Rozdział 32. It's now or never.

            Szybko założyłam lazurową sukienkę, która pod biustem miała czarną kokardkę. Do tego dodałam wysokie czarne szpilki. Włosy jak zwykle tylko przeczesałam i nałożyłam lekki makijaż. Na ustach rozprowadziłam truskawkowy błyszczyk i nawet go nie zjadłam. Wyszłam z pokoju i w połowie schodów zatrzymałam się. Slash stał na dole z ogromnym uśmiechem na twarzy.

- Pięknie wyglądasz. - powiedział i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, a następnie powoli ruszył w moim kierunku. Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Wpił się w moje usta z ogromną czułością, ale gdy tylko przerwał pocałunek i oblizał swoje wargi.

- Możesz tego częściej używać...- wymruczał mi do ucha i powrócił do poprzedniej czynności.

- Łapy przy sobie! - zaśmiała się po chwili Kate. Oderwaliśmy się od siebie i popatrzeliśmy na nią z niepewnością. Stała z rękami opartymi na biodrach, a na twarzy miała wymalowany ogromny uśmiech. Saul jeszcze cmoknął mnie w usta i złapał za rękę. Sprowadził mnie ze schodów jak przedszkolaka i zatrzymaliśmy się przed Kate.

- Katie...a może pójdziesz z nami? - zapytał niepewnie Saul.

- Ja, ale po co? - dodała. Slash znowu zrobił słodkie oczka i popatrzył na kobietę. - No dobrze, już dobrze, dajcie mi 10 minut. - odpowiedziała zrezygnowana i szybkim krokiem udała się na górę. Oparłam się tyłem o oparcie kanapy i patrzyłam na Saula. Chodził w kółko jakby nad czymś intensywnie myślał.

Slash
            No i co ja teraz powinienem zrobić? Mam najpiękniejszą kobietę na Ziemi i jeszcze się zastanawiam, czy powinienem się oświadczyć?! No tak, jeden szczegół - to Michelle, czyli do piękna trzeba doliczyć jeszcze upór. Ale może akurat się zgodzi... Zatrzymałem się i popatrzyłem na nią. Miała ładną kieckę, ale była trochę za długa. Nogi mogłaby mieć bardziej odsłonięte, ale tak też jest dobrze, przecież idziemy do moich rodziców, a nie do jakiegoś pubu. Zbliżyłem się i popatrzyłem w jej lśniące oczy. Były jak brylanty, tylko że ładniejsze. Michelle prześlicznie się i pocałowała mnie.

- Mówiłem ci już dzisiaj, że cię kocham? - zapytałem.

- Nie przypominam sobie...- wymruczała mi do ucha w odpowiedzi.

- Wobec tego...Kocham cię. - dodałem i odwzajemniłem pocałunek. Nagle odsunęła moje włosy z twarzy i wpatrywała się w oczy. Po chwili jej patrzałki zaszkliły się.

- Brałeś...- dodała łamiącym głosem. Nienawidziłem jak przeze mnie płakała, na szczęście żadna łza nie spłynęła po jej policzku.

- Michelle...to nie było nic takiego... - dodałem i chciałem ją przytulić, ale się odsunęła.

- Nic? Heroina to dla ciebie nic?! - wykrzyczała, patrząc na maleńkie nakłucie w mojej ręce. Spuściłem wzrok i bałem się znowu spojrzeć w jej oczy. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię.- powiedziała oschle, a ja posłusznie podniosłem głowę i spojrzałem na nią. - Kocham cię....- dodała prawie płacząc i wpiła się w moje usta. To na prawdę najlepsza kobieta na świecie, inna by mnie zajebała jak tylko zobaczyłaby moje przekrwione oczy. Po chwili Michelle wtuliła się we mnie i tak spędziliśmy te 10 minut czekania na Kate, która zeszła na dół na czas. Wyszliśmy z domu, wcześniej zabrałem oczywiście kwiaty dla mamy.

Michelle
            Idąc do domu Slasha zaczęłam się trochę denerwować, niby poprzednio wszystko było okej, ale i tak się bałam. Saul chyba to zauważył, bo mocniej ścisnął moją dłoń.

            Kiedy weszliśmy do domu, Hudsonowie chwilę się we mnie wpatrywali, a następnie z ogromnym uśmiechem powitali mą skromną osobowość. Kate została tak samo miło przyjęta. Slash wręczył bukiet swojej mamie i wszyscy złożyliśmy jej życzenia. Całą piątką udaliśmy się do salonu. Usiadłam razem z Kate na kanapie, ale oczywiście pomiędzy nas wepchnął się Slash. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Ja nie mówiłam za dużo, w moich myślach był tylko naćpany Saul. Zaczęłam się bać, kiedy tylko przypomniał mi się obraz tego narkomana w pubie. Nigdy nie rozumiałam co jest takiego w narkotykach, że tak przyciągają. To, że na chwilę zapomnisz o rzeczywistości i odlecisz? Czy właśnie to jest potrzebne? Przecież potem są z tego same kłopoty i jest jeszcze gorzej. Z zamyślenia wyrwał mnie wzrok Saula. Patrzył na mnie z takim żalem w oczach. Było mi głupio, że jeszcze przed chwilą na niego nakrzyczałam.

- O czym tak myślisz Michelle? - zapytał mnie pan Hudson z rozbawieniem na twarzy.

- Aa...przepraszam, zamyśliłam się. Po prostu jutro trzeba wracać do L.A. - odpowiedziałam, chyba doskonale maskując to, o czym tak naprawdę myślałam.

- Jak to jutro?! - zapytała Kate z zaskoczeniem w głosie.

- Michelle ma rację...a właśnie! Zapomniałem wam powiedzieć czegoś bardzo ważnego! Jedziemy w trasę z...Aerosmith! - krzyknął uradowany Slash. Pogoda tamtego dnia była po prostu wymarzona, np. na grilla, więc właśnie w taki sposób postanowiliśmy spędzić ostatni dzień w Kansas....

            Około północy wróciliśmy do mnie. Kate była zmęczona, więc poszła do siebie. Ciągle nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu zwężonych źrenic Slasha.

- Saul...co się z tobą dzieje? - zapytałam, kiedy weszliśmy do pokoju.

- Nic, a co ma się dziać? Wszystko w porządku. - powiedział spokojnie, nawet na mnie nie spoglądając.

- Widzę...właśnie widzę...- dodałam i szybkim krokiem weszłam do łazienki, zabierając coś w stylu piżamy. Nie chciałam żeby widział moje łzy. Nienawidzę płakać, nie jestem przecież słaba. Zdjęłam sukienkę i resztę ubrań.Weszłam pod lodowaty strumień wody i chociaż na chwilę zapomniałam o wszystkich problemach. Po dłuższym czasie wyszłam z kabiny i owinęłam się puszystym ręcznikiem. Szybko się ubrałam, bo zrobiło mi się zimno. Wyszłam z łazienki. Slash siedział na fotelu obok łóżka z twarzą ukrytą w dłoniach. Podeszłam do niego powolnym krokiem i usiadłam przed nim. Palcem rysowałam bliżej nieokreślone kształty na jego kolanie, opierając głowę o drugie. Po chwili Saul podniósł głowę i pocałował mnie w czoło. Wciągnął mnie na swoje kolana, a ja wtuliłam się w niego jak w poduszkę. Gładził dłonią moje włosy i po chwili powiedział

- Przepraszam. Ja już nie będę, obiecuję, tylko...nigdy mnie nie zostawiaj. - w tamtym momencie z moich oczu popłynęły gorzkie łzy. Slash podniósł moją głowę na wysokość swojej twarzy i powoli wytarł palcami moje policzki. Pocałował mnie delikatnie w usta, a ja odwzajemniłam jego pocałunek. Zaczęliśmy oddawać całusy z coraz większym zaangażowaniem...

            Rano obudziłam się otulona ramieniem Slasha, który bawił się moimi włosami. Mocno go pocałowałam i z uśmiechem na ustach ubrałam się w świeże ciuchy. Saul był chyba zaskoczony moją nagłą zmianą nastroju, ale ucieszył się. Przynajmniej tak wynikało z tego co zaobserwowałam. Zeszliśmy razem na dół i wpadliśmy do kuchni.

- Ooo moje gołąbeczki już nie śpią! - powitała nas Kate. Zaśmiałam się i zaparzyłam nam herbaty. Potem poszła do piwnicy po jakieś przetwory, a Saul stanął obok mnie, opierając się o ladę. Patrzył na każdy mój ruch, a przecież doskonale wiedział, że tego nie lubię.

- No co?! - zapytałam podirytowana.

- Nic. Lubię na ciebie patrzeć. - powiedział, mrugając teatralnie rzęsami. Wywróciłam oczami i usiadłam przy stole. Saul westchnął i usiadł naprzeciwko mnie. Nawiązaliśmy długi kontakt wzrokowy. Kate wróciła do kuchni i uśmiechnęła się na nasz widok. Oderwałam wzrok od Saula i zaczęłam pić moją herbatę.

            Po jakieś godzinie wyszliśmy z Saulem na spacer. Najpierw poszliśmy do tej hawajskiej kawiarenki, w której spotkaliśmy się już pierwszego dnia znajomości. Tym razem również zamówiliśmy colę z lodem, ponieważ pogoda dopisywała tak samo jak wtedy. Następnie udaliśmy się na plac zabaw. Teraz...był już zupełnie pusty, nie było tam ani jednej żywej duszy, ale to dobrze. Dopiero teraz widać jak wiele czasu minęło. Będąc nastolatką zawsze marzyłam o takim dniu, w którym wrócę w moje ulubione miejsce, a ono jakby zatrzyma się w czasie. Posiedzieliśmy chwilę na huśtawkach i postanowiliśmy wracać. Mięliśmy wyjechać po południu, a było dopiero przed 12. Rozmawiając doszliśmy na miejsce, a kiedy weszliśmy do domu Kate oznajmiła, że wraca do siebie wcześniej, bo ma jakąś awarię z wodą. Trzeba się było pożegnać.

- No moi kochani...aż szkoda mi was zostawiać, mogłabym codziennie patrzeć na ten uroczy obrazek. - mówiła to tak szczerze, że trudno było nie uwierzyć. Ze smutnymi minami pożegnaliśmy się z Kate i patrzyliśmy jak odjeżdża swoim Dodge'm Charger'em.Weszliśmy z powrotem do domu i skierowaliśmy się na górę. Zaczęliśmy się pakować. Około 14:00 znieśliśmy bagaże na dół i wyszliśmy na podwórko.

- Szkoda mi tego znowu zostawiać... - powiedziałam ze smutkiem.

- Ej, co się dzieje? Maleńka, zawsze możemy tu wracać.- powiedział Saulie i pocałował mnie pocieszająco w czoło.

- Chyba trzeba jeszcze pożegnać się z twoimi rodzicami. - dodałam po chwili.

- Masz rację, to co...idziemy? - zapytał, a ja skinęłam twierdząco głową. Slash objął mnie ramieniem i przeszliśmy na drugą stronę domu. Wychodząc, zabraliśmy jeszcze nasze torby i po drodze wrzuciliśmy je do bagażnika. Saul chwycił mnie za rękę i tak oto doszliśmy do drzwi jego dawnego domu. Zapukał stanowczo i po czym czekaliśmy chwilę, aż naszym oczom ukazał się pan Hudson...w samych....bokserkach do tego założonych na lewą stronę... A jakby tego było mało, to z góry schodziła pani Hudson owinięta kołdrą. Myślałam, że posikam się ze śmiechu, ale nie mogłam wydać z siebie najmniejszych oznak rozbawienia. Saul stał jak wmurowany, aż w końcu głośno chrząknął i po chwili wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Nie mogłam się dłużej powstrzymać, więc do niego dołączyłam. Pan Hudson cały czerwony stał w progu i nawet nie drgnął.

- Tato..czy wy...czy wy to nadal robicie? - zapytał z niedowierzaniem, ciągle się śmiejąc.

- Saul! - szturchnęłam Mulata mocno w bok, na co jakby trochę się uspokoił. Weszliśmy do środka. Mama Slasha zdążyła już się ubrać...

- Przyszliśmy się pożegnać, ale chyba nie w porę...- zaczął mówić Saul.

- Oj przestańcie już. No chodź tu! - dokończyła pani Hudson i podeszła do mnie z rozłożonymi ramionami. Przytuliłam się do niej, a zaraz potem do pana Hudsona. Slash zrobił to samo.

- Uważajcie na siebie i...miałem zapytać, kiedy ślub? - zapytał pan Hudson, ja zamarłam w miejscu, pani Hudson szerzej się uśmiechnęła, a Slash...

Slash
            Teraz albo nigdy, teraz albo...a zresztą będzie jeszcze okazja...a może jednak... nie, nie teraz.

- Na razie...nie planowaliśmy przyszłości. - dodałem pośpiesznie i uśmiechnąłem się przepraszająco do Michelle, która tak jakby odetchnęła z ulgą. Ostatni raz się pożegnaliśmy i wyszliśmy z domu. Szybko wsiedliśmy do mojego Mustanga, aby uniknąć zbędnych pytań ze strony moich rodziców. Ruszyłem z piskiem opon i w lusterkach oglądałem nasze dwa domy. Przypomniał mi się ten moment, kiedy wyjeżdżałem stąd ze Stevenem, a Michelle coraz bardziej się oddalała. Położyłem rękę na kolanie Michelle, a ona popatrzyła na mnie jak na idiotę i od razu ją strąciła. Zaczęliśmy się śmiać. Ostatni raz pojechałem jeszcze w okolice, po której zawsze chodziliśmy. Powspominaliśmy trochę i znowu przez całą drogę słuchaliśmy najlepszych utworów w radiu, gadaliśmy o gitarach, nawet o seksie się zdarzyło...no i tak oto podróżując dotarliśmy do tego samego hotelu, w którym zatrzymaliśmy jadąc do Kansas. Następnego dnia, a raczej dwa dni później około 2 w nocy, wjechaliśmy główną trasą do L.A.

Michelle
            Ten wyjazd był mi cholernie potrzebny, przynajmniej na chwilę oderwaliśmy się od codzienności no i odwiedziliśmy, historyczne dla nas, miejsca. Byłam cholernie wdzięczna, że ten kudłacz wiedział czego mi teraz najbardziej potrzeba. Kiedy już prawie byliśmy pod domem na mojej twarzy pojawił się ogromny zaciesz.

- Co? - zapytał Saul, patrząc z rozbawieniem na moją minę.

- Nic, cieszę się, że już wracamy. - powiedziałam i w tym momencie zatrzymaliśmy się przed domem. Oczywiście była duża impreza, bo światło się świeciło i nawet było słychać odgłosy gitary elektrycznej Izzy'ego.

- Mówiłem ci, że lepiej ukryć mojego Les Paula przed tymi wariatami. - powiedział triumfalnie. Wywróciłam oczami i w tym samym momencie oboje wysiedliśmy z auta. Trzymając się za ręce, weszliśmy do domu.

- Ooo! Nasza parka wróciła! - krzyknął jak zwykle wesoły i lekko wstawiony Steven. Przytulił mnie i podał rękę Slashowi, a następnie wrócił do zabawy. Z kuchni wyszedł Duff obejmując Megan, która trzymała 4 piwa w rękach. Podeszli do nas i również się przywitali.

- Częstujcie się. - powiedział Duff, wręczając nam po jednej butelce trunku. Popatrzeliśmy tylko na siebie i zabierając piwa, ruszyliśmy z torbami na górę, nie zwracając uwagi na resztę.

Komentarze

  1. Hahahaha. Nie mam pojęcia czemu, ale się śmieję. xD Albo podskoczył mi poziom cukru po jogurcie, który właśnie wtranżoliłam i dostałam jakiegoś ataku, albo po prostu tak na mnie działa Twoje opowiadanie. (Czyt. jest zaje-mega-biste ;D) Tak, raczej to drugie... ;D
    Ej, jak był tan fragment, gdzie Michelle została sama w łazience, to już myślałam, że ZROBI PRANIE (:O), ale nie... -.- Trzymasz w napięciu! xD
    I ciągle miałam nadzieję, że rodzice jednak poszczują Slasha wściekłym buldogiem. Albo chociaż pekińczykiem... :P Coś mi się wydaje, że jest za dobrze, więc zaraz wszystko zacznie się pieprzyć, mam rację? Może Michelle uzna, że już jej się znudził taki czarnowłosy pudel Hudson i przeżuci się na Stevena (bo tylko z nim jeszcze nie była O.o teraz sobie zdałam sprawę xD), więc zazdrosny Slash próbą odzyskania dawnej miłości przefarbuje się na blond... To by było... Osz kurde! To tak wygląda ten Wielki Mega Bóg Spaghetti!! A ja tyle nad tym myślałam...
    No nic, to pisz tam dalej swoją zajebiaszczą twórczość, a ja wyczekuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Twe natchnieniowe zajekurwabiste komenty :D

      Usuń
    2. Pięknie dziękuję, szanownej Pani za tak miłe słowa uznania xD Ale wiesz co? To nie moje komenty są natchnieniowe. To Twoje opowiadanie jest natchnieniowe! Serio! Ostatnio jak je czytałam, to napisałam potem taki zryty rozdział, że sama się zdziwiłam. xD Jak sobie popiszę te dziwne rzeczy w komentach u Ciebie, to potem mi się o wiele fajniej pisze! Także dzięki dzięki. A tak w ogóle, to nie przeszkadza Ci, że Ci takim spamem pociskam cały czas, nie? (wnioskuję ze słów "Kocham" "Twe" "zajekurwabiste" i "komenty" w jednym zdaniu) :D

      Usuń
    3. To ja Twej szanownej egzystencji ludzkiej dziękuję, że chociaż jedna osoba to czyta ! <3
      Ahahah ale "zryte" w pozytywnym sensie, prawda?

      No i absolutnie mi nie przeszkadza ten niby spam!

      Usuń
    4. No to to już nie mi oceniać xD Ale ludzie jeszcze na mnie nie polują z wiatrówkami po ulicy, to chyba źle nie ma, co? ;D Mi tam się podobał. Izzy rolnik :D I natchnięty przez Ciebie Axl bokser (czy coś w ten deseń) xD A teraz wstawiłam nową zakładkę u siebie z tym trzecim opowiadaniem, które niedawno zaczęłam i przedstawiłam postaci. Jak Ci się nudzi to wiesz... ;D
      A nie musisz mi dziękować, że czytam O.o To ja dziękuję, że mogę czytać xD
      Ej, napisz do mnie kiedyś na gg jak chcesz ;D (12041715) :P Bo ja to generalnie aspołeczna jestem, ale dobrą konwersacją nie pogardzę :D

      Usuń
    5. Lajtowo! :D Jutro na pewno napiszę, bo aktualnie zamierzam pisać kolejne 10 rozdziałów... :D

      Usuń
  2. Taki tam Slash, który ma wielkie wyczucie, jest cichy, nieśmiały i wcale się nie rzuca na dziewczynę w pierwszych dwóch sekundach spotkania.
    Domyślam się, że skutki spotkania oko w oko z ojcem w bokserkach zostaną mu do końca życia, ale nie rozumiem czemu tak się przejął. Przecież jego rodzice mogli robić w tym czasie absolutnie wszystko. Może rozebrali się tylko dlatego, że wściekłe, zmutowane, latające czerwone mrówki ich zaatakowały? Może nie, ale Slash jest nad wrażliwy.
    O! Jeszcze o jednej rzeczy zapomniałam. W 'jak zwykle wesoły i lekko wstawiony Steven' trochę mi nie pasuje ten wyraz pomiędzy 'i', a 'wstawiony Steven'. Tak poza tym to zajebiście :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ! Uwielbiam Cię! Pisz dalej. Chcę więcej!
    + nowy rozdział http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahhh, miałam nie komentować przed czterdziestym, ale... Czy mi się wydaje czy na trafiłam na fankę starej motoryzacji? ; )
    Dodge Charger. Przysięgam ze nie umrę puki się nim nie przyjadę! Serio stary muscle car to moje marzenie! Stare Dodge, Chevrolety, Pontiaki... a u ciebie właśnie są! Na dodatek jestem miłośniczką Porsche, a takie chyba tez gdzieś tu wystąpiło. I ten Mustang.
    Ah, mój żywioł ;D
    Dobra wybacz za spam. O autach to ja mogę godzinami xD
    Rozdział cudny. I nie mogę się doczekać aż Saul się oświadczy!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak! Uwielbiam muscle cars! Szczególnie coś w stylu plymouth barracuda i dodge challenger!
      Ja nie umrę dopóki sobie takiego nie kupię :D
      Dziękuję! Kurde, kłaniam się do samej ziemi!

      Usuń
  5. Uwaga Reverie! Szykuj się na kolejny powalony komentarz mojego autorstwa XD zważywszy na to, że jest prawie 5 nad ranem musisz mi wybaczyć XD znaczy nie musisz, ale byłoby w sumie miło gdybyś jednak wybaczyła XD
    A obiecywałam sobie, że skomentuje o normalnej godzinie, żeby nie pisać głupot, ale koło 3 wzięło mnie na remonty XD i przestawiałam co lżejsze meble w pokoju i przewieszałam plakaty, bo kochany Święty Mikołaj przyniósł mi zajebisty plakat z moim kochanym Jokerem <3 i musiałam mu specjalne miejsce przygotować XD
    No dobra, a przechodząc do istotnych rzeczy, to chyba normalnie uduszę tego kudłacza, że nie wykorzystał tylu zajebistych okazji do oświadczyn! No jak tak można?! Kurde, lubisz trzymać ludzi w napięciu i niepewność, co nie? XD to oczywiście bardzo dobrze, no ale no! XD

    O boże, dobrze, że Slash i Chelle nie przyłapali państwa Hudson na gorącym uczynku XD o matko, NIE!!!! Wyobraziłam to sobie! XD Reverie, jak mogłaś! XD nie no i tak Cię uwielbiam <3

    No oczywiście czego innego można się było spodziewać po Gunsach jak nie imprezy?! XD A niech szaleją, co się będą oszczędzać XD Megan z 4 piwami XD już myślałam, że wszystkie dla niej, ale nie, ona porządna laska, dla kumpli niosła XD

    Martwi mnie trochę ta heroinka Slasha. W sensie znając dlaszy ciąg tej historii obawiam się, że to już zaczynają się mroczne czasy dla związku Chelle I Slasha A tu nawet jeszcze tych całych zaręczyn nie było!

    Nie no, jak on serio zaraz się nie ogarnie i jej nie oświadczy to ja chyba wejdę w to opowiadanie (jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię XD) i kopnę go z glana w dupę i karzę uklęknąć i kurde dać Michelle ten cholerny pierścionek XDDD albo każę im razem Lego Batmana oglądać XDDD

    A w ogóle to się mega jaram na tą trasę z Aerosmith <3<3<3<3<3
    A może Slash się na scenie oświadczy! :D O boziu, to by było zajebiste! :D

    Dobra, idę lulać XD jutro znowu trochę pocztam jak z koncertu wrócę XD

    Pozdrowionka i całuski XOXO

    Lady Stardust :***

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 117. Please, don’t touch

Rozdział 12. Nie martw się, skarbie

Rozdział 1. Żeglujące statki