Rozdział 30. As before.

Michelle
           Tej nocy spałam spokojnie, w ramionach Saula zawsze czułam się bezpiecznie. Znowu czułam się tak, jak za dawnych czasów... Rano obudził mnie cichy szept, który potem przerodził się w nucenie piosenki:

- I love you, I love you, I love you.
That’s all I want to say.
Until I find a way
I will say the only words I know that
You’ll understand.
Michelle, ma belle...Dzień dobry skarbie. - powiedział i pocałował mnie przelotnie.

- Cześć przystojniaku. - odpowiedziałam wesoło i odwzajemniłam pocałunek. Jeszcze chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Slash zaczął mnie delikatnie całować, każdy skrawek moich ust był dokładnie zbadany. Kiedy język kudłacza znalazł się w moich ustach, zaczęłam zdejmować jego spodnie. Saul oderwał się ode mnie na chwilę i pokręcił głową, śmiejąc się.

- No co?! - zapytałam wesoło i również się zaśmiałam. Wstałam z łóżka i włożyłam do odtwarzacza Appetite for Destruction. Ustawiłam numer 7, czyli My Michelle.

- Wiesz co mała...Kate chyba poszła do moich rodziców...i to przed chwilą, więc... - zaczął, ale nie zdążył dokończyć.

Slash
           Za każdym razem kiedy mogłem ją całować, czułem się wspaniale, miała takie delikatne usta, a jeszcze kiedy drżała pod wpływem mojego dotyku... wtedy było najprzyjemniej. Powoli zdjąłem z niej koszulkę. Nie miała stanika, więc od razu zabrałem się za całowanie jej dekoltu. Potem schodziłem coraz niżej i niżej...aż w końcu mocno zadrżała. Przygryzła dolną wargę, nie wiem czy miała pojęcie jak bardzo mnie wtedy nakręcała. Nagle usiadła przede mną i zaczęła delikatnie obcałowywać moją szyję. Odruchowo odchyliłem głowę w tył i przymknąłem oczy. Położyłem ją na plecach. Rękoma błądziłem po jej udach i powoli zsunąłem z niej resztę ubrań. Kiedy tylko refren piosenki się zaczął, wbiłem w nią język. Krzyknęła z rozkoszy. Mimo że byłem skrajnie podniecony to chciałem jak najdłużej się nią pobawić. Postanowiłem choć trochę przetrzymać ją w tym stanie, więc powróciłem do całowania. Nagle Chelle znalazła się na mnie i zaczęła namiętnie całować. Nie miałem już siły dłużej się powstrzymywać, więc szybkim ruchem wszedłem w nią. Oboje doszliśmy w tym podobnym czasie, a było to wraz z końcem Anything goes. Opadła na mnie zmęczona i oboje przymknęliśmy powieki...

           Jakąś godzinę później Kate wróciła do domu. Szybko się ubraliśmy i zeszliśmy na dół. Niespodziewanie Michelle wskoczyła na moje plecy i tak oto wtargnęliśmy do kuchni. Kate popatrzyła na nas znaczącym wzrokiem i postawiła przed nami talerz kanapek. Kiedy zjedliśmy, postanowiłem zabrać Michelle w pewne miejsce.

- Może pójdziemy na spacer? - zapytałem.

- Jasne, czemu nie. - powiedziała jak zwykle z uśmiechem, patrząc mi w oczy. Od samego rana padał deszcz, ale i tak nie zabraliśmy kurtek ani parasolek. Nigdy tego nie robiliśmy, więc nie było potrzeby zmieniać starych nawyków. Szliśmy tak jak zawsze, śmiejąc się. Zaprowadziłem ją na plac zabaw. Usiedliśmy na huśtawkach.

Michelle
           - Wszystko jest takie samo! - powiedziałam wesoło i przejechałam dłonią po lekko zardzewiałym łańcuchu, na którym była zawieszona moja huśtawka. Znowu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Po chwili zamilkliśmy i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Poczułam jak coraz większe krople deszczu spadają na moje ciało. Po dłuższej chwili byliśmy cali mokrzy. Saul oblizał usta w zadziorny sposób. Po jego twarzy spływały strumienie deszczu. Wyglądał cholernie seksownie w mokrej, niezapiętej koszuli w kratę. Po chwili poderwał się z miejsca i chwycił mnie za rękę. Bez słowa szliśmy przed siebie. Nagle Saul się zatrzymał i popatrzył w oczy. Zaczęliśmy się całować, a Slash podniósł mnie tak, że oplatałam nogami jego biodra. Po chwili mocno docisnął mnie do sporego pnia drzewa.

- Slash... Co my robimy? - wymamrotałam, zamroczona jego pocałunkiem.

- Całujemy się. - powiedział poważnie i znowu wpił się w moje usta. Nagle tuż nad nami niebo przeszył potężny piorun, a zaraz po nim usłyszeliśmy głośny grzmot. W tym samym momencie Saul zaprzestał pocałunku i popatrzył mi głęboko w oczy.

Slash
           Postanowiliśmy iść w nasze ulubione miejsce, czyli nad jezioro. Trzymając się za ręce i nie zwracając uwagi na deszcz, szliśmy przed siebie. Kiedy znaleźliśmy się na polanie, rozpadało się na dobre. Usiedliśmy na pniu złamanego drzewa, tuż obok siebie i oglądaliśmy piękne błyskawice. Było dokładnie tak, jak kilkanaście lat temu. Byliśmy razem w Kansas i podziwialiśmy zajebiste wyładowania atmosferyczne. Kiedy na niebie zrobiło się prawie czarno, postanowiliśmy nie ryzykować i wrócić do domu. Deszcz lał jak z cebra, a my zaczęliśmy biec. Śmiejąc się, dotarliśmy do domu. Otworzyłem drzwi i wepchnąłem Michelle do środka.

- Jezu Chryste! Zwariowaliście do reszty?! Taka burza, a wy na zewnątrz? - krzyczała Kate.

- Oj Kate, daj spokój, jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało! - powiedziała spokojnie Michelle.

- Ale...aa dobrze już chodźcie, a właściwie to się wysuszcie i dopiero wróćcie! - dodała Kate, a my bez zbędnych słów udaliśmy się na górę. W pokoju przebraliśmy się w suche ciuchy i po chwili zeszliśmy do salonu. Gadaliśmy, piliśmy jakąś whiskey, oglądaliśmy filmy oraz durne programy i w taki sposób spędziliśmy cały dzień. Oczywiście nie przestawało padać, to była moja ulubiona pogoda, zawsze było milej spać, kiedy o szyby uderzały kropelki deszczu. Zajebiście było mieć wtedy przy sobie Michelle. No więc położyliśmy się spać, ówcześnie biorąc prysznic. Nagle czarne niebo przeszył ogromnych rozmiarów piorun. Zaraz po nim rozległ się potężny grzmot, aż mocniej ścisnąłem Michelle w pasie.

Michelle
           Usłyszałam głośny grzmot i w tej samej chwili ktoś próbował mnie udusić. Jak się potem okazało, był to Slash.

- A co to... przestraszyłeś się? - zapytałam z szyderczym uśmiechem, kierując wzrok na twarz na chłopaka.

- Nie, tylko chciałem cię jakoś delikatnie obudzić żebyś nie przegapiła tak pięknej burzy! - bronił się Mulat.

- Yhm...no więc skoro już mnie obudziłeś...to może dasz mi się, kurwa, wyspać? - zapytałam, szczerząc się do Saula. Ten tylko się uśmiechnął i pozwolił mi wtulić się w jego tors.

***

           Była noc. Nagle się obudziłam. Byłam cała oblana zimnym potem i strasznie chciało mi się pić, więc postanowiłam zejść na dół po szklankę wody. Po cichu wymknęłam się z pokoju i delikatnie zeszłam po schodach na dół. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam bardzo silne uderzenie w okolicach brzucha. Upadłam na ziemię, trzymając się za obolałe miejsce. Przed moimi oczami stał ten sam facet, który napadł mnie w barze i tamtej nocy w domu. W ręce miał nóż. Dopiero w tamtej chwili zorientowałam się, że cała moja koszulka jest zakrwawiona. Ucisnęłam dłonią bolące miejsce i zobaczyłam krew, dużo krwi. Mężczyzna zadał mi kolejny cios, tym razem w twarz. Złapałam się za przecięty policzek i odruchowo odwróciłam głowę przed kolejnym ciosem. Nie daleko wejścia do kuchni zauważyłam wystającą rękę. Poderwałam się z ziemi i pobiegłam do ciała. Chwyciłam osobę za włosy i podniosłam tak, żebym mogła zobaczyć twarz. To była Kate, miała otwarte i przekrwawione oczy. Jej usta były...nie było ich, została tylko dziura, z której stopniowo wypływało coraz mniej krwi. Zaczęłam płakać i krzyczeć z przerażenia...i nagle...

- Michelle!!! Obudź się wreszcie! - usłyszałam głos Slasha. Mocno mną potrząsał, usiadłam na łóżku i cała się telepałam. - Już dobrze skarbie, już dobrze. - powiedział uspokajająco, przełykając głośno ślinę. Nie miałam nawet czasu się uspokoić, wyrwałam się z silnego uścisku Hudsona i pobiegłam po schodach na dół, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Slash pobiegł za mną i z pytającą miną zatrzymał się na środku kuchni. - Co się dzieje? - zapytał po chwili milczenia. Zamykając oczy, głęboko wciągnęłam powietrze do płuc i odchyliłam głowę do tyłu. Z ulgą wypuściłam zebrany w płucach gaz i popatrzyłam na Saula. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale nie ze strachu, raczej z powodu niemałego zamieszania jakie miałam w głowie. Saul z zaniepokojeniem doskoczył do mnie i mocno przytulił. Pocałował mnie w czoło i lekko przycisnął moją głowę do swojej klatki piersiowej. Głaskał moje włosy i obejmował mnie w talii. Czułam, że nic mi z nim nie grozi. Po chwili zaproponował, żebyśmy wrócili do pokoju. Przytuliłam się do mojego gitarzysty i wtuleni w siebie poszliśmy na górę. Usiadłam na łóżku i pocałowałam Slasha w usta.

- Przepraszam. - dodałam i wymusiłam na swojej twarzy uśmiech.

- Za co? Nie pierdol, tylko chodź tu do mnie. - powiedział z pretensją w głosie i rozłożył ręce tak, żebym się do niego przytuliła. Tym razem szczerze się uśmiechnęłam i szybkim ruchem powaliłam Slasha na łóżko, mocno się w niego wtulając. Hudson okrył nas kołdrą i znów udało nam się zasnąć.

Komentarze

  1. O Boże! A już myślałam, że to wszystko serio! (W sensie ten sen)...! Zanim doczytałam do momentu, w którym Michelle się budzi zdążyłam już zaplanować całą piękną scenę oświadczyn Slasha nad jej prawie martwym ciałem, po tym jak w napadzie szału zabił tego gościa (który nawiasem mówiąc mnie irytuje, bo chciałabym już się dowiedzieć KIM ON, DO CHUJA PANA, JEST!!) jego własnym nożem, albo lepiej nożem rzeźniczym, o ile tylko byłby gdzieś w pobliżu... i wtedy tak brutalnie mi przerwałaś tę piękną wizję słowami "Michelle!!! Obudź się wreszcie!" ... -.-
    Ale może to i dobrze (co ja gadam! To zajebiście!!), bo przynajmniej jej nie zabił :D
    Huehueheue... Czy ktoś jeszcze oprócz mnie uważa, że moje komentarze zawierają w sobie mniej inteligencji niż przeciętny hot-dog? xD

    A swoją drogą, to chciałam jeszcze powiedzieć, że: "Omatkoboska, aleś mi nawaliła komentarzy pod moimi głupimi rozdziałami! Kocham Cię!!! :D"
    A teraz żegnam i ten. Koniec :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi nie martw się w najbliższych rozdziałach planuję ujawnić tożsamość tego "gościa, który nawiasem mówiąc Cię irytuje".
      A co do Twoich komentarzy to wcale nie są inteligentne jak przeciętny hot-dog! Są świetne i dają mi natchnienie na niektóre akcje!

      I taaak też Cię kocham ahahaha... ;*

      Usuń
  2. ZA JE BI STE ! Pisz dalej, nie mogę się doczekać następnego rozdziału ; D oo i dziękuję za dodanie do polecanych !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No piszę piszę tylko, że nowy rozdział jeśli nie dzisiaj to pojawi się dopiero w środę... xD Poprawki na koniec roku mam, więc muszę udawać, albo na serio zakuwać :D

      I należało się miejsce w polecanych xD

      Usuń
  3. To jest zajebiste nic więcej w temacie ; ) jak chcesz to zajrzyj do mnie : www.black-roses-forever.blogspot.com :* I tak nie dorastam Ci to pięt :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Łooo...Chyba od 2 albo 3 nocy czytam tego Twojego bloga i normalnie się w nim zakochałam <3 A jak zaczęłam czytać to wgl nie mogłam się oderwać, mimo, że padałam na twarz...Mam nadzieję, że nie zamierzasz porzucić tego bloga w najbliższym czasie bo w tedy chyba się powieszę, jest strasznie wciągający

    OdpowiedzUsuń
  5. genialny blog *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, poprzedni komentarz napisałam przy dwudziestym rozdziale, to teraz walnę przy trzydziestym!
    O mój słodki szatanie *o*
    Pluje sobie w brodę, że tak późno zabrałam się za Twojego bloga. Miałam takie cudo na wyciągnięcie ręki...
    Ale do rzeczy!
    Te dziesięć rozdziałów, wzbudziło we mnie naprawdę wiele emocji. Kurde. Ta akcja z FBI i teraz ten wyjazd... Tyle wzruszeń. Piszesz tak pięknie... Jak Michelle miała zabić Slasha to akurat słuchałam Black Velvet i kurde to było takie.. mm.. no po prostu mnie nosiło xD Lots of emołszyns ha!
    Będę czytać jak tylko będę mogła. Nie dam rady przerwać :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ! Za komentowanie, czytanie, wszystko! Nawet sobie nie wyobrażasz jak to dodaje energii :D
      Mam nadzieję, że równie emocjonująco będzie i później!
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  7. O jacie! A więc to był tylko sen! Sorry, że nie zaczynam od początku, ale ta scena z tym kolesiem z nożem była serio zajebista! Już byłam pewna, że zamiast ślubu będzie pogrzeb, ale na całe szczęście to tylko zły sen. Swoją drogą, niezmiernie mnie ciekawi kim jest ten koleś. I czego on chce od biednej Chelle.

    Reszta rozdziału również była cudna! Kiedy Slash i Michelle znów odwiedzali te wszystkie miejsca ze swojego dzieciństwa to było takie urocze, że aż się ciepło na sercu robiło! :) No i ten spacer w deszczu i burzy <3 cudo!

    Mega fajnie czytało się ten rozdział :D
    Pozdrawiam serdecznie i lecę dalej :)
    Lady Stardust :****

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki