Rozdział 52. I want to hold your hand.

              Następnego dnia obudziłam się w domu we własnym łóżku, byłam ubrana w te same ciuchy co wczoraj, a to oznacza, że ktoś mnie tu przetransportował. Ten niejaki ktoś okazał się moim przyjacielem leżącym tuż obok, na szczęście w ubraniu, a mówili na niego Grimesey.
-Co do cholery?!- krzyknęłam przez co brunet spadł z łóżka, trzymając się za głowę.
-O Michelle! Wyjaśnię to, spokojnie, no więc poszliśmy w piątkę do Roxy, kiedy weszliśmy, na scenie tańczyły jakieś panienki, a jedną z nich byłaś ty. Jak tylko nas zobaczyłaś, to rzuciłaś mi się w objęcia, mówiąc coś w stylu "słonko zabierz mnie do domku", no więc się zlitowaliśmy i zamiast pić w barze, piliśmy z wami, ale spokojnie pilnowaliśmy was tak dobrze, żeby twój Slash i cała reszta się nie wkurzyli. Około trzeciej zaczynałyście tracić kontakt ze światem i musieliśmy was po kolei wnosić po schodach do sypialni. No ale że ja też byłem troszkę pijany, a ty nie chciałaś mnie wypuścić to zostałem.- powiedział jednym tchem z szerokim uśmiechem, a ja patrząc na niego coraz bardziej się rozchmurzałam. - No to może tak w długu wdzięczności przytulisz się do mnie? - zapytał, robiąc słodkie oczka. Komu jak komu, ale przytulenia Grimeseyowi się nie odmawia. Rozłożyłam szeroko ramiona i już po chwili byłam przygnieciona 80-kilogramowym ciężarem. - Aaah tak to ja bym się częściej budzić mógł...- rozmarzył się po chwili milczenia.
-Dobra, dobra wszystko fajnie, ale...o kurwa! Za kilka godzin będę mężatką!- krzyknęłam radośnie i zerwałam się z łóżka. Poczułam jak moje serce bije coraz szybciej, a w brzuchu pojawiają się motylki.  -Grimesey...mówiłeś, że druga część oddziału była w Whiskey tak? A więc...gdzie są i oni i Gunsi?- zapytałam po chwili tonem jakby coś mnie właśnie olśniło...

Slash
              O kurwa moja głowa, o kurwa moja...czemu nic nie pamiętam? Wieczór kawalerski razy 5 daje o sobie we znaki.
- Ma ktoś wodę? - usłyszałem rozpaczliwy jęk Axla dochodzący zza kanapy.
- Masz. - usłyszałem niski męski głos, to był nie kto inny jak John.
- O kurwa moja...żona! Stary za chwilę ją poślubię! - krzyknąłem z uśmiechem na twarzy i podbiegłem do Johna stojącego na środku pokoju. Wydałem z siebie jeszcze dziki okrzyk i omal nie dostałem butelką w łeb.
- Nie drzyj ryja. - tym razem to był Izzy. Machnąłem na nich ręką i dopiero w tedy zorientowałem się, że jesteśmy w jakimś hotelu.
- A my skąd się tu wzięliśmy? - moje pytanie wyprzedził całkiem trzeźwy Duff.
- To może ja wam przypomnę, otóż razem z chłopakami postanowiliśmy się zabawić w klubie, no i wchodzimy patrzymy na scenę, a tam naga tancerka wypina dupę w waszą stronę, Steven rzucał jej 100$ co 10 sekund, a ona już prawie się za niego zabrała, więc aby zapobiec katastrofie zrezygnowaliśmy z dziwek i zabraliśmy was tutaj, ale że nie chcieliście grzecznie spać, to musieliśmy tu zostać i pić razem z wami. - skwitował zgrabnie a ja uściskałem go, podnosząc do góry
- Kocham cię, stary. - dodałem, a John zaczął się śmiać. Kiedy odstawiłem go na ziemię, zadzwonił telefon. Byłem najbliżej, więc odebrałem.
- Slash? - usłyszałem wesoły głos Michelle.
- Tak skarbie? - krzyknąłem równie wesoło i usłyszałem szereg przekleństw ze strony Izzy'ego.
- Gdzie jesteście? - zapytała tym samym wesołym tonem.
- W hotelu, są tu też twoi znajomi, a wy? - zapytałem.
- My w domu z moimi kolegami z oddziału. - odpowiedziała naśladując mój ton, zaśmiałem się i wyszedłem z telefonem z pokoju, zostawiając wszystkich w środku.
- Michelle…? Wiesz, że za kilka godzin będziesz moją żoną?- zapytałem tak jakbym miał zaraz sikać ze szczęścia.
- Tak, wiem o tym, ale jak zaraz cię nie zobaczę to umrę z samotności…- powiedziała a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Zaraz tam będę.- powiedziałem i rozłączyłem się. Szybko założyłem trampki i t-shirt, a następnie wybiegłem z pokoju, zostawiając za sobą tylko głośny trzask drzwi i przekleństwa Adlera skierowane w moją stronę. Biegłem co sił w nogach, wesoło podskakując i uśmiechając się do siebie jak jakiś kretyn. Potrącałem ludzi na chodniku i po raz pierwszy w życiu ich za to przepraszałem. Ten dzień naprawdę zapowiadał się jako niezwykły.

Michelle
              Gdy tylko Slash się rozłączył, rzuciłam słuchawkę na telefon i pobiegłam na górę. W mgnieniu oka przebrałam się w koszulkę z Led Zeppelin, czarne rurki i trampki. Zbiegłam po schodach, o mały włos nie zrzucając z nich Grimeseya. Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, bo wybiegłam z domu, zostawiając otwarte drzwi. Biegłam tak szybko, jakbym zaraz miała wygrać światowe mistrzostwa w bieganiu sprintem. Kierowałam się najkrótszą trasą, prowadzącą do hotelu. Po 10 minutach bezustannego biegu, zauważyłam kudłaty łeb unoszący się w górę i w dół. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały ruszyliśmy w swoim kierunku z jeszcze większą prędkością. Slash był cięższy więc powalił mnie na ziemię, całując tak zażarcie, że prawie nie czułam moich ust. Po krótkiej chwili zdyszani wstaliśmy z chodnika. Slash objął mnie ręką, a ja mocno się do niego przytuliłam. W takiej pozycji przeszliśmy jakiś kilometr. Po chwili postanowiliśmy wziąć taksówkę. Dojechaliśmy do domu i szczęśliwi jak nigdy wyskoczyliśmy z auta.
- No wreszcie jesteście!- krzyknęła stojąca w progu drzwi Letty obejmowana przez Izzy’ego.
- Chodźcie, musimy jechać do kościoła bo księżulo się uparł, że nie da ślubu jeśli nas wcześniej nie pozna... - powiedział zrezygnowany Stradlin. Popatrzyliśmy na siebie i jednocześnie wzruszyliśmy ramionami. Po kilku minutach przyjechały dwie taksówki, wpakowaliśmy się do nich stosunkowo szybko i pojechaliśmy do kościoła. W ciągu kilkunastu minut dojechaliśmy na miejsce. Kościół ten był inny niż wszystkie. Wykonany z jakiegoś białego materiału z zewnątrz wydawał się mały, ale kiedy tylko przekroczyliśmy jego próg nasze oczy ujrzały rzeźby i freski w stylu renesansowym. Wszystko było przyozdobione złotą lub srebrną farbą. W środku panował półmrok i było dość chłodno. Okna były wypełnione witrażami, a za ołtarzem głównym światło wpadało w taki sposób, że oślepiało każdego kto popatrzył w tamtą stronę. Na ścianach i na ołtarzu były zapalone świece, mnóstwo świec. To miejsce wydawało się magiczne, miało idealny nastrój. Wszędzie unosił się zapach lilii i białych róż. Axl i Kate mięli świetny pomysł z tym przyozdabianiem. Kiedy przeszliśmy przez środek kościoła na którym leżał długi czerwony dywan wyszedł do nas ksiądz. Wyglądał na bardzo miłego człowieka, miał czarne krótkie włosy i był chyba po 60-tce. Oczywiście był ubrany w czarną sutannę, a na szyi zawieszony miał krzyżyk.
-Niech będzie pochwalony- powiedział Stradlin a wszyscy popatrzeli na niego jak na kretyna, jednak chwilę później mu zawtórowali.
-Witajcie drogie dzieci. Pragniecie zawrzeć w dniu dzisiejszym związki małżeńskie, czy tak?- zapytał mierząc każdego z nas wzrokiem. Pokiwaliśmy twierdząco głowami i w tedy ksiądz zatrzymał się na naszej dwójce. Trzymaliśmy się za ręce a on uśmiechnął się promiennie.
-Jak mniemam każdy z was ma bierzmowanie i zdaje sobie sprawę z powagi tego sakramentu?-  ups, wiedziałam, że o czymś zapomnieliśmy. Kiedy powinniśmy iść na bierzmowanie jeszcze w Kansas, wybraliśmy pójście na piwo, a mianowicie ja, Slash i Steven. Popatrzeliśmy na siebie porozumiewawczo
-Slash? Chyba mi nie powiesz, że nie masz bierzmowania!- uniósł głos Axl.
-Proszę o spokój! To jest świątynia, a nie koncert!- wysyczał przez zęby ksiądz.
-Przepraszam.- dodał Rose i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się robiąc słodkie oczka.
-Michelle...ty też? - powiedział po chwili ze zrezygnowaniem w głosie.
-Ja też nie mam bierzmowania...- przyznał ze skruchą Steven i wbił wzrok w czubki swoich białych adidasów.
-Ależ to żaden problem proszę państwa! Wystarczy, że przystąpicie do sakramentu pokuty, a następnie udzielę wam bierzmowania.- na te słowa od razu się rozchmurzyliśmy. Popatrzyłam na Rose’a przepraszająco i poszłam za księdzem, oczywiście tak samo jak cała reszta.
-Kto pierwszy na ochotnika?- zapytał wesoło księżulo wchodząc do konfesjonału.
-Ja proszę księdza!- zgłosił się odważny Adler i uklęknął przy konfesjonale. Zaczęłam się strasznie denerwować, nie wiedziałam co mam zrobić z dłońmi. Slash miał chyba to samo, bo złapał mnie po chwili za rękę i popatrzył mi w oczy.
-Michelle…a co ja mam mu powiedzieć?- zapytał szeptem, a ja myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem.
-Wszystko, że byłeś niegrzecznym chłopcem, że uprawiałeś seks z zabezpieczeniem...- zaczęłam a Mulat wytrzeszczył oczy.
-Mam mu opowiedzieć, jak się z tobą pieprzyłem?!- krzyknął na cały kościół i wtedy wszyscy ucichli. Duff trząsł się ze śmiechu i był cały czerwony, Letty mocno ścisnęła swoje wargi, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem, a Megan chichrała pod nosem. Ksiądz powrócił do spowiadania Stevena, a Axl zmierzył nas niedowierzającym wzrokiem. Po chwili szczęśliwy Adler oddalił się od konfesjonału, wstałam z miejsca i chciałam iść do tej spowiedzi, jednak na ten sam pomysł wpadł Slash. Machnął ze zrezygnowaniem ręką i przepuścił mnie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zaczęłam wymieniać wszystkie swoje grzechy, od ćpania, przez picie, aż do seksu. Księżulo podszedł do sprawy profesjonalnie i z grobową miną wysłuchiwał mojego monologu. Po chwili „odpuścił mi wszystkie grzechy na mocy Ojca Wszechmogącego”. Szczęśliwa odeszłam od drewnianego konfesjonału i w tedy z miejsca zerwał się Slash, dumnie idąc i kiwając przy tym głową podszedł do konfesjonału. Klęczał tam z pół godziny, aż w końcu ksiądz pozwolił mu odejść. Kilkanaście minut później wszyscy byli już po spowiedzi. Ksiądz dał nam bierzmowanie, mięliśmy wybrać sobie imiona, więc ja wybrałam Letty, Slash wybrał William, a Steven - Michael. Kiedy w końcu mogliśmy wracać do domu i zacząć przygotowania do ślubu, zatrzymał nas ksiądz
-A i jeszcze jedno! Macie oczywiście wyznaczonych świadków do ślubu, prawda?- zapytał z nadzieją w głosie, kolejna rzecz, która wyleciała nam z głowy.
-Tak, mamy świadków.- powiedział pośpiesznie Axl, a my popatrzeliśmy na niego pytająco. -Chodźcie. - dodał i skierował się do wyjścia. Milcząc wyszliśmy z kościoła.
-Ej Axl co ty pierdolisz z tymi świadkami?- zapytał Slash podchodząc do przyjaciela
-My z Kate bierzemy Johna i jego towarzyszkę, dobrze kochanie?- zapytał obejmując swoją wybrankę.
-No tak tak, świetny pomysł.- powiedziała z uśmiechem i cmoknęła Rose’a w policzek.
-Michelle...to może my weźmiemy tego Grimesiego, co?- zapytał Saul przytulając się do mnie z przodu. Po chwili głos zabrał Duff.
-Dobra ludzie, teraz jedziemy do tych takich co się zajmą naszym wyglądem, tak więc do zobaczenia na ślubie.- powiedział McKagan i przelotnie pocałował Megan w czoło, blondynka uśmiechnęła się i popatrzyła na swojego przyszłego męża wsiadającego do taksówki...

Komentarze

  1. Zajebiście, ja się już nie mogę doczekać tego ślubu, a co dopiero oni ♥ Rozdział oczywiście jak zawsze wypierdzisty i oczywicha czekam na następny rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cieszę się niezmiernie :D A nowy już jutro xD

      Usuń
  2. No nieeee xD chwile mnie na kompie nie ma a tu juz nowy rozdział! ;D Piękny piękny! spowiedź i biwrzmowanie oczywiście najlepsze xD najgorsze: chochrająca sie Megan xD nieee... Juz w sumie sie so niej przyzwyczailam xD Oh, Izzy okazał uczucia publicznie! Toż to koniec swiata!! xD no to tera czekamy na ślub... (a juz myślałam ze do taksówki wsiadzie Megan i wiesz... ŁUP... ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha o Ty zboczuchu! no no ładnie...a o mnie mówili erotomanka... :D

      Usuń
    2. xD Hahahahahaha xD chyba jednak nią jesteś kochana xD Chodziło mi bardziej o to, żeby Megan wsiadła do tej taksówki ZAMIAST Duffa xD A "ŁUP" miało oznaczać np zderzenie z tirem xD Ale nie powiem, Twoja interpretacja też mogłaby być całkiem niezła ;D. :P Masz zamiar opisywać wszystkie noce poślubne? xD (Boziu, co to za pytanie? xD) <3

      Usuń
    3. O kuźwa...no dobra to my mamy inny tok myślenia D:
      Ale dobra, już się ogarniam, a raczej moją interpretację :D
      Nie wszystkie... xD Tylko Michelle i Slasha i to jeszcze tak chyba...nie zbyt dokładnie, o!

      Usuń
  3. No, no, no, no, nooo. :D
    Widzę, że wena dopisuje. :D Daj trochęęę, bo za Chiny dzisiaj nie napiszę tego rozdziałuu. :<
    btw. myślałam, że tutaj jakieś niewiadomo co będzie z tym wieczorem panieńskim jak wkroczyli ci z oddziału, a tutaj - tam są drzwi, idziemy. XDD Chociaż z drugiej strony - byłoby kiepsko jakby one coś tam odwaliły z nimi, więc dobrze jest. XDD
    A teraz się uczepie narzeczonej Duffa [ wszyscy do niej coś mają, ale ja nie mogę się pohamować. XDD ] - wg mnie Megan to imię dla konia. XD Nie wiem skąd takie przemyślenie, ale sobie porównaj konia i imię Megan. No normalnie ideał! O! Jako prezent ślubny niech wszyscy kupią McKaganom konia imieniem Megan i będzie git. XDD Taki prezent to jo. Też taki bym chciała. :C * chlip *
    Krótko - zajebiście jak zawsze. :D
    Czekam na następny. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano musi się trochę uspokoić życie Gunsów, nie? :D
      Hahahahaha! Megan-koń Duffa! Jebłam po tym jak to przeczytałam!
      No to ten, na urodziny dostaniesz ode mnie konia :D ^.^

      Usuń
    2. *,*
      No to, żebyś już przed Sylwestrem miała go, bo później sklepy pozamykane i będzie lipa. XD
      A adres to później dam. XD

      Usuń
  4. Dziewczyno, ale ty masz tempo z tymi rozdziałami :o Aż mi głupio xD
    E, myślałam że ksiądz im zrobi jakąś aferę, kościół w drzazgi rozsypie, a tu dupa. On coś knuje, jestem pewna! Nikt nie jest na tyle opanowany żeby przetrwać spowiedź Gunsów, nie ma szans xD
    Jak zwykle zarąbisty :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, miałam zrzucić bombę atomową na ten kościół!?

      Dobra dobra, podramatyzuję w przyszłych rozdziałach, ale nie w najbliższych xD

      Usuń
  5. Ej, dobra, dzisiejszy komentarz będzie krótki, gdyż mój mózg już nie pracuje :D
    Więc, było fajnie, ale... Wiesz, myślałam, że coś się stanie na tym wieczorze kawalerskim lub panieńskim. A tu nic. Nikt się z nikim nie kłócił, nikt nie umarł, wszyscy są w świetnej formie. I wszyscy rozgrzesznie dostali, jakiś cud, Bóg się zmiłował. Nie wiem co by jeszcze napisać, dobrze było. No i na ślub czekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa tam, już nie dramatyzuję tak, bo mnie chcieli zabić za tymczasowe uśmiercenie Slasha, więc nie chcę już podpaść :D

      Usuń
  6. Nowa notka ;)

    A Twój do podusi <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Drobna informacja u mnie. Zapraszam. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ADIDASY?!? Nie no, tym mnie po prostu zniszczyłaś...
    Rozdział fajny, coraz więcej miłości.. słodko, że aż rzygam ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny kościółkowy rozdział XD chciałam napisać, że idealny na niedzielę, ale dziś poniedziałek XD za dużo wolnego miałam i mi się dni pieprzą XD

    A co do rozdziału, to był dość lekki i przyjemny i jestem pewna, że następny to już musi przerodzić się w katastrofę XD ktoś zgubi obrączki, albo umrze na weselu XD

    Gunsi w kościele byli rozwalający XD przeuroczy jak prawie zawsze XD uwielbiam ich całym sercem serio :*

    Lecę do kolejnego rozdziału <3

    Pozdrowionka :***

    Lady Stardust :***

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki