Rozdział 3. Let's party.
02.1979r.
Mijał kolejny dzień. Po szkole wróciłam do domu i oznajmiłam rodzicom, że idę na imprezę. Ucieszyli się, że wreszcie mam z kim pogadać. Lafayette to był zupełnie inny świat. Tutaj było mi znacznie lepiej niż we wszystkich innych miejscach na ziemi.
Mijał kolejny dzień. Po szkole wróciłam do domu i oznajmiłam rodzicom, że idę na imprezę. Ucieszyli się, że wreszcie mam z kim pogadać. Lafayette to był zupełnie inny świat. Tutaj było mi znacznie lepiej niż we wszystkich innych miejscach na ziemi.
Nadszedł wieczór. Rodzice znowu wyjechali z miasta, a ja szykowałam się na imprezę. Około 20 miał przyjść po mnie Jeff, więc byłam gotowa wcześniej. Nie spóźnił się ani minuty, punkt 20 - pukanie do drzwi.
- Cześć - powiedział, gdy tylko mnie zobaczył i przytulił mnie, co było czymś nowym.
- Hej. To co, idziemy? - spytałam, na co ten skinął głową i wyszliśmy. Znowu przegadaliśmy całą drogę. Doszliśmy na miejsce i weszliśmy do jakiegoś domu, już z daleka rozbrzmiewały dźwięki elektrycznej gitary. To była duża impreza. Na szczęście okna były otwarte, więc dym papierosowy nie podrażniał tak bardzo moich oczu. Podeszliśmy do ławy z alkoholami. Wzięłam tylko piwo, bo nigdy nie piłam dużo, praktycznie wcale. Po chwili atmosfera się rozluźniła, gadałam z połową przybyłych. Można by powiedzieć, że byłam duszą towarzystwa. Potem jakiś na wpół przytomny koleś wymyślił konkurs na najlepszą solówkę. Zgłosiłam się ja, Jeff, Tom i jakiś innych 3 kolesi. Zagrali tamci trzej, potem grał Jeff. Przyznam, że jego solo było cudowne. Potem Tom dał popis. Przyszła moja kolej. Publiczność była bardzo sceptycznie nastawiona do mojego występu. Założyłam gitarę i wszystko ucichło. Speszyłam się trochę, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zaczęłam grać intro Walk All Over You AC/DC. Kochałam tę piosenkę. Skupiłam się wyłącznie na grze, nic innego się nie liczyło. Zagrałam całą piosenkę, kiedy skończyłam część ludzi bawiła się doskonale, a reszta wpatrywała się we mnie bez ruchu. Na te spojrzenia szczerze się uśmiechnęłam.
- Hej. To co, idziemy? - spytałam, na co ten skinął głową i wyszliśmy. Znowu przegadaliśmy całą drogę. Doszliśmy na miejsce i weszliśmy do jakiegoś domu, już z daleka rozbrzmiewały dźwięki elektrycznej gitary. To była duża impreza. Na szczęście okna były otwarte, więc dym papierosowy nie podrażniał tak bardzo moich oczu. Podeszliśmy do ławy z alkoholami. Wzięłam tylko piwo, bo nigdy nie piłam dużo, praktycznie wcale. Po chwili atmosfera się rozluźniła, gadałam z połową przybyłych. Można by powiedzieć, że byłam duszą towarzystwa. Potem jakiś na wpół przytomny koleś wymyślił konkurs na najlepszą solówkę. Zgłosiłam się ja, Jeff, Tom i jakiś innych 3 kolesi. Zagrali tamci trzej, potem grał Jeff. Przyznam, że jego solo było cudowne. Potem Tom dał popis. Przyszła moja kolej. Publiczność była bardzo sceptycznie nastawiona do mojego występu. Założyłam gitarę i wszystko ucichło. Speszyłam się trochę, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zaczęłam grać intro Walk All Over You AC/DC. Kochałam tę piosenkę. Skupiłam się wyłącznie na grze, nic innego się nie liczyło. Zagrałam całą piosenkę, kiedy skończyłam część ludzi bawiła się doskonale, a reszta wpatrywała się we mnie bez ruchu. Na te spojrzenia szczerze się uśmiechnęłam.
- Kurwa...! Jesteś zajebista! Gdzie nauczyłaś się tak grać!? - wszyscy zadawali mi mnóstwo pytań.
- Dzięki, tata mnie nauczył - mówiłam z radością. To był chyba pierwszy raz kiedy ktoś tak bardzo mnie chwalił. Jeff uśmiechał się i ciągle patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami.
Na koniec imprezy wszyscy namówili mnie do zagrania jeszcze jednej piosenki. Tym razem wybrałam Whiskey in the jar. Tę piosenkę też lubiłam. Kiedy wychodziłam z Jeffem, ktoś kaleczył Toys in the attic. Zerknęłam w stronę Jeff'a, bo tylko on był w zasięgu wzroku i skinęłam do niego na pożegnanie. Gdy zmierzałam w stronę drzwi, ktoś złapał mnie za przedramię.
- Gdzie tak uciekasz? - zapytał Jeff.
- Trochę już późno. Muszę wracać - odparłam, wsuwając ręce do kieszeni moich ulubionych jeansów.
- Odprowadzę cię - uśmiechnęłam się pod nosem. Jeszcze nigdy nikt nie odprowadził mnie do domu. Jeffrey chyba zaczynał mi się podobać.
Szliśmy w milczeniu. W głowie jeszcze szumiał mi alkohol, ale spacer pomagał mi wrócić do siebie. Wreszcie dotarliśmy pod mój dom. Weszliśmy do środka i zrobiliśmy kanapki.
- Wolisz Aerosmith czy Dire Straits? - zapytał Jeff, wkładając talerze do zlewu.
- Zdecydowanie Aerosmith. Tyler ma taki genialny głos - odparłam. Jeff tylko uśmiechnął się przytakując głową. Włączyłam płytę. Aerosmith. Draw The Line pasowało idealnie do naszych nastrojów. Kątem oka widziałam, że coś jest nie tak. Jeff patrzył na mnie inaczej niż zwykle. W końcu co mógł mieć w głowie 17-letni chłopak sam na sam z dziewczyną? Dobrze wiedziałam, że gdybym była przynajmniej 2 lata starsza to nasza znajomość wyglądałaby inaczej. A tak? Z 14-latką nigdy nic przecież nie wiadomo. Gadaliśmy jeszcze trochę, ale cała ta sytuacja była męcząca. Jeff w połowie płyty westchnął głęboko i powiedział, że musi się zbierać. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Zamknęłam drzwi i wciąż trochę oszołomiona poszłam spać.
Szliśmy w milczeniu. W głowie jeszcze szumiał mi alkohol, ale spacer pomagał mi wrócić do siebie. Wreszcie dotarliśmy pod mój dom. Weszliśmy do środka i zrobiliśmy kanapki.
- Wolisz Aerosmith czy Dire Straits? - zapytał Jeff, wkładając talerze do zlewu.
- Zdecydowanie Aerosmith. Tyler ma taki genialny głos - odparłam. Jeff tylko uśmiechnął się przytakując głową. Włączyłam płytę. Aerosmith. Draw The Line pasowało idealnie do naszych nastrojów. Kątem oka widziałam, że coś jest nie tak. Jeff patrzył na mnie inaczej niż zwykle. W końcu co mógł mieć w głowie 17-letni chłopak sam na sam z dziewczyną? Dobrze wiedziałam, że gdybym była przynajmniej 2 lata starsza to nasza znajomość wyglądałaby inaczej. A tak? Z 14-latką nigdy nic przecież nie wiadomo. Gadaliśmy jeszcze trochę, ale cała ta sytuacja była męcząca. Jeff w połowie płyty westchnął głęboko i powiedział, że musi się zbierać. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Zamknęłam drzwi i wciąż trochę oszołomiona poszłam spać.
***
08.1979r.
Spędzałam tak tygodnie, miesiące, w końcu minęło pół roku odkąd przyjechałam do Lafayette. Byłam tu szczęśliwa. Z Jeffreyem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, choć oboje wiedzieliśmy, że coś do siebie czujemy. Jednak żadne z nas nie chciało zmieniać tego jak jest, bo było naprawdę dobrze. Zwierzaliśmy się ze swoich sekretów, wiedzieliśmy o sobie więcej niż ktokolwiek inny. Niestety... nie mogłam się dłużej cieszyć moim ułożonym życiem.
- Michelle... musimy porozmawiać - to była mama, nigdy nie rozmawiała ze mną w innej sprawie niż zmiana miejsca zamieszkania, czyli właśnie sprawdziło się powiedzenie, co dobre to szybko się kończy...
- Co się stało? - zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Wyprowadzamy się - posmutniała. Wiedziała, że tutaj byłam szczęśliwa, ale chcąc nie chcąc musiała mi to szczęście odebrać.
- Gdzie tym razem?
Fajny Blog i wgl. Ale czemu " ona " puszcza piosenki z lat 90-tych, jak podobno masz tam 81?
OdpowiedzUsuńups! Słuszna uwaga! Dziękuję pięknie i zaraz poprawiam xD
UsuńWiesz Reverie, to może dziwne, ale ja się wzruszyłam... Nagle z twardzielki, która sieje postrach w budzie, zrobił się potulny baranek. Ehh ja chyba naprawdę mam jakąś chorobę ;-; No ale nie ważne.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, to był mistrzowski. Urzekł mnie Jeff, ale to już pewnie wiesz, bo powtarzam się po tysiąc razy :D
Lecę do kolejnego, bo pamiętam co się w nim wydarzy :3
Ale oldschool, kurde, znowu chwile mnie tu nie było i czytanie ponownie pierwszych rozdziałów to niesamowite doświadczenie. Zajebiście doświadczać tego na nowo, kurde no uwielbiam to opowiadanie 💖💖💖
OdpowiedzUsuńAle to się fajnie i szybko czyta. Uwielbiam przede wszystkim dużą ilość różnych piosenek, które się tu pojawiają :)
OdpowiedzUsuńNo i Jeff i Michelle są cudni <3 i taaaaaacy słodzcy. Jak tu ich nie kochać? <3
Być na takiej imprezie w latach 80tych to musiało być coś cudownego, nie to co teraz XD
Izzy ninja XD wymknął się niezauważony XD w sumie dobrze, bo gdyby rodzice Chelle go zauważyli to mogłoby być ciekawie XD
O kurcze! To już pół roku minęło! Nieźle, nieźle.
Szkoda, że Michelle musi się znów przeprowadzić, ale może wykombinuje coś żeby jednak zostać. Na przykład może się wprowadzić do Jeffa. Albo mogą razem uciec XD
Dobra, lecę dalej
Pozdrowionka, uściski i całuski :*
Lady Stardust