Rozdział 68. Never gonna be alone.

Michelle
                 Siedzieliśmy w milczeniu. Slash prowadził Challengera jak wariat, jednak mnie to nie przeszkadzało. Podpierałam głowę na ręce i myślałam. Wspominałam niektóre momenty spędzone z rodzicami, nawet udało mi się opanować płacz. Tylko czasem po moich policzkach spływały pojedyncze łezki. Nawet nic nie musiałam mówić, Saul od razu pojechał w kierunku Kansas. Byłam wdzięczna losowi za to, że miałam chociaż jego. Co jakiś czas pociągałam nosem. W końcu postanowiłam przerwać to milczenie, które mimo wszystko nie było uciążliwe. Czasem dobrze jest tak posiedzieć i pomilczeć, można przynajmniej ochłonąć. Wyciągnęłam rękę w stronę radia i włączyłam pierwszy lepszy kanał. Rozbrzmiało Too Late For Love. Moja dolna warga zaczęła drżeć, nie ma co, ja to mam szczęście do takich piosenek w takich chwilach. Slash zauważył, że coś jest nie tak i natychmiast wyłączył radio. Zaczęłam głęboko oddychać. Wdech. Wydech. Wdech...nie rozbecz się znowu. Udało się, posłałam Mulatowi wdzięczne spojrzenie i odwróciłam wzrok. Na dworze świeciło słońce, ulice tętniły życiem, nawet te poboczne. Wszystko na około wydawało się być takie szczęśliwe i bezproblemowe, czułam jakby wszystkie cierpienia tego świata spadły na moje ramiona. Postanowiłam być silna. Po kilkudziesięciu minutach udało mi się zmrużyć oczy...

Slash
                 Michelle zasnęła opierając się o szybę. Starałem się jechać jak najpłynniej, żeby tylko jej nie obudzić. Myślałem nad tym, co zrobiła ta pieprzona blondyna, cała Megan. Dobrze, że nie żyje. Ja się z tego cieszę tylko, że...muszę to jeszcze powiedzieć McKaganowi, a to chyba nie będzie takie łatwe.W każdym razie teraz się tym nie zajmę. Ups...kurwa no taki ze mnie mąż i przyszły ojciec, przecież Michelle nic nie jadła od rana! Zajebiście...ja zresztą też jestem głodny. Zacząłem się rozglądać za najbliższą restauracją, czy przydrożnym barkiem. Po przejechaniu kilku kilometrów mój wzrok utknął na dużym szyldzie. To nie jest czasem ten sam bar motocyklowy, który odwiedziliśmy podczas naszej nocy poślubnej? Tak...to ten. Nie byłem pewien co do zatrzymania się tutaj, ale postanowiłem zaryzykować. Teraz pozostało mi już tylko obudzić Michelle. Pogładziłem ją po wilgotnym policzku i odgarnąłem włosy za ucho.

- Michy...mała...obudź się... - zacząłem szeptać jej wprost do ucha. Brunetka lekko się uśmiechnęła, ale kiedy tylko otworzyła oczy, posmutniała. - Trzeba w końcu coś zjeść.- powiedziałem, nachylając się nad jej twarzą. Pokiwała twierdząco głową i cmoknęła mnie w policzek. Szczerze się uśmiechnąłem i wysiadłem z auta w tym samym czasie co Michelle. Brunetka delikatnie zaśmiała się pod nosem, patrząc najpierw na bar, a później na mnie. Powoli podeszła bliżej i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Michelle ciężko westchnęła i pocałowała mnie delikatnie w usta. Pociągnęła mnie za rękę w stronę wejścia. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg budynku uderzyła w nas fala gorąca. Chyba klimatyzacja się zepsuła, na szczęście nie było tu żadnego dymu, a nawet woni alkoholu. Wiele się zmieniło odkąd byliśmy tu ostatnim razem. Za barem stała jakaś cycata blondyna, która chyba mnie rozpoznała, bo od razu uśmiechnęła się zawadiacko. Posłałem jej pełne dezaprobaty spojrzenie i zamówiłem dwa duże dania na gorąco. - Jak się czujesz?- zapytałem, gładząc Michy po plecach. Brunetka starała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko jakiś grymas. Głośno westchnęła i położyła głowę na rękach. Siedziała tak dopóki blondi nie przyniosła dwóch talerzy. Widziałem, że Chelle wcale nie chce jeść, ale zmuszała się do tego, za co byłem jej cholernie wdzięczny. Szybko zjedliśmy obiad i wróciliśmy do auta. - Prześpij się. Czeka nas długa droga. - powiedziałem, odpalając silnik, a Michelle tylko pokiwała głową i ułożyła się na fotelu, przymykając powieki. Co jakiś czas spoglądałem na nią i tak, jadąc przez 5 godzin, czekałem aż się obudzi. Zatrzymałem się na stacji i kupiłem coś do żarcia. Zatankowałem do pełna i ruszyliśmy dalej. Kiedy na niebie zaczynało się ściemniać, Michy się obudziła. Przetarła twarz dłońmi i kilkakrotnie zamrugała oczami. Popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła. Potem przeniosła wzrok na niebo, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle zobaczyłem iskierki w jej oczach. Nagle gwałtownie zamknęła oczy i odwróciła się twarzą do szyby. Położyłem jej dłoń na udzie i miałem ją ochotę mocno przytulić. Brunetka ani drgnęła, nawet na mnie nie spojrzała. Przysunąłem się bliżej i cmoknąłem ją w policzek. Dopiero wtedy zobaczyłem, że jej oczy są całe czerwone i załzawione. Już sam nie wiedziałem, czy powinienem coś powiedzieć, czy po prostu siedzieć cicho i dać jej się wypłakać. Wybrałem drugą opcję i z piskiem opon ruszyłem na zielonym świetle prosto przed siebie. Niebo było jakieś takie inne, a może takie jak zawsze, tylko ja nigdy nie patrzyłem? Jechaliśmy pustą drogą, co kilka mil występowały pojedyncze drzewa. Michelle nerwowo skubała kant swojej koszulki, co chwilę pociągając nosem. Ten płacz chyba przychodził falami. Moja brunetka, trzęsącą się dłonią, włączyła radio. O kurwa...Don't Cry. Wiedziałem, że zaraz wybuchnie. Po jej policzkach poleciały pierwsze łzy. Potem kolejne i następne...

-Zostaw...- wydusiła z siebie, kiedy chciałem wyłączyć radio.

- And please remember that I never lied
And please remember
how I felt inside now honey
You gotta make it your own way
But you'll be alright now sugar
You'll feel better tomorrow
Come the morning light now baby  -
przy tych słowach zaczynała się uspokajać.
Podczas solówki moje palce same poruszały się na kierownicy. Michelle patrzyła przed siebie i cicho płakała. Kiedy tylko piosenka się skończyła, przyciszyłem radio.

- Cii...już dobrze...może na noc zatrzymamy się w hotelu, co? - zapytałem niepewnie, ale przecząco pokiwała głową.

- Ja poprowadzę, a ty się prześpisz. - powiedziała, pociągając nosem w połowie zdania.

- Jesteś pewna, że dasz radę jechać? - zapytałem, zjeżdżając na pobocze. Pokiwała twierdząco głową i spojrzała przed siebie. Niebo było już prawie czarne, nie uśmiechało mi się dać jej prowadzić w takim stanie, ale nie chciałem jej denerwować. Wysiedliśmy z samochodu. Trochę rozprostowałem kości i poszedłem dalej. Minęliśmy się przed maską i wsiedliśmy do auta. Jednocześnie zamknęliśmy drzwi, a Michelle odpaliła silnik i gwałtownie ruszyła. Na szczęście była dobrym kierowcą, więc nie obawiałem się o swoje życie.

- Tata uczył mnie jeździć... - wyznała uśmiechając się pod nosem. Popatrzyłem na jej twarz i nie zobaczyłem łez, tylko radość, taką jak kiedyś. - Pamiętam jak...jak prawie rozbiłam samochód... - zaśmiała się, po raz kolejny pociągając nosem. Uśmiechnąłem się do siebie i popatrzyłem na drogę. Było już kompletnie ciemno, a właśnie jechaliśmy przy lesie. Po obu stronach tylko wielkie drzewa i kompletna cisza. Miałem czas wszystko przemyśleć.

- Ja też chcę tak umrzeć. - wypaliłem prosto z mostu, w końcu zawsze byłem szczery.

- Jak? - Michelle zrobiła zdezorientowaną minę i na ułamek sekundy spojrzała w moją stronę.

- Z tobą - odparłem i wtedy Chelle znacznie zwolniła. Po chwili zatrzymała się na poboczu i popatrzyła mi prosto w oczy. Zaczęła szybciej oddychać i już po chwili uśmiechnęła się, wylewając pojedyncze łezki na jej gładkie policzki. Zbliżyłem się do jej twarzy i niepewnie musnąłem jej usta. Michelle oblizała dolną wargę i przymknęła powieki.

- Obiecaj mi coś - wyszeptała, spoglądając w moje oczy.

- Co zechcesz.

- Przysięgnij na moje życie, że nigdy się nie rozstaniemy. Choćby nie wiem co - rozchyliłem usta w zdziwieniu, lecz natychmiast pokiwałem głową.

- Przysięgam. Nigdy cię nie zostawię - odparłem, trzymając jej dłoń.

- Dziękuję - wyszeptała i wpiła się w moje usta. Po chwili lekko się odsunęła i chwyciła moją dłoń. Położyła ją na brzuchu - Już kopie...- wyszeptała przez łzy, a ja poczułem lekkie stukanie na dłoni. Szeroko się uśmiechnąłem i teraz to po moim policzku poleciała łza. No kurwa, mam syna! Michelle odwzajemniła uśmiech, a ja niechętnie zabrałem dłoń i ruszyliśmy dalej...

Michelle
                 Prowadziłam przez całą noc. Kilka razy zatrzymywałam się na stacji. Slash spał tylko kilka godzin i wciąż chciał żebym to ja odpoczęła, ale byłam zbyt zdesperowana. Chciałam jak najszybciej dojechać do Kansas. W końcu przejechaliśmy pod drogowskazem z napisem "Kansas City 3". Przyspieszyłam i po kilku minutach jechaliśmy przez dobrze nam znane ulice. Na podjeździe stał już inny samochód, więc zaparkowałam po przeciwnej stronie ulicy. Wysiadłam z auta i wtedy uderzyła we mnie fala niepewności. Przecież już od samego widoku na ten dom chce mi się płakać. Po chwili Slash pojawił się obok mnie i mocno chwycił za rękę dodając mi otuchy. Słabo się uśmiechnęłam i ruszyłam w kierunku domu. Z daleka było słychać rozmowy, więc nawet nie trudziliśmy się z pukaniem, w końcu to mój dom. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, wszyscy ucichli. Kate siedziała w salonie, kiedy tylko nas zobaczyła wstała i znalazła się naprzeciwko. Po moim policzku poleciała wielka łza.

- Michelle...- powiedziała łamiącym głosem i ruszyła w moim kierunku. Mocno się przytuliłyśmy i obie płakałyśmy. Poczułam czyjąś dłoń na plecach. To był ojciec Saula. Zaraz potem zobaczyłam jego mamę.

- Przykro nam...- powiedziała pani Hudson i pocieszająco potarła mnie po policzku

- To byli wspaniali ludzie...- powiedział pan Hudson, a ja chciałam krzyczeć. Miałam ochotę rzucić się na łóżko zasnąć i zapomnieć, ale przecież muszę być twarda. Po chwili wokół mnie zaczęło się zbierać coraz więcej osób. Mówili jak bardzo im przykro i że wszystko będzie dobrze, tylko potrzeba czasu. Po paru minutach ktoś wyrwał mnie z tłumu, był to nie kto inny jak Saul. Niezauważeni poszliśmy do mojego dawnego pokoju. Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam płakać. Saul natychmiast znalazł się przy mnie i mocno przytulił.

- Damy radę...rozumiesz? - zapytał, podnosząc moją twarz na wysokość swojego wzroku. - Razem.- dodał, a ja cicho łkając, wtuliłam się w niego. Po kilku minutach uspokoiłam się i ułożyłam na łóżku. Saul poszedł do łazienki, a ja zasnęłam...

                 Obudziłam się dopiero wieczorem. Na niebie zaczynało się ściemniać. W pokoju nie było nikogo. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju. Obok łóżka stały nasze obie torby. Wyciągnęłam luźną koszulkę i czarne spodnie, a na stopy naciągnęłam krótkie skarpety. Wyszłam z pokoju i już miałam zamiar zejść na dół, skąd dochodziły głosy Slasha, państwa Hudson i Kate, jednak zanim to uczyniłam, zawróciłam i stanęłam twarzą w twarz z drzwiami do sypialni rodziców. Moja dolna szczęka zadrżała, ale mocno zacisnęłam zęby i weszłam do środka. Przymknęłam powieki i poczułam słaby zapach perfum mojej mamy. Tak rzadko tu przychodziłam, że słabo pamiętałam całe pomieszczenie. Wielkie miękkie łóżko na północnej ścianie, nad nim duży obraz przedstawiający plażę. Obok łóżka dwie niskie i ciemne szafki nocne z małymi lampeczkami na górze. Po lewej stało zdjęcie, na którym byłam z tatą, a po lewej zdjęcie z mamą. Zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę. Spojrzałam na szafę i przez chwilę wahałam się, w końcu otworzyłam drewniane skrzydło czemu towarzyszyło głośne skrzypnięcie. Do moich nozdrzy dotarł mocniejszy zapach perfum taty. Przejechałam dłonią po równo ułożonych ubraniach i zatrzymałam się na czerwonym swetrze. Dostał go ode mnie na pierwszy Dzień Ojca jaki pamiętam. Wybierałam go razem z mamą, powiedziała, że będzie mu ciepło w każdą zimę...niestety nie w następną. Zamknęłam szafę i wtedy poczułam jak kolejny rozdział w moim życiu zostaje zamknięty. Coś się tak po prostu skończyło i nie było odwrotu. Z zaszklonymi oczami podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju. Zaczęłam wpatrywać się w podłogę. Po chwili zamknęłam oczy i czułam jak ciepłe kropelki powoli kapią na moją dłoń. Kiedy częstotliwość kapania się zwiększyła skuliłam się w kłębek na środku łóżka i zaczęłam cichutko płakać. Zamoczyłam chyba całą narzutę, która posłużyła mi za chusteczkę i wtedy usłyszałam jak drzwi do pokoju się otwierają. Leżałam odwrócona tyłem, więc nie miałam pojęcia kto wszedł do pokoju. Po chwili poczułam dłoń mojego gitarzysty na ramieniu.

- Maleńka czemu siedzisz sama...? - wyszeptał mi do ucha i usiadł obok, delikatnie głaskając mnie po włosach. Pociągnęłam nosem i ciągle płacząc, podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam w oczy mojego Mulata i przysunęłam się do niego.

- Proszę...nigdy mnie nie zostawiaj. - wyszeptałam, cały czas patrząc mu w oczy, a Saul jakby na potwierdzenie tych słów pocałował mnie w usta.

- Nie mam takiego zamiaru. - dodał, a ja wtuliłam się w jego silne ramiona i przymknęłam powieki...

                 Następnego ranka obudziły mnie donośne rozmowy na dole. Przetarłam twarz dłonią i zorientowałam się, że leżę na łóżku w moim pokoju. Powoli zeszłam na dół i zobaczyłam całą ekipę Gunsów. Rozmowy ucichły, a oczy wszystkich skierowane były na dół.

- Bo coś znajdziecie w tej podłodze... - starałam się zażartować i chyba mi się udało, bo wszyscy podnieśli lekko uśmiechnięte twarze. - No chodźcie tu... - dodałam łamiącym głosem i jak na zawołanie, wszyscy ruszyli w moim kierunku. Zaczęli mnie przytulać, głaskać i mówić, że wszystko będzie dobrze w co chciałam wierzyć mimo, że to gówno prawda. Teraz będzie inaczej, ale kto powiedział, że gorzej? Kilka godzin spędziłam z moją rodziną, jaką byli Gunsi i dziewczyny. Mogłam tak bez problemu powiedzieć. Mimo, że żadne geny nas nie łączyły to bez nich moje życie straciłoby sens. Axl, który był cholernie szczery właśnie wtedy kiedy trzeba było, Izzy, który na zawsze pozostanie moim najlepszym przyjacielem, Duff, który potrafi mnie rozweselić nawet w takiej chwili jak teraz, Steven, który pociesza jak nikt inny, ich kobiety, które zawsze służą dobrą babską radą no i Saul, który jest jak oni wszyscy razem i jeszcze więcej. Nie wiem co mnie tak wzięło na takie wyznania, ale teraz czuję się znacznie lepiej. Przynajmniej wiem, że bez względu na wszystko mam w nich oparcie.

- Ja pójdę się chyba przejść...- powiedziałam kiedy siedzieliśmy w salonie i piliśmy gorącą herbatę.

- W taki deszcz...?- zapytała Kate, ale ja tylko kiwnęłam twierdząco głową.

- Poczekaj, pójdę po jakieś kurtki i pójdziemy.- powiedział Saul i już chciał iść na górę, kiedy chwyciłam go za rękę zatrzymując przy sobie.

- Chcę iść sama...- powiedziałam poważnym tonem i popatrzyłam prosto w jego brązowe tęczówki. - Przepraszam, wrócę za parę godzin, ja...po prostu muszę pomyśleć.- powiedziałam i szybkim krokiem wyszłam z domu, narzucając na siebie bluzę z kapturem, czarny płaszcz i zakładając wcześniej jesienne botki. Nie zabrałam z domu parasola, bo po prostu nie myślałam o konsekwencjach spacerów podczas deszczu, jakimi było całkowite przemoczenie. Powoli szłam chodnikiem z ręką w kieszeni i co chwilę wycierałam napływające do moich oczu łzy. Jutro ma odbyć się pogrzeb, ciekawe jak ja mam tam wytrzymać dłużej niż 2 minuty. Po chwili naszła mnie ochota na odwiedzenie mojego ulubionego miejsca, a mianowicie parku zabaw. Tutaj, na szczęście, nic się nie zmieniło. Wszystko było tak samo melancholijne jak zawsze. Podeszłam do huśtawki i dłonią strzepnęłam trochę wody. Usiadłam na lekko spróchniałej desce i zaczęłam nucić pod nosem jaką smutną melodyjkę znaną tylko mnie. Nie ma co...scena jak z dobrego horroru. Pokrzywdzona przez życie dziewczynka siedzi w deszczowy dzień na huśtawce i czeka na cud. Rozmyślałam nad swoim życiem, aż w końcu doszłam do wniosku, że wcale nie jest takie złe. Przecież mam kogoś kto mnie kocha, syn w drodze, a ja się nad sobą użalam i siedzę jak ta wariatka na deszczu?!  O nie! Koniec tego, jeszcze tylko jutro trochę popłaczę, a potem biorę się w garść i podbijam świat...ta...mało entuzjastyczne, ale zawsze jest. Wstałam z huśtawki i zaczęłam iść przed siebie. Wtedy spostrzegłam, że na dworze jest już zupełnie ciemno. Przyspieszyłam kroku i usłyszałam bicie dzwonów w kościele. Odwróciłam się do tyłu i moim oczom ukazał się ogromny gmach zbudowany z czerwonych cegieł, pokryty czarną dachówką i z witrażami w wielkich okrągłych oknach. Postanowiłam wejść do środka. Nie byłam zagorzałą katoliczką, ale takie miejsca budziły we mnie jakieś mroczne odczucia, więc nie omieszkałam i tego odwiedzić. Weszłam do środka i wtedy bicie dzwonów ustało. Spojrzałam w górę i moje oczy mogły podziwiać piękne malowidła przedstawiające jakieś sytuacje z Biblii. Przeszłam przez sam środek kościoła i usiadłam w drugiej ławce. Wpatrywałam się w ołtarz i znowu poczułam ten ból, jaki czuje się po utracie kogoś bliskiego. W moim przypadku dwóch takich osób. Położyłam dłonie na oparciu ławki przede mną i ukryłam w nich twarz. Siedziałam tak dłuższą chwilę, a kiedy się ocknęłam ktoś zaczął grać na organach i ludzi w kościele przybyło. Szybko zebrałam się w sobie i wycierając policzki rękawkiem płaszcza wyszłam z kościoła. Przestało padać, więc lekko podsuszona wróciłam do domu. Już na progu przywitał mnie Saul

- To ma być kilka godzin...kuźwa jesteś cała mokra...chodź, bo się przeziębisz. - z takimi słowami zaprowadził mnie na górę i kazał przebrać w suche ciuchy. Miło było słyszeć jak ktoś się o ciebie troszczy. Potem okrył mnie szczelnie kocem i zaprowadził do salonu, w którym siedzieli wszyscy moi przyjaciele. Usiedliśmy na kanapie, a Saul chwalił się jak to jego synek kopie mnie od środka. Zrobiło się miło i ciepło, teraz tylko brakowało mi rodziców. Mocno wtuliłam się w mojego Mulata. Slash bez przerwy mnie obejmował i całował w policzek albo w czoło. Po kilkudziesięciu minutach cała reszta postanowiła nam dłużej nie siedzieć na głowie i pojechali do wynajętego wcześniej hotelu. Nie protestowałam, bo nagle strasznie zachciało mi się spać. Wróciliśmy do mojej sypialni.

- Chodź pod prysznic. - powiedziałam uśmiechając się delikatnie do Saula. Weszliśmy do łazienki i dość szybko pozbyliśmy się ubrań. Mój Mulat, w jakiś sposób, profesjonalnie podszedł do sprawy i nie nakręcał się w każdej możliwej chwili. Spędziliśmy pod gorącym strumieniem kilkanaście minut, całując się co jakiś czas. Potem wyszliśmy spod prysznica, a Slash okrył nas jednym ręcznikiem. Ponownie pocałowałam go w usta i pozwoliłam mu na wytarcie moich pleców. Założyłam jedną z koszulek Saula i ułożyłam się na łóżku. Po chwili dołączył do mnie mój kudłacz i objął mnie ręką przytulając się do pleców...

Komentarze

  1. Ożesz w chuj O.o
    Zmieniłaś tło?!?! (Nieee... Wcale! Na pewno tylko mi się wydaje... xD xD)
    Kurde... Muszę się przyzwyczaić xD A teraz idę czytać xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podoba się nowe tło? xD mam zmienić na poprzednie? ;>

      Usuń
    2. Ej, nie, że się nie podoba!
      Jest ładniusie ;P
      Takie... Pasuje, szczególnie do tych ostatnich rozdziałów. Sprzyja poważnym rozmyślaniom i tej takiej melancholii...
      Nic nie zmieniaj (a przynajmniej, jeśli idzie o mnie, to nie zmieniaj xD) ;D

      I weeeź... Nie musisz mi dziękować za komentarze -.- xD
      Cała zajebista przyjemność po mojej stronie ;P
      I z tymi przecinkami, to ja przecież nie chciałąm wypominać D; xD Tak tylko mi się napisało.
      Nie chciałam być zUem xD Wybacz! xD

      Usuń
    3. Ahaha no dobra dobra...w takim razie zostanie tak jak jest xD

      Jak mam Ci nie dziękować, kiedy nie wiem co jeszcze mogę napisać?! xD

      A przecinki to mój najsłabszy gramatycznie punkt xD Trafiłaś w sam środek D: ale oczywiście wybaczam! Zresztą nikt nie powiedział, że się obraziłam no kurwa no! <3

      Usuń
    4. No skoro chcesz dziękować... xD Spoko, czuję się podziękowana (?) xD W takim razie nie ma za co ;P

      Spokoloko (xD) ja też ciskam te małe dziadygi gdzie popadnie xD
      Zjedziesz mnie najwyżej przy następnej okazji i będziemy kwita xD xD

      Taa... Spróbowałabyś się tylko na mnie obrazić... xD :P Już ja bym wymyśliła jakieś milusie tortury w sam raz dla Ciebie >:D xD

      Usuń
  2. No cóż. Rozdział na pewno z rodzaju tych, które wpędzają w melancholię i nawet takie lekkie otępienie. Bardzo, bardzo piękny.
    A jak się wzruszyłam przy tym fragmencie o tym, jakże to wspaniali są wszyscy Gunsi... *.*
    (a tak swoją drogą, teraz mi wpadło do głowy, że jeszcze nic nie wiadomo o małym Popcorniątku ;P Mam nadzieję, że niedługo coś tam się okaże w związku z tym. xD)
    Przy tym opisie kościoła wszystko mi się skojarzyło ze Slashem Draculą xD Już sobie wyobrażałam jak wchodzi do środka, a tu ciach, prach i spada na nią wielki, kudłaty nietoperz... xD
    Dobra, nie wiem co mogę jeszcze napisać, poza tym, że oczywiście Cię wielbię, za każde słówko, za każdy przecinek, a nawet za każdy jego brak (nie żebym się czepiała xD bo to zajeżdża hipokryzją xD)...
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosz kurwa...jebane przecinki! xD Ale spokojnie zaraz się zabieram za poprawianie ;)
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. Świetny ten rozdział. Taki spokojny, dużo myśli. :) Mam nadzieję, że po pogrzebie będzie lepiej i powrócą do wcześniej codzienności. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutne i cholernie piękne. Jak ja nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Momencik, a Duff już wie o Megan? Może dowie się w dzień pogrzebu? Mały już kopie... jak słodko :) Mały Kudłacz będzie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutłam w chuj. A Slash jest taaaaaakki kochany, że aż czuję, że pokochałam go 8769254529547265472 razy mocniej i Ciebie tak samo za szybkie dodawanie najlepszych rozdziałów świata!

    Podpis:(Nie)Zboczona

    OdpowiedzUsuń
  6. No jest trochę lepiej :) Oby tak dalej. A MEGAN TO SUCZ. Tyle powiem :( Saul jest kochany że nie naciska z seksem. A btw kocham "too late for love" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej, kurde jakie ja mam teraz refleksje. Jprdl. ;o
    I te tło... Jest takie piękneeee. *____*
    Wracając do fabuły - nie wiem co napisać, odebrało mi mowę, to jest genialne. Po prostu genialne. Smutne, ale genialne. Czy słowo genialne Cię też zaczyna przerażać? XD
    Mały już kopie. Słodko. *___*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebiste. Nic dodać nic ująć. :D Uwielbiam Cię i to opowiadanie, chyba już o tym wiesz. A i zmieniłaś tło widzę ; ) Fajnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezuu, jestem smutna w huj :C
    Ale naprawdę, chciałabym mieć takiego męża jak Slash, wgl. chciałabym żeby Slash był moim mężem :)
    Już się nie mogę doczekać, aż Michelle urodzi takiego małego Slasha, a tak wgl. to czy oni będą mieć więcej dzieci...??
    Oby, takie małe kopie Slasha *o*(nawet żeńskie kopie :P)
    Rozdział jest naprawdę niesamowity i oby takich więcej (znaczy nie smutnych rozdziałów tylko takich pięknych ^.^)
    Sorki za taki dziadowski komentarz, ale dziś nie stać mnie na nic więcej :/
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie kolejny rozdział zapraszam :* :
    http://black-roses-forever.blogspot.com/2012/08/born-to-die-xxii.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Tło mi się kojarzy z tym jak tak sobie jada tym autem :) Bardzo fajne jest. A odcinek, smutny. Szkoda mi starsznie (juz pisałam) Michelle). Wyznanie Saula, ze chce z nią umrzeć i ta piosenka Don't Cry <3 No super!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejuu jaki słodki ten fragment o spotkaniu z Gunsami i o tym jacy oni są wspaniali ;* Normalnie cudownyyy się wzruszyłam.
    Widzę, że Michy powili już dochodzi do siebie. To dobrze :) Tylko nadal mnie ciekawi czy Duff już wie (ale chyba nie) i jak na to zareaguje. I czy Izzy będzie miał synka czy córkę ;)
    Mały Kudłacz już zaczyna kopać. Hehehe, słodko :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieję, że jeszcze nie raz się wzruszysz <3

      Usuń
  13. U mnie nowy rozdział: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki ci wielkie mała :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak mnie jakoś wzięło na refleksje przez ten rozdział...To co napisałaś jest takie poruszające, słodkie i smutne zarazem :) Przez wspaniałe opisy, widziałam dokładnie wszystko oczmi wyobraźni :D Jeju *-* Jesteś niesamowita! Jaram się wyznaniem Slasha ( tym, że chce umrzeć razem z Michelle)i wgl jego zachowaniem <3 Jest taki uroczy *-* Biedna Michelle :( Tak strasznie mi jej szkoda :(, ale ma Gunsów do dyspozycji, więc nie jest tak źle :p Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhy poszerzyły się szeregi fanek Slasha w moim opowiadaniu? :D

      I dziękuję za ten uroczy komentarz <3

      Usuń
  16. Ha, fuck yea, mówiłam, że nadrobię i nadrobiłam :D Miałam skończyć wcześniej, ale musiałam jeszcze zrobić kilka rzeczy, których nie planowałam, więc dopiero przed chwilą przeczytałam 68 rozdział.
    Ale jest świetnie, zajebiście wręcz, z resztą tak jak zawsze :D Się porobiło, bo tak sobie myślę, że od kiedy nie mogłam czytać zaczęło się jeszcze ciekawiej niż wcześniej :) I się cieszę, że wreszcie udało mi się znaleźć czas, żeby przeczytać, bo kocham tego bloga :D
    I nie będzie to jakiś bardzo sensowny komentarz, bo musiałabym chyba opisać wszystko, co mi się podobało w tych ośmiu rozdziałach, a tego było dużo :D Ale napiszę tyle - fajnie, że Michelle jest w ciąży, Duff znalazł sobie dziewczynę, no... i Megan nie żyje xD No i szkoda tylko Michelle, bo rodzice jej umarli.
    No, ale jest świetnie (już to chyba pisałam xD) i czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ten komentarz jest na prawdę sensowny! ^.^ Cieszę się, że się podoba. Dziękuję za przemiłe słowa <3

      Usuń
  17. Jednak dręczycie mnie psychicznie... Nie wszyscy, ale są takie jednostki, które mogą manipulować umysłem :D
    http://no-more-plastic.blogspot.com/2012/08/osmy.html

    OdpowiedzUsuń
  18. jak ty to robisz ze znowu się poryczałam ? kocham cię kuźwa! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww ^.^ Nie wiem jak to robię, ale mnie cieszy fakt, że tak się da <3

      Usuń
  19. Dzisiaj przeczytałam całe Twoje opowiadanie. Totalnie od początku do końca. Nie mam pojęcia ile razy się popłakałam, ile razy spadałam na podłogę ze śmiechu ( o i ile razy chciałam zabić tą sukę Megan) :D Chciałam Ci w tym ( ja wiem trochę chujowym komentarzu) podziękować, że sprawiłaś, że poczułam się lepiej, miałam super opowiadanie do przeczytania i BŁAGAM NIE PRZESTAWAJ PISAĆ :* Powodzenia! XOXO M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *______* OMG! Dziękuję! <3 Ale niestety moja działalność blogowa zostanie znacznie osłabiona przed nadchodzący dzień sądu - 3 września D: Nie mam pojęcia, czy dam radę cokolwiek pisać, ale na razie jest nadzieja xD
      Jr DZIĘKUJĘ <3

      Usuń
  20. Oczywiście, że masz mnie powiadamiać, bo ja nie nadążam za Tobą z tymi rozdziałami! ;o Teraz powinnam walnąć porządnego komenta za wszystkie rozdziały, jakie mnie ominęły, ale zrobię to kiedy indziej.
    OJACIEŻPIERDZIELĘMATKOPRZENAJŚWIĘTSZAJEZUSIENAZARECIEARKONOEGOŚWIĘTYGUNSIE. *________________________________* ON KOPIEEEE. *____________________* Uroczo. <3 Słodko. <3 Cukierkowo. <3 Rzygam tęcząąąąąąąąąąąąąąąąą~. *________________________* Dobra, bo się serio porzygam. XD

    Kurdełę, miałam robić amatorski filmik z coverem teledysku do Garden Of Eden. ; ; Nie chce mi się zresztą. XDD I potrzebuję natchnienia do rozdziału. ; ; Buu. ; ; Przybądź i daj mi natchnienia! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaw ^.^ Dzięki! <3
      Zaraz może wejdę na gg to coś tam wymyślisz :D

      Usuń
  21. Ahhh, jakie to było piękne! Czytanie tego rozdziału to była najczystrza z przyjemności. Ten nastrój... taki smutny, przygnębiający, ale cholernie piękny. Ta scena na huśtawce to było mistrzostwo. Tak bardzo czuło się emocje Michelle, jej ból i cierpienie po stracie rodziców ,ale też chęć wzięcia się w garść i bycia silną.

    Tak samo scena w sypialni rodziców. To się tak dobrze czytało, mimo że było takie smutne.
    Szkoda tylko, że scena w kościele nie była odrobinę dłuższa, ale i tak dało się świetnie poczuć tą mroczną atmosferę.

    Gunsi są tacy kochani i tak bardzo starają się wspierać swoją przyjaciółkę <3 No a Slash to już w ogóle. Ta ich miłość jest wspaniała! Totalnie da się w to uwierzyć. Wydają się tacy realni, prawdziwi, ludzcy.

    Mogłabym się tak jeszcze długo zachwycać, ale przejdę do następnego rozdziału. Coś czuję, że ta atmosfera utrzyma się, w końcu będziemy mieli tam pogrzeb.

    Na prawdę cudownie się czytało!

    Pozdrawiam bardzo serdecznie :*
    Lady Stardust <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lady Stardaust! Kochana! Bardzo pięknie Ci dziękuję <3
      Każdy Twój komentarz czytam z wielkim uśmiechem.
      Rzeczywiście, scena w kościele mogłaby być dłuższa. Myślę, że jeszcze to poprawię kiedyś.
      Bardzo dziękuję raz jeszcze!

      Pozdrawiam
      Reverie

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 87. I'm useless.

Rozdział 29. Brother from another mother

Rozdział 25. Zaczynam rozumieć