Rozdział 75. Simply the best.

Michelle
          Wpatrywałam się w naszego maleńkiego synka i nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Miał brązowe oczy, trochę ciemniejszą karnację i kilka ciemnobrązowych włosków na samym czubku głowy. Niestety po jakiś 30 minutach pielęgniarka musiała mi go na chwilę zabrać, żeby go umyć i odpowiednio ubrać. Niechętnie oddałam jej maleńkie zawiniątko i razem ze Slashem, wzrokiem odprowadziłam pielęgniarkę do samych drzwi. Po chwili nasze oczy się spotkały, a na twarzach pojawiły się błogie uśmiechy. Saul zbliżył się do mojej twarzy i namiętnie pocałował mnie w usta.

- Przepraszam...czy mógłby pan na chwilę wyjść? Przewieziemy pacjentkę do sali i będzie pan mógł wrócić. - usłyszałam miły głos gdzieś z boku. Slash oderwał się od moich ust i pogładził mnie po policzku. Uśmiechnęłam się i patrzyłam jak znika za drzwiami. Wpatrując się w podłogę opuścił salę, a ja opadłam zmęczona na poduszkę i przymknęłam oczy...

Slash
          O rzesz kurwa...jakie ja mam szczęście! Mam SYNA! Maleńkiego, cudownego synka!

- I co?! - krzyknął Stradlin i podbiegł do mnie, kładąc dłoń na ramieniu.

- Mam syna! - krzyknąłem na pół korytarza, ale najwyraźniej byli tu do tego przyzwyczajeni, bo nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Z tego szczęścia, aż podniosłem Izzy'ego z podłogi, mocno obezwładniając go w szale radości. Stradlin tylko lekko się zaśmiał i rozmasowując żebra, oddalił się do automatu z kawą. Po chwili na oddział wpadła cała reszta. Dziewczyny z wielkimi misiami, chłopaki z dużymi bukietami kwiatów. Przywitałem ich wielkim wyszczerzem i odebrałem szczere gratulacje od każdego z osobna. Po chwili podeszła do mnie ta sama pielęgniarka i pozwoliła PO CICHU wejść do sali. Całą zgrają wparowaliśmy do szeroko uśmiechniętej Michelle.

- Boże, jakie to słodkie! - usłyszałem szept Kate, która szybko zbliżyła się do łóżka i spoglądnęła na maleństwo. Delikatnie pogładziła Jimmiego po policzku i uśmiechnęła się szczerze. Po chwili Axl znalazł się tuż za nią i objął brunetkę ramieniem, kładąc dłoń na jej okrągłym brzuchu. Następnie wszyscy, pewniejszym już korkiem, zbliżyli się do mojej rodzinki. Chłopcy ułożyli kwiaty i miśki naokoło łóżka, jednak zaraz potem do sali wtargnęła wredna ruda pielęgniarka.

- Co to ma być?! Proszę w tej chwili zabierać te wszystkie pierdółki i opuścić szpital! Odwiedziny już dawno się skończyły! - powiedziała półszeptem, a wszyscy zgromili ją wzrokiem. Kiedy spostrzegli, że to nie pomoże, pożegnali się z nami i opuścili salę, zostawiając tylko jednego białego misia z błękitną kokardą.
- A pan na co czeka? - zapytała surowym tonem i zmierzyła mnie od stóp do głów.

- Są święta, niech pani idzie do domu i pozwoli mi zostać z własną żoną i synkiem. - odpowiedziałem błagalnym tonem, a ruda kobieta wywróciła tylko teatralnie oczami i opuściła salę zamykając drzwi. Po chwili spostrzegłem, że maleństwo słodko śpi. Momentalnie się uśmiechnąłem i podszedłem jak najbliżej się dało. Opuszkami palców musnąłem różowiutki policzek Jimiego i popatrzyłem na wilgotne policzki Michelle.

- Co się dzieje? - wyszeptałem przestraszony.

- Nic...szkoda, że moi rodzicie nigdy go nie zobaczą. - wyszeptała przez łzy i zacisnęła powieki, odchylając głowę lekko do tyłu. Westchnąłem cicho i objąłem ją ramieniem. Brunetka oparła głowę na moim ramieniu i co chwilę pociągała nosem. Nasze maleństwo słodko przeciągnęło się przez sen, wywołując u nas cichutką falę śmiechu. Tak cudownie było patrzeć na swojego syna. Ja pierdole jak to zajebiście brzmi! Całą noc spędziłem na sali. Wpatrywałem się w maleństwo w łóżeczku i uśmiechającą się prze sen Michelle. Nie odczuwałem potrzeby snu, więc nie zamierzałem wrócić na noc do domu. Siedziałem tak aż do świtu, aż w końcu zasnąłem z głową na łóżku...

          Czułem jak ktoś głaska mnie po głowie. Po sposobie wykonywania tej czynności rozpoznałem, że to Michelle. Postanowiłem jeszcze trochę poudawać, że śpię, więc nie otwierałem oczu. Kiedy Michelle musnęła dłonią moją szyję uśmiechnąłem się mimowolnie.

- Ej! Ty wcale nie śpisz! - powiedziała z lekkim wyrzutem i uroczo się roześmiała. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przeciągnąłem się do góry. Po chwili wstałem i wpiłem się w usta mojej brunetki. Potem pozwolili mi przynieść maleństwo i tak oto, dumnym krokiem pokonywałem korytarz z wyszczerzem na mordzie, niosąc w swoich ramionach maleńkiego Jimiego, zawiniętego w szeregi białych materiałów. Spotykałem wiele spojrzeń zazdrości ze strony facetów oraz szczere uśmiechy ze strony kobiet. W końcu dotarłem pod salę i przekroczyłem jej próg. Michelle od razu wyciągnęła dłonie w moją stronę, a ja ostrożnie podałem jej moją małą kopię. Tak. Będzie taki przystojny jak tatuś i nie ma kurwa innej opcji. Pół dnia spędziliśmy na podziwianiu naszego maleństwa, aż tu nagle do sali wtargnęła pielęgniarka i oznajmiła, że przyszła pora karmienia. Ustąpiłem jej miejsca i słuchałem jak instruuje Michelle w czynnościach związanych z karmieniem piersią. Czułem się trochę niezręcznie, ale głupio było mi wyjść. Nagle moja brunetka odpięła kilka guzików koszuli, a pielęgniarka usadowiła Jimiego tak, że ssał jej sutek. Zrobiło mi się gorąco, więc odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z sali. Po kilku minutach pielęgniarka wyszła z sali i uśmiechnęła się do mnie kręcąc głową z niedowierzaniem. Niepewnie zajrzałem do sali, wystawiając tylko głowę. Na ten widok Michelle prychnęła pod nosem i posłała mi cwaniacki uśmiech. Usiadłem na krześle i niepewnie położyłem dłoń na odkrytym udzie brunetki. Spędziliśmy tak kilkadziesiąt minut, aż w końcu pielęgniarka wygoniła mnie do kawiarni na dole ze słowami "Nie widziałam, żeby pan coś jadł odkąd się pan pałęta po oddziale, więc proszę natychmiast posłuchać żony i iść na dół coś zjeść.". Tak więc, posłusznie, ze spuszczoną głową, ruszyłem w stronę schodów i w mgnieniu oka zjawiłem się na samym dole...

          Kiedy wróciłem na salę Michelle siedziała na łóżku i przeglądała gazetę. Gdy mnie zobaczyła odłożyła papier i spojrzała na mnie spode łba.

- No chodź tu. Muszę się w końcu porządnie przytulić. - zakomunikowała, a ja z szerokim uśmiechem i rozłożonymi ramionami ruszyłem w jej kierunku. Mocno przyciągnęła mnie do siebie i zarzuciła dłonie na szyję. Nie wiem ile trwaliśmy w takiej pozycji, ale przez salę zdążył się przeprawić oddział pielęgniarek, sprzątaczek i innych takich.

- I jak się pani czuje? - usłyszałem pytanie, a zaraz potem do sali wtargnął lekarz w białym fartuchu. Oderwaliśmy się od siebie, a ja zająłem miejsce na krześle.

- Świetnie, prawie nic mnie nie boli. - odpowiedziała Michelle z delikatnym uśmiechem.

- Dobrze, w takim razie proszę odpoczywać, a jutro zastanowimy się nad wypisem. - dodał ze szczerym uśmiechem i opuścił salę. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał pierwszą w nocy.

- Saulie...jedź do domu, wyśpij się, a rano wrócisz. Nie możesz spać na krzesłach. - powiedziała stanowczo moja brunetka, a ja niechętnie pożegnałem się z nią soczystym pocałunkiem i opuściłem salę z wielkim uśmiechem szczęścia. Szybko wróciłem do domu i zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu torby. Kiedy spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy wziąłem długi prysznic i szczęśliwy jak nigdy położyłem się do łóżka...

Następnego dnia...
Michelle
          Obudziłam się nad ranem, kiedy spojrzałam na zegarek była dokładnie 8:35. Zaraz po rozmasowaniu karku, na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech. Byłam tak cholernie szczęśliwa, że wszystko poszło dobrze. Usiadłam na skraju łóżka spuszczając nogi na dół i odwinęłam kołdrę na bok. Już chciałam stanąć na podłodze, kiedy do sali wparował lekarz.

-A pani gdzie się wybiera?- zapytał lekko zdziwiony.

-No jak to gdzie...do domu!- powiedziałam rozradowana i posłałam mu najszczerszy w świecie uśmiech. Brunet pokiwał głową z niedowierzaniem i z uśmiechem przeglądał moją kartę pacjenta.

- No skoro tak...to dłużej pani nie zatrzymuję. Wyniki są w normie, oczywiście wie pani, że na około 2-3 tygodnie trzeba będzie zrezygnować ze współżycia? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Dobrze, proszę jeszcze zaczekać na wyniki badań dziecka i ewentualny wypis. - dodał z uśmiechem i opuścił pomieszczenie, mijając się w drzwiach z ośnieżonym Slashem.

- Cześć kochanie! - powiedział śmiejąc się ze szczęścia i podbiegł do mnie mocno przytulając.

- Cześć! Możliwe, że już dzisiaj nas wypiszą! - powiedziałam z uśmiechem i cmoknęłam go w policzek.

- Tak? To super! Pierwsze święta w domu...? - zapytał z nadzieją i objął mnie w pasie. - Już zapomniałem jaką to ja mam zgrabną żonę...- wymruczał mi do ucha i wtulił twarz w moją szyję, dotykając gorącymi ustami i lodowatym nosem mojej rozgrzanej skóry. Przeszedł mnie lekki dreszcz i lekko przymknęłam powieki. Po chwili usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, a naszym oczom ukazało się szpitalne łóżeczko dla noworodków i uśmiechnięta pielęgniarka. Oderwaliśmy się od siebie i podeszliśmy do łóżeczka. Szeroko się uśmiechając wyciągnęłam małe zawiniątko i uniosłam zaspaną dziecinę przed sobą. Kiedy kątem oka spostrzegłam radość Slasha, zaśmiałam się pod nosem.

- Dobra to ty go potrzymaj, a ja się szybko ubiorę. - powiedziałam bezinteresownie i delikatnym ruchem przekazałam mu dziecko. Stał jak wryty i patrzył z lekko rozdziawioną buzią na maleństwo w jego rękach. Z torby, którą przyniósł ze sobą wyciągnęłam maleńkie śpioszki z Guns N' Roses. Zaśmiałam się szczerze na ten widok

- No to teraz go w to ubierz, a ja idę się odświeżyć. - rzuciłam z uśmiechem i wyszłam z sali, nie czekając na odpowiedź. Zabrałam wcześniej białą koszulkę z Beatlesów, grubą czarną bluzę, moje ukochane jeansy oraz jakąś bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i w mgnieniu oka ubrałam się w normalne ciuchy. Spojrzałam w lustro i dłonią przeczesałam włosy. Szybko przeszłam przez korytarz i zatrzymałam się przed salą. Po cichu przekroczyłam próg i ujrzałam przesłodki widok.

- Nio cio malutki? Nio cio sie śmiejeś? - mówił wyszczerzony do granic możliwości Slash i łaskotał rozbawionego Jimiego, ubranego w czarne śpioszki. Chrząknęłam głośno i pewniej weszłam do środka. Slash rzucił na mnie okiem i powrócił do podziwiania własnego dziecka. Zaraz jednak jego wzrok podniósł się przed siebie i niemożliwe stało się rzeczywistością. Jego wyszczerz był teraz podwójnie wielki. - Kurwa już mnie policzki bolą od tego uśmiechania. - powiedział śmiejąc się pod nosem i zaczął rozmasowywać swoją twarz. Podeszłam do niego i spojrzałam na profesjonalnie przebrane maleństwo. Wpiłam się w jego usta i z przymkniętymi powiekami oparłam się o jego czoło.

- Kocham cię. - wyszeptałam, a Slash pocałował mnie w policzek i oboje powróciliśmy do patrzenia na nasze maleństwo. Po chwili ubraliśmy się w kurtki, a Jimiego szczelnie okryliśmy maleńką kołderką. Pozostało tylko czekać na wypis. W końcu do sali wkroczył lekarz i z uśmiechem podał mi biały świstek. Kulturalnie podziękowałam i układając sobie Jimiego na rękach, opuściłam szpital razem ze Slashem. Kiedy tylko znaleźliśmy się przed budynkiem uderzyła w nas fala lodowatego powietrza. Saul szybko osłonił mnie ramieniem i przyspieszył kroku. Otworzył mi drzwi od samochodu i pomógł mi wsiąść razem z Jimim. Już po chwili siedzieliśmy w aucie. Slash włączył ogrzewanie, a ja cichutko włączyłam radio. Mały nawet nie płakał, po prostu patrzył na nasze uśmiechnięte twarze i słodko się uśmiechał.

- Kocham to życie. - powiedział szeroko uśmiechnięty Slash i pogłaskał maluszka po główce. Zaśmiałam się szczerze i popatrzyłam mu w oczy. W końcu ruszyliśmy w stronę domu. Około godziny staliśmy w korkach, ale nie przeszkadzało nam to. Mogliśmy nacieszyć się własnym towarzystwem. Pod nosem podśpiewywałam Let it snow. W końcu dojechaliśmy do domu. Cała w skowronkach wysiadłam z auta i przytuliłam maleństwo do piersi. Slash zabrał wszystkie rzeczy z auta i otworzył drzwi do domu. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach świątecznej jemioły.

Pewniej weszłam do korytarza i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się szeroko i już po chwili ujrzałam Slasha za plecami. Niepewnie objął mnie od tyłu w talii i ułożył głowę na moim ramieniu. Wpatrywaliśmy się w swoje odbicie i dopiero płacz Jimiego wyrwał nas z transu. Slash szybko zrzucił kurtkę i glany, więc podałam mu Jimiego i kazałam zanieść go do pokoju. Sama szybko się rozebrałam i weszłam na górę. Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia, zobaczyłam jak Slash zmienia pieluszkę Jimiemu. Wybałuszyłam oczy i stałam jak zahipnotyzowana, patrząc na całkiem sprawną pracę Mulata.

- Kiedy się tego nauczyłeś?- zapytałam z niedowierzaniem

- Wczoraj w szpitalu. Pielęgniarka kazała mi cię jak najczęściej wyręczać, jeśli chcę być dobrym tatą, a ja właśnie chcę być dobrym tatą. Nio nie malutki?- odpowiedział, ostatnie zdanie kierując do śmiejącego się malucha. Po chwili wyciągnęłam z błękitnej szafki jasne śpioszki i razem ze Slashem założyliśmy je na małe ciałko.

- Przenieśmy go do kołyski. - zaproponował Saul, a ja przytaknęłam mu ruchem głowy. Mulat bez problemów przetransportował Jimiego na wielką błękitną poduchę, a ja przykryłam go błękitnym kocykiem z The Beatles. Slash objął mnie od tyłu rękoma i ułożył swoją głowę na moim ramieniu. Po chwili cmoknął moją szyję i wyszeptał - Kocham cię.- wplotłam dłonie w jego bujną czuprynę i obróciłam się do niego przodem. Wpiłam się w jego pełne usta i poczułam ciepłe dłonie na moich pośladkach, a potem pod swetrem. Nie chciałam tego przerywać, ale nie było innego wyjścia.

- Slash...my jeszcze nie możemy... - wyszeptałam przepraszająco, a Saul natychmiast zaprzestał dalszych kroków. Popatrzyłam w jego oczy z wdzięcznością i wtuliłam się w niego, przekręcając nas tak, aby móc podziwiać nasze maleństwo...

***
 No więc mamy nowy rozdział xD Przepraszam za ewentualne błędy, mogą się pojawić, ale nie chce mi się już tego sprawdzać...

A co do spraw organizacyjnych:
1. Rozdziały będą się pojawiały mniej więcej tak jak przez ostatnie dwa tygodnie, czyli tylko w weekendy.
2. Dziękuję wszystkim czytającym za ciągłe odwiedzanie mojego bloga, nawet mimo tego, że rzadziej wstawiam nowości
3. Przypominam o ankiecie na górze po lewej i zapraszam do głosowania! ;)

Komentarze

  1. Obiecuję, że przeczytam jutro z rana wbijaj do mnie ;*

    http://black-roses-forever.blogspot.com/2012/09/rozdzia-xxvi_7494.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Slash dumny tato spacerujący po szpitalnym korytarzu. Jak ja chciałabym to zobaczyć :)
    Michy karmi Jimmiego, a Slash tylko o jednym XD
    Mulat zmieniający małemu pieluszkę *__*
    Jak fajnie, że Michelle czuje się tak dobrze ;)
    Boża, jak ja cię kocham dziewczyno normalnie no!!! Mam cichutką nadzieję, że wstawisz jutro jakiś rozdział tutaj, lub na drugiego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww :3
    Nic innego nie mogę z siebie wydusić. *___*

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA *__* Jaram się tym *0*
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam czasu. Poprzednie rozdziały były cudowne, jak i ten. Te opowiadanie jest genialne i nic więcej dodawać chyba nie muszę ; >

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstaw jeszcze coś, błagam grzecznie, bo ja nie wytrzymam tygodnia :((



    Podpis:(Nie)Zboczona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie obiecuję, ale planuję kolejny rozdział jutro wstawić, na obu blogach xD

      Usuń
  6. Jak ja mam wytrzymać cały tydzień bez rozdziału?! JAK ŻYĆ?! ;_____;
    Dzisiaj siedziałam i przez pół dnia coś takiego: "Niech Michelle doda nowy rozdział. Niech Michelle doda nowy rozdział... '' Widzisz? Nie wytrzymam kurdeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!
    Za dużo galaretki. XDDD
    A gdzie mój kochany przezarąbiście sexowny Duff?! ;________________________________________;
    No kurde, płakać będę. ;___;
    Dobra, wróćmy do tematu, kurde! XDD
    Slashu jest taki słodki. *___________*
    I standardowe słodzenie - jest przerąbiście. Gunsowe święta są megaa. Fuck, powtarzam się. Dobra, nie ważne! Kurde, też chcę święta. I to takie z Gunsami! ;______;
    Muszę naprawić teleport i się do nich przenieść, bo kurde nie wytrzymam. I to do takich jak są u Ciebie w opowiadaniu. Wiem! Przeniosę się do nich! I będę niańczyła Jimiego! *__* Będę mogła, prawda? *______________________*
    Odwaaaalaaaaa miiiiiii. XDDDD
    Za dużo galaretki i Motleyów. Dobra, nie ważne. XDDD
    Misio, misio, misio z niebieską kokardą. *____*
    Też chcę, ale nie takiego zwykłego. Takiego od Gunsów! *____*
    Ej, jeszcze trochę i Axlu będzie tatusiem. *_____*
    Ale faaajnieee. *____*
    Rude (chyba) dziecię Axla. *____*
    Też chcę niańczyć! XDDD
    Bożeee, jak sobie pomyślę o dziecku Lise i Duffa... *_____*
    Kurde, niańczyłabym cały czas. Byle tylko móc podziwiać Duffa. I dziecko też. No bo kurde w końcu Duffa, nie? XDDD
    I ogólnie Gunsów podziwiać - Izzyego, Slasha, Axla, Stevena. O kurdeeee. *____________*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział!!! Uwielbiam ten blog!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo, jak słodko *__* Najlepsze momenty to:
    -Slashu dźwigający Izzy'ego ;D
    -Slashu myślący tylko o jednym podczas karmienia piersią :D
    I wgl wszystko!
    Tylko czuję pewien niedosyt. Za mało Duffa, za mało Izzeusza i całe j reszty. Noo, ale w końcu urodził się mały, to wiadomo, że cała uwaga przechodzi na niego :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkie rozdziały przeczytałam w 2 dni i zakochałam się w tym opowiadaniu!
    Najlepsze jakie czytałam! Na prawdę,nie żartuję! Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super nowy rozdział. Maleńki Jimi w czarnych śpioszkach z Guns N' Roses *_____*
    Slash opiekujący się maleństwem *______*
    Zapraszam na http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział przepiękny jaki ze Slasha słodki tatulo <3 i ten malutki i Slash drący się mam syna bezcenne *___________* rzygam tęczą. Jimmi w czarnych śpioszkach I LIKE IT! Wbijaj do mnie nieźle namieszałam, tak wiem zabijesz mnie:

    http://black-roses-forever.blogspot.com/2012/09/rozdzia-xxvii.html

    OdpowiedzUsuń
  12. http://black-roses-forever.blogspot.com/2012/09/rozdzia-xxviii.html

    JESTEM dziś płodna literacko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dalszy ciąg przygód Gunsów w przedszkolu u mnie. Zapraszam. :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojejuuu, jak mi się zachciało świąt :)
    Rozdział prze słodki :) I Slash jest taki kochany ♥♥♥
    Jak ja nienawidzę szkoły, ja chce ferie :)))
    No niestety będę chyba musiała czekać do następnego weekendu :C
    (chyba, że dostane złą oceno co jest bardzo możliwe i koniec z kompem i sobie już żadnych blogów nie poczytam :C)
    I ty chciałaś kończyć tego bloga :P
    Więc czekam na następny rozdział :)
    (Magda)

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże, Jimi to musi być przesłodkie dziecko. Jak sobie go wyobrażam to, aż mi się oczy świecą. Świetnie tu przekazałaś emocje Slash. Rozdział jest w ogóle, super. Nie kończ tego bloga, jest zbyt dobry. Czekam na kolejne rozdziały tu i na Rock N' Roll Dream. ZApraszam również do siebie na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie nowy, zapraszam :D
    www.et-nulla-dies-sine-linea.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. coś zacnego u mnie! tak, tak, nowy rozdział You know you're right, zapraszam serdecznie :D!

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozdział super. Cieszę się, że Michelle urodziła zdrowe dzieciątko i, że Slash jest takim dobrym i zakręconym na punkcie synka ojcem. Ciekawi mnie jak reszta Gunsów zareaguje na synka Slasha i Michy. Wiem, że nakupowali mu misiów i kwiatki dla Michy ale jak będą postrzegać tego chłopczyka. Jak sobie wyobraziłem Slasha przewijającego dzieciątko i ubierającego synka w śpioszki to o mało z wyrka nie spadłem. Mało było trochę Duff'a i Lisy no i pozostałych chłopaków. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Muszę ci powiedzieć, że czytając twoje opowiadanko zapominam o całym świecie i dopiero gdy je skończę wracam do rzeczywistości.

    Jednocześnie informuję, że na blogu pojawił się zupełnie nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba: http://intheparadisecity.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Zajrzyj na http://no-more-plastic.blogspot.com/2012/09/dziesiaty.html

    OdpowiedzUsuń
  20. http://dziewczyna-and-gunsowie.blog.pl/ Zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Aawww, skala słodkości tego rozdziału rozwaliła system! Malutki Jimmi musi być przeuroczy <3

    Slash w roli ojca też jest strasznie uroczy. No a Chelle to idealny materiał na fajną rock n rollową mamę :D

    Już nie mogę doczekać się aż kolejne małżonki naszych kochanych Gunsów urodzą swoje maleństwa :D

    No i jak fajnie, że Chelle mogła bez problemu wyjść że szpitala i chociaż resztę świat spędzić w domu.

    A te śpioszki z Guns n Roses i kocyk z Beatlesami to już w ogóle są Awww. Ostatnio coś chyba nadużywam tego "awww" no ale co poradzę, skoro to wszystko jest takie aww XDDD moja kuzynka kiedyś też kupowała dla swoich pociech ubranka z the Ramones i Gunsami :D to jest taki słodki widok jak jakiś maluszek ubrany jest w rzeczy z logo świetnych zespołów UwU

    Pozdrawiam bardzo serdecznie i zabieram się za dalszy ciąg :D

    Lady Stardust :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awwww! Ja tak robię cały czas jak czytam Twoje komentarze. No i jak czytam sceny z Kirkiem u Ciebie <3 <3 <3
      Na szczęście skala słodkości nie ma końca :D
      Dziękuję za komentarz
      Reverie

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki