Rozdział 74. I'm a fuckin' daddy.
Michelle
-Też tak chcę.- powiedział Duff, nie odrywając od nas wzroku.-Naprawdę?- zapytała Lizzy szczerząc się przesłodko, a kiedy Duff pokiwał twierdząco głową kontynuowała. -Więc dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Jestem w ciąży Duff...- powiedziała z iskierkami w oczach, a Duff uśmiechnął się szeroko i zemdlał. Wszyscy popatrzeliśmy na siebie, a potem na McKagana.
-Nic mu nie będzie.- skwitował Slash -No i gratuluję!- dodał przytulając Lise, popatrzyłam na nich z udawaną zazdrością i już po chwili sama przytulałam ucieszoną Lizz. Slash przykucnął przy Duffie i zaczął go cucić, na początku lekko klepiąc po policzkach. Kiedy zorientował się, że to nic nie daje uśmiechnął się cwaniacko i patrząc na nas mocno przyłożył mu w twarz otwartą dłonią. Blondyn od razu się obudził i nie zwracając uwagi na ból, poderwał się z ziemi.
-Na prawdę jesteś w ciąży?!- krzyknął uradowany, a kiedy Lise pokiwała twierdząco głową uniósł ją wysoko do góry i mocno pocałował w usta. Zaśmialiśmy się i wtedy tę uroczą chwilę przerwał, kolejny w tym dniu i z pewnością nie ostatni, dźwięk domofonu. Slash posłał mi uroczy uśmiech i razem poszliśmy otworzyć. Do domu wparował Axl, Izzy i Letty przemarznięci na kość. Widać, że Stradlin jest cholernie szczęśliwy, a Letty i jego dzieci są dla niego najważniejsze.
-Axl... a gdzie podziałeś Kate?- zapytałam, witając się z rudzielcem.
-Zaraz po nią pojadę. Kazała mi natychmiast przekazać żebyś uważała w kuchni, bo jesteś w 9. miesiącu, a czytała, że...no nie karz mi tego powtarzać...- powiedział, robiąc słodkie oczka, a ja uśmiechnęłam się miło i przywitałam Letty. Potem Izzy'ego, który właściwie nie chodził, a skakał ze szczęścia.
-Saulie napal w kominku, a dziewczyny za mną.- powiedziałam z uśmiechem i skierowałam się do kuchni. Axl i Izzy układali prezenty w korytarzu, a Duff i Slash przygotowywali się do napalenia w kominku. Letty zabrała się za zarządzanie w kuchni. Lizzy i ja wykonywałyśmy jej polecenia, jednak McKaganowa uparła się, że ja mogę tylko patrzeć, bo jeszcze coś strącę tym brzuchem. Z niemałym oburzeniem, oparłam się o blat i wpatrywałam się w sprawną pracę brunetki.
-Skoro nic nie możesz gotować to chodź mi pomóc rozpakować bombki.- powiedział Axl i złapał mnie lekko za nadgarstek. Szybko otworzyliśmy wszystkie pudełka i założyliśmy haczyki. Duff, Izzy i Slash poszli jeszcze do ogrodu dokończyć dekoracje domu. Co chwilę chodzili w tę i z powrotem, na górę, na dół. Rose pojechał w końcu po swoją żonę, a kiedy tylko chłopcy wrócili z dworu do drzwi ktoś zapukał. Tak. Co dziwne, nie zadzwonił, a zapukał. Slash i Duff stanęli w drzwiach, więc niewiele widziałam. Mogłam tylko ujrzeć osobnika w czerwonym stroju i Mikołajkowej czapce.
-Hoł hoł hoł! Witajcie drogie dzieci, a kto był grzeczny w tym roku?- po włosach rozpoznałam, że to Steven, Na plecach miał wielki czerwony wór, a za rękę trzymał swoją roześmianą Katrin w takiej samej czapce. W odpowiedzi na jego pytanie ja, Letty i Lise podniosłyśmy ręce do góry.
-Tak tak wmawiaj sobie...mam ci przypomnieć co robiłaś przed ślubem?- zapytał Slash i wszyscy się zaśmialiśmy. Następnie chłopcy napalili w kominku i zabrali się za ubieranie choinki. Praca szła im bardzo szybko, ale w piątkę to chyba normalne. Duff ogłosił swoje przyszłe ojcostwo reszcie, co wywołało wielką radość u wszystkich zebranych. W końcu choinka była prawie gotowa. Zostało nam tylko umieścić gwiazdkę na samym czubku choinki.
-Weź ją porządnie popraw, bo nam spierdoli zaraz!-
krzyknął Axl, a Slash posłusznie wszedł z powrotem na drabinę i docisnął złotą
gwiazdę mocniej na czubek. Kiedy tylko zszedł na ziemię, wszyscy zaczęli
klaskać. Chłopcy teatralnie się ukłonili i dołączyli do swoich żon.
-A teraz część specjalna, chodźcie kurwa wszyscy na dwór.-
zakomunikował Saul i pociągnął mnie za rękę w stronę szklanych drzwi. Szczerzył
się jak jakiś idiota i co chwilę śmiał się pod nosem. Patrzyłam na niego
zdezorientowana, aż w końcu puścił moją dłoń i zniknął gdzieś w ciemnościach.
-Gotowi?- zapytał z oddali.
-Taaak!- krzyknęliśmy chórem. Wraz z tymi słowami na dworze
zapanowała światłość. Moje oczy prawie wypadły z orbit. Patrzyłam na tysiące
migoczących światełek. Cały dom był pięknie oświetlony. Przy oknach były pomarańczowe
lampki, na poręczy tarasu migoczące na cztery różne kolory. Na dachu stały
sanie Mikołaja z samym świętym w środku. Nad wyjściem widniał wielki napis Merry Christmas zrobiony ze srebrnych i złotych lampek. Po chwili ktoś pociągnął
mnie za rękę do tyłu. Obróciłam się i zobaczyłam Saula, położył palec na ustach
dając mi znak, żebym była cicho i zaprowadził w głąb ogrodu. Weszliśmy do
jakiegoś mini tunelu, było całkowicie ciemno i dość zimno.
-A teraz pomyśl jedno życzenie i zamknij oczy, a powinno się spełnić.- powiedział całkiem
poważnym tonem, a ja popatrzyłam na niego zaskoczona, jednak wykonałam
polecenie. W momencie kiedy otworzyłam oczy zaświeciło się mnóstwo lampek wokół
mnie. Stałam w dość długim korytarzyku z migoczących diod. Po chwili obróciłam
się do tyłu i zobaczyłam w oddali Saula. Stał na końcu w czapce Mikołaja. Moje
oczy się zaszkliły, a po policzku poleciała jedna maleńka łza szczęścia.
-Chciałam gwiazdkę, a dostałam całe niebo…- wyszeptałam,
pociągając nosem i wtedy Saul stanął naprzeciwko mnie.
-Kocham cię. - wyszeptał i wpił się w moje usta. Całowaliśmy
się namiętnie przez dłuższą chwilę.
-Jak ja ich kurwa podziwiam…ten na głowie staje żeby tylko ją uszczęśliwić, a ta nawet bez tego mu da…- usłyszeliśmy głos Axla w oddali i
wtedy wszyscy się zaśmiali. Oderwałam się od Slasha i popatrzyłam mu prosto w
oczy.
-Będziemy najlepszymi rodzicami pod słońcem.- wyszeptałam i
wtedy popłynęła jeszcze jedna łza. Saul natychmiast mnie przytulił. Było mi tak
jakoś dobrze…ciepło i bezpiecznie. Mogłoby tak być już zawsze.
-Fajnie sobie to wymyślili…- powiedział Izzy i już po chwili
przeszli z Letty obok nas, trzymając się za ręce. Jeszcze chwilę spędziliśmy na dworze,
w końcu postanowiliśmy wrócić do domu. Szczelnie zamknęliśmy drzwi i szybko podeszliśmy do kominka ustawiając się w łuk. Wszyscy wyciągnęli dłonie do przodu i rozkoszowali się ciepłem, oddawanym przez ogień. Po chwili ustawiliśmy prezenty pod choinką, a ja poczułam jak mały kopie. Stałam na środku pokoju z przymkniętymi powiekami i trzymałam dłonie na brzuchu. Slash to zauważył i natychmiast znalazł się przy mnie, przytulił swój policzek do czerwonego sweterka z białymi reniferami na rękawkach i również przymknął powieki.
-Mogę dotknąć?- usłyszałam głos Stevena zaraz obok mnie.
-Jasne!- powiedziałam wesoło i nakierowałam jego dłoń na pulsujące miejsce.
-Katrin...nie chciałabyś mieć ze mną dzieci?- zapytał, nie odrywając wzroku od mojego gigantycznego brzucha. Blondynka podeszła bliżej nas i uczyniła to samo co Steven. Po chwili odsunęli się na bok, a mały się uspokoił. Widziałam jak Adler delikatnie całuje swoją żonę w usta. Oparli się o swoje czoła i wpatrywali w swoje oczy. Popatrzyłam na Slasha i usiadłam tuż obok niego, na kanapie.
-Już jest!- krzyknął Steven z oddali.
-Co jest?- zapytał Duff i podbiegł do okna potykając się o dywan.
-Pierwsza gwiazdka!- krzyknął podjarany Steven i wskazał palcem na niebo.
-No to można zaczynać!- zakomunikowała Kate i wniosła mały koszyczek z opłatkiem. Każdy dostał jeden wielki płat i zaczęliśmy składać sobie życzenia.
-Żeby ci cycki urosły...znaczy nie żebyś miała małe...tylko...no wiesz o co mi chodzi...- słyszałam pojedyncze zdania, chyba Axla i ciche chichoty. Na końcu został mi Slash. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
-Maleńka...ja tak właściwie to nie wiem czego mam ci życzyć...zdrowia, szczęścia, dzieci, seksu ze mną, prezentów pod choinką i wszystkiego co najlepsze.- powiedział wesoło i ułamał kawałek opłatka, a ja wpiłam się w jego usta i kontynuowałam
-A tobie, mój drogi mężu, życzę miłości, zdrowia, gitar, kariery niczym Hendrix, tyle że z happy endem i...- nie zdążyłam dokończyć, bo Slash już namiętnie mnie całował. Po życzeniach i łamaniu się opłatkiem skierowaliśmy się do stołu.
-Stójcie!- krzyknął Slash i popatrzył na Duff'a i Lise, stojących tuż pod jemiołą. Mulat ruchem dłoni wskazał na górę, a wszyscy zaczęli się cicho śmiać. McKaganowie połączyli się w długim pocałunku i w końcu dołączyli do nas siadając przy stole obok siebie. Podawaliśmy sobie talerze z grzybami, kluskami z makiem, rybami i całą resztą świątecznych dań. Kiedy zjadłam pierwsze danie poczułam jakieś zimno na dole.
-Wody!- krzyknęłam na całe gardło
-Co...? Dajcie jej wody!- krzyknął Slash i chwycił mnie za ramię.
-Nie to idioto! Odeszły! Wody mi odeszły!- krzyknęłam i poczułam strasznie silny ból w okolicach podbrzusza.
-Trzeba ją natychmiast zawieźć do szpitala!- krzyknęła Kate i kazała Axlowi iść po kurtkę Michelle.
-Michy...co ja mam robić?- zapytałem drżącym głosem i nerwowo złapałem Michelle za ramiona.
-Zamknij się i pomóż mi wstać!- krzyknęła marszcząc czoło w grymasie bólu. Posłusznie jej pomogłem i chwyciłem pod rękę. Po chwili podbiegł Steven i złapał Michy z drugiej strony. Szybko wyprowadziliśmy ją z domu i usadowiliśmy w aucie na tylnym siedzeniu. Michelle zaczynała mieć już chyba skurcze, bo co jakiś czas wydawała z siebie stłumiony krzyk. Prowadził Izzy, swoją drogą nie wiedziałem, że taki z niego kierowca, spowodował chyba z 6 kolizji, ale my wyszliśmy bez szwanku. Pokonywał jedno skrzyżowanie za drugim mówiąc co chwilę:
-Błagam, tylko nie zabrudź tapicerki!-
-Spierdalaj, ja tu rodzę!- odpowiadała Michelle i kurczowo ściskała moją dłoń. Myślałem, że mi kości połamie, skąd u niej aż tyle siły? Po kilku minutach byliśmy przed szpitalem. Cała reszta jechała wolniej, zatrzymywała się na światłach i przestrzegała wszystkich zasad ruchu drogowego. Stradlin gwałtownie otworzył drzwi i pomógł mi wydostać brunetkę na zewnątrz. Nie wiadomo skąd wzięły się dwie pielęgniarki, jedna z nich usadowiła Michelle na wózku i całą zgrają popędziliśmy na...Oddział Ginekologiczno-Położniczy. Biegliśmy do końca korytarza, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed wielkimi białymi drzwiami. Czekało już tam dwóch lekarzy, niestety lekarzy. Szybko przenieśli Michelle na łóżko i kazali mi wyjść! Na początku stawiałem opory, ale przekonali mnie, że za dwie minuty wrócę tam razem z nimi, tylko muszę założyć jakiś jebany fartuch. Dobra, poddałem się. W mgnieniu oka dostałem zielony kitel i maseczkę na usta, a może na oczy...? Nie. Oni to mięli na ustach. Kiedy wróciliśmy na salę Michelle była już przebrana w białą, szpitalną koszulę. Na palcu miała jakiś dziwny spinacz, ale to miało chyba coś wspólnego z biciem serca. Lustrowałem wzrokiem całe łóżko i stałem jak wkopany w podłogę. Co chwilę mijała mnie masa ludzi. Kiedy zobaczyłem jak jakiś koleś rozchyla nogi mojej żony nie wytrzymałem! No kurwa tak nie może być. Podbiegłem do niego i odepchnąłem go pod ścianę.
-Chcę żeby kobieta się tym zajęła! Natychmiast! Nie będzie jakiś idiota patrzył...no właśnie tam!- krzyknąłem i wskazałem na łóżko. Lekarz pokręcił głową z niedowierzaniem i opuścił salę wraz z kolegą. Po chwili do sali weszła blondynka w średnim wieku. No i już niech tak zostanie. Podszedłem do łóżka i zanim zdążyłem coś powiedzieć, Michelle mocno mnie do siebie przyciągnęła i popatrzyła głęboko w oczy.
-Jeśli coś pójdzie nie tak...zaopiekuj się Jimim.- powiedziała całkowicie poważnym tonem, a ja nie potrafiłem nic powiedzieć. Skinąłem tylko głową na potwierdzenie mojej obietnicy i mocno chwyciłem ją za rękę.
-Mogę dotknąć?- usłyszałam głos Stevena zaraz obok mnie.
-Jasne!- powiedziałam wesoło i nakierowałam jego dłoń na pulsujące miejsce.
-Katrin...nie chciałabyś mieć ze mną dzieci?- zapytał, nie odrywając wzroku od mojego gigantycznego brzucha. Blondynka podeszła bliżej nas i uczyniła to samo co Steven. Po chwili odsunęli się na bok, a mały się uspokoił. Widziałam jak Adler delikatnie całuje swoją żonę w usta. Oparli się o swoje czoła i wpatrywali w swoje oczy. Popatrzyłam na Slasha i usiadłam tuż obok niego, na kanapie.
-Już jest!- krzyknął Steven z oddali.
-Co jest?- zapytał Duff i podbiegł do okna potykając się o dywan.
-Pierwsza gwiazdka!- krzyknął podjarany Steven i wskazał palcem na niebo.
-No to można zaczynać!- zakomunikowała Kate i wniosła mały koszyczek z opłatkiem. Każdy dostał jeden wielki płat i zaczęliśmy składać sobie życzenia.
-Żeby ci cycki urosły...znaczy nie żebyś miała małe...tylko...no wiesz o co mi chodzi...- słyszałam pojedyncze zdania, chyba Axla i ciche chichoty. Na końcu został mi Slash. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
-Maleńka...ja tak właściwie to nie wiem czego mam ci życzyć...zdrowia, szczęścia, dzieci, seksu ze mną, prezentów pod choinką i wszystkiego co najlepsze.- powiedział wesoło i ułamał kawałek opłatka, a ja wpiłam się w jego usta i kontynuowałam
-A tobie, mój drogi mężu, życzę miłości, zdrowia, gitar, kariery niczym Hendrix, tyle że z happy endem i...- nie zdążyłam dokończyć, bo Slash już namiętnie mnie całował. Po życzeniach i łamaniu się opłatkiem skierowaliśmy się do stołu.
-Stójcie!- krzyknął Slash i popatrzył na Duff'a i Lise, stojących tuż pod jemiołą. Mulat ruchem dłoni wskazał na górę, a wszyscy zaczęli się cicho śmiać. McKaganowie połączyli się w długim pocałunku i w końcu dołączyli do nas siadając przy stole obok siebie. Podawaliśmy sobie talerze z grzybami, kluskami z makiem, rybami i całą resztą świątecznych dań. Kiedy zjadłam pierwsze danie poczułam jakieś zimno na dole.
-Wody!- krzyknęłam na całe gardło
-Co...? Dajcie jej wody!- krzyknął Slash i chwycił mnie za ramię.
-Nie to idioto! Odeszły! Wody mi odeszły!- krzyknęłam i poczułam strasznie silny ból w okolicach podbrzusza.
Slash
CO KURWA?! To już?! Ja pierdole, co ja mam robić?! Szybko poderwałem się z miejsca, a miny wszystkich pozostałych były wręcz grobowe.-Trzeba ją natychmiast zawieźć do szpitala!- krzyknęła Kate i kazała Axlowi iść po kurtkę Michelle.
-Michy...co ja mam robić?- zapytałem drżącym głosem i nerwowo złapałem Michelle za ramiona.
-Zamknij się i pomóż mi wstać!- krzyknęła marszcząc czoło w grymasie bólu. Posłusznie jej pomogłem i chwyciłem pod rękę. Po chwili podbiegł Steven i złapał Michy z drugiej strony. Szybko wyprowadziliśmy ją z domu i usadowiliśmy w aucie na tylnym siedzeniu. Michelle zaczynała mieć już chyba skurcze, bo co jakiś czas wydawała z siebie stłumiony krzyk. Prowadził Izzy, swoją drogą nie wiedziałem, że taki z niego kierowca, spowodował chyba z 6 kolizji, ale my wyszliśmy bez szwanku. Pokonywał jedno skrzyżowanie za drugim mówiąc co chwilę:
-Błagam, tylko nie zabrudź tapicerki!-
-Spierdalaj, ja tu rodzę!- odpowiadała Michelle i kurczowo ściskała moją dłoń. Myślałem, że mi kości połamie, skąd u niej aż tyle siły? Po kilku minutach byliśmy przed szpitalem. Cała reszta jechała wolniej, zatrzymywała się na światłach i przestrzegała wszystkich zasad ruchu drogowego. Stradlin gwałtownie otworzył drzwi i pomógł mi wydostać brunetkę na zewnątrz. Nie wiadomo skąd wzięły się dwie pielęgniarki, jedna z nich usadowiła Michelle na wózku i całą zgrają popędziliśmy na...Oddział Ginekologiczno-Położniczy. Biegliśmy do końca korytarza, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed wielkimi białymi drzwiami. Czekało już tam dwóch lekarzy, niestety lekarzy. Szybko przenieśli Michelle na łóżko i kazali mi wyjść! Na początku stawiałem opory, ale przekonali mnie, że za dwie minuty wrócę tam razem z nimi, tylko muszę założyć jakiś jebany fartuch. Dobra, poddałem się. W mgnieniu oka dostałem zielony kitel i maseczkę na usta, a może na oczy...? Nie. Oni to mięli na ustach. Kiedy wróciliśmy na salę Michelle była już przebrana w białą, szpitalną koszulę. Na palcu miała jakiś dziwny spinacz, ale to miało chyba coś wspólnego z biciem serca. Lustrowałem wzrokiem całe łóżko i stałem jak wkopany w podłogę. Co chwilę mijała mnie masa ludzi. Kiedy zobaczyłem jak jakiś koleś rozchyla nogi mojej żony nie wytrzymałem! No kurwa tak nie może być. Podbiegłem do niego i odepchnąłem go pod ścianę.
-Chcę żeby kobieta się tym zajęła! Natychmiast! Nie będzie jakiś idiota patrzył...no właśnie tam!- krzyknąłem i wskazałem na łóżko. Lekarz pokręcił głową z niedowierzaniem i opuścił salę wraz z kolegą. Po chwili do sali weszła blondynka w średnim wieku. No i już niech tak zostanie. Podszedłem do łóżka i zanim zdążyłem coś powiedzieć, Michelle mocno mnie do siebie przyciągnęła i popatrzyła głęboko w oczy.
-Jeśli coś pójdzie nie tak...zaopiekuj się Jimim.- powiedziała całkowicie poważnym tonem, a ja nie potrafiłem nic powiedzieć. Skinąłem tylko głową na potwierdzenie mojej obietnicy i mocno chwyciłem ją za rękę.
-Wszystko idzie dobrze.- usłyszeliśmy głos lekarki, która przerwała nasze wpatrywanie się w oczy.
-Nie, nie idzie. Chcę żeby to coś ze mnie wyszło, a zostaje!- odparła Michelle, a raczej krzyknęła w bólu
-Może chciałaby pani wziąć jednak pod uwagę środki przeciwbólowe?- zapytała kobieta obok
-Hej, czemu nie, Michelle?- zapytałem trzęsąc się ze strachu
-Nie! Urodzę to dziecko normalnie, a nie na jakiś prochach!- krzyknęła stanowczo i zaraz głośno jęknęła podczas skurczu. -Kurwa! Slash zabiję cię jak tylko urodzę, przysięgam!- krzyknęła na cały szpital, a po jej twarzy spłynęło kilka kropel potu. Chciałem wytrzeć jej czoło, ale Michelle nagle mocno złapała mnie za nadgarstek, praktycznie go wykręcając i krzyknęła gardłowo, mocno zaciskając powieki.
-Jasne słonko, zrobisz co zechcesz, tylko proszę przyj!- krzyknąłem pocieszającym tonem i zbliżyłem się do jej twarzy.
-Proszę przeć!- krzyknęła lekarka, a Michelle posłusznie nabrała mnóstwo powietrza do płuc i zaczęła rodzić...
Po dwóch godzinach ciężkiej pracy lekarka wypowiedziała te magiczne słowa
-Widać główkę! Teraz proszę przeć jak najmocniej pani może.- zakomunikowała, a ja na pierwsze zdanie wyszczerzyłem się jak Steven. Michelle zaczęła przeć i łapczywie zaciągać się powietrzem, widziałem, że cierpi z powodu ogromnego bólu, ale za chuja nie wiedziałem jak jej pomóc. Kiedy znowu ścisnęła moją dłoń syknąłem z bólu, a lekarka, położna i pielęgniarki zaśmiały się cicho.
-Dobra już wystarczy! Jeszcze jakieś cztery razy i po wszystkim.- powiedziała kobieta odbierająca poród, a ja odetchnąłem z ulgą. Chyba jednak na daremno, Michelle zaczęła jeszcze szybciej oddychać i krzyczeć jakby ją ze skóry obdzierali. -Uwaga! Już prawie!- krzyknęła lekarka i już po kilku sekundach usłyszałem donośny krzyk...dziecka...mojego dziecka! Michelle puściła moją rękę i uspokajając oddech, opadła zmęczona na łóżko.
-Chce pan przeciąć pępowinę?- zapytała kobieta tuż za mną. Powoli się odwróciłem i nagle zachciało mi się rzygać. Nie uczyniłem tego jednak.
-Jasne.- powiedziałem odważnym tonem, a lekarka wręczyła mi do dłoni nożyce i wskazała na różowo-czerwony przewód. Zamknąłem oczy i przeciąłem pępowinę. Oddałem nożyce tej samej kobiecie i nagle poczułem na swoich rękach coś ciepłego, krzyczącego i trochę mokrego. Odwróciłem się w stronę łóżka Michelle i popatrzyłem na nią z przerażeniem. Brunetka uśmiechnęła się słabo i ruchem głowy kazała mi odsłonić materiał. Powolnym ruchem odsłoniłem biały skrawek tkaniny i ujrzałem różowe, płaczące dziecko. Sam nie wiem kiedy, po moim policzku popłynęła jedna łza i skapnęła prosto na biały rożek. Usłyszałem z boku coś w stylu "Awww!" tylko razy 6 i wtedy pewniejszym krokiem podszedłem do łóżka. Pociągnąłem nosem i ostrożnie podałem małe zawiniątko Michelle. Odgarnąłem jej włosy, z lekko wilgotnej twarzy i spojrzałem w jej zaszklone oczy. Szeroko się uśmiechnąłem i objąłem ją ramieniem, wpatrując się w naszego maleńkiego synka...
-Nie, nie idzie. Chcę żeby to coś ze mnie wyszło, a zostaje!- odparła Michelle, a raczej krzyknęła w bólu
-Może chciałaby pani wziąć jednak pod uwagę środki przeciwbólowe?- zapytała kobieta obok
-Hej, czemu nie, Michelle?- zapytałem trzęsąc się ze strachu
-Nie! Urodzę to dziecko normalnie, a nie na jakiś prochach!- krzyknęła stanowczo i zaraz głośno jęknęła podczas skurczu. -Kurwa! Slash zabiję cię jak tylko urodzę, przysięgam!- krzyknęła na cały szpital, a po jej twarzy spłynęło kilka kropel potu. Chciałem wytrzeć jej czoło, ale Michelle nagle mocno złapała mnie za nadgarstek, praktycznie go wykręcając i krzyknęła gardłowo, mocno zaciskając powieki.
-Jasne słonko, zrobisz co zechcesz, tylko proszę przyj!- krzyknąłem pocieszającym tonem i zbliżyłem się do jej twarzy.
-Proszę przeć!- krzyknęła lekarka, a Michelle posłusznie nabrała mnóstwo powietrza do płuc i zaczęła rodzić...
Po dwóch godzinach ciężkiej pracy lekarka wypowiedziała te magiczne słowa
-Widać główkę! Teraz proszę przeć jak najmocniej pani może.- zakomunikowała, a ja na pierwsze zdanie wyszczerzyłem się jak Steven. Michelle zaczęła przeć i łapczywie zaciągać się powietrzem, widziałem, że cierpi z powodu ogromnego bólu, ale za chuja nie wiedziałem jak jej pomóc. Kiedy znowu ścisnęła moją dłoń syknąłem z bólu, a lekarka, położna i pielęgniarki zaśmiały się cicho.
-Dobra już wystarczy! Jeszcze jakieś cztery razy i po wszystkim.- powiedziała kobieta odbierająca poród, a ja odetchnąłem z ulgą. Chyba jednak na daremno, Michelle zaczęła jeszcze szybciej oddychać i krzyczeć jakby ją ze skóry obdzierali. -Uwaga! Już prawie!- krzyknęła lekarka i już po kilku sekundach usłyszałem donośny krzyk...dziecka...mojego dziecka! Michelle puściła moją rękę i uspokajając oddech, opadła zmęczona na łóżko.
-Chce pan przeciąć pępowinę?- zapytała kobieta tuż za mną. Powoli się odwróciłem i nagle zachciało mi się rzygać. Nie uczyniłem tego jednak.
-Jasne.- powiedziałem odważnym tonem, a lekarka wręczyła mi do dłoni nożyce i wskazała na różowo-czerwony przewód. Zamknąłem oczy i przeciąłem pępowinę. Oddałem nożyce tej samej kobiecie i nagle poczułem na swoich rękach coś ciepłego, krzyczącego i trochę mokrego. Odwróciłem się w stronę łóżka Michelle i popatrzyłem na nią z przerażeniem. Brunetka uśmiechnęła się słabo i ruchem głowy kazała mi odsłonić materiał. Powolnym ruchem odsłoniłem biały skrawek tkaniny i ujrzałem różowe, płaczące dziecko. Sam nie wiem kiedy, po moim policzku popłynęła jedna łza i skapnęła prosto na biały rożek. Usłyszałem z boku coś w stylu "Awww!" tylko razy 6 i wtedy pewniejszym krokiem podszedłem do łóżka. Pociągnąłem nosem i ostrożnie podałem małe zawiniątko Michelle. Odgarnąłem jej włosy, z lekko wilgotnej twarzy i spojrzałem w jej zaszklone oczy. Szeroko się uśmiechnąłem i objąłem ją ramieniem, wpatrując się w naszego maleńkiego synka...
JUTRO PRZECZYTAM :D ALE WIEM, ŻE BĘDZIE FAJNIE <3
OdpowiedzUsuńKOMENTARZ ZARAZ DAM, A PÓKI CO ZAPRASZAM DO MNIE...NARESZCIE.
UsuńOk, przeczytałam, o JEZU. Popłakałam się ze wzruszenie no! Ten poród i w ogóle święta! Przepraszam, ze dopiero teraz komentuję. Steven i jego pytanie o dzieci *.* Ajajaj, pięknie ci to wyszło. Cała ta akcja z pępowiną i w ogóle...super jednym słowem. Wiedziałam, że będzie fajnie i wiedziałam, że już niedługo będziemy mieć małego Jimmiego <#
Usuń*u*
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział, który czytałam z wieeeeeelkim wyszczerzem na mordzie. XD
OdpowiedzUsuńŚwięta u Gunsów są takie magiczne. *______*
Mają swój urok. Jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny. *_*
Te zdjęcia dodają jeszcze takiej magii. *___*
Kurde, chcę już święta! XD
Brawa dla mnie i Żyrafy (tj. Duffa) również potrafimy wywalić się o dywan. Kiedyś potknęłam się nie wiem nawet o co. Szłam i bum na chodnik. Dobra, ja tu gadu, gadu, ale tu jest zarąbisty rozdział do ogarnięcia. XD
Jak ja Ci dziękuję za to, że teraz go dodałaś. Umilenie w odrabianiu lekcji z matmy. *__________*
Kocham domyślność Slasha. < 3333 Tak, Saulie, truskawkowej. XDDD
Życzenia Slasha i Michelle. Awwwwww. *______*
Kurdee, też chcę takie coś, tzn. taki tunel i te lampki. *___________________*
Slashu jako ojciec. *_____* Omnomnomn. Genialne. *_________*
Trolololo, u mnie nowy. c:
UsuńNowy u mnie. c:
UsuńOoooo! <333 Ale mnie wystraszyłaś z tym "Jeśli coś pójdzie nie tak...zaopiekuj się Jimmim" Człowieku, lekki zawał, ale jest ok. To znaczy, jeśli Michelle się coś stanie, to ja w godzinę zdobędę czarny pas karate i znajdę cię na końcu świata. Nie tam, żebym ci groziła ;)
OdpowiedzUsuńPodpis: (Nie)Zboczona
OBOŻE URODZIŁAAAAAAAAAAAAAAAA!
OdpowiedzUsuńEj, Duff miał się wyjebać na lodzie, czy coś XD
LIZZY W CIĄŻY, AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! <3 <3 <3 Małe Duffiątka, awwwwwwwwwww :3
I oczywiście Gunsowe święta! <3
no, najważniejsze...
URODZIŁA, OMG! <3 <3 <3
a co do mojego bloga, nie przejmuj się, poczytasz jak będziesz miała czas :3
Jak pięknie *___*
OdpowiedzUsuńAww. :3
No to państwo Hudsonowie dostali najpiękniejszy prezent pod choinkę, jaki można sobie wymarzyć. Slash z maleństwem na rękach... Awww
OdpowiedzUsuńKochana Michy dała radę, to najważniejsze. Teraz znając życie pojawi się między nimi kryzys. Wiadomo wstawanie w nocy, koniec imprez, przewijanie, brak czasu, ale ja wiem, że sobie poradzą ;)
Kocham cię Michelle i życzę udanego tygodnia :)
Awww....to był najpiękniejszy i najlepszy rozdział jaki mogłaś napisać ♥♥♥ *o*
OdpowiedzUsuńHahaha wkurwiona Michelle przy porodzie.......hahahahaa...rozjebałaś system ♥
Rozdział taki wzruszający, a zwłaszcza końcówka "naszego maleńkiego synka" jak to pięknie brzmi *____________*
Hahah Steven Mikołajem.....hahahah...chciałabym to zobaczyć *.*
To było naprawdę genialne i czekam na następny rozdział, bo mnie tu już roznosi :P
(Magda)
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww! *-* W tym rozdziale było tyle zajebistych momentów, że kurdę wypiszę w punktach!:
OdpowiedzUsuń1.Duff będzię ojcem! *-*
2.Duff potykający się o dywan <3( ja się kiedyś potknęłam o pięć groszy, naprawdę o.0)
3.Steven w przebraniu Mikołaja *----*
4.Życzenia Slasha i Michelle <3
5.Dekoracje domu!
6.Gunsi ubierający choinkę!
7.Mądry Slash :D Rozwalił mnnie tą wodą i bulwersem na lekarza ;D
8.Wściekła Michelle! hehe :D
9.Izzy martwiący się o tapicerkę XD
10.Zbiorowe "Awww" pielęgniarek :P
11. Mały Jimmy *-* <3
Jeju! Taki zajebisty rozdział, że brak mi słów! No kocham to poprostu! Ej! My na polskim możemy sobie wybrać jedną dowolną lekturę... Ciekawe co by powiedziała moja nauczycielka gdybym wybrała Twojego bloga? Hehe XD
Omg! Dziękuję i uprzejmie rzygam tęczą na ten komentarz *_*
UsuńA co do lektury to wiesz...ja nie mam nic przeciwko :D
Obydwa rozdziały są po prostu świetne a przygotowania do gwiazdki u Gunsów i Wigilia były wręcz super. Tak się spodziewałem, że Slash nie będzie wiedział co robić jak zacznie się poród. Dobrze, że Izzy jest na tyle rozgarnięty, że wiedział co trzeba robić. Fajnie, że mają synka. Jestem ciekaw jak się to dalej potoczy. Trzymaj tak dalej i będę czekać na kolejny rozdział tyle ile będzie trzeba.
OdpowiedzUsuńNADROBIŁAM! HA!
OdpowiedzUsuńRoztapiam się. Genialne. I słodkie. I takie... Takie... AAWWW...
Nie wiem co dalej napisać ;___; Zbyt dobre *____*
+ u mnie nowy
Uuuhuhu <3 dziękuję kochana!
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAALLELUJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAALLELUJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. I co to za straszenie ludzi, że coś może pójść nie tak przy porodzie? Czekaj, ja Cię spotkam.. XD I kurna się zrzygałam tęczą : " Chciałam gwiazdkę, a dostałam całe niebo… " . Bardziej się wzruszyłam niż oglądając Obławę. A nie.. jednak nie.. Ale i tak kurna świetne to. * * Albo ta fotografia drzewka. * * Awwww. * * I Jimmi jeeeeesst~. * * Jest z nami Michy, jest z nami Jimmi, nie ma z nami Slasha. Gdzie jest kurde Slash? XD Albo jakoś tak. ._____. I Steven jako Mikołaj. * * Słodkooo. * *
OdpowiedzUsuń*______* Dzięki!
UsuńOjojoj <3 znów słodko i uroczo. No cóż, z tym porodem to sie Ci szczerze przyznam, że mnie nie zaskoczyłaś. ALe to i tak było cudownie napisane :D Cieszę się szczęściem Duffa, wgl make love all the time. Czekam z niecierpliwością na kolejny :P XOXO M.
OdpowiedzUsuńU mnie takie tam informacjo-nie-wiem-co :) Proszę, zajrzyj w wolnej chwili ;D
OdpowiedzUsuń+WIEM, JESTEM DO DUPY! D; Ale ja ogarnę!
wierzę wierzę...spokojnie, pomalutku, nigdzie nam się nie spieszy :D
UsuńOJEZU, OMFG! OMG! OMFG! RZYGAM TĘCZĄ NORMALNIE! AAAAAAA! WIESZ ŻE NIE KOMENTUJE WSZYSTKICH BO NIE DAJE RADY ALE TERAZ WESZŁAM I KURWA POWIEDZIAŁAM SOBIE 'MUSZĘ TO SKOMENTOWAĆ, NO MUSZĘ ŻEBY MIAŁA PO PRZECZYTANIU KOMENTARZY WENĘ NA PISANIE DALSZYCH WYPOCIN XD' :*
OdpowiedzUsuńNORMALNIE, TEN ROZDZIAŁ JEST MAGICZNY NO! GWIAZDKA! TO JEST ŚWIETNE PO PROSTU! <3 KOCHAM CIĘ DZIEWCZYNO O.o <3 XD
O JAPIERDOLE, KURWA (PRZEPRASZAM, ALE TO JEST ŚWIETNE XD) MÓJ STEVEN JAKO MIKOŁAJ! O ZBORZE! JARAM SIĘ KURWA JAK KOŚCIOŁY W NORWEGII! :3 I PORÓD! OBORZSZE! SYNEK JEST, SYNEK, KURWA MAMY SYNKA! OŁ JE! I PO PROSTU NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU! KURWA, KOCHAM TO, JA PIERDOLE XD
LAST CHRISMAS AJ GIVJU MAJ HART ;P OŁ JE <3
*____* dziękuję, a nowy obiecuję, że dodam w weekend xD <3
UsuńZapraszam na 1 rozdział na cest-la-vie-dupku.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPoryczałam się. Nic Ci kurwa nie napiszę. XD
OdpowiedzUsuńDuffiątko i Slashiątko... O Boże, ta ostatnia scena porodu mnie rozwaliła... To było takie urocze. No nie mogę. *,*
NO I KURWA PIERWSZA GWIAZDKA STEVENA! ♥
OdpowiedzUsuńNowy u mnie.
OdpowiedzUsuńI przepraszam, postaram się jak najszybciej nadrobić.
Krótki rozdział November Rain na http://no-more-plastic.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAnkieta u mnie :3
OdpowiedzUsuńFak, fak, fak, fak, fak, faaaaaaaaak! Dobra, przejdę od razu do komentarza, bo czasu nie mam wiele xD Szkoda... Albo w sumie. Po cholerę mi esej na wos? xD Po to są kuźwa enpe, żeby nic nie robić i się opierdalać i komentować blogi i w ogóle robić same przyjemne rzeczy. (Gorzej jak się enpe skończą xD Ale kto by się tym teraz martwił? xD)
OdpowiedzUsuńA więć, scena porodu była po prostu tak urocza, jak się tylko kurde da *________* No i te przygotowania do Gwiazdki! NIKT by tego lepiej nie napisał. NIE, NIE, NIE, ja się nie zgadzam. Bo to był najpiękniejszy opis Świąt, jaki czytałam i chyba pierwszy raz miałam tak, że chciało mi się płakać tylko dlatego, że mnie tam nie ma. (No, nie licząc każdego płakania przy oglądaniu koncertów ukochanych zespołów. Mówiłam raczej o takim płaczu nad napisanym tekstem xD) No weź, teraz to dopiero wiem ile mam wspólnego ze Stevenem xD Też zawsze wyglądam pierwszej gwiazdki xD Mam nasrane w mózgu, więc sory, za komentarz na poziomie... eee... moim xD Po prostu te wszystkie pierdoły, którymi mi faszerują mózg (a raczej tak im się wydaje xD) wysysają ze mnie resztki poczucia humoru, a że o yntelyencji nie wspomnę xD
Te zdjęcia są cudowne, idealnie dobrane i bardzo miło się czyta, bo one nadają taki nastrój. Kuźwa, aż dziwne... xD Połowa września, a mi się zachciało wyciągać bombki, dzięki xD
Wiesz, że ostatnio się przekonałam do Dżordża Majkela? W sensie doszłam do wniosku, że podoba mi się jak śpiewał na Tribute To Freddie, a potem jeszcze tu wspomniałaś o Last Christmas i stwierdziłam, że jednak są gorsi ludzie na tym świecie xD
"-Katrin...nie chciałabyś mieć ze mną dzieci? - Zapytał" *_______________________*
Już zdążyłam w myślach odpowiedzieć, a tu mi się przypomniało, że to nie do mnie D: xD Matko, o czym ja myślę -.- Nieważne, lepiej mnie zarąb obierakiem do kartofli, czy coś.
Kurwa, krótki ten komentarz wyszedł. A miał być długi w cholerę i co?! Kurde nieee! Nynynynyyy.... D:
Ale i tak Cię kocham, nie myśl sobie :P xD
<3
Nowy u mnie. "Nightrain" alleluja! xD
Usuństories-from-garden-of-eden.blogspot.com
Nowy rozdział: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na dniach dodasz nowy rozdzialik :*
No z bananem na mordzie przeszłam przez ten rozdział. Jak słodko ale Izzy i jego nie ubrudź mi tapicerki... Jebłam! *_* Rzygam tęczą no i Slash wyprosił doktorków awww <3 Kocham cię ! Zapraszam do mnie na 25 rozdział :
OdpowiedzUsuńhttp://black-roses-forever.blogspot.com/2012/09/rozdzia-xxv.html
Tak więc obydwa rozdziały cudowne, magiczne, cudowne, cudowne, cudowne! Jak ja bym chciała przeżyć święta podobne do tych Gunsowych. Chyba się teraz pobawię w punktowe komentarze XD
OdpowiedzUsuń-Duff ojcem! No hurra. Najcudowniejsza parka będzie miała małe McKaganiątko *__* Ciekawe czy chłopczyk czy dziewczynka. Albo wiem, uhuhuhuhhu, walnij im trojaczki! Taaaaaak, niech będę trojaczki, hahahaha, już sobie wyobrażam Duffa jako potrójnego ojca i to jeszcze potykającego się o dywany i progi w drzwiach z dziećmi na rękach. Niee no przy Duffie, to te maluchy długo nie pożyją o__O Nie no co to za czarne wizje, poobijają się trochę tak jak on albo Duff sam będzie przejmował ciosy i chronił bliźniaki hahaha :D
2. Steeveeeen w czapce Mikołaja.♥ I nie myśl, że umknął mojej uwadze fakt, że Stevie zapytał się Katrin czy nie chciałaby mieć z nim dzieci *__* Steven ojcem, hahaha, coś czuję, że to się niedługo wydarzy. Ale proszęę, zrób trojaczki u McKaganów. Albo u Adlerów huehuehue, to też by było niezłe XD
3.Akcja porodowa genialna! No ja po prostu wiedziałam, że wody jej odejdą w wigilię albo przed nowym rokiem, no wiedziałam. Nieogarnięty Slash, Izzeeeuszzzz! Tak martw się Izzuniu o swoją tapicerkę hahahahah. No to mnie rozwaliło. A ty Slashu wypraszaj położników :D Ten moment, kiedy Michelle poprosiła Slasha, żeby zaopiekował się Jimim, gdyby coś poszło nie tak również był epicki. Ciekawe dlaczego tak pomyślała...
Tak więc mówię jeszcze raz, rozdział epicki ;) A tak już nie na temat rozdziału. Chodzisz na kółko gitarowe. Oo niedobra ty! Nie wzięłaś mnie ze sobą :D Ale ja będę dobroduszna tak czy tak i będę życzyć Ci powodzenia, a ty życz mi powodzenia żebym sama się zmotywowała do ćwiczenia na gitarze. I oczywiście czekam na następny rozdział z niecierpliwością! Ciekawe do kogo mały Jimi jest podobny i czy też ma takie afro jak Slasha. A tak wgl, to już przecież niedługo urodzi się mały Rogerek! Aaaaaa, doczekać się nie mogę! Zawsze chciałam mieć malutkiego Rogerka! I to jeszcze imię od mojego kochanego Rogerka Taylora ♥! Doczekać się nie mogę. Ciekawe czy będzie rudy...
Trzymaj się!
A tak wgl, to chyba mi wyszedł długi komentarz. Zaraz zobaczę czy pobiłam Lise-Lote xD torlololo
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńUwielbiam święta <3 Taki magiczny okres...
No i - Jimmy. Michelle się nacierpiała, ale wreszcie ich synek jest , ymm, no, na świecie to już był, no to - poza matką :D
Yey! Gunsowych świąt ciąg dalszy! :D bardzo przyjemnie czytało się o przygotowaniach całej ekipy do świąt. Wywalający się Duff to złoto XD
OdpowiedzUsuńFajnie, że zaczęło się tu pojawiać więcej zdjęć, są dobrym uzupełnieniem treści :D
Ten tunel ze światełek był taki WOW! Slash to się serio stara. Niemożliwy jest XD
No ale najlepsze zaczęło się pod koniec. Nie spodziewałam się, że Michelle urodzi już teraz. Świetnie to opisałaś :D Izzy łamiący wszelkie zasady ruchu drogowego i martwiący się by Michelle nie pobrudziła mu tapicerki XDD to było genialne hahaha!
Już myślałam, że Slash padnie ze stresu albo coś odwali XD ale jednak zachował względnie zimną krew XD
Ahh, zakończenie było mega hiper super urocze! <3
Z przyjemnością lecę do następnych rozdziałów :D
Pozdrowionka <3<3<3
Lady Stardust :***
Bardzo dziękuję za komentarz! Gunsowe święta z okazji Wielkanocy :D
UsuńCo do zdjęć to nie jestem pewna czy to nie jest takie narzucanie interpretacji, bo w sumie każdy mógł to sobie wyobrażać inaczej... Ale cieszę się, że Ci się podoba. Mnie też się podobają zdjęcia w opowiadaniach. To sprawia, że blogi są tak zupełnie różne od książek.
Strasznie się cieszę, że to czytasz <3
Pozdrawiam
Reverie ;*