Gunsi vs. Zombie (dodatek)

Ten rozdział jest napisany o Gunsach walczących z Zombie. W opowiadaniu występują bohaterowie z całego bloga (nie wszyscy), jednak me dzieło nie jest kontynuacją poprzednich rozdziałów, jest tylko takim sobie dodatkiem i dedykuję go wszystkim wielbicielom Zombie, a szczególnie Lise-Lotte, która (jak zwykle) zainspirowała mnie zarzucając temat - Zombie. Dzięki i miłego czytania wszystkim!

***


               W ciągu kilku ostatnich miesięcy mojego życia świat wywrócił się do góry nogami. Pewnej nocy obudziły mnie wybuchy w okolicy, krzyk, strzały i ogólna panika. Całe LA było pochłonięte falą zarazy, która sprawiała, że ludzie umierali, ale nie pozostawali martwi. Jakiś nieznany wirus kierował ich instynktem. Gazety doszukiwały się sensacji, dopóki ludzie nie zaczęli zagryzać się nawzajem. Zaczęto nazywać ich Zombie, było tak jak na Hollywoodzich filmach. W okolicy tylko nasz dom miał wysoki i mocny płot, więc, jak się potem okazało, tylko my mięliśmy szansę na przeżycie. Tamtej nocy wszyscy się bali. Szybko zerwaliśmy się z łóżek i ubraliśmy w biegu. Najbardziej panikowała Megan i Kate, nikt nie był w stanie ich uspokoić. Wyjrzałam wtedy przez okno i zobaczyłam, że policja nie daje już rady. W ciągu trzech dni zaraza opanowała całą Californię, potem Nevadę i wszystkie inne stany w USA. Ostatnie informacje jakie do nas dotarły, to że wirus narodził się w Nowym Yorku. Potem zakończyły się audycje w telewizji i radiu. Po tygodniu do miasta wtargnęło wojsko. Wszystkim żyjącym rozdali broń i kazali na siebie uważać, a potem odjechali i nikt więcej ich nie widział. Zaraza roznosiła się w piorunującym tempie. Było więcej zombie niż ludzi na świecie. Drogą lotniczą wirus przedostał się we wszystkie pozostałe regiony świata. Chaos, który zapanował na całej planecie, ucichł po 2 miesiącach. Jeśli chciałeś przeżyć musiałeś zabić każdego kto był zarażony. Nieważne, czy był to twój ojciec, matka, brat, mąż, siostra, żona...każdego musiałeś zabić. Nie można było zatrzymać epidemii. Wirus T (bo tak nazywali go naukowcy) miał strukturę białka. To oznaczało, że mógł zmieniać swój stan skupienia w zależności od środowiska, a to czyniło go prawie niezniszczalnym. Zombie można było zabić tylko uszkadzając rdzeń kręgowy. Pierwszy strzał tamtej nocy między nami dziesięciorgiem oddałam ja, zaraz potem Slash i Duff. Mięliśmy 3 pistolety, ale kiedy wojsko się zjawiło można już było nazwać to domowym arsenałem broni palnej. Po 4 dniach od wybuchu epidemii w LA musieliśmy uciekać z naszej willi. W garażu zmodernizowaliśmy terenówkę Stevena. Czarny Jeep wyglądał teraz jak wóz pancerny w ubogiej wersji. Zderzak zastąpiliśmy ostrym spychaczem, w okna wstawiliśmy kraty i zapakowaliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Bramy puściły z zawiasów i dziesiątki zombie szło w naszym kierunku.


- Kurwa, Duff przyśpiesz, bo nas zeżrą!- poganiał Slash.
- Zamknij mordę i daj mi prowadzić. - dodał opanowanym tonem. Chyba tylko nasza trójka zachowywała w miarę trzeźwy umysł. 
- Możecie przestać się kłócić? Duff ma rację, daj mu spokojnie prowadzić, a ty lepiej chodź tu i nam pomóż, bo jest ich coraz więcej. - krzyknęłam do Slasha, który już po chwili był obok mnie i Axla, strzelając z karabinu maszynowego M4 w łeb każdego zombiaka, który stanął na naszej drodze.
- Coś podejrzanie dobrze dzisiaj celujesz. - stwierdziłam, patrząc na Mulata, który z zaangażowaniem wsadzał ołów w głowy tych biedaków. Kudłaty zaśmiał się triumfalnie i powrócić do poprzedniej czynności. Dojechaliśmy do salonu samochodowego. Pobiegliśmy dalej i na szczęście nikt przed nami tam nie zaglądał. Nie było nawet jednego zombie w pobliżu 30 metrów! 
- Weźmy ten! - krzyknął Izzy, oglądając Bugatti Veyron Super Sport [jeden z najszybszych samochodów świata przyp. aut.]
- Stradlin...przyjacielu wiem, że masz marzenia, ale nastąpiła zombie apokalipsa, więc potrzebujemy auta, którego zawieszenie nie ociera się o asfalt...proponuję wziąć ten. - powiedział spokojnie Slash i wskazał ręką na dość fajnego Jeepa.
- Hudson, kurwa, nie widzisz, że on nie ma dachu, a do tego jest dwuosobowy?! - krzyknął Steven i kopnął w kołpak auto.
- Dobra dobra, tak tylko mówiłem... - dodał kudłaty i uniósł ręce w geście obronnym.
- Bierzemy tego i spierdalamy, bo po nas idą. - powiedziałam stanowczo i wsiadłam do Commandera. Był idealny: pancerne szyby, wzmocnione zawieszenie, założone opony nie do zdarcia, a do tego pełny bak paliwa! A najpiękniejsze, że była to wersja 10-osobowa, prawdopodobnie jedyny taki egzemplarz na świecie. Ja to mam jednak szczęście! Zapakowaliśmy się do auta. Megan najwyraźniej popadła w depresję, ale przynajmniej nie płakała na widok każdego zastrzelonego zombie. W taki oto sposób minęły 3 miesiące naszego życia. Nie wiadomo, czy to się kiedykolwiek skończy. Zombie przeniosły się dalej we wschodnie dzielnice LA, więc spotykaliśmy tylko pojedynczych umarłych-nieumarłych. Ostatni raz widziałam kogoś żywego, poza Gunsami i ich dziewczynami jakieś...1,5 miesiąca temu, niestety koleś nie zauważył zombie za nim i został pogryziony. Na nasze szczęście zaraza nie przenosiła się w powietrzu. Wirus, który wywołuje głód ludzkiego mięsa przenosi się tylko przez krew i ślinę. Wystarczy drobne ugryzienie, czy zadrapanie przez zombie i już jesteś jednym z nich. Przekształcanie się w zombie (tak wynika z naszych obserwacji) trwa od 2 do 3 dni. Chłopcy ubłagali nas żebyśmy zatrzymali się w najbliższym monopolowym, bo jak to ujęli Skoro mamy zginąć, to chociaż pijani raz jeszcze bądźmy! Tak więc zatrzymałam nasz ponownie zmodernizowany wóz przed najbliższym sklepem z napisem "World of Alcohol". Wyskoczyli z auta jak banda złodziei, którzy zaraz zrabują bank i rozglądali się dookoła za zombie. Kiedy teren został rozpoznany jako "Clear" [ang.czysty przyp. aut.]. Weszli do tego biednego sklepu i zabrali chyba wszystko. Nawet nie było możliwości rozpoznania ich twarzy, bo wszędzie mięli butelki. W kieszeniach, w rękach, pod pachami, w buzi, na głowie, wszędzie gdzie się dało.Wsiedli do auta z zachwyconymi minami, wcześniej wrzucając wszystkie butelki do bagażnika i ruszyliśmy w drogę. Tym razem to ja prowadziłam samochód, a Slash siedział obok i próbował czytać z mapy gdzie mamy jechać.
- Teraz...w lewo! - krzyknął błyskotliwym tonem i wskazał palcem na lewo. - No czemu skręcasz w prawo?! - buntował się.
- Bo trzymasz mapę do góry nogami, idioto. - powiedziałam i po chwili ciszy wybuchłam śmiechem wraz z pozostałymi. Slash zmarszczył czoło i pokazał nam język. Po chwili obrócił mapę w prawidłową stronę i wtedy zabrała mu ją Katrin, mówiąc oschle - Dawaj to. - Hudson przez chwilę siedział zdezorientowany, ale po chwili znalazł batona w bocznej kieszeni drzwi. Odpakował go z entuzjazmem i zaczął kulturalnie wpierdalać. Jednak kiedy zaczął mlaskać...nie wytrzymałam. Gwałtownie zahamowałam i baton wyleciał mu z dłoni, rozpaczał nad nim przez kilka godzin, ale potem było gorzej...
- Slash pamiętasz jak wymiataliśmy na scenie? - zapytał rozmarzony Izzy, no i masz... musieli mu o graniu przypominać. Właśnie tak, Hudson najciężej znosił to, że nie może już grać na gitarze. Myślałam, że zaraz wszyscy Gunsi będą płakać i ogólnie będzie straszna depresja starego Guns N' Roses, lecz na szczęście zasnęli. Letty dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa przez cały czas. Zrobiło się już ciemno, więc automatycznie zachciało mi się spać.
- Ej patrz! - powiedziała i wskazała palcem na ogromny dom. Z uśmiechem na ustach skręciłam właśnie w podjazd do niego. Brama była szczelnie zamknięta na kłódkę, więc miałyśmy nadzieję, że nie ma tam zombie. Letty zabrała karabin i wysiadłyśmy z auta. Ostrożnie podeszłam do żelastwa i zadzwoniłam domofonem. Nikt nie odpowiadał, a dźwięki (jak również ustaliliśmy) przywołują zombie do źródła hałasu. Tak więc popatrzyłam na Letty, a dziewczyna skinęła głową w dół i przy pomocy spinki do włosów w mgnieniu oka otworzyła bramę. Po chwili zauważyłam 3 zombiaki. Letty popatrzyła na mnie ze współczującą miną, a ja bez skrupułów zastrzeliłam tą trójkę. Kiedy popatrzyłam na ich twarze, zaczęłam ich skądś kojarzyć.
- Kiedyś staraliśmy się zdobyć jak najwięcej fanów, a teraz tak po prostu rozjebujemy im głowy... - powiedział ze stoickim spokojem Stradlin, wyglądając z samochodu z zaspanymi oczami. Zaśmiałyśmy się pod nosem i wróciłyśmy do auta. Wjechaliśmy na plac i zaparkowałam przed samym wejściem.
- Śpiochy, wstajemy! Trzeba powitać tą piękną noc! - powiedziała wesoło Letty i poszturchała każdego po kolei. Kiedy w końcu się wybudzili, ktoś krzyknął
- O kurwa! To dom Joe Perry'ego! - to był Duff.
- Co kurwa?! - zawtórował mu nagle pobudzony Slash.
- No. Czytałem kiedyś w Rolling Stone o willach rockmanów i akurat było zdjęcie tego domu! - ekscytował się McKagan.
- Stary, tam mają gitary! Pospieszcie się! - rozentuzjazmował się Slash i wręcz wybiegł z samochodu, po drodze chwytając na karabin.
- Zaczekaj! - krzyknęłam za nim, a Mulat natychmiast się zatrzymał. - A co jeśli tam są zombie? - zapytałam, patrząc na ucieszonego Slasha.
- Rozjebiemy wszystkie, ale chodź już no! - dodał i zaczął ciągnąć mnie za rękę, gdyż w drugiej trzymałam mojego kochanego kałasznikowa. Ta właśnie broń stała się moim ulubieńcem w ostatnich miesiącach. Nie zacina się i mam pewność, że dobrze trafię. Nie wiem czemu, ale mam. W końcu odważyłam się otworzyć drzwi. Strzeliłam w stronę dziurki od klucza i natychmiast zajrzałam do środka. W ciągu kilkudziesięciu minut zwiedziliśmy całą willę i na szczęście nie było nikogo innego poza nami. Byliśmy cholernie szczęśliwi, ale Slasha i tak nic nie przebije. Cieszył się jak małe dziecko, kiedy tylko ujrzał całą ścianę oblepioną w gitary. Podbiegł, a wręcz doleciał do swojej ulubionej, którą znał z koncertów Aerosmith i delikatnie założył pasek na siebie. Po chwili podłączył wzmacniacz i pisnął ze szczęścia, gdy tylko gitara zadziałała. Nie wiadomo jakim cudem, ale w domu był prąd! Slash zaczął grać intro z Get in the Ring i uśmiechał się przy tym tak, że wszyscy pozostali automatycznie również się wyszczerzyli. Po chwili usłyszeliśmy potężny huk. Letty aż złapała mnie za nadgarstek. Powolnym krokiem, bez wykonywania gwałtownych ruchów, podeszłam do stołu i chwyciłam za kałasznikowa.

Soundtrack 2

Nagle do pokoju wpadło zombie. Ale nie byle jakie zombie...to sam Joe Perry. Znaczy kiedyś nim był, bo ówcześnie chciał nas zjeść. Tak więc mięliśmy przed sobą zakrwawioną postać jednego z najlepszych gitarzystów świata, ale że zasada brzmi "Zabij wszystkich zakażonych, bo inaczej zabiją ciebie" musieliśmy się do niej zastosować. Twarz Perry'ego była wręcz odrażająca, z policzków odpadły płaty skóry, zęby stały się żółte, a połowy już nie było połowy. Przestraszyłam się, nie miałam jeszcze tak bliskiego kontaktu z tymi stworami.
- Slash do cholery, na co czekasz?! - krzyknęłam w końcu do Mulata, a Perry-Zombie zbliżał się do niego coraz bardziej. Hudson przyglądał mu się ze smutkiem.
- Kurwa sama go załatw mądralo!- krzyknął i popatrzył na mnie. - Dobra! Przepraszam Joe, byłeś jednym z moich ulubionych gitarzystów, a najbardziej lubię twoje solo z...-
- SLASH! - krzyknęliśmy chórem, a Hudson z miną jakby miał się rozbeczeć zdjął gitarę i wymierzył w Perry'ego niczym kijem do baseballa. Uderzył nią z całej siły w gitarzystę Aerosmith. Zombie opadło na ziemię i przestało wydawać jakiekolwiek dźwięki oraz wykonywać ruchy.
- Swoją drogą to zajebista śmierć. - zaczął Mulat, przyglądając się uszkodzonemu instrumentowi
- No co?! Nie chcielibyście być zabici przez zajebistego Slasha najlepszą gitarą na Ziemi?! - krzyknął z niedowierzaniem, a wszyscy patrzyli na niego jak na idiotę. Milczeliśmy i nie byliśmy w stanie wydusić słowa. Uwielbiałam tego człowieka, no ale cóż. Jak widać śmierć nie wybiera. Po chwili Hudson machnął na wszystko ręką i zmienił gitarę na Telecastera z 65'. Zaczął grać hymn USA.
- Uczcijmy pamięć Joe'go minutą ciszy. - powiedział poważnym tonem i przestał grać. Po chwili przerwał ciszę, przez przypadek uderzając strunę.
-No to może go posprzątamy? - zapytał Steven, wskazując na ciało.
- Świetny pomysł, jak już skończysz to daj znać. - powiedział Stradlin i już chciał się oddalić, ale go zatrzymałam.
- Eee, nigdzie nie idziesz. Teraz ładnie całą piątką sprzątniecie ciało pana Perry'ego i grzecznie umyjecie rączki. - powiedziałam miłym tonem i zrobiłam słodkie oczka. Na Izzy'ego nie podziałało, ale na Slasha chyba tak.
- No to zbierać dupy panowie. Wyrzucimy go przez tamto okno. - powiedział kudłaty i złapał za nogi martwego (teraz już chyba na zawsze) zombie-gitarzystę. W końcu Duff się przełamał i pomógł przyjacielowi wraz ze Stevenem i Axlem. Izzy tylko starł plamę krwi jakimś perskim dywanikiem i również wyrzucił go za okno. Kiedy już wszystko było tak jak to zastaliśmy, postanowiłam coś sprawdzić. Każdy poszedł w swoją stronę, ale Slash i Izzy znaleźli to samo zainteresowanie - gitary. Ja poszłam do łazienki. To co tam zastałam było czymś nieziemskim. Odkręciłam kurek z wodą, a jakby tego było mało, leciał ciepły strumień! Zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się. W końcu mogłam wziąć mój upragniony prysznic. Szybko się umyłam i pożyczyłam od Joe'go miękki ręcznik. Owinęłam się nim i wrzuciłam ubrania do pralki. Wyszłam z łazienki i ogłosiłam alarm. Pierwszy przybiegł Slash i zagwizdał pod nosem, mierząc mnie wzrokiem. Kiedy wszyscy stawili się na wezwanie, po kolei brali prysznic. W końcu około 4:00 nad ranem mogłam uruchomić program dokładnego prania i 10-krotnego wirowania. Poszłam do sypialni martwego gitarzysty leżącego w różach pod oknem i zapożyczyłam od niego koszulkę - a raczej ukradłam, bo już jej nie oddam. Po kilkunastu minutach dołączyłam do reszty siedzącej w salonie. Saul opanował się i nie grał już na gitarze. Obecnie czytał książkę (!)
- Slash? Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Czytam. Nie chcę zapomnieć literek. - odpowiedział poważnym tonem, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Zapadła niezręczna cisza.
- I co dalej będzie? - zapytała Megan. Odezwała się po raz pierwszy od...tygodnia?
- Nie wiem, zaraz możemy mieszkać w domu samego playboya, ale na razie to ja się chcę porządnie wyspać tak więc dobranoc wam. - powiedziałam i ułożyłam się na wąskiej kanapie. Zasnęłam w mgnieniu oka. Byłam tak zmęczona jak nigdy. Nie spało mi się tak dobrze od kilku miesięcy. Obudził mnie krzyk Kate. Zerwałam się z łóżka. O dziwo spałam sobie w najlepsze tuż obok Slasha na łóżku samego Perry'ego. Wybiegliśmy z pokoju i zobaczyliśmy jak Kate i Axl strzelają do zombiaków.
- Są już tutaj! Szybciej, zbieramy się! - krzyczał Izzy i poganiał wszystkich. Przebrałam się w moje poprzednie ciuchy, zostawiając na sobie tylko koszulkę martwego Joe.
- Jak chcesz dostać się do samochodu?! - krzyknęła Letty i zastrzeliła zombie na dole.
- Schodami nie zejdziemy! - krzyknęłam i popatrzyłam jak potworki z trudnością idą w naszą stronę. Zatrzasnęłam drzwi do salonu i zobaczyłam długą linę. Szybko zawiązałam ją przy parapecie i jeden po drugim schodziliśmy do auta. Na szczęście zombie nie dostały się do środka samochodu, a zaparkowałam tak, że lina kończyła się na jego dachu. Weszliśmy przez rozsuwaną szybę i zajęliśmy miejsca. Letty zajęła miejsce kierowcy i z piskiem opon ruszyliśmy przed siebie. Tylko ona potrafiła tak prowadzić. Potrącała każdego zombie, a szyby i tak były czyste! W końcu udało nam się wydostać z posesji. Najbardziej zaniepokoił mnie fakt, że te stwory biegają coraz szybciej. Na początku myślałam, że tylko mi się wydaje, ale kiedy musieliśmy biec sprintem, żeby uciec tym ludojadom przyjęłam do wiadomości, że zombie mutują. Żyliśmy w coraz większym stresie i obawie o życie. Spaliśmy w samochodzie albo zatrzymywaliśmy się na kilka godzin w jakimś domu, jednak w końcu wszystkie były zniszczone lub zajęte przez zombie. Nie mięliśmy wyboru, trzeba było uciekać z LA.


Soundtrack 3

               Od pół roku jeździmy od stacji do stacji, od hotelu do hotelu. Wszystko jest zrujnowane. Miasto Aniołów zostało spalone, nie ma tam nic. Rozpoczynając od zombie, a kończąc na drzewach. Wszystko zostało zniszczone. Pozostały tylko szkielety budynków. Drogi zostały pokryte piaskiem. Ledwo przeżyliśmy, szukając jedzenia i wody. Wszyscy jesteśmy na skraju wyczerpania i zmęczenia. Klimat znacznie się ocieplił. Temperatura w dzień nie spada poniżej 40 stopni, a w nocy poniżej 30. Nie wiemy jak długo damy radę jeszcze przetrwać. Chyba Letty i ja jesteśmy w najlepszej formie. Slash i Duff rozważają poddanie się zombie. Kate i Megan krzyczą na każdego i wszystko robią po swojemu. Kilka razy nawet nas to uratowało, ale kilka innych wypadków mogło nas zabić. Axl i Izzy praktycznie się nie zmienili. Nadal kłócą się i są dla siebie nawzajem wredni. Jedyna rzecz jaka się zmieniła to zdolność strzelania. Jak na razie nie mamy problemów z bronią. Mamy pod dostatkiem amunicji, ale czy to wystarczy by ocalić świat?
- Błagam...oddam kałacha za zimny prysznic! - powiedziałam błagalnym tonem, opierając głowę o szybę.
-Ja oddam wszystkie M&Ms'y, bo kałach może się przydać. - powiedział Axl, wcinając kolorowe cukierki z czerwonego opakowania. Wszyscy byliśmy ubrani w ciuchy ze sklepu wojskowego. Były najwygodniejsze i najbardziej praktyczne. Co prawda wyglądaliśmy jak mały oddział wojska, ale kogo to obchodziło? Przecież poza nami na świecie prawdopodobnie nikt inny nie żyje.
- PATRZCIE! - krzyknął Slash prowadzący auto. Wskazywał palcem na nienaruszony budynek. Cały oszklony, lecz zakurzony piaskiem przenoszonym przez silny wiatr.
- Jedziemy tam. - powiedziałam pewnym siebie tonem, a Hudson posłusznie skręcił w stronę budowli. Samochód, którym kierował Duff skręcił tuż za nami.
- Kto idzie pierwszy? - zapytał w końcu Axl, przerywając ciszę. Tępo wgapialiśmy się w przyciemniane szyby budynku. Bez słowa wstałam z miejsca i ostrożnie wysiadłam z auta. Tuż za mną poszedł Slash i Axl. Drzwi były zamknięte. Podłożyłam mały nadajnik tuż przy klamce i komputerowo obeszłam blokadę. Laptopa zdobyliśmy w opuszczonym biurze CIA, ładowaliśmy go przy pomocy baterii słonecznych, które zamontowaliśmy na dachach obu aut. Nie mam pojęcia jak, ale nauczyłam się wielu technicznych spraw związanych z komputerami, można powiedzieć, że w pewnym stopniu rozgryzłam technologię. Po kilku minutach weszłam do budynku. Na razie ani śladu zombie. Dałam znak reszcie, że mogą wejść. Wszyscy zjawili się w pełnym uzbrojeniu. Szłam równo ze Stevenem. W budynku było ciemno, prawdopodobnie nie było tu prądu. Duff znalazł w sklepie noktowizor, więc bez wahania go wykorzystał. Podszedł do jednej ze ścian i wcisnął jakiś guzik. Nagle zapanowała światłość. Z uśmiechami na twarzach ruszyliśmy dalej.
- Musimy się rozdzielić, tak będzie szybciej. Slash idziesz na samą górę, Letty trzecie piętro, Duff drugie, Axl pierwsze, reszta sprawdza pomieszczenia na parterze, ja idę na dół. - zarządziłam i przeładowałam moje AK-47. Ostrożnym krokiem zeszłam po schodach.

Kiedy byłam już na ostatnim stopniu zorientowałam się, że na samym dole nie ma światła. Przeklęłam pod nosem i wolniejszym tempem ruszyłam dalej. Włosy związałam w wysokiego kucyka, na sobie miałam koszulkę na ramiączkach zawiązaną w talii. Przez ramię miałam przewieszony sznur amunicji, na dłoniach czarne rękawiczki zapobiegające wypadnięciu broni z rąk. Na lewej ręce miałam również zegarek. Nie wiem w jakim celu go nosiłam, bo godzina i tak nie była nam do szczęścia potrzebna. Po prostu go nosiłam. Po chwili doszłam do tajemniczych drzwi. Z przodu miały logo z napisem "Umbrella Corporation". Opuściłam broń i w tym samym momencie usłyszałam krzyk. Nie zastanawiając się, pobiegłam z powrotem na górę. 
- Co się dzieje?! - krzyknęłam i po chwili dołączyłam do wszystkich pozostałych w jednym z pomieszczeń. Cały budynek wyglądał jak jakaś tajna siedziba, na zewnątrz i w środku wszystko było srebrno-bordowe. Kiedy już załapałam co się stało, moim oczom ukazał się człowiek. I to żywy! Był chyba strasznie głodny i spragniony, a do tego cały się trząsł. Po chwili Slash wrócił do nas z paczką żarcia. Podaliśmy temu kolesiowi puszkę z zupą, wpierdalał ją tak szybko, że aż nie mogliśmy wyjść z podziwu. Kiedy w końcu można było z nim porozmawiać, zaciągnęłam go w oddalone miejsce i postanowiłam samodzielnie wydusić z niego informacje. Slash oczywiście nie dopuścił mych planów do realizacji, bo poszedł razem ze mną.
- Dobra koleś gadaj albo cię załatwimy.- powiedział poważnym tonem i wymierzył w biedaka glockiem (broń krótka, przyp.aut.). Mężczyzna, którego znaleźliśmy okazał się naukowcem, prowadził badania genetyczne dla tajnej korporacji o nazwie Umbrella. Nazywa się Matt Grey, jest czarnoskórym facetem po 30-stce. Nigdy nie pomyślałabym, że tak właśnie wyglądają naukowcy. Był dobrze zbudowany i całkiem widocznie umięśniony.
- Wirus T został stworzony jako lek, ale potem...niektórzy ludzie po prostu nie wiedzą o konsekwencjach niektórych połączeń związków chemicznych. - dokończył, a my siedzieliśmy ze zdezorientowanymi minami.
- Co było potem? - zapytał w końcu Saul.
- Potem moje badania nabrały ogromnego znaczenia, wszyscy liczyli na to, że zgodzę się stworzyć... - zawahał się. Ciężko westchnął i kontynuował - Miałem stworzyć broń biologiczną. Nie zgodziłem się, więc zmusili mnie siłą. Na początku było dobrze, wykorzystywali wirusa tylko w celach wojennych, jednak potem niejaki William Birkin chciał zawładnąć światem. Zmutował wirusa i wstrzyknął go przypadkowemu człowiekowi w NY. Resztę historii już pewnie znacie. - dokończył, a my siedzieliśmy ze zmartwionymi minami i wpatrywaliśmy się w czubki swoich butów.
- Czy ten proces da się odwrócić? - zapytałam. Matt zastanowił się chwilę i dopiero odpowiedział.
- Od tygodni prowadzę tu badania. Kiedy chciałem uciec z tej korporacji, zatrzymali mnie strażnicy. Zamknęli mnie w laboratorium, a gdy się stamtąd wydostałem, nie było tu nikogo. Nie chcę robić nikomu nadziei, bo nie mam jak wypróbować nowych antywirusów. Jeśli się nie mylę to wkrótce stworzę lek na tą pieprzoną zarazę. - odetchnęliśmy z ulgą, po kilkunastu minutach rozmowy wróciliśmy do reszty i w skrócie przedstawiliśmy sytuację. Matt wrócił do laboratorium, a my zajęliśmy się własnymi myślami.
- Zobaczę co jest na górze. - powiedziałam i wstałam z niewygodnego krzesła. Nikt nie odpowiedział, tylko Slash podniósł na mnie wzrok i kiwnął twierdząco głową. Weszłam po schodach na samą górę. Moim oczom ukazało się przeszklone piętro. Nie było ścian tylko wielkie okna. Rozejrzałam się dookoła, jednak widok z każdej strony był taki sam, można było zobaczyć tylko i wyłącznie pustynię. Niebo ściemniało się. Zauważyłam wyjście na dach, więc bez głębszego zastanawiania się, wyszłam na górę. Ten widok znacznie bardziej przypadł mi do gustu. Niebo było różowo-niebieskie. Chmury częściowo zasłaniały słońce. Usiadłam koło jakiegoś słupka i wpatrywałam się w przestrzeń. Po kilku minutach usłyszałam głos.
- Czego tak wypatrujesz? - zapytał Axl, siadając obok mnie.
- Może normalnego życia? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a Rose zaśmiał się. - Tęsknisz za przeszłością? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Cholernie, oddałbym wszystko żeby móc normalnie żyć, założyć rodzinę albo chociaż grać rock&rolla z resztą chłopaków, to znaczy ja bym śpiewał...- zaczął z miną filozofa.
- To śpiewaj. Pomyśl, że jesteście w Whiskey a Go Go i dajecie koncert. - zaśmiałam się, a Axl zaczął drzeć mordę jak opętany.
- Welcome to the jungle, we got fun n' games
We got everything you want, honey we know the names
We are the people that you find, whatever you may need
If you got the money, honey we got your disease. -
- Co tu się, kurwa, dzieje? - zapytał Slash, wchodząc na górę.
- Nic. Tylko daję koncert twojej dziewczynie, bo narzekała, że jej nie śpiewasz. - powiedział Rose z zacieszem na twarzy i wstał. - A teraz siedźcie sobie gołąbeczki na daszku, a ja pójdę popatrzeć na moją Katie. - dodał, ciągle się śmiejąc i wrócił do budynku.
- Czego się gapisz? - zapytałam, kiedy Slash od kilku minut mi się przyglądał.
- Jesteś cholernie ładna, wiesz? - zapytał, a ja prychnęłam i przyciągnęłam go obok siebie.
- Nie żałuję. - powiedziałam po chwili, patrząc na zachodzące słońce.
- Czego? - zapytał Saul.
- Tego, że tak teraz żyjemy. Nie ma monotonii, cały czas coś się dzieje, możemy strzelać do każdego, a do tego nic nam za to nie zrobią! - dokończyłam moją błyskotliwą myśl.
- Ale nie możemy się pieprzyć. - powiedział ze smutkiem, patrząc na mnie znacząco.
- Możemy...ale jeśli zajdę w ciążę i urodzę zombie to co wtedy zrobisz? - zapytałam, szturchając go w ramię.
- A jak znajdę jakieś gumki to dasz się namówić? - zapytał z nadzieją w oczach.
- Jeśli będą nieużywane to MOŻE tak. - dodałam, a Slash klasnął w ręce i otoczył mnie ramieniem.
- Czemu nigdy tak nie siedzieliśmy? - zapytał po chwili.
- Bo zwykle o tej porze zbieraliśmy się na Sunset albo już byliśmy na imprezie, albo graliście koncert, albo...kochaliśmy się gdzie popadnie. - odpowiedziałam zwięźle, wyliczając poszczególne czynności na palcach.

               W taki oto sposób spędziliśmy uroczy wieczór na dachu nie wiadomo czego, nie wiadomo gdzie. W końcu postanowiliśmy wracać. Kiedy zjawiliśmy się na piętrze, wszyscy już spali. Hudson również chciał namówić mnie na przytulne miejsce na podłodze, ale kazałam mu samemu zasnąć, a ja osobiście udałam się do Matta. Wpuścił mnie do środka. Na nosie miał okulary, a w rękach królika. Nie zdążyłam nawet o nic zapytać, bo włączył się alarm.
- Co się dzieje?! - krzyknęłam, aby przebić się przez falę hałasu.
- Ktoś wszedł do budynku! - odpowiedział i oboje wybiegliśmy z laboratorium. Wszyscy pozostali obudzili się. Załadowaliśmy broń i w ukryciu czekaliśmy jak na wyrok. Nagle naszym oczom ukazała się banda zombie. Zastrzeliliśmy ich znaczną część, jednak zombie wciąż przybywało.
- Potrzebujemy amunicji, nie damy rady ich wszystkich wykończyć! - krzyknął Duff i zaczął biec na górę. Jeden zombiak był wyjątkowo szybki, nie mogłam w niego trafić. Rzucił się na mnie i nie mogłam go od siebie odciągnąć, na szczęście pomógł mi Matt.
- Wszystko w porządku?! Nie pogryzł cię? - zapytał, ale znowu nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rzucił się na niego kolejny zombiak. Wywaliłam w niego cały magazynek, ale on i tak nie umarł. Matt został zagryziony.
- Chodźcie!- krzyknęła Letty i dała wszystkim znak, żebyśmy ukryli się w laboratorium. Tak też zrobiliśmy.


- Katrin? - zapytałam przerażonym głosem. Dziewczyna miała całą twarz we krwi. - Czy one...czy zostałaś ugryziona? - dokończyłam, a wszyscy skierowali oczy na załamaną dziewczynę.
- Michelle...proszę, nie zabijajcie mnie! - krzyknęła po chwili i wybuchła gorzkim płaczem. Steven chciał do niej podbiec, ale go powstrzymałam.
- Stój! Ona może cię zarazić, nie zbliżaj się do niej! - krzyknęłam, a Adler popatrzył na mnie zabójczym wzrokiem po czym spojrzał w zapłakane oczy dziewczyny.
- Przepraszam Katrin. - powiedziała Letty i wymierzyła prosto między oczy dziewczyny.
- Zaczekaj! Chyba jest na to antidotum! - krzyknął Slash i wtedy mnie olśniło. Szybko podałam rzekomy lek Katrin i czekaliśmy na ciąg dalszy zdarzeń... Steven postanowił, że jak tylko Katrin nie wyzdrowieje, to osobiście ją zastrzeli.

               Wirus T zmutował. Zombie teraz były nie do pokonania. Matt nie wynalazł jednak leku na zarazę. Substancja, którą wstrzyknęłam Katrin tylko przyspieszyła proces. Dziewczyna Adlera stawała się jednym z nich i nie było na to odwrotu. Kiedy było już fatalnie ze stanem zdrowotnym blondynki, Steven zaczął płakać. Katrin położyłam mu dłoń na ramieniu. Jej ruchy były powolne i ociężałe. Perkusista Guns N' Roses nie wytrzymał, zatopił się w ustach dziewczyny i całował ją dopóki nie zamieniła się w zombie. Próbowaliśmy jakoś powstrzymać Adlera przed samobójstwem, jednak na marne. Steven stał się zombie wraz ze swoją dziewczyną. Kiedy tylko udało nam się wyjść z budynku, Slash przywarł do moich ust i nawet nie myślał o tym, żeby się odkleić. Całował mnie namiętnie i długo. Językiem plądrował moje podniebienie. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Był świt, więc niebo miało jeden z moich ulubionych odcieni. To była chyba najwspanialsza chwila w moim życiu. Strzelaliśmy na oślep wokół siebie i nie patrzyliśmy na resztę. Nie wiem czy nie zabiłam wszystkich naszych przyjaciół, ale to się już nie liczyło. Liczyłam się tylko ja i Slash. Ciągle się całując, wskoczyłam Mulatowi na biodra. Po chwili oderwałam się od niego i zobaczyłam tłumy zombie biegnących w naszym kierunku. Część z nich zagryzała właśnie wszystkich pozostałych członków zespołu i naszych wspólnych przyjaciół. Zaczęłam się śmiać jak wariatka, zaraz potem dołączył do mnie Slash. Chwyciłam go za rękę i moje oczy ujrzały nienaruszony motocykl. Bez wahania pociągnęłam kudłacza w stronę sprzętu, a po chwili odpaliłam go. Zeszłam z motocykla i powiedziałam radośnie:
- Wieź mnie na koniec świata, kochanie. - po czym znowu zaczęłam całować go namiętnie. Mulat nie przerywając pocałunku, wsiadł na motocykl. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jednym z dwóch, ale to szczegół. Przestałam przejmować się śmiercią i całym gównianym życiem. Zrozumiałam, że ono i tak nie ma sensu. Niezależnie od tego czy masz pracę, dom, rodzinę, czy nie masz nic. Jesteś taki sam jak inni. Nie wiesz kiedy umrzesz, ale wiesz, że jeśli chcesz przeżyć nie wolno ci przejmować się innymi. Ruszyliśmy przed siebie wąską drogą, którą akurat odsłonił nam wiatr. Slash prowadził na wyczucie, ciągle mnie całując...

 
THE END

***

No więc jak to czujecie? Podoba się? Mam nadzieję i czekam na wasze opinie.

Jeszcze wspomnę, że zaczerpnęłam kilka pomysłów (jak pewnie niektórzy zauważyli) głównie z serii filmów "Resident Evil" oraz "28 dni później" i "Zombieland".

+ dzięki Lise-Lotte!!! ;*

Komentarze

  1. HAHAHAHHAHAHAHHAHAHA, O STARAA! :D
    HAHAHAHAHAH, Ty wiesz z kim rozmawiasz kurwa? Ja mam się przestraszyć związku Gunsi+Zombie? NO KURWA <3
    Resident Evil rlz kurwa (i M&Msy), do tego to wiesz, no ten, obrazki wymiatają.
    NO I GUNSI <3
    HAHAHAHAHHAHAHAHA, ja pierdolę, stara, nie pozbieram się po tym serio, nie wiem czemu mnie aż tak rozśmieszyło hahahaha kurwa no nie wiem, Zombie i Gunsi to za dużo, serio, hahahaha. Nawet jakbyś napisała marsz pogrzebowy o tym tytule to bym się skręcała ze śmiechu!
    W ogóle to zakończenie kojarzy mi się trochę z Nocnym przypływem Kinga, ale to tylko takie skojarzenie, luźne :))
    Zajebista jesteś :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dzięki dzięki dzięki :D Tak tylko ostrzegałam, żeby się ktoś czasem nie zawiódł czy cóś :D

      Usuń
  2. O KURWA, JA PIERDOLĘ! To jest tak zajebiste, że...nie mam słów. Steven był niesamowity. <333
    I Saul...cholera. Nieziemskie.
    I to pożegnanie Perry'ego. :D
    Oglądałaś Zombieland? :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem Steven wykazał się wyjątkową...uczuciowościaą? :D
      Tak oglądałam Zombieland! Właśnie z tego też czerpałam przecież pomysły! Zapomniałam dopisać 8D

      Usuń
    2. Uwielbiam tan film. :D
      Od razu o nim pomyślałam po przeczytaniu. xD

      Usuń
    3. Hahah no właśnie też bardzo lubię ten film! Obejrzałam go przed chwilą nawet ^.^

      Usuń
  3. No kurwa, wzruszyłam się do głębi. Moja nędzna egzystencja ma jednak sens! Ludzie mnie kochają xD No serio, to już dzisiaj drugie opowiadanie, które czytam napisane z myślą o mnie (no nie TYLKO, ale chociaż trochę). A poza tym, to cały początek zwijałam się ze śmiechu. Nie wiem czemu, ale najbardziej mnie rozjebał Zobmbie-Perry xD xD No w sumie, to powinnam chyba płakać, bo przecież umarł, ale kurde Slash, który mu przypierdolił gitarą rozbawił mnie jeszcze bardziej. A Slash czytający książkę, to już w ogóle był zajebiaszczy xD AXL ODDAŁBY M&MSY?!?!? No pojebało go chyba!
    Kocham to, wiesz?! I Ciebie, kurwa, kocham <3 (Boziu, jak słit O.o) To było genialne, choć przyznam, że jak zabiłaś Stevena, to miałam ochotę wypierdzielić laptopa za okno xD Ale się rozmyśliłam i w sumie to dobrze xD
    Ja pierdole... Hahahaah! Idę lepiej spać, bo zaraz chyba umrę xD
    Branoc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah nie sądziłam, że szczegół z M&Ms'ami tak przykuje waszą uwagę... no ale nevermind. Zombie-Perry tak jakoś powstał w mej głowie, bo tak jakoś sobie go wyobraziłam i nagle dodałam do tego "Zombie Apocalypse" i tadaaa!

      Tak słodko, że aż Cię nie poznaję :o no ale ja tez Cię w końcu kocham <3 8D hahaha

      Usuń
    2. O mój Boże! Nie poznajesz mnie? To się już posunęło tak daleko! O nie :C
      Słitaśność opanowała mój przemielony młynkiem do mięsa mózg ;C
      Nie kochaj mnie! Nie rób tego, póki jeszcze możesz uniknąć mojego losu!! xD
      A te M&Msy to nie był wcale szczegół! To jest BARDZO WAŻNY moment. On odmienił moje życie. Serio. Dzięki niemu doceniłam czym są dla mnie te małe orzeszki w kolorowych skorupkach... D;

      Usuń
  4. Nie to żeby w ogóle coś, ale napisałam komentarz i go tu nie ma. xD
    Whatever.
    Zaaaaaajeeeeebisteeeeee!
    Pożegnanie Saula z Perrym i ta postawa Stevena <333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do komentarzy to mam ustawione żeby moderować za każdym razem i dopiero teraz weszłam na bloga :D

      Ale wszystko w porządku, spokojnie. No i ten jakby się komenty później pojawiały niż je napiszesz to i tak się pojawią, bo muszę je przeczytać aby odpowiedzieć bo inaczej to bym się pogubiła w tym wszystkim huehue :D

      Usuń
    2. O! Natchnęłaś mnie tym do napisania Gunsowego "Porotu do przyszłości".
      Pół nocy pisałam, :D

      Usuń
    3. Ooo no to się cieszę, a kiedy to dzieło się ukaże? xDDDDD

      Usuń
    4. Za jakieś 3-4 rozdziały, kiedy pojawią się wszyscy bohatrowie. :d

      Usuń
  5. Ja ciesz... pierdziele. Dobre to, oby więcej takich pomysłów ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Bezcenna mina mojej siostry, która weszła do pokoju ujrzawszy banana na mym krzywym ryju.
    - Co ty robisz?!
    - Czytam sobie takie jedno opowiadanie jak Gunsi walczą z apokalipsą zombie. XD
    Ej, ale tak wgl to tutaj przedstawiłaś zombie jako zóe, a one przecież są miłe i przyjazne xD (ja jestem przykładem)
    Hahahahaha "Nie chcę zapomnieć literek" haha, dojebałaś xD

    OdpowiedzUsuń
  7. O mamo. *,* Zajebiste. *,*
    Chyba więcej dodawać nic nie muszę. XD

    Nowy rozdział u mnie. :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Się przez Ciebie posikałam ze śmiechu, jak przeczytałam, że Hudson zabił Perrego(czy jak to się tam pisze) GITARĄ. No po prostu leżałam pod stołkiem i kwiczałam. Totalnie rozdupzcyłaś system. Ja po prostu kocham to opowiadanie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah no dobra dobra już tak nie chwal mnie słonko bo popadnę w samozachwyt :D

      Usuń
  9. Nowy rozdział napisany mam. :>

    OdpowiedzUsuń
  10. TEAM SLASH! Zabijanie zombie gitarą, haha! Biedny Joe :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak biedny Joe...ale był zombie, więc Slash jest usprawiedliwiony :D

      Usuń
  11. Ej, dobra, stwierdzam, że zajebiście piszez. Narazie przeczytałam tylko ten rozdział, bo skoro nic do opowiadania nie wnosi to sobie poczytałam no i był zajebisty. Trochę właśnie Zombieland przypomina xD
    No, nic. Wieczorem zacznę czytać od pierwszego rozdziału i jutro skończę, w końcu noc jest długa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah no racja, ja tak samo spędziłam poprzednie 3 noce :D (Oglądanie seriali i czytanie blogów *.*)

      Usuń
  12. TO
    JEST
    DOSKONAŁE!
    Pomijając fakt że czytałam szybciej niż leciał soundtrack bo nie mogłam przestać :)
    Od dzisiaj zawsze będę miała przy sobie M&Ms'y.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki