Rozdział 84. I'm a little dizzy.
Slash
Siedzieliśmy tak jeszcze przez kilkanaście minut, aż tu nagle Michelle zaczęła szeptać mi do ucha takie rzeczy, że...- Zimno się robi, dzięki za miłe towarzystwo, ale będziemy się powoli zbierać. - powiedziałem pospiesznie i błyskawicznie pociągnąłem Chelle za dłoń.
- Pewnie pójdą się pieprzyć... - powiedział Duff i zaczął usypiać swoją Joan.
- A żebyś, kurwa, wiedział. - powiedziałem zadowolony, ale Chelle szturchnęła mnie w bok, pouczając, żebym nie przeklinał przy dzieciach. Szybko pożegnaliśmy się ze szczęśliwą rodzinką McKaganów i spokojnie wróciliśmy do domu. Ja to bym pobiegł, ale nie chciałem wzbudzać podejrzeń. Objąłem brunetkę w pasie i popatrzyłem na Jimiego, słodko śpiącego w wózku. Jakie to życie jest zajebiste! W końcu dotarliśmy pod naszą willę. Spokojnie weszliśmy do środka. Ja, jak gdyby nigdy nic, otworzyłem drzwi i pomogłem Michelle wnieść wózek po kilku schodkach. Czterokołowiec został w korytarzu, a my przenieśliśmy małego do jego pokoiku. Pocałowałem go w czubek głowy i ułożyłem maleńkie ciałko w łóżeczku. Michelle nakryła go kocykiem i już po chwili oboje wyszliśmy z pokoiku, zamykając po cichu drzwi. Złapałem brunetkę i mocno ją do siebie przyciągnąłem. Mała objęła mnie w pasie i delikatnie musnęła moją szyję. Przymknąłem powieki i tyłkiem otworzyłem drzwi sypialni. Puściłem Chelle i wszedłem do środka. W pokoju panował półmrok, więc po omacku doszedłem do łóżka i usiadłem na samym środku. Michelle delikatnie pstryknęła czarny guzik i już po chwili w pomieszczeniu zapanowała światłość. Mała lampka koło łóżka pozwoliła mi pooglądać sobie moją ślicznotkę. Zdjąłem koszulkę i wyrzuciłem ją gdzieś na bok. Usłyszałem cichy śmiech Chelle, a już po chwili zauważyłem jej t-shirt, szybujący gdzieś w okolicach sufitu. Oblizałem wargi, a Michy powoli wdrapała się na łóżko, zbliżając się do mnie na czworakach. Seksownie przygryzła wargę i lekko musnęła moje usta. Przymknąłem powieki i cierpliwie czekałem na ciąg dalszy. Mała zaczęła delikatnie całować moją szyję, a ja łaskotałem ją opuszkami palców na wysokości talii. Po chwili jej usta spoczęły no moim torsie. Brunetka zaczęła obcałowywać każdy centymetr mojej skóry. Było mi tak dobrze, że sam nie wiedziałem kiedy wzdychałem, a kiedy mruczałem. Poczułem jak ostry paznokieć Chelle zmierza w kierunku moich spodni. Głośno przełknąłem ślinę i ponownie oblizałem wargi. Nagle ścisnęła moje krocze pazurami, a ja pisnąłem jak panienka.
- O kurwa... - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, a Michelle zaczęła się śmiać. No co za bezczelna...baba! - Tak chcesz się bawić? Bardzo proszę. - powiedziałem z uśmiechem i w błyskawicznym tempie obezwładniłem jej ręce, wyciągając je mocno do góry. Przy okazji zerwałem z niej stanik i mocno wpiłem się w jej usta. Po chwili Chelle wyplątała swoje chude dłonie z mojego uścisku i mocno objęła mnie za szyję, praktycznie mnie dusząc. Starałem się jakoś oddychać, aż wreszcie do głowy przyszedł mi znacznie lepszy pomysł. Gwałtownie szarpnąłem za suwak przy jej spodenkach i...ups. Chyba coś urwałem. Michelle wybałuszyła oczy i przestała mnie całować. Oboje podnieśliśmy łby do góry i spojrzeliśmy najpierw na siebie, a potem na suwak.
- Rozjebałeś mi spodnie! - krzyknęła pod nosem, dziwiąc się jednocześnie.
- Same się rozjebały! - odpowiedziałem i zrobiłem minę niewinnego przedszkolaka.
- Zapłacisz mi za to. - dodała i energicznie wpiła się w moje usta. Wreszcie czułem się jak dawniej, a kiedy spadliśmy z łóżka było niemalże identycznie. Dość szybko pozbyliśmy się ubrań i w końcu mogłem nacieszyć się całym ciałem mojego aniołka, a raczej...diabełka.
Michelle
Kropelki potu spływały po moim ciele, a ja wciąż drżałam pod wpływem najmniejszego dotyku Saula. Wyciągnęłam dłoń w stronę lampki i wyłączyłam światło. Kudłaty łeb usadowił się na moim biuście i tak leżał i dyszał, dopóki go z siebie nie zepchnęłam.- Michelle...! - jęknął rozpaczliwie i wtulił łeb w poduszkę. Zaśmiałam się pod nosem i zarzuciłam na siebie tylko jakąś koszulkę. Wyszłam z pokoju, uśmiechając się pod nosem. Odrzuciłam włosy do tyłu i weszłam do łazienki. Pokręciłam głową, z niedowierzaniem patrząc w lustro i postanowiłam wziąć szybki prysznic. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Był to oczywiście mój mężczyzna. Powoli całował moją szyję, usta i przytulał mnie tak czule, że miałam ochotę zostać pod prysznicem na zawsze. Niestety kiedyś trzeba stąd wyjść. Po kilkunastu minutach zakręciłam wodę i oboje owinęliśmy się ręcznikami. Potem założyliśmy na siebie tylko cienkie szlafroki i wróciliśmy do sypialni. Pożyczyłam od Slasha starą koszulkę i szybko się w nią przebrałam. Założyłam jeszcze szare majtki i ułożyłam się na swojej połowie łóżka. Brunet przez chwilę chodził po pokoju, aż wreszcie w samych bokserkach wskoczył na miejsce obok mnie. Ułożyłam głowę na jego prawym ramieniu i przymknęłam powieki.
- Kocham cię...wiesz? - zapytał szeptem, a ja lekko się uśmiechnęłam i zamruczałam twierdząco...
Steven
Rano obudziły mnie zimne dreszcze. Otworzyłem oczy i czekałem aż obraz się ustabilizuje. Kiedy ostrość widzenia powróciła, nie zobaczyłem Katrin. Przetarłem twarz dłonią i spojrzałem na otwartą szufladę mojej szafki nocnej. Na mojej twarzy zawitało przerażenie, które było całkowicie na miejscu. Zajrzałem do środka i spostrzegłem, że małe pudełeczko, które było ukryte na samym dnie teraz leży otwarte, na dodatek bez połowy zawartości. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem szukać Katrin. - Kochanie...? - zawołałem, wystawiając łeb z sypialni. Nikt mi nie odpowiedział, więc wkurzony na samego siebie poszedłem do kuchni, salonu, aż wreszcie zobaczyłem ją w łazience. Klęczała na podłodze, wrzucając do muszli moje zapasy. - Katrin... - zacząłem niepewnie, a blondynka poderwała się z miejsca i spojrzała mi w oczy. Chyba po raz pierwszy w życiu wiedziałem, że ona płacze przeze mnie. Byłem tego pewien. - Przepraszam... - powiedziałem, z żalem patrząc w te smutne, załzawione oczy dziewczyny.- Myślałam, że...że jesteśmy ze sobą szczerzy...tak naprawdę...- powiedziała słabym głosem, po czym spuściła wzrok.
- Ja nie chciałem cię martwić...przysięgam, że więcej nie zobaczysz tego świństwa w domu. - podszedłem bliżej niej i spojrzałem na swoje lekko roztrzęsione dłonie.
- Nie w domu? Będziesz teraz ćpał jak dawniej? Z kumplami w barze!? - wrzasnęła, a łzy popłynęły po jej zarumienionych policzkach.
- Nie o to chodzi...nie chcę już brać. Uwierz mi... - dodałem, podchodząc maksymalnie blisko. Dzieliły nas centymetry, lecz Katrin za wszelką cenę unikała mojego wzroku.
- Wierzyłam ci. I co? Zajebiście na tym wyszłam, nie uważasz? Jak mogłam niczego nie zauważyć? - powiedziała i ominęła mnie, szturchając w ramię. Przymknąłem powieki i chyba dotarło do mnie, że długo już tego nie ukryję.
Po południu wyszedłem z domu, nie mówiąc mojej żonie o niczym. Byłem bezsilny, a nie chciałem patrzeć w jej zapłakane oczy. Co chwilę, gdzie nie spojrzałem, mijałem reklamy terapii odwykowej, psychologa od uzależnień, ale za każdym razem zbywałem się myślą, że tylko ja mogę sobie pomóc. Nikt inny.
- Steven Adler!? - krzyknął jakiś dzieciak i podbiegł do mnie, wyrywając kartkę z zeszytu, który właśnie trzymał w dłoni. - Da mi pan autograf!? Proszę! - dodał, a ja nie miałem serca mu odmówić.
- Jasne, dla kogo? - zapytałem, lekko się uśmiechając.
- Jason i Maggie. - odparł z uśmiechem i wcisnął mi do ręki cienkopis. Szybko nabazgrałem kilka słów na kawałku papieru i oddałem mu bezwartościowy świstek. - Dziękuję! - odparł i w podskokach pobiegł w swoją stronę. Chciałbym mieć takiego syna. Wesołego, takiego, który nie miałby problemów. Swoją drogą, ciekawe czemu jeszcze poważnie nie porozmawiałem o tym z Katrin? Wszyscy pozostali mają już swoje małe pociechy... W zamyśleniu zapędziłem się na jakąś melinę. Trafiali tu wszyscy, który choć przez chwilę byli w rozterce psychicznej. Niektórzy w ogóle stąd nie wychodzili, a inni wracali zbyt często. Ja byłem tak pomiędzy. Chciałem z tym skończyć, ale kiedy tylko myślałem, że to dobry moment, pojawiały się gigantyczne problemy, z którymi nie poradziłby sobie nawet batalion piechoty morskiej. Ćpałem, bo chciałem i to był tylko i wyłącznie mój problem. Najgorsze było to, że ciągle wydawało mi się, że jestem sobie w stanie z tym poradzić, a gdy tylko przypominałem sobie to błogie uczucie... Byłem słaby i codziennie to sobie powtarzałem. Z chłopakami, na próbach, starałem się zachowywać normalnie. Tak, żeby niczego nie zauważyli. W domu dawałem sobie na luz, ale Katrin była szczęśliwa. Aż do dzisiaj.
- Czego potrzebujesz? - zapytał koleś w moim wieku. Ten sam co zawsze.
- Niczego nie chcę...albo nie...daj mi kokainę. - powiedziałem i kolejny raz nawrzeszczałem na siebie za własną głupotę. Koleś nic więcej nie mówił tylko włożył mi kilka małych torebek do kieszeni kurtki, a ja wepchnąłem mu do ręki plik pieniędzy. Rozstaliśmy się bez słowa i każdy z nas poszedł w przeciwną stronę. Przez kilka godzin błąkałem się po Sunset, mając świadomość, że niosę ze sobą dość dużą ilość dragów. Z jednej strony chciałem, żeby złapała mnie policja, a wtedy mógłbym uczciwie przyznać przed samym sobą, że dzisiaj nie wezmę. Jeśli to jednak nie nastąpi, będę zmuszony zlikwidować całą działkę jeszcze przed powrotem do domu. Wszedłem do Roxy i kiwnąłem głową na ochroniarza. Już mnie nie przeszukiwali. Byłem w końcu gwiazdą, więc to normalne, że wnoszę towar na imprezy. Nie chciałem ćpać sam, ale było mi głupio dzwonić po któregoś z chłopaków. W końcu oni jakoś z tego wyszli. Po chwili do mojego stolika przysiadł się jakiś młody chłopak.
- Masz pożyczyć fajkę? - zapytał, lecz jego twarz pokazywała, że jeśli zaraz się nie zrzyga, to oczy wyjdą mu z czaszki. Po chwili zaczął kaszleć, a ja postanowiłem mu pomóc. Ile razy mnie uratował zupełnie obcy człowiek? Chwyciłem kolesia za ramię i zaprowadziłem go do kibla. Rzygał z pół godziny, a potem zasnął na podłodze jak małe dziecko. Wszystko się zmieniło, nawet ja. Wróciłem do domu i przypomniałem sobie o mojej dawce w kieszeni. Na samą myśl o odległości, która dzieliła mnie od świętego spokoju nie mogłem opanować dreszczy na całym ciele. Zajrzałem do sypialni, gdzie spokojnie spała Katrin. Potem poszedłem do łazienki i rozsypałem sobie trochę białego proszku na umywalce. Szybko wciągnąłem niecałą kreskę i w ubraniu wszedłem pod prysznic...
Axl
Ja, młody, zdolny, przystojny i niewyobrażalnie inteligentny tatuś Rose zabrałem mojego szkraba do sklepu. Mały był szczęśliwy, bo mógł pooglądać nowe otoczenie, Kate była szczęśliwa, bo mogła odpocząć od opieki nad dzieckiem, a ja byłem szczęśliwy, bo mogłem całemu światu pochwalić się własnym potomkiem. Roger nawet nie zwracał uwagi na to, jak pięknie mu śpiewałem, po prostu gapił się przed siebie z lekko rozchylonymi ustami i ślinił się na widok każdej migoczącej reklamy. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, wygodnie ułożyłem go sobie na ramieniu i poszliśmy po wózek. Trolley był na drobniaki, więc musiałem wrócić do auta po jakieś marne grosze, co z kolei nie spodobało się Rogerowi, bo zaczął płakać. Trochę spanikowałem. W końcu jeszcze nie zostałem sam na sam z płaczącym dzieckiem, bez Kate w promieniu 5km. Po paru minutach zdołałem go uspokoić i z wielkim uśmiechem usadowiłem maluszka w nosidełku w wózku. Kiedy mały zorientował się, że jedziemy, słodko się zaśmiał. Kiedyś ludzie schodzili mi z drogi, a teraz tylko się uśmiechają i ewentualnie przepuszczają w przejściu. Z jednej strony to cieszy, ale z drugiej...chyba wolałem jak się mnie bali. W zamyśleniu wszedłem do sklepu i zacząłem rozglądać się za jakimś ciekawym działem. Pierwsze rzuciły mi się w oczy czerwone, koronkowe staniki na wystawie, ale to chyba nie jest dobry pomysł, jeszcze nie. Potem ujrzałem półki zawalone kolorowymi opakowaniami, więc nie przyglądając się zbytnio, ruszyłem w ich stronę.- No to co kupujemy malutki? Chcesz cukiereczka? - z wielkim uśmiechem na twarzy połaskotałem Rogera po brzuszku i zatrzymałem wózek przed wielkim regałem z kolorowymi...podpaskami? Kuźwa, myślałem, że to jakieś ciastka! Szybko wycofałem się z alejki i nagle wjechałem w czyiś wózek.
- Ups, przepraszam. Nie zauważyłem pa...Axl? -
- Cholera, to ja prze...Slash? - powiedzieliśmy jednocześnie i roześmialiśmy się również w tym samym czasie.
- Stary! Co ty tu robisz? - zapytał, szczerząc się do wszystkich naokoło. Po chwili podaliśmy sobie ręce i zaczęliśmy iść w tę samą stronę.
- A wiesz...sobota jest, to zakupy trzeba zrobić, nie? - zaśmiałem się i poklepałem Mulata po plecach. Ten zawtórował mi cichym chichotem i razem dotarliśmy na dział "Warzywa i owoce". Rozmawiając, wrzucaliśmy do koszyków wszystko co popadło. Zaraz...po chuj mi 5 kg czosnku? Odłożyłem worek gdzieś do kosza z pomarańczami i dogoniłem Hudsona.
- Jak tam Jimi? - zapytałem, ale widząc, że dzieciak ze wszystkiego się śmieje, nie musiałem czekać na odpowiedź uradowanego tatusia.
- Zajebiście jak widać, a Roger? Co u Kate? - wujek Slash odparł pytająco i wyciągnął swojego brzdąca z wózka.
- Świetnie, chyba zaczniemy się starać o kolejne dziecko. - przyznałem dość niepewnie, a Slash wybuchnął głośnym śmiechem.
- Słyszysz młody? Będą robić dzidziusia. - zaśmiał się ciszej i podrzucił swoje pokolenie do góry. - Gratuluję! Albo nie, pogratuluję jak coś się wykluje! - dodał, gdy weszliśmy w ogromną alejkę ze słodyczami. Kiedy byłem mały takie ilości czekolady widziałem tylko w snach, więc nie tracąc czasu, postanowiłem nadrobić stracone lata. - Dobrze się czujesz? - zapytał nagle Slash, stając obok mnie i drapiąc się po głowie z podziwem wymalowanym na twarzy.
- Co? Stać mnie, to kupuję. - prowokacyjnie się uśmiechnąłem i popatrzyłem na prawie pusty wózek gitarzysty.
- Tak chcesz grać...? Za 30 minut przy ostatniej kasie, zobaczymy kogo stać na więcej! - rzucił z uśmiechem i pobiegł nie wiadomo gdzie, prowadząc przed sobą wózek. Wzruszyłem ramionami i dopiero po chwili dotarło do mnie, że on rzucił mi wyzwanie! Spojrzałem na zegarek: 14:09. Znacznie przyspieszyłem i ręką spychałem do koszyka wszystko, co napotkałem na swojej drodze, uważając jednocześnie, żeby nie uszkodzić Rogera. Przemierzałem właśnie środek sklepu, kiedy ktoś mocno wbił palce w mój bok.
- Czas leci Axl! - Slash przejeżdżał na wózku i przy okazji mnie zaczepił. Zaraz!? Skąd on tyle tego wziął!? Teraz zawartość jego koszyka kilkakrotnie przewyższała moją. Rozdziawiłem usta ze zdziwienia i postanowiłem nie dać za wygraną. Zwiedziłem większość stoisk, aż w końcu dotarłem na jakiś sportowy dział. Spojrzałem na zegarek: 14:28. Za 11 minut mamy spotkać się przy kasie, więc korzystając z chwili włożyłem do wózka najdroższą rzecz jaką widziałem - mały skuter za 1500$. Tego na pewno nie przebije! O czasie stanąłem przy kasie i zobaczyłem wyszczerzonego Hudsona, który po drodze gubił jakieś małe rzeczy. Roześmiałem się szyderczo, kiedy z niepokojem spojrzał na mój ładunek...
***
A więc powracam. Rozdział nudny, ale uznajmy, że tak musi na razie być, aby wprowadzić Was w odpowiedni klimat. Tak więc kilka najbliższych rozdziałów będzie takich jak ten - nudnych do kwadratu, ale obiecuję, że wszystko wynagrodzę Wam w przyszłości xD
Do zobaczenia w ferie mordeczki ^ ^
Wcale nie nudny. Słodkie sielankowe życie Slasha i Axla, plus Stevenek, który chyba przejrzał na oczy. W ogóle skaczę z radości, że dodałaś rozdział :D Ha Ha Slash starający się przezwyciężyć Axla w ilości zakupów w koszyku. Wyobrażam sobie górę jedzenia i zabawek w koszyku Hudsona a na samym czubku uhahanego do granic możliwości Jimmiego :) No i Michy. Tak bardzo brakowało mi twojej Michelle :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten naprawdę treściwy komentarz i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię w kolejnych rozdziałach <3
UsuńAh ah ah ah ♥♥♥
OdpowiedzUsuńMichelle wróciła! Może tylko na chwilkę, ale wróciła! No ja nie wiem, czy ty mnie w ogóle pamiętasz, bo sobie odeszłam z bloggera - usunęłam dwa blogi i tak o... Tylko, że później wróciłam xd I jestem. Ale i ty jesteś. Dobra nieważne... Pierdole nie wiadomo o czym. No rozdział jak zwykle zajebiście opisany i zajebiście napisany. Może jest teraz tak "zwyczajnie", ale przecież nie może być ciągle jakiejś akcji, problemów i cholera wie czego.
Steven jest uzależniony. Mam nadzieję, że Katrin i reszta jego przyjaciół pomoże mu z tym walczyć. O ile da sobie pomóc.
+Zapraszam Cię do siebie. Wiem, że pewnie i tak masz dużo do nadrobienia. Kontynuuję dwa opowiadania o Guns N' Roses i piszę coś nowego - opowiadanie o moim ukochanym zespole, czyli Led Zeppelin.
Tak tak tak! Wróciłam i cieszę się, że Ty również na stałe nie znikłaś xD
UsuńNie wiem...tak jakoś mi się wydaje, że nuda, ale to chyba dlatego, że ktoś dawno dawno temu napisał mi coś takiego pod jednym z rozdziałów. Obiecuję, że akcja jeszcze się rozkręci! W każdym razie cieszę się, że rozdział jako tako przypadł Ci do gustu i obiecuję, że od jutra lub od poniedziałku zabieram się za nadrabianie xD
Zajebiście się cieszę że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest nudny jest zabawny i określa taki zwyczajny zajebisty dzień.
Hudson i Axl chyba nigdy nie dorosną :D
No i niech Steven weźmie się w garść!!
Czekam na następne :*
Hyhyh, ja również się cieszę. Fajnie tak wrócić, bo dłuższej przerwie xD
UsuńPozdrawiam! :)
Nudny ?! No błagam !!! Genialny !!! Wiecznie nie wyrzyci ;D ale to dobrze ^^ jak ja sie cieszę ze wróciłaś !! Błagam dodaj szybko następny rozdział !! Juz nie moge sie doczekać !! No i przepraszam ze ten komentarz jest taaaaki długi i oryginalny... Następnym razem sie poprawie ;) no i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńHaha dziękuję! Nawet nie macie pojęcia, jak cholernie brakowało mi takich zajebistych komentarzy <3
UsuńOdwiedzę, ale niestety dopiero w ferie, przepraszam :<
Nudny? No chyba sobie kpisz! :D Zobacz, ile się dzieje :P
OdpowiedzUsuńSeeeeks *___* Czyli to, co tygryski lubią najbardziej hahah :D
No niee! Steven kurwa! Mam ochotę mu zajebać! Najpierw pzrerasza Katrin i obiecuje jej poprawe, a później idzie po dragi! No pewnie! Bo tak jest łatwiej! Najlepsza droga na skróty! Argh!
Axl jaki kochany tatuś <3 To takie inne, a zarazem... fajne :D
No i nie ma to jak zawody w sklepie :D Tylko oni mogli to wymyślić xD a niby dorośli faceci :D Hhahahaha rozwaliło mnie to :D A Rose grubo pojechał, bo skuter wziął hahah :P Burżuazja :D
Witamy z powrotem! <3
Hahah! "Seeeeks *___* Czyli to, co tygryski lubią najbardziej" - kocham to kierwa! Kocham!
UsuńBurżuazja! Było dzisiaj na historii xD
Dzięki dzięki! ♥
Mały skuterek! Zawsze marzyłam o małym skuterku a nikt nie chciał mi kupić pff... I czekolada. I seks. A ty wspominałaś, że rozdział nudny. I dlaczego nikt ze mną nie chce robić zawodów na zakupy? Chyba dam ogłoszenie: przygarnę Axla Rosa. Nawet dopłacę. Trochę się boję co z tych dzieci wyrośnie przy takich tatusiach :)
OdpowiedzUsuńKiedyś nazwaliby mnie nimfomanką xD
Usuńteż zawsze chciałam skuterek! ale potem mnie wzięło na motocykle xD co prawda - już mi to przeszło xD
hahah pomogę z ogłoszeniem, umieszczę w gazecie czy coś xD
Nie nudny, tylko ZAJEBISTY xD
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie minę Axla, jak się okaże że jednak Hudson i jego góra różnych małych rzeczy wygra. Bezcenne ;D
Jak już kiedyś się dostanę do tego jury co przyznaje Nobla, to będę na Cb głosować!!!
hahah! Dziękuję! Przez takie komentarze znów szczerzę się do monitora jak wariatka xD
UsuńNo, nareszcie :D Nadrobię w wolnej chwili, w weekend zapewne. A póki co zapraszam na kolejny rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOk ok, w takim razie czekam xD
UsuńA do Cb zajrzę jak wrócę z kółka ;)
Jakie nudy, kobieto??? Było cudownie jak zwykle. Nie mogło się oczywiście obejść bez seksu u Slasha no bo jak:D Steven mnie wkurzył i to bardzo. Katrin się o niego martwi i ten ją przeprasza, a za chwilę znowu robi to samo...Hehehe te zawody w sklepie mnie rozwaliły doszczętnie :P Ciekawe kto wygra...Niby dorośli i mają dzieci, ale zachowują się gorzej niż nastolatkowie :D Jak to dobrze, że wróciłaś do pisania.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie www.the-flames-burned-out.blogspot.com
Awww *_* dziękuję za ten komentarz! Naprawdę! xD
Usuńi oczywiście odwiedzę <3
Hahaha :D Jeśli to jest nudne to ja jestem...yyy...drzewem? Dobra, whatever. Wiesz jaki miałam zaciesz kiedy zobaczyłam, że coś dodałaś! Czytając to, uświadomiłam sobie jak bardzo mi tego brakowało! Twojego stylu pisania, Slash'a, Michelle, Axla, Jimmiego i wszystkich w ogóle! Do dziś zastanwiam się, co by się ze mną działo, gdybym nie trafiła na linka do Twojego bloga na Zapytaju :D Tak, trafiłam do Ciebie przez tą stronkę :P Było to jeszcze zanim Chelle zeszła się ponownie ze Slashem :D Podsumowując, kocham Twojego bloga! I dziękuję za to, że go prowadzisz! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńBoooże Drogi! Jakie urocze...wyznanie? *____* po prostu łezka się w oku kręci! Dziękuję Słonko, że tyle już ze mną wytrzymujesz ♥ Kocham Cię za to, że czytasz moje wypociny i obiecuję, że zaraz nadrobię Twe cudeńko ;D
UsuńOj chelle kochanie moje, troche zaległosci masz w naszych wypocinach :c
OdpowiedzUsuńale sie jaram ze nowy dodałaś *.* no kurwa nie mogłam się doczekać! wcale nie nudny :D ale zastanawiam się co ty kombinujesz ;) co się jeszcze stanie? Hmmm... może... możę "ktoś" zmartwychwstanie i pozabija całą rodzinkę hudsonów i ogólnie wszystkich...albo Jimi... jak dorośnie będzie płatnym mordercą... :D taaa xD
wbijaj <3
Hahah przyznam szczerze, że przez chwilę miałam nawet ochotę i pomysł, aby przywrócić "ktosia" czyli Megan do życia, ale raczej tego nie zrobię, bo to przecież nie jest opowiadanie fantastyczne, a jedynie fikcyjne xD
Usuńno i oczywiście wbiję do Cb jak tylko znajdę chwilę na oddech... <3
SZLACHTA ZACZĘŁA FERIE. \m/
OdpowiedzUsuńjeny, wyobrażam sobie teraz, że będę się opierdalać legalnie przez 2 tygodnie, leżeć w łóżku do 15:00 i chodzić spać, kiedy będzie mi się podobało... :D ahh.
oki, wracając do rozdziału. najbardziej podobała mi się narracja Stevena! aż mi się płakać zachciało. tak szkoda mi się zrobiło Katrin... ma obok siebie osobę, która niszczy samą siebie, ich związek, przy okazji jej psychikę, a ona go kocha... ehh...
Slash i Axl w sklepie! jeju, wrzucanie do koszyka czego popadnie, 5 kg czosnku i ten tekst: "będą robić dzidziusia" :D
u mnie 12. rozdział, jeśli chcesz, wpadnij. :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Fuck yeah! Skąd jesteś dziewojo, że zaczynasz ferie w tym samym czasie? XDDDD ja już dzisiaj pospałam do 10:00 *_* ale jeszcze mi mało.
UsuńDziękuję za komentarz i na pewno odwiedzę! <3
Pararara, zapomniałam informować, ale już się poprawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://highway-to-wherever.blogspot.com/
Wiem, że nie tęskniłaś, ale i tak muszę ci skomentować ten wpis, gdyż
OdpowiedzUsuńa) Ja baardzo tęskniłam za Twoim opowiadaniem!
b) rozdział jest genialny
c) nie wiem co jeszcze mam napisać..
d) dalej nie wiem...
e) kiedy nowy ? ;>
Podpis: (Nie)Zboczona
O.O Jaja se robisz!? NIE TĘSKNIŁAM!? ja tu staję na głowie, myśląc "gdzie ten zboczony anonim?", a Ty śmiesz mi mówić, że nie tęsknię za tymi zacnymi komentarzami...za Tobą!? D;
Usuńa) no i tak ma być Słonko <33 niee no żarcik, radzę zgłosić się do psychiatry, mogę dać Ci tez nr do mojego terapeuty.
b) wiem, bo sama go pisałam, a tak serio to nudny, ale z grzeczności tego nie napiszą xD
c) ja też nie wiem
d) również dalej nie wiem
e) jutro pasuje? xD
Nie...no..nudny?! To ty nudnych nie widziałaś chyba xD Zajebisty <3 Najlepszy był wyścig Axla i Slasha xD Przy dzieciakach to ja się po prostu rozpływam *.* są takie słodkie . No i Steven...co on odpierdala ? D: . Katrin się martwi , a on odwala nie wiadomo co ...módlmy się o to , że wyjdzie z narkotyków. I będzie love forever ! ^^ xD . Dobra..to tyle ode mnie , bo nie chcę przynudzać. XD Czekam na kolejny,zajebisty rozdział *.*
OdpowiedzUsuńOjj dziękuję! A ze Stevenem - spokojnie, wszystko się niebawem ułoży xD
UsuńRozdział CHYBA jeszcze dziś ;)
Och..Aż mi się łezka w oku zakręciła ! Uwierz, że nie potrzebuję terapeuty, bo nawet jakbyś napisała jedno zdanie w rozdziale i tak były GENIALNY. Czyli..jak dobrze liczę, to dzisiaj NOWY?! Taaaaaaaak! <3 Pisz pisz!
OdpowiedzUsuńPs. Żeby nie było, że mi moje zboczenie wyparowało, to tylko taka mała aluzja..WIĘCEJ SEKSU. Dziękuję, koniec aluzji.
Podpis:(Nie)Zboczona
Hahahaha no naprawdę baaardzo mała ta aluzja xD zobaczę co wymyślę, a na cuda nie licz Słonko <3
UsuńDzięki za komentarz ;)
Zajebisty rozdział.♥ Czytam twojego bloga... od ok. 1-2 miesięcy ;) Jednak teraz dopiero założyłam sobie konto. Tak naprawdę, Guns n' Roses znałam już sporo czasu temu, jednak teraz powróciło do mnie uwielbienie w stosunku do nich ♥ A poza tym to zauważyłam że macie "więzi" pomiędzy sobą (co często się oczywiście zdarza jak znajdzie się sporo osób o tej samej pasji), i mam pytanie: mogłabym do was ,,dołączyć" ? ;3 Z góry cię Pozdrawiam.♥
OdpowiedzUsuń*____* kolejna zbłąkana duszyczka! jak miło, że co chwilę ujawnia się nowy czytelnik xD
UsuńOczywiście, że możesz wstąpić w nasze skromne progi, jak każdy! Ja na przykład już Cię lubię xD
Pozdrawiam Cię, Słonko xD
o , no to świetnie ;**
Usuńbardzo sie ciesze < 3
pozdrawiam cie... Chmurko xDD
Napisałam komentarz i mi go nie dodało :< Albo jestem ciotą albo nie wiem co XD
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! <333 i najbardziej podobał mi się fragment o Stevenie, nie wiem czemu :ooo
NO I DUŻO DUŻO AXLA <333 I CZEKOLADA, KOCHAM TO W OGÓLE <333
TEREFERE, Dalej czekam na zdjęcie! :D <3
I na następny rozdział oczywiście! <3 *______*
Kochanie moje...mam ustawioną moderację, więc komentarze pokazują się dopiero po moim zatwierdzeniu xD nie żeby coś, ale jakiś idiota ciągle mi spamuje i po prostu muszę tak a nie inaczej robić, żeby nie zaśmiecać bloga xD
Usuńno już! wyślę Ci to zdjęcie, spokojnie 8D
rozdział raczej za chwilę xD
Ta rywalizacja Slasha z Axlem w sklepie była zajebista XDD świetna scena! Uśmiałam się :D
OdpowiedzUsuńZa to narkotykowe problemy Stevena nieźle mnie zmartwiły. Fajnie opisałaś jego przemyślenia i uczucia. Nałóg to trudna sprawa.
W ogóle przeczytałam ten rozdział wczoraj przed pójściem spać i miałam zajebisty sen, że mieszkałam z młodym Axlem w LA w jakiejś piwnicy pod salonem fryzjerskim i próbowaliśmy uzbierać kasę na obiad XDDD
W każdym razie rozdział czytało się super :D pędzę do kolejnych :)
Pozdrowionka <3
Lady Stardust ;*
Droga Lady Stardust, dziękuję za kolejny komentarz! <3
UsuńCieszę się, że Twoim zdaniem udało mi się to jakoś fajnie opisać.
Ale zarąbisty sen! Hahaha! Genialnie! Zazdroszczę Ci go nawet trochę :D
Pozdrawiam <3 ;*
Reverie.