Rozdział 7. Garden party

                Piątek przyszedł zaskakująco szybko. Zawiązując glany myślałem już tylko o zakładzie. Plan był prosty: zwabić ofiarę w odludne miejsce i pocałować ją tak, by nie zapomniała do końca życia. Niby łatwy, ale z jak nieprzewidywalnym finałem! Istniało prawdopodobieństwo, że laska w ogóle nie będzie chciała słyszeć o rozmowie w cztery oczy. Albo co gorsza nie da się pocałować. Mimo obaw przepełniała mnie nadzieja, a obraz jej ust wciąż krążył w mojej głowie. Założyłem świeżo wypraną koszulkę Stonesów i pedantycznie równo podciągnąłem rękawy kraciastej koszuli. Zanim wyszedłem, wcisnąłem na głowę baseballówkę, daszkiem do tyłu.
- Tylko się nie upij! - krzyknęła mama.
- A gumki wziąłeś? - nie mogłem nie uśmiechnąć się przez ojcowską troskę.
- Wziąłem! - mama, wyraźnie sfrustrowana, mruczała coś przez zaciśnięte zęby, a tata śmiał się pod nosem, czytając poranną gazetę z kubkiem herbaty w dłoni.
- Masz wrócić przez dziesiątą! - głos tej złotej kobiety zdążył przebić się przez świeżo zatrzaśnięte drzwi.
- Sratata... chyba rano. - Uśmiechnięty od ucha do ucha wsiadłem na rower. Czy to aby na pewno dobry wybór środka transportu, zapytacie? Ha! Nie takie rzeczy się robiło po pijaku.
Po kilkunastu minutach byłem już przed willą Roda.
- Siema!
- Cześć, Kłaku! - na powitanie uścisnąłem dłoń Steva, który jednocześnie podał mi piwo z drugiej strony.
- Przyszła? - miało być dyskretnie, ale nie było czasu na zbędne gadanie.
- Kto?
- No...! - poruszyłem znacząco brwiami, ale blondas dalej nie czaił. - Michelle, debilu. - Warknąłem podirytowany poziomem inteligencji i umiejętnościami kojarzenia Adlera.
- Jaka Michlle? Aaa! Nie widziałem jej, ale zaraz powinna się zjawić, debilu. - mruknął, szturchając mnie w ramię. - Chociaż nie wiem czy przepuścisz okazję do bliższego poznania dupeczek z hiszpańskiej klasy - wymowny uśmiech blondyna.
- Przekonałeś mnie - obaj się zaśmialiśmy i od razu ruszyliśmy w kierunku basenu. Wystarczyło kilka łyków piwa, żeby móc się wyluzować. Zrelaksowany facet, zawsze skuteczniejszy.
- Witamy piękne panie, jak się bawicie? - wywróciłem w górze oczami, gdy Adler od razu przeszedł do obejmowania pierwszych dwóch dziewczyn z brzegu.

        Znudzony wciskaniem kitu pomponiarom z hiszpańskiej, rozejrzałem się wokoło. Właśnie schodziła z tarasu. Ubrana w czarną sukienkę z wielkim napisem KISS wyglądała jak niewinna punkowa dziewczynka. Miała ładne, zgrabne kostki, które pasowały do krótkich czerwonych trampków, podkreślających kolor jej opalonych nóg.
- A ty gdzie idziesz? - Adler uniósł głowę znad biustów koleżanek i spojrzał na mnie jak na przygłupa. Bez słowa zabrałem jeszcze jedną butelkę piwa i wyluzowanym krokiem podszedłem do nieco zdezorientowanej brunetki z wyjątkowo starannie ułożonymi włosami. Rozglądała się wokoło, nie zwróciwszy na mnie uwagi.
- Cześć, piękna. - Zauważyłem ulgę na jej twarzy.
- Cześć - Uśmiechnęła się uroczo i odrzuciła włosy do tyłu. Przez chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa. Słodka. To jedyne co w tamtej chwili miałem w głowie.
- Napijemy się? - zaproponowałem, gdy jej uśmiech zaczynał znikać.
- Tak, poproszę wodę - Parsknąłem śmiechem, lecz zaraz zorientowałem się, że ona wcale nie żartowała.
- A może...piwo? - spytałem szczerze zaskoczony.
- Ja nie piję - pokręciła głową, patrząc na mnie z niepewnym uśmiechem.
- A mogę spytać czemu? - to pytanie wyraźnie ją skrępowało. Cały czas wydawała się strasznie spięta.
- Nie lubię - powiedziała, nieznacznie się do mnie zbliżywszy.
- Pozwól, że pokażę ci jak to robić żeby smakowało - bez chwili wahania otuliłem ją ramieniem. Chyba zwęszyłem zajebistą okazję do niewinnego upicia ślicznotki. - Patrz i ucz się. - Korepetycje nie zaszkodzą, - Wypieprzasz kapsel - pssst... - zbliżasz butelkę do ust i pijesz - pokazowo przeprowadziłem doświadczenie, a ona nie mogła przestać się śmiać. A ten słodki śmiech zwracał uwagę każdego kto akurat był w pobliżu. Uśmiechnęła się i jeszcze kilka razy zachichotała. - Teraz ty. - Butelka znalazła się w jej dłoni. Głęboko westchnęła i z obrzydzeniem odsunęła szkło od nosa.
- To śmierdzi... - mruknęła niezadowolona, lecz widząc, że się przybliżam, wzięła maleńki łyczek najlepszego piwa na ziemi.
- I co? Takie niedobre? - spytałem, będąc pewien, że odpowie po mojej myśli.
- Okropne. Gorzkie. Łe! - wcisnęła mi butelkę do ręki i jeszcze raz się zaśmiała. Była wyjątkowo rozbawiona. Zupełnie tak, jakby paliła trawkę. Odpuściłem. W końcu nikt nie lubi natrętów.
- Zatańczymy? - zaproponowałem, słysząc Out of time Stonesów gdzieś w powietrzu. Kiwnęła głową i już po chwili kołysała przede mną biodrami. Nieświadomie przygryzałem wargę i pewnie wyglądałem jak ostatni kretyn, ale w tamtej chwili miałem ochotę zatrzymać się w czasie i zostać z nią sam na sam. Nawet nie potrzebowała procentów, żeby tak tańczyć.
     Zbliżała się godzina mojego zaplanowanego powrotu do domu. W najlepsze zabawiałem Chelle, próbując odkryć kim tak naprawdę jest. Mimo wielu dziwactw, które nas różniły, była do mnie podobna. Z tą różnicą, że tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę. Po kilku szybkich piosenkach załatwiłem nam drinki. Chyba nawet nie poczuła, że była w nich wódka. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich, z którymi się założyłem.
- Co jest? - spytała, gdy przez dłuższą chwilę rozglądałem się wokoło. - Zachowujesz się jakoś inaczej. - powiedziała pod nosem. Słyszałem śmiech Jamesa za plecami.
- Co ty chrzanisz, mała? - warknąłem przez zęby, ściskając kolejne piwo w ręce. Przestała się uśmiechać. Zerknęła na chłopaków za moimi plecami. A ja wiedziałem, że to być może jedyna okazja, żeby wygrać zakład. Popatrzyłem jej w oczy i uśmiechnąłem się zadziornie. Kiedy zbliżałem się do niej, ona powoli się wycofywała. Nie zdołałem nawet dotknąć jej ust, kiedy zdzieliła mnie po gębie.
- Zatańczymy? - Rod wyrósł nagle przed nami, wyciągając łapę w kierunku oszołomionej Michelle.
- Z chęcią - mruknęła, niepewnie mi się przyglądając. Jeszcze mocniej ścisnąłem butelkę piwa i zwiesiłem głowę, trzymając się za policzek.
- Zjebałeś to, stary.
- Adler... zamknij mordę - burknąłem, patrząc na Roda podejrzanie miłego dla mojej koleżanki. Pokręcili się jeszcze chwilę, aż w końcu brunetka wróciła do willi Roda, gdzie impreza wyglądała znacznie spokojniej. Już zrywałem się, by pójść za nią, jednak Steve mnie zatrzymał.
- Odpuść już. - Podał mi kolejne piwo.

***
         Nie wiedziałam co myśleć. Przy swoich kumplach Saul zachowywał się zupełnie inaczej. Założyłam sukienkę, żeby mu się spodobać. Zdumiewające jak łatwo omamić umysł 16-latki. Jeden głupi uśmieszek i po wszystkim. Przejrzawszy na oczy, przepełniona frustracją, zmierzałam do drzwi wyjściowych.
- Cześć, Chelle! - Alex pomachała do mnie z końca pokoju. - Idziesz już? - spytała, gdy podeszłam bliżej. Przytaknęłam z wymuszonym uśmiechem. - Coś się stało? - wypytywała dalej.
- Nie. Po prostu nie za dobrze się czuję. - dziewczyna popatrzyła na mnie podejrzliwie i odwzajemniła się równie sztucznym uśmiechem.
     Wstałam rano, obudzona promieniami słońca. Po przyjemnym prysznicu, owinięta wąskim ręcznikiem, weszłam do pokoju.
- Cześć - nagle usłyszałam głos Saula za plecami. Nerwowo obróciłam się i zmierzyłam go wzrokiem.
- Jak ty tu wlazłeś?! -  zapytałam po chwili, kiedy staliśmy naprzeciwko siebie.
- Normalnie, po rynnie - bardzo rozbawiony wszedł do mojego pokoju i runął na łóżko - O kurwa jakie wygodne... zostajemy dzisiaj u ciebie, odsypiam cały tydzień.
- Czekaj tu. Muszę się ubrać - powiedziałam i zaczęłam wygrzebywać z szafki jakieś ciuchy.
- Nie musisz. Tak jest dobrze - powiedział i uśmiechnął się, zakładając sobie ręce za głowę. Czułam jak mierzy mnie wzrokiem z góry na dół. Bez odpowiedzi wróciłam do łazienki. Szybko się ubrałam i ponownie pojawiłam się w pokoju. Saul właśnie brzdąkał coś na gitarze. Kiedy skończył, podeszłam do niego i odebrałam gitarę z jego rąk.
- Czego chcesz? Wczoraj nie byłeś taki chętny do rozmowy - mruknęłam z wyczuwalnym zdenerwowaniem w głosie, odkładając gitarę na bok.
- O co ci chodzi?
- O to, że najpierw jesteś miły, a później chamsko się do mnie przystawiasz.
- Słonko - podszedł blisko, niemal stykając się z moimi założonymi rękami. - Taki już jestem. Ale... - wierzchem dłoni potarł moje ramię - możemy popracować nad byciem miłym. - Zadziorny uśmiech powrócił na jego twarz, a ja przełknęłam, czując jak mój żołądek robi salto machowe.

***

     Kilka dni później, kiedy jakoś pogodziłam się z faktem, że Saul nie jest idealny. Wybrałam się do Hudsonów. Otworzył mi ojciec Saula.
- Dzień dobry, jest Saul? - zapytałam wesoło.
- Cześć, Michelle! Wejdź, już go wołam - powiedział i wprowadził mnie do środka - Saul! - krzyknął.
- Co? - usłyszałam zaspany głos Mulata.
- Michelle przyszła! - krzyknął z uśmiechem. Po tych słowach usłyszeliśmy dochodzący z góry huk. Po jakiś dwóch 50 sekundach Saul stanął przede mną z ogromnym uśmiechem.
- Cześć! - powiedział po chwili i pocałował mnie w policzek. Jego tata tylko popatrzył na nas zdziwiony. Kiedy wychodziliśmy na zewnątrz Saul objął mnie ramieniem. Natychmiast zrzuciłam jego rękę, powstrzymawszy się od komentarza. Szliśmy, rozmawiając i popychając się od czasu do czasu. Nagle zauważyłam Stevena i Alex.
- Hej! - krzyknęłam. Saul najpierw spojrzał na mnie, a kiedy zaczęłam biec do nich, poszedł w moje ślady. Przywitaliśmy się i razem poszliśmy na polanę. Usiedliśmy w miejscu, gdzie zawsze były rozpalane ogniska. Po chwili namysłu zaczęliśmy grać w butelkę.
- Dobra, to ja pierwszy! - wyrywał się Steven i zakręcił znalezioną obok butelką. Wypadło na Alex.
- Pocałuj Michelle w usta! - krzyknął wesoło, wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Alex spojrzała na mnie pytająco. Kiedy zbliżyłyśmy się do siebie, chłopcy ucichli i z zaciekawieniem przyglądali się przebiegowi zdarzeń. Szybko cmoknęłyśmy się w usta i Alex powróciła na miejsce.
- Wiecie co... takie widoki to mógłbym częściej oglądać! - powiedział Saul, śmiejąc się donośnie.
- To teraz Alex! - dziewczyna zakręciła butelką i wypadło na Saula.
- Wejdź na to drzewo i powiedz co myślisz o Michelle - mruknęła z uśmiechem i wyższością. Zauważyłam coś w stylu zawstydzenia na twarzy Saula. Po chwili wstał i głęboko westchnął. Zwinnie wspiął się na wyznaczone drzewo.
- Myślę, że... masz ładne oczy - powiedział nieco ciszej. Alex uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo i pozwoliła wrócić Saulowi na ziemię. Usiadł obok mnie i zakręcił butelką. Wypadło na Stevena.
- Ooo! Steve! Hmm... zdejmij gacie i przebiegnij kilka metrów wymachując nim i...krzycz "Chodź do mnie zajączku! Zaraz będzie ci dobrze!"- wszyscy, poza Stevenem, zaczęli się śmiać, bo akurat niedaleko przechodziła grupka jakiś kolesi. Steven niechętnie ściągnął spodnie i pobiegł przed siebie, wykrzykując nakazane hasło. Mięliśmy z niego niezły ubaw. Zresztą tamci kolesie też prawie tarzali się po ziemi. W końcu z wykonanym zadaniem Steven wrócił na miejsce. Zakręcił butelką i wypadło na mnie.
- Michelle... przeliż się z Hudsonem! - krzyknął i zaczął się śmiać. Alex chciała jakoś stłumić swój śmiech, ale jej nie wyszło. Popatrzyłam w czekoladowe oczy, które zabłysnęły pożądliwie. Uśmiechnęliśmy się na znak, że podołamy zadaniu, przybliżając się o kilka centymetrów.
- Na trzy - mruknął radośnie. - Raz...- przymknął powieki. - Dwa... - lekko musnęłam jego usta. Po chwili Alex i Steven ucichli, ale nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi. Saul objął mnie w pasie i posadził okrakiem na jego udach. - Trzy... - szepnął, a ja czułam jak serce zamienia się miejscami z wątrobą. Brunet plądrował moje podniebienie, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Przez dobre kilka minut trwaliśmy w jednej pozycji. Niedokładnie tak wyobrażałam sobie ewentualny pocałunek z Saulem, jednak nie mogłam narzekać, dobrze wiedział co robi.
- Dobra! Już wystarczy...zaliczyłaś zadanie! - krzyknął Steven i szybko oderwaliśmy się od siebie. Saul uśmiechnął się zadziornie i pozwolił mi zejść z jego kolan. Bez słowa usiadłam obok i popatrzyłam na Alex. Graliśmy jeszcze przez chwilę, ale szybko nam się znudziło. - Ej Hudson, chodź ze mną do muzycznego. Mieliśmy wypróbować nowy sprzęt! - powiedział nagle Adler, trącając się dłonią w czoło.
- O kurwa, zapomniałem! Już idę - zerwał się z miejsca - A wy idziecie? - zapytał, patrząc na Alex a potem skupiając się na mnie.
- Nie. Idziemy na spacer - odpowiedziała Alex, kiedy tylko chciałam iść z nimi. Saul bezradnie wzruszył ramionami i poszedł ze Stevenem przed siebie - Michelle...czy między wami coś jest? - zapytała, zaraz po tym jak odeszli.
- N-nie! No co ty! Przecież ja go prawie nie znam...- powiedziałam niepewnie.
- Jasne! Albo jesteś ślepa i nie widzisz, że on ma wiadome zamiary, albo ukrywacie się przed nami! - dodała, szturchając mnie w ramię.
- Chrzanisz, jesteśmy tylko sąsiadami - powiedziałam lekko uniesionym głosem, ale widząc spojrzenia tamtych chłopaków, chwyciłam ją za ramię i poszłyśmy dalej. Zaprowadziłam ją na plac zabaw.
- No mów! Czujesz coś do niego? - zapytała.
- Nie! - stanowczo zaprzeczyłam, ale Alex tylko założyła ręce na piersi i dodała:
- Myślisz, że tak łatwo odpuszczę? Sorry, ale znam tego kudłacza trochę dłużej i wiem jak potrafi zatruć życie dziewczynie. Nie wiem jak to odbierzesz, ale na twoim miejscu zastanowiłabym się co robię, on nie jest grzecznym chłopcem... - powiedziała jednym tchem, kiedy usiadłyśmy na huśtawkach. Westchnęłam głęboko i głośno wypuściłam powietrze przez usta. Siedziałyśmy tam jeszcze jakieś dwie godziny, ale w końcu postanowiłyśmy wracać. Zaprosiłam Alex do mnie.
Poznałyśmy się lepiej i bardzo polubiłyśmy. Kiedy nie było Saula, zawsze się spotykałyśmy. Nawet kilka razy wykręciłam się ze spotkania z nim, żeby tylko móc porozmawiać z Alex. Była doskonałym doradcą w sprawach sercowych. Widziała, że on miał nade mną władzę i byłam na każde jego skinienie, ale ja nie chciałam tracić okazji, żeby po raz pierwszy poważnie się z kimś związać. Była więc równoważnią, zimnym prysznicem, czegoś bez czego już dawno oddałabym mu się w całości, mimo że wiedziałam, że to prawdopodobnie tylko chwilowe zauroczenie.

09.1979 r.
              Tak minęły nam 2 tygodnie, w końcu nadszedł dzień zakończenia roku szkolnego. Ubrałam się i wybiegłam przed dom w tym samym momencie wyszedł Saul, uśmiechnął się i zagwizdał na mój widok. Na nogach miałam szpilki, ale o dziwo łatwo się w nich chodziło. Moja spódniczka była plisowana i dość krótka, ale nie odsłaniała mi całego tyłka. Saul podszedł do mnie i okrążył mnie.
- Wyglądasz... seksownie...! - przyznał z niezłym rozbawieniem. - Nie sądziłem że masz w szafie takie rzeczy!
- Bardzo śmieszne...- burknęłam niezadowolona i poszliśmy dalej. Kiedy weszliśmy do szkoły wszystkie spojrzenia skierowały się na nas, a tak dokładniej to na mnie i moje nogi. Niejaki Josh Saraceno, zmierzył mnie wzrokiem i podszedł bliżej.
- Witam piękną panią  - podniosłam brwi do góry i poszłam dalej, łapiąc Saula za rękę, na co ten uśmiechnął się chytrze do Josha. Tamten najwyraźniej odpuścił, bo poszedł czarować jakąś blondynę. Weszliśmy na salę, w której rozdawali nagrody i inne takie, strasznie nam się nudziło, potem rozdali świadectwa i wreszcie mogliśmy wracać, wychodząc ze szkoły potknęłam się o próg, ale Saul w porę mnie złapał.
- Co ty byś beze mnie zrobiła...- powiedział, łapiąc mnie przypadkowo za udo. Patrzył mi w oczy i po chwili przywrócił mnie do równowagi. Zdjęłam buty i szłam boso do samego domu. Saul patrzył na mnie błagalnie, kilkanaście razy prosząc żebym włożyła szpilki. W końcu wróciliśmy do swoich domów. Byłam szczęśliwa, kiedy wreszcie mogłam założyć trampki i luźną koszulkę. Chwilę myślałam o tym co będę robić w wakacje, ale w końcu zdecydowałam się wyciągnąć gdzieś Hudsona. Wybiegłam z pustego domu, bo rodzice oczywiście byli w biurze, a Kate przyjeżdżała dopiero jutro. Zapukałam do drzwi, ale nie musiałam długo czekać aż Saul wciągnął mnie do środka.
- Hej. - powiedziałam wesoło.
- Cześć! - odpowiedział i zaciągnął mnie do kuchni, - Pomożesz mi upiec ciasto, dzisiaj rocznica ślubu rodziców, a zanim wrócą to pomyślałem, że coś im upiekę. - no to moje plany odpoczynku szlag trafił.Włączyłam radio.
- To co masz zamiar upichcić? - zapytałam, lekko zaniepokojona tym pomysłem
- Zastanawiam się właśnie, może...coś z mąką - powiedział, rzucając we mnie garścią białego proszku.
- Nie pozwalaj sobie, cwaniaczku! - odwdzięczyłam się tym samym, rozpoczęła się wojna.
- Poczekaj, wygrałaś bitwę, ale przegrasz wojnę! - rzucił się na mnie tak, że wylądowaliśmy na podłodze, całej białej. Od mąki oczywiście. Szarpaliśmy się chwilę, ciągle piszcząc lub śmiejąc się, ale nagle wszystko ucichło. W radiu akurat leciało Still in Love With You. Jego gorący oddech na moich wargach sprawił, że nieziemski dreszcz przepełzł przez moje ciało spragnione czułości. Patrzyliśmy sobie w oczy, nagle Saul lekko musnął moje usta. Towarzyszyła temu najromantyczniejsza ballada Thin Lizzy. To właśnie tak wyobrażałam sobie ten rzekomy pocałunek. Mógłby trwać godzinami, ale musiałam go zakończyć, gdy tylko poczułam, że moja koszulka w zastraszającym tempie sunie do góry.
- Co jest? Wstydzisz się mnie? - spytał z tym swoim uśmieszkiem.
- Masz zamiar coś dzisiaj upiec, czy nie? - starałam się jak najszybciej zmienić temat, po czym Kudłaty szybko podniósł się z niemałym zadowoleniem na twarzy.
- Wiesz co... lepiej kupmy jakieś ciasto w cukierni. Chodź - po dwóch godzinach mieszania jednej substancji, która z każdą chwilą oddalała się od formy ciasta, podszedł do szafki i zabrał portfel. Po chwili wyszliśmy z domu i leniwym krokiem podążaliśmy ulicami Kansas City. Doszliśmy do najbliższej cukierni Ridgewood Donuts and Bakery, gdzie Saul kupił jakieś smakowicie wyglądające ciasto, cały czas zastanawiałam się nad tym co stało się wcześniej.
              Wróciliśmy do niego i graliśmy na gitarze, potem oglądaliśmy MTV, aż w końcu zdecydowaliśmy się gdzieś wyjść. Jak prawie codziennie, wybraliśmy się na plac zabaw, potrafiliśmy przesiadywać tam godzinami, nawet milcząc. To było naprawdę magiczne miejsce. Po niecałych dwóch godzinach spaceru wróciliśmy do Hudsona.
Gdy tylko zdjęliśmy buty, przyszli solenizanci. Złożyłam życzenia i zostałam wyprzytulana oraz wycałowana przez panią Hudson. Z radosnym uśmiechem wróciłam do domu. Tego dnia nie rozmawiałam już z Saulem. Weszłam na górę i położyłam się na łóżku. Chciałam trochę pomyśleć. Ciągle pamiętałam dotyk jego ciepłych ust. Inny niż dotyk Jeff'a. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Szybko zerwałam się z miejsca. Kate przyjechała, choć miała nas odwiedzić dopiero jutro. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
- Co się stało mała? Wyglądasz na smutną - zapytała bardzo troskliwie, kiedy zobaczyła moją minę.
- Nic...- odpowiedziałam i kiedy ta spojrzała tym wzrokiem, który nigdy nie dawał za wygraną wszystko jej opowiedziałam.
- Uuu grubsza sprawa, jest tylko jedno wytłumaczenie, chłopak się zakochał - popatrzyłam na nią jak na idiotkę i lekko rozchyliłam usta - A ty... czujesz coś do niego? - najgorsze pytanie jakie mogło paść.
- Nie...to znaczy...sama nie wiem...bardzo go lubię, tylko z nim spędzam całe dnie, a czasem nawet noce, znaczy gadamy wtedy...
- Rozumiem, nie musisz mi się tłumaczyć! A czy wcześniej nie zauważyłaś, że np. patrzy ci często w oczy?
- Ale czy...to ma jakieś...tak, robił tak, ale myślałam że to normalne...
- Normalne byłoby gdyby patrzył ci w cycki, czego nie zauważyłam - Kate zaśmiała się lekko i dodała - Musisz z nim porozmawiać. A teraz idź spać, bo już prawie północ! - wygoniła mnie ruchem ręki na górę. Posłusznie wstałam z kanapy i poszłam na górę. Weszłam do wanny i zapomniałam na chwilę o wszystkim. Kochałam ten stan, kiedy można o niczym nie myśleć, jednak zaraz woda wystygła i już trzeba było wychodzić, ubrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka, nie mogłam spać tej nocy, zeszłam na dół, na kanapie ciągle siedziała Kate, w ręce miała naszyjnik.
 - Jezu! Kate? To ty... przestraszyłaś mnie, dlaczego nie śpisz?- podeszłam do niej - Boże... co Ci jest?! - płakała, przytuliłam ją najmocniej jak umiałam. Pokazała mi zdjęcie, które było zamknięte w naszyjniku. Opowiedziała mi historię swojej wielkiej miłości, że zaszła w ciążę z Carlosem, ale nie powiedziała mu o tym i po prostu uciekła. Teraz żałuje, bo mogłaby być szczęśliwa.
              Razem zasnęłyśmy na kanapie. Rano obudził mnie zapach kawy zbożowej, uwielbiałam taką. Powoli zwlekłam się z łóżka i owinęłam się kocem. Kate stała w kuchni, uśmiechnęła się do mnie i zrobiła mi kilka kanapek. Zjadłam wszystkie i poszłam się ubrać. Wtedy ktoś zapukał do drzwi, był to oczywiście Hudson. Kate uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo i wyszłam z nim.
- No to może dzisiaj pójdziemy nad jezioro? - zaproponowałam
- Świetny pomysł, to chodź! - krzyknął i pobiegliśmy przed siebie - Saul ja.. już... dalej..nie mogę...- wysapałam ze zmęczenia.
- No to cię zaniosę - przewiesił mnie przez ramię, wolałam się nie odzywać, bo nie miałam już siły.

 ***
- Jesteśmy na miejscu!- powiedział, stawiając mnie na ziemi. Usiedliśmy na podeście i gadaliśmy. Było gorąco, więc Saul ściągnął koszulkę. Miałam na sobie bezrękawnik, który odkrywał cały mój brzuch, więc nie było mi aż tak gorąco. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy potem Saul zaczął się przybliżać. Prawie musnął moje usta. Cofnęłam się i poderwałam z ziemi
- Jak chcesz mnie pocałować... To mnie złap! - pobiegłam w stronę łąki. To facet, więc kilka sekund później złapał i powalił na trawę bezbronne dziewczęce ciało. Znowu był na górze i patrzył mi w oczy. Powoli zbliżał się do moich ust. Musnął je delikatnie, potem uśmiechnął się z satysfakcją i zrobił to nieco bardziej namiętnie. Położył się obok.
- Gorąco mi. Idę się wykąpać. Uwaga dzieci, Hudson leci! - jak małe dziecko wskoczył na bombę do jeziorka. - AAA, cholera jasna, ale zimna woda! Pomóż mi wyjść! - bez zastanowienia podałam mu rękę, on chwycił drugą i wciągnął mnie pod wodę.
- Kurwa, wiedziałam, że tak będzie!- śmiał się ze mnie i w tej chwili w naszą stronę szła Alex ze Stevenem, dołączyli do zbawczo chłodzącej kąpieli. Stevena też bardzo lubiłam, był w tym samym wieku co Hudson. Większość czasu spędzałam z Saulem, on zresztą też nie narzekał. Nigdy bym nie pomyślała, że będę tak blisko z jakimkolwiek facetem na świecie, innym niż Jeffrey...
              Przed zmrokiem wracaliśmy do domu, Alex i Steven poszli w przeciwną stronę. Saul szedł jak zwykle uśmiechnięty
- A ty z czego się tak cieszysz? - zapytałam, bo nie dawało mi to spokoju
- A tak jakoś, a co?
- Nic - nie chciałam żeby wypytywał mnie o więcej, więc zakończyłam temat. Zaczęliśmy gadać o tym czym będziemy jeździć w przyszłości. Potem przyglądaliśmy się różnym osobom napotkanym na ulicy, z grobową miną przechodziliśmy obok nich, a potem wybuchaliśmy śmiechem. Pożegnaliśmy się, tym razem również dostałam całusa w policzek, uśmiechnęłam się do Saula i powoli podeszłam do drzwi. Przy oknie stała Kate, chyba wszystko widziała.
- Michelle, czy wy jesteście...- chciała dokończyć, ale jej przerwałam.
- Jeśli pytasz, czy jesteśmy razem to nie, nie jesteśmy. - wyprzedziłam jej pytanie. W tym momencie do domu weszli rodzice.
- Cześć! Co słychać?- zapytał tata i mnie przytulił.
- Hej. Fajnie jest - wesoło odpowiedziałam. Weszliśmy do salonu i rozmawialiśmy. Kiedy rodzice wyganiali mnie na górę, była już dosyć późna godzina. 

Komentarze

  1. Kate łamie wszelkie stereotypy dotyczące starszych pań, pijąc razem z Michelle i Saulem piwo. xd Nie mogę tylko przyjąć do faktu jednego... Michelle tak szybko zapomniała o Jeff'ie? I kurczę, dwa rozdziały wcześniej wyznaje miłość Izzy'emu, a teraz już Slashowi. Mam przez to mętlik. Ale i tak jestem totalnie zauroczona w twoim opowiadaniu oraz bohaterach, których wykreowałaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no wiem...beznadzieja. Ale chwała Ci za to, że to czytasz! <3
      No i pewnie następne "nagłe zmiany" totalnie Cię zniechęcą, ale to już muszę przeprosić za to xD

      Usuń
  2. jestem ciekawe kto następny Axl czy Duff...

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział był taki radosny na początku. Cud, miód i malina. Wszystko wydawało by się piękne, ale ta końcówka ;-; Bohaterska Alex, uratowała Stevena. Oby takich ludzi było więcej :3
    Wiesz cały rozdział był megawyjebisty, tylko nieco dziwne wydaje mi się to, że Michie opłakiwała Alex, a potem ten tego ze Slashem. Sama wiesz :D Aczkolwiek ta chwila była magiczna pomimo przykrych wydarzeń *o*
    Ile ja bym za takiego Hudsona dała ahh. . .

    OdpowiedzUsuń
  5. O jacie! Ile tu się wydarzyło! Najpierw ta impreza i mogę przesiąść, że widziałam oczami wyobraźni ten moment jak Chelle pojawia się na imprezie. To było tak filmowe, że ohhh! <3

    No a potem Slash wtopił i Chelle się obraziła, ale na szczęście mogła liczyć na Alex i Kate.

    Co do Kate, to w prost ją uwielbiam! Jest przekochana i w ogóle cudowna.

    No i mamy też Stevena! Więc brakuje tylko Axla i Duffa i mamy komplet Gunsów <3
    Szczerze? Nie mogę się doczekać, aż zobaczę, a właściwie przeczytam o tym jak opisałaś ich spotkanie i początki zespołu.
    Choć tacy nastoletni Gunsi też są super :D

    No a ten dialog Slasha z rodzicami przed wyjsciem na imprezę to po prostu bomba XDD

    Trochę brak mi Jeffa, no ale rozumiem, że Chelle nie może tak żyć przeszłością i chce iść do przodu. No tylko czy ona serio chce, czy to bardziej Slash się napalił, a ona woli przyjaźń? Przekonam się już niedługo.

    Pozdrowionka, całuski i uściski :*

    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki