocałowałam Saula delikatnie w usta i usiadłam obok niego, krzyżując nogi. Położyłam dłonie na brzuchu i uśmiechnęłam się pod nosem. Slash usiadł naprzeciwko mnie i podniósł moją twarz na wysokość swojego wzroku. Po chwili z ogromną czułością wpił się w moje usta, wtedy po moich policzkach zaczęły lecieć pojedyncze łzy i cały plan szlag jasny trafił. Wtuliłam się w Slasha i wtedy do pokoju wparował Izzy z Duffem.

-Sorry, że tak znienacka, ale przyjechał ktoś kto nie lubi czekać...- powiedział blondyn, lekko wystraszonym tonem. Zmarszczyłam brwi i oderwałam się od Saula. W pośpiechu naciągnęłam czarne jeansy na nogi i wyszłam z pokoju szybkim krokiem. Stanęłam jak wryta, na dole stał Hondo i moi najlepsi kumple z oddziału. Delikatnie się uśmiechnęłam i posyłając im wdzięczne spojrzenie, zeszłam na dół. Już prawie przytuliłam Hondo, kiedy pomiędzy nas wcisnął się Grimesey i mocno przytulił jako pierwszy. Wszyscy się zaśmiali, ale brunet nie puszczał.

-Ej! Nie ściskaj jej tak mocno, przecież ona jest w ciąży!- usłyszeliśmy głos Slasha z góry. Grims od razu mnie puścił i popatrzył na mnie wytrzeszczając oczy.

-Nasza wojownicza Michelle matką...co jest kurwa...- powiedział pod nosem John i podszedł do mnie uśmiechając się przemiło.

-A ojcem jesteś pewnie ty?- zapytał Hondo niepewnie patrząc na Saula.

-Ano ja.- powiedział wesoło, wypinając klatę do przodu.

-Farciarz...- powiedział John i poklepał Slasha po ramieniu. Potem przeszliśmy do salonu, ale nie posiedzieliśmy razem za długo. Do domu wtargnęła Kate, ubrana w ładną czarną sukienkę przed kolano, podkreślającą jej biust i całkiem zgrabne nogi. Kiedy tylko Hondo na nią spojrzał, otworzył usta ze zdziwienia i jako pierwszy poszedł się przywitać.

-Witam piękną panią, starszy sierżant Harrelson do usług.- powiedział szarmanckim tonem, a nam prawie oczy wyszły z orbit. Siedzieliśmy tak wpatrzeni w dwoje starszych ludzi, no dobra w dwoje ludzi, za starszych mogliby się obrazić. W końcu Kate oderwała wzrok od sierżanta i spojrzała na mnie.

-A ty jeszcze nie gotowa?! Saul ty tak samo?! Zasuwać na górę i jak najszybciej się przebierzcie. Za 40 minut musimy wyjść.- zakomunikowała poważnym tonem, a my w mgnieniu oka zmyliśmy się na górę.

-Michelle...mam założyć garnitur?- zapytał Saul z lekkim zaniepokojeniem w głosie.

-Wystarczy koszula...- powiedziałam pod nosem i wyciągnęłam z pokrowca sukienkę. Poszłam do łazienki i w mgnieniu oka wcisnęłam się w czarną kieckę ze sporym dekoltem. Materiał kończył się za kolanem i rozszerzał się od biustu w dół sprawiając, że mój brzuch wydawał się mniejszy. Na ramiona założyłam czarne skórzane bolero z ćwiekami na łokciach i w górnej części pleców, a do tego założyłam czarne wysokie szpilki. Niby nie powinnam chodzić na obcasach podczas ciąży, ale za góra 3 godziny je przecież zdejmę. Weszłam do pokoju i wtedy Slash zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

-Ślicznie wyglądasz...- powiedział posyłając mi szczery uśmiech. Stał przede mną w czarnych jeansach i cylinderku. Podeszłam bliżej i spojrzałam mu w oczy. Slash przyciągnął mnie do siebie i musnął moje usta obejmując w talii. Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam powieki. Mogłabym tak spędzić całą wieczność, ale do sypialni weszła Kate i kazała nam się zbierać. Saul założył jeszcze czarną koszulę oraz marynarkę i wyszliśmy z domu razem z całą resztą. Do kościoła pojechaliśmy taksówką. Kiedy wysiedliśmy z auta, pod samym wejściem zatrzymał się karawan. Wzrokiem odnalazłam Saula, który natychmiast zjawił się koło mnie. Przymrużyłam oczy, a kiedy szerzej je otworzyłam, zobaczyłam jak czterech mężczyzn wynosi jedną czarną trumnę. Nie kontrolowałam już łez. Strużki słonej wody ściekały po moich policzkach, a ja nie wiedziałam jak mam się zachować. Nagle ze wszystkich stron zaczęli wychodzić ludzie. Wszyscy ubrani na czarno, przez chwilę zrobiło mi się słabo, ale kiedy zamrugałam szybciej kilka razy, wszystko wróciło do normy. Ciągle wierzyłam, że zaraz się obudzę, a to wszystko stanie się tylko złym snem. Na marne... Kilkakrotnie uszczypnęłam się w dłoń, a i tak dalej stałam przed kościołem. Kiedy druga trumna zniknęła we wnętrzu budynku mocno ścisnęłam dłoń Slasha i pociągnęłam go w stronę wejścia. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg kościoła, przed oczami pojawiły mi się jakieś czarne kropki, a nogi się pode mną ugięły. To wszystko, jednak było widoczne tylko w mojej wyobraźni. Tak na prawdę stałam na środku krwisto-czerwonego chodnika i wpatrywałam się w dwie ciemne trumny ustawione jedna obok drugiej. Slash lekko popchnął mnie do przodu, a ja niepewnie stawiając kroki podeszłam do trumien. Stanęłam przed nimi i zacisnęłam powieki. Cicho załkałam i położyłam jedną dłoń na lewej trumnie, a drugą na prawej. Wszystko wydawało się takie inne...nierealne, a jednak to była prawda. Kiedy tylko odważyłam się spojrzeć na przybyłych ludzi, spostrzegłam, że większości z nich nigdy w życiu nie widziałam. Gunsi i ich kobiety siedzieli z grobowymi minami kilka ławek za nami. Oczy wszystkich spoczywały na mnie, a ja miałam chęć po prostu wybiec i nie patrzeć już dłużej na te wszystkie współczujące twarze. Kilka osób płakało, ale co oni mogli przeżywać? Przecież, co najwyżej kilka razy z nimi rozmawiali, a nie przeżyli z nimi połowy swojego życia. Organy kościelne zabrzmiały. Stare mury kościoła aż drżały z każdym głośniejszym dźwiękiem wydobytym przez ogromny instrument. Kilku młodych mężczyzn przyniosło wielkie wieńce pogrzebowe i ułożyło je naokoło trumien. Smutna, pogrzebowa pieść stała się bardziej przytłaczająca niż ta świadomość, że Ich już nie ma. Bałam się, na prawdę się bałam. Jedynie Saul potrafił mi jakoś pomóc, wspierał mnie jak tylko mógł. Cały czas mocno trzymał moją dłoń i nie zamierzał puścić. Wszystko ucichło i przed trumnami stanął ksiądz w czarnej sutannie. W ręku miał czarną książkę z modlitwami. Przyklęknął przed dużym krzyżem stanowiącym centrum ołtarza i zajął miejsce przy ambonie. Ustawił mikrofon na wysokości swoich ust i spojrzał przed siebie.

-Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać świętej pamięci Jane i Ben'a Sanchez. Ich śmierć była dla nas wszystkich zaskoczeniem. Nie łatwo jest żegnać się, szczególnie bliskim, ponieważ dobrze ich znali. Jednak zarówno ich potomkowie, jak i osoby zupełnie niespokrewnione odczuwają tą samą pustkę, jaka jeszcze przez długi czas będzie im towarzyszyć.- po tych słowach rozpłakałam się na dobre. Z każdą kolejną sekundą było coraz gorzej. Slash podał mi chusteczkę, którą od razu przyłożyłam do nosa. Cały czas mocno trzymał mnie za rękę, przez co dodawał mi choć trochę otuchy. Zaczęłam się lekko trząść, miałam ochotę wstać i bezceremonialnie wyjść, ale zdrowy rozsądek trzymał mnie na miejscu. Kiedy ksiądz zaczął wychwalać dobroć moich rodziców położyłam głowę na ramieniu Saula i mocno się do niego przytuliłam. -Każde pożegnanie, a szczególnie to ostatnie skłania do zadumy i refleksji. Wspominamy wszystkie sprawy i działania, które łączyły nas ze śp. Jane i Benem. Było ich bardzo wiele i trudno byłoby je wszystkie wymienić. Na śmierć należy spojrzeć nie tylko z naszej perspektywy. Zupełnie inną stroną tej tragedii jest fakt, że do końca życia byli razem. Mimo wielu chwil zwątpienia i niepewności przetrwali. Jedna dusza zawarta w dwóch ciałach została przypieczętowana wraz z dniem, w którym Jane i Ben zawarli związek małżeński. 27 lat temu stali przed ślubnym kobiercem wyznając sobie dozgonną miłość. Dziś śmiało mogę stwierdzić, że dotrzymali złożonej przed laty obietnicy. Owocem ich miłości było dziecko, które teraz opłakuje ich odejście. Śmierć, prędzej, czy później, dotknie każdego z nas (...).- płakałam, wpatrując się w księdza, który mówił tak mądrze i prawdziwie, że chyba każdy się wzruszył. To nie był pierwszy pogrzeb, na którym byłam, ale na żadnym innym nie płakałam tyle co teraz. -Drogiej Córce oraz całej Rodzinie Zmarłych składam serdeczne wyrazy współczucia.- tymi słowami zakończyła się cała ceremonia w kościele. Wszyscy wstali i w tedy rozbrzmiała ta sama żałobna pieśń. Puściłam dłoń Saula i patrzyłam jak 8 mężczyzn, wyćwiczonymi ruchami, podnosi dwa czarne sarkofagi i z poważną miną wychodzą z kościoła. Powinnam iść zaraz za nimi, ale nie byłam w stanie. Obok mnie, znikąd, pojawił się Izzy i Axl. Pan Stradlin po przyjacielsku objął mnie ramieniem. Slash zniknął mi z oczu, więc wtuliłam się w Izzy'ego. Pomimo, że był zupełnie inaczej zbudowany niż mój Mulat i nie czułam się przy nim tak bardzo bezpiecznie, właśnie teraz potrzebowałam jego wsparcia. Jako przyjaciela. Łzy coraz słabiej leciały po moich policzkach, więc chyba się wyczerpały. Po chwili Duff potknął się o wystającą płytkę, ale Izzy w porę chwycił go za ramię. Zaśmiałam się przez łzy i w tedy wszyscy wsiedli do czarnej limuzyny. Slash siedział naprzeciwko mnie, a wszyscy milczeli. Nikt nie odważył się przerwać tej melancholijnej ciszy. Auto się zatrzymało. Wszyscy w żałobnym nastroju opuścili pojazd. Jakaś niewielka orkiestra kontynuowała pieśń organisty. Patrzyłam w ziemię, nie myślałam. Po prostu szłam i pozwalałam muzyce zapanować nad moim umysłem. W końcu zatrzymaliśmy się na samym środku cmentarza. Trumny zostały ułożone jedna na drugiej. Ksiądz zaczął mówić i wtedy znowu pogrążyłam się w myślach, a co za tym idzie zaczęłam płakać. Znowu. Znowu pokazuję wszystkim jak bardzo mnie to boli i jaka jestem słaba psychicznie, ale to wszystko jest jakby usprawiedliwione. Sensację wzbudziłabym dopiero wtedy, gdybym tak naprawdę nie płakała. Poczułam czyiś oddech na włosach. Delikatnie odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam stojącego za mną Slasha.

-Z prochu powstaliście i w proch się obrócicie. Spoczywajcie w pokoju.- po tych słowach, w zupełnej ciszy, kilka osób z czerwonymi różami podeszło do trumien i położyło je na pierwszej z nich. Poczułam jak ktoś wciska mi do ręki łodyżkę od kwiatka. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zobaczyłam zapłakaną twarz Kate. Kiedy tylko postawiłam krok do przodu, zaczął padać deszcz. Ludzie automatycznie rozłożyli parasole, a ja stałam jak słup soli, puszczając koło uszu wszystkie bodźce wokół mnie. Popatrzyłam na czerwoną różę i przymknęłam powieki. Ruszyłam przed siebie niepewnym krokiem. Było mi zimno, a miałam na sobie tylko cienką sukienkę i kurtkę. Stanęłam obok trumien i wtedy poczułam jak Slash chwyta moją dłoń. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że on również trzyma w swojej ręce taki sam kwiat. Wyciągnęłam dłoń w kierunku pozostałych róż, to samo uczynił Slash. Jednocześnie położyliśmy świeżo ścięte kwiaty na kilku innych i wróciliśmy na miejsca. Kilka innych osób zrobiło to samo, aż w końcu mężczyźni z domu pogrzebowego przymocowali liny do uchwytów od trumien i powoli zaczęli je opuszczać do głębokiego dołu. Odwróciłam głowę w bok i głośniej zapłakałam. Slash natychmiast objął mnie ramionami. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i gorzko płakałam. Nie obchodziło mnie, czy wypada tak robić, czy nie. Slash oparł swoją głowę na moich włosach i mocno trzymał w swoich objęciach. Kiedy popatrzyłam jak druga trumna ląduje dwa metry pod ziemią nie wytrzymałam. Oderwałam się od Slasha i pewnym krokiem zaczęłam iść, a raczej biec w stronę wyjścia. Kiedy opuściłam ten cholerny cmentarz, odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam się śmiać z mojej bezsilności. Zobaczyłam jak Slash idzie ze spuszczoną głową w moim kierunku.
-Co się dzieje?- zapytał zdezorientowany, patrząc na mnie niepewnie.
-To wszystko jest jakieś chore! Łzy mi się skończyły...ja pierdolę...- po policzkach ciekły mi łzy, a na twarzy pojawił się uśmiech bólu. Śmiałam się jak seryjny gwałciciel i psychopata w jednym, a Saul próbował mnie przytulić. W końcu mu się udało, a ja, głęboko oddychając, wciągałam zapach jego perfum do nozdrzy. Kiedy w końcu się uspokoiłam pozostali ludzie opuścili cmentarz. Posłałam Kate przepraszające spojrzenie i odetchnęłam z ulgą, że to już koniec tych męczarni....
                   Potem pojechaliśmy na tzw. stypę. Większość gości naprała się jak ruskie czołgi, a ja niestety nie mogłam utopić smutków w alkoholu. Slash wypił chyba najmniej ze wszystkich zebranych. Kilkunastu gości, Steven i Katrin zaliczyli zgon, Duff i Izzy starali się ograniczyć do połowy, ale coś im chyba nie wyszło, Lise wypiła może o dwa kieliszki więcej niż Slash, a reszta była całkowicie trzeźwa. Do tego zaczynałam odzyskiwać humor, ale to wszystko zasługa mojej pijackiej rodzinki. Siedzieliśmy przy okrągłym stole. Po chwili Slash położył dłoń na moim kolanie przez co zadrżałam. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się zadziornie i złapał moją rękę. Pociągnęłam go w stronę wyjścia, nawet nie żegnając się z pozostałymi. Wyszliśmy z restauracji, a Slash zatrzymał taksówkę i otworzył mi drzwi. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością i wsiadłam do żółtego auta. Podałam adres kierowcy i położyłam głowę na ramieniu mojego gitarzysty.

- Już ich nie ma... - zaszlochałam półszeptem. Saul zamknął moje usta pocałunkiem i pogładził po policzku. Kiedy dojechaliśmy zapłacił taksówkarzowi i wysiadł pierwszy, wyciągając w moją stronę dłoń. Pomógł mi wysiąść i objął mnie ramieniem. Otworzyłam drzwi i poczułam jego ręce na wysokości talii. Obróciłam się do niego przodem, a Saul od razu wpił się w moje usta. Poddałam się jego pocałunkom i zaczęłam rozpinać jego koszulę.

- Chodźmy na górę - powiedział, trochę szybciej oddychając i chwycił moją dłoń.

- A może dzisiaj sobie odpuścimy...? - wyszeptałam pod nosem.

- Co?

- Nie, nic - nie miałam wielkiej ochoty na pracowitą noc. Kiedy tylko zamknęłam drzwi pokoju, Saul zrzucił moją kurtkę na ziemię - Ej, ale na pewno możemy to zrobić? A jak dziecku coś się stanie?- zapytał patrząc w moje oczy z niepewnością.

-Nic się nie stanie, poza tym już dla ciebie za późno - powiedziałam całkowicie poważnym tonem i mocniej wpiłam się w usta Mulata, zerknąwszy na jego spodnie. Wplatając palce pomiędzy jego loki, czułam jak brunet sunie dłońmi po moich udach. Po chwili przeniosłam ręce na jego plecy i powoli przesuwałam je w dół. Poczułam jak Saul odpina suwak mojej sukienki, więc zabrałam się za odpinanie jego spodni. Nic mogłam poradzić sobie z rozpięciem suwaka. Saul, widząc to, zlitował się nade mną i sam odpiął zamek, zrzucając spodnie na podłogę. Stał przede mną w samych bokserkach i siłował się z zapięciem stanika. W zasadzie miał w tym niemałą wprawę, jednak dzisiaj śpieszył się podwójnie. Kiedy pozbawił mnie górnej części bielizny położył dłonie na moich piersiach i przestał mnie całować.

-Co im się stało?- zapytał szczerząc się jak małe dziecko

-Jestem w ciąży...czasem chce mi je rozsadzić...- powiedziałam patrząc na twarz Mulata skierowaną dokładnie na mój biust. Faktycznie moje piersi trochę...ekhm...urosły, ale to dało się zauważyć już wcześniej. Po kilku sekundach znowu połączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Slash zsunął moje czarne majtki na podłogę, a ja to samo uczyniłam z jego bokserkami. Pociągnęłam go w stronę ściany i zgasiłam światło. Objęłam go w pasie nogami i wtedy, całkiem nadzy, przeszliśmy przez pokój. Saul ostrożnie położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi. Po chwili popatrzył mi w oczy i zaprzestał pieszczot.

-Co do...Aaa!- jęknęłam kiedy jego palce zaczęły zwinnie rozbudzać moją kobiecość. Mocno go do siebie przyciągnęłam i czekałam aż w końcu poczuję to przyjemne uczucie wypełnienia. Kiedy tylko członek mojego faceta otarł się o moją łechtaczkę jęknęłam przeciągle. Nikt inny nie działał na mnie tak jak Slash. W końcu wszedł we mnie, czemu towarzyszył mój głośny krzyk. Saul zamknął mi usta pocałunkiem i poruszał się namiętnymi ruchami, bardzo powoli. Nagle do moich oczu napłynęły łzy i sama nie wiem czemu zaczęłam płakać.

-Co się stało?!- zapytał uniesionym tonem, spoglądając na moją twarz

-To przez wahania nastrojów...proszę...zrób to wreszcie.- powiedziałam błagalnym tonem i przymknęłam powieki. Moje słowa podziałały piorunem. Slash wpił się w moje usta i zaczął energicznie poruszać biodrami...

                   Przez kilka godzin kochaliśmy się namiętnie. Potem Saul ucałował mój brzuch i otulił ramieniem. W mgnieniu oka zasnęliśmy przytuleni...

Komentarze

  1. Dla nastroju włączyłam sobie November Rain :)
    Taki ładny spokojny rozdział. Nie wiem co napisać. :c Udzielił mi się ten nastrój.
    Dodam, że zajebiste zakończenie. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tradycyjnie przeczytam jutro rano a ciebie zapraszam na małą dedykację na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zamiar czytać jeszcze drugi raz, spokojnie w łóżku na tablecie.
    Genialne. Arcydzieło. Wydaje mi się, że chyba najlepszy rozdział... Tak, to jest na pewno najlepszy rozdział. Dwa lata temu, najpierw w styczniu a potem w marcu myłam na dwóch pogrzebach, bardzo bliskich osób. To bardzo wbiło mi się w psychikę. Do teraz potrafię przypomnieć sobie najmniejsze szczegóły. Opisałaś wszystko w najmniejszych detalach. Czułam się, jakbym była jednym z tych gości. Izzy objął Michy ramieniem pewnie dlatego, że Slash już nie wytrzymał. W tej całej beznadziejnej sytuacji to spodobało mi się najbardziej.
    I śliczna końcówka. Jestem tylko ciekawa, czy faktycznie jej płacz był spowodowany hormonami, czy żałobą.
    Dodawaj kolejny, jak najszybciej, bo się tam do ciebie przeteleportuję i wymuszę ten rozdział xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG dziękuję ! <3 *_____* Dzięki Twoim komentarzom, nagle dostaję przypływu weny :D !

      Usuń
  4. Na dzień dobry informacja, a raczej pierdolenie o niczym u mnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, znów to zrobiłaś. :P Sprawiłaś, że ryczałam jak bóbr z każdym kolejnym słowem. Myślę, że najbardziej poruszyły mnie dwa momenty. Pierwszy, gdy Hondo i John przychodzą na pogrzeb. To pokazuje jak wspaniałymi osobami są jej przyjaciele z oddziału. Pomimo tego, że na codzień może nie utrzymują super bliskich kontaktów to gdy w życiu Michelle dzieje sie jedna wielka tragedia -"trwają na posterunku":D Nie pozwolą, aby cierpiała sama. Hmmm, a ten drugi fragment to moment spuszczania trumien i późniejszej stypy. Nie dziwię się, że Michy nie wytrzymała psychicznie. Natomiast zaimponowała mi postawa Slasha. Kurde, wiemy, że on lubi wypić. Ale powstrzymał się. Nie dał się złamać i trwa przy swojej ukochanej. Mam nadzieję, że każda dziewczyna kiedyś pozna faceta, który chociaż w jakimś stopniu będzie przypominał Saula z Twojego opowiadania. :D W końcu to Ty "tchnęłaś" w niego życie. XOXO M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *__* Dziękuję za te piękne słowa i też mam nadzieję, że takiego faceta będzie miała każda :D <3

      Usuń
  6. Znowu się powtórzę, genialne, genialne, genialne. *__*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie byłam na żadnym pogrzebie. Zawsze się tego bałam i unikałam tego jak mogłam. Jak zwykle pięknie to wszystko opisałaś.
    Jej przyjaciele z oddziału przyjechali no pogrzeb. Dobrze, że ma takich wspaniałych ludzi przy sobie. Slash się nieźle trzymał, no ale w tym momencie jak Izzy go zastąpił. Ale i tak podziwiam go za całą jego postawę. Taki facet jak on to skarb!
    Hahaha, Duff oczywiście musiał się potknąć. No tak, jakby inaczej ;D
    Myślę, że teraz już wszyscy będą dochodzić do siebie po tym wszystkim i po pogrzebie. Ciekawi mnie najbardziej jak się mają Duff i Lizzy. Bo ta ostatnia niestety w takim smutnym momencie przyjechała :( I druga rzecz, jak tam maluch od Izzy'ego ;)
    Piękny rozdział, czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. I znowu się poryczałam. Świetnie dobierasz słowa. Chce się to czytać i czytać. Z ogromna niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko D: Smutno, smutno, smutno!
    Oczywiście powklikiwałam Ci tam co chciałaś, w ogóle teraz się jaram tym, ale dobra xD
    Oczywiście, że rozdział jest bardzo piękny, bardzo oddziałujący na psychikę, bardzo przywołujący niektóre wspomnienia, a więc przez to troszkę bolesny, bo tak sobie czytam i tu coś zakłuje, tam coś zakłuje, ale może przez to atmosfera przy czytaniu się zrobiła taka jak powinna. Bo w końcu miało być smutno. I jakbym napisała, że płakałam, to nie byłaby prawda, ale pozostaje faktem, że przy fragmencie o spuszczaniu trumien, musiałam na chwilę przerwać czytanie. Posłuchałam sobie "Hard To Concentrate" Red Hotów, bo to jest piosenka, której sobie zawsze słucham, jak wpadam w taki dołek (w sumie nie wiem czemu akurat jej, ale tak już na mnie działa), a ostatnio rzadko mi się to zdarzało, więc gratuluję aż takiego wpłynięcia na emocje ;D Jesteś mistrzem i wiem, że o tym wiesz, ale co innego mogę napisać? Największy problem pisania komentarzy, nie? "Jak do kurwy wyrazić słowami ten podziw, który mnie ogarnia jak to czytam? -.-" :(
    No i właśnie się zrobiło tak w chuj podniośle, a próbowałam tego uniknąć... Teraz wyjdę na jeszcze dziwniejszą, ale cóż... Bywa ;D
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kurna dziękuję! <3 Nawet nie wiesz jak takie komentarze mi pomagają! <3

      Usuń
  10. NAJGENIALNIEJSZE NA ŚWIECIE. Jesteś mistrzynią! Tylko tyle jestem w stanie Ci teraz napisać. Dzięki za to!


    Podpis:(Nie)Zboczona

    OdpowiedzUsuń
  11. Na and-fuck-you.blogspot.com pojawił się nowy rozdział. Chcesz wiedzieć jak wygląda ciota pospolita, co czyni May Kosmitą Naczelnym oraz kto jest najbardziej mściwym i łaknącym zemsty domownikiem? A może ciekawi Cię technika polowania na lemury? Zapraszam w takim razie na 10 rozdział Don't damn me :)
    + Błagam o trochę czasu na nadrobienie, dobrze? Dwa tygodnie mnie nie było a tu tyle się dzieje ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lajtowo :D mój blog nawet możesz nadrobić na końcu, ja tam mam czas i duuużo cierpliwości xD Spokojnie, bez pośpiechu nadrabiaj sobie inne blogi ;)

      Usuń
  12. Wiesz że czytałam kilka książek i tam też były opisy pogrzebu, ale w ŻADNEJ nie udzieliła mi się ta atmosfera! Nie mam pojęcia jak Ty to robisz, ale jeteś lepsza w opisach od zawodowych pisarzy! Serio!Czytając to przypomniał mi się pogrzeb mojego dziadka...było mi łatwiej wczuć się w sytuację Michelle,bo pamiętam jak zachowywali się ludzie tam obecni... Strasznie ciężko się pisze komentarz w takim refleksyjnym nastroju, a w dodatku nie mogę dobrać słów podziwu dla tego arcydzieła! Myślę, że każda dziewczyna chciałaby mieć takiego męża ja Slash :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *__________* zbieram szczękę z podłogi i dziękuję Ci za ten komentarz! To cholernie miłe xD No, a co do całego opisu to chyba łatwiej mi było, bo dwa lata temu byłam na pogrzebie babci, a ciągle pamiętam jakby to było wczoraj...
      Ale cieszę się, że jakoś mi to wyszło :D

      Usuń
  13. Końcówka była taka słodka *_________* a rozdział naprawdę piękny:)
    Kurcze.....czytam to opowiadanie od początku i od początku jestem nim zachwycona :) Rozdziały to ty dodajesz w piorunującym tempie i to mi się podoba :P
    No aż sama zapłakałam *___________*
    Czekam na następny :)
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A następny może jeszcze dziś xD <3

      Usuń
  14. U mnie nowy rozdział, Ciebie zaraz nadrobię xD

    OdpowiedzUsuń
  15. Ok, ok. Nadrabiam właśnie :D Rozwaliła mnie wypowiedź Michelle...ŁZY MI SIĘ SKOŃCZYŁY xD Trochę mi było smutno podczas czytania o tym całym pogrzebie, o płaczących ludziach którzy tak na prawdę nie mieli za bardzo powodu do płaczu...
    A na końcu moja wyobraźnia działała jak nigdy xD Wykończysz mnie kiedyś psychicznie :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Przypominało trochę jak pogrzeb mojej matki, miałam jakieś dziwne uczucie, gdy czytałam ten rozdział, tak jakbyś opisywała moje emocje... Kocham twoje opowiadanie, czasem płacze z radości a czasem z smutku, jak teraz. Pisz dalej, nie rozumiem, jak mogłam to zrobić, że nie poznałam wcześniej twojego bloga, no po prostu go kocham.. Można powiedzieć, że mnie odstresowuje :) Wiem, że na pewno piszesz już końcówkę, ale co tam :3 Ja dopiero teraz znalazłam moje nowe uzależnienie :D Pozdrawiam :33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak patrzę na moje wcześniejsze komentarze to słabo mi się robi...
      Wracając. Nie wiem jakim cudem ludzi poruszają tego typu rozdziały, ale to cholernie cieszy xD
      Baaaardzo Ci dziękuję, że tak nagle się ujawniasz, podniosłaś mnie na duchu.
      Owszem, zmierzam do końca opowiadania, jednak może jakieś inne Cię zainteresuje...?
      Dziękuję za te przemiłe słowa i również pozdrawiam ♥

      Usuń
  17. Powiem szczerze, na początku miałam wrażenie, że jak na rozdział o pogrzebie początek był nieco za wesoły. Chociaż sam fakt, że pojawili się koledzy z wojska był bardzo fajny i niezwykle mnie ucieszył. Świetne są te postacie.
    No i to jak Hondo i Kate na siebie patrzyli - totalnie przeurocze.

    Od momentu zajechania pod kościół ten depresyjny klimat wraca. I to jest świetne. Znów czuje się ten żal Michelle i to jak bardzo cierpi. Chociaż i tak jest bardzo dzielna, biorąc pod uwagę jak wielka tragedia ją spotkała. Dobrze, że może liczyć na wsparcie Saula.

    Później od sceny na stypie znów mamy lekką zmianę nastroju. Ale w sumie była ona chyba potrzebna, żeby ten smutek nie przytłoczył czytelnika zbytnio.

    Zakończenie było jak zwykle super. Choć Chelle na początku widać, że nie była przekonana do seksu w takiej chwili. Trochę się jej nie dziwię, w końcu tyle przeszła, tyle się w jej życiu zmieniło. Ale Slash potrafi poprawić jej chumor.

    Zabieram się za kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :*
    Lady Stardust <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Czyżby kwitnący romans Hondo i Kate?
      Byłam kilka razy na stypie i zawsze zmieniał się wtedy klimat po pogrzebie. Może to tylko w mojej rodzinie, ale u nas na stypie jest raczej mała impreza alkoholowa. ;P
      Pozdrawiam serdecznie ;*
      Reverie.

      Usuń
    2. No, u mnie też zazwyczaj stypy równają się piciu i nadzwyczajnie dobrej zabawie XD nagle każdemu chce się śmiać i zbiera się na wspominki o zmarłym. No i zawsze ktoś coś odwali XD raz moja mama z ciocią prawie rozwaliły czyjś samochód, bo chciały tą taką rolką do odkłaczania ubrań się wyczyścić i za mocno jedna z nich machnęła i poleciało to w jakiś samochód, a potem pokulało się na trawę i się wszystko do tego poprzyklejało XDD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki