Rozdział 76. These dreams.

Duff
         Kocham moje życie, kocham moje życie, kocham moje życie - z takim mottem wpatrywałem się w śliczną twarz mojej maleńkiej brunetki. Sam nie wiem jak to się mogło stać, że dopiero co byłem pojebanym nastolatkiem, a teraz jestem mężem i przyszłym ojcem! Czas to tak zapierdala, że masakra....Booże...jak my nazwiemy nasze maleństwo? Położyłem dłoń na jeszcze dość płaskim brzuszku Lise i zacząłem nucić pod nosem Catch The Rainbow po chwili spostrzegłem, że na zewnątrz zaczyna się rozjaśniać. Przetarłem twarz dłońmi i przekręciłem się na drugi bok, aby obczaić która jest godzina. Niestety kiedy już prawie miałem zegarek w swoich rękach jebnąłem nosem w kant szafki nocnej.

-Kurwa...- mruknąłem i próbowałem namacać dłonią kształt budzika - na daremno. Po chwili wkurwiania się i wyzywania na wszystkie fabryki zegarków, zerwałem się z miejsca i nie zwracając uwagi na chłód chwyciłem w dłoń piekielne urządzonko, wskazujące dokładnie 7:30. Nie zasnę. Nie chce mi się. Spojrzałem na delikatnie uśmiechniętą twarz Lizzy i na chwilę zawahałem się, czy nie wrócić do ciepłego łóżka. Ostatecznie zacząłem się rozglądać za szlafrokiem. W końcu mój wzrok utkwił na ramie łóżka, na której to spoczywał mój puchaty, czarny szlafrok. Z uśmiechem na ustach ruszyłem w jego stronę i wszystko poszłoby gładko, gdyby nie moja wrodzona zdolność do wyjebywania-się-na-równym-podłożu. Całym swoim ciałem runąłem wprost na Lizzy. Brunetka obudziła się z przerażoną miną, a kiedy popatrzyłem jej w oczy roześmiała się szczerze. Leżałem na jej udach i nie za bardzo ogarniałem sytuację. Po chwili wstałem i zacząłem rozmasowywać stopę. Bolało jak cholera, ale co zrobić, krawędź łóżka to mój wróg numer 1.

-Moja kochana ciamajda...- zamruczała Lise i pocałowała mnie w usta. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco i mocno do siebie przytuliłem. Przez kilkanaście minut trwaliśmy w takiej pozycji, aż tu nagle tę kojącą ciszę przerwało moje burczenie w brzuchu. Oderwaliśmy się od siebie i oboje wlepiliśmy wzrok w mój brzuch. Lise zachichotała wdzięcznie pod nosem i bez słowa ubrała swój niebieski szlafrok. Obserwowałem każdy jej ruch, siedząc na łóżku. Nagle straciłem ją z pola widzenia i zakodowałem, że opuściła naszą pieprzalnię...znaczy, sypialnię! Westchnąłem ciężko i w końcu założyłem szlafrok. Kiedy już miałem wyjść z pokoju, mój wzrok utknął na widoku za oknem. Było pięknie. Zima w swojej pełnej okazałości. Drobny śnieg spadał z białego nieba i otulał wszystko co miał na swojej drodze.


Po chwili otrząsnąłem się z transu i wyszedłem z pokoju. -Lizzy, a mogłabyś...- przerwało mi wyjebanie się na schodach, właściwie na ostatnim stopniu - standard. Pierwsze co to rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szczęśliwy, że nikt nie widział mojego wywrotu otrzepałem kolana i poszedłem dalej.

-Kochanie?- zapytałem wchodząc do kuchni.

-Tu jestem.- po tych słowach, tuż przede mną pojawiła się drobna brunetka. Podszedłem do niej i przytuliłem. Tak po prostu, z zimowego chłodu i...miłości!

Slash
         O rzesz kurwa! Jestem szczęśliwy. To pewne. Nawet wtedy gdy trzeba wstawać w nocy i usypiać, karmić, przewijać, a nawet śpiewać Jimiemu. No teraz to spełniam się życiowo! Czuję się taki zajebiście potrzebny, że nawet nie odczuwam potrzeby snu. Mały zasnął około północy, potem o drugiej, trzeciej i szóstej nad ranem. W końcu śpi od dłuższego czasu, więc Michelle prawie siłą odciągnęła mnie od maleństwa i kazała iść spać. Zrobiłem jak rozkazała i przytuliłem ją, mocno ściskając. Zasnęliśmy może na jakieś dwie godziny, aż w końcu obudził mnie dźwięk, do którego na razie ciężko jest mi się przyzwyczaić. Michelle przetarła twarz dłonią i już miała wstawać

-Ja pójdę, a ty się prześpij.- powiedziałem i cmoknąłem ją w czoło. Brunetka z przymrużonymi oczami uśmiechnęła się wdzięcznie i runęła na poduchy. Zerwałem się spod kołdry i popędziłem w stronę pokoiku. Wszedłem do środka i błyskawicznie znalazłem się przy łóżeczku naszego maleństwa.

-Nio cio malutki? Ciemu płaciemy?- wyszeptałem, a dziecko jakby się uspokoiło. Wyciągnąłem ręce w stronę maleństwa i w mgnieniu oka przytuliłem malca do mojej klaty. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl, a mianowicie śpiewanie piosenek. Idealnie pasowało mi White Lion - When The Children Cry, więc zacząłem nucić pod nosem pierwsze akordy. Kiedy zorientowałem się, że mały zasnął spostrzegłem Michelle, wchodzącą do pokoju. Szczerze się do niej uśmiechnąłem i z wyszczerzem na twarzy wpiłem się w jej usta. Przez chwilę trwaliśmy w pocałunku, a kiedy się od siebie oderwaliśmy brunetka oparła swoje czoło na moim ramieniu i opuszkami palców przejechała po różowym policzku Jimiego.

-Będziemy z niego dumni, wiesz?- zapytała po chwili, a ja na potwierdzenie jej słów pocałowałem ją w czubek głowy...

         Następne kilka dni minęło spokojnie, jednak każdy z Gunsów żył w swoim świcie i nie było z nimi kontaktu.

         Dziś Sylwester. Ciekawe jak to się wszystko potoczy. Nie zanosiło się na chlanie jak to było do tej pory...właściwie to już nigdy tak nie będzie. No cóż, coś za coś.

Axl
         Siedzieliśmy sobie wygodnie na kanapie i oglądaliśmy Kevina. Fajny ten film, tylko trochę mi brakuje w nim seksu, ale no nic...nie można mieć wszystkiego.
         Położyłem dłoń na brzuchu Kate i poczułem cholernie silne kopnięcie. Kate syknęła z bólu, a ja zobaczyłem, że na skórzanej kanapie jest rozlana woda.


-Kurwa…dach chyba przecieka…- powiedziałem jakby do siebie, a Kate popatrzyła na mnie jak na idiotę i skuliła się z bólu.

-Axl! To nie dach! Ja tu rodzę!- krzyknęła, a ja wytrzeszczyłem na nią oczy. Dwa porody w ciągu tygodnia, w tym jeden mojej żony to trochę za dużo jak na moją psychikę, zrytą doszczętnie… Zerwałem się z miejsca i w mgnieniu oka podniosłem brunetkę z kanapy. Biorąc kurtkę dla Kate w zęby, wybiegłem z domu i popędziłem do auta.

-Kurwa…kluczyki! Zaczekaj tu i nigdzie nie odchodź!- krzyknąłem i oparłem Kate o maskę auta. Popędziłem do domu i zwinąłem kluczyki z blatu…
         Po kilku sekundach zobaczyłem pielęgniarkę pędzącą w naszym kierunku z wózkiem inwalidzkim. Wyrwałem jej go z rąk i usadowiłem na nim Kate. Wiedziałem, że trzeba udać się na oddział położniczy, więc w tempie błyskawicy zacząłem pchać wózek w stronę windy.

-Axl! Zabijesz nas!- krzyknęła moja brunetka, a ja zacząłem zanosić się histerycznym śmiechem. W końcu dotarliśmy pod salę, a tam przejęli ją lekarze. Faceci. O nie! 

         Przez kilka godzin męczyliśmy się z porodem. Znaczy Kate, bo ja tylko asystowałem i próbowałem zadać sobie ból wyrywając moje zajebiste włosy. Niestety ten poród pielęgniarki określiły jako "nocka z głowy". Czyli, że chyba długo zejdzie. Kate zaczęła mnie wyzywać od najgorszych, ale położna uspokoiła mnie, że to normalnie u rodzących kobiet, więc zgodnie z jej instrukcjami poszedłem zadzwonić do paru osób...
Slash

         Był wieczór. Za kilka godzin północ. Michelle siedziała w kuchni, a ja chodziłem po całym domu i pokazywałem Jimiemu wszystkie pomieszczenia. Chelle siedziała na krześle barowym z białym kubkiem w dłoni, z którego unosiła się parującą herbatą, i przeglądała jakąś gazetę. Z iście Stevenowskim wyszczerzem przekroczyłem próg kuchni i zaszedłem Chelle od tyłu.

-Akuku!- krzyknąłem co spowodowało niesamowite rozbawienie małego. Michelle kilka razy zakaszlała w wyniku zakrztuszenia gorącą cieczą, ale zaraz potem z szerokim uśmiechem wyciągnęła ręce w stronę maleństwa.

-Nie oddam!- zakomunikowałem śmiejąc się pod nosem i zacząłem szybciej iść w stronę schodów.

-Ej! To nie tylko twoje dziecko! Slash!- zaczęła krzyczeć, a ja śmiejąc się jak głupi, szedłem po schodach. O mały włos nie zabiłem nas obu gdzieś w połowie, na szczęście udało mi się dotrzeć do pokoju bez szwanku. Michelle szła za nami i próbowała przemówić mi do rozumu. W efekcie czego mały zasnął. Z uśmiechem na ustach odłożyłem go do kołyski i popatrzyłem na Michelle. Zrobiła obrażoną minę i założyła ręce na piersiach. Posłałem jej przepraszające spojrzenie i podszedłem bliżej. Objąłem ją w pasie dłońmi i nosem przejechałem po jej policzku.

-Ej mała…chyba się na mnie nie złościsz, co?- zapytałem cicho, z wykrywalnym przerażeniem. Brunetka wyszczerzyła kły w uśmiechu i objęła mnie za szyję rękoma.

-Nie umiem się na ciebie gniewać…przecież wiesz.- wyszeptała mi do ucha, a ja objąłem ją tak jak zwykle miałem w zwyczaju. Była taka chudziutka i drobna, że przez chwilę bałem się jej dotknąć, żeby tylko nie skrzywdzić jej jakimś ruchem. Kiedy zaczęła całować moją szyję, przymknąłem powieki i wszelkie obawy zniknęły. Delikatnie wsunąłem dłonie pod jej koszulkę i oddałem się jej pieszczotom. Nagle zadzwonił telefon, ale brunetka nie przerywała pocałunków.

-Michelle…nie wolno nam jeszcze…- powiedziałem ledwo powstrzymując się przed zerwaniem z niej ubrania. Brunetka oderwała się ode mnie i szybciej oddychając wyszła z pokoju. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i zacząłem kołysać łóżeczko. Zgasiłem światło w pokoiku i usiadłem na miękkim fotelu koło łóżka. Siedziałem tak i myślałem o tym jak mogłoby być teraz przyje...kurwa. Ciekawe kiedy będziemy już mogli....ja pierdole! Moje zamyślenia przerwało gwałtowne wejście Chelle do pokoju.

-Kate rodzi!- powiedziała donoście, ale tak, żeby nie obudzić Jimiego. Wytrzeszczyłem na nią oczy i przez chwilę przetwarzałem w umyśle wszystkie informacje, które przed chwilą otrzymałem.

-Jedziemy!- powiedziałem po chwili, a Chelle natychmiast zerwała się z miejsca. -Ej...na pewno możemy zabierać małego w taką pogodę?- zapytałem po chwili zastanawiania się i naciągnąłem na siebie grubą czarną bluzę. 

-Tam rodzi moja przyjaciółka!- powiedziała śmiejąc się pod nosem. Uwielbiałem kiedy potrafiła jednocześnie na mnie krzyczeć i śmiać się. To było takie..zajebiste! Szybko zapakowaliśmy potrzebne rzeczy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Załadowaliśmy się do auta i wpadliśmy do szpitala jak burza, kierując się dokładnie na ten sam oddział, co poprzednio. Niosłem w rękach maleństwo w przenośnym foteliku. Jimi spał jak zabity, aż sprawdziłem mu tętno. Michelle rozglądała się po korytarzu w poszukiwaniu reszty przyjaciół, ale chyba byliśmy pierwsi na miejscu. Po chwili usłyszeliśmy dzikie okrzyki i zobaczyliśmy Axla wyprowadzanego przez dwóch facetów. Tych samych, których kulturalnie wyprosiłem z porodu Michelle. Uśmiechnąłem się szczerze na ten widok i podszedłem bliżej.

-Spokojnie stary, ja też to przechodziłem.- powiedziałem wpatrując się w twarz wkurzonego Rose'a.

-Zamknij się!- krzyknął, a ja zmarszczyłem czoło i oddaliłem się o kilka metrów w obawie, że rudzielec może zagrażać życiu mojego synka. Po chwili Michelle podeszła do wściekłego Axla i zaczęła go uspokajać.

-Już dobrze? A teraz opowiedz mi co się stało...- zaczęła spokojnym głosem, ale po chwili milczenia jej poważna mina przerodziła się w roześmianą twarz.

-Co? No co się stało?- zapytałem, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Axl patrzył na Michelle obrażony, a ja wciąż nie miałem pojęcia z czego ona się tak śmieje. -No z czego się śmiejecie?- zapytałem, ale moje zaciekawienie przerwał płacz Jimiego. Natychmiast wyciągnąłem go z łóżeczka i zacząłem potrząsać, żeby tylko się uspokoił. Po chwili przestał płakać i słodko się śmiejąc patrzył na Axla. Rose jakby się uspokoił, ale wtedy z sali wybiegła pielęgniarka.

-Widać główkę!- krzyknęła, a Axl jak oparzony wbiegł z powrotem do sali.

-No i co z czego ty tak rżysz?!- zapytałem w momencie, kiedy Michelle mimo wszystko nie umiała opanować śmiechu, po chwili zaczęło mnie to bawić i staliśmy jak na haju na tym korytarzu.

-Bo...Bo Axl...No bo on chciał odbierać poród i przez przypadek...podłączył respirator...a potem...przez przypadek...zreanimował doktorka...- nie za wiele zrozumiałem, ale śmiałej się jak pojebany, po chwili usiadłem tyłkiem na ziemi i sprowadziłem Michelle do swojego poziomu. Jimi rozbudził się na dobre i śmiał się razem z nami. Po chwili zauważyliśmy, że na oddział wchodzi cała reszta.

-Steven!- krzyknęła Michelle i rzuciła się w jego kierunku. -Przytul! Już nie mam brzuszka!- powiedziała wesoło moja brunetka, a ja zaśmiałem się pod nosem. Niby powinienem być zazdrosny, ale do Adlera każdy się przytulał, więc nie miałem mu tego za złe. Po chwili wszyscy usiedli na krzesłach i czekali na dalszy rozwój zdarzeń. Zapadła niezręczna cisza i to na całym oddziale.

-Staramy się o dziecko.- Adler wypalił prosto z mostu. Wszyscy spojrzeli na siebie po kolei, a ja ledwo tłumiłem śmiech. No kurwa sory, ale Adler-Ojciec? Ja to co innego...

Michelle
         Poród trwał jeszcze pół godziny, aż w końcu na świat przyszedł maleńki Rogerek. Była 21:30 kiedy odwiedziliśmy ze Slashem nowego członka rodziny Rose'ów i jego rodziców. Roger był zupełnie inny niż Jimi. Miał bardzo bladą cerę i . Na szczęście był w pełni zdrowy, zupełnie tak jak nasze maleństwo. Po paru minutach pożegnaliśmy świeżo upieczonych rodziców i udaliśmy się z powrotem do domu...

-Kocham cię maleńka.- usłyszałam głos Slasha za plecami. Odwróciłam się od łóżeczka, w którym spał mały i ujrzałam Hudsona z paczką w ręce. -Miałem ci to dać w Wigilię, ale to ty dałaś mi najlepszy prezent pod Słońcem.- powiedział tak szczerym tonem, że nie miałam wątpliwości, czy mówi prawdę.

-Nie trzeba było...- powiedziałam wzruszona i otworzyłam małe pudełeczko. Moje oczy aż zabłyszczały, zobaczyłam piękny, złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie gitary i napisem "Slash", wysadzaną przeźroczystymi, błękitnymi i czarnymi, brylantami.

-Ciebie to serio pojebało...- powiedziałam pod nosem, a Slash wyciągnął ręce po naszyjnik. Podałam mu go i odwróciłam się tyłem. Saul odgarnął moje włosy na jeden bok i założył mi łańcuszek na szyję wywołując dreszcze swoim dotykiem. Po chwili na niebie rozbłysły fajerwerki, więc korzystając z okazji, że Jimi śpi pociągnęłam Hudsona w stronę tarasu. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz kolorowe petardy wypełniały już całe niebo.

-Szczęśliwego Nowego Roku kochanie.- powiedziałam patrząc prosto w oczy Mulata. Slash spił się w moje usta i przez długi czas trwaliśmy w namiętnym pocałunku...

***

No dobra macie ten rozdział, nie jest może za dobry, ale ważne, że jest i w ogóle miałam czas go napisać xD

A co do tych wszystkich spraw organizacyjnych to...
1. Jest pewnym, że jeden rozdział na tydzień (publikowany w weekend) to chyba max.
2. Cholernie zaniedbałam drugiego bloga, ale co zrobić...
3. Ostatnio mam coraz mniej czasu na wasze blogi, pozostają tylko noce D: gdyż strasznie wciągnęła mnie biologia, a dokładniej dział genetyka, np. podwójne elisy, kwasy nukleinowe, czy też organiczne związki chemiczne, takie jak estry *_* Postanowiłam, że przejdę olimpiadę z biologii nawet kosztem przyjaciół, gitary, bloga, życia, wszystkiego... 

PRZEPRASZAM jeszcze raz, ale tak to wygląda na dzień dzisiejszy.
~Michelle

Komentarze

  1. Czy mówiłam już, że kocham ciamajdowego Duffa? Ogólnie kocham Duffa. Trololololo. XDDD
    Krawędzie łóżek to ZUOOOO. WCIELONE ZUOOO. O.O
    Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do Slasha jako ojca. I jeszcze ta jego gadka. No kurde nie mogę! XDDD
    Ale za to Axla z respiratorem mogę sobie wyobrazić. I dodać coś od siebie nawet - tak z respiratorem przez salę by ganiał. XDD
    Nowy program - ''Z respiratorem przez szpital. Prowadzi Axl Rose'' XDDD
    Albo takiego Adlera jako ojca?! Nie, nie, nie mogę! Chociaż taki mały chłopczyk z dywanem na klacie, taką burzą włosów, te śliczne niebieskie oczy i tym wiecznym i pięknym zacieszem to by było cooooś. XDDD
    I powodzenia w olimpiadzie. c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha wiedziałam, że byłoby za spokojnie, gdyby Sylwester wyglądał tak, jak zaczęłaś na początku. Dobrze, że Axla ochrona ze szpitala nie wyprowadziła, bo znając jego wybuchowość to ...oj ;)
    Duffiasty ojcem. Ha ha to będzie śmieszne. Lizzy chyba mu w ogóle nie da dziecka na ręce, bo to groziłoby katastrofą xd
    Ha ha Stevenowie starają się o dziecko. No to miejmy nadzieję, że malec odziedziczy po tatusiu tylko uśmiech, dobry humor i dryg do perkusji xd

    Nie szkodzi, że wstawiasz tylko raz w tygodniu. Przynajmniej mam motywację, żeby przeżyćcały tydzień, bo Michelle wstawia kolejny rozdział. Jaram się wtedy, jak pochodnia hue hue :)

    Jak już tak sobie tutaj piszę to od razu skomentuję prolog. Izzy i Axl w szkole policyjnej? To żeś wymyśliła :D
    Konkubent kat... taaak. Matka nie interesująca się corką... taaak. Coś mi się wydaje, że dziewucha zasmakuje życia w LA :)
    Czekam na pierwszy rozdział, bo wiadomo jakie są prologi. Tylko najkręcają czytelnika a ten nie może spać po nocach, bo czeka na to, co się wydarzy z nowopoznanymi bohaterami :)

    U mnie nowy rozdział opowiadanie 2 Slash: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to czytam to chce mieć dziecko i zimę. <3 XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zobaczyłem imię Duff wiedziałem, że wróży to kupę śmiechu i miałem rację. Duffik to takie wielkie dziecko i to do tego takie, które ma pecha bo wszystkie meble, schody a nawet i prosta droga się sprzysięgła przeciw niemu. Jest po prostu genialny w byciu taki wielkim ciapciakiem. Nie powiem ja też potrafię się wyrżnąć na prostej drodze ale Duff to robi z wielką gracją. Po prostu uwielbiam tego blondwłosego olbrzyma i jego ciamajdowanie.
    Slash jako ojciec do pewnej chwili wydawał mi się nieporozumieniem, ale widząc jak ty go opisujesz, oraz znając parę faktów z jego życia dzięki biografii wiem, że jest znakomity w tej roli. No po prostu mnie rozbraja jak zwraca się do Jimmy'ego i jak koło niego skacze. Nie wiem czy mi się wydaje ale Hudson chyba stracił kompletnie głowę dla synka.
    Poród Kate i zachowanie Axla było genialne, a jak wspomniał o tym cieknącym dachu to zacząłem się normalnie śmiać z jego myślenia. Ciekawi mnie co zrobił Rose, że go wyprowadzili z sali porodowej. Fajnie, że Axl też ma syna. Mam tylko nadzieję, że będzie mniej temperamentny od tatusia.
    Steven, ojcem? Jak to przeczytałem to nie wiedziałem przez chwilkę o co biega. Nie wiem czemu ale nie pasuje mi on na rodzica. Po prostu to może przez jego styl bycia i przez to, że ma wiecznego banana na pyszczku.
    Rozdział generalnie świetny. Czekam na kolejny i jeszcze dziś nadrobię prolog nowego opowiadanka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahaha.......Axl mnie rozjebał....hahah nie mam do niego słów :P
    Slash jest taki słodki :))))
    Duff no nic dodać nic ująć..........ciamajda :P
    No ja Cie kocham.....naprawdę :P
    Rozdział trochę krótki, ale to nic :)
    Czekam na następny *_*
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
  6. AJAJAJAJAJJAJAJAJAJAAJ, Rogerek już z nami *________* Axl akurat trafił na położnych, haha ;D Hmm...rozwaliła mnie ta pieprzalnia! Ach, Duff i to jego szczęście... No, ale potem pojawia się super przyszły tata - Steven Adler! A w ogóle to kocham White Lion <3 Kocham opowiadanie. Kocham Izzy'ego którego tu nie było, ale i tak super :D Piszę bez ładu i składu, wiem xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejejej, zima. :D
    Generalnie bardzo fajnie, przez jakiś czas nie czytałam opowiadań, ale teraz nadrobię zaległości.
    Ach, no i właśnie, swego czasu bywałaś nieraz na moim blogu, choć żadne opowiadanie nie doczekało się końca i wielu rozdziałów. Jeśli to Ci coś rozjaśni - prowadziłam bloga dont-damn-me-gnr.blogspot.com Teraz jednak postanowiłam wszystko zacząć całkiem od nowa, na nowym blogu, na którego rzecz jasna Cię zapraszam: just-another-idiot.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku jak zajebiście, aż się wzruszyłam :3
    Najbardziej rozjebało mnie jak Axl odbierał poród xdd

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham Cię normalnie :3 Rozdział jest genialny. I przepraszam, że więcej nic nie napiszę, bo po prostu nie wiem co :d
    http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy ; 3

    OdpowiedzUsuń
  10. I nowy u mnie (tak szybko?!) http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie nowy: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Drugi z Gunsów jest już ojcem *____*
    Axl odbierający poród z... respiratorem xD
    Ogólnie cudny rozdział. Już nie mogę się doczekać następnego.
    Aaa i u mnie nowy rozdział: http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Najsłodszy Duffy na świecie <3 Chcę już nowy.


    Podpis:(Nie)Zboczona

    OdpowiedzUsuń
  14. CUDOWNY! ..w sumie to nie mam słów, żeby opisać twój geniusz! Co pare godzin wchodzę na twojego bloga :D
    Świetna akcja z Axl'em i respiratorem (ahaah ja to bym chciała zobaczyć Axla-lekarza)
    Czekam na nowy!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Zastanawiam się czy nie zacząć czcić Duffa z Twojego opowiadania:D Chyba jednak się zdecyduję...Tak! Oficjalnie od dzisiaj czcę Duffa! Mam nadzieję że pojawi się też w następnym rozdziale i może chociaż kropla z jego (nigdy niewyczerpalnego) wodospadu spadnie na mnie XD Ale to tylko takie marzenie c: Hahahahaha! Śmiałam się jak pojebana z tej akcji Axla z respiratorem! O, ile bym dała żeby to zobaczyć!*-* Jaram się Jimmym <3 Slashem w roli dobrego ojca <3 małym Rogerkiem <3 I w ogóle całym rozdziałem! *-------*
    Teraz tylko taki drobny dopisek od Bad-Apple:
    JESTEŚ PRZEZAJEKURWABISTA! <3 *---------------------------------------*

    OdpowiedzUsuń
  16. No i mamy kolejnego Gunsowego maluszka! :D Yeeey!
    Axla w tej scenie opisałaś idealnie, serio :D dokładnie tak wyobrażałabym sobie ten rudowłosy wulkan energii podczas porodu jego żony XD

    Ahh, no i ten Slash <3 Nie dość, że przystojny, utalentowany, kochany, opiekuńczy, słodki, to jeszcze idealny z niego ojciec <3 czytając to aż trudno mi pojąć jakim strasznym zrządzeniem losu mogło dojść do tego co dzieje się w części drugiej Twojego opowiadania. No ale jeszcze sporo rozdziałów przede mną więc na pewno się to wyjaśni, ale i tak wydaje się to takie niemożliwe...

    No ale skupmy się na tym co dzieje się tutaj, a dzieje się sporo i to sporo super rzeczy :D

    Najbardziej rozwala mnie ten przeuroczy, ciapowaty Duff XD no on jest po prostu przesłodki z tym ciągłym wywalaniem się i wpadaniem na wszystko XD

    O panie! Adler jako przyszły ojciec XD to będzie coś XD coś czuję, że Katrin będzie musiała wychowywać i dziecko i męża XD w ogóle chętnie dowiedziałambym się czegoś więcej o tej postaci. Jej pojawieniem się było bardzo ciekawe. Jeśli dobrze pamiętam, to była kelnerką w jakimś barze, do którego chodzili Gunsi i tam Steven się w niej zakochał, co nie? I później przyszła do nich do domu po tym jak jej chłopak ją zaatakował, prawda? To było mega ciekawe. Starsznie chciałabym poznać lepeiej postać Katrin. Co czuje, co myśli, jak jej przeszłość wpłynęła na jej teraźniejsze życie.

    Ah, no i jeszcze koniecznie muszę tu wspomnieć o piosence White Lion <3 od momentu przeczytania tego fragmentu nie może mi ten utwór wyjść z głowy! Świetny jest :D

    Pozdrawiam bardzo gorąco i lecę do następnych rozdziałów :D
    A przy okazji, czy może biorąc pod uwagę obecną sytuację związaną z kwarantanną są szansę, że znajdziesz nieco czasu na dalsze rozdziały drugiego tomu? :D nie chcę popędzać ani nic, ale to opowiadanie jest tak świetne i z każdym rozdziałem coraz lepsze, że mega chciałabym się dowiedzieć co wydarzy się dalej w życiu bohaterów :)

    Lady Stardust :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo bardzo dziękuję za komentarz <3 Jeszcze taaaaki dłuuuugi <3
      Ciapowaty Duff jest pocieszny, lubię tak go sobie wyobrażać. Taki mi się wydawał, kiedy oglądałam z nim wywiady z młodości. Bo ten stary to już taki ogarnięty jest.

      Rozwaliłaś mnie z tym "coś czuję, że Katrin będzie musiała wychowywać i dziecko i męża XD". To tak pasuje do Stevena!

      Chyba dopiero w jeszcze niepowstałych rozdziałach pojawi się więcej Katrin :c
      Z tego co pamiętam to nie za wiele o niej pisałam.

      Jeśli chodzi o czas na pisanie to słabo z tym obecnie. Pracuję zdalnie, studiuję zdalnie i muszę zacząć pisać w końcu magisterkę. Jeśli coś się pojawi to raczej poprawione rozdziały z tego tomu.

      Pozdrawiam gorąco! <3 <3 <3
      Reverie

      Usuń
    2. Jasne, rozumiem, w takim razie pozostaje mi cieszenie się z nowej jakości obecnych rozdziałów :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki