Rozdział 48. Evermore.

            Cały dom był przewrócony do góry nogami. Na początku myślałam, że to tylko przewidzenia związane z alkoholem, jednak kiedy kilka razy zamrugałam oczami to wszystko okazało się prawdą. Nie czekając na resztę, pospiesznym krokiem weszłam do środka.

-Michelle! Zaczekaj!- krzyknął Slash i pobiegł za mną. Nie zwracałam na niego uwagi. W salonie wszystkie książki były porozrzucane na podłodze. Dywan był wywinięty w drugą stronę, ława przewrócona na bok, z kanapy ktoś wyciągnął wszystkie poduszki, obrazy były pozrzucane. Wszystko wyglądało tak jakby co najmniej przeszło tu silne tornado. Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Reszta również weszła do środka, ale nie odzywali się słowem, przerażenie na ich twarzach aż wzbudziło we mnie zdziwienie. Izzy zadzwonił na policję, a ja w tym czasie pobiegłam do sypialni. Slash popędził zaraz za mną. Kiedy byłam w pokoju, widok był podobny do tego na dole. Wszystko było porozrzucane, a w moich oczach zebrały się łzy.

-Michelle? Co się dzieje?- zapytał Saul, patrząc na moja minę. Nie odpowiedziałam. Przesunęłam szafkę nocną i moim oczom ukazał się otwarty sejf. Trzymałam w nim broń i odznakę. -Co to jest?- krzyknął, kiedy tylko zobaczył skrytkę.

-To jest sejf, pojebie. Jak myślisz co tutaj trzymałam?! Broń, odznakę i wszystkie dokumenty!- krzyczałam na niego, a Hudson otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Załamałam twarz w dłoniach i po chwili otrzeźwiałam. Złapałam za telefon i wybrałam numer do Thompsona. Kazał mi przyjechać jutro do biura. Uspokoiłam się trochę.

-Kurwa mać, Michelle, wytłumaczysz mi o co chodzi? Nie wierzę, że tylko przez durną odznakę i broń tak się przejmujesz.- powiedział wkurwionym tonem Slash i złapał mnie za ramiona. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale kiedy zorientowałam się, że to nic nie da postanowiłam mu wszystko wytłumaczyć. - Co tam było? - dodał po chwili.

-Saulie, bo ja...- zaczęłam, ale nie potrafiłam dalej mówić. Chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z domu. Chyba wszyscy gapili się na nas jak na idiotów, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Zatrzymaliśmy się przecznicę dalej.

-No więc?- zaczął zniecierpliwiony, a ja głośno wypuściłam powietrze z płuc. Popatrzyłam mu w oczy i zaczęłam mówić.

-Saul, wiesz, że byłam z Duffem, prawda?- pokiwał twierdząco głową, nie tracąc kontaktu wzrokowego.  -Ale wtedy ja byłam z nim...w ciąży.- dokończyłam niepewnie i zobaczyłam jak robi się czerwony ze złości.

-Co kurwa?! Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Ja pierdole, przez tyle czasu mnie okłamywałaś?!- zaczął krzyczeć, a ludzie zaczęli patrzeć na nas z odrazą. Chwyciłam go za ramię i wprowadziłam do bocznej uliczki, tak aby uniknąć przypadkowych fanów, czy fotoreporterów.

-Możesz się chociaż raz zamknąć?!- krzyknęłam w końcu i popchnęłam go lekko na ścianę. Popatrzył na mnie z wściekłością, ale zatrzymał się w miejscu. - Wiem, źle zrobiłam, powinnam była ci powiedzieć, ale nie umiałam, bo...ja straciłam to dziecko. Duff nic nie wie. I lepiej dla wszystkich jeśli się nie dowie.- powiedziałam jednym tchem i głęboko odetchnęłam.

-Dobra kurwa! O tym porozmawiamy później, a teraz mi wytłumacz czemu wpadłaś w taką histerię jak tylko zobaczyłaś ten otwarty sejf...- mruknął spokojniej i popatrzył mi w oczy.

-Bo tam były...tam były zdjęcia USG i jedno było podpisane..."Będzie miał imię po ojcu - Michael". Miałam dać je Duffowi, ale pomyślałam, że lepiej będzie jeśli się nigdy nie dowie. Slash wiesz co będzie jeśli jakieś brukowce dostaną te zdjęcia?- zapytałam patrząc na przerażoną i wkurwioną minę Slasha.

-Kurwa mać! Czego jeszcze mi nie powiedziałaś? Może Izzy to twój ojciec, a ja jestem twoim bratem?! Jesteś taka jak wszystkie: zakłamana i wredna!- krzyczał, a mnie w oczach zebrały się łzy. Nie wiedziałam czemu tak mówił, przecież kilka godzin temu oświadczył mi się i wszystko było w porządku. Jeszcze chwilę patrzył na mnie aż nagle poczerwieniał jeszcze bardziej i zamachnął się ręką. Chwyciłam ją mocno i wywinęłam w drugą stronę tak, że jęknął z bólu. Chciał mnie uderzyć?! Nagle puściłam go, przetwarzając jego zamiary w głowie i pobiegłam przed siebie.

-Michelle! Zaczekaj! To nie tak miało być! Kurwa...- krzyczał i biegł za mną. Staranowałam kilka osób na ulicy, prawie zostałam potrącona przez samochód. Slash biegł za mną, ale nie mógł mnie dogonić, bo ciągle ktoś lub coś go hamowało. Było całkowicie ciemno. Spojrzałam na zegarek na jednym ze sklepów, wskazywał 2:47. Po dłuższej chwili dobiegłam do domu. W momencie kiedy Hudson był przed budynkiem, a ja wchodziłam do środka, przyjechała policja. Nie czekając na nich, weszłam do domu.

-Co jest?- zapytał Duff i popatrzył na moje zapłakane oczy.

-Nic. Będę na górze.- powiedziałam szybko i wbiegłam do sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się do łazienki. Odkręciłam kran z lodowatą wodą i zaczęłam przemywać sobie twarz. Było tak ciemno, że nawet nie widziałam dokładnie swojego odbicia w lustrze. Nagle usłyszałam nachalne walenie w drzwi.

-Policja! Proszę otworzyć! - darł się jakiś koleś, złapałam za ręcznik i szybko wytarłam skórę. Pobiegłam do drzwi i wpuściłam dwóch policjantów do środka.

-Pani pojedzie z nami. Musimy zabezpieczyć ślady i spisać zeznania. Proszę za mną.- powiedział niższy brunet i przepuścił mnie w drzwiach. 

-Państwa też zapraszam. Musimy spisać zeznania na komisariacie.- dodał drugi, kiedy byliśmy na dole. Wszyscy leniwie ruszyli w stronę drzwi. Na szczęście alkohol zdążył choć w połowie wywietrzeć z naszych organizmów, więc byliśmy prawie trzeźwi. Zapakowaliśmy się do samochodu. Nie było mi na rękę jechać razem ze Slashem, ale nie było innego wyjścia. Siedzieliśmy na dwóch różnych końcach samochodu. Nawet nie myślałam o tym, żeby na niego spojrzeć. 

-A wy co...kryzys przedmałżeński?- zapytał Adler, patrząc na nas podejrzliwie.

-Możesz zamknąć mordę Steven?- zapytałam podniesionym tonem, a wszyscy jak na zawołanie zamilkli. W ciszy dojechaliśmy do budynku. Czułam się jak jakiś więzień, kiedy prowadziło mnie dwóch policjantów do sali przesłuchań. Było tak jak na filmach. Ciemne pomieszczenie z ciemnymi ścianami i dająca mało światła lampka zwisająca z szarego sufitu, która mrugała co jakiś czas. Kiedy do pokoju wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze, serce podeszło mi do gardła.

-No więc pani...Sanchez -zaczął, spoglądając w moje akta, aby przeczytać nazwisko. - Gdzie pani była od godziny 21:00 do 02:00 w nocy z 2. na 3. lipca?- zapytał podejrzliwie i rzucił papiery na stół tak, że aż podskoczyłam.

-Byłam z przyjaciółmi w Whiskey a Go Go. Piliśmy, rozmawialiśmy i to wszystko.- powiedziałam poważnym tonem, odtwarzając w pamięci kolejne wydarzenia.

-Czy ma pani na to jakiś świadków?- zapytał podejrzliwie, siadając naprzeciwko mnie.

-Tak jakieś 30 osób. - powiedziałam i oparłam łokcie na stoliku. Koleś popatrzył na mnie tak, jakby doszukiwał się igły w stogu siana, a ja zrobiłam minę typu I co teraz powiesz cwaniaczku?

-Zostanie pani zatrzymana razem ze swoimi znajomymi do wyjaśnienia sprawy.- powiedział i wstał z miejsca kierując się pośpiesznie do drzwi.

-Co?! Jakiego wyjaśnienia?! Okradli mnie, zabrali odznakę i wszystkie dokumenty, a wy mnie jeszcze aresztujecie?!- podniosłam ton, a koleś wzruszył niewinnie ramionami.

-Nie ja ustalam prawo.- dodał spokojnie i wyszedł. Po chwili przyszło dwóch policjantów i zakuli mnie w kajdanki.

-Ej! Co to ma być?!- szarpałam się, kiedy zaczęli prowadzić mnie przez wąski korytarz.

-Laluniu masz ładną buźkę, może chcesz spędzić miło czas?!- krzyczeli jacyś kolesie, kiedy szłam pomiędzy celami. W końcu zatrzymaliśmy się przed jedną z nich. Na twardym, cienkim materacu siedział przystojny gitarzysta z burzą czarnych loków na głowie, którego w tej chwili nie miałam ochoty widzieć na oczy. 

-Muszę siedzieć z nim razem?- zapytałam zniechęconym tonem policjanta, kiedy rozkuwał mi kajdanki.

-Powiedział, że jest pani jego narzeczoną, a poza tym nie mamy więcej wolnych pomieszczeń.- dodał po chwili i otworzył celę. Ruchem głowy kazał mi wejść do środka, niechętnie przekroczyłam próg i znalazłam się za żelaznymi kratami. Slash podniósł głowę i odgarnął włosy z oczu. Popatrzył na mnie przepraszająco, a ja szybko odwróciłam wzrok i podeszłam do mojego łóżka, po czym usiadłam na nim delikatnie. Czułam się strasznie i jeszcze Hudson się na mnie gapił. Nie wiem czemu, ale czułam wyrzuty sumienia. Niby nic nie zrobił, ale jeśli bym się nie obroniła to...nieważne. Nie mogę o tym po prostu myśleć. 

-Michelle...?- zaczął niepewnie.

-Czego?- burknęłam, nie podnosząc nawet na niego wzroku z czubków swoich trampek.

-Ja nie chciałem cię...no wiesz...- zaczął się jąkać i podszedł bliżej mojego łóżka, kucając obok.

-Jeszcze jedno słowo, a to ja cię pobiję.- wysyczałam wkurwionym tonem przez zęby, a Hudson westchnął ciężko i usiadł obok mnie. Warknęłam, kiedy chciał mnie dotknąć, ale Saul tylko zaśmiał się pod nosem. 

-Kocham cię, wiesz? Możesz mnie nawet zabić, ale tego nie przezwyciężę.- powiedział po chwili, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

-I nawzajem panie Hudson.- dodałam milszym tonem i popatrzyłam mu w końcu w oczy.

-Teraz ty też będziesz panią Hudson...- powiedział wesoło i nagle wpił się w moje usta. Językiem rozchylił wargi i delikatnie przesuwał nim wzdłuż mojego podniebienia. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęliśmy się namiętnie całować. Usłyszeliśmy jakieś krzyki z celi naprzeciwko.

-No dawaj, przeleć ją!- krzyczał jakiś łysy, wytatuowany koleś. W tym samym momencie pokazaliśmy mu fucka i po chwili o kraty uderzyła pałka policyjna.

-Przestańcie natychmiast!- krzyknął strażnik, a my odkleiliśmy się od siebie i zaczęliśmy się śmiać.

-Hudson, noc poślubna jeszcze przed wami!- usłyszeliśmy krzyk Axla przerywany napadami śmiechu.

-Przecież przed chwilą się do siebie nie odzywaliście!- krzyknął Steven obrażonym tonem...

            Kilka godzin spędziliśmy w celi. Wszyscy ciągle gadali, tak samo jak i my. Przez całą noc nie zmrużyliśmy oka. Kiedy około 6:00 udało mi się zasnąć, obudził mnie dźwięk otwieranych krat.

-Michelle, zbieraj się. Tylko szybko. Wmówiłem im, że cię potrzebujemy.- powiedział Mike, popędzając mnie ruchem ręki.

 -Ale co się dzieje...a oni?!- uniosłam ton i wskazałam na Slasha. Mike zawahał się, ale w końcu skinął twierdząco głową, co oznaczało, że mam go zabierać ze sobą. Tak też się stało. Wyszliśmy z celi, nie patrząc za siebie. Reszta Gunsów cały czas była w pudle, ale teraz się tym nie przejmowaliśmy. Pojechaliśmy razem z Mike'm do biura FBI. Przechowaliśmy się w jego gabinecie, nagle zadzwonił mój telefon.

Komentarze

  1. A TO [ CENZURA ] [ CENZURA ] !!
    Ja [ cenzura ] .. dobrze, że się obroniła, bo miałaby piękną pamiątkę po narzeczonym..
    I Ci z komisariatu to jacyś porąbani. oo Tak bez żadnych dowodów na to, że to oni zrobili łubudubu na chacie wsadzili ich do pudła. oo Za dużo pączków, maj dir. XDD
    Żeby ich wypuścili... Oby...

    OdpowiedzUsuń
  2. kuuurdee, musze się uczyć, a nie mogę oderwać się od tego bloga... jeszcze jeden rozdział... jeszcze jeden.. ostatni.. i tak przeczytałam już z 10. czas mija, w wiedzy jak nie było tak nie ma. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu kończysz rozdział, tak, że trzeba czytać dalej XD

    Ostro się tu porobiło! Już myślałam, że teraz to wszystko będzie ładnie pięknie, a tu takie cyrki się odwalają!!!!
    Nie dość, że ktoś się do naszych Gunsów włamał, to jeszcze Slash i Chelle kilka godzin po zaręczynach omal się nie pobili! I jeszcze ta akcja z policją! Jakim prawem oni w ogóle ich aresztowali?! Przecież to Gunsi są tu poszkodowani!

    I kto się do nich włamał? I jeszcze broń i odznakę Chelle zabrał! No i zdjęcie usg! Tak btw to myślałam przez chwilę, że ona w tym sejfie trzyma jakiś płód w słoiku albo coś XD wybacz, pojebana jestem XDDD

    Nie no, ale to, że Slash chciał Michelle uderzyć to było już przegięcie! A ona znowu mu wybaczyła. Ona to jest serio za dobra! O wiele za dobra.

    Całe szczęście, że na koniec zjawił się Mike i uwilnił Chelle, bo coś czuję, że Slasha wypuścił tylko dlatego, że jest jego fanem XD W sumie gdybym pracowała w FBI też bym wypuszczała z więzienia swoich idoli XD

    Dobra, zasuwam dalej :D

    Pozdrowionka :*

    Lady Stardust <3<3<3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki