Rozdział 4. Don't leave me.
- Michelle, posłuchaj. Wiem, że jest ci ciężko, teraz było ci tu dobrze, więc...
- Gdzie ty razem? - przerwałam jej. Było mi cholernie ciężko, ale nie chciałam pokazać jak bardzo. Chociaż była moją matką to o niczym nie wiedziała.
- Kansas City - jej słowa zabrzmiały jak wyrok i, jakby na to nie patrzeć, to był wyrok, skazujący niewinną mnie na samotność. Po chwili wyszła, ale chyba domyślała się co czuję. Spakowałam się szybko, nawet bardzo szybko. Miałam już doświadczenie. Zostało najgorsze - rozmowa z Jeffem. Nie miałam pojęcia jak zareaguje, nawet trochę się bałam. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym co mu powiem, gdy przyjdzie właśnie taki moment. Teraz tego żałowałam.
Ze spuszczoną głową szłam przez korytarz. Powoli zeszłam ze schodów. Akurat do domu wszedł tata. Przyszedł po walizki. Zobaczył mnie, popatrzył mi głęboko w oczy i bez słowa przytulił. Tego właśnie potrzebowałam. Mama nigdy by na to nie wpadła. Wyszłam z domu bez słowa. Miałam wrócić przed zmrokiem. Zastanawiałam się dlaczego wcześniej mnie nie uprzedzili. Gdyby rodzice wcześniej powiedzieli mi o swoich planach to może wymyśliłabym sposób jak spokojnie powiedzieć o wyprowadzce moim znajomym. A teraz? Został tylko jeden dzień. Szłam ulicą. Było spokojnie, jak zwykle. Stanęłam przed domem Jeffreya. Miałam mieszane uczucia. Chciałam go jeszcze zobaczyć, ale z drugiej strony wiedziałam, że to może mnie dużo kosztować. Może lepiej byłoby gdybym wyjechała nic nie mówiąc? Nie, to byłoby zbyt dziecinne. Nie jestem już przecież dzieckiem. Jestem silna i powiem mu to, a potem przekażę reszcie. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mama Jeffa.
- Witaj Michelle! - ta kobieta była naprawdę przemiła.
- Dzień dobry. Jest Jeffrey? - zapytałam, próbując ukryć smutek.
- Tak, jest u siebie, a... coś się stało? - zapytała lekko zaniepokojona.
- Nie.. to znaczy tak. Wyprowadzam się... - powiedziałam z jeszcze większym rozżaleniem.
- Wejdź kochanie - wpuściła mnie do środka i mocno przytuliła. - Nie martw się. Na pewno kiedyś tu wrócisz - potrafiła pocieszyć. Przez chwilę nawet jej wierzyłam. Pokonałam schody i cicho zapukałam do drzwi. Jeff powiedział wesołe - Wejdź! - ale gdy zobaczył moją smutną minę, spoważniał.
- Co się dzieje? - ze zmartwionym tonem podbiegł do mnie i chwycił w dłonie moją twarz. Nie wytrzymałam. Duża łza spłynęła po moim policzku.
- Michelle! Co się stało?! - był chyba nawet przestraszony.
- Jeff ja... ja się... ja się wyprowadzam - mocno tuliłam się w jego koszulkę. Nigdy nie widział jak płaczę. Nie miałam wcześniej powodów... do dzisiaj.
- Jak to... wyprowadzasz się? - całkiem posmutniał, jego wieczny optymizm gdzieś uciekł.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? Pytałeś wtedy czy się wprowadzam, odpowiedziałam, że tak, ale nie na stałe, więc kiedyś i tak musiał nadejść ten dzień - płakałam, ale starałam się opanować. W końcu mi się udało.
- Michelle.. ja... kiedy się wyprowadzasz?
- Dzisiaj... - odsunęłam się, zanim mu to powiedziałam.
- Gdzie teraz będziesz mieszkać? - spytał z ogromnym żalem w głosie.
- Kansas City - przytulił mnie i pocałował. Nigdy tego nie zrobił. Nigdy wcześniej mnie nie pocałował. A jego usta były tak cudownie miękkie. Pocałował mnie ponownie, tym razem nieco pewniej. Zadrżałam, kiedy dotknął mojego policzka swoją zimną dłonią.
- Nieźle, jak na pierwszy pocałunek - szepnął ze smutnym uśmiechem na twarzy. Moja twarz musiała być już koloru buraka, bo czułam, że ze wstydu aż płonę. Skąd wiedział? Aż tak było to widać? Za pół godziny miałam być w domu. Nie chciałam się nigdzie ruszać, ale musiałam. Wiedziałam, że tak trzeba.
- Nieźle, jak na pierwszy pocałunek - szepnął ze smutnym uśmiechem na twarzy. Moja twarz musiała być już koloru buraka, bo czułam, że ze wstydu aż płonę. Skąd wiedział? Aż tak było to widać? Za pół godziny miałam być w domu. Nie chciałam się nigdzie ruszać, ale musiałam. Wiedziałam, że tak trzeba.
- Dzięki, że mi wtedy pomogłeś - szepnęłam, a on zmarszczył brwi - z gitarą - dodałam, widząc jego pytający wyraz twarzy. Jeff nie powiedział już ani słowa. Po prostu pocałował mnie jeszcze w czoło i chwycił gitarę. Odwrócił głowę do okna i pociągał za struny bez większej pasji. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale może i lepiej, że uniknęliśmy łzawych pożegnań. W drodze do domu spotkałam Sarę i Johna. Nie zdążyliśmy się jeszcze dobrze poznać, a mimo to wiedziałam, że będzie mi ich brakowało. Przytulili mnie i życzyli powodzenia, tego właśnie było mi trzeba. Wróciłam do domu na czas. Rodzice widzieli moją smutną minę, ale nic nie mówili, chciałam tylko już wyjechać... może kiedyś zapomnę. Wyszliśmy z domu. Milczeliśmy. Już miałam wsiadać do samochodu, kiedy usłyszałam Jeffa.
- Michelle! Zaczekaj! - podbiegł do mnie i podniósł wysoko. Rodzice nawet nie byli zaskoczeni.
- Będzie mi cię brakowało, wariacie - wyszeptałam mu do ucha i lekko cmoknęłam w policzek.
- Na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy - pocałował mnie ponownie. - Jedź już, bo się, kurwa, zaraz rozkleję... - wymusił na swojej twarzy uśmiech.
Wsiadłam do auta i patrzyłam jak oddalamy się od siebie. Może bylibyśmy razem gdybym została? A może zostalibyśmy na poziomie przyjaźni na wiele lat? Przygryzłam wargę myśląc o tym jak mnie pocałował. To był chyba najlepszy pierwszy pocałunek o jakim może marzyć dziewczyna.
to jest genialne... :)
OdpowiedzUsuńJezu...Poryczałam się przy końcówce
OdpowiedzUsuńFajne...takie slodkie, ale nie pasowal mi tu "ten" watek milosny, moze dlatego, ze wszystko dzialo sie tak szybko, tak nagle. Tu dwoje sie przyjazni ona wyjezdza, pierwszy pocalunek i odrazu ja przelecial ;)
OdpowiedzUsuńA koniec rzeczywiscie, poruszyl serce.
Ano myślę, że teraz już nie popełniam tego typu błędów, dopiero zaczynałam, więc wybacz xD Mam nadzieję, że w przyszłości się poprawię ;D
UsuńCzytam to już 4 raz i za każdym razem płacze przy końcówce <3 Kocham to opowiadanie :D Zajebiste :)
OdpowiedzUsuńHahah cieszę się xD
Usuńi dziękuję pięknie <3
a mialam nie plakac to za trudne
OdpowiedzUsuńtrudno pewnie pomysla ze jestem beksa
chuj mnie to ochodzi
Tak! Cudnie! Znowu ryczę jak totalna cipa ;-;
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny się rozkleiłam. Cholera i jesze słuchałam przy czytaniu Michaela Jacksona - You are not alone. GENIUSZ...
Ehh mam do tego opowiadania taki sentyment, że traktuję je jako część mojego życia :)
Dzięki wielke kochana, że wytrwale dla nas piszesz. Naprawdę bardzo Ci dziękuję ;*
Prawie się popłakałam. Prawie - no niestety. Ale uwierz, rozdział genialny <3 Do "Don' t cry" Gunsów mam ogromny sentyment. :) Dzięki za takie cudo jakim jest to opowiadanie :**
OdpowiedzUsuńOkej, już widzę zmiany 😄 Oni się tu przecież powinni kulturalnie ruchac! A tak serio, to obie wersje są jak najbardziej w porządku, chociaż ta wcześniejsza w nieco mocniejszy sposób wpływała na odczuwanie ich uczuć 😃
OdpowiedzUsuńJeju, aż nie wiem co napisać. Na pewno to, że bardzo ładnie wyszedł Ci ten rozdział i podobał mi się, mimo, że był dość smutny.
OdpowiedzUsuńStrasznie szybko się ta cała akcja potoczyła i pobyt Michelle w Lafayette wydawał się bardzo krótki, mimo że minęło aż pół roku.
Rozstanie z Izzym musiało być dla Michelle bardzo trudne, szkoda, że tak wyszło.
No a ta scena na koniec to po prostu cud, miód i orzeszki XD
To było takie słodkie, jak się żegnali <3
Przechodzę prędko do kolejnego rozdziału
Pozdrowionka
Lady Stardust :*