Rozdział 34. Save me.

            Za 1,5 miesiąca wracam do pracy, więc muszę sobie wymyślić na ten czas jakiekolwiek zajęcie. Slash nadal spał, a ja przecież umówiłam się z Letty na codziennie bieganie o poranku. Założyłam białą koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki oraz zajebiście wygodne czarne trampki przed kostkę. Wyszłam z pokoju spoglądając na spokojny sen Slasha. Szybkim krokiem zeszłam po schodach i wpadłam do kuchni po coś do żarcia. Kiedy przeszukiwałam szafki poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce.
- Saul nie teraz! - powiedziałam odwracając się przodem do... - Czego tu kurwa chcesz?!- krzyknęłam, kiedy moim oczom ukazał się ten tajemniczy facet.
- Ćśś, wszyscy jeszcze śpią, nie budź swoich przyjaciół...Przyszedłem po ciebie - powiedział obrzydliwym tonem i złapał mnie za udo. 
-Zostaw mnie!- krzyknęłam i chciałam się jakoś wyrwać, kiedy on nagle wyciągnął zza siebie nóż, podniosłam ręce w geście obronnym, a on chwycił moje nadgarstki wolną ręką.
-Może chcesz zmienić twarz?- zapytał z ironią w głosie i przejechał ostrzem po mojej dolnej wardze.
-Co, do kurwy nędzy?!- krzyknął Duff wchodząc do pomieszczenia. Natychmiast odciągnął ode mnie tego kolesia i zaczął go okładać pięściami. Po chwili na dół przybiegł Slash razem z Izzym.
-Dzwonimy po policję, ja mam tego dość!- krzyknął Mulat i z całej siły uderzył tego kolesia w nos, z którego natychmiast zaczęła płynąć krew. Nagle wyciągnął broń i kazał wszystkim się cofnąć. 
-A teraz wasza pani pójdzie ze mną. Wtedy zostawię was wszystkich w spokoju.
-Nie!- krzyknął Slash i chciał mnie zatrzymać, ale facet strzelił w sufit. Wszyscy jak zamurowani stali po środku pomieszczenia. Mężczyzna wstał z podłogi, mogłam dokładnie przyjrzeć się jego rysom. 
-Dalej nic nie pamiętasz prawda? Zabiłaś mojego brata, ty dziwko!- krzyknął i uderzył mnie w twarz. Złapałam się za bolący policzek i odsunęłam się jak najdalej od tego kolesia. Nagle wszyscy usłyszeliśmy odgłos rozbijanego szkła. Facet upadł na ziemię a tuż za nim stała Letty z pustą butelką wódki w ręku. Duff zerwał się z miejsca i popędził do telefonu. Slash podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy, a  Izzy z Letty wgapiali się w tego kolesia.
-O kim on mówił?- zapytał w końcu Mulat,
- Kurwa...- mruknęłam, wybiegając z domu. Pobiegłam w stronę parku. Slash zaczął mnie gonić i zatrzymał mnie w połowie drogi.
-Możesz mi to łaskawie wyjaśnić?!- krzyknął i mocno szarpnął mnie za ramię.
-Auć! Puszczaj!- pisnęłam, a on jak oparzony odskoczył ode mnie.
-Prze-przepraszam, ja nie chciałem...- zaczął
-Ugh! Zamknij się i daj mi w końcu pomyśleć!- krzyknęłam nie zwracając uwagi na wszystkich wokoło, którzy patrzyli nas z niesmakiem.
-Dostanę autograf?- zapytała jakaś młoda dziewczyna.
-Wypierdalaj!- fuknął Slash i po chwili kontynuował. -Michelle, wytłumacz mi w końcu co się tu dzieje.- powiedział to znacznie spokojniej. Bez słowa chwyciłam go za rękę i szybkim krokiem podążaliśmy w stronę parku. Usiedliśmy na ławce.
-No więc?- zaczął
-No co...? Dobra, kurwa, opowiem Ci wszystko...- zaczęłam mówić. Opowiedziałam mu o sytuacji zaistniałej w Afganistanie, dopiero teraz przypomniała mi się twarz tego zbira. Postrzeliłam go kiedy próbował zabić Jima. Najwidoczniej koleś, który był do niego podobny, był właśnie jego bratem...
-O kurwa...- skwitował kudłaty. Siedzieliśmy tak jeszcze dłuższy czas w ciszy i postanowiliśmy wracać. Po drodze spotkaliśmy tą samą blondi, albo była tak tępa, albo faktycznie zapomniała co kazał jej zrobić Slash..
Szliśmy szybkim krokiem nie rozmawiając ze sobą. Slash czuł się wyraźnie dobrze, chociaż pewnie nie za długo... Przed domem stał radiowóz. Trochę dziwnie się z tym czuliśmy, no ale w końcu nie byliśmy winni. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do salonu. Wszyscy mieszkańcy domu siedzieli w salonie w towarzystwie dwóch policjantów.
-Czy państwo byli świadkami wypadku?- zapytał jeden z nich wstając.
-Starszy aspirant sztabowy John Rodger - przedstawił się drugi pokazują odznakę.
-A panu zabrali blachę?- zapytałam, na co on tylko wywrócił oczami i również pokazał odznakę. Przez trzy godziny maltretowali nas przesłuchaniami. Zadawali te same pytania po kilka razy. Nawet do toalety nie można było iść... Musiałam im opowiadać całą historię po dwa razy, aż w końcu zrozumieli, że jesteśmy niewinni. A tego kolesia zabrali do szpitala, mam nadzieję, że wsadzą go jak najszybciej do pudła. Około 14 policjanci opuścili nasz dom. Nikt nie miał siły nawet rozmawiać. Siedzieliśmy/leżeliśmy na podłodze w salonie. Postanowiłam zrobić coś na obiad, Kate zadeklarowała się mi pomóc. Poszłyśmy do kuchni i wygrzebałyśmy z szafki potrzebne składniki. Szybko upiekłyśmy kilka talerzy naleśników z czekoladą lub dżemem. Do tego w lodówce znalazłam dwie duże butelki lemoniady. 
-Trzeba iść na zakupy.- powiedziałam do siebie i zabierając wszystko razem z Kate, wróciłyśmy do reszty.
-Ooo! Naleśniki!- krzyknął Steven i w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę!- krzyknął wesoło Adler i podbiegł do drzwi.

Steven
           Nie spodziewałem się żadnych gości, ale może o kimś zapomniałem. no nieważne. Otworzyłem energicznie drzwi i zobaczyłem...zapłakaną Katrin.

-Ja pierdolę,  co się stało?!- krzyknąłem, a ona wtuliła się w mój tors wylewając strumienie łez. -Co jest? Katrin? Ale...co się stało?- rzucali pytania pozostali.
-Bo on...bo Bob...on mnie...on mnie pobił...- szlochała dziewczyna. Wciągnąłem ją do salonu i usadowiłem na kanapie. Przykucnąłem przed nią i zacząłem jej uważnie słuchać.
-Kurwa! Mówiłem ci, że ten facet nie jest ciebie godny! Wiedziałem, że to się tak skończy!- uniosłem głos, ale zaraz tego żałowałem, bo ta drobna dziewczyna wybuchła jeszcze większą falą płaczu. 
-Ja już...ja już do niego nigdy nie chce wracać...nigdy...ale nie mam gdzie mieszkać...więc chyba muszę...- zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz! Będziesz mieszkać z nami i koniec!- powiedziałem pewnie nawet nie pytając reszty o zgodę, bo i tak nikt nie miałby nic przeciwko temu. 
-Nie...nie mogę tak nagle zwalać się wam na głowę, dajcie mi tylko chwilę odpocząć i sobie stąd pójdę- powiedziała ze łzami w oczach. 
-No chyba cię pojebało! Nigdzie stąd nie pójdziesz, chodź, musisz opatrzyć te rany.- powiedziała Michelle i zaprowadziła Katrin do łazienki. Poszedłem z nimi i ciągle nie mogłem sobie wyobrazić jak można skrzywdzić tak ładną i miłą dziewczynę. Bałem się o nią, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ona pomagała mi zawsze, gdy tylko tego potrzebowałem. Teraz ona potrzebowała pomocy, a ja postanowiłem stanąć na wysokości zadania i pomóc jej w możliwie jak największym stopniu. 
-Możesz zdjąć koszulkę? Steven wypad stąd muszę ją opatrzyć, bo inaczej może wystąpić zakażenie- powiedziała Michelle, dając mi ruchem głowy znak, że mam wyjść. Zacząłem iść w stronę drzwi.
-Nie! Proszę zostań, muszę mieć kogoś przy sobie- powiedziała, ucieszyłem się, że to właśnie ja miałem z nią zostać. Michelle pomogła jej zdjąć koszulkę. Moim oczom ukazała się masa siniaków, niektóre były już dość stare, ale najwięcej było porozcinanych części.
-O kurwa! Zabiję go!- krzyknąłem, kiedy zobaczyłem duże rozcięcie wzdłuż jej talii. 
-Steven proszę...nie pogarszaj tej sprawy- powiedziała Katrin błagalnym tonem. Michelle w tym czasie opatrzyła największe rany i przykleiła opatrunki. 
-Gotowe, gdybyś czegoś potrzebowała to będę na dole- powiedziała pewnie przyszła pani Hudson i opuściła łazienkę. Zostałem sam na sam z Katrin. Była piękna, nawet z posklejanymi krwią włosami i rozmazanym makijażem. Nagle się do mnie przytuliła. Mogłem tak po prostu gładzić ręką jej włosy i obejmować. 
-Chodź...musisz się przespać- powiedziałem po dłuższej chwili i cmoknąłem ją w czoło. Obejmując ją, wyszliśmy na korytarz. Z pokoju właśnie wyszedł Axl, ale był zbyt zamyślony żeby nas zauważyć. Otworzyłem drzwi do pokoju i usadowiłem ją na łóżku. Na szczęście posprzątałem w pokoju kilka dni temu, więc nawet powietrze było tutaj czyste. 
-To gdzie mam spać?- zapytała rozglądając się po pokoju.
-Tutaj- wskazałem na łóżko.
-Ale ty tutaj śpisz.- dodała
-Ja mogę spać nawet na podłodze, zresztą nie pierdol mi tu o moim spaniu, tylko sama właź pod tą kołdrę.- dokończyłem i szczelnie przykryłem Katrin. Uśmiechnęła się przesłodko i przymknęła oczy. Przysunąłem fotel do łóżka i usiadłem na nim wpatrując się w jej śliczną twarz. Miała niespokojny sen, ale nie chciałem jej budzić. Lepiej żeby się zregenerowała. Gładziłem ją po włosach. Rozśmieszyło mnie gdy podniosła lewy kącik ust do góry.  Postanowiłem zejść do reszty. Wyszedłem po cichu z pokoju i z uśmiechem na twarzy wszedłem do salonu, w którym tak jak podejrzewałem wszyscy debatowali przy alkoholu i jakiś chrupkach.
-Adler a tobie to ten uśmiech z ryja nie schodzi?- zapytał Izzy, śmiejąc się pod nosem.
-Nie- odpowiedziałem krótko i ciągle się uśmiechając, usiadłem na fotelu. 
-Co z Katrin?- zapytała Michelle.
-Zasnęła, ale chyba ma się lepiej, bo przestała płakać- dodałem. Zauważyłem, że Rose patrzy na każdego z chłopaków, a oni tylko kiwają głowami w przód.
-Steven...chodź na chwilę- powiedział Axl i wstał z miejsca. Zaraz za nim zerwał się Slash...

Michelle
               Nagle chłopcy wstali i poszli do kuchni. Zdziwiło mnie to trochę, ale byłam zajęta rozmową z Megan. Opowiadała mi właśnie co tu się działo pod naszą nieobecność, tzn moją i Slasha. Duff zakochał się w Megan, nawet rozmawiał z nią o ślubie, ale ona próbowała jakoś uniknąć tego tematu. Po kilku minutach uśmiechnięty Slash i Axl wrócili do salonu, chwilę później przyszedł także oszołomiony Steven. Z lekko otwartymi ustami stanął przy schodach.
-To ja już pójdę do siebie- powiedział i pobiegł szybko na górę.
-Co wy żeście mu nagadali?- zapytałam.
-Nic- odpowiedzieli jednocześnie. Rozmawialiśmy jeszcze długo, aż w końcu postanowiłam zajrzeć do Katrin. Bez słowa udałam się na górę i zapukałam do Stevena.
-Wejść- powiedział wesoło. Otworzyłam drzwi i weszłam powoli do środka. Katrin siedziała obok blondyna i śmiała się wniebogłosy. Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na zawstydzoną minę Adlera. 
-No więc, jak się czujesz?- zapytałam patrząc na Katrin
-Całkiem dobrze, tylko, że strasznie boli mnie ta rana...- powiedziała smutniejszym tonem. Podeszłam do niej z zaniepokojeniem wymalowanym na twarzy i odkleiłam plaster. Na szczęście po dokładniejszym obejrzeniu rozcięcia zauważyłam kawałek szkła wbitego w skórę. Poszłam po pęsetę i wodę utlenioną. Wyciągnęłam odłamek i ponownie zakleiłam rozcięcie.
-Dziękuję- powiedziała dziewczyna, a ja wyszłam zostawiając ich samych.

Komentarze

  1. Chcę więcej ! Uwielbiam Cię! I to jak piszesz ♥ Jak najszybciej dawaj nowy rozdział, bo jestem ciekawa. ; D hmmm. Tylko zastanawiam się co nagadali temu Stevenowi Axl i Slash. Bardzo ciekawe. Informuj mnie o nowych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha dzięki <3
      A to tajemnica co mu nagadali! I wyjaśni się...za kilkanaście może kilka rozdziałów... xD
      I spoko, będę informować na bieżąco ;)

      Usuń
  2. Steven! Oł je! Steven! Aha! Yhy! Steven!!
    Kocham Cię! :D Steven, Steven, Steven!!!
    I co oni mu takiego powiedzieli?! Kolejna zagadka, hę? Nie można tak po ludzku? Jak się wyjaśniło kim był Irytujący Gość, to teraz jest Kuchenna Tajemnica Stevena?! No ładnie...
    I gdzie jest pranie? O.o No co tu się porobiło xD
    Uwielbiam ten rozdział. Ale te tajemnice... :P
    Swoją drogą zapraszam na nowy u mnie, bo ja jedną zagadkę wyjaśniłam. :C Ale Steven!! No proszę! ;P
    O Boże, biedna Katrin... :C I co takiego śmiesznego jest w Kuchennej Tajemnicy Stevena?! Uhhh -.-
    Spokoju nie dajesz! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahaha rozwalasz mnie kobito! :D
      "Kuchenna tajemnica Stevena" no nie mogę! ahaha
      Pranie... no po kolei! Nie mogę wszystkiego wrzucić do jednego rozdziału! O.o :D Ale spokojnie wkrótce pojawi się twoje upragnione pranie... :D
      Ahaha Katrin wyjdzie z tego cała i zdrowa :D Spokojnie!

      Usuń
    2. Okej, okej, poczekam na pranie! Aha, a może Kuchenna Tajemnica Stevena" to pomysł Axla na popiątny, czy ileśtamnieważne ślub O.o Hęę?
      Aha, dziękuję za komenta, tak by the way xD
      Ażesz kurde. A wiesz, że napisałam piękny utwór o tytule "Kuchenna Tajemnica Stevena"? I gram go sobie na mojej gitarze Mielonce. Tak, jeśli kiedyś założę zespół i wydam płytę, to przyślę Ci darmowy egzemplarz, nawet z podpisem xD
      Ale kurde no! Spokoju nie dajesz... ;P

      Usuń
    3. Hehehe nie zdradzę się choćby nie wiem co! :D
      Ano spokoju to ja nigdy nie daję :D

      Usuń
  3. Nie mogłam się oprzeć i nawet stojąc w pierwszym rzędzie na metalowym zakończeniu roku czytam Twoje opowiadanie w przerwie między zespołami XD
    Rozdział wspaniały ,ale jeśli się nie obrazisz, porządny komentarz zostawię jak wrócę do domu.
    Pozdrowionka :****
    Lady Stardust :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, czas na porządny komentarz.
    A więc tak: Steven w końcu też kogoś ma! Hip hip hurra! XD szkoda tylko, że zbliżyli się do siebie akurat w takich okolicznościach, ale co tam! Ważne żeby byli szczęśliwi i się kochali (Boże, jaki hipisowski tekst XD)
    No, a kontynuując, to mam szczerą nadzieję, że Steven-nasz kochany, wiecznie wyszczerzony popcorn,jednak dorwie tego skurwiela Boba czy jak mu tam, który tak urządził biedną Katrin! Ja bym nie darowała.

    No i w końcu się wyjaśniła tożsamość tego drugiego skurwiela, który chciał zabić Michelle. Rany, podobał mi się ten wątek z nim, bo był tajemniczy i niepokojący, ale cieszę się, że go w końcu policja zgarnęła, oby na zawsze.

    Baaardzo dobry rozdział, że tak podsumuję :)

    Pozdrawiam serdecznie :***
    Lady Stardust <3<3<3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki