Rozdział 1. Beginning

No to mamy pierwszy rozdział. Komentarze bardzo mile widziane :)

***

02.1979r.
            Mówią na mnie Michelle. Odkąd skończyłam 12 lat, ciągle się przeprowadzam, ale nawet się z tego cieszę, bo nie muszę martwić się o to, czy w przyszłości ktoś... a z resztą nie dbam o przyszłość. Liczy się tylko to co jest teraz. Mój ojciec, Ben, jest architektem, a moja mama, Jane, dekoratorką wnętrz. Dobrali się, nie zaprzeczę, jednak czasem mam ich serdecznie dość, chyba jak każdy. Zawsze chodzę w trampach lub glanach, w mojej szafie nie znajdziesz koszulek bez nadruków z logiem zespołu. Najwięcej jest chyba Black Sabbath, Aerosmith i Stonesów. Stare podarte jeansy lub po prostu skórzane rurki są u mnie na porządku dziennym. Na koszulkę często zarzucam albo dużą flanelową koszulę albo ramoneskę. Uwielbiam moje niesforne włosy, są w końcu jedyną rzeczą, którą w sobie lubię. Choć zdaję bez problemów, to nienawidzę się uczyć. Jedyny akceptowany przeze mnie przedmiot to muzyka. W poprzedniej szkole uchodziłam za dziwaczkę, nikt z rówieśników nie był w stanie mnie zrozumieć. Może teraz wszystko się odmieni....
            Podróż z Columbus do Lafayette minęła stosunkowo szybko. W końcu jakieś 115 mil to nie tak dużo, a kiedy słyszysz w radiu Aerosmith jest już całkiem fajnie.
- Ben wyłącz to radio ile można słuchać tych samych piosenek?! - denerwowała się mama. Ojciec tylko wymienił ze mną porozumiewawcze spojrzenie i z uśmiechem na twarzy odpowiedział
- Kochanie, a ile razy można wchodzić do tego samego sklepu z ciuchami? - mama spojrzała na niego zabójczym wzrokiem. Wtedy tata westchnął i zmienił kasetę na moje ukochane Black Sabbath. Od razu się rozchmurzyłam, tata to zauważył i zaczął ze mną śpiewać Heaven and Hell. Kocham mojego ojca i to chyba bardziej niż mamę. On mnie rozumie, tylko on. Mama chciałaby ze mnie zrobić laleczkę na pokaz. Tata nauczył mnie grać na gitarze i to z nim spędziłam większość swojego wczesnego dzieciństwa. Z mamą nie miałam najgorszego kontaktu, choć często irytowało mnie jej zachowanie.
            Właśnie przejeżdżaliśmy przez jedną z bocznych uliczek miasta. Nie wiem jak mój tata to robił, ale jeszcze nigdy się nie zgubiliśmy. Wraz z końcem piosenki, samochód zatrzymał się na podjeździe jakiegoś małego domku. Był śliczny, od razu mi się spodobał. Rodzice nigdy nie żałowali pieniędzy, bo mieli ich w końcu niemało. Na ulicy było spokojnie. Słońce grzało niemiłosiernie. Weszliśmy na podest i zapukaliśmy do drzwi, otworzył jakiś starszy facet. Z uśmiechem oddał nam klucze i rozmawiał z rodzicami. Bacznie przyglądałam się wystrojowi wnętrza. Mężczyzna wychodząc, rozczochrał mi włosy. - Już go nie lubię - burknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś? - zapytał tata.
- Nie... nic takiego. Mogę iść zobaczyć swój pokój? - zapytałam, starając się ukryć podekscytowanie.
- No pewnie, mała! Chodź! - powiedział, kierując się w stronę drewnianych schodów. Weszliśmy na górę, a tata otworzył pierwsze drzwi po lewej. Weszłam do środka, targając za sobą torbę z częścią moich rzeczy. Rzuciłam się na małe, ale nieziemsko miękkie łóżko. Już wiedziałam, że będę dzisiaj spała jak zabita.
- No to ten... przygotuj się do szkoły, bo jutro rozpoczynasz naukę - powiedział i zaraz wyszedł z wielkim rozbawieniem, gdy tylko ujrzał moją zdziwioną minę. Wzruszyłam bezradnie ramionami i opadłam z powrotem na łóżko. Przez 40 minut wpatrywałam się w biały sufit. Potem postanowiłam się rozpakować. Szybko ułożyłam wszystko w szafkach i szufladach. W końcu zauważyłam, że zapomniałam zabrać gitary z auta. Zbiegłam po schodach i wpadłam do salonu w poszukiwaniu taty.
- Michelle musisz tak biegać po domu jak opętana...? - spojrzałam na moją mamę z politowaniem
- Nieważne, podoba Ci się dom i twój pokój? - zapytała zupełnie innym tonem.
- Tak, jest zaje...fajny. - wyszczerzyłam się do niej i podeszłam do taty.
- Tato, gdzie są kluczyki do auta?
- W mojej kurtce... a po co Ci?
- Zapomniałam gitary - wygrzebałam poszukiwane klucze i wybiegłam przed dom. Otworzyłam bagażnik i zabrałam gitarę. Chciałam go zamknąć, jednak coś się zacięło. Szarpałam się z nim dobre 5 minut, aż w końcu jakiś przechodzień to zauważył. Usłyszałam za plecami głos młodego chłopaka.
- Może Ci pomóc? - brzmiało to tak bezinteresownie, że od razu się obróciłam i ujrzałam przystojniaka z długimi, czarnymi, prostymi włosami do ramion. Na plecach miał futerał od gitary. Uśmiechnął się do mnie, kiedy zauważył, że obok leży podobny przedmiot. Odwzajemniłam uśmiech, kiwając twierdząco głową jako odpowiedź na jego propozycję. Brunet podszedł i mocniej trzasnął drzwiami od bagażnika. Przekręcił klucz w zamku i położył na mojej dłoni.
- Jestem Jeff, miło mi - podał mi rękę.
- Michelle, mnie również - odwzajemniłam gest.
- Fajna koszulka - powiedział, lustrując mnie wzrokiem.
- Dzięki, twoja też - akurat miał koszulkę z Ramones, a ja z Black Sabbath.
- Grasz na gitarze - bardziej stwierdził niż spytał.
- Tak, ty jak widzę też.
- Więc wprowadzasz się tu?
- No...tak, ale zapewne nie na stałe.
- Mieszkam niedaleko, więc raczej jeszcze się spotkamy - znowu się uśmiechnął i machnął ręką na pożegnanie. Zrobiłam to samo i zabrawszy futerał z ziemi, wróciłam do domu.
- Kolacja na stole! - usłyszałam głos taty z jadalni.
- Już idę! - krzyknęłam, wkładając klucze z powrotem do jego kieszeni.
            Kiedy zjadłam, grzecznie podziękowałam i wypijając herbatę, poszłam do swojego pokoju. Książki do szkoły leżały na biurku, więc tylko wepchnęłam je do torby i rzuciłam gdzieś koło łóżka. Było już około dziesiątej w nocy, więc wzięłam szybki prysznic i wyczerpana tym jakże męczącym dniem, wskoczyłam do łóżka, by w okamgnieniu zasnąć.

Komentarze

  1. Komentuję, bo pierwszy. Ogólnie na początku skapnęłam się, że już kiedyś zaczęłam czytać Twojego bloga, ale chuj wie, dlaczego nie skończyłam. Ale teraz skończę :) No w ogóle mi się podoba i nie piszę nic wiecej tylko czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zobaczyłam u kogoś na blogu twojego bloga, w sensie jako twój polecany. Przeraziłam się jak zobaczyłam, że nasmarowane masz już 75 rozdziałów i niestety zaczęłam czytać od końca, ale teraz już zacznę od 2 rozdziału i już mi się podoba. Super piszesz tylko kiedy ja to wszystko przeczytam jak jutro już poniedziałek?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet jak czytam to drugi raz to i tak jest identycznie pięknie. Kocham to!

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje rozdziały były zajebiste od początku moja kochana Reverie! :*
    Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę,że przeczytam tą wspaniałą historię jeszcze raz ! Znając to opowiadanko, aż się człowiekowi na sercu robi czytając Twe zacne początki *o*
    Lecę czytać kolejne rozdziały :3

    PS Wybacz, ale czasami moje komentarze będą króciutkie jak ten, gdyż ostatnio nie mam na nic czasu ;-; Wiedz jednak, że cały czas Cię wielbię moja bogini <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczynam przygodę od nowa, fajnie będzie znów poczuć niepowtarzalny klimat tego opowiadania, a zwłaszcza jego początków ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie się cieszę i zapowiadam: wprowadziłam zmiany w początkowych rozdziałach! :)

      Usuń
  6. No więc w końcu zabrałam się za pierwszy tom Twojego opowiadania i muszę przyznać, że pierwszy rozdział bardzo mi się podoba :)

    Aż trudno uwierzyć, że początki Twojego bloga sięgają tak daleko, bo od początku widać fajny i przemyślany styl pisania.
    Rozdział krótki, ale ciekawie wprowadzający w całą historię.

    No i mamy tu same początki lat 80tych :D czyli mojego ulubionego okresu w dziejach muzyki :)

    Ahhh, no i młodzi Izzy i Michelle <3 <3 <3

    Kurde, nie mogę się doczekać co tu się dalej wydarzy :)

    Lecę do kolejnych rozdziałów :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki