Rozdział 93. We all went mad.
Wszedłem do domu, w którym panowała zupełna cisza i całkowita ciemność. Kiedy stanąłem po środku salonu, w oczy rzucił mi się krasnal na drewnianym stoliku. Przed oczami od razu pojawił się obraz tego chuja, więc niewiele myśląc, chwyciłem figurkę w dłoń i zgniotłem, zaciskając pięść, po czym z całej siły cisnąłem odłamkami o podłogę. Po chwili w przedpokoju zaświeciło się światło, a do salonu wtargnęła Michelle.
- Oszalałeś!? Jest pierwsza w nocy! - podeszła bliżej. a ja popatrzyłem na swoją dłoń. Co to kurwa...krew? - Jesteś pijany! - krzyknęła, a mnie aż dreszcz przeszedł po plecach.
- Tylko troszkę... - wybełkotałem i chciałem ją pocałować, ale gdzie tam. Brunetka odsunęła się do tyłu i spojrzała na mnie z lekkim strachem w oczach.
- Chodź, trzeba to opatrzyć. - odparła znacznie spokojniej, ale wciąż patrzyła na mnie wilkiem. Wbiłem wzrok w jej nogi i nie potrafiłem przestać myśleć o tym, co moglibyśmy właśnie robić, np. na tym oto blacie, który już raz został przez nas zaliczony.
- Gdzie byłeś tyle czasu? Martwiłam się. - powiedziała nagle, wyciągając z szafki apteczkę.
- W barze, z Duffem. - odparłem, siadając na krzesełku i nie odrywając oczu od w połowie odsłoniętych ud. Michelle pociągnęła moją dłoń, na co odpowiedziałem jej cichym syknięciem.
- Po co to zrobiłeś? - zapytała, spoglądając na mnie jak na idiotę.
- Bo kurwa chciałem. Nie mogę już niszczyć tego co przyniesie nasz kochany sąsiad? - zapytałem uniesionym tonem i wyrwałem dłoń, którą właśnie owijała w biały bandaż.
- Krasnale są ze sklepu. Jimiemu się podobały, bo widział podobne w bajce. - mruknęła pod nosem, a mnie zrobiło się cholernie głupio. Spuściłem wzrok i pozwoliłem, żeby kontynuowała naprawianie mojej lekko rozciętej dłoni. Wtedy mój wzrok ugrzązł na białym bezrękawniku, przez który przebijały się jej podniecające piersi. Brunetka kilka sekund później złapała mnie za brodę i podciągnęła ją do góry.
- Teraz będziemy mięli kilka dni przerwy. - odparła, zmuszając mnie, abym patrzył prosto w jej oczy.
- Okres? - zapytałem dla pewności, Chelle pokiwała twierdząco głową i skończyła robić opatrunek. Schowała wszystko do szafki i popatrzyła na moją zmarnowaną osobę.
- Dasz radę iść sam? - spytała, podchodząc trochę bliżej. Prychnąłem pod nosem i zataczając się przy schodach, jakimś cudem dotarłem do sypialni. Upadłem na łóżko i tak już zasnąłem...
3 tygodnie później...
23 luty 1995r., Chicago.
- Axl do cholery, czemu ty przede mną uciekasz!? - krzyknęła Kate i szarpnęła mnie za rękę.
- Ja? No coś ty skarbie. Po prostu mam ważne rzeczy do załatwienia. Przecież wiesz, że za chwilę gramy koncert... - powiedziałem, wyplątując się z uścisku i już chciałem iść dalej.
- Ważniejsze niż ja? - zapytała, a mnie zaczęła brać kurwica.
- Posłuchaj, doskonale wiesz, że koncerty są ważne i wszystko musi grać jak trzeba. Rozejrzyj się i zauważ, że niektórzy tu ciężko pracują. - powiedziałem donośniej.
- Slash jakoś znajduje czas dla Michelle, Izzy dla Letty, a Duff dla Lizzy...cały czas siedzą razem i jakoś się ze sobą dogadują, dlaczego my tak nie możemy!? - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na osoby wokoło.
- Daj spokój, tu są ludzie. - powiedziałem ze sztucznym uśmiechem, nie chcąc dać po sobie poznać, że zaraz wybuchnie we mnie wulkan złej energii.
- Gówno mnie obchodzą inni! Jest coraz gorzej, ja tak nie chcę! - wrzasnęła ze łzami w oczach.
- Mam zrezygnować dla ciebie z zespołu? - zapytałem niepewnie, modląc się żeby popukała się w czoło i rzuciła mi w ramiona. Niestety było zupełnie inaczej. Brunetka szybko do mnie podeszła i przypierdoliła mi z liścia.
- Dupek. - dodała i poszła w stronę wyjścia. Przez chwilę stałem oszołomiony jej zachowaniem i nawet nie zorientowałem się, kiedy kilka osób otoczyło mnie w koło.
- Na co się gapicie? Zapierdalać do roboty. - mruknąłem i poszedłem do swojej garderoby.
- No kurwa mać! - wrzeszczał i był cholernie wpieniony. Podał blondyna ochronie i kazał im posadzić go przed instrumentem. Michelle popatrzyła w moją stronę z niepokojem. Wszyscy ustępowali Axlowi z drogi, co było dobrym posunięciem, bo rudzielec w takim stanie mógł nawet zabić. Kate nie było w pobliżu, więc chyba pojechała do hotelu. Wziąłem do ręki mikrofon i krzyknąłem
- Heeeey fuckers! - ludzie odpowiedzieli mi niesamowicie głośnym piskiem, a ja lekko się uspokoiłem. Adlera posadzili przed bębnami, ale nie byłem pewien, czy w ogóle da radę cokolwiek zagrać. Nie był w stanie utrzymać w dłoni pałeczki. Już chciałem zacząć przedstawiać zespół, ale wtedy Rose wtargnął na scenę i zabrał mi mikrofon sprzed nosa.
- You know where the fuck you are!? - wrzasnął na całe gardło tak, że aż zazgrzytało. Publika oszalała, a reszta zespołu dotarła na swoje pozycje. Może coś jeszcze z tego będzie. - You're in the fuckin jungle baby! Wake up! Time to die! - fani wrzeszczeli, a my zaczęliśmy grać. Dało się usłyszeć, że Adler w ogóle nie potrafi złapać naszego tempa. Wybijał przypadkowe rytmy, a twarz Axla stawała się czerwona ze złości. Zagrałem solówkę, piosenka dobiegła końca i jakoś nam się udało. Potem zagraliśmy Move to the city, Duff zaśpiewał całe So fine i przyszła kolej na Rocket Queen. Rudzielec dał mi znak żebym zaczynał. Adler chyba się porzygał, na szczęście niczego nie było widać. Zagrałem kilka pierwszych taktów. Powtarzałem to kilka razy, ale perkusista w ogóle się nie włączył. Dopiero po chwili Duff coś do niego krzyknął i blondyn zaczął walić w bębny jak opętany. Rose usiadł przed perkusją i napił się kilka łyków wody z butelki. Potem zaczął skrzeczeć do mikrofonu
- Here I am and you're a Rocket Queen I might be a little young but honey I ain't naive, here I am and you're a Rocket Queen...hey! Stop! Stop! Mówię stop! - wrzasnął do mikrofonu i położył mi dłoń na ramieniu. Duff pojawił się obok i zaczął pytać co się stało. - Masz kurwa jakiś problem!? Ochrona! - wrzasnął, ignorując nasze wszystkie pytania. - Dawaj tą kamerę! - nagle rzucił się na jednego kolesia pod samą platformą. Chcieliśmy go stamtąd wyciągnąć, ale fani rzucili się w jego stronę. Z niepokojem gapiliśmy się na to, co się dzieje i czekaliśmy aż ochrona zdoła uwolnić Rose'a z tłumu. Kiedy pomogli mu z powrotem wdrapać się na scenę, Axl wziął mikrofon do ręki i powiedział - Thanks to the lameass security, I'm going home! - wtedy z całej siły uderzył mikrofonem o ziemię, który rozprysnął się na kilka kawałków. Potem szybkim krokiem zszedł ze sceny i tyle go widzieliśmy. Przez chwilę byliśmy nieźle oszołomieni, ale bez Axla i tak nie zagramy.
- Dzięki, że przyszliście...- powiedziałem bez większego entuzjazmu i zdjąłem gitarę, schodząc ze sceny z całą resztą. Ludzie oszaleli, przez cały czas dało się usłyszeć krzyki. James z obsługi technicznej kazał nam jak najszybciej jechać do hotelu, więc tak też zrobiliśmy.
- Masz ognia? - zapytał mnie przyćmiony głos za plecami. Gwałtownie się obróciłem i zobaczyłem Stevena. A raczej to, co z niego zostało.
- Coś ty z sobą zrobił człowieku... - mruknąłem, odpalając papierosa w jego ustach.
- Jakbyś miał to co ja zrobiłbyś dokładnie to samo. - odparł i podszedł bliżej. Przyglądałem mu się z niepokojem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Długo nie brałeś? - zapytałem, widząc jego roztrzęsione dłonie.
- 6 godzin. - odparł, a jego szczęka zaczęła dygotać. Westchnąłem pod nosem i dałem mu głową znak, żeby szedł za mną. Adler ze spuszczoną głową powłóczył nogami, dotrzymując mi kroku.
- Powinieneś iść na odwyk. - mruknąłem, choć doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jaki stosunek mamy do takich rzeczy.
- Wczoraj znalazłem klinikę. - wypalił prosto z mostu, a ja trochę się uspokoiłem.
- Czyli nie będziesz z nami grał? - zapytałem, choć odpowiedź była zupełnie oczywista. Adler zaśmiał się pogardliwie i popatrzył mi w oczy.
- Stary, ja już się do tego nie nadaję. Nie w takim stanie. - dodał i zawrócił. - Słuchaj, mam prośbę. Nie chcę żeby Katrin...wyjeb to gdziekolwiek. Po prostu zabierz to ode mnie. - powiedział na koniec i wepchnął mi do ręki maleńki woreczek z białym proszkiem.
- Saul? - mruknęłam, przekraczając próg pomieszczenia. Hudson w samych spodenkach stał z fajką w ustach pod prysznicem. - Co ty robisz? - zapytałam, pewniej wchodząc wgłąb łazienki.
- No...ja...trochę mi gorąco. - odparł nerwowo i uśmiechnął się niepewnie, wychodząc spod strumienia wody. Prychnęłam pod nosem i podeszłam bliżej.
- Na pewno tylko ci gorąco? - zapytałam podejrzliwie i odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Tak, na pewno. - zauważyłam jak bezustannie trzyma dłoń na wysokości lewej kieszeni, ale zignorowałam to i dałam się delikatnie pocałować.
Rano Slash poszedł do Axla, a ja w mgnieniu oka zaczęłam przeszukiwać kieszenie nadal mokrych spodni, w których wczoraj się kąpał.
- Co robisz? - zapytał nagle za moimi plecami, a ja aż podskoczyłam.
- Szukałam...klucza. Nie widziałeś go gdzieś? - zapytałam, odwracając się w stronę Mulata. Miał wyjątkowo poważną minę i nie zanosiło się na najmniejszy uśmiech.
- Jest w drzwiach. - mruknął oczywistym tonem, a ja teatralnie uderzyłam się w czoło i cmoknęłam go w policzek. Saul niepewnie na mnie spojrzał, ale zaraz potem odwzajemnił pocałunek. Nie mogłam oderwać oczu od jego tajemniczych tęczówek. - Adler i Katrin wyjeżdżają. - powiedział, kiedy zapanowała absolutna cisza...
- Oszalałeś!? Jest pierwsza w nocy! - podeszła bliżej. a ja popatrzyłem na swoją dłoń. Co to kurwa...krew? - Jesteś pijany! - krzyknęła, a mnie aż dreszcz przeszedł po plecach.
- Tylko troszkę... - wybełkotałem i chciałem ją pocałować, ale gdzie tam. Brunetka odsunęła się do tyłu i spojrzała na mnie z lekkim strachem w oczach.
- Chodź, trzeba to opatrzyć. - odparła znacznie spokojniej, ale wciąż patrzyła na mnie wilkiem. Wbiłem wzrok w jej nogi i nie potrafiłem przestać myśleć o tym, co moglibyśmy właśnie robić, np. na tym oto blacie, który już raz został przez nas zaliczony.
- Gdzie byłeś tyle czasu? Martwiłam się. - powiedziała nagle, wyciągając z szafki apteczkę.
- W barze, z Duffem. - odparłem, siadając na krzesełku i nie odrywając oczu od w połowie odsłoniętych ud. Michelle pociągnęła moją dłoń, na co odpowiedziałem jej cichym syknięciem.
- Po co to zrobiłeś? - zapytała, spoglądając na mnie jak na idiotę.
- Bo kurwa chciałem. Nie mogę już niszczyć tego co przyniesie nasz kochany sąsiad? - zapytałem uniesionym tonem i wyrwałem dłoń, którą właśnie owijała w biały bandaż.
- Krasnale są ze sklepu. Jimiemu się podobały, bo widział podobne w bajce. - mruknęła pod nosem, a mnie zrobiło się cholernie głupio. Spuściłem wzrok i pozwoliłem, żeby kontynuowała naprawianie mojej lekko rozciętej dłoni. Wtedy mój wzrok ugrzązł na białym bezrękawniku, przez który przebijały się jej podniecające piersi. Brunetka kilka sekund później złapała mnie za brodę i podciągnęła ją do góry.
- Teraz będziemy mięli kilka dni przerwy. - odparła, zmuszając mnie, abym patrzył prosto w jej oczy.
- Okres? - zapytałem dla pewności, Chelle pokiwała twierdząco głową i skończyła robić opatrunek. Schowała wszystko do szafki i popatrzyła na moją zmarnowaną osobę.
- Dasz radę iść sam? - spytała, podchodząc trochę bliżej. Prychnąłem pod nosem i zataczając się przy schodach, jakimś cudem dotarłem do sypialni. Upadłem na łóżko i tak już zasnąłem...
3 tygodnie później...
23 luty 1995r., Chicago.
Axl
Za 4 godziny mięliśmy zagrać
koncert, wszystko było już prawie dopięte na ostatni guzik. Slash miał
co prawda jakieś problemy z gitarą, ale udało się to naprawić. Od samego
rana mijałem się z Kate na scenie, koło garderoby i wciąż nie miałem
czasu zamienić z nią choćby jednego słowa.- Axl do cholery, czemu ty przede mną uciekasz!? - krzyknęła Kate i szarpnęła mnie za rękę.
- Ja? No coś ty skarbie. Po prostu mam ważne rzeczy do załatwienia. Przecież wiesz, że za chwilę gramy koncert... - powiedziałem, wyplątując się z uścisku i już chciałem iść dalej.
- Ważniejsze niż ja? - zapytała, a mnie zaczęła brać kurwica.
- Posłuchaj, doskonale wiesz, że koncerty są ważne i wszystko musi grać jak trzeba. Rozejrzyj się i zauważ, że niektórzy tu ciężko pracują. - powiedziałem donośniej.
- Slash jakoś znajduje czas dla Michelle, Izzy dla Letty, a Duff dla Lizzy...cały czas siedzą razem i jakoś się ze sobą dogadują, dlaczego my tak nie możemy!? - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na osoby wokoło.
- Daj spokój, tu są ludzie. - powiedziałem ze sztucznym uśmiechem, nie chcąc dać po sobie poznać, że zaraz wybuchnie we mnie wulkan złej energii.
- Gówno mnie obchodzą inni! Jest coraz gorzej, ja tak nie chcę! - wrzasnęła ze łzami w oczach.
- Mam zrezygnować dla ciebie z zespołu? - zapytałem niepewnie, modląc się żeby popukała się w czoło i rzuciła mi w ramiona. Niestety było zupełnie inaczej. Brunetka szybko do mnie podeszła i przypierdoliła mi z liścia.
- Dupek. - dodała i poszła w stronę wyjścia. Przez chwilę stałem oszołomiony jej zachowaniem i nawet nie zorientowałem się, kiedy kilka osób otoczyło mnie w koło.
- Na co się gapicie? Zapierdalać do roboty. - mruknąłem i poszedłem do swojej garderoby.
Slash
Za kilka minut wychodzimy na scenę, a Axla i Stevena nigdzie kurwa nie ma!
Wreszcie ktoś krzyknął, że mamy wychodzić, więc cmoknąłem Chelle w usta i
jako pierwszy wyszedłem na sam środek platformy. Ludzie wrzeszczeli, a
ja czekałem na resztę. Nagle zobaczyłem jak Rose wlecze za sobą ledwo
przytomnego Adlera.- No kurwa mać! - wrzeszczał i był cholernie wpieniony. Podał blondyna ochronie i kazał im posadzić go przed instrumentem. Michelle popatrzyła w moją stronę z niepokojem. Wszyscy ustępowali Axlowi z drogi, co było dobrym posunięciem, bo rudzielec w takim stanie mógł nawet zabić. Kate nie było w pobliżu, więc chyba pojechała do hotelu. Wziąłem do ręki mikrofon i krzyknąłem
- Heeeey fuckers! - ludzie odpowiedzieli mi niesamowicie głośnym piskiem, a ja lekko się uspokoiłem. Adlera posadzili przed bębnami, ale nie byłem pewien, czy w ogóle da radę cokolwiek zagrać. Nie był w stanie utrzymać w dłoni pałeczki. Już chciałem zacząć przedstawiać zespół, ale wtedy Rose wtargnął na scenę i zabrał mi mikrofon sprzed nosa.
- You know where the fuck you are!? - wrzasnął na całe gardło tak, że aż zazgrzytało. Publika oszalała, a reszta zespołu dotarła na swoje pozycje. Może coś jeszcze z tego będzie. - You're in the fuckin jungle baby! Wake up! Time to die! - fani wrzeszczeli, a my zaczęliśmy grać. Dało się usłyszeć, że Adler w ogóle nie potrafi złapać naszego tempa. Wybijał przypadkowe rytmy, a twarz Axla stawała się czerwona ze złości. Zagrałem solówkę, piosenka dobiegła końca i jakoś nam się udało. Potem zagraliśmy Move to the city, Duff zaśpiewał całe So fine i przyszła kolej na Rocket Queen. Rudzielec dał mi znak żebym zaczynał. Adler chyba się porzygał, na szczęście niczego nie było widać. Zagrałem kilka pierwszych taktów. Powtarzałem to kilka razy, ale perkusista w ogóle się nie włączył. Dopiero po chwili Duff coś do niego krzyknął i blondyn zaczął walić w bębny jak opętany. Rose usiadł przed perkusją i napił się kilka łyków wody z butelki. Potem zaczął skrzeczeć do mikrofonu
- Here I am and you're a Rocket Queen I might be a little young but honey I ain't naive, here I am and you're a Rocket Queen...hey! Stop! Stop! Mówię stop! - wrzasnął do mikrofonu i położył mi dłoń na ramieniu. Duff pojawił się obok i zaczął pytać co się stało. - Masz kurwa jakiś problem!? Ochrona! - wrzasnął, ignorując nasze wszystkie pytania. - Dawaj tą kamerę! - nagle rzucił się na jednego kolesia pod samą platformą. Chcieliśmy go stamtąd wyciągnąć, ale fani rzucili się w jego stronę. Z niepokojem gapiliśmy się na to, co się dzieje i czekaliśmy aż ochrona zdoła uwolnić Rose'a z tłumu. Kiedy pomogli mu z powrotem wdrapać się na scenę, Axl wziął mikrofon do ręki i powiedział - Thanks to the lameass security, I'm going home! - wtedy z całej siły uderzył mikrofonem o ziemię, który rozprysnął się na kilka kawałków. Potem szybkim krokiem zszedł ze sceny i tyle go widzieliśmy. Przez chwilę byliśmy nieźle oszołomieni, ale bez Axla i tak nie zagramy.
- Dzięki, że przyszliście...- powiedziałem bez większego entuzjazmu i zdjąłem gitarę, schodząc ze sceny z całą resztą. Ludzie oszaleli, przez cały czas dało się usłyszeć krzyki. James z obsługi technicznej kazał nam jak najszybciej jechać do hotelu, więc tak też zrobiliśmy.
Axl
Przez pół nocy szwendałem się po ulicach Chicago. Nie potrafiłem
znaleźć sobie miejsca. Dopiero gdy trochę się uspokoiłem, zdołałem wrócić do
hotelu. Po cichu wszedłem do pokoju i popatrzyłem na Kate i Rogera,
którzy spali na łóżku przytuleni do siebie głowami. Uśmiechnąłem się pod nosem i
poszedłem wziąć prysznic. Po kilku minutach wróciłem i wtuliłem się w
plecy mojej brunetki, mrucząc jej do ucha - Przepraszam. -. Wtedy spostrzegłem
maleńki uśmiech na jej twarzy i spokojnie zasnąłem.
Slash
W nocy nie mogłem spać, sam nie wiem czemu, więc po prostu wyszedłem z
pokoju, zarzucając na ramiona koszulę w kratę i zabierając paczkę fajek.
Wyszedłem przed budynek i zacząłem kulturalnie palić.- Masz ognia? - zapytał mnie przyćmiony głos za plecami. Gwałtownie się obróciłem i zobaczyłem Stevena. A raczej to, co z niego zostało.
- Coś ty z sobą zrobił człowieku... - mruknąłem, odpalając papierosa w jego ustach.
- Jakbyś miał to co ja zrobiłbyś dokładnie to samo. - odparł i podszedł bliżej. Przyglądałem mu się z niepokojem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Długo nie brałeś? - zapytałem, widząc jego roztrzęsione dłonie.
- 6 godzin. - odparł, a jego szczęka zaczęła dygotać. Westchnąłem pod nosem i dałem mu głową znak, żeby szedł za mną. Adler ze spuszczoną głową powłóczył nogami, dotrzymując mi kroku.
- Powinieneś iść na odwyk. - mruknąłem, choć doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jaki stosunek mamy do takich rzeczy.
- Wczoraj znalazłem klinikę. - wypalił prosto z mostu, a ja trochę się uspokoiłem.
- Czyli nie będziesz z nami grał? - zapytałem, choć odpowiedź była zupełnie oczywista. Adler zaśmiał się pogardliwie i popatrzył mi w oczy.
- Stary, ja już się do tego nie nadaję. Nie w takim stanie. - dodał i zawrócił. - Słuchaj, mam prośbę. Nie chcę żeby Katrin...wyjeb to gdziekolwiek. Po prostu zabierz to ode mnie. - powiedział na koniec i wepchnął mi do ręki maleńki woreczek z białym proszkiem.
Michelle
Chciałam przytulić się do mojego Kudłacza, ale zamiast tego przytuliłam
zimną poduszkę. Leniwie rozchyliłam powieki i rozejrzałam się po
pokoju. Za oknem panowała noc. Z łazienki dochodził odgłos lejącej się
wody, więc to pewnie Slash brał prysznic. Chwila...po co? Drugi raz? Po
cichu zwlekłam się z łóżka i zajrzałam do łóżeczka Jimiego. Mały słodko
spał, więc tylko pogłaskałam go po policzku i ruszyłam w stronę
łazienki.- Saul? - mruknęłam, przekraczając próg pomieszczenia. Hudson w samych spodenkach stał z fajką w ustach pod prysznicem. - Co ty robisz? - zapytałam, pewniej wchodząc wgłąb łazienki.
- No...ja...trochę mi gorąco. - odparł nerwowo i uśmiechnął się niepewnie, wychodząc spod strumienia wody. Prychnęłam pod nosem i podeszłam bliżej.
- Na pewno tylko ci gorąco? - zapytałam podejrzliwie i odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Tak, na pewno. - zauważyłam jak bezustannie trzyma dłoń na wysokości lewej kieszeni, ale zignorowałam to i dałam się delikatnie pocałować.
Rano Slash poszedł do Axla, a ja w mgnieniu oka zaczęłam przeszukiwać kieszenie nadal mokrych spodni, w których wczoraj się kąpał.
- Co robisz? - zapytał nagle za moimi plecami, a ja aż podskoczyłam.
- Szukałam...klucza. Nie widziałeś go gdzieś? - zapytałam, odwracając się w stronę Mulata. Miał wyjątkowo poważną minę i nie zanosiło się na najmniejszy uśmiech.
- Jest w drzwiach. - mruknął oczywistym tonem, a ja teatralnie uderzyłam się w czoło i cmoknęłam go w policzek. Saul niepewnie na mnie spojrzał, ale zaraz potem odwzajemnił pocałunek. Nie mogłam oderwać oczu od jego tajemniczych tęczówek. - Adler i Katrin wyjeżdżają. - powiedział, kiedy zapanowała absolutna cisza...
OOO <3
OdpowiedzUsuńJak fajnie wplotłaś sytuację z rzeczywistości.
Kurwa no ale wszystko się zaczęło pierdolić... ;(
Jest mi smutno bo Steven odejdzie na odwyk no ale musi się facet za siebie wziąć
Między Slashem a Michelle też nie najlepiej a może mi sie tylko wydaje (oby!)
Axl coraz bardziej nerwowy;(
Ehh no cóż ale rozdział i tak zajebisty
czekam na następne :*
~xoxo
ano jakoś się udało xD
Usuńdziękuję ♥
Zajebisty rozdział kocham Cię i twojego bloga <3 Kiedy następny rozdział? Czekam z niecierpliwością xD
OdpowiedzUsuńDziękuję, następny dziś lub jutro xD
UsuńOh tak... pamiętny koncert gdy Axl pobił fana. to dla tego kolesia zaszczyt moim zdaniem, ale mniejsza. bardzo spodobał mi się fragment, gdy Michy przeszukiwała mu spodnie, co prawda nie powinna tego robić, ale fajnie to opisałaś.
OdpowiedzUsuńTak jakoś mi tutaj pasowało ;]
UsuńOoo! Dziękuję, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę xD
OMG... Biedny Steven, biedna Katrin :( Coś tak czułam, że się zacznie pierdolić... A tak w ogóle to jakoś mi się wydaję, że dawanie narkotyków do wywalenia akurat Slashowi, to niezbyt dobry pomysł... Bo na 100% zrobi z nich użytek xD
OdpowiedzUsuńFajnie, że znowu piszesz i z niecierpliwością czekam na nowy ;)
A tak btw. kiedy znów coś wstawisz?
$Diana$
Jeeejku, może jutro rano lub dziś w nocy xDDD
Usuńwolę nie komentować przypuszczeń, bo czasem (nie że akurat w tym komentarzu) wiele rzeczy się sprawdza i jakoś tak psuje mi to całą przyjemność pisania ☺
Michelle ja się próbuję uczyć! A Ty tu z nowym rozdziałem! :DD <33
OdpowiedzUsuńPodobała mi się kłótnia Kate z Axlem :D W końcu gdzieś nie jest słodko xDDD
No i ten koncert... Taaa... Skądś to znamy prawda? ^^
Taaaaak! Steven idzie na odwyk! :D
A Slash chyba raczej skorzystał z "prezentu" od Adlera...
:< wybacz, już nic nie dodam dzisiaj w takim razie xD ucz się ucz!
UsuńHa! mówiłam! Za dużo słodyczy!
a to się jeszcze okaże... ;]
Nie no pisz pisz ;DD Ja chętnie poczytam :D Co tam nauka, Twoje opowiadanie jest duuuużo ciekawsze od geografii xDD <3
UsuńZgłupiałam trochę na koniec. Mam nadzieję, że Slash ni nie wziął tylko po prostu strasznie go korciło. W przeciwnym razie... cholera uwielbiam Slashowo-Michellową sielankę i nie chciałabym, żeby się skończyła. Adlerek idzie na odwyk. To dobrze, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że uda mu się wyjść z nałogu. A Katrin moim zdaniem powinna wprowadzić się do rodziny, albo przyjaciół, bo od dłuższego czasu sama potrzebuje wsparcia.
OdpowiedzUsuńA i z tym krasnalem to niezłe było ;) Musiała mu mina zrzednąć, jak się dowiedział, że to Jimmi je wybierał.
Swoją drogę niezłe tempo ostatnio złapałaś. Kilka rozdziałów dziennie? Woooahh :)
Tak miało być, właśnie chodziło o to żeby zgłupieć xD
Usuńmyślę, że spodobają Ci się następne rozdziały, ale może być też odwrotnie ;]
Heh uczę się od najlepszych! To Ty zawsze tak szybko dodawałaś, a ja to tylko do piątku, bo potem szkoła i inne pierdoły, przez co braknie mi czasu :<
NIE!!! Właśnie dodaj, dodaj! Zmuszam cię do tego, no!!! Ja chcę wiedzieć co dalej, więc... No xD
OdpowiedzUsuń$Diana$
hahah, no nie wiem nie wiem, może coś po 20:00 wstawię xD
UsuńCholera, niech chociaż tutaj życie będzie opowieścią i wszystko dobrze się skończy.
OdpowiedzUsuńSteven niech idzie na ten odwyk i rzuci ćpanie w cholerę.
Axl niech znajdzie jakiegoś terapeutę i przestanie się rzucać.
Ogrodowe krasnale są bogu ducha winne. Nie należy się nad nimi znęcać. Chociaż mnie osobiście lekko przerażają. Siedzą w ogródkach takie małe, krwiożercze gnomy i tylko czekają żeby zatopić kły w czyjejś łydce...
Odcinek jest dobry, nawet bardzo dobry. Trzeba czasem odpocząć od sielanki.
Byle by bez przesady. Smutno by było jakby nawet w fikcji rozeszli się każdy we własną stronę.
Skończy się dobrze, nic więcej nie powiem xDDD
Usuńczas wszystko pokaże, a ja dziękuję za komentarzyk ♥
Kurde, dawaj kolejny. Ciekawość mnie zżera, czy on to w końcu wziął czynie. Ale Adler też mnie wkurwił, na chuj dawać narkotyki narkomanowi? To jest nielogiczne, więc powiedzmy, że mam na Adlera foszka. Ale to nic. Szkoda mi Katrin, biedna dziewczyna tak naprawdę została sama. Tyle ją kosztuje jego ćpanie, dobrze że idzie na ten odwyk, bo by było nieciekawie, tylko zastanawiam się czy po nim wróci do zespołu. Dobra, Michelle, ja cie błagam dawaj kolejny, bo zgłupieję. ;[
OdpowiedzUsuńI jeszcze mnie oświeć, dasz radę jakoś dodawać rozdziały, jak Ci się szkoła zacznie? Bo wiesz, muszę się przygotowywać psychicznie na najgorsze...
Spoko spoko, pisze się właśnie xD
Usuńno niestety jak przyjdzie szkoła to odejdzie czas, a ja niestety mam kujonowskie zapędy, więc przygotowuj się na to najgorsze :<
Kurde nooooooo wszystko się jeba.
OdpowiedzUsuńI u Duffa i Saula i Axla. Co to będzie co to będzie. Ja nadal czekam na kolejnego bękarta Saula albo Axla. A może Kat ma taki humor bo jest w ciąży??? HYMMM??
Kocham, Kocham i czekam <3
Osz ty! Nikt jeszcze o tym nie pomyślał! Gratuluję pomysłowości xD
UsuńRównież kocham i piszę ♥
Mam wrażenie, że Slash jest wiecznie obrażony :/ Oby Slash nie zaczął znowu brać........dziwne z bokserach pod prysznicem *_* Wreszcie Adler bierze się za siebie :) Rozdział fajny i ja przy nim też zgłupiałam........nie wiem co myśleć o zachowaniu Slasha, ale i tak go ubóstwiam.........piszesz naprawdę coraz ciekawsze rozdział xD Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuń(Magda)
Jak to wiecznie obrażony... ;o zjebałam... nie tak miało wyjść... ups.
UsuńOj nie przesadzaj, to takie nudne wprowadzenie w dalszą akcję, ale mimo to dziękuję pięknie ♥
Wczoraj nic nie napisała, bo pewnie masz mnie już dość xd Ale ten rozdział muszę skomentować, bo jest najgenialniejszy pod słońcem! Żeby Slash nie zaczął znów brać ;< Biedny Stevenek, tylko zrób tak żeby odwyk mu pomógł! Napisz jeszcze 100 do piątku ;D Ja nie wytrzymam bez tego opowiadania do maja o.O I tak sama powinnam siedzieć w książkach, bo matura o.O, ale ciul, Twój blog ważniejszy <3
OdpowiedzUsuńPodpis: (Nie)Zboczona
Haha! Nigdy nie będę Cię miała dość głuptasie! xDDD
Usuńi tak nie jestem z niego zbytnio zadowolona :<
matura!? O.o a Ty siedzisz tu i czytasz takie pierdoły!? Do książek! RAZ! ♥
Ten rozdział jest genialny...
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy wszystko zaczyna się walić? Mam nadzieję, że Steven sobie poradzi. Pójdzie na odwyk i będzie dobrze. Axlowi zaczyna odbijać.
Dodam coś jeszcze do poprzedniego rozdziału. Ten Chad zachowuje się jakby był upośledzony psychicznie... Serio... Jakiś taki niedojrzały, niedorozwinięty.
No w każdym razie piszesz genialnie, no ale dobrze o tym wiesz :*
Dziękuję *_*
Usuńnie piszę wcale genialne, bo ciągle coś mi się nie podoba, ale zwykle jest już za późno na poprawki xDD
We belived, we'd catch the rainbow...
OdpowiedzUsuńJest świetnie, poprawiłaś się przez te rozdziały. Ja się nadal nie mogę nadziwić, że za niedugo już 100 rozdziałów! Kobieto, masz talent. Powinnaś książkę napisać, to opowiadanie jest zajebiste .
Swoją drogą... Steven. Ile ten człowiek przeżył. Tego się chyba nie da ogarnąć. Przez chwilę postawiłam się na miejscu Katrin. Jak ta kobieta musi cierpieć. Nie dość, że nie może mieć dzieci, to jeszcze jej mąż jest ćpunem... Mam nadzieję, że mu się polepszy. Że on z tego gówna wyjdzie.
Axl to chuj. Nie napiszę więcej.
Duff... Wódka. Coś czuję, że będzie kolejny problem...
Slash jak Slash, ale ostatnio taki zamyślony i nieobecny.
Michelle już nie jest w centrum. To duuuży plus.
Ogółem sytuacja w zespole jest zła. Bardzo zła.
Czyżbym wyczuwała St. Louis i dożywotni zakaz zbliżania się do tego miasta? ;d
i tak wszyscy umrzemy...
O jaa cie! Jaki komplement! Dziękuję serdecznie, nawet sobie nie wyobrażasz ile to dla mnie znaczy ♥.♥
Usuńano St. Louis, tak się jakoś wplotło przypadkowo xD
No,no wreszcie jakaś odmiana :D
OdpowiedzUsuńKłótnia Axla z Kate?... rasowa :D :D strasznie mi się podobała, a ten koncert to my baaaardzo dobrze znamy :P
Jeeej w końcu Steven się opamiętał i idzie na odwyk :)
U Slasha widzę w związku też już nie jest tak kolorowo:D zapewne skorzystał z "prezentu" od Popcorna...Michelle nie jest głupia i wie, że coś jest nie tak. Z drugiej strony Hudosn też do idiotów nie należy i od razu wyczuł, że wcale nie szukała klucza :D
Jestem ciekawa co dalej...czy będzie znów słodko, czy problemy się pogłębią <3
Ano jakoś tak...wszyscy potrzebują zmian xD
Usuńmam nadzieję, że się podobało ;]
wszystko okaże się niebawem ♥
Jasne, że się podobało jak zwykle, więc po co się pytasz :) no jasne, że cały czas rzygać tęczą nie można :P
UsuńNo to Axl dał popis XD ah, to dopiero się nazywa ruda furia XD zawsze rozwalała mnie ta historia jak Axl rzucił się na gościa z kamerą, a Ty ją super opisałaś :D można normalnie powiedzieć, że to tak na prawdę wina Kate XDD nie no żartuję oczywiście, nie będę obwiniać jej o to, że chce być dla swojego faceta chociaż tak samo ważna jak koncert. Dobrze, że jednak finalnie państwo Rose się pogodzili, bo rozumiem, że ten uśmieszek na twarzy Kate miał znaczyć, że wybacza wiewiórze, co nie? :D
OdpowiedzUsuńSzkoda trochę, że koncert się spieprzył, no ale przynajmniej dało to chyba chłopakom do myślenia. Szczególnie Adlerowi. Jednak postanowił poszukać profesjonalnej pomocy. Szkoda, że to oznacza zrezygnowanie z kapeli, no ale lepiej tak niż gdyby mieli go znaleźć martwego w pokoju hotelowym.
Teraz dla odmiany zaczęłam martwić się o Saula. No przegina ostatnio. Dopuścił się morderstwa już drugiego krasnala! To karygodne jest! Dzwonię na krasnalową policję! XD
A tak serio, to owszem wkurza mnie tą chorą zazdrością, ale niepokoję się, że teraz to on może wrócić do starych nawyków i znów zacząć ćpać. Ahh, no jak nie jeden to drugi! Jak żyć?! XD
Super czytało się ten rozdział :D
Lecę dalej :)
Pozdrowionka ;*
Lady Stardust <3
Ruda furia! Ale to jest dobre określenie <3 chwytliwe, ukradnę sobie do tytułu jednego z nadchodzących rozdziałów, dobra? xD
UsuńMorderstwo krasnala hahahahaha Love it! Można by o tym napisać opowiadanie xD
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam <3
Reverie.
Kradnij śmiało :D
UsuńNo a morderstwa krasnali to serio niezły temat na opowoadanie XD A na koniec by takie rządne zemsty krasnale otoczyły swojego prześladowcę i urządziły mu w odwecie krwawą masakre XD wbijałyby się tymi ostrymi czapeczkami w ciało i łączyły w takiego jednego wielkiego krasnala i... chyba mnie wyobraźnia ponosi XDD