Rozdział 62. Falling in love.

Slash
               Ujrzałem ten sam napis "To Michael. Będzie miał imię po ojcu". No kurwa! Jak mam mu powiedzieć, że to już nie aktualne, albo powiem, że to na pewno pomyłka, przecież on ma na imię Duff...
- Słuchaj, stary... - zacząłem, a McKagan wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi gałami, przeszywając mnie na wylot. Spuściłem wzrok i kontynuowałem - Popatrz na datę... - powiedziałem spokojniej i oddałem mu zdjęcie.
- 16/09/1983r... - przeczytał i jakby odetchnął z ulgą. - Zaraz...1983...!?- krzyknął, wstając z wrażenia. Popatrzyłem mu w oczy i pokiwałem głową. 
- Tak, Duff. Pogadaj z Michelle. - I tyle go widziałem. McKagan wybiegł z pokoju, trzymając w dłoni zdjęcie. Dlaczego, kurwa, teraz? Dlaczego właśnie gdy zaczynało być tak cholernie dobrze?! Zaraz... przecież on może się wkurwić, a wtedy nad sobą nie zapanuje! Wybiegłem z pokoju i zacząłem szukać Michelle. Zobaczyłem jak moja brunetka wychodzi przed hotel. Dogoniłem ją i spojrzałem w oczy.
- Co jest? - zapytała wesoło, tak samo jak rano. Nie potrafiłem się już uśmiechnąć. Wbiłem wzrok w ziemię a po chwili usłyszeliśmy Duffa
- Michelle? - zapytał poważnym i lekko uniesionym tonem.

Michelle
               Odwróciłam się w stronę blondyna, coś było nie tak. Patrzył na mnie tym swoim smutnym i melancholijnym wzrokiem.
- Co się stało? - ponowiłam pytanie,  spoglądając na Saula.
- Michelle, co to jest? - zapytał Duff, podchodząc do mnie. Podał mi do ręki zdjęcie USG... moje zdjęcie.
- Skąd to masz?! - krzyknęłam zdenerwowana.
- Powiedz, proszę. Co to jest? - powiedział spokojnie, a ja spojrzałam na Slasha zakłopotana.
- Duff...ja... - zaczęłam niepewnie, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał łamiącym się głosem. Spuściłam wzrok, ale on natychmiast chwycił mnie za podbródek i zmusił do patrzenia mu w oczy.
- A co by to zmieniło...? - odpowiedziałam marszcząc brwi.
- Dlaczego?! - krzyknął i wtedy Slash stanął tuż obok nas.
- Bo nie chciałam ci niszczyć kariery... jakbym ci powiedziała to co? Zostałbyś ze mną i pracując w warsztacie utrzymywałbyś całą rodzinę? Poza tym nie było cię kiedy byłeś mi najbardziej potrzebny. Wyjechałeś, nic mi wcześniej nie mówiąc, a do tego nawet nie mogłam się z tobą skontaktować kiedy...kiedy poroniłam... - powiedziałam z wyrzutem i otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku.
- Dziewczyno, gdybyś mi powiedziała wszystko byłoby inaczej. Moglibyśmy być teraz szczęśliwą rodziną... - powiedział spokojniej, patrząc mi w oczy.
- Nie, Duff. Nie moglibyśmy. Ja nie kochałam ciebie, a ty nie kochałeś mnie. Zapomniałeś już? Gdybyś naprawdę mnie kochał nigdy byś mnie nie zostawił. - dodałam i pociągnęłam Slasha za rękę, idąc w przeciwną stronę. Duff stał cały czas przed hotelem i wpatrywał się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Było mi cholernie ciężko, nie wiedziałam jakim cudem to zdjęcie znalazło się w jego rękach. Przyjrzałam się dokładniej i zorientowałam się, że to kopia.
- Masz zapalniczkę? - zapytałam, zerknąwszy w stronę na Slasha. Hudson w mgnieniu oka podał mi ją, a ja zatrzymałam się nad koszem i podpaliłam papier. Położyłam kartkę na popielniczce i czekałam aż się dopali. Oddałam zapalniczkę Saulowi i głośno westchnęłam.
- Wszystko w porządku? Przepraszam, że mu powiedziałem...chyba nie powinienem, ale jak już znalazł to zdjęcie... - powiedział Saul rozżalonym tonem.
- Dobrze, że mu powiedziałeś. Przynajmniej teraz wie i nie będziemy się dłużej okłamywać - odpowiedziałam i popatrzyłam w oczy mojego Mulata. Po chwili przytuliłam go i czekałam aż emocje opadną. Przymknęłam oczy i mocniej przycisnęłam głowę do klatki piersiowej Saula. Wsłuchiwałam się w ćwierkanie ptaków nad nami i ogólną radość panującą naokoło. Oderwałam się od niego kiedy tylko usłyszałam głos dziecka obok nas.
- A cemu pani jeśt śmutna?- zapytał mały dzieciak z blond loczkami na głowie i niebieskimi oczami. Zaśmiałam się i popatrzyłam Saulowi w oczy, jego wzrok mówił Już nie niedługo będziemy tak rozmawiać z własnym synem. Zaśmiałam się i podeszłam do dziecka. Przykucnęłam przed nim i przywitałam się podając mu rękę.
- James...och tutaj jesteś, chodź szybko, bo spóźnimy się do przedszkola! - powiedziała wesoło jakaś kobieta, chyba jego matka i zabrała dziecko z naszego pola widzenia. Slash objął mnie ramieniem i poszliśmy z powrotem do hotelu...

Duff
               No kurwa mać. Myślałem, że po tym jak poślubiłem Megan to wszystko się jakoś ułoży, a tu co? Dupa, jak zwykle jedna wielka dupa. <teleportuję was wszystkie do Duffa, teraz możecie go mocno wyprzytulać i pocieszyć! :D > Postanowiłem zapomnieć o tym co kiedyś łączyło mnie z Michelle i wziąć się za siebie. Miała absolutną rację we wszystkim co powiedziała. Poszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Wciąż cholernie brakowało mi Megan, mimo że okazała się zwykłą kłamliwą suką to i tak ją jeszcze trochę kochałem. Jestem pewien, że z czasem o tym zapomnę. Chwyciłem kurtkę do ręki i postanowiłem pójść do sklepu muzycznego. Już nie myślałem o tym żeby się najebać, zapomnieć i rano obudzić się z kacem i tą samą świadomością. Nie mogłem już tego psychicznie wytrzymać. Ile można pić? Wyszedłem z pokoju i natknąłem się na Hudsonów wchodzących do pokoju. Michelle uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, a ja odwzajemniłem uśmiech i postanowiłem już nigdy nie wracać do tej sprawy. Zatrzymałem windę i zjechałem na parter. Wyszedłem z hotelu i pobiegłem do kiosku po jakiś przewodnik turystyczny. Rozłożyłem mini mapkę miasta w powietrzu i próbując znaleźć jedną z uliczek, zacząłem iść przed siebie. W końcu dotarłem na miejsce po dwóch godzinach szwendania się po mieście i rozdawania autografów. Uradowany stanąłem przed wystawą sklepu muzycznego i nagle wypatrzyłem piękny biały bas, w którym natychmiast się zakochałem. Kiedy już miałem wchodzić do środka bas zniknął z wystawy porwany przez czyjeś ręce. Zaniepokoiłem się, że ktoś chce go kupić i szybko wszedłem do środka. Już miałem ruszyć na poszukiwania białego basu, kiedy moją uwagę przyciągnęła wielka ściana oblepiona gitarami. Moje oczy miały pewnie wtedy wielkość 5-złotówek ale to chyba normalne wśród muzyków widzących lśniące gitary, no nie? Zacząłem po kolei lustrować kształt każdej z nich. opuszkami palców dotknąłem szyjki Telecastera i musnąłem struny, które wydały z siebie bardzo cichy dźwięk. Uśmiechnąłem się szeroko i poszedłem dalej, teraz regał, który był dla mnie prawdziwym rajem, same gitary basowe. Obejrzałem dokładnie jedną po drugiej, aż po chwili usłyszałem jak ktoś gra na basie w drugiej części pomieszczenia. Ten ktoś grał naprawdę dobrze, po chwili usłyszałem jak się rozkręca. Przystanąłem na chwilę i zobaczyłem, że na tym samym ślicznym białym basie gra kobieta. Siedziała tyłem do mnie i grała basowe solo. Kiedy tylko skończyła grać, pełen podziwu zacząłem bić brawa.
- Jerry, czy ty kurwa zawsze musisz wchodzić jak jakiś pieprzony ninja...- zaczęła, ale kiedy odwróciła się w moją stronę zamilkła - Przepraszam...wzięłam cię za kogoś innego - powiedziała i posłała mi przepraszające spojrzenie.
- Jasne, nie ma problemu. Jestem Duff - odpowiedziałem i podszedłem bliżej, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny.
- Lise - dodała i serdecznie uścisnęła moją dłoń. Była śliczna, miała ciemne pofalowane długie włosy, zielone oczy i piękny uśmiech. No i do tego grała na basie.

Lise
               Na początku myślałam, że to Jerry - mój przyjaciel, a potem zobaczyłam wysokiego kolesia, który wyglądał tak:
Skądś go kojarzyłam, tylko nie pamiętam skąd... KONCERT! To przecież on jest basistą w tym zespole!
- A więc czego szukasz? - zapytałam, po chwili powracając do grania.
- Podoba mi się ten bas - wskazał palcem na instrument, na którym właśnie grałam.
- Mnie też i co?- ponownie zadałam mu pytanie. Duff zaśmiał się i przyglądał się mojej grze.
- Dobrze ci idzie. Długo już grasz?- zapytał po chwili.
- 6 lat - odparłam, miło się uśmiechając. Blondyn zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się szeroko. - No co? - zapytałam.
- Nic...znaczy dobrze. Może...dasz się namówić na jakiś lunch?- zapytał po chwili, a ja spuściłam wzrok i uśmiechnęłam się pod nosem.
- O 14:00 kończę pracę, więc za... - spojrzałam na zegarek obok - za 10 minut możemy iść - odpowiedziałam, a na jego twarzy zagościł wielki zaciesz.
- To jeszcze sprzedaj mi ten bas - dodał po chwili, a ja wręczyłam mu instrument z wielkim bólem serca. Zawsze lubiłam grać na tej gitarze, niby nie wykraczała poza mój budżet, ale przy 6 innych basach ten był po prostu zbędny. W jego rękach ta gitara na pewno będzie bezpieczna. Wstałam z kanapy i odłączyłam sprzęt od wzmacniacza. Duff podał mi gitarę, a ja ostrożnie zapakowałam ją do pokrowca. Podałam mu pakunek i dostałam plik pieniędzy. Szybko przeliczyłam i schowałam papierki do kasy. To był chyba najdroższy bas w tym sklepie albo i w całym mieście. Ubrałam jeansową kurtkę na ramiona i wyszliśmy ze sklepu za 2 druga. W końcu sklep należał do mojego ojca, więc kilka minut w tę czy we w tę nikomu nie zrobi różnicy. Duff ciągle mnie zagadywał. Chyba nie sądził, że wiem kim jest. W końcu doszliśmy w okolicę jednego z moich ulubionych barów. Pociągnęłam blondyna w stronę wejścia do Black Tiger i zajęłam ten sam stolik co zawsze.
- O Boże! Duff McKagan!? - krzyknęła Laurie, kelnerka jarająca się każdym rockowym gwiazdorem.
- Ta... - mruknął pod nosem blondyn i popatrzył na mnie niepewnie. Wzruszyłam ramionami i zamówiłam wielki kebab z frytkami. Duff tylko uśmiechnął i zamówił to samo. Laurie na skrzydłach zachwytu poszybowała do kuchni, a my zaczęliśmy rozmawiać.
- To...jakiej muzyki słuchasz? - zapytał, a ja zaczęłam wymieniać moje ulubione zespoły. Po chwili Laurie przyniosła nasze zamówienie, a kiedy Duff nawet nie spojrzał w jej kierunku popatrzyła na mnie wilkiem i oddaliła się.
- A więc...gdzie jest haczyk? - zapytał po chwili, wpatrując się we mnie podejrzliwie.
- Jaki haczyk? - spytałam i popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki.

Duff
- No...przecież nikt nie jest idealny, nie wiem....masz ojca psychopatę, który jak tylko mnie zobaczy to wyprawi jak królika i powiesi na ścianie albo...twój brat jest szefem wielkiej mafii, a matka stoi za drzwiami i nas podsłuchuje? - zapytałem zawadiacko.
- Nie ma żadnego haczyka... - odpowiedziała całkowicie poważnym tonem, chyba powiedziałem coś nie tak, bo zamilkła i głośno westchnęła.
- Przepraszam jeśli coś...powiedziałem coś nie tak? - zapytałem niepewnie, kładąc swoją dłoń na jej ręce.
- Nie...wszystko powiedziałeś tak... znaczy, nie żeby to była prawda... no wiesz o co mi chodzi. - zaczęła ostrożniej dobierać słowa. Uśmiechnąłem się do niej, a ona od razu odwzajemniła gest. Potem już nie rozmawialiśmy o rodzinie czy przeszłości. Widziałem, że ten temat trochę ją krępuje, więc zaczęliśmy temat bez dna: muzyka. Nuciliśmy swoje ulubione piosenki, Lizzy była świetną towarzyszką do rozmów. Gadaliśmy do około 16:30. Potem musiałem się zbierać, przecież o 19 gramy koncert, a potem od razu jedziemy na lotnisko i lecimy do Las Vegas w Nowym Meksyku. Lizz zaproponowała, że odprowadzi mnie do hotelu, zgodziłem się bez oporów i już po chwili staliśmy przed wejściem. W ręce trzymałem mój nowy bas w pokrowcu. Staliśmy tak w ciszy, patrząc w przeciwne kierunki.
- Lise... a ty... nie wiesz kim jestem? - zapytałem, może to i głupie pytanie, ale dręczyło mnie od samego początku.
- Jesteś tym basistą z Guns N' Roses, prawda? Byłam na waszym koncercie... stałam w pierwszym rzędzie - odpowiedziała, a mnie aż zatkało. Dlaczego jej nie widziałem?! Może byłem zbyt zajęty własnymi myślami...?
- A czemu pytasz? - zapytała, śmiejąc się pod nosem.
- Nie no bo... większość naszych fanek rzuciłaby się na szyję i błagała o autograf, ale miło jest wiedzieć, że istnieją jeszcze takie dziewczyny jak ty - dodałem i popatrzyłem jej głęboko w oczy. Lizzy szybko spuściła wzrok a na jej twarzy pojawił się różowy blask.
- Dobra to... powodzenia na koncercie! Ja lepiej już pójdę - powiedziała miłym tonem i zaczęła się cofać.
- Czekaj! Może... wpadniesz na nasz koncert? - zapytałem, chwytając ją za przedramię.
- A...no jasne, czemu nie? - zaśmiała się i czekała aż coś powiem.
- To o 18:40 przyjdź na tyły Tucson Stride, zapoznam cię z kumplami - powiedziałem, a brunetka kiwnęła głową i zostawiwszy mi słodki uśmiech na pamiątkę, oddaliła się. Patrzyłem jeszcze jak przechodzi na drugą stronę drogi, a potem skręciła w jedną z ulic i już jej nie widziałem. Wróciłem do hotelu. Koło wejścia stał Izzy. Od razu wyciągnął w moją stronę fajki. Poczęstowałem się jedną i stanąłem obok niego.
- Kto to był? - zapytał po chwili.
- Lise - odpowiedziałem wesoło.
- Stary...wiesz, że najlepsza metoda na złamane serce to kolejny związek, no nie? - zapytał, a ja popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Stradlin, do chuja pana, czegoś ty się nawciągał? - zapytałem z niedowierzaniem. Izzy zaśmiał się pod nosem i zgasił papierosa w popielniczce. Poklepał mnie po ramieniu i śmiejąc się pod nosem wrócił do budynku.

Komentarze

  1. Utalentowana dziewczyna z takimi samymi zainteresowaniami, jak Duff ;) Lepiej bym tego nie wymyśliła. Ciekawe tylko, czy ten związek będzie kwitł tak, jak Michelle i Slasha. Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNE *.* Chociaż dopiero zaczynam to mam nadzieję, ze uda mi się w wakacje całe przeczytać. Masz u mnie miejsce w polecanych. Pisz dalej, pisz :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. JEA, BICZYS. XD FAKIN TELEPORTING. XD Już sieu boję, co wymyślisz dalej. ;___;
    I ta żyrafa - JEBŁAM. XDD WUAHAHHAHAHAHAHAHHAHA. XDDD Miszczostwo! XD Kocham Cię normalnie. *____* XD Aż sama mam ochotę na zrobienie jakiegoś zdjęcia, żeby tak porządnie jebnąć ze śmiechu. .___. Strzeżcie sieuuu..

    I jestę jasnowidzę! XD Wiedziałam, że to USG Michelle! XD Huehuehuehue. XDD
    Boski rozdział. *___* *____* *______* MEKSYKAŃSKA FALAAAA. XD INTERNEET OSZALAAAAAŁ. XDD

    OdpowiedzUsuń
  4. A i u mnie tradycyjnie nowy rozdział: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahahahaha, ale mnie rozjebałaś tym zdjęciem hłe hłę hłę:]
    Aż się popłakałam ze śmiechu, no nie mogę przestać się śmiać ♥
    Rozdział zajebisty i strasznie się cieszę, że wszystko już jest wyjaśnione :P
    Jak najszybciej dawaj następny rozdział, bo już się nie mogę doczekać co znowu wymyślisz :)))))))))))))
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
  6. ciesze sie bo duuuzo Duffa tym razem :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że Duffik był śmutny .; <
    a co do obrazka...MÓZG ROZJEBANY!.XD
    zajebisty rozdział + nowy u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I CAME HERE TO FUCK BITCHES XD XD XD
    HAHAHAHAHAHAHA XD O JA PIERDOLĘ XD jeszcze ta kokarda *____* zgon, absolutny, wielbię Cię! :D

    Zostałam teleportowana do Duffa *____________________________*
    *________*

    [...]

    Dobra, koniec tego inteligentego wywodu, teraz napiszę coś sensownego :3 (hahahaha, ale ze mnie dowcipniś, haha, boki zrywać!)

    Dobra, już. -.- Dżem na mnie źle działa xD Zwłaszcza agrestowy.
    Więc tak: oto co ja myślę o tym rozdziale: *_____*
    generalnie to jest dużo Duffa = parlay tańczy tańczy, chrześcijan tańczy tańczy tańczy *__* Taa... Coś czuję, że ten komentarz jest jeszcze chujniejszy niż zwykle, wybacz ;_;
    Ale dalej. Hmmm, Duff dowiedział się o ciąży (wiedziałam, wiedziałam, że to będzie zdjęcie Michelle xD) i tak jak się spodziewałam - nic z tego nie wynikło. Wszystko w normie, zgoda, hepi, ez jużual.

    I już uwielbiam Lise *___* Coś czuję, że jestem skłonna polubić ją bardziej niż Michelle, nie wiem czemu xD Ciekawe tylko co ukrywa... Może... Nielegalnie handluje chomikami?!?! O.O Albo jej ojciec. Tak. Jej ojciec zaczął nielegalną hodowlę, przez co pokłócili się z matką i rozwiedli. Lise była taki osamotnionym dzieckiem z ograniczonymi kontaktami z tatusiem i nienawidzi go za ten brudny interes. Nosz... Co za ojciec D:

    Jak Ty to robisz, powiedz, że tak zajebiście ciekawie piszesz i człowiek zdycha w oczekawaniu na następny? *___* Do tego jeszcze tak szybko dodajesz ^.^ Ja bym nie ogarnęła, jeszcze z innymi opowiadaniami xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahahaha!Rozjebałaś mnie na kawałki tym zdjęciem! <3 Jednak czasami to na coś przydaję się moja zryta bania, bo wiedziałam że z tym zdjęciem jest coś nie tak :D To teraz Duff ma już Lise, więc powróci mu dobry humor :D To kończąc Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. PO PIERWSZE. FOCH FOREVER, BO MNIE NIE POINFORMOWAŁAŚ O NOWYM ROZDZIALE! HElOŁ JA JESZCZE ŻYJĘ, TYLKO PO PROSTU NIE MAM WENY I NIE DODAJE ROZDZIAŁÓW.

    Po drugie. Dziewczyno jesteś zarąbista. Duff - żyrafa rozjebał system. Piszesz cudnie, kurde :D. A ja takie bez talencie, nie powinnam w ogóle się udzielać. Ale cóż... Trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa! Przepraszam! Ale tak ten no, ja to wszystko biorę z komentów, a że dawno nic nie komentowałaś, to mi się kurdę nie wyświetliło noo! Ale teraz już będę powiadamiać, obiecuję xD

      Dziękuję za miłe słowa i masz w łeb za to "bez talencie" no chyba Ci się coś w główce poprzewracało ^.^

      Usuń
    2. AŁA! Moja głowa. ;c A tak w ogóle to stał się cud i u minie nowy rozdział ; )

      Usuń
  11. hahha rozjebałaś mnie tym zdjęciem! :DD zajebiste ;.)

    OdpowiedzUsuń
  12. No nie! napisałam komentarz i mi się skasował! Cholera! Fuck fuck fuck.
    No dobra zacznę jeszcze raz.

    A więc fajny ten rozdział. MEGA podoba mi się Lise. Pracuje w sklepie muzycznym, gra na basie, jest fanką Gunsów (Ale nie taką przesadnie napaloną) po prostu ideał! <3 Duff ma jednak szczęście, że ją spotkał. Nie mogę się doczekać aż ich miłość rozkwitnie :D

    Megan to jednak suka! Tak zakpić z biednego Duffa. Co prawda powinien dowiedzieć się prawdy, ale nie w takich okolicznościach no i w sumie to by nic nie zmieniło.

    Ten obrazek z żyrafą rozwalił mnie totalnie XDDD taki 10000% Duff XD roześmiałam się przez to na cały głos XD

    Zrobiłam sobie ostatnio przerwę z czytaniem i pisaniem blogów na rzecz książek i komiksów XD tak więc przechodzę do kolejnych rozdziałów, bo jeszcze sporo przede mną :D

    Pozdrawiam cieplutko :***
    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, znam ten ból ze znikającymi komentarzami :c
      Ostatnio piszę je w notatniku i przeklejam :D
      Cieszę się bardzo, że podoba Ci się Lise! Starałam się zrobić z niej taką bardziej niezależną laskę.

      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
      Reverie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki