Rozdział 38. Die young.
Zobaczyłam jak jakaś zdzira robi dobrze mojemu facetowi! Nawet nie chciało mi się płakać. Spojrzałam tylko żałośnie w oczy Hudsona i wybiegłam jak najszybciej z tego miejsca. Usłyszałam za sobą krzyki Slasha
-Michelle! Kurwa mać! - potem tylko jakiś trzask i po chwili nie było mnie w budynku. Biegłam przed siebie. Zatrzymałam się dopiero na parkingu, koło stadionu. Upadałam na kolana i zaczęłam płakać. Teraz mój świat się zawalił. Osoba, którą tak cholernie kochałam pierdoli się z pierwszą lepszą dziwką, która zaproponuje mu zrobienie loda. Najwyraźniej Slash, jako rockman, już zawsze taki będzie. Jako nastolatkę pociągało mnie życie rockowych muzyków, ale teraz wiem, że tylko nielicznym facetom można zaufać. Myślałam…myślałam, że Slash to ten jedyny, najwyraźniej grubo się myliłam. Po jakiś dwóch minutach usłyszałam głos, którego właściciela najbardziej nienawidziłam i kochałam jednocześnie.
-Michelle…?- powiedział niepewnie i poważnie. Jak oparzona zerwałam się z miejsca i stanęłam przed nim cała zapłakana.
-Zostaw mnie…- powiedziałam łamiącym głosem.
Slash
To było straszne! Zrobiłem coś, czego zawsze próbowałem uniknąć. Zdradziłem ukochaną osobę, a na dodatek była nią Michelle. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, albo po prostu się zabić i nigdy więcej nikogo nie skrzywdzić. -Michelle proszę…- zacząłem.
-Pierdol się!- krzyknęła donośnie i zaczęła iść.
-Błagam, teraz to ty mnie wysłuchaj…- powiedziałem najżałośniejszym głosem jaki mogłem z siebie wydobyć.
-Wypierdalaj!- wrzasnęła i znowu zaczęła płakać.
-Michelle...- powiedziałem ze łzami w oczach.
-Czego jeszcze chcesz? Przeprosić? Dobrze, ale i tak ci nie wybaczę, więc możesz wracać do tej dziwki i pierdolić ją do woli. A teraz żegnam. Mam nadzieję, że…że już nigdy nie będziesz mnie musiał widzieć.- dokończyła mrocznym tonem. Ta wizja mnie przeraziła.
-Kocham cię!- krzyknąłem -Ja cię kurwa kocham!-
-A ja cię nienawidzę.- dodała. Po tych słowach całe moje życie straciło sens. Michelle szybkim krokiem podążała chyba do hotelu.W myślach wyzywałem się od najgorszych. Nawet sam nie wiedziałem, że kiedykolwiek tak nisko upadnę. Nie miałem na nic siły, w ciągu jednego dnia ze szczytów, spadłem w niekończącą się otchłań...
Michelle
Wróciłam do hotelu, czułam się strasznie. Znacznie gorzej było żyć ze świadomością, że musisz zniknąć z czyjegoś życia raz na zawsze. Weszłam do budynku. Było gdzieś po trzeciej, więc recepcjonista smacznie chrapał. Wjechałam windą na drugie piętro i podeszłam do drzwi sypialni. Wygrzebałam kartę z kieszeni i otworzyłam drzwi. Kiedy wchodziłam do pokoju usłyszałam głos Izzy'ego
-Michelle! Zaczekaj!- krzyknął i podbiegł do drzwi. Razem weszliśmy do środka.
-I jak? Gdzie Slash? Wszystko w porządku?- pytał
-Izzy...ja muszę odejść. Raz na zawsze. Przepraszam.- powiedziałam i ukryłam twarz w dłoniach, na każde wspomnienie ostatnich kilku godzin łzy samoistnie wypływały mi z oczu.
-Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku...a teraz to wszystko poszło się jebać.- powiedziałam i wstałam z łóżka. Szybko wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam pakować wszystkie swoje rzeczy.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony Izzy
-Wyjeżdżam.- odpowiedziałam nie przerywając tej czynności.
-Gdzie? Na ile? No kurwa po co?- zadawał pytania jedno za drugim -Powiedz mi co się stało, bo inaczej nigdzie się stąd nie ruszysz.- dodał. W moich oczodołach zebrało się zbyt wiele łez, nagle zaczęły szybko spływać po moich policzkach. Izzy przytulił mnie mocno i kazał wytłumaczyć zaistniałą sytuację.
-Bo on...jak ja tam przyszłam, to ta szmata robiła mu loda!- krzyknęłam i wybuchłam kolejną falą płaczu.
-Że kurwa co?- zapytał zdziwiony.
-Nieważne, to sprawa pomiędzy mną, a nim więc proszę...kurwa, Izzy pomóż mi...- powiedziałam bezsilnym tonem i usiadłam na ziemi. Moje całe ciało było całkowicie bezwładne. Nie umiałam nad sobą zapanować. Zauważyłam pod łóżkiem paczkę papierosów, więc od razu po nią sięgnęłam.
-Masz ognia?- zapytałam patrząc z nadzieją na chłopaka.
-Przecież ty nie...Mam.- powiedział i podał mi zapaliczkę. W mgnieniu oka zaczęłam zaciągać się papierosami. W ciągu jakiś 40 minut wypaliłam całą paczkę. Izzy siedział przy mnie i próbował jakoś pocieszyć, jednak w tej sytuacji pocieszyłaby mnie tylko wiadomość, że to zły sen i za chwilę się obudzę. Niestety tak nie było. Izzy postanowił wrócić do pokoju, a w zasadzie to ja go wygoniłam. Nie mógł przecież pełnić przy mnie warty. Byłam już dużą dziewczynką i umiałam zadbać o własne potrzeby.
-Ooo pan jebany Hudson do nas zawitał!- powiedział Izzy.
-Gdzie jest Michelle?- zapytałem, lecz oni chyba już wszystko wiedzieli.
-Ty na serio to zrobiłeś? Zdradziłeś Michelle?!- krzyknął, a potem złapał mnie za koszulkę, przyciskając do ściany i chciał kontynuować.
-Możesz mnie nawet zabić, już mi wszystko jedno...- powiedziałem, a on jakby się opanował. Puścił mnie i wyklinając pod nosem, poszedł do swojego pokoju. Został Stradlin. Popatrzył na mnie i pokręcił z niedowierzaniem głową.
-W życiu bym się tego po tobie nie spodziewał.- powiedział. Spuściłem wzrok na ziemię i postanowiłem wyjść z hotelu...gdziekolwiek.
-Gdzie idziesz?- zapytał nędznie, patrząc jak odchodzę.
-Zabić się albo lepiej poszukać jej i przeprosić, a dopiero potem się zabić.- powiedziałem całkowicie poważnie, nawet na niego nie patrząc. Odpaliłem papierosa i wszedłem do windy. Jak najszybciej chciałem stąd wyjść. Była 4 rano kiedy wszedłem do najbliższego pubu. Zająłem miejsce w najciemniejszym kącie pomieszczenia. Do stolika podeszła kelnerka.
-Co dla ciebie Slash?- zapytała, jakby mnie znała.
-Przynieś mi wódki.- powiedziałem obojętnie i po chwili trzymałem w swojej dłoni dużą butelkę czystej. Wypiłem jakąś połowę, a potem poszedłem do toalety. Zastałem w niej jakiegoś kolesia wciągającego kokę. Znowu poczułem, że potrzebuję heroiny i to natychmiast. Oblizałem wargi i poczułem jak moje ręce drżą coraz silniej. Podszedłem bliżej tego kolesia i zapytałem.
-Masz tego więcej?
-Mam. Czego potrzebujesz?- odpowiedział, rozkładając płaszcz jak nietoperz. Miał pełno strzykawek, prochów i tabletek w przeźroczystych woreczkach. Moje oczy się zaświeciły. Postanowiłem z tym skończyć. Raz na zawsze. Wyciągnąłem z kieszeni wszystkie pieniądze jakie miałem przy sobie, nie było tego dużo, ale koleś zrobił wielkie oczy i podarował mi z uśmiechem wszystkie strzykawki.
-To też się przyda...jak wiesz...- dodał i wyciągnął w moją stronę rękę z opaską uciskową.
-Dzięki.- odpowiedziałem, a facet wyszedł z łazienki. Wrócił chyba z powrotem do klubu. Po kolei zacząłem odpakowywać strzykawki.
-Sześć chyba wystarczy...- zaśmiałem się do siebie i na chwilę się zatrzymałem. Pomyślałem sobie, czy czasem nie napisać jakiegoś listu pożegnalnego, czy czegoś w tym stylu. Ale przecież żaden prawdziwy rockman tak nie zrobił, więc ja nie będę wychodzić przed orkiestrę. Nerwowo spojrzałem na zegarek na ścianie, była 4:36. Już sobie wyobrażałem nagłówki w gazetach. "Slash, gitarzysta Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata, nie żyje. Przyczyną zgonu był nałóg heroinowy, który doprowadził do śmierci muzyka". Postanowione, fajnie było, ale trzeba kiedyś umrzeć. Powoli zacząłem wstrzykiwać sobie narkotyki do prawej ręki. Nie wiedziałem co robię, teraz byłem pewien tylko jednej rzeczy, kocham Michelle. Kiedy wstrzykiwałem ostatnią dawkę, z moich oczu popłynęły łzy, nie kontrolowałem tego. Najbardziej chciałbym teraz widzieć jej oczy, ale nie zapłakane, tylko szczęśliwe. Chciałbym ostatni raz ujrzeć jej roześmianą twarz. Z takim mottem, podtrzymując się ścian, wyszedłem z łazienki. Jak najszybciej chciałem iść do hotelu. Szedłem ulicami Detroit zawracając się po drodze. Ludzie myśleli chyba, że jestem pijany. Klub był bardzo blisko hotelu, więc szybko dotarłem do budynku. Zatrzymałem się przy widzie. Przycisnąłem guzik sprowadzający ją na dół. Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Wiedziałem, że to już koniec. Upadłem bezwładnie na ziemię i oślepiło mnie ostre światło, ale to była chyba żarówka, a nie światełko w tunelu... -Żegnaj...Michelle.- powiedziałem i zamknąłem oczy...
-Zadzwońcie do pokoju 217!- krzyknął drugi. Posłusznie wykręciłem numer i podałem słuchawkę blondynowi z długimi włosami.
-Stradlin...Slash...on nie żyje...- powiedziałem.
-Co?!- usłyszałem głośny krzyk w słuchawce, a po chwili telefon się rozłączył...
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony Izzy
-Wyjeżdżam.- odpowiedziałam nie przerywając tej czynności.
-Gdzie? Na ile? No kurwa po co?- zadawał pytania jedno za drugim -Powiedz mi co się stało, bo inaczej nigdzie się stąd nie ruszysz.- dodał. W moich oczodołach zebrało się zbyt wiele łez, nagle zaczęły szybko spływać po moich policzkach. Izzy przytulił mnie mocno i kazał wytłumaczyć zaistniałą sytuację.
-Bo on...jak ja tam przyszłam, to ta szmata robiła mu loda!- krzyknęłam i wybuchłam kolejną falą płaczu.
-Że kurwa co?- zapytał zdziwiony.
-Nieważne, to sprawa pomiędzy mną, a nim więc proszę...kurwa, Izzy pomóż mi...- powiedziałam bezsilnym tonem i usiadłam na ziemi. Moje całe ciało było całkowicie bezwładne. Nie umiałam nad sobą zapanować. Zauważyłam pod łóżkiem paczkę papierosów, więc od razu po nią sięgnęłam.
-Masz ognia?- zapytałam patrząc z nadzieją na chłopaka.
-Przecież ty nie...Mam.- powiedział i podał mi zapaliczkę. W mgnieniu oka zaczęłam zaciągać się papierosami. W ciągu jakiś 40 minut wypaliłam całą paczkę. Izzy siedział przy mnie i próbował jakoś pocieszyć, jednak w tej sytuacji pocieszyłaby mnie tylko wiadomość, że to zły sen i za chwilę się obudzę. Niestety tak nie było. Izzy postanowił wrócić do pokoju, a w zasadzie to ja go wygoniłam. Nie mógł przecież pełnić przy mnie warty. Byłam już dużą dziewczynką i umiałam zadbać o własne potrzeby.
Slash
Co ja kurwa narobiłem?! krzyczałem w duchu. Poszedłem do hotelu. Kiedy wychodziłem z windy. Usłyszałem głosy Izzy'ego i Duffa. Kłócili się o coś, ale teraz gówno mnie to obchodziło, chciałem tylko porozmawiać z Michelle.-Ooo pan jebany Hudson do nas zawitał!- powiedział Izzy.
-Gdzie jest Michelle?- zapytałem, lecz oni chyba już wszystko wiedzieli.
-Ty na serio to zrobiłeś? Zdradziłeś Michelle?!- krzyknął, a potem złapał mnie za koszulkę, przyciskając do ściany i chciał kontynuować.
-Możesz mnie nawet zabić, już mi wszystko jedno...- powiedziałem, a on jakby się opanował. Puścił mnie i wyklinając pod nosem, poszedł do swojego pokoju. Został Stradlin. Popatrzył na mnie i pokręcił z niedowierzaniem głową.
-W życiu bym się tego po tobie nie spodziewał.- powiedział. Spuściłem wzrok na ziemię i postanowiłem wyjść z hotelu...gdziekolwiek.
-Gdzie idziesz?- zapytał nędznie, patrząc jak odchodzę.
-Zabić się albo lepiej poszukać jej i przeprosić, a dopiero potem się zabić.- powiedziałem całkowicie poważnie, nawet na niego nie patrząc. Odpaliłem papierosa i wszedłem do windy. Jak najszybciej chciałem stąd wyjść. Była 4 rano kiedy wszedłem do najbliższego pubu. Zająłem miejsce w najciemniejszym kącie pomieszczenia. Do stolika podeszła kelnerka.
-Co dla ciebie Slash?- zapytała, jakby mnie znała.
-Przynieś mi wódki.- powiedziałem obojętnie i po chwili trzymałem w swojej dłoni dużą butelkę czystej. Wypiłem jakąś połowę, a potem poszedłem do toalety. Zastałem w niej jakiegoś kolesia wciągającego kokę. Znowu poczułem, że potrzebuję heroiny i to natychmiast. Oblizałem wargi i poczułem jak moje ręce drżą coraz silniej. Podszedłem bliżej tego kolesia i zapytałem.
-Masz tego więcej?
-Mam. Czego potrzebujesz?- odpowiedział, rozkładając płaszcz jak nietoperz. Miał pełno strzykawek, prochów i tabletek w przeźroczystych woreczkach. Moje oczy się zaświeciły. Postanowiłem z tym skończyć. Raz na zawsze. Wyciągnąłem z kieszeni wszystkie pieniądze jakie miałem przy sobie, nie było tego dużo, ale koleś zrobił wielkie oczy i podarował mi z uśmiechem wszystkie strzykawki.
-To też się przyda...jak wiesz...- dodał i wyciągnął w moją stronę rękę z opaską uciskową.
-Dzięki.- odpowiedziałem, a facet wyszedł z łazienki. Wrócił chyba z powrotem do klubu. Po kolei zacząłem odpakowywać strzykawki.
-Sześć chyba wystarczy...- zaśmiałem się do siebie i na chwilę się zatrzymałem. Pomyślałem sobie, czy czasem nie napisać jakiegoś listu pożegnalnego, czy czegoś w tym stylu. Ale przecież żaden prawdziwy rockman tak nie zrobił, więc ja nie będę wychodzić przed orkiestrę. Nerwowo spojrzałem na zegarek na ścianie, była 4:36. Już sobie wyobrażałem nagłówki w gazetach. "Slash, gitarzysta Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata, nie żyje. Przyczyną zgonu był nałóg heroinowy, który doprowadził do śmierci muzyka". Postanowione, fajnie było, ale trzeba kiedyś umrzeć. Powoli zacząłem wstrzykiwać sobie narkotyki do prawej ręki. Nie wiedziałem co robię, teraz byłem pewien tylko jednej rzeczy, kocham Michelle. Kiedy wstrzykiwałem ostatnią dawkę, z moich oczu popłynęły łzy, nie kontrolowałem tego. Najbardziej chciałbym teraz widzieć jej oczy, ale nie zapłakane, tylko szczęśliwe. Chciałbym ostatni raz ujrzeć jej roześmianą twarz. Z takim mottem, podtrzymując się ścian, wyszedłem z łazienki. Jak najszybciej chciałem iść do hotelu. Szedłem ulicami Detroit zawracając się po drodze. Ludzie myśleli chyba, że jestem pijany. Klub był bardzo blisko hotelu, więc szybko dotarłem do budynku. Zatrzymałem się przy widzie. Przycisnąłem guzik sprowadzający ją na dół. Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Wiedziałem, że to już koniec. Upadłem bezwładnie na ziemię i oślepiło mnie ostre światło, ale to była chyba żarówka, a nie światełko w tunelu... -Żegnaj...Michelle.- powiedziałem i zamknąłem oczy...
Recepcjonista
-Pomocy! Ktoś zemdlał!- zacząłem krzyczeć, po chwili przybiegli jacyś ludzie jeden z nich najwyraźniej znał tego młodego mężczyznę, bo pierwszy do niego dobiegł krzycząc głośno "Hudson kurwa obudź się!".-Zadzwońcie do pokoju 217!- krzyknął drugi. Posłusznie wykręciłem numer i podałem słuchawkę blondynowi z długimi włosami.
Sebastian
Slash zsiniał i nie miał pulsu. Byłem przerażony, a do tego nie do końca trzeźwy. Miałem wyrzuty sumienia, że to przeze mnie. Dave powiedział mi, że całowałem się z jego dziewczyną, Michelle, i to na jego oczach! Jak mogłem być takim kretynem?! Przecież gdyby nie ja, to wszystko byłoby w porządku...-Stradlin...Slash...on nie żyje...- powiedziałem.
-Co?!- usłyszałem głośny krzyk w słuchawce, a po chwili telefon się rozłączył...
BOŻE, ALE MI KURWA SERCE WALI!!!
OdpowiedzUsuńSORY, ŻE PISZĘ Z CAPS LOCKIEM, ALE ZWYKŁE MAŁE LITERKI TEGO NIE WYRAŻĄ!!!
CO KURWA!??!?! COŚ TY ZROBIŁA?!!?!
ON PRZEŻYJE, TAK? POWIEDZ, ŻE ON KURWA PRZEŻYJE!!
Ułaa... waliłam w te klawisze aż mnie palce rozbolały. Jak nie ożywisz Slasha, to naślę na Ciebie wszystkich Rokmeńskich Bogów z nim samym na czele i to się dobrze nie skończy. A poza tym:
CZY TY KURDE CHCESZ, ŻEBYM ZESZŁA NA ZAWAŁ?!?! PRZECIEŻ JA MAM TERAZ JAKIEŚ KOSMICZNE TĘTNO! CIŚNIENIE TO MI SKOCZYŁO JAK PARTYKA W '96!! DŻIZAS... NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE RÓB. I ZMARTWYCHWSTAŃ GO! Proooszę ^^ A spróbujesz nie...!
Spokojnie kochana i nic nie zdradzę niech ci ciśnienie jeszcze trochę powariuje 8D
Usuńłoszty w łooooohohohohohohohohoh .! pobwaię się w Lisę
UsuńCOŚ TY KURWA NAROBIŁA CHCESZ ŻEBYM JA TU DEDŁA.?!? MASZ GO WSKRZESIĆ A JAK NIE TO MY CIĘ ..... lISSSSSSAA.???? HLEP ME ;d
Za szybko dodajesz i nie mam jak komentować ;D Zaiście zajebiście ;D aaa.... u mnie nowy....... ;P
Już lecę na pomoc Puszaku xD xD
UsuńSłuchaj no ino, ty zuo! Ona ma rację! Jak go nie wskrzesisz, to my cię... hmm... coś dostatecznie okrutnego... np... poprzypalamy cię rozgrzanym prętem, a potem to już sama nie wiem. Pomyślimy potem ;P
Ohoho od razu dedła... trochę muszę potrzymać w niepewności... a więc nowy rozdział już napisałam, ale dodam go wieczorem 8D
UsuńA i tak szybko niby dodaję, bo w tygodniu się nie pojawi żaden nowy, dopiero w piątek :(
Nowy. Ha! Ciekawe czy też będziesz zadowolona z obrotu spraw między Izzym i Shan. ;P
OdpowiedzUsuńNowy. Ano, taki średni, ale zawsze. A ja czekam na twój nowy ;P
UsuńNo nie, no teraz to rozjebałaś skalę zajebistości tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńNie wpadłabym na to ,że akurat Slash będzie chciał się zabić, już prędzej myślałam, że Michelle sięgnie po tak radykalne rozwiązanie.
Jejeu ,aż nie wiem co więcej napisać, bo rozdział tak mnie wciągnął, że od razu chcę lecieć dalej. No, bo Saul musi kurde przeżyć. Znaczy ja wiem, że przeżyje, no ale czy pogodzi się z Michelle, czy ona mu wybaczy i czy nie będzie za późno, bo w końcu ona chce wyjechać!
Lecę do kolejnego!
Pozdrowionka i uściski :***
Lady Stardust <3<3<3